Maluje obrazy — Ebay, etsy
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oklejony od rzeczywistości artysta. Wiecznie chodzi w słuchawkach. Dla jednych oaza spokoju, dla innych zaś prawdziwy wulkan emocji. Na pozór zamknięty w sobie, wyalienowany człowiek, charakteryzujący się wyjebanizmem w czystej postaci, w rzeczywistości persona wyjątkowo wrażliwa, czuła i mocno współodczuwająca. Lekko szurnięty. Patrzący na świat z własnej, nagiętej perspektywy. Bezpośredni. Bezmyślny. Zachowawczy.
010.

Talk dirty, you got your hand in my jeans
You're perfect, and everything in between
Mm, yeah, keep moaning, 'cause we're making a scene
Keep going, until they tell us to leave

Let's dance when we're not supposed to be
Can't stand when you're not close to me
Damn, can't believe you notice me, notice me


Lubił parki.
Miały swój urok.
Masa zieleni, stawiki, malowane na brązowo ławki, obsrane kosze na śmieci i pokaźna ilość ludzi. Każdy z innymi priorytetami. Bo parki pełniły również wiele funkcji. Jedni pojawiali się w nich na poranną przebieżkę, zaczynali od krótkiej gimnastyki, rozruszania mięśni, a następnie ze słuchawkami w uszach i obcisłych szortach biegli przed siebie, by wyzionąć z siebie ducha, a to wszystko w imię sportu! Oczywiście byli też tacy, co tylko udawali lub walili śrubę na podłogę po przebiegnięciu całych dwudziestu metrów. Były też zakochane pary, z kurczowo splecionymi dłońmi, spoglądając na wspólną przyszłość. Były matki z dziećmi, biznesmeni prowadzący pasjonujące rozmowy telefoniczne o kolejnym przegranym przetargu, dedlajnach i asapach. Był też i on, Dash Brooks — wysoki, kruczowłosy chłopak spoczywający na trawie, ze szkicownikiem na kolanach i paczką bekonowych chrupków tuż przy biodrze. Oparty o drzewo, wyjątkowo skupiony z niewielkim węglem w dłoni, szkicując kolejny już tego dnia obraz.
Dash lubił parki właśnie z tej nadmiernej ilości akcji w akompaniamencie zieleni i ładnych widoków. Lubił obserwować. Przyglądać się ludziom, szarej codzienności, indywidualnym przypadkom i ich niedopowiedzianej historii. Lubił dopowiadać sobie storyline do każdej zaobserwowanej sytuacji. Wchodził w swój popierdolony świat wyobraźni, a następnie przelewał to wszystko na papier. Tak po prostu. Z przypadku. Z braku laku. Bez większego wyjaśnienia. Zachowywał sceny jak fotografie, łapiąc moment, który w przyszłości może się już nigdy nie powtórzyć.
I w tamtej chwili, tak samo jak zwykle wykonując delikatne pociągnięcia o papier, pozostawiając szare ślady na kartce, zarysowywał kobiecy kształt przy niewielkim drewnianym pomoście, kiedy głośne sapanie przebiło się przez słuchawki, a paczka smacznych chrupeczków z bekonem przeskoczyła o kilka centymetrów w bok. Ściągnął brwi w wielkim zamyśleniu, jednak już po chwili jego oczom ukazał się przepiękny Chart.
Cześć kolego — rzucił zadowolony, odkładając na bok zeszyt z rysunkami i skupiając całą uwagę na wcinającym chrupki psiaku — A tobie chyba nie można takich rarytsów — złapał delikatnie zwierzynę za pyszczek, w tym samym czasie opuszkami palców drapiąc delikatnie za uchem. W końcu nie znali się za dobrze i zawsze istniała możliwość zostania epicko przez pieska UPIERDOLONYM, a przecież tego by nie chciał. Całe szczęście na nic podobnego się nie zapowiadało, sądząc po energicznie merdającym ogonie — Zgubiłeś się? Gdzie twój właściciel, co? — mówił do niego jak do najlepszego kumpla, szczerząc się niczym ostatni idiota.

Darcy Shelton
ambitny krab
Kasik#0245
nauczyciel angielskiego i stracony pisarz — Lorne Bay State School
27 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
I wish you could see the wicked truth
Caught up in a rush, it's killing you
Screaming at the sun you blow into
Jego mieszkanie nadal pachniało świeżą farbą - ten dziwnie ostry, fabryczny zapach nowego świata zamkniętego w malowanych na biało ścianach, poustawianego na drewnianych parkietach z polerowanych desek. Pewien był, iż nigdy się nie przyzwyczai, że pokoje, w których teraz kazano mu ułożyć sobie życie już zawsze będą przypominały mu hotel - krótki przystanek przed kolejnym substytutem domu. Ostatnio często patrzył przez okno swojej sypialni i szukał wzorkiem brzegu oceanu, znajomych ulic, jakiegokolwiek sygnału wybrzeża, nad którym się wychował. Nic. Widział tylko ulice i czubki głowy ludzi, których imion już nie pamiętał. Od lat był już inną osobą, odebraną od tego skrawka lądu, od tego miasteczka, od dźwięku tutejszego akcentu - od lat nie był już młodym Sheltonem, synem szanowanego ojca i uwielbianej matki. Był Darcym, a Darcy mógł tylko podwinąć ogon i uśmiechnąć się krzywo do swojego odbicia w lustrze. Powinieneś częściej wychodzić, wycieczka dobrze by ci zrobila - odezwała się matka, gdy tego ranka jedli gofry w rodzinnej jadalni, a Darcy milczał uparcie, co jakiś czas wysyłając porozumiewawcze spojrzenie młodszej siostrze. Finnley parskała jedynie śmiechem zza swojej wysokiej szklanki pomarańczowego soku, wtrącając kilka uwag o tym, żeby nie zapomniał wziąć ponton.
Teraz jednak nie padało, choć trawa pod stopami była wilgotna i zielona. W duchocie letniego powietrza oddychanie zdawało się być wyjątkowo trudne i nawet Hamlet nie wyglądał na szczególnie zadowolonego ze spaceru. Nigdy zresztą nie był tym typem psa, który kochał wypady za maisto - wypady w ogóle. Zazwyczaj jęczał i piszczał po pięciu minutach na zewnątrz i łkaniami odmawiał biegania wzdłuż plaży. Jest leniwy - mówił czasem Darcy, ale w głębi duszy wiedział przecież, że nie o lenistwo chodziło, a o to, że psy zwykły dostosowywać się do właściciela. Byli dwoma niechętnymi marudami, które z kwaśnym uśmiechem odmawiały interakcji z innymi przedstawicielami swojego gatunku. W odróżnieniu od swojego opiekuna jednak, Hamlet mógł zostać przekonany do przyjaźni jedzeniem.
- Wracaj, baranie - mruknął pod nosem, świeżo zapalonego papierosa wyciągając na chwilę spomiędzy warg. W mętnym, ciężkim powietrzu dym rozmywał się w dziesiątkach szarych kosmyków. - Hamlet! - warknął głośniej, choć wiedział doskonale, iż krzyk nigdy na jego psa nie działał. W zasadzie niewiele na niego działało, był rozpuszczony i niechętny do współpracy.
Jęknął z niezadowoleniem, gdy dostrzegł swoją zgubę z długą, chudą głową po uszy schowaną w paczce czyichś chrupek. Zaraz przyjdzie mu przepraszać za problem, a potem przepraszać jeszcze goręcej za psie wymioty na podłodze. Wyraźnie zmęczony, poddenerwowany, z ciemnymi włosami odgarniętymi z czoła za pomocą drucianych, przeciwsłonecznych okularów podszedł więc Darcy do biedaka, którego kopnął zaszczyt karmienia jego psa. Bez słowa przykucnął przy Hamlecie, zaczepiając smycz o jego obrożę.
- Zostaw - upomniał go, a zwierze, ku jego najwyższemu zaskoczeniu, posłuchało i z cichym mlaśnięciem odsunęło się od napastowanego chłopaka. - Wybacz, potrafi być strasznie nachalny - rzucił w stronę nieznajomego, podnosząc się znów na równe nogi i zaciągając papierosem. - Żywi się głównie cudzymi chrupkami i wymuszoną atencją.

Dash Brooks
powitalny kokos
Zula
Maluje obrazy — Ebay, etsy
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oklejony od rzeczywistości artysta. Wiecznie chodzi w słuchawkach. Dla jednych oaza spokoju, dla innych zaś prawdziwy wulkan emocji. Na pozór zamknięty w sobie, wyalienowany człowiek, charakteryzujący się wyjebanizmem w czystej postaci, w rzeczywistości persona wyjątkowo wrażliwa, czuła i mocno współodczuwająca. Lekko szurnięty. Patrzący na świat z własnej, nagiętej perspektywy. Bezpośredni. Bezmyślny. Zachowawczy.
Zawsze chciał mieć psa.
Było to takie niespełnione marzenie, które usilnie próbował spełniać już od najmłodszych lat, kiedy to razem z braćmi nie raz przynosili biedne, znalezione przy ścieżce zwierzaki do domu, by po prostu dać im schronienie i ewentualnie pozwolić zostać na nieco dłużej. Zawsze też jednak jego wielkie nadzieje oraz entuzjazm gaszone były przez ojca, który pomimo wyjątkowej sympatii do tych wspaniałych czworonogów, nie mógł pozwolić im zostać. Oficjalną wersją była alergia. Jasne. Zawsze najprościej. Jestem uczulony na sierść i nawet jeśli przyniesiesz od domu całego ogolonego szczura i tak będzie kichanko. W rzeczywistości jednak tata Books po prostu nie ufał synom na tyle, by oddać pod ich opiekę jakiekolwiek zwierze. I może faktycznie miał w tym wszystkim dość mocne argumenty. W końcu Ci ledwo potrafili nakarmić samych siebie, a co dopiero mowa o osobie trzeciej. A teraz? Teraz Dash również chyba nie należał do tych odpowiedzialnych. A przynajmniej tak twierdzili jego starzy, dobrzy przyjaciele — krecha i joincik. Chociaż może właśnie posiadanie ”dzieciaka” zmieniłoby nieco jego ostatnie podejście do świata. A przynajmniej tak pomyślał na krótką chwilę po tym, jak zadowolony psiak wręcz wpychał podekscytowany pyszczek w jego dłoń, desperacko dopraszając się o jeszcze więcej niewielkich pieszczot, jak rytmiczne drapanie za uchem.
Wybacz, potrafi być strasznie nachalny.
Na dźwięk niskiego, męskiego głosu mimowolnie uniósł głowę, skupiając spojrzenie na rozwianych od wiatru włosach oraz zdenerwowanej twarzy. Oczy miał ciemne. Ciemna niczym gorzka czekolada, a uwagę wyjątkowo skupioną na czteronogim towarzyszu, dającym tym samym Dashowi więcej czasu na krótką analizę. Lewy kącik ust mimowolnie wypiął się ku górze, malując na twarzy Brooksa swojego rodzaju uśmiech.
W porządku. Lubię, jak ktoś jest zdecydowany i wie, czego chce — odpowiedział spokojnie, naturalnie dla siebie wplatając w to wszystko nutkę żartobliwości jak i niewinnego podtekstu, tak dla podkoloryzowania. Przekierował uwagę ponownie na psiaka, ujmując w dłonie jego pyszczek, w tym samym czasie zadrapując odpowiednie miejsca na tyle głowy — Atencji to ja ci mogę dać w nadmiarze, ale co do tych chrupek, musimy poważnie pogadać — spojrzał na nowego (bo w końcu można już tak chyba stwierdzić) kumpla, usiłując złapać kontakt wzrokowy i jakoś odwrócić jego uwagę od resztek serowych chrupek odpoczywających w trawie — Po pierwsze są chyba mało dobre dla twoje zdrowia, a po drugie kupiłem rano ostatnią paczkę w sklepie.. a to moje ulubione chrupki. Więc mamy problem — uniósł tym razem jasne oczy do tych ciemnych, umieszczonych o wiele wyżej i na dwóch nogach — Bo to stały element mojej diety, bez nich mam marne szanse na przeżycie — przekręcił delikatnie głowę, siląc się na poważną minę, chociaż oczy śmiały się już od samego początku. Coś w tym chłopaku go zaintrygowało. Przyciągnęło uwagę. Sprawiło, że nagle Dash nie chciał, żeby tak po prostu już sobie poszedł. A tym bardziej z psem.

Darcy Shelton
ambitny krab
Kasik#0245
ODPOWIEDZ