lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Powiedzieć, że życie w Australii było pełne niespodzianek to tak jakby nie powiedzieć nic. Ten kontynent i tutejsza flora i fauna rządziły się swoimi prawami – i to dosłownie. Dzisiaj, kiedy Weston wychodził bladym rankiem do pracy – na niebie świeciło piękne słońce. Gdzieś w okolicach pory lunchu dostał pierwsze powiadomienie smsem, że na Lorne zbierają się burzowo-sztormowe chmury i jeśli tylko można, lepiej nie wyściubiać nosa z domu. Od razu zadzwonił z tą informacją do Ane, ale ta – tutaj się porządzę – przyjęła temat dość niefrasobliwie. Bo przecież jak straszna mogła być burza, prawda? Widzieli już podobne zawieruchy – w Kalifornii też na pewno takie mieli, dlatego… Weston też odpuścił i postanowił się tym jakoś bardzo nie martwić. Smsów z alertami pogodowymi jednak co parę chwil przybywało, a w radiu, które umilało mu pracę nad najnowszym zamówieniem, wystosowano oficjalny komunikat o przewidywanym GROŹNYM załamaniu pogody. Wtedy Sky uznał, że chyba jednak jest się czym martwić i zaczął się pakować. Zabezpieczył warsztat i wszystko co w warsztacie nawet bardziej niż robił to na co dzień. Spodziewał się, że ocean może być wzburzony, fale wysokie na co najmniej kilka metrów, dlatego tak – martwił się o miejsce swojej pracy, a jednocześnie kompletnie nie pomyślał o tym, że nie tylko warsztat jest narażony na zniszczenie. Zupełnie nie pomyślał o domu.
Kiedy wsiadał do auta i ruszał spod warsztatu, zaczynało już grzmieć. Ledwie wyjechał na drogę, a z nieba dosłownie LUNĘŁO. LU-NĘ-ŁO. Wraz z tym zerwał się diabelnie silny wiatr, niebo co chwila rozbłyskało elektrycznymi wyładowaniami, a w powietrzu poza hukiem grzmotów roznosił się zapach… Niepokoju. Tak, Sky czuł go bardzo wyraźnie, a znał jeszcze lepiej. Bywały takie rejsy – jeszcze za jego czasów w służbie na statku – kiedy wpadali w samo centrum morskiego huraganu i wtedy powietrze pachniało niemal identycznie. Nie zwlekał już ani chwili, zadzwonił do Ane i kazał jej natychmiast wraz z Lily wracać do domu. Okazało się, że w drodze do Lorne wstąpiły z Lily jeszcze na zakupy. – Proszę cię, Ane, wracajcie do domu. Zakupy zrobimy jutro, to naprawdę może… – w tym momencie zerwało połączenie, a nad głową Westona rozległ się diabelny huk. Przerażający zbieg okoliczności, bo utrata zasięgu z pewnością wynikała z czegoś innego, ale sam Sky przyznać przed sobą musiał, że… Trochę go to zmierziło. Najchętniej docisnąłby pedał gazu na maxa i w jedną chwilę znalazł się w domu, ale lejący się z nieba deszcz sprawiał, że warunki drogowe były po prostu dramatyczne. Zero widoczności, zero. Dlatego jechał powoli, wciąż jeszcze błogo nieświadom tego, że cokolwiek przed momentem nazywał „domem”, nie za bardzo wciąż nim było… Przynajmniej nie w takiej formie, jak opuszczał to miejsce rankiem.
Klnąc co chwilę siarczyście pod nosem, w końcu dojechał pod właściwy adres. Jeszcze nie wiedział. Jeszcze tego nie widział. Wysiadł z samochodu i biegiem ruszył przez podwórko do drzwi wejściowych, ale… Wtedy go tknęło. Zwolnił, w końcu się zatrzymał i rozejrzał wokół. Ulewa wszystko utrudniała, ale teren wokół domu był zaśmiecony gałęziami, liśćmi, ogrodowymi meblami sąsiadów. Było też złamane drzewo, które zmiażdżyło budę Bosmana. Weston aż poczuł nieprzyjemne ciarki na karku. Podniósł wzrok na dom i… Zamarł. W dachu, gdzieś nad ich sypialnią, tkwiła wielka, ciężka i zwilgotniała gałąź. Ułamała się z okolicznego drzewa – nie wiem jakiego, bo poza eukaliptusami nie znam australijskich drzew – i zrobiła wielką dziurę w tym, nad czym Weston tak ciężko pracował kiedy tutaj przyjechał i kupił ten dom. Zniszczenia były… Ogromne. Dom zalany. Ściany, podłogi, meble… Dramat. Generalnie obrazek trochę jak z tego filmu: klik. A Sky tak stał, mókł do ostatniej suchej nitki, patrzył na ten obraz dramatu i nieszczęścia i nawet nie słyszał dźwięku podjeżdżającego samochodu, a potem głosów Ane i małej Lily… To… Złamało mu serce. Naprawdę tak.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Co złego mogło się stać z powodu burzy, prawda? Nie była to przecież ich pierwsza burza w życiu… mieszkali w Kalifornii i przeżyli różnego rodzaju atrakcje. Może właśnie dlatego trochę zignorowali ostrzeżenia, ale no… to burza. Po prostu burza. Co da siedzenie w domu? Przecież nie mogli nic poradzić ani na ulewę ani na wiatr. Dlatego się uparła i dlatego wjechały z Lily do sklepu. Musiała jednak sama przed sobą przyznać, że z każdą kolejną chwilą zaczynało to wyglądać coraz poważniej. Może dlatego właśnie zdecydowała się wrzucić do koszyka kilka dodatkowych rzeczy. Latarka, baterie, świeczki… podejrzewała, że mogą się pojawić problemy z prądem. Nie mogły jednak wiecznie ukrywać się w supermarkecie – zwłaszcza, że sama Ane martwiła się o Skylera. Chociaż i tak musiała robić dobrą minę do złej gry, żeby nie stresować Lily.
Sama jednak czuła narastający niepokój. Ściana deszczu, burza, brak zasięgu, rzeki płynące po ulicach i zniszczone domu, które mijała po drodze. Wszystko wyglądało jakby przeszedł tu jakiś huragan, a nie tylko burza. Jeszcze kilkukrotnie próbowała nawiązać połączenie z Westonem, ale bezskutecznie. Szlag by to trafił. Nie mogła nawet przyspieszyć, bo przez ścianę deszczu widoczność na drodze była kiepska. I kiepska to duże niedopowiedzenie.
- Sky! – krzyknęła, próbując przekrzyczeć deszcz, gdy tylko zaparkowała samochód na podjeździe (albo czymś, co kiedyś było ich podjazdem) i wybiegła z samochodu, żeby do niego dołączyć – Nie możesz tak tu stać, chodź… chodź! – popchnęła go w kierunku domu, a sama pobiegła jeszcze po Lily do auta. Dopiero z dziewczynką do niego dołączyła, weszła za nim do środka i naprawdę mocno musiała się ugryźć w język, żeby nie przekląć. Obraz nędzy i rozpaczy…
- Jesteś cały? Sky? Jesteś cały? – podeszła do niego bliżej, dotknęła jego policzka, żeby na nią spojrzał – Wszystko będzie dobrze, naprawimy to. Wszystko naprawimy. – sięgnęła do jego ust i lekko go pocałowała – Bosman… widziałeś Bosmana? – bo gdzie jest sierściuch? Przerażony burzą i wszystkim, co działo się w domu musiał się gdzieś schować. Ane miała tylko nadzieję, że jest cały i zdrowy. Rozglądanie się po zniszczonym wnętrzu sprawiało, że serce jej pękało… a co dopiero Skylerowi, który ten dom wyremontował, zainwestował w niego mnóstwo pieniędzy i pracy. I serca!



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Drgnął kiedy usłyszał głos żony. Spojrzał na nią z mieszanką smutku, zaskoczenia i złości, ale zamiast cokolwiek powiedzieć – tylko pokręcił głową i dał się popchnąć w kierunku drzwi. Odruchowo złapał za klamkę, jakby liczył na to, że skoro ta pieprzona burza zniszczyła im dach i dużą część domu, to pewnie zamki w drzwiach też magicznie otworzyła. Nic z tego jednak. Musiał znaleźć w kieszeni dżinsów klucz. Aż warknął pod nosem, bo to było… - Niewiarygodne, kurwa… Niewiarygodne. – tia… Pchnął drzwi i razem z Ane i Lily wszedł do środka. Podłoga była mokra i zaśmiecona liśćmi i mniejszymi gałązkami. – Co? Nie… – sapnął trochę nieprzytomnie kiedy Ackerman zapytała o Bosmana, ale dosłownie w sekundę później uzmysłowił sobie, że… No cholera jasna! Nie widział Bosmana! – Szlag by to, Ane, nie pomyślałem o nim! – w ułamku chwili się zagotował, strachem o wyszczekanego kumpla i złością na samego siebie, że przejął się domem, a nie nim. Z tego wszystkiego, z tego otumanienia tym co się stało, nie odpowiedział żonie na pytanie czy wszystko z nim w porządku, ale Ane miała oczy i na pewno zdążyła już wydedukować, że faktycznie nic mu nie było. Żwawo wszedł dalej do domu i zaczął nawoływać psa. – Bosman! Bosman gamoniu, gdzie jesteś? – nic, burza hulała w najlepsze, a po sierściuchu ani śladu. – Bosman, proszę cię, wyjdź… – im dłużej go nie widział, tym bardziej się o niego bał. – Wiem, że się boisz, ale już jest okej… Bosman! – spróbował raz jeszcze, ale bez skutku. Spojrzał na żonę i pokręcił bezradnie głową. Rozłożył ręce i wymownie sapnął. – Może uciekł? No wiesz, w ogóle poza dom… – Sky modlił się w duchu, żeby to jednak nie była prawda, bo na zewnątrz działo się burzowe piekło, więc… Nie zdążył dokończyć w głowie tej myśli, jak usłyszał stukanie psich pazurów na schodach. Weston natychmiast spojrzał w tym kierunku, a widząc ziewającego i ewidentnie zaspanego Bosmana na ich szczycie… Mało nie dostał cholery! – Jaja sobie ze mnie robisz… – mruknął pod nosem, bo ten gamoń, ten cholerny psi gamoń wcale się niczego nie wystraszył! On po prostu to wszystko przespał! – Ty byś się nie obudził nawet jakby ci ta gałąź na łeb spadła. – co na szczęście się nie stało, ale to tylko dlatego, że psisko lubiło kimać w pokoju Lily, a nie w sypialni Ane i Westona. Sky dopiero teraz zauważył czy raczej poczuł, że jest cały przemoknięty. Spojrzał po sobie i skomentował ten widok: - Wyglądam jakbym wpadł do studni. – mokre miał dosłownie wszystko. Nawet gatki i skarpetki.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Przestraszyła się. Autentycznie się przestraszyła, bo raczej nigdy nie mieli problemów z przywołaniem Bosmana do siebie, raczej się słuchał i oczami wyobraźni widziała jak faktycznie gdzieś wybiegł przestraszony i teraz nie wiadomo, co się z nim działo. Tylko, że wszystkie okna były pozamykane – sprawdziła. Uchylone – owszem, ale nie otwarte. Swoją drogą od razu je też pozamykała, bo wiatru i deszczu było w środku wystarczająco. Strat jeszcze więcej. Rozglądała się i już miała ruszyć na górę, gdy na szczycie stanął miłościwie im panujący. Kamień z serca. Przywołała go i przywitała, podrapała za uchem i pocałowała w sam czubek jego śpiącego nosa – Całe szczęście, że masz mocny sen, królewiczu. – bo pies obronny z niego żaden, jak widać. Ale przynajmniej nie wpadł też w panikę, a to już plus.
Dopiero wtedy spojrzała na Skylera, mówiącego o sobie, skinęła – Ja też… zaraz się przebierzemy, ale… – urwała, rozglądając się – Nie wiem za co powinniśmy się zabrać. Nie możemy tu dzisiaj zostać. Musimy zabrać nasze rzeczy, te które jeszcze nadają się do uratowania i faktycznie wezwać jakąś pomoc. Gdy się uspokoi będziemy mogli się zabrać za naprawianie szkód, ale teraz chyba po prostu powinniśmy uratować, co się da… – chyba, nie była specjalistką od zalanych domów, nigdy nic takiego jej się nie wydarzyło. Nigdy nie miała dziury w dachu, nawet przy największych kalifornijskich wichurach i burzach – Chyba… nie wiem. Jak to możliwe? – że w ciągu tak krótkiego czasu, bo przecież rano było wszystko w porządku – skończyli w tak opłakanym stanie? Podeszła do Westona, objęła go łapskami w pasie i przytuliła się. Naprawdę było jej przykro i domyślała się, że jej przykro to nic w porównaniu z tym, co działo się w głowie Skylera. Wiedziała jednak, że dadzą sobie radę, że przecież to nie było nic, czego nie mogli naprawić… tylko nie teraz, nie gdy deszcz padał im na głowę, a burza ciągle szalała. To prośba o nieszczęście, którego jednak oboje woleliby uniknąć.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Rozglądał się po mokrych podłogowych deskach, zalanych ścianach, meblach i kręcił przy tym głową co mogło dać Ane mylny sygnał jakby się z nią nie zgadzał. Nic podobnego. Zgadzał się. Zostać tutaj na tę noc, w tym domu, z dziurą w dachu i szalejącą burzą… No, to naprawdę byłoby wyjątkowo głupie. – Musimy zabrać tylko to co najważniejsze. Dokumenty, komputer… Trochę ubrań. – nie było czasu na pakowanie pudeł albo pięciu walizek. Powinni jak najszybciej się stąd zabrać. Dla własnego bezpieczeństwa. – Jeśli do rana ta zawierucha przejdzie to… – objął żonę kiedy przytuliła się do niego. Oparł podbródek o jej mądralińską głowę i wlepił wzrok w okno i to co działo się za nim. A działo się… Jak diabli. – Przywiozę sprzęt z warsztatu… – jak tylko o nim pomyślał, od razu poczuł niepokój. Czy w ogóle miał jeszcze warsztat? Czy cokolwiek z niego zostało, skoro z domu, o którym myślał, że nic nie jest w stanie go ruszyć, zostało „to”? Na szczęście, czego Sky jeszcze nie miał prawa wiedzieć, miejsce jego pracy było nietknięte. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Chociaż tyle dobrego… - Wynajmę zwyżkę i przede wszystkim usunę to drzewo i załatam dach. Potem trzeba będzie osuszyć… Właściwie wszystko. Ściany, podłogi, meble… Pewnie trzeba będzie odmalować. – czekała ich kupa roboty. Kupa! Pogładził ręką jej mokre włosy. – To jest… Nie wiem… Po prostu nie wiem… Niewiarygodne. – po prostu niewiarygodne. Westchnął ciężej i utkwił wzrok w małej Lily i Bosmanie. Na ten widok nie mógł się nie uśmiechnąć. – To co? Działamy? Tylko najważniejsze rzeczy, Ane. – odsunął się od niej tyle tylko, żeby móc na nią spojrzeć. W jej oczy. – Ty może zacznij od spakowania czegoś dla Lily, a ja pójdę do sypialni i ogarnę nasze rzeczy. Zróbmy to szybko, co? Mam wrażenie, że atmosfera ciągle się zagęszcza… – wymownie skinął na szalejącą na zewnątrz burzę. Wiało, lało, grzmiało, błyskało się… Apokalipsa. Normalna apokalipsa.
I rządzę się, że tak właśnie zrobili – Lils została z Bosmanem na dole, a Ane i Sky poszli ostrożnie na piętro. Tam straty były nawet większe niż na parterze, głównie w ich sypialni. Weston szybko powrzucał do pierwszej z brzegu torby trochę ubrań dla nich obojga, zabrał wszystkie najistotniejsze dokumenty, komputer, ładowarki i gotówkę, której jakąś ilość na pewno mieli schowaną w domu. Tak na wszelki wypadek. Ane też już była gotowa z rzeczami Lily, więc spotkali się na dole, pozamykali dom na cztery spusty, a potem biegiem ruszyli do auta. Całą czwórką. Teraz jeszcze pozostawało tylko przedrzeć się przez ten deszcz i dotrzeć w jakieś bezpieczne miejsce. – Może ten hotel zaraz za miastem? Albo warsztat, ale sam nie wiem czy jeszcze stoi… – spojrzał na Ane, gotowy do ruszenia z podjazdu. Dokąd? Jej decyzja.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Skinęła, zgadzając się z nim. Bo taka była prawda – tylko najważniejsze rzeczy. I te potrzebne by przetrwać kilka następnych dni, bo trzeba było patrzeć na to realistycznie… naprawa domu nie zajmie im jednego popołudnia. To nie będzie jedna noc poza domem. Skrzywiła się na samą myśl, ale siła wyższa, prawda? Nic nie mogli na to poradzić, nie mogli też w żaden sposób tego uniknąć. I to chyba było najgorsze. Teraz po prostu musieli z tym handlować.
- Niewiarygodne… – powtórzyła za nim - I chyba musimy się przygotować na przynajmniej kilka dni poza domem… – skrzywiła się lekko, zerkając na męża – Działamy – potwierdziła, sięgnęła jeszcze krótko do jego warg i lekko, pokrzepiająco go pocałowała.
Uprzedziła Lily, że ma pilnować Bosmana, a Bosmana że ma pilnować Lily i że mają tutaj na nich czekać. Dobrze, że żadne z nich nie bało się burzy, bo naprawdę… burza to mało powiedziane.
Pokój Lily był w miarę uratowany, więc mogła zabrać jej ubrania, ulubione zabawki i kilka książek. Upewniła się jeszcze, że zabrali wszystkie istotne dokumenty, ona wzięła kilka jeszcze ze swojej pracy i tak… chyba byli spakowani. Wrzucili wszystko do bagażnika auta, upewnili się – tak na wszelki wypadek, bo przezorny zawsze ubezpieczony – czy na pewno wszystko zabrali, czy wyłączyli w domu prąd, czy pozamykali wszystkie okna i tyle. Nic więcej zrobić nie mogli i naprawdę to sprawiało, że aż serce ją bolało – Zajrzyjmy do warsztatu, upewnić się, że wszystko jest w porządku… zabierz dokumenty i najważniejsze sprzęty, które jeszcze uda się zapakować do auta, ale mieszkanie z Lily i Bosmanem w warsztacie nie wiadomo jak długo? Chodźmy do hotelu. – bo gdyby byli tylko oni… nie miałaby nic przeciwko, żeby spać na antresoli, ale z kilkulatką? Bała się, że z nudów mogłaby zrobić sobie krzywdę z tym całym westonowym sprzętem, który tam był.
Miała nadzieję, że Skyler przystanie na jej propozycję, a ja rządzę się, że tak i że faktycznie pojechali do warsztatu, żeby zabrać najcenniejsze i najistotniejsze rzeczy, a później udali się do hotelu, w którym już kiedyś byli, tylko że na randce.
Teraz nie przypominało to randki. Na szczęście udało im się dostać duży pokój, nawet bardziej apartament, bo z dwiema sypialniami – ale skoro mieli tu przez chwilę pomieszkać to miało to sens. Zresztą… skoro zostali chwilowo bezdomni to niech będą chociaż komfortowo bezdomni. Na górze już mogli się ogarnąć i odetchnąć. Burza za oknem dalej szalała, więc Ane zasłoniła wszystkie zasłony i włączyła Lils trochę głośniej telewizor. A sama wymieniła Skylera w łazience, żeby wziąć gorący prysznic i trochę się rozgrzać, bo bieganie z rzeczami po deszczu… mogło się skończyć źle. Bardzo źle – Jako dziecko pewnie byłabym zachwycona mogąc pomieszkać trochę w hotelu… więc chociaż tyle dobrego. – zażartowała i podeszła już do wykąpanego męża, stanęła za nim przy lustrze i objęła go łapsami w pasie, przytulając się – Nie martw się na zapas, dobrze? Proszę… – bo wiedziała, że już na pewno pracuje na wyższych obrotach – Poradzimy sobie z tym. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ane miała rację – o ile spędzenie tych kilku (a raczej kilkunastu) dni w warsztacie tylko we dwoje, bez Lily i Bosmana, byłoby całkiem „znośnie przyjemne”, o tyle w odwrotnej sytuacji… Naprawdę musieliby mieć oczy dookoła głowy. Zarówno jeśli chodziło o bezpieczeństwo dziewczynki, jak i jej najlepszego kudłatego przyjaciela. Znając ten wścibski psi nochal, na pewno wcisnąłby go tam gdzie nie trzeba i kto wie czy nie skończyłoby to się jakimś dodatkowym i zupełnie niepotrzebnym dramatem. Dlatego tak – Skyler przytaknął na pomysł z hotelem, odpalił silnik i po chwili jechali już w kierunku Weston Boats&Yachts.
Z warsztatu zabrali w zasadzie głównie dokumenty – faktury, zamówienia, projekty. O ile większość z tych rzeczy Sky miał też w chmurze, o tyle część była jeszcze tylko w formie papierowej. Nie mieli teraz czasu na upewnianie się, które można było olać, a których absolutnie nie.
Hotel, który wybrali jemu też kojarzył się dobrze – z tym ich wspólnym, tylko we dwoje, weekendem. Miłą randką i to chyba w zasadzie pierwszą (?) taką w ich wspólnym życiu tutaj, w Australii. Poczuł ulgę, kiedy młoda i sympatyczna recepcjonistka zaproponowała im największy apartament jakim dysponowali. Trochę bał się, że hotel będzie „zapchany” (przez tę burzę oczywiście) i albo dostaną jakąś klitkę, w której ledwie się pomieszczą, albo w ogóle pocałują klamkę. Szczególnie, że nie był to hotel z polityką pro-zwierzęcą, więc żeby Bosman mógł tam z nimi zostać, musieli srogo dopłacić. Żadne z nich jednak nie myślało teraz o tym. Chcieli jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu, wziąć gorący prysznic i odpocząć po tym dniu pełnym przykrych wrażeń i emocji. Tia… - Jak ty to robisz? – zapytał cicho i uśmiechnął się do żony, a właściwie to jej odbicia, które widział w lustrze, tuż obok swojego. Przykrył jej dłonie własną, przechylił lekko głowę i zerknął na nią z ukosa. Już nie w lustrze. – Zawsze widzisz światło w tunelu. Nawet jeśli jest w nim ciemno jak w… No wiesz. – jedna brew powędrowała mu wyżej. – Kiedyś taka nie byłaś. Nie chcę zabrzmieć na przesadnie próżnego… – akurat nie chciał, totalnie chciał! – Ale mam wrażenie, że to moja sprawka. – wargi zadrżały mu mocniej, więc jak sądzę nie było z nim i jego samopoczuciem aż tak tragicznie. Obrócił się teraz przodem do Ane i sam też objął ją w talii łapskami. Dopiero teraz co nieco spoważniał. Tak zupełnie naturalnie, zważywszy na okoliczności. – Martwię się, nie będę ściemniał, że nie. Głównie chodzi mi o Lily… Ona powinna mieć teraz dom. Prawdziwy dom. Teraz szczególnie. – tak czuł. Dziewczynka nie dość, że jeszcze wciąż pracowała nad tym wszystkim co wydarzyło się w jej życiu wcześniej – udawana śmierć, odcięcie od matki i reszty świata – to niedawno straciła ojca. A teraz jeszcze dom. To łamało Westonowi serce. – Nie powinna mieszkać w hotelu. – pokręcił głową i wymownie się skrzywił. – Nie chcę, żeby czuła się niepewnie. Obiecałem jej przecież, że stanę na głowie, żeby niczego jej tutaj nie zabrakło. I tak, wiem, że to nie moja wina i nie miałem żadnego wpływu na to co się stało, ale… – urwał i westchnął. – Wiesz jak jest. Po prostu się martwię. To wszystko. – mówił szczerze, tak jak naprawdę czuł. I w zasadzie to powinno Ane uspokoić, bo nie martwił się tym, że nie poradzą sobie z naprawą szkód – w takich kwestiach był mocno zdeterminowany i zadaniowy. Martwił się samopoczuciem ich córki. Bał się tego, że lada dzień znowu będzie musiała w przedszkolu ścierać się z głupimi „koleżankami”, które będą jej z tego powodu próbowały dokuczać.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Uśmiechnęła się pod nosem, bo dużo się nie mylił. Właściwie wcale się nie mylił. Oczywiście, że to była jego sprawka… jego i nikogo więcej. Zresztą w tym momencie nie chciała snuć czarnych scenariuszy i szukać dziury w całym (tą wystarczającą mieli w dachu) – chciała być wsparciem dla niego. Więc automatycznie musiała być silna i trochę bardziej optymistyczna, żeby przekonać go do tego, że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęła się do niego ładnie, gdy się obrócił i mocniej do niego przylgnęła. Wpatrywała się w jego przystojną, chociaż teraz zmartwioną i ewidentnie zmęczoną – bo kto by nie był zmęczony po takich przygodach – twarz. Twarz człowieka, którego kochała nad życie chociażby właśnie dlatego, że martwił się o wszystkich dookoła tylko nie o siebie.
- Kocham cię… – zaczęła od tego i dlatego pocałowała go w sam czubek jego zmartwionego nosa – Póki co wydaje się być zachwycona, więc nie martwmy się na zapas. Jak sam mówisz… nie miałeś na to żadnego wpływu. Żadne z nas nie miało. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy… zapewniliśmy jej dach nad głową, ma swojego przyjaciela, zabraliśmy jej ulubione zabawki i może oglądać telewizję w spokoju. Myślę, że jak na pięciolatkę to przeszła w życiu tyle, że kilka czy nawet kilkanaście dni w hotelu nie będzie czymś, co ją złamie. – uśmiechnęła się pod nosem i przysunęła się do męża bliżej, trąciła nosem jego policzek i uśmiechnęła się ładnie, żeby i on się rozchmurzył – Jak tylko skończy się ten armagedon, wrócimy do domu, ocenimy straty i ustalimy plan działania. Albo znowu razem weźmiemy się za remont, albo kogoś wynajmiemy, żeby zrobili to szybko, a ty żebyś nie musiał sobie robić przerwy w warsztacie. Dobrze? – spojrzała na niego czujnie, mając nadzieję, że nie będzie kręcił nosem na tą propozycję. Wiedziała, że był zosią-samosią, ale w tym momencie trzeba było działać szybko, żeby móc tam jak najszybciej wrócić – bezpiecznie wrócić. A jednocześnie nie mógł robić przerwy w warsztacie, bo umowy z klientami ciągle obowiązywały, nawet jak huragan robił ci dziurę w dachu…
- Wezmę prysznic, a wy w tym czasie może zamówcie kolację? Mówię ci… każdy dzieciak chce trochę pomieszkać w hotelu. – próbowała go jeszcze przekonać i jeszcze bardziej się uśmiechnęła.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Miała rację. Ane. Znowu miała rację, a Weston dobrze o tym wiedział. Lily nie była nieszczęśliwa. Nie była nawet zestresowana całą tą sytuacją, w jakiej się znaleźli, a Sky jak zwykle przesadzał. Uśmiechnął się co nieco, choć bardziej przypominało to grymas w stylu „wiem, że masz rację, ale taki już ze mnie beznadziejny przypadek”. No, ale przynajmniej miał tego świadomość! Tak czy inaczej, kiedy Ane zaczęła mówił o perspektywie remontu - koniecznego niestety - i płynnie przeszła w temat „zatrudnienia ekipy”, Sky nadstawił czujniej uszu. Ściągnął mocniej brwi i nawet nie próbował ukryć tego, że ten pomysł w ogóle mu się nie podoba. W ogóle! - Ane, ale… - zaczął, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że to chyba jednak nie najlepszy moment na żywe dyskusje i nie daj losie kłótnię. Dlatego odpuścił - na razie! Odetchnął i pokręcił krótko głową. - Dobrze, idź się umyj, my załatwimy kolację, a o remoncie pogadamy później. Choć dobrze wiemy, że to ja wygram… - ten konkurs na ostatnie słowo. Kącik ust zadrżał mu lekko, kiedy wciąż bystrze przyglądał się kobiecym tęczówkom. Moment później „pożegnał” Ane buziakiem i pozwolił jej w końcu pójść do łazienki. On sam ubrał się w jakieś dresowe portki i suchą, czystą koszulkę i poszedł do Lily zweryfikować co też młoda dama życzy sobie do jedzenia. Menu w hotelowej restauracji mieli nawet przyzwoite, więc ostatecznie - kiedy do drzwi ich pokoju zapukał ktoś z obsługi - na wózku z jedzeniem znalazło się coś dla każdego. Nawet dla Bosmana. - Chcesz? - zapytał żonę wskazując wzrokiem na jej pusty już kieliszek, a jednocześnie w ręku trzymając butelkę wina, które dobrali do kolacji. Rządzę się, że Ackerman coś kręciła nosem, więc Weston przewrócił na to oczami. - Kochanie, jeśli chcesz żebym się nie martwił to musisz ze mną pić. Inaczej… To po prostu nie zadziała. - nie i już. Najgłupsza zasada ze wszystkich zasad, ale hej, kto bogatemu zabroni, prawda? Dolał więc i Ane i sobie czerwonego wina i chwytając za kieliszek, zerknął na Lily. Zajadała się właśnie swoimi lodami i miała je już na caaaałej buzi. - Ane… - zaczął, a wyraz jego pyska (zmrużone ślepia, zmarszczone czoło) ewidentnie wskazywał na to, że cooooś chodziło mu po głowie. - Wiesz dlaczego nie ma mowy, żebyśmy zatrudnili kogoś do tego remontu? Wiesz? - poza tym, że Skylera trafiłby szlag gdyby miał wpuścić do ich domu obcych ludzi i powierzyć im tak odpowiedzialne zadanie jak remont. Nie wyobrażał sobie tego. Kompletnie nie. Przecież musiałby nad nimi ciągle stać i sprawdzać czy nie odwalają jakiejś fuszerki. - Już wiemy, że masz słabość do budowlańców. Ustaliliśmy to jeden porządny remont domu temu. Nasz wspólny remont. - bo ten jego solo w Lorne się nie liczył. Nie w tej statystyce przynajmniej. - A co jak się znowu w którymś zakochasz? Stracisz głowę dla innego speca od rozwalania ścian i mnie zostawisz? Przecież ja bym… Nie wiem. Skoczył z mostu. Czy coś. - dobrze, że w okolicy nie mieli żadnego porządnego, z którego dałoby się popełnić samobójstwo. Przepił te słowa - bzdurne, bo bzdurne - solidnym łykiem wina. Spojrzał na żonę i wzruszył ramionami. - To nie są żarty, moja droga. To poważne dylematy. - jasne. Wiadomo, że nie. Ale pozgrywać się mógł.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Ale za to go właśnie kochała, że się martwił… nawet na zapas, ale się martwił. O nie. O nią i o Lily. Zwłaszcza w stosunku do dziewczynki była w stanie wybaczyć mu wszystko, każdy objaw nadopiekuńczości i nadgorliwości w kwestii jej bezpieczeństwa oraz szczęścia. Wiedziała, że przynajmniej jest kochana… nawet jeśli jej biologiczny ojciec ją zostawił – miała najlepsze możliwe zastępstwo, które nawet w najmniejszym stopniu nie dawało jej odczuć, że jest cudza. Nie. Lily była jego córką i to na szczęście z każdym kolejnym dniem tylko się umacniało. I właściwie o tym myślała w momencie, gdy wreszcie zrzuciła z siebie przemoczone ciuchy i weszła pod gorący (bardzo gorący) prysznic. Zajęło jej to… chwilę. Nieszczególnie się spieszyła w doprowadzaniu się do porządku, więc kiedy faktycznie wyszła z łazienki w bardzo gustownych dresach i zwykłej koszulce z mokrymi włosami związanymi w niedbały koczek nad karkiem, bez grama makijażu… no cóż, może nie wyglądała jak gwiazda filmowa, ale za to było widać, że gorąca kąpiel zrobiła jej dobrze.
- Czyli powinnam cię upić, żebyś przestał się zamartwiać rzeczami, o które nie musisz się martwić? – odbiła piłeczkę, uśmiechnęła się pod nosem i podetknęła mu kieliszek, bo skoro tak to chyba nie miała innego wyjścia jak po prostu się z nim napić – Hm? – nie, zupełnie nie rozumiała… a kiedy już to z siebie wydusił, wyglądała na szczerze rozbawioną. Kącik ust drgnął jej w rozbawieniu i wyglądała jakby zaraz miała się roześmiać – Ale wiesz, że ci teraz nie będą burzyć żadnych ścian? Będą naprawiać dziurę? A z całym szacunkiem… to mniej seksowne niż rozwalanie ścian i stawianie wszystkiego od nowa. – stwierdziła pogodnie – I oczywiście, że są żarty… mam nadzieję, że są to żarty, bo jeśli nie, jeśli uważasz, że mogłabym stracić głowę dla jakiegoś budowlańca, który miałby ci pomóc, żebyś nie wykończył się z terminami w pracy… – przy jednoczesnym remontowaniu, co pewnie skutkowałoby tym, że nie miałby czasu dla nich. Co zresztą zamierzała mu powiedzieć! – I nie zaniedbywał nas przed jednoczesną pracę i remont. – tak, właśnie tak… - To musiałabym się na ciebie teraz śmiertelnie obrazić i musiałbyś się naprawdę postarać, żebym ci wybaczyła. – za to, że tak bardzo w nią nie wierzy i że pierwszy lepszy budowlaniec mógłby jej zawrócić w głowie. Phi.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Uśmiechnął się i nie zamierzał zaprzeczać. Nieczęsto doprowadzał się do stanu, w którym alkohol przejmował nad nim kontrolę, dlatego też nieczęsto Ane widywała go w takiej „nie-formie”. On ją zresztą też nie. Upił kolejny łyk ze swojego kieliszka i wlepił uważny, wręcz czujny wzrok w żonę, kiedy ta tłumaczyła mu – od a do z – dlaczego wynajęcie ekipy remontowej do naprawy dachu i burzowych zniszczeń w ich domu, było dobrym pomysłem. A przynajmniej lepszym od tego, w którym to Skyler sam wszystkim się zajmuje. Patrzył i słuchał i nic nie mówił. Od czasu do czasu pozwalał sobie tylko na lekkie uniesienie brwi, czy wygięcie warg w bardziej lub mniej wymownym grymasie. Kiedy Ane skończyła, on jeszcze przez moment milczał. Upił jeszcze trochę wina, krótko zerknął na Lily, ale ta wciąż była zajęta deserem i netflixową bajką. Chwała za netflixa, naprawdę. – Nie wyobrażam sobie tego. Wpuścić do domu obcych ludzi… Nie wyobrażam sobie. Po prostu nie. – odezwał się w końcu i zaczął kręcić głową. Nie był zadowolony i nawet nie próbował tego ukryć. To było bardziej niż ewidentne. – A co jak odwalą fuszerkę? Znasz mnie, Ane, jestem beznadziejnym przypadkiem… Narcyz i chwalipięta, z absolutnym przekonaniem o tym, że tylko ja jeden na świecie potrafię to zrobić dobrze. – przyznał jak gdyby nigdy nic i wymownie skinął na kieliszek żony. – Pieścisz się z tym kieliszkiem. A ja potrzebuję dzisiaj dużo wina. Dużo wina, Ackerman… – dlatego sam dopił co miał w szkle i zaraz potem dolał sobie znowu. Oblizał wargi znów rozsiadł się wygodnie w fotelu. Wiedział, że temat remontu im nie ucieknie i prędzej czy później do niego wrócą, w ten czy inny sposób. Wolał więc chyba wcześniej… - Zgodzę się kogoś zatrudnić pod jednym tylko warunkiem. – Ane chyba nie spodziewała się niczego innego, prawda? – Będziesz dla niego tak niemiła… Ale to tak potwornie niemiła, żeby nawet przez myśl, przez ułamek myśli mu nie przeszło, że… – kontrolne zerknięcie na Lily. Spokój, mogli gadać. – Już ty dobrze wiesz co. – no! - Żadnych uśmieszków, żadnych kawusi, ciasteczek, wspólnych lunchów, rozmów, nic. Masz być super podłą zołzą, jasne? To mój warunek i albo z tym handlujesz albo… – rozłożył pseudo bezradnie ręce. – Przykro mi, kochanie. Będę musiał zrobić to sam. – i po tych słowach wzniósł swój kieliszek w niedwuznacznym, ale niewypowiedzianym na głos toaście. Wargi zadrżały mu wymownie i to było ewidentne, że lada moment z tego drżenia „wykluje się” całkiem bezczelny, zuchwały i bardzo drański uśmiech. – To jak? Mamy deal?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Kręciła głową, bo naprawdę… był uparty. Uparty i nie przyjmował do wiadomości żadnych argumentów. Niezależnie od tego jak bardzo rzeczowe były. A tak – dla Ane było ważne to, żeby nie musiał robić wszystkiego. Bo nawet jeśli wiedziała, że potrafił zrobić to dobrze i doskonale by sobie z tym poradził to… nie. Nie chciała, żeby ucierpiał na tym wolny czas, którego przecież i tak nie miał dużo. W odróżnieniu od zamówień i klientów. Była cholernie dumna z tego jak prowadził firmę, widziała że wkładał w to mnóstwo serca i miało to ucierpieć przez coś, co mógł zrobić za niego ktoś inny? Gdyby zepsuł mu się samochód? Czy nie poszedłby po prostu do mechanika? No poszedłby. Dlatego jego upartość do niej nie przemawiała… - Przecież nie weźmiemy pierwszego lepszego człowieka z ulicy. Dowiemy się kto jest najlepszy. – mogła to zrobić od razu. Przeszukać odmęty internetu i popytać znajomych z pracy, czy nie mają kogoś godnego do polecenia. Tylko on się musiał na to zgodzić. A póki co… nie wyglądał na przekonanego. Westchnęła i zgodnie z jego sugestią odważniej przechyliła kieliszek z winem.
- Nie jestem niemiła… – skrzywiła się lekko, podsuwając mu kieliszek, żeby go uzupełnił, bo skoro kazał jej pić to… no cóż, piła. Była okropnie usłuchana – A zresztą… hej, czy my od tego nie zaczynaliśmy? Bycia niemiłą zołzą? Wkurzania się na siebie? Bez lunchyków, kawusi i ciasteczek? – zagrała mu trochę na nosie, uniosła wymownie brwi i uśmiechnęła się bardzo, bardzo wymownie. Upiła kolejny porządny łyk wina i pochyliła się w stronę męża – Nie musisz robić wszystkiego, Sky. Możesz tego pilnować, ale nie musisz tego robić sam… masz firmę, masz nas… więc jeszcze to przemyśl. Patrząc na pogodę za oknem nie wygląda jakby to miało się skończyć, jakby nagle rano miało być pogodnie i słonecznie. – znowu lekko się skrzywiła… właściwie nie, to nie lekko. Skrzywiła się bardzo – Wszystko… wszystko straciliśmy. A jeśli nie wszystko to prawie wszystko. – dodała ciszej, zerkając kontrolnie na Lily, czy nie słyszała za dużo, nie chciała jej straszyć i martwić. No i gdzie ten jej optymizm, huh.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ