Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
019.


Let's go to hell together
We can burn forever
I got nothing better to do
You know that I'm not a rebel
I just know the Devil
Can't be much worse than me and you


Ostatnio życie pędziło jak szalone.
Czas wydawał się działać na przyśpieszonej taśmie, a lista obowiązków w pracy jak i w domu dawała naprawdę popalić. Nawet interes ze sprzedażą obrazów w internecie zaczynał się powoli rozkręcać i zeszłego wieczoru Jo sprzedała swój pierwszy w życiu malunek. Nic specjalnego; zwykłe, ciągnące się wzdłuż horyzontu morze w akompaniamencie niskich, deszczowych chmur, a w tym wszystkim postać kobiety z wiklinowym koszem, zbierającą kamyczki z plaży, jakby nie obchodził ją otaczający dookoła świat. Namalowało go dobre kilka miesięcy temu i gdyby nie Otis chyba nigdy nawet nie ośmieliłaby sie nawet wrzucić go do neta. Co więcej, planowała to gówno wyjebać na śmietnik, bo w szafie z ryzunkami robiło isę już tłoczno a ten nie należał do jej ulubionych. Otis jednak mocno doradził, by ta wzieła dupsko w troki, porobiła zdjęcia niektórym projektom i po prostu wrzuciła w eter. Najwyżej nic się nie stanie, powiedział jej w pewien piątkowy wieczór, kiedy otulona kocem siedziała na hamaku z kieliszkiem wina w ręce, odbywając cowieczorną sesję długich rozmówek z przyjacielem. Przekonał ją wtedy, że nic nie traci, próbując. I miał racje. Nic nie straciła, a nawet zyskała. I to kurwa dwieście dolców. NO KURWA. Przecież było to więcej niż jej pierdolona dniówka, a wcale się przy tym nie urobiła. Może faktycznie był w tym wszystkim jakiś sposób na przyszłość.
Kalendarz wybił w końcu piątek, a ona wręcz nie mogła się doczekać, aż wejdzie do domu, rzuci torbami i będzie mogła zadzwonić do przyjaciela, by opowiedzieć o swoim malutkim sukcesie. Zrzuciła wiec z butów bordowe trampeczki, a obszerną bluzę z Green Day rzuciła gdzieś w kąt i czym prędzej popędziła do kuchni, nalać sobie (oczywiście tylko w ramach toastu) wielką szklankę musującego winka, kupionego w osiedlowym sklepie. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła niewielki telefon i ustawiając tryb głośnomówiący, zadzwoniła do Otisa.
NO CZEEEŚĆ — rzuciła cała podekscytowana, odkręcając metalowy pręcik, trzymający korek — CZEEEŚĆ, OTIS — jakoś nie potrafiła ukryć radości. Była cała w skowronkach, zupełnie jakby ktoś ostatnio kompletnie wymienił jej baterie na takie porządne, alkaliczne i to naładowane do jebanego fula — Zgadnij co!!!! — nakazała, wyczekując odpowiedzi, w międzyczasie owijając korek szmatką i szarpiąc z całej pizdy w górę. Nienawidziła otwierać tego cholerstwa. Zawsze krzywiła się przy tym niemiłosiernie i odsuwała z każdym pociągnięciem, jakby bała się, ze taki mały koreczek może rozpierdolić jej twarz na milion kawałków, a i przy okazji pół ręki odjebać, o. Taki kurwa niebezpieczny był. Zdecydowanie powinni dać jakieś ostrzeżenie na etykiecie, bo przecież pewnie już nie jeden człowiek przez to wziął i umarł.
Eh, eh, eh i buum.
Trochę postękała, trochę się pomęczyła, trochę pokrzywiła i w końcu udało jej się uzyskać dostęp do musującego winiaczka (i przeżyć!!!!). Odetchnęła z ulgą i szybciutko, kiedy Otis wciąż próbował zganąć co, zalała szklaneczkę po same brzegi.
SPRZEDAŁAM PIERWSZY OBRAZ, OTIS! — krzyknęła po chwili, bo już przecież nie potrafiła wytrzymać, a ten jełop nie był nawet blisko odgadnięcia, musiała więc wyjawić wszystko. Podskoczyła nawet przy tym delikatnie, OCZYWIŚCIE rozlewając trochę procentów na podłogę, ale wiecie co? Chuj z tym. Ruszyła przed siebie, sadzając dupę na wygodnej kanapie. Swoją drogą o wiele wygodniejszej niż jej własne łóżko.. Będzie musiała rozważyć zakoszenie jej do swojego pokoju. (Tess pewnie i tak nie zauważy, bo siedzi w nieaktywnych :))

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
24.


Wierzcie lub nie, ale Otis, mimo że był nieco upośledzony emocjonalnie, a przede wszystkim umysłowo, miewał czasem dni przepełnione nostalgią. Tak było ostatnio, kiedy wieczory spędzał w łóżku, słuchał muzyki i myślał o tym, że fajnie byłoby opowiedzieć o motylach w brzuchu i miłości tak wielkiej, że ta codziennie rozrywałaby mu serce, a w drugą osobę wpatrywałby się niczym w obrazek. Ale to nie był on. Bliżej było mu do stwierdzenia, że relacje międzyludzkie to ciężka praca poszukiwania kompromisów, to codziennie wyzwania i sztuka odłączania swoich schematów tak, żeby nie niczego nie bombardowały. A wtedy zwykle wychodzi różnie. Nieidealnie. Dlatego chciałby mieć kogoś najbliższego. Kogoś takiego najbardziej dla siebie, dla którego każdego dnia na nowo znalazłby sposób na to, żeby się nie pozbijać, bo przecież lepiej żyć razem.
Na ten moment taką osobą była Jo - internetowa przyjaciółka, której nigdy nie widział na oczy, a jednak połączyła ich magiczna więź. Dobrze było mieć kogoś takiego. Kogoś, od kogo niczego się nie oczekiwał, a Otis nie wyobrażał sobie, że ich relacja mogłaby wnieść się na wyższy poziom. Przede wszystkim dlatego, że straciłby najlepszą przyjaciółkę, a tego nie chciał, bo przyjaźń była dla niego znacznie cenniejsza od łapania za rączkę.
- CZEEEEŚĆ - odparł w ten sam sposób, wychodząc na ganek drewnianego domku, który wynajmował wraz z młodszą siostrą. - Co? Co się stało? Powiedz mi natychmiast! - i zanim Jo zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zaczęło się wielkie zgadywanie i niecelne strzelanie.
Kupiłaś sobie szczeniaczka!
Skoczyłaś na bungee!
Kupiła wygrany los na loterii!
Pojechałaś do Melbourne na stopa!
Wygrałaś konkurs jedzenia ostrych papryczek, a jak potem srałaś to wcale nie piekło!

Otis naprawdę bardzo chciał trafić, ale za bardzo mu to nie szło. Zrezygnował dopiero po tym, jak wrócił do kuchni po zimne piwo z lodówki i ponownie wyszedł na zewnątrz, żeby wygodnie rozsiąść się na schodkach.
- NO CO TY! - wyrwało mu się po usłyszeniu wspaniałych wieści. Ucieszył się maks, bo zawsze wspierał Jo całym serduchem i wierzył w jej talent i możliwości mocniej niż ona sama. No i w jej małym zwycięstwie miał swój udział - to właśnie on namówił dziewczynę, żeby wystawiła swoje prace na sprzedaż. Przede wszystkim dlatego, że nic nie traciła, a jednak jej obrazy były na tyle dobry, że Otis po cichu nie miał wątpliwości co do tego, że znajdzie się kupiec. Wprawdzie na razie Jo mówiła o jednym sprzedanym dziele, ale wiadomo, nie od razu Rzym zbudowano! - Który? I za ile? - chciał wiedzieć, więc MUSIAŁA wszystko powiedzieć, nie było innej opcji. - Ej, wiesz co? Jestem z ciebie zajebiście dumny, Jo - dodał na pokrzepienie duszy i nawet jeżeli nie udałoby jej się niczego upchnąć, dalej napawałby się dumą, bo przynajmniej spróbowała swoich sił.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie mogła zarabiać na swojej pasji i czymś, co faktycznie lubi. W końcu wydawało się to takie surrealistyczne; robić cos co sprawia przyjemność w wolnym czasie i jeszcze dostawać za to hajs. How crazy is that? Dalej nie potrafiła uwierzyć, że jednak się udało. Nie chciała się jednak za bardzo nastawiać na nie wiadomo jaką karierę, w końcu było to dopiero pierwszy obraz. Miała doskonałą świadomość, że mógł być to jedynie czysty przypadek i inne już wcale nie rozejdą się jak świeże bułeczki (albo precle, bo pragnę zaznaczyć, że ostatnio Netto rozjebało totalnie system tymi swoimi zajebistymi wypiekami). Mógł to być jeden, jedynie przypadek, ale i tak była z tego powodu cholernie szczęśliwa. Uśmiechnęła się głupio, słysząc ekscytacje w głosie Otisa. Kurwa. Jak dobrze było mieć kogoś, kto potrafił cieszyć się twoim szczęściem. Takiego kurwa prawdziwego przyjaciela, który jest na dobre i na złe. Z którym możesz pogadać na każdy jebany temat, niezależnie od tego czy jest to chujowy dzień, kuka pod cyckiem, czy problemy z wypróżnianiem się. Przyjaciela, który przede wszystkim potrafił słuchać i faktycznie chciał dla niej jak najlepiej. Nie miała tego nigdy wcześniej. Jasne, była Tessa, ale jakoś w tym samym czasie jednak jej nie było (pewnie dlatego, że przyszła na jednego posta i poleciała do nieaktywnych, pozdrawiam cieplutko). A Otis był i wydawać się mogło, że przez najbliższy czas planował nawet zostać, co było chyba najlepszą rzeczą na jebanym świecie. A przynajmniej dla Jo.
No serio!!! Dalej nie mogę w to uwierzyć — piknęła ponownie do słuchawki. No świetnie, jeszcze trochę i trzeba będzie chłopakowi amputować ucho czy coś, bo przecież słuchanie takich częstotliwości to się nie godzi. — Ten z babeczką nad morzem, zbierającą kamienie podczas burzy — wyjaśniła szybciutko, dosłownie nie wyrabiając z odpowiadaniem na jego pytania. — Za dwieście. Czaisz to, d w i e ś c i e dolców! Kurwa to moje dwie dniówki — przewróciła oczami i pokiwała głową z niedowierzania. Wiadomo, dla niego zapewne były to kompletne grosze, w końcu miał w chuj dzianych rodziców i kasy po brzegi, jak to nie raz wspominał w swoich historiach, jednak dla Jo były to ogromne pieniądze. I wciaż troche nie mogła uwierzyć, że to się wydarzyło.
Ej, wiesz co? Jestem z ciebie zajebiście dumny, Jo
Zamarła na moment z ręką w powietrzu, w połowie drogi do ust z wielkim kilonem wina. Kurwa. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatni raz ktoś powiedział jej, że jest z niej dumny. Czy była to matka piętnaście lat temu? A może siostra Meredith jeszcze w kuluarach bidula? Prychnęła pod nosem. Tak rzadko ktoś propsował to, co robiła, że aż zapomniała, że istniało w słowniku słowo duma.
Dzięki, Otis — próbowała zachować spokój, chociaż w środku coś ją poruszyło. Może to kwestia okresu, który nadchodził wielkimi krokami lub zmiany pogody, ale przez moment miała wrażenie, że zaraz się popłacze. Całe szczęście uczucie to minęło jeszcze szybciej, niż się pojawiło — W ogóle dzięki za wszystko. Bez ciebie bym tego nigdy nie zrobiła. Serio — upiła odrobinkę czerwonego trunku, a następnie ułożyła się wygodnie na mięciutkiej kanapie — Jesteś chyba jedyną osobą, która wypycha mnie ze strefy komfortu, ale w taki zajebiście dobrym znaczeniu. No i pomagasz mi w tym wszystkim spełniać marzenia, o których istnieniu nawet nie miałam najmniejszego pojęcia. Kurde. Super jesteś, wiesz? Mówił ci to ktoś kiedyś? — nie mogła się powstrzymać. Mówiła wszystko, co przychodziło jej do głowy i nie miała zamiaru oszczędzać w słowach pochwały, bo totalnie na nie zasługiwał. Na swój popierdolony sposób, jakimś cudem wyciągał z niej to, co najlepsze.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Jemu też udawało się upchnąć coś w sieci, a mianowicie były to przerobione ubrania, ale nigdy nie wspomniał Jo, że zajmuje się czymś takim. Właściwie poza siostrami i rodzicami nikt o tym nie wiedział, a on nie wychylał się, żeby o tym komukolwiek napomknąć. Trochę się wstydził, bo jakoś tak głupio, że facet zajmował się szyciem, a poza tym na początku znajomości nagadał przyjaciółce, że pochodzi z bogatej rodziny i opracowuje oprogramowania komputerowe, co oczywiście nijak miało się z rzeczywistością, w której rozwoził przesyłki, a po godzinach szył na starej maszynie swojej matki i wystawiał łaszki na jakiejś stronie w stylu Vinted.
- Ale ekstra! - zawtórował jej ekscytacją i naprawdę cieszył się jak głupi, bo bardziej satysfakcjonowały go sukcesy Jo niż własne. - To jeden z moich faworytów, wiesz? Lubię każdy twój obraz, ale waśnie ten ze zbieraniem kamieni podczas burzy, ten z całującymi się typami pod bijącą wierzbą i ten z zachodem słońca w górach są moimi ulubionymi. O i jeszcze ten z szałasem w lesie! Nie no, wszystkie są super, jednak nie umiem wybrać, który to mój numer jeden - niewątpliwie dziewczyna miała talent, co Otis bezustannie powtarzał, mimo że ona ani trochę nie wierzyła w jego słowa. Ani w siebie, a to z kolei mocno go smuciło, bo on w nią wierzył bardziej niż w kogokolwiek innego. Nawet własnym siostrom nie dawał takie suportu, choć zawsze mogły liczyć na jego wsparcie i służył niekoniecznie słuszną radą.
W przypadku Goldsworthy'ego zdarzało się, że ktoś był z niego dumny. Głównie rodzice, mimo że sam uważał się za chodzące rozczarowanie, bo niczego w życiu nie osiągnął. Był za głupi, żeby iść na studia i zbyt mało obrotny, aby wybić się na projektowaniu ubrań. Jedyne do czego się nadawał, to rozwożenie listów i paczek na rowerze, a i to nie zawsze szło mu wybitnie dobrze, bo jazda na rowerze wychodziła mu co najmniej żałośnie, a przysyłki niejednokrotnie dostarczał pod niewłaściwy adres. Ogólnie cud, że jeszcze nie wyjebali go z pracy na poczcie, ale chyba nie mieli zbyt wielu chętnych na jego miejsce, bo kto chciałby całymi dniami zapierdalać na jednośladowcu i wciskać korespondencję do skrzynek? Strasznie monotonne, słabo rozwijające i kiepsko płatne, czyli wszystko to, na co zasługiwał ktoś z upośledzeniem umysłowym.
- No coś ty, daj spokój - machnął ręką, dając jej do zrozumienia, że to drobiazg, ale Jo i tak nie mogła tego zobaczyć. - Jesteś w pytkę zdolna, więc to wyłącznie twoja zasługa, bo to ty malujesz takie cacka - obdarował ją niezbyt wyszukanym komplementem, bo mocno ssał w takowe. Liczyły się chęci, prawda? No właśnie, a Otis był totalnie szczery w swoich słowach i poważnie uważał, że jego kumpela od serca powinna mieć świadomość swojego talentu. - A ja jestem po to, żeby ci pomagać i wierzyć w ciebie, kiedy ty w siebie nie wierzysz, okej? Ale i tak dzięki, że masz mnie za takiego super - rzucił beztrosko i upił kilka łyków piwa. Te jasne były jego ulubionymi i niby miały posmak goryczy, to można było wyczuć cytrusowy aromat. - Możesz mi czasem o tym przypominać, żebym nie zapomniał - dodał ze śmiechem, ale Otis był tylko człowiekiem i jak każdy człowiek czasem bywał pełen niewiary, więc fakt, że ktoś miał go za takiego super zdawał mu się absurdalny.
Ale Jo też była super i miał nadzieję, że mówił jej o tym dosyć często albo przynajmniej dawał jej to do zrozumienia. I choć z początku powtarzał sobie w głowie tysiąc razy, że potrafił bez niej żyć, nic nie pomagało. Zaszła mu za skórę, weszła w krew. Utkwiła w nim. Oszałamiała go, a zarazem irytowała - dziwna, bardzo niebezpieczna mieszanka.
- I co teraz? - wygrzebał z kieszeni dresów pomiętą paczkę papierosów i sięgnął po zapaliczkę, która leżała na niedużym, drewnianym stoliku. - Dalej będzie próbować swoich sił w sprzedaży, skoro tak dobrze ci poszło? Jak już ktoś kupił jeden obraz to na pewno znajdą się inni zainteresowani - tym sposobem Otis próbował ją zachęcić do dalszych działań, bo nie tylko mogła zarobić ładną, przewyższającą jej dniówki sumkę, to w dodatku w każdej chwili mógł zauważyć ją jakiś łowca malarskich talentów.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Uśmiechnęła się sama do siebie na słowa chłopaka. Cholernie miłym uczuciem było słuchać, jak ktoś docenia jej prace i cały ten trud, jaki włożyła w stworzenie obrazów, które opisywał Otis. Kurwa. Proces twórczy to był cholernie wolny strzelec. Czasami rzeczy przychodziły zajebiście łatwo; pierwsza próba, kilka pchnięć pędzlem i wychodziło coś pięknego, jednak czasami wcale nie było tak prosto, za czym kryła się obrzydliwa irytacja i gniew. W końcu nikt nie lubi, jak mu coś nie wychodzi. Ale właśnie w takich momentach, jak ten, człowiek czuł się cholernie doceniony za swoją pracę, a fakt, że wyszło to z ust Otisa, podbijał jej samoocenę do kolosalnych rozmiarów, a przynajmniej na tamtą chwilę.
No już przestań mi tak słodzić, bo jeszcze DOSTANE CUKRZYCY i co?! — prychnęła pod nosem, umieszczając telefon na cyckach i zakładając dłonie pod głowę. Najlepsza pozycja. Wpatrzona w sufit, obserwowała, jak cień drzewa rusza się na strony pod wpływem silnego wiatru za oknem. — A jak sie ma cukrzyce to nie można wtedy dużo pić, bo ma alkohol ma dużo CUKRU. A tego to bym już serio nie przeżyła — zabrzmiała jak jebana alkoholiczka, ale taka była prawda — nie lubiła odmawiać sobie rzeczy, a w szczególności procentów. Była z tych ludzi, co po powrocie z pracy lubili strzelić sobie zimne piwo, czy właśnie butle wina, tak po prostu na dobre samopoczucie, bez okazji i przykro by jej trochę było, gdyby nagle musiałaby sobie tego wszystkiego zacząć odmawiać. NO BO JAK TO TAK? Przekręciła głowę, spoglądając na wypełniony po brzegi kieliszek z czerwonym płynem. Miłości moje, rzuciła w myślach, głaszcząc cienkie szkło.
Co dalej? — powtórzyła słowa chłopaka, jakby za pierwszym razem wcale do niej nie dotarły. — No w sumie to nie wiem. Zobaczymy. Wrzuciłam też masę innych, ale jak na razie sprzedał się tylko jeden. Kto wie, może los się jeszcze ut do mnie uśmiechnie i reszta też się rozjedzie. Jacie byłoby s u p e r — rozmarzyła się moment, wyobrażając sobie PIENIĄŻKI, jakie mogłaby na tym zarobić, jak i również miejsce na nowe obrazy, jakie zrobiłoby się w jej szafie, gdyby mogła się pozbyć, chociaż połowę z tego.
Gdybyśmy się kiedyś spotkali, musisz mi koniecznie zamodelować! — krzyknęła z entuzjazmem, wpadając na ten cudowny pomysł w ostatniej chwili — Przebierzemy cię za jakiegoś kurwa greckiego boga — dodała, poprawiając się na kanapie. W sumie to właśnie trochę tak go sobie wyobrażała; wysoki, napakowany, mega jasne blond włosy, niebieskie oczy i zarost. Chociaż pewnie znając jej szczęście, gdyby faktycznie się spotkali, pewnie okazałby się niższym od niej nerdem z pryszczami nawet na łokciach! Takie właśnie miała szczęście do facetów. Pokręciła głupio głową, postanawiając nie dzielić się z nim tymi przemyśleniami. Sięgnęła po kieliszek i upiła nieco winka.
Wino zwykle czy musujące? — spytała kompletnie z dupy, jak to bardzo często miała w zwyczaju. Średnio kilka razy w ciągu jednej rozmowy zarzucała randomowy temat lub pytanie, które w rzeczywistości chuja wnosiło do całej konwersacji. Tak w ramach poznania go jeszcze lepiej — Bo nawet nie będę tworzyć rozgrywki wino vs. piwo, wiem, że werdykt jest wtedy dla ciebie oczywisty. Pewnie nawet teraz ślipiesz browara! — rzuciła oskarżycielsko, śmiejąc się głupio do słuchawki. No istniała szansa, że była medium, a mógł to też być nietrafny strzał.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Lubił dla nie być. Lubił ją wspierać, obdarzać dobrym słowem i dawać poczuć, że nigdzie się nie wybierał. W przypadku niektórych ludzi takie gesty były przykrym obowiązkiem i robiło się coś, bo po prostu wypadało, ale nie z czystej przyjemności. Z Jo było inaczej i Otis po prostu tego chciał, a uśmiechanie jej sprawiało mu wewnętrzną, trochę niepojętą radość. Nie rozumiał tego do końca, ale czerpał wiele radości z ich relacji. I nieskromnie musiał przyznać, że chyba całkiem sprawdzał się w roli przyjaciela.
- O nie, nie chcemy przecież, żebyś nabawiła się cukrzycy! - powiedział z udawanym przejęciem, sącząc w najlepsze zimne piwko. - W takim razie muszę przestać prawić ci komplementy, żebyś się zapiła. A poza słyszałem, że diabetycy często sikają, więc nie pozostałoby ci nic innego, jak zainwestować w pampersy, bo jakbyś tak w pracy za dziesięć minut do kibla latała? - wyolbrzymiał i to dość mocno, wszak ludzie chorujący na cukrzycę musieli częściej korzystać z toalety, ale nie mieli problemu z trzymaniem moczu tylko oddawali go częściej niż przeciętny, zdrowy człowiek.
Ucieszył się szczerze, kiedy Jo wspomniała o innych obrazach, które również postanowiła wystawić w internecie. Najważniejsze, że próbowała i kto wie, może wkrótce kolejne obrazy pójdą w świat?
- Trzeba trochę poczekać i na pewno znajdą się chętni - Otis nie miał na myśli tygodnia czy dwóch, takie oczekiwania mogły potrwać nawet pół roku, więc nie pozostało nic innego, jak wykazać się nadmierną cierpliwością i coś jakiś czas uaktualniać status wystawionych na sprzedaż obrazów.
Zaśmiał się głośno na wzmiankę o pozowaniu do obrazów. Właściwie słowa Jo brzmiały niczym rozkaz, jakby ta kwestia nie podlegała jebanej dyskusji.
- I co jeszcze? - parsknął w słuchawkę, poprawiając telefon przy uchu, ale ostatecznie ręka mu zdrętwiała, a przytrzymywany aparat ramieniem ciągle się wysuwał, więc włączył tryb głośnomówiący i rozsiadł się wygodniej na drewnianych schodkach. - Mam paradować w jakiejś szmacie? To już wygodniej byłoby na golasa - chyba nie zdawał sobie sprawy, jak wybrzmiały jego słowa, ale na pewno gdyby przyszło co do czego, to nie zdecydowałby się na tego typu modeling. Jasne, nie miał problemów ze zdjęciem koszulki, w końcu nie musiał szczelnie skrywać cycków pod stanikiem, ale tak świecenie pod Jo tyłkiem i wymachiwanie jej przed nosem pytongiem, to chyba nie był najlepszy pomysł. Lepiej zachować jakieś resztki przyzwoitości w tej przyjaźni. - Mogę pozować, ale pod warunkiem, że potem ty zapozujesz mi! - co zabawne, Otis nie miał nic wspólnego z takim artyzmem, więc pewnie portret przedstawiający Jo składałby się z kółka i kilku przecinających się kresek, ale za to ile byłoby frajdy! No normalnie zeszczaliby się ze śmiechu i jednocześnie posrali. Ubaw po pachy, koń by się uśmiał i nikt nie mógłby powstrzymać tej karuzeli.
- Ej, skąd wiedziałaś, że teraz ślipię browca? - aż się nieco wyprostował, bo normalnie poczuł się OBSERWOWANY. - Przyznaj, że bacznie obserwujesz moje życie przez kamerkę w komórce. Albo czaisz się gdzieś w pobliżu - dla pewności rozejrzał się wokół, ale nie dostrzegł żywej duszy, jednak nigdy nic nie wiadomo, bo w tych szuwarach to ciężko cokolwiek dostrzec. - Wino żadne, ale jak już muszę wybrać to zwykłe. Te musujące są strasznie słodkie. Od nich do dopiero można dostać cukrzycy - jeszcze teatralnie wydał z siebie głośne BLEEE, żeby Jo przyjęła do świadomości jego zniesmaczenie. - Nie gadaj tylko, że wolisz wino od piwa - coś podejrzewał, że pytanie wzięło się stąd, że dziewczyna aktualnie obracała kieliszek z tym niskoprocentowym alkoholem w dłoniach, ale jeśli oznajmi, że te sikacze stawia na pierwszym miejscu, to Otis chyba straci wiarę w człowieka.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie widziało jej się nadmierne szczanie.
No co jak co, ale żeby tak co chwile latać do kibla i wylewać z siebie płyny to bardzo jej nie pasowało. Szczególnie że Jo raczej była z tej grupy ludzi namaszczonych przez gastronomię, którzy przez dzień pijali mało wody, przez co do kibla chodzili maksymalnie cztery razy w ciągu całego dnia. Dziwne? No cóż, dla niektórych całkiem normalne! (chociaż dla mnie totalnie nie, bo ja latam tak średnio do godzinę xd). Tak więc za nic nie widziało jej się nabawiac cukrzycy i posiadać te wszystkie okropne skutki uboczne, chociaż z drugiej strony nie chciała również, by Otis przestawał prawić jej komplementy. Może i nie mówiła tego często na głos, ani nawet starała się nie myśleć o tym zbyt wiele, jednak tak naprawdę bardzo (ale to bardzo) lubiła, kiedy to robił. Z każdym miłym słowem w jej ciele pojawiał się ten cholernie przyjemny ciepły prąd, błądzący gdzieś między kręgosłupem a szyją, niekiedy wywołując gęsią skórkę. Czasami przerażało ją, jak bardzo działały na nią jego słowa, jednak przez większość czasu starała się to wszystko po prostu tłamsić w sobie i ignorować. Bo tak było po prostu prościej.
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc reakcje chłopaka na propozycję pozowania. A w sumie mało miało to z propozycji, a prędzej z rozkazu, bo przecież nie będzie nawet z nim dyskutować. Pozuje i już! A gdy tak wspomniał o braku szmaty, na twarz Jo wypełznął niewielki rumieniec. O CZYŻBY SIĘ ZAWSTYDZIŁA?
Taki chętny jesteś, żeby się przede mną rozbierać? — uniosła lewą brew i rzuciła w eter spojrzenie, które aż pożałowała, że nie może zaoferować Otisowi. — Zero gry wstępnej widze, Otis od razu na waleta kurwa — krzyknęła rozbawiona, o mało co nie rozlewając wina, które od kilku dobrych chwil próbowała wlać w gardło. No ale nie mogła. Nie mogła, bo ten debil po drugiej stronie słuchawki ciągle ją rozmieszał i jeszcze trochę, a sofa z beżowej (nie bordowej!) zamieni się w jebaniutki róż. A kiedy już udało jej się zmoczyć usta, Otis ponownie dojebał do pieca — Ja tobie? TEŻ NA GOLASA? — opluła się biedulka, krztusząc na moment i odkładając kieliszka na stół, by przez kolejne kilka sekund wypluwać oskrzela — Nie wiedziałam, że jesteś takim fanem aktów — dodała jeszcze pomiędzy uderzeniem w klatkę piersiową a kaszlnięciem i próbą pozostania przy życiu. No taki kolega właśnie; chciał ją zabić i tyle kurwa z tej telefonicznej znajomości. Ciekawe czy chociaż na pogrzeb by przyszedł. Pewnie nie, bo zajęty by był chlaniem browarców.
No jak to skąd.. dobra słuchaj, Otis, muszę się do czegoś przyznać — zaczęła z udawaną powagą w głosie — Pamiętasz ten jeden raz, kiedy podałeś mi swoje passy do Netflixa, bo były zmienił hasło do naszego? Wzięłam włamałam ci sie wtedy w system i zainstalowałam WIRUSA!! Takiego kurwa, który daje mi dostęp do twojej kamerki w laptopie i wszyyyyyyystko widzeeee — przeciągała słowa, brzmiąc jak ostatnia wariatka i chociaż on doskonale wiedział, że żartuje, gdyby ktoś tak z boku przysłuchiwał się tej rozmowie, zapewne serio by pomyślał, że Jolene ma porządnie najebane w głowie. — No słuchaj, jakbym już czaiła się w pobliżu, to uwierz mi, weszłabym na tego browara — Jo była ostatnią osobom, która czaiłaby się w krzakach tylko dla podglądania i nie skorzystałaby z okazji, by zajrzeć do środka, wypić coś dobrego, wrzucić jedzonko na ruszt i przy okazji może obejrzeć jakiś dobry film. Nawet na misji szpiegowskiej nie omieszkałaby skorzystać z okazji, by w końcu poznać swojego telefonicznego przyjaciela. Bez jednego jebaniutkiego zawahania.
Najbardziej to lubię wódkę, okej? — wzruszyła ramionami. — Bo przynajmniej można ją pić w kolosalnych ilościach i nie zapyta tak jak na przykład browar. — Gaz nie działał dobrze na jej wrażliwy brzuszek i chociaż doceniała dobrego browarka, tak zazwyczaj po wypiciu dwóch robiła się cała wydęta i nie mogła się podnieść z miejsca. No cóż. Tak już miała. Temu przez większość czasu stawiała na wino. — Ale zdecydowanie wole browarka

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie chciał, żeby Jo nabawiła się cukrzycy czy jakiejkolwiek innej, paskudnej choroby. Martwił się o nią, co starał się okazywać w każdy możliwy sposób, więc często powtarzał, żeby o siebie dbała, w chłodniejsze dni zabierała nieco cieplejszą kurtkę i nie sterczała w oknie na papierosie z mokrą głową, kiedy wyszła spod prysznica. Oczywiście dziewczyna i tak robiła z tym, co chciała, ale on w ten sposób pokazywał, że nie była mu obojętna i że przyda mu się w całości, bo rozmowy z nią weszły mu w nawyk i nie wyobrażał sobie, żeby kiedyś mogło tego zabraknąć.
- O już, na pewno - zaśmiał się, bo po prostu stwierdził, że jakieś skrawki materiału są niewygodne i uniemożliwiają ruchy. - Tobie to tylko jedno w głowie. Pewnie sama chcesz, żebym paradował przed tobą golusieńki jak mnie pan bóg stworzył - westchnął z udawanym niedowierzaniem, jakby nie umiał pojąć jej myślenia, choć oboje wiedzieli, że było to tylko droczenie. Mieli swoje zadziorne zaczepki i w dużej mierze były to tylko żarty, za którymi kryła się jednak namiastka prawdy. - No, ale ty KONIECZNIE musiałabyś zapozować mi na golasa, żebym mógł ująć na płótnie całe twoje piękno - głos Otisa był poważny, ale Jo nie wiedziała, że chłopak był kompletnym beztalenciem, jeśli chodziło o mazani farbami, kredkami czy zwykłe szkicowanie ołówkiem. Ale nigdy też nie zarzekał się, że potrafił cokolwiek takiego robić, więc akurat w tym wypadku był z nią szczery.
Wcale nie zdziwiły się, gdyby Jo faktycznie wgrała mu jakiegoś wirusa przez korzystanie z jego netflixowego konta. Nie dlatego, że miała hakerskie umiejętności, ale dlatego, że zrobiłaby to zupełnie przypadkowo, nieświadoma swoich czynów. Na szczęście takie rzeczy się nie zdarzały. No chyba, że dziewczyna należała do zorganizowanej grupy Anonymous, wtedy to już inna bajka.
- To dlatego nie mogłem się ostatnio zalogować! Na pewno pozmieniałaś mi jakieś hasła, żebym nie mógł nic obejrzeć i jeszcze częściej z tobą gadać, atencjuszko - oczywiście wcale jej nie obwiniał, równie dobrze któraś z sióstr mogła tam szperać, w końcu mieli rodzinne konto, a kasa ściągana była z konta najstarszej z nich. - Twoja przebiegłość nie zna granic - podsumował ją z uśmiechem, dopalając papierosa, po czym niedopałek wcisnął do słoika, który prowizorycznie robił za profesjonalną popielniczką.
Otis skrzywił się na myśl o wódce. Z racji swojego wzrostu i masy ciała, sam mógł wypić duże ilości tego wysokoprocentowego alkoholu, ale potem nie czuł się najlepiej i źle znosił kaca.
- Jak można lubić wódkę? - zdziwił się szczerze. - Jo, skarbie, czy ty zdajesz sobie sprawę, że to pierwsze objawy alkoholizmu? Powiedz mi jeszcze, że ci smakuje, to naprawdę będę musiał stwierdzić, że masz zadatki na młodą alkoholiczkę - parsknął do słuchawki, ale jeśli jego telefoniczna przyjaciółka przytaknie, wtedy da mu poważny dowód do zmartwień. Na szczęście oboje doszli do porozumienia, że piwo było najlepsze i nie miało wobec siebie równych. Dobrze, że zgadzali się ze sobą w tak ważny aspekcie, inaczej mogłoby to zaważyć na ich przyjaźni. - Ej, jak byłaś mała, to kim chciałaś zostać w przyszłości? - zapytał bez wyraźnego powodu, po prostu przechodzenie z jednego tematu w drugi przychodziło im płynnie, a nie ze wszystkimi można było rozmawiać aż tak swobodnie. Po prostu nagle przyszła mu do głowy zagwozdka, co chciała robić taka mała, słodka Jo.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Żartujesz? Wiadomo, że chce! — krzyknęła zadowolona do słuchawki, przewracając pełnymi rozbawienia oczami. Czy chciała zobaczyć go w pełnej okazałości, na waleta, jak Pan Bóg go stworzył? No cóż, nie należało to do jej listy priorytetów do osiągnięcia, jednak gdyby takowa możliwość się natrafiła - na pewno nie przeszłaby obok niej obojętnie. No bo co? Miałaby zacząć drzeć po nim mordę, że ma się natychmiast ubrać i nie paradować tak roznegliżowany? Nie była jego matką, a gołego ciałka nigdy za wiele. Czy to samo ty tyczyło się też jej? No cóż, w tym temacie już była trochę bardziej sceptyczna, gdy tylko o tym wspomniał. — Jesteś pewien? Jeszcze byś się we mnie zakochał i co wtedy? — prychnęła głupio, zalewając kolejny już kieliszek tanim winem. Sama nie należała do ludzi, którzy zakochiwali się w kimś na podstawie ich aparycji (o czym idealnie świadczył fakt, że zabujała się w głosie, którego nawet nigdy w życiu nie widziała na oczy), jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że faceci rządzili się swoimi prawami. Niekiedy wystarczyło pokazać trochę cyca, machnąć dupą i już zmieniali swoje podejście do niektórych tematów. Dlatego kto wie, może jak taki Otis zobaczyłby ją w pełnej nudystycznej okazałości, jeszcze by się chłopak zajebał? No wątpiła w to mocno, ale przecież pociągnąć żarcik trzeba było, nie ma to tamto!
No cóż, nic na to nie poradzę, że tak bardzo lubię dostawać od ciebie atencję — stwierdziła bez najmniejszego zastanowienia, zresztą zgodnie z prawdą. — A poza tym, mój drogi.. ktoś musiał ci w końcu odciąć dostęp do tych wszystkich durnych programów, które oglądasz. I mean trzynasty sezon mody na sukces? Kurwa Otis i nawet nie próbuj mi wmawiać, że to któraś z twoich sióstr, dobrze wiem, że w chuja lecisz — zagroziła palcem, chociaż on i tak nie był w stanie tego zobaczyć. Sama nigdy nie miała czasu na oglądanie tego typu programów ani chęci: nie dość, że zabierały większość wolnego czasu, to przy tych długosezonowych produkcjach już w połowie wszystko zaczynało być mocno naciągane i na siłę, by tylko kręcić oglądalność. Meh. Meh. Oczywiście istniały wyjątki od reguły, pewnie, że tak (i zapewne osoba szanownego Bubka wymieniłaby z kilka takowych tytułów), jednak zazwyczaj wszystko po piątym sezonie traciło na jakości.
Noo, jeśli schłodzona to i smakuje — stwierdziła zgodnie z prawdą. Może i była trochę alkoholiczką? Może faktycznie czasami endżojowała się dobrym alkoholem bardziej niż normalny, przeciętny człowiek, jednak do prawdziwego chlańska było jej jeszcze daleko. — Kiedyś z Tess nie miałyśmy popitki to zagryzałyśmy jabłkiem — dodała na szybko, bo przecież randomowy fun fakt z życia zawsze był mile widziany w ich rozmowach.
Ej, jak byłaś mała, to kim chciałaś zostać w przyszłości? Powtórzyła w myślach, zamierając na moment, nostalgicznie wpatrując się w zieloną przestrzeń tuż przez sobą. Drzewa uginały się rytmicznie pod wpływem energicznych podmuchów wiatru, a liście szeleściły swoim charakterystycznym świstem, zupełnie jak te kilkanaście lat temu, kiedy to ukochana matka zabrała maleńką Jo na wielką łąkę za miastem. Zobaczysz w końcu się uda, powtarzała z wielkim uśmiechem, kiedy Jolene po raz kolejny nie potrafiła wzbić kolorowego latawca w powietrze. I miała racje. Mimo frustracji i gromu płaczu, wielki skrzydlaty latawiec poszybował w powietrze, sprawiając, że King na maleńką chwilę zaparło dech w piersiach. Podziwiała go w pełni zafascynowana, zazdroszcząc mu wolności. Chciałabym zostać kiedyś pilotem, stwierdziła w drodze do domu, gdy obie w pełni zmęczone lecz szczęśliwe kierowały się w stronę miasta.
Prychnęła głupio na miłe wspomnienie, malując na twarz blady uśmiech. Kurwa. Oddałaby cały swój dorobek, wszystko co tylko miała, by chociaż na maleńki moment wrócić do tych kolorowych, dziecięcych dni.
Nie pamiętam — skłamała prosto do słuchawki — Pewnie jakąś super sławną piosenkarką czy aktorką, jak wszystkie inne dziewczynki — zaśmiała się sztucznie, oscylując gdzieś daleko od prawdy. Bo w końcu do innych normalnych dziewczynek brakowało jej wiele. Zaczynając od wychowywania się bez rodziców, po pobyt w domu dziecka aż po życie w jebanej samotności. — A ty? — dodała szybko, kierując całą uwagę na Otisa. — Pewnie jakimś zajebistym superbohaterem — skwitowała, mimowolnie wyobrażając sobie małego Otisa w stroju Spidermana, skaczącego po meblach. No i to byłby kontakt, dla którego warto żyć.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Nie można zakochać się w swoim przyjacielu - odparł natychmiast, bo nie na tym polegała przyjaźń, żeby zaraz jedno w drugim się zakochiwało. Można się lubi, ale żeby od razu zakochiwać? Bez przesady. - To jest jedna z zasad przyjaźni, której za nic w świecie nie wolno złamać - dodał stanowczo, bo sam nie miał zamiaru wyłamywać się z kanonu tej relacji. Jo była tylko i wyłącznie przyjaciółką i nikim poza tym. Naturalnie odgrywała istotną, bardzo ważną rolę w jego życiu, ale przyjaźń, a kochanie to zupełnie odrębne kwestie. - Poza tym jakbym miał się w tobie zakochać, to zrobiłbym to już dawno, a nie tylko na podstawie świecenia mi przed nosem cyckami - może i Otis był facetem, który lubił popatrzeć sobie na zgrabny tyłek, fajne cycki i długie nogi, ale nie był aż tak małostkowy, a siostry nauczyły go, żeby nie patrzył na dziewczyny wyłącznie jak na kawał mięsa.
Przewrócił oczami, czego Jo nie mogła zobaczyć. Wielka szkoda, bo wyglądał wtedy przekomicznie. Trochę jak mops, przy którym istniała obawa, że jak się go klepnie w tył głowy, to wypadną mu oczy.
- Moda na sukces wciąga, okej? Zacząłem oglądać te serial jeszcze jak babcia żyła i to jest takie kontynuowanie tradycji - oznajmił w taki sposób, jakby naprawdę oddawał tym cześć nieżyjącej krewnej. Bzdura. To znaczy, babcia dalej była mocno martwa, ale Otis nie oglądał ośmiu tysięcy odcinków tej opery mydlanej ku pamięci babuni, po prostu wkręcił się chłopak jak dziki i nic nie mogło go powtrzymać. - I tak nie zrozumiesz - mruknął ze zrezygnowaniem, bo chyba tłumaczenie dziewczynie czegokolwiek nie miało w tym momencie najmniejszego sensu.
Zagryzanie wysokoprocentowego alkoholu jabłkiem nie brzmiało tak źle. Co najwyżej później miało się sfermentowany oddech, zupełnie jak po jakimś tanim winie. Otis miał gorsze wspomnienia, bo kiedyś wraz z najstarszą siostrą popijał wódkę zupą pomidorową. To dopiero fujka.
- Aktorką albo piosenkarką? Ale nuda - spodziewał się nieco innej odpowiedzi po tak kreatywnej osobie, jaką była Jo. Nie wiedział dlaczego, ale był przekonany, że dziewczyna od początku marzyła o byciu znakomitą malarką i nieważne, że pewnie mając sześć lub mniej lat nie potrafiła nawet dobrze trzymać kredek. - Ja chciałem być śmieciarzem, więc jeżeli zabieranie śmieci spod domów ludzi to bohaterstwo, to śmiało można mnie uznać za takiego superbohatera - zaśmiał się pod nosem, poprawiając telefon przy uchu. Jak widać Otis nigdy nie mierzył wysoko, dlatego skończył jako listonosz, o czym właściwie Jo nie miała pojęcia, bo w dalszym ciągu wmawiał jej, że tworzy aplikacje. - Chciałem też być budowlańcem, żeby wyremontować... - urwał na moment, w ostatniej chwili uświadamiając sobie, że już na początku ich znajomości wspominał o bogactwie swoich rodziców, którzy w rzeczywistości mieszkali na farmie w domu po rodzicach pani Goldsworthy. - Te budynki w centrum Lorne. Sama przyznaj, że przydałaby im się renowacja, a od kilkunastu lat nikt o to nie zadbał - cholera, należał mu się order z ziemniaka za szybkie wybrnięcie z własnych kłamstw. Jasne, o wiele łatwiej po prostu nie kłamać, ale na to było już trochę za późno.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Słuchała uważnie wypowiedzi po drugiej stronie słuchawki na temat czysto przyjacielskiej relacji, jaką dzielili, powoli, sekunda po sekundzie oswajając się z uczuciem zawodu, jaki otulił jej kobiece ciało. Serce lekko zakuło, żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, a humor delikatnie się pogorszył. Najgorsze jednak w tym wszystkim była ta dziwna bezradność, bo przecież nie było nic, co mogłaby na to poradzić. W końcu jak sam powiedział nie można zakochać się w swoim przyjacielu, tak więc nic nie dawało jej prawa czuć lub uważać inaczej. I może czasami faktycznie zastanawiała się, jakby to było, gdyby faktycznie się spotkali. Czy gdyby spojrzał jej w oczy i mógł dotknąć jej dłoń, czy to cokolwiek by zmieniło? Czy na żywo każdy żart uderzałby ze zdwojoną siłą? Czy mając go przy sobie, poczułaby jeszcze szybsze bicie serca? Czy polubiłaby jego zapach, dotyk, głos i wszystko, co się na niego składało? Czy przepadłaby już na dobre w tej pierdolonej studni uczuć? Może tak. Może nie. Całe szczęście myśli i marzenia miały to do siebie, że pozostawały zazwyczaj w głowie, z dala od świata zewnętrznego. I tam właśnie Jo postanowiła je trzymać bezpiecznie zamknięte pod kluczem.
A no tak, bo ty to taki pewny całego życia jesteś — prychnęła rozbawiona, pozwalając sobie doprawić to wszystko zwinnym przewrotem oczu. — Ludzie zmienni są, Otis. Czy tego chcesz, czy nie. Nigdy nie mów nigdy, bo nie wiesz, kiedy coś może ci się odmienić — może i nie miała wcale na myśli tego potencjalnego przyszłego zakochania i sytuacji, o której rozmawiali, jednak uwierzyła mocno w przekonanie, że nigdy nie wiesz, co czeka na ciebie za rogiem. Ileż to sama miała znajomości, do których z początku nie była pozytywnie nastawiona albo i jeszcze gorzej, a potem to właśnie ci ludzie okazywali się najbliżsi jej sercu, prawdziwe bratnie dusze, takie do zatrzymania w życiu (No, chyba że mowa o mojej relacji z oliwkami i rodzynkami w serniku, wtedy absolutnie nie ma mowy o zmianie zdania do końca usranego życia xd).
No już nie rób ze mnie takiej okropnej! — oburzyła się tym jego brakiem zaangażowania. — Opooowiedz mi o twoim zamiłowaniu do Mody na Sukces, Otis. Chce wiedzieć, znać wszystkie dramy i najnowsze nowinki ze świata sukesu mody. No weź, powiedz mi, powiedz — dobra, może trochę się nabijała, ale przecież przyjaźnili się, nie? Ano właśnie, a co to za przyjaźń bez kręcenia poważnej beki (jak na przykład z Kasi i cyrku dziwadeł, o). Poza tym zawsze lubiła go słuchać. Nie ważne czy były to poważne rozmowy, czy najzwyklejsze pierdolenie o rozmiarze świeżo walniętej kupy z kawałkami kiełbasy, którą mama przyniosła od cioci z wędzarni. Uwielbiała każdą, najdrobniejszą historię i nigdy nie uważała jego opowiadań za coś nudnego. Dlatego też gdyby nagle zdecydował się poopowiadać jej trochę o tym jednakże durnym serialu, pewnie słuchałaby tego, jak najlepszego audiobooka.
No może faktycznie była kiedyś nudna, dobrze, że teraz już tak się POZMIENIAŁO, co — wyszczerzyła się jak głupia, co doskonale dało się wyczuć w tonie jej głosu. Taka właśnie była dumna z siebie i swojej wybitnej zajebistości. Jednym ruchem wyzerowała kieliszek z białym winkiem i łapiąc Otisa (a tak naprawdę po prostu telefon) w zęby, ruszyła do kuchni. Wrzuciła brudy do zlewu, odkładając chłopaka na blat, odpalając tryb głośnomówiący. — ŚMIECIARZEM? No co ty pierdolisz. Co to za zajebiste marzenie?! — podekscytowała się niezdrowo, wygrzebując z szafki patelnie. W końcu wypadałoby coś wreszcie ugotować. — Ty no i co się stało? Nie pykło ci w życiu i zamiast na śmieciarce to jeździsz na kodach? — normalnie żart jedenaście na dziesięć, Jolene King proszę państwa, komik dwudziestego pierwszego wieku. Chociaż nie ma co się śmiać, sama chciała zostać pilotem, a wylądowała za jebaną ladą w barze, serwując alkohol zamiast sama go popijać po drugiej stronie. A no i kto tu był właśnie żałosny? A no właśnie. W międzyczasie wrzuciła masełko na patelnie i wzięła się jebaniutka za krojenie cebuli. Biedna była, nie miała takiej fajnej rozdrabniarki jak Bubek i Kasia (#żałosne).
Centrum Lorne? — nie znała się za bardzo na remontach i budowlach pod względem użytkowym, jednak jeśli chodzi o aspekt wizualny, miała swoje zdanie na ten temat. — Powiem ci, że mi to tam się centrum Lorne bardzo podoba. Te wszystkie uliczki i stare budynki. Nie wiem, może to przez to, że sama maluje i mam dość artystyczną duszę, ale jest w tym jakaś historia. Patrzysz na to i próbujesz sobie wyobrazić, ile opowiadań miałyby takie ściany budynku, ile się nasłuchały i napatrzyły — stwierdziła, ciągnąć nosem przez tą jebaną cebule, bo przecież wcale się nie wzruszyła jak pojebana na gadanie o obsranych budynkach, bez przesady. — Patrz no, aż się kurwa popłakałam z tego wszystkiego — przetarła ramieniem buzię, usiłując jakoś wysmarkać gluty bez pogarszania sytuacji. — Jak taki z ciebie Bob Budowniczy to musisz do mnie wpaść. Ostatnio próbowałam odnowić szopę za domem i prawie wysadziłam wszystko w powietrze.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Gdyby Jo tylko mogła, to zobaczyłaby jak Otis ostentacyjnie wywraca oczami. Nie, nie był pewny całego życia. Ba, nie był pewny niczego i nie wiedział, co los może przyjąć. Po prostu podświadomie czuł, że ich relacja ma większe prawo bytu, jeśli pozostaną na stopie przyjacielskiej. Bo związki były, a potem się rozpadały, a piękna przyjaźń potrafiła trwać latami. Dlatego, jeżeli miałby wybierać, wolał pozostać przy tej drugiej opcji i mieć przyjaciółkę na całe życie. Tak było łatwiej i o wiele bezpieczniej, a on nie był ryzykantem i podchodził do większości rzeczy ostrożnie. Sam fakt, że bez większego problemu otworzył się przed Jo świadczyło o tym, jak ważna dla niego była.
- Już dobrze, Pani Mądralińska - odparł, ale ze śmiechem. - Ja tam nie uważam, że ludzie są zmienni, ale ty masz prawo uważać inaczej i nie będę podważał twoich racji - nie musieli się ze sobą zgadzać i to było fajne, bo wtedy wywiązywała się dyskusja. Pod wieloma względami byli do siebie bardzo podobni, ale czasem gdzieś się rozmijali i nikomu to nie szkodziło. Gdyby byli identyczni, to dopiero byłoby nudno. I chyba wtedy nie mieliby szans dojść do jakiegokolwiek porozumienia.
Co się stało, że nie został śmieciarzem? Rozwoził listy, to się stało. Tworzenie aplikacji pozostawało jednym, wielkim kłamstwem i niespełnioną ambicją, ale Jo wcale nie musiała o tym wiedzieć. Właściwie nie mogła się o tym dowiedzieć, bo wtedy wyszłoby na jaw, że okłamywał ją od początku ich znajomości. Czy wkurwiłby się, gdyby to przed nim zatajono coś podobnego? Cholernie. Dlatego wolał jej tego zaoszczędzić.
- Nie uważam, że byłaś nudna! Tylko, że twoje dziecięce marzenia były oklepane, okej? Za to moje z tą śmieciarką było głupie. Ale podobno śmieciarze, wbrew pozorom, zarabiają naprawdę zajebistą kasę. Może powinienem się jednak przebranżowić? - zamyślił się na moment i wrócił z ganku do chatki, gdzie powędrował do swojego pokoju i wygodnie rozjebał się na wyrku. O, tak dobrze! - Co ty, płaczesz? - w jego głosie dało się usłyszeć nie tylko troskę, ale również lekkie przerażenie. - Nie becz, Jo. Jeszcze napatrzysz się na te budynki w Lorne, a jak dobrze się zakręcisz, to może napotkasz jakąś sympatyczną babuszkę, która zdradzi ci wszystkie tajemnice ulicy. Nie dlatego, że pewnie byłaby jebanym Strażnikiem Teksasu i robiła za jebany monitoring, ale może żyłaby na tyle długo, żeby opowiedzieć kilka ciekawych historii - żartował w najlepsze, bo odgłos ostrza noża, który uderzał o deskę, dał mu do zrozumienia, że dziewczyna coś kroiła. Albo, w najgorszym wypadku, właśnie okroiła sobie palca.
Parsknął pod nosem, przekręcając się na łóżku na lewy bok; w międzyczasie słuchawki wypadły mu z uszu, więc musiał ponownie znaleźć dogodną pozycję i poprosić Jo, żeby powtórzyła to, co przed chwilą mówiła.
- Nie znam się na budowaniu. To znaczy, ojciec próbował mnie czegoś tam nauczyć, ale wbijanie gwoździ nie jest dla mnie. Mam do tego dwie lewe ręce i brakuje mi zdolności manualnych. Jeśli ty PRAWIE wysadziłaś wszystko w powietrze, to ja Z PEWNOŚCIĄ bym to zrobił - nie ściemniał, serio znał się tym całym budowaniu jak na układzie okresowym pierwiastków. - Po co chcesz odnawiać szopę? Zrobisz sobie tam mini barek czy masz zamiar trzymać w niej kucyka Pony? - dopytał, przeciągając się leniwie w pomiętej pościeli. Naprawdę było idealnie - łóżko i rozmowa z najlepszą przyjaciółką. Czy można chcieć czegoś więcej?

Jo King
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ