about
Oh won't you come with me
where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by
we'll sing the song of the sea
where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by
we'll sing the song of the sea
- — pierwsza
adria wainwright
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Gdy zza jasnych, ciężkich drzwi dobiegł głos “zapraszam”, chwyciła Neiasa za rękę. Wkraczali przecież w ten przedziwny świat razem, choć ustalenia co do tego misternego planu wciąż zdawały się niejasne i nieprzemyślane — on chorował w świecie prawdziwym, ona we wszelkiej dokumentacji medycznej. Czasem zdawało się jej jeszcze to dziwne, może nazbyt proste, ale tym razem nie potrafiąc skupiać się wyłącznie na pozytywach, zaciskała mocno usta, gdy Neias był badany. Kiwała głową, gdy w jej kierunku wędrowały zalecenia i rady, które to bez zawahania obiecywała spełniać. Wciąż niewiele rozumiała z tej całej choroby, która chyba nieco ją przerażała — grając jednak rolę życia udawała, że niewzruszona jest tym wszystkim. Że jest silna, że śmierć nie robi na niej wrażenia. W ciszy kroczyła więc obok Haddingtona udając, że jest tą całą dzisiejszą wizytą znudzona. Lekko skinęła głową na jego prośbę, a potem wzruszyła ramionami. — Myślę, że będzie próbował odnaleźć klinikę, w której się leczę — rzuciła, nie pamiętając już nawet, na czym zakończyli odbywaną wcześniej rozmowę. Ba, obecnie Ariadne nie była nawet pewna tego swojego spotkania z Walterem, które zdawało się jej nagle dziwnie odległe, jakby pochodzące sprzed kilku długich lat. — Jest trochę sceptyczny, bo nie podałam mu tych wszystkich szczegółów, ale jak mi je zapiszesz na kartce, to następnym razem zapamiętam. I przynajmniej będziemy pewni, czy Deidrick ma rację — zaproponowała oficjalnym tonem, zachowując się trochę tak, jakby ten ich przedziwny układ był po prostu czystym biznesem, z którego oboje mieli wyciągnąć pieniężne korzyści.
— Chodźmy w takim razie się przejść, powrót do domu niczego przecież nie zmieni — rzuciła z troską, choć obiecywała sobie, że wcale się w tę znajomość nie zaangażuje. Ciężko jednak było walczyć z pewnymi uczuciami. — Możemy posiedzieć gdzieś tutaj, mieli kiedyś całkiem wygodne ławki w ogrodzie — zasugerowała, gdyby spacer nie wydał się mu atrakcyjnym pomysłem. Nie miała pojęcia co z tego wszystkiego wyniknie i na ile może sobie pozwalać, ale nie chciała, by Neias mierzył się z tą chorobą sam. I to wcale nie dlatego, że dzięki niemu zbierać miała o wszystkim informacje — jakoś tak przy nim przypominała sobie, że wciąż ma w sobie ludzkie odruchy.
neias haddington
— Chodźmy w takim razie się przejść, powrót do domu niczego przecież nie zmieni — rzuciła z troską, choć obiecywała sobie, że wcale się w tę znajomość nie zaangażuje. Ciężko jednak było walczyć z pewnymi uczuciami. — Możemy posiedzieć gdzieś tutaj, mieli kiedyś całkiem wygodne ławki w ogrodzie — zasugerowała, gdyby spacer nie wydał się mu atrakcyjnym pomysłem. Nie miała pojęcia co z tego wszystkiego wyniknie i na ile może sobie pozwalać, ale nie chciała, by Neias mierzył się z tą chorobą sam. I to wcale nie dlatego, że dzięki niemu zbierać miała o wszystkim informacje — jakoś tak przy nim przypominała sobie, że wciąż ma w sobie ludzkie odruchy.
neias haddington
about
Oh won't you come with me
where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by
we'll sing the song of the sea
where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by
we'll sing the song of the sea
Z Adrią było mu łatwiej. Brak przywiązania i większych zażyłości odejmował ich nikczemnemu układowi niepotrzebnych trosk, bo nawet w obliczu śmierci Neias nie potrafił odgrywać egocentryka, przejmując się raczej osobami mogącymi sobie z jego odejściem nie poradzić. Nie wyobrażał sobie bowiem przemierzać tych złowrogich korytarzy ze swoją siostrą, zalewającą się gorzkimi łzami czy ojcem rozglądającym się nerwowo na boki, sprawiającym wrażenie, jakby czegoś wzrokiem poszukiwał, choć tak naprawdę ukrywałby tylko swe poczerwieniałe oczy. Albo z matką, chryste, z tą awanturniczą matką, która zuchwale podważałaby słowa lekarza, wietrząc w nich same idiotyczne spiski. Najbardziej jednak obawiał się sytuacji, w której przyszłoby mu mierzyć się z chorobą wraz ze Scarlet, z którą wciąż się chyba kochali, choć nie zamienili słowa od kilku długich miesięcy. A z Benem... Z nim już wszystko było skomplikowane i niepewne, począwszy od tego, że od kilku lat nie było już żadnego go z Benem. Zbył te rozważania z ciężkim westchnieniem, posyłając swej towarzyszce przelotne spojrzenie przepełnione wdzięcznością za to, że była substytutem wszystkiego, czego strach nie pozwolił mu zrealizować. - Hm, no to dobrze, że Thompson ma motywację do zachowania tajemnicy lekarskiej - rzucił swobodnie, już całkiem innym tonem niż przedtem; jakby kwestia ta była banalnie prosta i nie do podważenia, jakby zupełnie nie było się czego obawiać. Rozmawiali przecież o tym nieraz, wprowadzając jej nazwisko do systemu tutejszej kliniki, której pacjentką była z nieco innego powodu, niż to każdemu wmawiała, ale doskonale sprawdzało to swoje zadanie. Pokiwał głową na jej sugestię i zatrzymał się na moment, czekając, aż brunetka się do niego nieco cofnie. - Że też ten twój mąż musi być jednym z najlepszych neurologów w Queensland - westchnął i wywrócił teatralnie oczyma, pozwalając, by niewielki uśmiech zabłąkał się mu na twarzy. - Ale ze szpitala musimy wyjść, wiesz, tutaj jest pełno chorych i umierających ludzi, a to chyba niezbyt napawa optymizmem - zauważył sceptycznie, rozglądając się nieznacznie. - No i... słuchaj, a gdybyś to ty naprawdę... No, rozumiesz. To co byś miała na swojej liście priorytetów do zrealizowania? Bo ja jakoś tak... nie wiem, wszystko mi się głupie wydaje. Chcesz zaadoptować kameleona? - rzucił pierwszą lepszą propozycją, jaka przyszła mu do głowy i wreszcie obdarzył ją już pełnym uśmiechem.
adria wainwright
adria wainwright