kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Kwestia słodyczy była tematem rzeką, jeśli chodziło o żywienie Nullaha. To dziecko potrafiło wcisnąć w siebie nieskończoną ilość czekoladek, batoników i cukierków - ale naprawdę nieskończoną, nie po prostu w typowo dziecięcy sposób. Zupełnie jakby wyhodował sobie kilka żołądków jak krowa i był tak bardzo wkręcony w kompulsywne pożeranie cukru, że potrafił żebrać od innych dzieciaków w szkole. Robili mu badania na cukrzycę i szereg niedoborów, ale wszystko było z nim w porządku - oprócz tego, że niekiedy ciężko było wcisnąć w niego coś, co nie jest słodkie. Szkolna psycholożka uznała, że to kwestia przewlekłego stresu, ale czy nie wszystkich zaburzeń dzieci z patologicznych rodzin przypisuje się do stresu? Tak czy siak, ograniczanie cukru szło im chujowo, a Nullah potrafił dostać ataku złości, kiedy odmówiło mu się któregoś z kolei słodycza. Trzeba było przyznać mu jednak, że zawsze się dzielił - ale to nie pomagało na dłuższą metę w nakłonieniu go do zmienienia nawyków żywieniowych. Walczyli z tym zawzięcie (to znaczy Hector walczył), choć nie potrafili wprowadzić odpowiednio surowych reguł. On miał na to za miękkie serce, a Nullah zbyt żelazną wolę - szkoda tylko, że do jedzenia, a nie do zmiany.
- No tak, ty jesteś fitnesiarą, więc pewnie ogarnęłabyś temat raz dwa - odparł, mając nadzieję, że nie brzmi zbyt ofensywnie. Nie raczył jej nawet wyjaśnić, na czym polegało ogarnięcie tematu, ale to nic. Z jakiegoś powodu bardzo mocno wierzył w to, że Lisbeth prowadzi bardzo przemyślany i odpowiedzialny tryb życia, co tyczyło się także żywienia. Gdyby wiedział, jak Westbrook przeżywa kwestię posiłków, pewnie by tego nie powiedział. Pewnie w ogóle nie powiedziałby połowy rzeczy, które wymsknęły się przez tę niewyparzoną gębę. Pewnie byłoby mu jej szkoda i pewnie zupełnie niczego by nie rozumiał; pewnie byłby jedną z tych osób, które dają głupie rady i wykazują się cholernym brakiem wyczucia - w tym akurat był dobry. W jedzeniu tak jak trzeba? Średnio, ale nie stało za tym żadne zaburzenie, a jedynie kiepskie zarządzanie czasem i pewnie ten sam słynny przewlekły stres, przez który Nullah przez większą czasu miał chęć na wpierdolenie czekolady.
Słysząc jej kolejne słowa znowu był gotów wcisnąć się jej wpół zdania, ale tym razem ugryzł się w język. Naprawdę aż tam epatowało od niego tym, że jej nie lubił? Czy naprawdę czuła to w ten sposób? Zrobiło mu się głupio, bo faktycznie zachowywał się jeszcze czasem jak szczeniak, choć bardzo lubił udawać, że jest już poważnym dorosłym. Jednym z takich szczeniackim przyzwyczajeń była skłonność do odszczekiwania tam, gdzie było to całkowicie zbędne. Najgorsze było to, że w tym, co mówiła czaiło się zbyt dużo sensu - nielubienie, potem te słowa o Nullahu i... ta propozycja, która padła, choć zupełnie nie pasowało do reszty jej monologu. Czy w ten sposób próbowała się usprawiedliwić? Czy może dawała mu do zrozumienia, że ona t e ż go nie lubi, że to wszystko dla dzieciaka? Nie powinno go to interesować, bo darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, ale cała dynamika ich wyhodowanej na zgliszczach chodzenia razem do budy relacji stanowiła dla niego taką zagwozdkę, że czasem trudno było powstrzymać się od spekulowania.
- Po pierwsze - nie nie lubię cię, tylko nie znam. - Prawie zakręciło mu się w głowie od ilości nie w tym zdaniu. - Ale robię to dla Nullaha, masz rację. Dlatego zależy mi, żebyśmy szybko wrócili do domu, chociaż... jeśli będzie ci komfortowo zostawić nam taką swobodę, to chyba głupio się nie zgodzić? - nie był w stanie wyzbyć się z tonu głosu tego pytajnika na końcu. Jak to Lisbeth powiedziała? Problemy z chowaniem dumy do kieszeni. To musiały być one, bo co innego?

Lisbeth Westbrook
niesamowity odkrywca
kaja
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Skrzywiła się delikatnie na to, jak ją określił, bo jednak wolałaby nie być uznawana za fitnesiarę, podczas gdy robi nieco więcej dla sportu, ale już nie komentowała tego w żaden sposób. Jej myśli raczej uciekały do Soriente, który na pewno teraz dzwonił, gdy ona miała wyciszony telefon i kiedy już do niego pojedzie, będzie miała przechlapane. W dodatku raczej się nie zdecyduje na to, aby powiedzieć mu o Hectorze, a przecież powinna... no i wszystko było takie stresująco skomplikowane, że już miała ochotę iść do łazienki i zwrócić treść żołądka, ale aktualnie zażywał tam kąpieli młodszy Silva.
- Mało kto mnie zna, a wiele osób nie lubi - zauważyła na wydechu, jakby zrzucała z ramion tą myśl, która wisieć na nich musiała już od dłuższego czasu, a przecież nie było to prawdą, bo Hector dopiero co wypowiedział własne słowa. Z drugiej strony może rzeczywiście ta refleksja nie była w niej świeża. W końcu niejednokrotnie musiała analizować fakt, że w jej życiu nie ma zbyt wielu osób i mało kto pała do niej sympatią. Przynajmniej fakt, że nie unosił się dumą, tylko skorzystał z jej propozycji sprawił, że wyraźnie jej ulżyło. Nie, żeby planowała go zatrzymywać tutaj na siłę, ale faktycznie nieco się martwiła. Niewiele wiedziała o biedzie, nie próbowała udawać, że rozumie to, czego rozumieć nie mogła, ale przynajmniej chciała dołożyć jakiś starań, aby im tą sytuację ułatwić - na tyle, na ile było to możliwe.
- No byłoby głupio - tutaj się z nim zgodziła, skinąwszy przy tym głową. Podniosła się też, by zgarnąć parę rzeczy, trochę przeciągała swój powrót do Remigiusa i teraz widząc ogrom wiadomości i nieodebranych połączeń na ekranie, poczuła, że bezpieczniej byłoby tutaj zostać, niż do niego jechać. Po prostu cudownie. - Słuchaj - mruknęła po tym, jak przestała maltretować własne wargi zębami. - Wszystko wiesz, gdzie co i jak, prawda? - powiedziała niezbyt płynnie, ale mimo wszystko piękne wypowiedzi nie były jej mocną stroną. - Bo ktoś na mnie czeka i w zasadzie mam już przechlapane za te spóźnienie - przyznała zgodnie z prawdą, poprawiając bejsbolówkę na głowie. Nawet nie próbowała ukrywać tego, że jest zestresowana, bo nie miało to większego sensu. Poza tym wątpiła, żeby sam Hector się jakoś zainteresował, mógł mówić, że to nie tak, że jej nie lubi, ale Lisa wierzyła, że mimo wszystko więcej w nim niechęci, niż chęci. Przywykła do tego i trudno było jej uwierzyć, że ktoś miałby na jej osobę patrzeć inaczej, niż jedynie przez pryzmat wad i uprzedzeń. W końcu wcale nie roztaczała dookoła siebie przyjaznej aury, nie ma co się oszukiwać.
- Zapiszę ci jeszcze swój numer, tak w razie w, bo chyba nie masz - pragmatyczne myślenie było natomiast jej mocną stroną i jak przystało na nią, zamiast poprosić go o jego numer, żeby puścić jakąś strzałkę, poszła po karteczkę - wcale nie jakąś podartą - i starannie zanotowała wszystkie liczby, następnie przysuwając papier do niego. - Proszę... - mruknęła, zerkając na niego w sposób, który jasno miał sugerować, że jeśli ma jeszcze jakieś pytania, to śmiało może je zadawać.

hector silva
ODPOWIEDZ