Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
- Co? - Mruknął na jego słowa, nie do końca wiedząc, skąd też jego towarzysz wpadł na podobne rozważania. Przez chwilę więc przyglądał mu się uważniej, jakby w jego twarzy miał odnaleźć powód, dlaczego właśnie takie, a nie inne słowa padły z jego ust. - Gadkę mam kiepską, a podczas jedzenia nie trzeba dużo mówić. - Stwierdził więc, wzruszając szerokim ramieniem. Trzeba było to mu przyznać, że Hyde O. Terrell nie był najlepszym podrywaczem, często wiązanym przez zwykłą, prostą nieśmiałość.
- To chyba dobrze, co? Bo na zadowolonego nie wyglądasz. - Zagadnął więc po kolejnych jego słowach, nie za bardzo rozumiejąc co też oznaczało to jego westchnienie. Sam uważał, ze skoro dziewczyna nie miała zamiaru napuszczać na niego krokodyla to powinien się cieszyć… Choć nadal wizja dziewczyny Jeba w jego głowie jawiła się jako… Dość straszna. Tak, to było odpowiednie słowo.
- Sam jesteś gruby. - Mruknął, wywracając ślepiami i popisując się odpowiedzią bardzo niskolotną, przypominającą wesołe czasy samczych przepychanek w liceum. Nie sięgnął jednak po najgorszą z możliwych broni (tuż obok patyka z kupą) jaką było skierowanie podobnych słów na temat matki swojego towarzysza, ten poziom na szczęście uznając już za odrobinę za niski dla gościa po trzydziestce. - Julia jest normalnej wagi. - Dodał jeszcze, tak dla zasady prostując kwestie.
- Z remontem oraz odwołaniem kilku rzeczy wyszło koło stu tysięcy. - Zaczął po chwili namysłu, gdy mniej więcej podsumował sobie wszystkie wydatki związane z remontem oraz odkupieniem sprzętu, jak i to co stracił, podczas gdy szkoła gotowania była zamknięta i musieli odwołać zaplanowane lekcje. - Instruktor twierdzi, że to był ojciec który całował się z córką, ale to raczej kiepska poszlaka… Chyba czegoś się nawdychał przy tym pożarze. - Cień rozbawienia wybrzmiał w jego głosie. Nie zależało mu na znalezieniu winowajcy zwłaszcza teraz, gdy ubezpieczenie wpłynęło na jego konto z nawiązką pokrywając wszystkie możliwe szkody… Choć odrobinę ciekawiło go, kim były ów gołąbeczki.
- Baskinka, basket… No podobnie słowa brzmią. - A to wydawało mu się całkiem logicznym, gdy przyglądał się kolejnym spódnicom nic nie wiedząc o ich krojach. - Albo wezmę tą, w której najbardziej będzie mi się podobać, tylko cholera, nie wiem jaki rozmiar nosi. - Nadal pochłonięty sprawą spódnicy nie zauważył nawet, że jego towarzysz mógł w tym czasie głowić się nad zupełnie innym, niepowiązanym z drogerią a jego osobą. Zakupy te były dla niego wyzwaniem i pochłaniały resztki jego rozumu jak i zdrowego rozsądku. - Może są jakieś w kształcie kamienia? Ej, ale jak jej tak powiesz, to może nawet nie będzie zła… - Zauważył wspaniałomyślnie, bo z takim komplementem z pewnością miał szansę rozproszyć swoją dziewczynę na tyle. że zapomni o pudrze.
Tymczasem jednak rozproszył jego od tych wszystkich metek sprawiając, że niebieskie oczy przeniosły się na jego twarz z wyraźnym zaciekawieniem.
- Znasz? Na serio? - Bo przez chwilę miał wrażenie, że mężczyzna zwyczajnie się zgrywa. - No, to kto to jest? Chętnie bym ich poznał. - Dopytał, zakładając silne ręce na piersi. A nawet bardzo chętnie by ich poznał, głównie ze zwykłej ciekawości.

Jebbediah Ashworth
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
- Nieważne co mówisz, ale ważne jak tyle, że takiego basowego i idealnego głosu nie szło się nauczyć. Jebbediah był przekonany, że dobry Bóg ulitował się nad nim i postanowił zadziałać przeciwko tej aborygeńskiej klątwie, która sprawiała, że groziło mu ciągle szaleństwo. Z tego też powodu obdarzyła go przynajmniej tak ciepłą barwą głosu, że mógł gadać podobne głupoty bezustannie, a i tak wszystkie były zachwycone. – Poza tym upychanie jedzenia do buzi wybranki to dość nierozsądne… - parsknął, w takim gronie mógł sobie pozwolić na bardziej niewybredne dowcipy, ale nie kończył swojej myśli, bo nadal znajdowali się w drogerii pełnej ludzi.
Zresztą i tak temat zszedł w rejony nieprzyjemne, związane z siedliskiem wszelkiego zła, jakim był Laurent.
- Bo mam problem z jednym gogusiem. Śledzi ją, kręci się. Nie reaguje na groźby widłami. Wolałbym, żeby go czymś poszczuła – przyznał cicho i naprawdę ogromnie, ale to ogromnie chciał wdać się z nim w przepychanki pokroju licealistów na temat jego wybranek, ale gdy już raz na tapetę wszedł pożar to już wszystko się zepsuło, a z kolegi Hyde stał się potencjalnym oskarżycielem i osobą, która mogła w przyszłości doprowadzić do jego upadku.
O dziwo, tym razem nie miał na myśli dosłownego zarycia o glebę, choć niespokojnie spoglądał na jego umięśnione ramiona i słuchał poszlak, które wbrew pozorom układały się w logiczną całość. Choćby w wypadku, gdyby jego Audrey postanowiła go zaskoczyć i urwała się od lekarza wcześniej, pragnąc pomóc mu skompletować koszyk. Wówczas ich różnica wieku byłaby nader widoczna i już ten kucharz miałby jak na talerzu (o ironio!), czemu Jeb tak mocno się dopytuje o okoliczności tego pożaru. Nie z ich winy, rzecz jasna, ale mleko się rozlało, szkody zostały poczynione i doprawdy miał teraz wrócić do zakupów?
Zwłaszcza, że ten tekst o ojcu z córką oburzył go niesamowicie. Niby dwudziesty pierwszy wiek, a ci ludzie ciągle tacy zacofani. Dziwne, ale nawet w dawnych czasach zdarzały się związki z dużo większą różnicą wieku i nikt na to nie zwracał uwagi, a od kiedy zaczął spotykać się z Audrey to miał wrażenie, że wszystkich za przeproszeniem popierdoliło i zaczęły się bardzo nieprzyjemne komentarze z ich strony. Może i miał całkiem twardą skórę i przywykł do wcześniejszych uwag po randkach i zaręczynach z naprawdę młodziutkimi (miał swój typ, a co) dziewczynami, ale panna Clark jeszcze pod tym względem była całkiem delikatna i raziło go jak nic innego.
- Już ojciec, a może po prostu nieco starszy partner. Zwolnij instruktora, jest kretynem, zwłaszcza jeśli dopuścił do takiej sytuacji – poradził mu całkiem rozważnie i naprawdę nie umiał już skupić się na różnicach między koszykiem, a baskinką (nie wiedział jak udało mu się zapamiętać), a ciężar winy ciążył na nim jak ten pieprzony puder w kamieniu, więc westchnął.
- W zasadzie to ja. Z Audrey – i nim Hyde zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, po prostu wręczył mu swój koszyk, a sam uciekł ze sklepu, a przynajmniej miał taki zamiar, bo przed sklepem poślizgnął się i upadł jak długi.
Wprawdzie jeszcze był za młody (wbrew obiegowej opinii) na problemy z kolanem bądź inne dolegliwości wieku starczego, ale za to nieuwaga w jego wykonaniu była całkiem często spotykana.
- Co za popierdolony dzień! – za to język z rynsztoka na trzeźwo już niekoniecznie.

Hyde O. Terrell
towarzyska meduza
enchante #8234
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Pomruk zamyślenia wyrwał się z piersi mężczyzny, gdy jego już prawie przyjaciel opowiedział o problemie, jaki ciążył na jego ramionach. W tamtym czasie Hyde O. Terrell był na tyle szczęśliwym osobnikiem, aby nie wiedzieć, ze ten sam goguś kręcił się również w okolicy jego dziewczyny… Znaczy przyjaciółki, ale to był przecież niewielki szczegół!
- Śledzi? Brzmi jak jakiś creep. - Zauważył jakże genialnie. Śledzenie drugiej osoby nigdy nie było dobrym rozwiązaniem i nie powinno być w żaden, choćby najmniejszy sposób społecznie akceptowane. - Za stalking można pójść siedzieć, zgłoś go gdzieś. A jak chcesz, żeby go poszczuła to może spróbuj to jakoś sprowokować? Znalazłeś suchy szampon, na pewno więc znajdziesz sposób jak. - Bo skoro udało mu się odnaleźć chociaż część listy sporządzonej przez jego miłośniczkę krokodyli, z pewnością był na tyle bystry, aby znaleźć sposób aby pozbyć się niechcianego osobnika. - Albo możemy iść i mu tradycyjnie wpierdolić. - No nie byłby sobą, gdyby nie wystosował tej, jakże honorowej propozycji! Przetrwali razem (prawie) piekło oraz wojnę jaką toczyli z zaopatrzeniem drogerii, Hyde więc był gotów pójść z nim na kolejną wojnę, by niechciany element odczepił się od jego dziewczyny… Nawet jeśli typek musiał być odważny, skoro narażał się pannie od gadów wszelakich.
Brew mężczyzny powędrowała ku górze, gdy jego towarzysz wspomniał o instruktorze w jego szkółce.
- Kto wie, różnie bywa. - Skomentował jedynie w kwestii możliwych powiązań. Różne sytuacje bywały a sam Hyde nie miał najmniejszego zamiaru kogokolwiek oceniać w tej materii, zwłaszcza gdy sam na oczy nigdy nie widział ów parki… A przynajmniej tak mu się wydawało, gdy trwał w naiwnej nieświadomości tego, iż rozmawia z jednym ze sprawców. - Zwolniłem już dawno, naraził uczestników kursu, a skoro coś się paliło, to również jego zaniedbanie… No i wiesz, robimy te randki z gotowaniem i nie chcę, żeby uczestnicy czuli się oceniani. - Renoma przede wszystkim, czyż nie? A na uprzedzeniach oraz ocenianiu w tych czasach nie dało się daleko zajść.
I już, już miał pakować się w spódnicę aby sprawdzić rozmiar, gdy jego towarzysz począł jakoś dziwacznie się zachowywać. - Czekaj, co? - Mruknął, lecz było już za późno, gdy Jeb uciekał już w kierunku wyjścia, zostawiając go samego z dwoma koszykami i errorem 404 w głowie. I nim w ogóle się zastanowił, oddał koszyki ekspedientce zapewniając, że zaraz po to wróci, aby ruszyć do wyjścia.
- Spokojnie stary, bo jeszcze wpadniesz pod koła. - Zaczął więc zupełnie spokojnie, wyciągając swoją dłoń w kierunku znajdującego się na chodniku nieboraka w przyjacielskim geście. - Wszystko było ubezpieczone, a jeśli powiesz mi, jak do tego doszło nie będę mieć najmniejszego żalu. Wiesz, w ramach zapobiegania. - Ciągnął, po wizycie w drogerii, do której, o zgrozo, będzie musiał wrócić zwyczajnie nie mając ani sił, ani chęci na kłótnie. Mleko się rozlało, co się stało to się nie odstanie i milion innych powiedzonek, które pasowałyby w tym momencie.

Jebbediah Ashworth
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
- Żeby to jeszcze takie proste było – westchnął, bo pod pewnymi względami Audrey odbiło. Niegdyś przynajmniej była bardziej stanowcza pod tym względem, a ostatnio wpuściła tego człowieka na farmę, co doprowadziło do naprawdę szewskiej pasji w jego wykonaniu. Nie zamierzał jednak zwierzać się mężczyźnie z tego szczególnego przypadku, bo jeszcze zaraz się okaże, że on i Laurent to najlepsi kumple i dopiero będzie miał przekichane. Zdawać się mogło, że Jebbediaha ostatnio zaczął prześladować pech i czuł się tak ogromnie doświadczony jak biblijny Hiob, tyle, że akurat wybrankę swojego serca dostał już znacznie wcześniej. A może to ten pieprzony Buchinsky rzucił na niego jakieś prawosławne zaklęcie?
Dlatego rozpogodził się jak dziecko podczas rozpakowywania prezentów, gdy Hyde wspomniał o tradycyjnym załatwianiu problemów wśród dużych chłopców. – Wchodzę w to, tylko powiedz gdzie i kiedy – i nie chciał nawet myśleć jak podejdzie do tego Audrey, gdy się dowie o jego śmiałych planach, ale to było między nimi, mężczyznami, a ona co najwyżej mogła go w końcu uświadomić, gdzie znajdzie puder w kamieniu.
Wszelkie jednak śmiałe plany spełzły na panewce, gdy temat niebezpiecznie podryfował w stronę jego pożaru. Nie zarejestrował nawet, że Hyde przyznał się do zwolnienia tego całego pracownika, a potem nawet nie zauważył, że mężczyzna nie podchodził do tego bardzo agresywnie. Raczej z dużą dozą ciekawości, a ucieczka Jeba była w tym wypadku niewytłumaczalna. Najwyraźniej jednak suche szampony, baskijki i cała reszta dziwnych przedmiotów tak namieszały mu w głowie, że znalazł się na ulicy.
Dosłownie, bo zaliczył upadek i naprawdę zaczął się zastanawiać, czy aby nie jest w takim wieku, że będzie niebawem umierać z powodu złamania biodra. Do cholery, gdzie przeleciały te lata młodości?! Pochwycił jednak dłoń właściciela tego uroczego przybytku, który puścił z dymem i stanął na równe nogi. Znalazł paczkę papierosów i wyciągnął je w stronę towarzysza.
- Jak się spaliło? – zaśmiał się lekko, to nie była wcale długa i wciągająca historia. – Miałeś tak kiedyś, że leciałeś tak na dziewczynę, że nie mogłeś od niej rąk oderwać? Właśnie tak miałem z Audrey. Poszliśmy na te pieprzone lekcje gotowania i nim się obejrzałem, to głównie mnie całowała, więc musiałem stamtąd wyjść, żeby nie gorszyć zebranych. Szkoda tylko, że nie zauważyłem, że kurczak został w piekarniku… i tak właśnie sfajczyłem twoją szkołę – może powinien okazać więcej współczucia, ale skoro było ubezpieczone to chyba nie stanie się nic złego, prawda?

Hyde O. Terrell
towarzyska meduza
enchante #8234
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Prychnął pod nosem, słysząc słowa swojego towarzysza.
- No albo jest twoja albo jego… A skoro jest twoja, to gość powinien wiedzieć, że nie może odwalać takich akcji. - Sprawa, przynajmniej w spojrzeniu pana Terrell była niezwykle prosta. A skoro mężczyzna pomógł mu odnaleźć się między tymi wszystkimi półkami, niejako stając się jego towarzyszem podczas tej nierównej walki, Hyde był gotów pomóc mu w osiągnięciu swojego celu. Sam, gdyby dowiedział się, że ktokolwiek odwala podobne kwestie w kierunku jego dziewczyny (choć oficjalnie żadnej nie posiadał, ale to była jedynie kwestia interpretacji) szybko zabrałby się za rozprawienie się z ów osobnikiem, jeśli nie siłowo to zapewne jakimś odpowiednim podstępem, niczym w tych wszystkich szpiegowskich filmach. - Kiedy tylko chcesz, najlepiej gdzieś gdzie nie ma kamer i latarni. - I z przyjemnością dalej planowałby zamach na typka, który nie potrafi zrozumieć tych, najprostszych zasad jakie rządziły tą dżunglą zwaną męskim światem, jego towarzysz jednak miał zupełnie inne plany, uciekając z drogerii zupełnie jakby Terrell miałby zamordować go za prawdę. No i może kto inny byłby skłonny to zrobić, lecz Hyde nie czuł żalu w jego stronę - wszystko było ubezpieczone i cała sytuacja zakończyła się dość pomyślnie. Terrell nigdy nie był mężczyzną, szukającym jakiejkolwiek zemsty.
- Dzięki, nie palę. - Odpowiedział, widząc paczkę papierosów, jakoś nigdy nie nabywając tego nałogu i nie mając zamiaru tego w jakikolwiek sposób zmieniać. Słów towarzysza słuchał uważnie, z delikatnym uśmiechem schowanym gdzieś pod bujną brodą by finalnie zaśmiać się pod nosem. - No to cieszę się, że randka się wam udała. - Przyznał zupełnie szczerze, wzruszając szerokim ramieniem. - Nie mam wam za złe, wszystko było ubezpieczone, wypadki się zdarzają. - Bo i jemu nie raz zdarzyło się popsuć coś zupełnym przypadkiem, chociaż daleko mu było do parki zapatrzonych w siebie piromanów. Prychnął rozbawiony tym wszystkim, z niedowierzaniem kręcąc głową. - Pomyślę nad jakimś zabezpieczeniem, przed takimi zdolniachami jak wy… Wpadnijcie kiedyś do mojej knajpy w Pearl Lagune, tylko tym razem nic nie podpalcie. - Dodał, bo skoro byli na lekcjach w jego szkole, mogli mieć nie po drodze z kuchnią, a sam Hyde z przyjemnością przyjąłby ich na obiad bądź kolację… Wcześniej jednak zabrałby jakiekolwiek świeczki z ich stolika, ot tak, na wszelki wypadek.

Jebbediah Ashworth
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Planowanie zamachu na życie albo zdrowie Laurenta pewnie nie spodobałoby się Audrey, ale nie mógł powstrzymać głupiego uśmieszku, który cisnął mu się na usta. Nic nie mógł poradzić na to, że nikt nie burzył tak jego krwi i choć początkowo przypuszczał, że tak naprawdę sprawa rozbije się o Arizonę, która przecież była najważniejszą lamą w jego stadzie i życiu to z czasem okazało się, że znajomość z panną Clark (która stanowczo wyszła z ram koleżeństwa) doprowadzi do tego, że obdarzy Buchinsky’ego zapalczywą nienawiścią, która nijak się miała do jego chrześcijańskich haseł o miłości.
To jednak one na razie powstrzymywały go przed wcieleniem diabelskiego planu w życie. Jasne, chciał, żeby ten goguś przestał się kręcić koło jego dziewczyny, ale postanowił załatwić go dyplomacją, która zakładała bycie wspierającym i pomocnym. Pierwszym etapem tego miały być sprawunki, które jednak porzucił, ale sądził, że dziewczyna nie będzie na niego wściekła. Był jednak zaskoczony, że ten cały szef kuchni nie był. Czy aby oni we dwójkę nie rozmyślali nad reakcją właściciela i nie demonizowali jej?
Najwyraźniej nawet w wieku czterdziestu lat można było się nieźle zaskoczyć.
Zabrał papierosa i spojrzał na niego dłużej.
- Równy z ciebie gość, Hyde – pochwalił go i sam parsknął. – To była nasza pierwsza oficjalna. Potem się trochę zepsuło i jej ojciec ją postrzelił – pokręcił głową, chyba powoli docierał do niego ciężar tego wszystkiego. Dotąd działał trochę na autopilocie, by zapewnić jak najlepszą opiekę Audrey, ale najwyraźniej i on powoli wysiadał. Może powinien odpocząć od tego wszystkiego w jej towarzystwie? Albo na piwie z nowopoznanym kolegą?
- Stawiam ci dobry alkohol za to. A co do restauracji… - i postarał się wyobrazić ich w piekielnie eleganckich i drogich wnętrzach, tak usilnie starających się, by czegoś nie zepsuć. – Wiesz, mógłbyś tego pożałować. Ona ma wiele zalet i jest cudowna, ale ma też potworne ADHD – zaśmiał się z czułością, widać było, że wcale mu to mimo wszystko nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Syknął jednak z bólu i musiał rozmasować swoje kolano.
- Pieprzone zakupy. Nie dość, że niczego nie rozumiem z tej zabójczej listy to jeszcze ten upadek. Myślisz, że mogę jej się przyznać, że jestem umysłowym kretynem? – nie miał z tym problemu, zwłaszcza że naprawdę preferował piwo z Terrellem niż powrót do tej pieprzonej drogerii.

Hyde O. Terrell
towarzyska meduza
enchante #8234
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Zadowolony uśmiech pojawił się na męskich ustach, gdy jakże miła pochwała powędrowała w jego stronę. Oczywiście, że był równy! Najrówniejszy z nich wszystkich! I był pewien, że gdy opowie o tym wszystkim Julii ta doceni jego wspaniałomyślność i odpuści te wszystkie zakupy, do których zwyczajnie nie miał głowy… I o których nie miał najmniejszego pojęcia. Sam Hyde, zwyczajnie nie umiał zrzucić winy na kogoś, kto nie doprowadził do wypadku specjalnie. Zwłaszcza, gdy ten ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń w poszukiwaniu rzeczy dla swojej dziewczyny przyjaciółki. I już miał coś odpowiedzieć, gdy jego towarzysz uraczył go kolejnymi słowami. A te sprawiły, że brwi mężczyzny powędrowały wysoko, wysoko ku górze w wyrazie całkowitego zaskoczenia.
- Czekaj, postrzelił? Ale tak normalnie, bronią? - Dopytał z wyraźnym niedowierzaniem. Jako dziecko Marianne Terrell doskonale wiedział, że rodzic potrafił wyrządzić dziecku wiele krzywdy (łącznie z próbą morderstwa) ta historia jednak wydawała się wyrwana z jakiegoś, niezwykle kiepskiego westernu. - Czym zaszła mu za skórę? - Zapewne nie powinien pytać, ciekawość jednak sprawiała, że pewien filtr opadł z jego umysłu, jadącego na resztkach autopilota - wszelkie jego siły zostały brutalnie pożarte przez kilometry (oczywiście, że wyolbrzymiał) alejek z tymi wszystkim specyfikami, z których większości nie znał nawet nazw.
Hyde machnął ręką, jakby fakt, że dziewczyna jego nowego kumpla brzmiała niczym chodzący huragan z krokodylem na smyczy nie miał żadnego, choćby najmniejszego znaczenia… I nie miał, zwłaszcza w tej kwestii. - Owiniemy ją folią bąbelkową. - Zażartował, gdzieś w środku będąc ciekawym czy i jemu przyjdzie opowiadać kiedyś z podobną czułością co jego towarzysz. Chciałby, z pewnością, nawet jeśli istniało w nim przekonanie, że ze swoją przeszłością nie miał co liczyć na jakikolwiek happy end. W tamtym momencie swojego życia nie był świadomym tego, że i jego oczy błyszczały w ten specyficzny sposób, gdy przyszło mu wspominać o kobiecie, która tak niespodziewanie wtargnęła w jego życie w najmniej odpowiednim momencie.
Mężczyzna podrapał się dłonią po brodzie w zastanowieniu na kolejne słowa swojego towarzysza. Nie chciał zawieść Julii, czuł się jednak dobitnie pokonany przez te wszystkie półki jednocześnie nie będąc w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miał okazję na małe, męskie piwko.
- A pieprzyć to. - Mruknął całkiem inteligentnie, rozglądając się za najbliższym szyldem jakiegoś z okolicznych barów. W Opal Moonlane w końcu barów było pełno. - Ja napiszę usprawiedliwienie tobie, a ty mi. Po tych mękach zasłużyliśmy na zimnego browara… Jak się po nim lepiej poczujemy, zawsze możemy zrobić kolejne podejście do tego piekła. - Tak, ten plan uważał za na tyle idealny, że pewnym krokiem ruszył w kierunku który wydawał mu się być tym, najbliższym do wodopoju.

ZT!
Jebbediah Ashworth
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
Własnym oczom nie wierzyła, dopóki nie podeszła bliżej. Ale wzrok jej jeszcze nie mylił i tak oto przed nią stał jej rodzony brat, który rzekomo winien obecnie przebywać w Szkocji. W Szkocji! Kraju, do którego ona z każdym kolejnym dniem tak bardzo tęskniła, gdyż odebrano jej możliwość kariery, której naprawdę pragnęła; możliwość samodzielnego mieszkania, znalezienia sobie posępnego i markotnego, ale za to przytulaśnego Szkota; i możliwość oddychania na co dzień rześkim, szkockim powietrzem zamiast tego parnego i dusznego, jakie miała w Lorne Bay. Trzeba przyznać, że Claire dość otwarcie zazdrościła bratu możliwości wyjazdu, której jej – nie oszukujmy się – poniekąd zabrano. Obecnie panna Buxton czuła jakby tkwiła w miejscu; w nudnej pracy, której w sumie nie chciała; w okropnym i dusznym miejscu na tym ziemskim globie; z rodzicami, którzy wisieli nad jej głową, powtarzając do znudzenia, co przystoi, a co nie. Ileż to razy słyszała od ojca, że dobrze, iż zrezygnowała z łyżwiarstwa, bo daleko by w nim wcale nie zaszła, zważywszy na to, iż kariera łyżwiarki kończy się przed trzydziestką (średnio), a później pozostaje już tylko nauczanie. Claire uważała owe słowa za wysokie niesprawiedliwe. Zwłaszcza, że była dobra i znała swoją wartość. Wiedziała, że mogłaby dojść daleko, gdyby nie ta jedna kontuzja, która unieruchomiła ją na jakiś czas, a później znacznie trudniej było jej wrócić do wykonywanej pasji.
W każdym razie o tym wszystkim myślała sobie Claire, gdy wypatrzyła przed sobą dość charakterystyczny sweterek. Nawet ona musiała zrezygnować ze stylowego, drogiego trenczu na rzecz ubrań, które nadawały się znacznie lepiej na warunki pogodowe w Australii. Tymczasem jej brat… cóż, on miał nieco odmienne poczucie stylu.
Poprawiła sobie koszyk na ręce, w której już znajdowały się kosmetyki i płatki kosmetyczne i przestąpiła parę kroków. Claire przez krótką chwilę przyglądała się tej znanej jej doskonale sylwetce. Odrzuciła pomysł uderzenia go torebką oraz rzucenie mu się na plecy z pretensją. Odrzuciła też inne oryginalne pomysły ze swojej głowy i tylko podeszła do niego ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. — Cóż ty najlepszego wyrabiasz, braciszku? — spytała, a gdy już się odwrócił w jej stronę, mógł dostrzec konsternację i uniesioną oskarżycielsko brew.
Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Powrót jego jako syna marnotrawnego nie przebiegał tak jak sobie założył. W Biblii czytał coś o zabiciu dorodnej zwierzyny i uczcie na cześć wygnanego, ale zawsze pomijał fragmenty w których ów młodzieniec musiał się upodlić. Od zawsze miał uczulenie na wszelkie zwierzęta gospodarskie, więc tekst o świniach wydawał mu się najgorszym horrorem. Wtedy zresztą traktował to wszystko jak pewnego rodzaju fantastykę, bo gdzie Buxtonowi do bycia niegodnym synem swoich rodziców. W końcu mieszkał w rodzinnym domu, uprawiał w najlepsze swoje poletko bycia najukochańszym synem i kompletnie nie rozumiał jakim cudem pewnego dnia postanowił zerwać na trochę kontakt z rodzicami.
Wróć, nie powinien tak dramatyzować, bo dalej łączył się z nimi na facetime i udawał szkockiego kawalera mamrocząc coś o warunkach stażu i dusząc się w swetrze. Wszystko po to, by dalej myśleli, że spełnia swoje marzenia i nie popełnił kardynalnego błędu z przyjazdem tutaj.
Nawet zdołał jakimś cudem przekabacić Jonathana, by nie zdradził się z tym, że powraca na staż do miejscowego szpitala. Wszystko po to, by uniknąć pytań dlaczego i troski wyrażonej w ugładzonych, ale jednak przykrych słowach. Czemu mu na tym zależało? Tak naprawdę Alfie wiedział jedno- ostatni raz jechał na drugi koniec świata za dziewczyną, która nie okazywała się niczego warta i wyjątkowo nie chodziło o jej status materialny, ale o wartość moralną. Roztrzaskała mu serce wiadomością, że urocze dziecko nie jest jego, a on zamiast spakować walizki i wrócić na swoje wrzosowiska, postanowił się ukarać i zamieszkać wśród swoich świń. Te jego były jednak szczurami i zamieszkiwały głównie jego statek, ale z równą pasją ich nienawidził.
Jak i samego siebie, więc nic dziwnego, że nie ogłaszał nigdzie swojego przybycia licząc naiwnie na cud i na możliwość ukrycia się przed całym światem. Nie przyszło mu jednak do głowy, że jego młodsza siostrzyczka działa praktycznie jak KGB. Nie sposób było czegokolwiek przed nią zataić i w końcu dorwała go w drogerii nad debatą nad rodzajami szamponów. Nie miał dotąd problemów z wyborem, ale okazało się, że jego ulubiony zdziera z niego praktycznie wszystkie oszczędności, więc pokręcił głową i był już gotów wziąć jakiś z niższej półki (na pewno dostanie łupieżu i pojawią się zakola), gdy usłyszał głos, który go zmroził lepiej niż ta klimatyzacja.
- Kupuję szampon - odpowiedział więc zgodnie z prawdą i przez chwilę zastanawiał się czy nie dodać, że po prostu wziął sobie samolot i przyleciał tutaj, by zabrać ten z koalą, bo w Szkocji takich nowinek nie mają, zwłaszcza dla starych stażystów medycyny.
Odwrócił się powoli w jej stronę i poczuł się tak jakby duch ich matki w niej zamieszkał. To było tak złowieszcze, że w momencie zapomniał o szczurach. - Tylko nie krzycz, Claire - poprosił i ukradkiem do koszyka władował to tanie paskudztwo.
Nie wiedział czy w rodzinie są obecnie na etapie pożyczania sobie drobnych na włosing.

Claire Buxton
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
Claire w istocie miała zadatki na KGB, gdyż pod nieobecność Alfiego szkoliła się stalkując troszkę chłopca – chłopca? Młodego mężczyznę raczej! – którym to była zauroczona. A z racji tego, iż ów osobnik męski obracał się w dość niebezpiecznym towarzystwie, Claire musiała zwyczajnie uważać, by nie zostać przez niego tudzież jego towarzyszy wykrytą. Nie praktykowała stalkingu nagminnie z obawy o własne złamane serduszko, ale zdarzało jej się bywać przypadkiem w tych samych miejscach, co jej crush. W każdym razie znalezienie brata w tak randomowym miejscu jak Mecca Skincare nie było tak po prawdzie żadnym sukcesem. Można powiedzieć, że zadziałała tutaj jakaś siostrzano-braterska więź – jakaś niewidzialna siła ich najwyraźniej do siebie przyciągnęła. Claire niczym pies instynktownie podążała za czymś znajomym i proszę, oto trafiła na uciekiniera, który jeszcze tydzień wcześniej wmawiał jej, że siedzi w czterech ścianach w kraju tak odległym i zwyczajnie lepszym od tego.
Uważała więc Alfiego za szczęściarza – może nie kwalifikowała go jako ulubieńca rodziców, bo jakby nie patrząc, to jej nieco bardzo pomagano w życiu. Rzecz w tym, że ona wcale tej pomocy nie chciała i być może dlatego nie potrafiła żadnego taktycznego ruchu ze strony rodziców docenić. Nie chciała ani tej pracy, którą posiadała, ani tak na dobrą sprawę nie chciała nawet mieszkać w Lorne Bay. Dlatego o brata była ciut zazdrosna i pewnie początkowo powtarzała mu, że ma szczęście, iż wyjechał do Szkocji w pogoni za marzeniami i próbą ułożenia sobie życia.
Och, nie zamierzam krzyczeć wcale — obwieściła surowym tonem, przypominającym ton ich matki. Nie była ich rodzicielką, więc nie miała zamiaru bynajmniej czynić mu tutaj żadnych kazań. Ale oczekiwała po prostu słowa wyjaśnienia, skoro już zdołała go przyłapać na gorącym uczynku. Od razu przez myśl przebiegło jej, że nawet gdyby jej teraz spróbował uciec, to będzie wiedziała, gdzie go znaleźć, przypomniawszy sobie o jego łodzi. — Oczekuję kawy, kawałka ciasta marchewkowego i wyjaśnień — powiedziała poważnym tonem, lustrując brata wzrokiem, a następnie bezceremonialnie zaglądając mu do koszyka i kręcąc z dezaprobatą głową nad jego wyborem szamponu. — Będziesz łysy — skomentowała, wskazując paznokciem na zawartość koszyka.
Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Gdyby tylko wiedział jakie praktyki wciela w życie jego młodsza i trzymana przez niego pod kloszem młodsza siostrzyczka to pewnie ich drogi przecięłyby się wcześniej. Może i był dżentelmenem, który konwersację uważał za najwyższą wartość, ale ludzie o podejrzanej reputacji nie powinni mieć dostępu do jego małej. Właśnie tak widział Claire. Lata mogły minąć, mogła dojrzeć i dorosnąć, ale dla Buxtona nadal oscylowała gdzieś w granicach uroczej pięciolatki, która ciągnęła za sobą swojego misia i sepleniła.
Mógł jedynie podziękować więc losowi, że oszczędziła mu tego typu wyzwań i nie musiał przeżywać, że dziewczynka z warkoczykami zamieniła się w podlotka, którego mężczyźni mogą traktować tak jak… o zgrozo, on traktował kobiety. Ta myśl była jak natrętny komar i wcale nie mógł ją zwalczyć. Pewnie dlatego po swoim powrocie do ojczyzny (pfu, kto w ogóle myślał tak o Australii) zwlekał z próbą kontaktu, a nawet go zaniechał. Musiał przestawić się na tryb brata- przyjaciela, ale chwilowo nie potrafił tego zaprogramować i skupiał się jedynie na tym, że chłopcy dostają pewnie bzika na jej widok i budziło w nim naturalną reakcję obronną.
Był lekarzem, więc coś tam o tym wiedział.
Rozumiał też, że Claire właśnie przeżywa w drogerii szok i winien jest jej wyjaśnienia, więc gdy o nie poprosiła, jedynie skinął głową. Nawet to ciasto marchewkowe (jak można było jeść słodkie coś z warzywa?) był w stanie zdzierżyć. Generalnie sam się prosił o tego rodzaju karę, więc postanowił przyjąć to jak mężczyzna. Do momentu, gdy skrytykowała jego szampon.
- Serio, łysy?! Weź, zrób coś! - wrzasnął jakby samo trzymanie tego specyfiku w koszyku miało go pozbawić bujnej czupryny, którą zawsze się przecież chełpił. Uśmiechnął się lekko i odstawił wreszcie koszyk, a potem jak przystało na starszego brata i opiekuna objął ją mocno w uścisku i pocałował w skronie. Powiedzieć, że tęsknił to nie powiedzieć nic. Była wciąż dla niego jedną z najważniejszych osób w życiu i choć te osoby ostatnio zawodziły go na każdym kroku (była, ich matka) to był przekonany, że w przypadku Claire nic takiego im nie grozi. Chyba, że nagle grobowym tonem oświadczy, że spodziewa się bombelka i bierze ślub z jakimś wytatuowanym kolesiem.
Wówczas jego braterska miłość mogła zamienić się w próbę uwięzienia jej w najwyższej wieży, jaką znajdzie na tych australijskich ziemiach nie zamierzał wcale przepraszać.
- Tęskniłem.

Claire Buxton
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
Rzeczywistość przedstawiała się jednak całkiem inaczej i Claire doskonale wiedziała, że pewne rzeczy należałoby jednak przed jej bratem ukrywać. Głównie dlatego, że ten po prostu uchodził w jej oczach za zbyt przewrażliwionego i pewnych aspektów jej myślenia i wyborów życiowych by zwyczajnie nie zrozumiał. Nic zatem dziwnego, że o swojej małej misji poderwania Corrente mu nie powiedziała i mówić też nie zamierzała. Czy to się sypnie w swoim czasie to nieco inna kwestia, ale jak na razie to Alfie rozrabiał na tyle – mam na myśli jego wyjazd i niespodziewane pojawienie się – że Claire wolała przede wszystkim zająć się tematem jego osoby. Zresztą Claire nie zamierzała dzielić się żadnymi szczegółami swojego życia towarzyskiego z bratem – zważywszy na fakt, iż prawdopodobnie by potępił jej wybór co do obiektu westchnień. I miałby podobne zdanie co zresztą jej rodzice. A może nie? Może właśnie to on by ją zaskoczył.
Faktem jednak było, iż absurdalnie wręcz mu zazdrościła tego, iż mógł robić, co chciał. Ona momentami czuła się jak w złotej klatce i to było w tym wszystkim najgorsze. I bynajmniej nie pochwalała nazywaniem Australii ich ojczyzną – jej serce ulokowane było w zupełnie innym kraju, do którego tak bardzo tęskniła.
Nie potrafiła się nie uśmiechnąć, gdyż najzwyczajniej w świecie tęskniła za tym niezrównoważonym trochę chłopakiem. Potrząsnęła z politowaniem głową i ściągnęła z półki ten droższy szampon, który jeszcze przed momentem oglądał Alfie. Instynktownie i zupełnie nieświadomie, iż przecież jej brat ten ów specyfik przed chwilą trzymał w łapkach. Wrzuciła go do koszyka z myślą, iż będzie tą dobrą siostrą i kupi mu porządny szampon do włosów. Zdążyła w zasadzie zrobić tylko tyle, bo już po minucie była obejmowana przez Alfiego. Serce jej momentalnie zmiękło, bo cholera, ona też przecież za nim mocno tęskniła.
Uśmiechnęła się pod nosem i ciężko westchnęła, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia i oddanie tego przytulasa. — Co się stało? — spytała. I pytała ogólnie. O jego wyjazd, o jego powrót, o jego karierę, o wszystko w zasadzie, co tylko dałoby się zmieścić w tym pytaniu, a o czym nie wiedziała. Chciała, by powiedział jej znacznie więcej niż pytała całkiem nieświadoma tego, co właściwie się u niego obecnie działo. — I chyba najważniejsze pytanie: w jakim miejscu się zatrzymałeś? — Bo na pewno nie w posiadłości rodzinnej.
Alfie Buxton
ODPOWIEDZ