Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Jeszcze kilka miesięcy temu przekonany był o tym, że idzie w dobrą stronę, krocząc ramię w ramie z kobietą, z którą chce spędzić całe życie. Niestety ostatnie tygodnie sprawiły, że Tony przygasił w sobie to uczucie, aby ostatecznie pogubić się w tej swojej podróży.
- Niczym siebie nie rozgrzeszałem... - Mruknął cicho, chociaż tak naprawdę cały czas wmawiał sobie, że podjął dobrą decyzję nie tylko dla siebie, ale także dla Laurissy. Dopiero po przyjeździe do Lorne Bay zdał sobie sprawę jak durnym było jego kłamstwo. Możliwe, że samemu w nie uwierzył, bo koniec końców wiodło mu się całkiem dobrze, ale czegoś wciąż mu brakowało... Czegoś co dostrzegł w pełnym smutku i złości spojrzeniu Hemingway, gdy spotkali się po raz pierwszy po tych wszystkich latach. - Wmawiałem sobie, że jest dobrze tak jak jest, że... Że czas wszystko zmieni - dodał, trochę szczeniacko, ale co miał na swoje usprawiedliwienie? Kompletnie nic. Zostawił ją, zniknął, a potem wrócił po latach i w zaledwie kilka miesięcy przekonał się o tym jak płytkie i bezwartościowe były podejmowane przez niego decyzje, skoro w niczym co postanowił nie potrafił wytrwać. - Nie było mnie osiem lat i co? Odetchnęłaś? Zobacz co się między nami dzieje! Od samego początku jest... Nie jest normalnie, wiesz o tym - rzucił nieco bardziej energicznie w odpowiedzi na tę impulsywną reakcję Laurissy.
Obawiał się tego jak zakończy się to spotkanie i do czego doprowadzi. Nie miał najmniejszej nadziei na to, że jego relacja z Rissą ulegnie poprawie, ale z drugiej strony nie umiał dalej oszukiwać zarówno siebie jak i jej i pozbawiać tego co między nimi było jakiegokolwiek znaczenia. Z drugiej strony była Hope, z którą miał budować przyszłość; przyszłość, którą w obecnej sytuacji była raczej chwiejącą się u podstaw ruiną.
- Nie musisz, ale sama znasz odpowiedź - nie miał pojęcia dlaczego decydował się na taką bezpośredniość, ale w zasadzie nie miał już nic do stracenia. Aczkolwiek nadal nie miał zielonego pojęcia do czego to wszystko miałoby zmierzać. - Nie chcesz, ale.. - Nie przesłyszał się przecież. Laurissa nie zaprzeczyła mu w niczym, a wręcz przeciwnie... I chociaż jej słowa nie brzmiały przekonująco sprawiły, że na moment w tym pokręconym labiryncie Anthony dostrzegł nadzieję i jak wabiona światłem ćma zaczął podążać w jej kierunku. - Też chciałbym nic do ciebie nie czuć; to by wszystko ułatwiło, pozwoliło mi iść dalej, ale teraz to już niemożliwe - dodał na koniec i chociaż z początku bał się spojrzeć Laurissie w oczy, ostatecznie zdobył się na ten gest, bo nie był tchórzem, nawet jeśli przerażało go to co po raz kolejny robił z własnym życiem.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nie powinna pozwalać sobie na tę rozmowę, na szczerość względem człowieka, który przecież w jej mniemaniu nie zasługiwał na nią nawet w najmniejszym stopniu. Sięgnęłaby wówczas po słowa, które tak wiele by ją kosztowały, a które on znów mógłby wziąć za nic, nie zrozumieć, wyprzeć się ich wagi i uświadomić Laurissie, jak nieistotną drobiną była i jest w jego życiu. Prawda była jednak taka, że przez te wszystkie lata wiele razy wyobrażała sobie, że Tony wraca i mówi, że żałuje, a ona... ona wyrzuca z siebie wszystko to, co zalegało na jej sercu i w głowie, no, a teraz... teraz mając okazję do tego wylewu, zwyczajnie się bała. Była wręcz przerażona, bo gdy prawda opuści jej usta, to co jej pozostanie? Gdy to, co tak w sobie pielęgnowała zostanie przez niego zbyte prychnięciem, poczuje się jak pusta skorupa, która wierzyła w swoją wartość, a przecież nie miała do tego żadnych podstaw. Tak więc stałą tu jeszcze gryząc się boleśnie w język i powtarzając sobie, że nie może ulegać, musi milczeć, ale każde jego słowo było jak uderzenie barkiem w liche drzwi za którymi skrywała swoje emocje.
- Właśnie, że odetchnęłam! A przynajmniej jakoś się trzymałam! Dochodziłam do siebie sama i na własnych zasadach, bo ty spierdoliłeś bóg wie gdzie i w dupie miałeś, jak sobie z tym wszystkim radziłam! - jednak nie wytrzymała, a łzy napływały do jej oczu zbyt szybko, by nadążała z ich powstrzymywaniem, czy chociaż ścieraniem ich z napuchniętych i rozgrzanych emocjami polików. - Nie masz kurwa pojęcia, co mi zrobiłeś! - wrzasnęła, trzęsąc się i rozpadając na jego oczach, bo wszystko zaczęło wracać. Każda nieprzepracowana trauma. Te bezsenne noce, nagłe wybuchy płaczu, głodówka, papierosy, zalewnie się alkoholem, pozwalanie by była tą łatwą panną z baru, którą może mieć pierwszy lepszy facet, który potem nie pamiętał jej imienia. Ona ich imion też nie planowała zapamiętywać, bo w każdym widziała tylko Anthony'ego. Próbując zapomnieć o Huntingtonie, jedynie zapominała o własnej wartości, upadała przez niego na dno, straciła resztki poczytalności, a gdy spotykała kogoś wartościowego, z kim mogłaby spróbować być szczęśliwą... psuła wszystko widowiskowo, bojąc się zaangażowania i przerażając tymi wszystkimi problemami, których się trzymała, jak jedynego bagażu, jaki jej pozostał, nie pozwalając, by ktokolwiek odciążył jej barki. Zrobił jej krzywdę i nawet nie wiedział, a jej duma nie pozwalała wyjaśnić. Załkała głośniej słysząc jego wyznanie... tak o nim marzyła przez cały ten czas, a jak teraz nadeszło, jedynie rozdzierało ją na kawałki, bo przecież znała cenę.
- Przestań - błagała go, jak skazaniec smagany batem. Pokręciła głową, ale nie potrafiła się uspokoić czy chociaż odwrócić spojrzenia. Jej wzrok utkwiony w jego własnych oczach, które były te oklepane zwierciadła odbijające sceny, jakich nie chciała teraz wspominać. - Kochałam cię - no i pękła. Zaszlochała tak rozdzierająco, że jedyne co mogła zrobić, to ugiąć pod sobą kolana i ukryć twarz w dłoniach. Chciała jedynie zniknąć, uciec, ale nie miała siły. - Nawet sobie kurwa nie wyobrażasz, jak ciebie kochałam - zawyła boleśnie wręcz ocierając mokre poliki. - Nie masz prawa nic do mnie czuć... porzuciłeś mnie, a chociaż chciałam wiele razy, uszanowałam twoją decyzję i nie szukałam kontaktu... więc nie masz prawda nic do mnie czuć, bo to ty sam tego chciałeś! - zauważyła kołysząc się na boki. Potrzebowała czegoś na uspokojenie, już plącząc się we własnych słowach, skupiając jedynie na tej rozdzierającej rozpaczy.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Konsekwencje pocałunku, który zainicjował, a który Laurissa oddała, były niczym w obliczu tego co przynieść mogła im szczera rozmowa. Tony nie miał zielonego pojęcia czego oczekiwał od poruszanych przez siebie kwestii, ale nie potrafił trzymać języka za zębami. Miał wrażenie, że pierwszy raz od lat udało mu się dotrzeć do granicy, której cholernie bał się przekroczyć, chociaż ciekaw był co znajdowało się po drugiej stronie.
- Miałem w dupie, bo musiałem - rzucił z wyrzutem. Owszem nie mógł zaprzeczyć słowom Rissy, bo faktycznie przez lata nie pytał o jej osobę, nie szukał z nią kontaktu i unikał dowiadywania się czegokolwiek na jej temat. Jednak robił to ze względu na własne lęki, a nie obojętność. Najzwyczajniej w świecie bał się, że przez szukanie kontaktu z Hemingway, sam uświadomi sobie, że popełnił błąd i jego wybory życiowe nie miały sensu. A przecież miały, prawda? Przecież osiągnął sukces, spełniał marzenia, szedł do celu krok po kroku. - Celowo unikałem kontaktu z tobą, bo wcale nie byłem pewny tego, czy postąpiłem słusznie... Nadal nie jestem - dodał, zanim ugryzł się w język.
Mógł mówić takie słowa po pijanemu, będąc w głębokiej depresji, ale podczas trzeźwej rozmowy, twarzą w twarz z Laurissa, nigdy nie powinien pozwolić sobie na taką prawdą. Było to zbyt niebezpiecznie, nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla Rissy. Przecież czytał jej dzienniki... A przynajmniej ich część i jasno wynikało z ich treści, że Hemingway nie radziła sobie absolutnie z ich rozstaniem. Po tym jak wrzasnęła, a chwilę później upadła na kolana dodając kolejne słowa, Tony skamieniał. W pierwszym odruchu chciał uciec. Jak tchórz, który nie umie ponieść konsekwencji własnych działań. Dopiero po kilku sekundach, w których stał kompletnie sparaliżowany patrząc na ból Laurissy, Tony zdecydował się do niej podejść. Z każdym krokiem czuł jak jego serce ściska się w bolesnym skurczu wywołanym poczuciem winy. Wszystko co spotkało Hemingway, całe cierpienie jakiego doświadczyła, problemy przez które przeszła, były jego winą. Niszczył ją, ale przy tym przekonany był o tym, że jako jedyny mógłby ją naprawić. A może sam w to wierzył, bo potrzebował czegoś co uspokoiłoby jego sumienie. Tylko czy istniał na tym świecie uczynek jaki Tony mógłby spełnić, by naprawić wyrządzone krzywdy nie tylko Laurissie, ale także Hope?
- Wiem, że nie mam, ale czuję; Ty także coś do mnie czujesz oddałaś pocałunek, Iris - mruknął cicho, a zaraz potem klęknął przed nią i położył jedną z dłoni na jej plecach. Chciał zamknąć Rissę w ramionach, pozwolić jej się wypłakać, poczuć, jej ciepło i zapach przy sobie. Możliwe, że sam szukał w nich ukojenia, chociaż było to łajdackie i podłe. Możliwe, że tylko z tego powodu jednak nie uczynił nic więcej poza delikatnym głaskaniem Hemingway po łopatkach. - Burza ustąpiła - szepnął kilka sekund później. Z jednej strony poczuł ulgę, a z drugiej uznał to za znak, bo gdyby huragan nadal trwał, nie mógłby zostawić Laurissy w spokoju, a ewidentnie właśnie tego ona potrzebowała. On zresztą także. - Chcesz... Chcesz, żebym ciebie gdzieś odwiózł, czy mam się wynosić? - Zapytał jak dzieciak, ale kompletnie nie wiedział co powinien zrobić. Tego dnia tyle razy przekroczył granicę, że postanowił tym razem nie robić czegoś, czego Rissa widzieć, czuć, lub słyszeć by nie chciała.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Prychnęła jedynie, jak usłyszała, że musiał mieć w dupie to, jak sobie ze wszystkim radziła. Oczywiście, tak było najwygodniej, wyrzuty sumienia go nie zżerały, rozumiała to, ale nie potrafiła zaakceptować. Z resztą teraz i tak była w rozsypce, miała wrażenie, że się tu przed nim rozpada.
- Przestań pieprzyć, Tony! - jęknęła łapiąc się za głowę. Nie chciała tego słuchać, bo nie wiedziała, jak ma się zachować, kiedy jej serce przyspiesza w nadziei, że za jego słowami stoi coś więcej, niż chęć wybielenia samego siebie. Nie mogła być tak głupia. Już nie. Czas, w którym miał na nią tak wielki wpływ, by jednym słowem zmienić całkowicie jej poglądy, dawno minął. Przynajmniej to sobie wmawiała, by jakoś zachować w tej chwili twarz, ale też z drugiej strony, czy na to nie było już za późno? - Jeśli faktycznie masz jakieś wątpliwości, to życzę ci, żebyś miał je już zawsze! Żebyś każdego dnia budził się z poczuciem, że wcale nie wybrałeś dobrze, bo gdybyś teraz był szczęśliwy, nie pocałowałbyś mnie i nie miotał się ze strony na stronę! - warknęła, chociaż z agresją nie było jej wcale do twarzy. W jej wykonaniu przypominała ona raczej panikę zranionego zwierzęcia, które próbuje jeszcze warczeć. Drgnęła więc, kiedy poczuła jego rękę na swoim ramieniu, bo bała się tych momentów, gdy przekraczał granicę kontaktu fizycznego.
- Nie mów do mnie Iris - burknęła jedynie, bo wiedziała, że nie będzie w stanie zaprzeczyć jego słowom, chociaż jednocześnie nienawidziła siebie za to, że nie może... nienawidziła siebie za to, że miał racje, że oddała ten pocałunek... była tak długa lista tego wszystkiego. Musiała być silniejsza, jakoś się zachować. Strzepnęła więc rękę Anthony'ego ze swojego ramienia i poderwała się z ziemi, by zwiększyć dystans, tak miało być bezpieczniej. - Chcę, żebyś trzymał się z daleka! Ten pocałunek był nieporozumieniem, masz narzeczoną, a ja mam swojego partnera - zaznaczyła, chociaż w głowie zabrzmiały jej słowa Othello, gdy mówił, że może być albo jej lekarzem albo partnerem... o tym jednak Huntington nie musiał wiedzieć. Najlepiej o niczym, bo Laurissa już szykowała się do ucieczki. - To się nigdy nie powtórzy, Tony! - oznajmiła z mocą i chociaż była we własnej firmie, po prostu ruszyła do drzwi. Burza faktycznie ustąpiła, ale deszcz siąpił dalej. Jej stary pick up jak na złość nie odpalił, więc niewiele myśląc porzuciła i samochód, by pieszo wrócić do siebie jak najszybciej, jakimiś poboczami, byleby nie natchnąć się znów na Anthony'ego. Takim to sposobem miała nabawić się przeziębienia, ale przecież wówczas o tym nie myślała.

<koniec>
Anthony Huntington
ODPOWIEDZ