uczennica liceum — lorne bay state school
17 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
You must not know my heart, but I know it isn't your fault
You live in a world in your clutch, you don't get out very much
Living in the fake world, full of facades and chaotic behaviour
You pull the lever for fun, yell, "Fire!", then you just run
1.

Ten dzień po prostu musiał być zły.
W drzwiach jej pokoju zamajaczyła postać. Ty jeszcze w łóżku!? - wtedy Fin już wiedziała, że budzik - jej jedyny przyjaciel, jedyna nadzieja - właśnie ją zdradził. To nie zdarzało się często, zazwyczaj wstawała przed budzikiem, kończyła wszystkie prace domowe i miała jeszcze sporo czasu, by dotrzeć do szkoły na swojej deskorolce, zamiast w ciasnym, brudnym autobusie z gumą do żucia wtartą w siedzenia. Lubiła jak rześkie poranne powietrze muska jej buzię, pamiętającą jeszcze ciepło poduszki. Jak asfalt znika i zlewa się pod jej stopami w szarą, jednostajną linię, dając wrażenie sunięcia jej stóp tuż nad powierzchnią, a ona, ze słuchawkami na uszach, nuciła piosenki pod nosem, czując się jak główny bohater w swoim teledysku. Tym razem jednak o deskorolce nie było mowy, a ten nieszczęsny autobus (jej jedyne wybawienie) już dawno odjechał. Czekało ją coś gorszego. W nerwowym pośpiechu zakładała na siebie ubrania, jednocześnie pakując do plecaka książki (na szczęście znała swój plan na pamięć i wiedziała, których książek już nie musi pakować).
- Chyba sobie żartujesz - usłyszała, kiedy zbiegała ze schodów w kierunku wyjścia. Mama stała już w drzwiach, w swoim stroju do jogi z torebką przewieszoną przez zgięcie ramienia, w jednej ręce trzymając kubek z odżywką proteinową, a w drugiej klucze do samochodu i telefon. Wyglądała jak dobra znajoma sióstr Kardashian. Nawet gumkę do włosów miała pod kolor swoich paznokci. Fin wyglądała jak jej dokładne przeciwieństwo, jakby specjalnie dobierała kolory tak, by nic do siebie nie pasowało, żeby zrobić swojej matce na złość. Nie było jednak czasu na krótką lekcję stylu od pani Shelton, zresztą kobieta już dawno się poddała, uznając swoją najmłodszą córkę za przypadek wyjątkowo oporny i beznadziejny. Zostało jej jedynie obrzucić kolorowe kalosze pełnym zrezygnowania spojrzeniem, westchnąć i odwrócić się bez słowa w stronę wyjścia do garażu. Susan mimo wszystko była wyrozumiałą matką, ale świadomość, że jedno z jej dzieci uczęszcza do publicznej szkoły, a drugie – o zgrozo – w niej pracuje, mocno godziło w jej morale. Dlatego wysadzanie Fin przecznicę dalej, krzyknięcie w jej stronę szybkie: „Powodzenia!” i odjechanie z piskiem opon, wydawało jej się rozsądnym rozwiązaniem. Zresztą to ratowało także dziewczynę przed wścibskimi spojrzeniami ludzi i pytaniami kolegów, czy jej mama przypadkiem nie szuka kogoś do czyszczenia basenu.
Dzwonek rozbrzmiał przeraźliwie, pierwsze lekcje właśnie dobiegły końca i rozgadany tłum wylał się z sal na korytarz. Starała się jak najszybciej dotrzeć do swojej szafki, żeby wyjąć potrzebne notatki i udać się do biblioteki, gdzie mogłaby przetrwać resztę przerwy, ale jej wspaniały plan już na starcie okazał się niewykonalny.
Była dopiero dziewiąta rano, a świat już ją testował. Zdjęła słuchawki zrezygnowana, dała sobie chwilę na odliczenie w myślach do dziesięciu i dziarskim krokiem podeszła bliżej, choć kalosze znacznie utrudniały jej swobodne poruszanie się. Ale skąd miała wiedzieć, że będą tak niewygodne? Przed lustrem w jej pokoju wyglądały całkiem cool. Nie była na tyle przytomna, żeby przewidzieć, że przyjdzie jej walczyć w tych kaloszach o dostęp do swojej szafki. Że w ogóle przyjdzie jej dziś wchodzić w interakcje z kimkolwiek, a szczególnie z nią - Dolly Adler. Metr czterdzieści w kapeluszu, butne spojrzenie i ten głośny śmiech, który doprowadzał Fin do białej gorączki. Gdyby była pająkiem na ścianie, już dawno trzasnęłaby ją laczkiem. Ale ona stała teraz, tak irytująco pewna siebie, w towarzystwie kilku osób, które chyba pierwszy raz Fin widzi na oczy (ale to normalne, kiedy większość przerw spędza się w bibliotece, gdzie praktycznie nikogo nie ma), w dodatku tuż przed jej szafką i to akurat w tym momencie. Na szczęście ludzie zniknęli i Dolly została tam sama, zanim Fin podeszła bliżej i stanęła tuż przed twarzą dziewczyny. Znaczy, tuż nad jej twarzą.
- Wiem, że to ty wypisujesz te wszystkie głupie rzeczy w szkolnej toalecie i jeżeli wymalujesz coś na tej szafce, powykręcam ci kciuki – w jej głowie brzmiało to bardziej w stylu: Możesz się odsunąć?, ale Fin nie miała zamiaru bawić się w żadne uprzejmości, kiedy wszystkie okoliczności dzisiejszego dnia sprowadzały ją na drogę złości i frustracji. Usta same wykrzywiły się w grymasie, a wzrok wyczekująco wbijał się w przestrzeń za dziewczyną.

Dolly Adler
powitalny kokos
nie