udaję, że dobrze się uczę — w miejskim liceum
17 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
1
Nie przyszłoby jej do głowy, ze jeszcze kiedyś zobaczy to miasto, którego szczerze nie nawidziła. Nie miała z nim najlepszych wspomnień i czuła się tutaj całkowicie obco. Chicago było jej miejscem na ziemi gdzie miała swoje całe życie i rodzinę, nawet jeśli w tym momencie nienawidziła ic tak samo jak człowieka, do którego musiała przyjechać.
W czasie drogi tutaj miała nawet plan aby wyskoczyć z jadącego samochodu prosto w las, zbudowałaby sobie szałas i żyła jak damska wersja tarzana. Tylko szkoda, że kierowca, który został wynajęty przez jej rodziców został o takim pomyśle uprzedzony bo drzwi były zablokowane. W czasie tej długiej jazdy pod swój dawny rodzinny dom jej matka usilnie próbowała się do niej dodzwonić, niestety Nela za każdym razem odrzucała połączenie. Tym chciała pokazać matce, że jest na nią zła za to jaką cudowną karę wymyśliła. Był to cios poniżej pasa i wszelkiej godności. Skoro ona urwała się od tego mężczyzny to jak może świadomie i z pełną premedytacja pchać tam swoje własne dziecko?
Niestety Cornelia nie miała zbyt wiele do powiedzenia, jej walizki zostały spakowane, a ona sama wsadzona w samolot.
- Miejmy to za sobą. - mruknęła nastolatka stojąc przed drzwiami wejściowymi, dłoń, którą trzymała rączkę od ciemnej walizki momentalnie zaczęła jej się pocić. Stresowała się tym spotkaniem chociaż z drugiej strony miała nadzieję, że stary Buckley już tutaj nie mieszka, a jej matka ma nieaktualne info i z uśmiechem wróci do domu.
Drugą rękę uniosła w kierunku dzwonka, nacisnęła go kilka razy i zrobiła krok w tył o mało co nie zabijając się o jeden ze swoim bagaży. Było to dla niej śmieszne, że całe jej dotychczasowe życie zmieściło się w dwóch wielkich czarnych walizkach na cholernych kółkach.
- Niespodzianka! - krzyknęła z ironią doskonale słyszalną w głosie i rozłożyła szeroko ręce machając rękami. Na jej twarzy dostrzec było można szeroki, ale bardzo mocno sztuczny i wymuszony uśmiech.
Hutch Buckley
powitalny kokos
rorka
Police detective — Lorne Bay Police Station
39 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
he wears the smell of blood and death like a perfume
there is fire in his eyes
and ice in his veins
but you love him anyway
for he is a star
burning with the light of a thousand suns
(and your world is dark without him)
#1
Poranki w stanie upodlenia dnia wczorajszego zawsze były najgorsze.
Powieki rozchylały się z trudnością. Gardło bolało tak, jakby wcześniejszego wieczora wydzierał się wniebogłosy - jak na meczu swojej ulubionej drużyny. Ścianki gardła były zaś tak suche, jakoby zamierzały przyjąć na raz i całą butelkę, najlepiej schłodzonej wody. Niegazowanej rzecz jasna, bo od tej gazowanej Hutch od razu czuł skurcze żołądka, dokładnie wtedy, gdy próbował ją w siebie dosłownie wlać na czczo.
Przekręcił się z niebywałą trudnością na prawy bok, co jak się okazało, było wielkim błędem. Rolet zapomniał zasunąć, wszak wrócił do apartamentu grubo po czwartej rano
Słońce więc w swoim urokliwym rozkwicie pieprznęło mu w oczy porażającymi promieniami.
O mało nie wrzasnął, że oślepnie i zamiast tego, zacisnął mocno powieki, chcąc się uchronić przed tymi niedogodnościami, a na głowę nasunął kołdrę. Dany manewr odezwał się dyskomfortem praktycznie całego ciała, bo alkohol właśnie urządzał sobie rundkę po krwioobiegu - albo raczej jego pozostałości, w postaci pieprzonej trucizny.
Cholerny kac.
Aż jęknął cicho, czując w ustach przy okazji posmak żółci. Organizm wariował. Wolał o pomoc, pragnąc, aby to się jak najprędzej skończyło.
Ale przecież musiał wstać, bo południu winien zjawić się na posterunku. Musiał dojść ze sobą do ładu. Ogarnąć się, by wyglądać względnie ludzko. Stary ostatnio zrobił się podejrzliwy i Hutch począł się obawiać, że jego pijackie wojaże skończą się rychłym zwolnieniem.
A to byłoby jego końcem. W przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu.
Musiał zrobić krok, zatem ostrożnie wysunął stopę spod kołdry. Odważył się rozchylić powieki, które skrył przed słońcem przy pomocy dłoni. Dopiero wtedy odważył się wydostać spod połów pościeli.
W oczach mu pociemniało, uprzednio cały obraz zawirował, gdy finalnie jego nogi dotknęły zimnej podłogi.
Potrzebował czegoś na kaca; zdecydowanie.
Nieco po omacku ruszył w kierunku kuchni. Wysuniętymi rękoma macał przestrzeń przed sobą, jakoby w obawie przed tym, że mógłby na czymś wylądować. Oczy wciąż nie mogły złapać ostrości, ukazują mu kształty mebli pokrytych gęsta mgłą. Znowu poczuł żółć, która już niebezpiecznie wsuwała się do gardła.
Pierw toaleta czy hektolitry wody i tabletki?
Postawił na to drugie i już po chwili z szafki wydobył szklankę, ostatecznie jednak pociągnął prosto z butelki.
Oby tabsy postawiły go na nogi, choć branie ich na pusty schorowany żołądek mogłoby mieć opłakane skutki. Odruch wymiotny musiał powstrzymać, inaczej skończy w łóżku. Nie pojawiając się w pracy dzisiejszego dnia, na co zdecydowanie pozwolić sobie nie mógł.
Był już w drodze do łazienki, kiedy to posłyszał dźwięk dzwonka do drzwi.
Czyżby się przesłyszał?
Bo któż by zakłócał spokój o tej porze? Nie, żeby było bardzo wcześnie, ale... Nawet listonosza się nie spodziewał.
Zerknął na siebie pobieżnie w lustrze. Wyglądał okropnie. Wczorajsze, nieświeże ubranie, przesiąknięte wonią alkoholu oraz fajek. Do tego potargane włosy i blada twarz z podkrążonymi od niewyspania oczami. Wyglądał bardziej jak duch aniżeli człowiek.
- Kurwa mać - mruknął i poszedł otworzyć, a to kogo przed nimi zobaczył poraziło go nie tyle co zdziwieniem a zapewne widocznym w jego mówie ciała szokiem.
- Nela? - chyba chciał się upewnić, że to rzeczywiście ona a nie jakieś omamy wzrokowe - Co ty tu robisz?

Nela Buckley
powitalny kokos
Lunatyk
udaję, że dobrze się uczę — w miejskim liceum
17 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kiedy go zobaczyła w pełnej krasie uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy, a ręce bezwładnie opadły wzdłuż wyprostowanego jak struna ciała. W milczeniu przyglądała się mężczyźnie, musiała przyznać, że bardzo się zmienił. Oczywiście na gorsze, niemal od razu wiedziała kogo, a raczej czego była to zasługa. Powoli wodziła swoim wzrokiem jak i głową po jego ramionach, klatce piersiowej, nogach i zaraz znów wróciła do twarzy. Starała się za wszelką cenę ukryć zaskoczenie i kwaśną minę, która wkradła się na jej młodą twarz. Wiedziała, że wracając do Lorne nie spotka ją nic nowego, a jej ojciec po wyjeździe rodziny cudownie nie powstanie na równego nogi, ale nie przypuszczała, że będzie jeszcze gorzej.
Z jednej strony czuła ulgę, że wraz z mamą i bratem udało im się z tego całego horroru urwać, ale z innej bała się pomyśleć jakby wyglądało jej życie gdyby dalej byli jedną rodziną.
- J-ja...- zająkała się nie za bardzo wiedząc co ma dokładnie powiedzieć swojemu ojcu, zaraz jednak delikatnie pokręciła głową i nabrała powietrza w płuca, które po chwili wypuściła z cichym świstem. Zrobiła krok na bok aby pokazać mu swoje nieszczęsne walizki. Cała pewność siebie jaką miała jeszcze chwilę temu uleciała nie pozostawiając po sobie nic.
- Mieszkam tutaj. - wypaliła nie zastanawiając się zbyt mocno nad tymi słowami, poprawiła kosmyk włosów i chwyciła za walizki, zrobiła krok do przodu i wymijając mężczyznę weszła głębiej do apartamentu.
- Zostałam zesłana do piekła, matka nie dzwoniła? - zapytała zatrzymując się w holu, rozejrzała się dookoła chcąc przywołać do siebie jakieś miłe wspomnienie związane z tym miejscem, ale po krótkiej chwili stwierdziła, że nie ma takiego, co było bardzo smutne i przygnębiające jednocześnie.
- Oczywiście, że nie. Bo po co miałaby to robić. Szkoda, że nawet nie pomyślała aby się dowiedzieć czy dalej mieszkasz w tym samym miejscu. - mruknęła niezadowolona z całej tej sytuacji, do której niestety musiała się przyzwyczaić. Niby mogła też uciec, ale wiedziała, że jej ojciec pracował w policji i daleko by wcale nie uciekła, o ile by jej szukał. Bo chyba by to zrobił, prawda?
- I na nasze wspólne nieszczęście dalej jesteś w Lorne. - dodała zatrzymując swój wzrok na jego osobie. Czuła, że nie będzie to łatwe spotkanie, a przede wszystkim wspólne mieszkanie. Nie widzieli się przecież lata, oboje się zmienili, a mieszkać z obcym dla siebie człowiekiem nigdy nie było łatwe.
Hutch Buckley
powitalny kokos
rorka
ODPOWIEDZ
cron