aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Sen nie chciał nadejść minionej nocy przez jedną tylko myśl: odejdę.
Skrupulatnie rozplanowała każdy szczegół; z łóżka zerwie się o świcie, okrywając chude ramiona gładkim materiałem szlafroka, wolnym krokiem podąży w stronę kuchni, bezceremonialnie mijając w drzwiach pana J. i nie obdarzając go choćby znikomym uśmiechem. W kuchni nastawi wodę, przygotuje herbatę, odczeka, aż J. wyjdzie do pracy, upije płytkiego łyka i wtedy to zrobi. W najmniejszą, najłatwiejszą do uniesienia walizkę skrytą przy drzwiach piwnicznych upchnie kilka ulubionych bluzek, dwie pary krótkich i jedną długich spodni, na to dokumenty i pękata kosmetyczka będąca urzeczywistnieniem bezrozumnego wydawania pieniędzy. Potem wciągnie na siebie buty, znów w myślach przeklinając swój wypukły brzuch, sięgnie po torebkę, różową walizkę i wyjdzie. Bez zakreślonego choćby przepraszającego słowa zniknie z życia, w którym już teraz nie była mile widziana i poleci do rodziców - zajmie to niecałą godzinę drogi, potem już wolność. Tylko że Jude jej na to nie pozwolił, przeklęty, okropny, niegodziwy. Obdarzył ją uśmiechem, choć po ostatniej sprzeczce nie miał prawa i pocałował w policzek, mówiąc, by uważała na siebie i dziecko - na nie przede wszystkim, już nie może się doczekać. Kłamstwo. Zamiast więc odejść, krzyknęła: kocham cię! z całej mocy przepełniającej płuca i z łóżka nie wyszła aż do dziewiątej, patrząc się tępo w ścianę i zastanawiając, kiedy w dzieciństwie musiała upaść na głowę, by teraz tak cudaczyć. Potem niecałe dziesięć minut i do samochodu, a samochód do kancelarii i znowu tęskne wzdychanie do kogoś, komu z oczu najpiękniej błyszczy, tyle tylko, że dzisiaj tego błysku nie dostrzegła. - Cześć, Ben, kto umarł? - zapytała z wesołym - mimo okoliczności - uśmiechem, gdy sylwetka jej znalazła się naprzeciw niego. Nie potrafiła inaczej w jego obecności, szczęście rozpromieniało ją całą, a wszelkie troski odchodziły w zapomnienie, choć to tak dziecinnie idiotyczne. Posłane pytanie naturalnie potraktowane zostało przez nią samą za żart, choć teraz przeszedł ją dreszcz wątpliwości, czy aby przypadkiem nie trafiła w punkt.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— dwadzieścia pięć —


Nienawiść napotykana była dziś na każdym progu; mieszkanie dudniące bezczelną ciszą, wybudzające się ze snu Lorne Bay, zakorkowane Cairns i wreszcie kancelaria, która nijak potrafiła go cieszyć. Dni, które zdążyły upłynąć od czasu kłótni z Walterem, usiłowały za wszelką cenę zakryć jakoś jej widmo: meble stały we właściwych miejscach, folie zwinięte w kłębek zalegały w jakimś śmietniku, ekspres do kawy wypełniał wszystkie pomieszczenia swym zapachem. Zza okien zerkały na nich ciemne chmury, a gdzieś tam w oddali, nad wzburzonym morzem, tańczyła błyskawica. Gdzieniegdzie zdążyły rozłożyć się już stosy papierów, które zapewne wszystkich powinny cieszyć — odnalezienie pierwszych klientów nie okazało się wcale wybitnie ciężkim zadaniem. Znów jednak, a może po prostu wciąż, bo od pierwszego poważnego spięcia z Walterem, nie potrafił na pracy skupić się w najmniej choćby wymagający sposób. Wściekał się na niego i siebie, wściekał na wszystkich, najbardziej chyba na Ariadne, bo tak było najprościej. Żałował wszystkiego, począwszy od wzięcia w ogóle jej sprawy. Naturalnie wiedział, że wystarczyłoby spotkać się z mężczyzną (tym razem d z w o n i ą c najpierw i zapowiadając, że wpadnie) i wszystko wyjaśnić, bo na pewno jakoś się dało, ale póki jeszcze gniew kierował jego myślami, lepiej było tego nie robić. No i pewnie Ben w ogóle nie byłby w stanie słuchać wyjaśnień. I pretensji, że nie ma prawa do bycia złym, bo to Waltera tylko życie, nie jego, wobec nie ma obowiązku tłumaczyć mu się z czegokolwiek. Już nawet słyszał, jak tym swoim oziębłym i krytycznym głosem mówi, że wypadałoby dorosnąć, blabla, Adria jest częścią jego życia i... Trochę to w niego uderzyło. Ta nagła świadomość, że faktycznie mu nie ufa, choć cały czas powtarzał sobie, że to nieprawda. Bo to wcale nie chodziło o strach przed kolejną kłótnią, a o to, co mieściło się w zakresie prawdy. Bo Benjamin chyba jej wcale poznać nie chciał. Dobrze więc, że został dość niespodziewanie odsunięty od tych wszystkich podłych myśli, choć wcale nie miał przy tym ochoty na jakiekolwiek towarzystwo. — Ktoś na pewno — rzucił krótko, starając się o lekki choćby uśmiech, ale było to jednak zbyt ciężkim zadaniem. Niekoniecznie chciał też się z tego swojego humoru tłumaczyć, więc lepiej było zająć się pracą. — Mamy za godzinę pierwsze spotkanie, a potem powinniśmy pojechać do sądu żeby podkraść listę osób, którym przydzielono prawników z urzędu. No chyba że wolisz tu siedzieć — rzucił oficjalnym tonem, udając, że niezwykle go to wszystko obchodzi.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nieważne ile okropieństw oplatało jej myśli, ile problemów ciągnęło się bezceremonialnie za jej sylwetką - zawsze, gdy go widziała, uśmiech rozpromieniał ją całą. Nawet jeśli on sam nie posyłał jej przyjaznych wyrazów i gestów, gotowa była pałać tym swoim nieposkromionym i zwodniczym szczęściem za nich dwoje. - Ponura myśl - zauważyła ze zmarszczeniem czoła, po czym założyła pukle kasztanowych włosów za uszy i ściągnęła torebkę, układając ją z precyzją na biurku i przechodząc do kuchni. - Nie no, jasne, że nie. Jedziemy sami? - zapytała z nutą nadziei w głosie, czując plątające się po jej brzuchu motyle, które najchętniej zabiłaby packą na muchy. Okropne uczucie. - Ale to dopiero za godzinę. Chcesz kawę? Herbatę? Szejka truskawkowego albo kakao? Te dwa ostatnie może poprawiłyby ci ten przykry humor - zatrzymując się w mniej więcej równej odległości pomiędzy nim, a kuchnią, zapytała z połyskliwym uśmiechem i posłała mu dobroduszne spojrzenie. Serce nieprzyjemnie ją kłuło, gdy widziała go takiego - markotnego i obdartego z wszelkiego entuzjazmu, który zazwyczaj rozświetlał mu oczy. Jeszcze bardziej cierpiała wiedząc, że to On za ten stan odpowiada; tajemniczy on, który od dłuższego już czasu zajmował w życiu Bena miejsce przeznaczone dla Isolde. Ona sama nigdy nie przyprawiłaby go o tak podły stan, wobec czego nie rozumiała, dlaczego rzeczywistość prezentowała się w obezwładniająco niekorzystny dla niej sposób. - Co się stało, Ben? Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim. I o każdym, bo ja i tak nikogo nie znam, więc nikomu nic nie wygadam - zapewniła z zapałem i tonem dodatkowo mającym zachęcić go do zwierzeń, choć prawdę mówiąc, nie była pewna, czy udźwignie słuchanie o kimś, kogo szczerze teraz nienawidziła i kto dawno już powinien pójść w odstawkę.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Wpatrując się uparcie w dokumentację finansową klienta, którego sprawa już teraz zdawała się być prosta i niekoniecznie zajmująca, starał się zarejestrować cokolwiek — przychody, dochody, momenty w których liczby zdawały się sfałszowane. Niepotrzebne zakupy, podejrzane inwestycje. Nic. Głowa w końcu została wsparta na dłoni by nie opaść, by nie poddać się, bo przecież to było ważne. Tylko że ciężko było myśleć o pracy i firmie klienta, kiedy tak wiele innych spraw zaprzątało jego myśli — spraw dużo pilniejszych, wobec których zatęsknił nagle za czasem, gdy pracy w ogóle nie miał. — Mhm — mruknął przeciągle, nie podnosząc na Sollie nawet na moment wzroku. Teraz tłumaczyć mógłby to po prostu całym tym przejęciem wywołanym przez niepewną sytuację z Walterem, ale prawda była taka, że nigdy nie odczytywał emocji Sollie odpowiednio. Zdawało się mu, że od samego początku (który był przedziwny) zapałali do siebie wzajemną przyjaźnią i… to tyle. — Nie mam przykrego humoru, po prostu nie lubię spraw defraudacji — rzucił dyplomatycznie, głowę podpierając już także drugą dłonią. Cóż z tego, że w maju ubiegłego roku tajemniczo zniknęły pieniądze, nad którymi pieczę sprawował podstarzały księgowy, skoro Ariadne wróciła nagle do miasta? — Ale kawa byłaby super — dodał nieco milej, bardziej ludzko, przymykając oczy. Najgorsze było to, że mimo licznych niepewności i tak wierzył, że Walter nie zrobiłby niczego głupiego. Podłego. Nie powiedział mu o powrocie byłej żony, bo to Ben miał odezwać się pierwszy. Prawda? Musiało chodzić tylko o to. Jednakże poddał się w końcu, a głowa i dłonie opadły na biurko — być może robienie sobie poduszki z ważnych dokumentów nie było zbyt mądre, ale wobec bezsilności ciężko jest myśleć racjonalnie. — To nic takiego — wymamrotał, twarz chowając gdzieś na ramionach zgiętych na biurku. — Ten twój Jude miał kogoś przed tobą tak na poważnie, nie? — spytał, dając sobie jeszcze chwilę na skrywanie się w tejże pozie. Niekoniecznie chciał z kimkolwiek dzielić się tą całą historią, ale potrzebował chyba rozsądnej rady co do tego, jak postąpić. Rady, która powinna brzmieć tak, że to na pewno nic takiego i od razu, już teraz, powinien po prostu się do Waltera odezwać. Tyle że po przygodzie z Orfeuszem nie do końca był pewien, czy po prostu ponownie by się nie upokorzył.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Dla niej z kolei praca w kancelarii była niemalże wybawieniem, jako że tylko w tym jednym budynku nie pozwalała sobie na myślenie o nadciągającej na nią i Jude’a zagładzie. Tutaj wszystko wydawało jej się prostsze, co było całkiem zabawne, skoro otaczały ją same zagadki i komplikacje, nienależące przecież jednak do niej. Cudze problemy łatwiej było jej rozwiązać, co było chyba dość powszechne. - To głupie, nie? Że i tak kradną i oszukują, jak są już wystarczająco bogaci - pozwoliła sobie stwierdzić, odpuszczając drążenie tematu jego kiepskiego humoru, o który wciąż go oskarżała, tylko że teraz już tylko w głowie. Przyjrzała mu się następnie trochę dłużej, stwierdzając nieco wstydliwie, że tak uroczo wyglądał, kiedy był zaspany i przez to stwierdzenie policzki zapłonęły jej rumieńcem. - A kiedy w sumie ma wrócić ta twoja rozgadana asystentka? Bo nie będę przecież nam tej kawy robić w nieskończoność - westchnęła, brzmiąc pewnie nieco złośliwie, ale była o Marienne zwyczajnie zazdrosna. I to chyba nie bez powodu, bo po kancelarii krążyły plotki, że Ben z rudowłosą był niegdyś na randce. Podążyła jednak grzecznie do kuchni, a wracając już z gorącą kawą w dwóch kubkach ziejących dymem, wykrzywiła głowę do boku. - Taaak, jakąś… Carlie? Carę? Creę! A co? - zapytała nieco podejrzliwie, nie wiedząc, do czego właściwie blondyn zmierzał. Postawiła następnie szklanki na komodzie pod ścianą, bo pomału zaczęły parzyć ją w dłonie, a biurko Bena służyło mu teraz za poduszkę, więc nie było najlepszym miejscem na stawianie wrzątku.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Czuł momentami, że popełnił spory błąd nie tylko odchodząc z poprzedniej kancelarii, ale i dobrowolnie rezygnując z toczenia spraw rozwodowych. Bądź co bądź nadal nie realizował swych wymarzonych celów, a jedynie pomagał w dalszym truciu zniszczonego, zdeprawowanego świata. Czy więc jednak rozbijanie małżeństw nie było lepsze niż pomaganie skorumpowanym, chciwym plutokratom uniknąć zapłacenia choćby najmniejszej kary? Potrzebowali z Gwen pieniędzy, rozgłosu i wstępnej bazy klientów, a potem — obiecywał sobie — odrzucać będzie te wszystkie niemoralne sprawy. Spoglądając z niechęcią na arkusze papieru leżącego na biurku pomyślał, że czekają go co najmniej dwa miesiące nieustającej migreny. — Człowiek zaczyna się nudzić, gdy jest wystarczająco bogaty. Nosi rodzice są tego doskonałym przykładem — wymamrotał, zapisując na samoprzylepnej, żółtej kartce, by zadzwonić do znajomego ze studiów i poprosić, by sprawdził, czy w Perth któryś z pododdziałów firmy nie miał podobnych problemów. Przykleił ją na wierzchu czarnej teczki, którą odrzucił po chwili gdzieś na bok. Musiał spasować, musiał odłożyć pracę na bok, skoro myślał wyłącznie o Ariadne.
Nie wiem, nie rozmawiam z nią zbyt często — wymamrotał, skrywając twarz na ramionach, czym ukryć mógł to całe swoje zażenowanie. Ostatni raz utracił kontrolę nad wszystkim, gdy żyła jeszcze Judy, więc ani trochę nie było mu z tym całym obecnym dramatem komfortowo. Powtarzał sobie, że każdy się czasem gubi w życiu, ale i tak miał wrażenie, że to on, jako jedyny, popełnił tak poważne błędy. — Za kilka dni tu przyjdzie, może już na stałe czy coś — rzucił podnosząc już głowę, ziewając przeciągle. Włosy miał potargane, wzrok zaspany — powinni zapewne przełożyć dzisiejsze plany zakładające wyjście do ludzi. — Nie wiem. To znaczy, co byś zrobiła, gdyby Jude… no, miał swoje mieszkanie i przyłapałabyś go w nim z tą całą Creą? To znaczy wiesz, gdyby nic ci nie powiedział o tym, że się z nią widuje i gdyby oni… — wywrócił oczyma, opadł na oparcie fotela i skrzywił się mocno. — Nie odpowiadaj — dodał prędko, posyłając jej krótkie spojrzenie. Nie wiedział, czy boli go bardziej własna głupota, czy jednak zdolność do wymyślania tak idiotycznych bajek. W sumie obie sprawy się ze sobą łączyły, więc po prostu był skończonym kretynem.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Jej matka zawsze twierdziła, że ta niepoważna empatia wpędzi kiedyś Sollie do grobu. Kiedy w dzieciństwie pozwalała jej chodzić na okoliczny plac zabaw z zestawem nowych zabawek, zawsze wracała bez nich, ale za to z promiennym uśmiechem. Kiedy wręczała jej do ręki kieszonkowe i to aż dziesięć dolarów, co w tamtym czasie było dla Sollie fortuną, którą nie wiedziała nawet, na co wydać, ostatecznie wrzucała je do pomarszczonego i poszarzałego kubeczka jakiegoś bezdomnego, który często stał na głównej ulicy pod galerią handlową. Pomaganie zawsze sprawiało jej radość, dlatego właśnie postanowiła zostać prawnikiem. Nie przemyślała jednak jednej kwestii - co, jeśli będzie musiała pomagać tym, przez których niektóre dzieciaki spotykane wtedy na placu zabaw nie było stać na nowe zabawki i przez których inni lądowali na ulicy bez grosza? Tak, tego zupełnie nie brała wówczas pod uwagę. I tak strasznie wadziło jej to podczas całego stażu, który dotychczas odbyła.
Uśmiechnęła się gorzko na jego stwierdzenie, całkowicie zresztą trafne i westchnęła. Jej rodzice wciąż nie wiedzieli, że bierze ślub z Judem. Dopóki Ben o nich nie wspomniał, skutecznie udawało się wypierać tę myśl z głowy. Pocieszenie nadeszło jednak równie prędko - w momencie, w którym Hargrove uświadomił Sollie, że jej jedyne potencjalne zagrożenie w postaci tej rozgadanej asystentki, nie było póki co żadnym zagrożeniem. Może jednak się do rudowłosej przekona? Żeby jednak nie stać dłużej tak bezczynnie, poczęła szperać w najbliżej stojącym stosie papierów; tak o, dla samego szperania, bo przecież szef patrzy. To znaczy szef prawie już spał, ale jednak zawsze mógł spojrzeć. - Widziałeś ich razem?! - wzburzyła się, choć w jej oczach dało się odnaleźć podekscytowanie. Dziwne, prawda? Jednak tak wiele by ta informacja ułatwiła! Zdjęłaby z jej sumienia połowę ciężaru, a może nawet cały! Tyle że… Tak, już po chwili dotarło do niej, jak idiotycznie podziałał jej rozum. - Och, no jasne, że ich nie widziałeś, chryste, zapomnij o tym pytaniu - mruknęła smutno, pozwalając ulecieć wcześniejszej naiwnej nadziei. Zamyśliła się też zaraz na dłuższy moment, przegryzając od środka policzek i ściągając brwi. - No wiesz, Ben… W moim przypadku to inaczej wygląda, bo to ja… tak jakby… no, to ja go pierwsza zdradziłam. Tyle że wcześniej okropnie się pokłóciliśmy i myślałam, że żadnych nas już nie ma, wiesz, on milczał i byłam pewna, że już mu nie zależy - oznajmiła niepewnie, a ból zmarszczył jej czoło. Nie było bowiem dnia, kiedy tego nie żałowała i tak okropnie wściekała się na siebie za to, że nie była dość odważna, by w końcu mu to wyznać. Tylko że nie o tym Ben chciał rozmawiać, prawda? - Na czym dokładnie ich… przyłapałeś? W sensie wiadomo, bez szczegółów, ale nie wiem, czy moja wyobraźnia tego przypadkiem nie wyolbrzymia - przeniosła wzrok z powrotem na stertę papierów, domyślając się, że może tym samym nieco ułatwić mu wyrzucenie z siebie tego wszystkiego, co tak wyraźnie zalegało mu dzisiaj w żołądku.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Rozleniwione spojrzenie powędrowało w górę i w wyrazie zaskoczenia spoczęło na jej twarzy. Początkowo zmęczony umysł nie pojął sensu jej słów, błędnie zakładając, że mowa wciąż o ich rodzicach. Czy widywał ich razem? Czy chodziło o ich czwórkę czy jednak przedziwny rozłam, kiedy to jego ojciec, powiedzmy, zaszyć miałby się gdzieś z jej matką? Cóż to w ogóle za absurdalne rozważania? Benjamin podejrzewał od dawna, że jego rodzice się zdradzają, ale ani trochę nie chciał ów precedensu znać szczegółów. Gdy jednak już pojął sens jej pytania, przyjrzał się jej uważnie. Nie zamierzał dochodzić, szperając w tym jej zawiłym życiu, ale poczuł dość sporą ciekawość. Omawianie jej spraw prywatnych wprawiło go jednak w niezbyt komfortowy nastrój i zaraz pożałował, że w ogóle doprowadził do tego typu zwierzeń. Bądź co bądź co było między nią, a Judem, należało wyłącznie do nich i nie do niego należało rozstrzyganie tego, kto w całym tym zamieszaniu ma słuszność. Poprawił się nieco na swoim fotelu, westchnął ciężko i milczał przez moment, czując, że zdradzenie jej czegokolwiek będzie poważnym błędem. — Czyli co, że kłótnia to jakieś jednoczesne wskazanie, że rozpoczyna się przerwa, podczas której wszystko jest akceptowane? — zmarszczył lekko czoło, nie ściągając z niej spojrzenia. — Nie oceniam cię Sollie, po prostu pytam — mruknął lekko zażenowany, bo nie miał pojęcia przecież, na czym związki polegają. Jakimi prawami się rządzą. Był w tej kwestii przecież zupełnie nieobeznany i cóż, może po prostu nie zdawał sobie sprawy z pewnych rządzących tymże światem reguł. I może wobec tego Orpheus kilka lat temu miał całkowitą rację. Wzruszył więc tylko ramionami i wymamrotał coś niechętnie, ale chyba należało jednak pewne sprawy ubrać w słowa. — Na niczym? Nie wiem, po prostu… Dobra, ujmę to w trochę inny sposób, okej? — może szukając dla siebie jakiegoś usprawiedliwienia, a może po prostu pragnąc dostrzec, jakie to wszystko absurdalne. — Wiesz jak wiele par wraca do siebie po rozwodzie? Wiesz ilu klientów przychodziło pytając, czy jednak da się rozwód po prostu cofnąć? No więc jakoś niespecjalnie spodobało mi się to, że nie powiedział mi nawet, że jego była żona wróciła do miasta — w głosie jego rozbrzmiała gorycz, a on lekko się przy tym wyprostował i rozzłoszczone spojrzenie skierował na blat biurka. — Nie przyłapałem ich na niczym konkretnym, po prostu spali — mruknął gorzko, dużo ciszej, wyraźnie zażenowany. Tamten dzień zdawał się być tak bardzo oderwany od rzeczywistości, że nawet mówiąc o tym czuł się tak, jakby zmyślał sobie właśnie największy możliwy absurd.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Wątła sylwetka innego ze stażystów naruszająca dotąd niezmąconą przestrzeń międzydrzwiową wprawiła ją w irytację, a uwaga dotycząca rozprzestrzeniającego się po całej kancelarii, obezwładniająco-przyjemnego zapachu kawy, nakazała mu oddać tę swoją, by tylko na nowo móc się znaleźć już tylko w obecności Benjamina. Bała się, że przez to niezwykle krótkie, ale przy tym okropnie niepomyślne wtargnięcie, mężczyzna rozmyśli się wobec dalszego się uzewnętrzniania, ale całe szczęście, postanowił je zaraz kontynuować. - Co? Nie, to nie tak. To znaczy, jeśli kłótnia kończy się słowami “nie wracam do ciebie ty przeklęta egoistko”, to wtedy już można uznać ją za co najmniej przerwę, ale przecież nie każda tak się kończy. No i jestem pewna, że ta twoja też się tak nie skończyła, bo przecież nie jesteś egoistką - między ostatnimi słowami przywołała na twarzy uśmiech, stwierdzając, że lekko tym samym odejmie całej sprawie powagi, która i ją poczęła wpędzać w posępny nastrój. - Albo też jak cisza z drugiej strony trwa bardzo długo. Wtedy to już wyjątkowo wredne, bo ktoś najwidoczniej nie uznał cię za tyle ważnego, by chociaż powiadomić, że nigdy już nie chce mieć z tobą nic wspólnego - zauważyła jeszcze, wracając myślami do innych przykrych wspomnień. Obecnie odnosiła wrażenie, że nie miała już niczego prócz przykrych wspomnień. A potem z kolei zamilkła, zwracając swą sylwetkę na wprost niego i przyglądając się z uwagą, w oczekiwaniu na ciąg dalszy. - Ale spali… obok siebie? Gdzie? - ciężko było jej cokolwiek z tego zrozumieć, choć ze wszelkich sił starała się to zmienić. - Wiesz… Jeśli rozstali się w zgodzie i wciąż się mocno przyjaźnią, to chyba niczym bym się nie przejmowała. Gorzej, jakbyś w ogóle nie wiedział, że utrzymują kontakt. Ale też co ja tam wiem, jestem w swoim pierwszym związku i gdyby nie to coś w moim brzuchu, podejrzewam, że żadnego związku by już nie było - podsumowała jeszcze, dość niekomfortowo czując się przez te opowieści o mężczyźnie, o którym nigdy wcześniej jej nie wspominał. W głowie też nagle zamajaczyły dziwne rozważania i poczęła zastanawiać się, czy opisana sytuacja z rozwodem może oznaczać, że to jakiś z dawnych klientów Benjamina, ale ostatecznie uznała, że ten jest na coś podobnego zbyt profesjonalny.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Centrum jego wszechświata mieściło się teraz wyłącznie w tym przestronnym biurze, którego najjaśniejszym elementem była Sollie. Umysł trapiony licznymi problemami, które jak w sinusoidzie to spłycały się do rangi nieistotnych, to eskalowały niczym potwierdzona zapowiedź końca świata, nie dostrzegł nawet nadejścia kogoś obcego, nieproszonego. Może to i dobrze, bo poziom żenady i tak osiągał już znaczne maksimum, a świadomość kilku podsłuchanych przez intruza słów sprawiłaby, że nigdy nie zezwoliłby już sobie na podobną szczerość. — Powiedział ci, że jesteś pieprzoną egoistką? — podchwycił temat, czepiając się tychże konkretnych słów. Nie miał pojęcia, czy służą one za przykład niepowiązany z czymkolwiek czy realne wspomnienie; póki co nie zdążył sobie wypracować konkretnego zdania o jej narzeczonym, ale zdecydowanie lepiej żyłoby się mu, gdyby nie musiał pałać do niego jawną niechęcią. Uśmiechnął się zaraz potem gorzko, prychając. — W takim razie mam chyba przechlapane, bo dość długo go ignoruję — przyznał czując, jak te wszystkie wyrzuty sumienia zbierane przez minione dni miażdżą go bezlitośnie. Najgorsze było to, że widział w tym wszystkim swoją winę i gotów był nie tylko przepraszać, ale też żałośnie błagać o przebaczenie, ale… Istniała w nim równocześnie jakaś blokada, która nie potrafiła zmusić go do podjęcia odpowiednich kroków. Nienawidził tego uczucia. — No tak, obok siebie. W łóżku — odparł beznamiętnie, jakby dyktował jej właśnie treść którejś z ustaw kodeksu cywilnego. Dopiero po chwili dotarł do niego sens tego, a także możliwy wydźwięk — bo brzmieć to już mogło jak sprawa przegrana. I trochę przez tę swoją przeszłość wolał zaufać temu, że wszystko jest wobec tego skończone, ale człowiek wcale nie od razu uczy się na błędach i zdobytych dzięki temu lekcjach; usprawiedliwiał to wszystko równie intensywnie, jak kilka lat temu, gdy był jeszcze z Orpheusem. A może nawet bardziej? Chyba tym razem zależało mu mocniej. Czując się jednakże niezwykle niekomfortowo pozwolił sobie wstać i powędrować w stronę jednej z szaf, udając, że pilnie musi odnaleźć w niej odpowiedni segregator z dokumentami. — Nie mam pojęcia, jak to między nimi wygląda. Nie rozmawiamy o niej. O nich. Nie mam pojęcia czy utrzymywali ze sobą przez ten cały czas kontakt. Ona wyjechała, wiesz? Zaraz po rozwodzie, więc… zdawało mi się, że po prostu zniknęła — prychnął, ukrywając swą twarz w trzymanych aktach. — A twoje małżeństwo zawierane tylko ze względu na dziecko jest niepoważne — mruknął, choć powinien się z całą pewnością zachować życzliwiej.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Rozmawianie o tamtym popołudniu nie przychodziło łatwo, jako że wyciągało na wierzch prawdę, której znaczenie obawiała się pojąć. - On walczył o cudze życia, Ben, a ja egoistycznie poprosiłam, żeby miał ich wszystkich gdzieś i dla mnie wrócił. Bo to ja go potrzebuję, bo mi z samotnością nieprzyjemnie - usprawiedliwiła Jude’a, rozumiejąc kierujące nim motywy jeszcze bardziej, niż przedtem. Już od początku ta dwójka skazana była przecież na podobny finał, wobec czego nigdy nie powinni dopuścić, by ich relacja rozwinęła się do tego stopnia. Teraz oboje za to płacili i źli mogli być już tylko na siebie samych. - Ty go ignorujesz? - zdziwiła się, od razu reagując na jego wyznanie. Nie pasowało jej to do jego usposobienia, które zdążyła poznać, a także do kontekstu całej tej rozmowy, w której to z początku brzmiał, jakby mu jedynemu zależało na ratowaniu opisywanej znajomości. Na kolejną informację się skrzywiła dość bezwiednie, co chyba zauważył i co posłużyło za najwyraźniejszą odpowiedź. Myślała raczej, że zasnęli na jakiejś kanapie. Poczęło ją także zastanawiać, jakim właściwie sposobem Ben nakrył ich w łóżku, bo przecież z tego co wiedziała, Ben mieszkał sam. A zbyt absurdalnie brzmiała możliwość, że nakrył ich we własnym łóżku, bo jednak… To by było zwyczajnie za wiele i co do tego nie miałby już raczej żadnych wątpliwości, którymi musiałby podzielić się z Sollie. Pozostawało więc pytanie, jak dostał się do domu tamtego i dlaczego go nie zauważono, bo chyba… chyba tak to się właśnie skończyło? - A widzieli cię? - musiała dopytać, bo myśli jej krążyły już tylko wokół tej sprawy, jakby wszystko inne straciło znaczenie. Nie spodziewała się usłyszeć takich rewelacji. Uprzytomniła sobie, że okazuje nieco zbyt spore zainteresowanie w momencie, w którym mężczyzna podszedł do szafy i tym samym uniemożliwił im dalszy kontakt wzrokowy. A że sprytnie zepchnął kierunek rozmowy na temat jej życia, westchnęła głośno i pokręciła głową. - Każde małżeństwo jest niepoważne i w sumie… czy takie z miłości ma więcej sensu, niż z troski o dziecko? Każdy powód wydaje się jakiś taki głupi i niedorzeczny, nie uważasz? - zapytała niekoniecznie zainteresowana ani tym, co sama teraz powiedziała, ani możliwą odpowiedzią. - A długo ze sobą byli? - dopytała jeszcze w tamtej sprawie, spodziewając się odpowiedzi, że niedługo, wobec czego mogłaby zapewnić, że nie ma czym się przejmować, bo nie zdążyli jeszcze zbytnio zacieśnić między sobą więzi.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Każda zawierana przez niego przyjaźń rządziła się szeregiem przeróżnych zasad, których treść potrafiłby wyrecytować bez zająknięcia o każdej porze dnia czy nocy. Wśród nich, gdzieś na samym szczycie, znajdował się zakaz jakiejś większej lub mniejszej krytyki wymierzanej w kogoś mu bliskiego. Nie było więc szans, by zdołał Sollie jakkolwiek potępić za podjęte decyzje, nieważne co sobą reprezentowały. — Walczył o życie? Przepraszam, mamy chyba inne spojrzenie na temat wojny. Chyba że coś mi się popieprzyło i to nie twój facet jest żołnierzem — pociągnął temat, bo nawet jeśli zachowywał w sobie tak wiele wyrozumienia, tak nie potrafił tego konkretnego tematu bagatelizować. — Więc w tym przypadku uważam, że miałaś słuszność. Ludzie wyjeżdżający na front, kiedy nie jest to potrzebne, karmią tylko swoje wybujałe ego — pozwolił sobie stwierdzić, wierząc, że przyjaciółka może obrazić się za tę jego zbyt wielką śmiałość. Nie rozumiał tej całej idei, niekoniecznie akceptował i nie potrafił dogadać się z kimś, kto na froncie służył. Był po prostu pacyfistą, zbyt wielkim, by móc poważać jakąkolwiek wojnę.
Tak jakby… Zrobiłem coś głupiego i to ja powinienem wobec tego przeprosić, ale… No właśnie wtedy do niego poszedłem, zebrałem w sobie tę pieprzoną odwagę i wyszło jak wyszło — wymamrotał krzywiąc się, bo nic nie było takie, jakie powinno. I tłumaczenie tej historii w niczym nie pomagało, a jedynie utwierdzało go w przekonaniu, jak tragicznym jest człowiekiem. Bo czy sam tym swoim zachowaniem nie wmusił w Waltera tego, co być może (liczył, że jednak nie) zrobił? Zamiast debatować o tym z Sollie, winien z nim niezwłocznie porozmawiać, tyle… że było to takie ciężkie. Panicznie bał się poznać prawdę zakładającą najgorszy scenariusz. — Nie sądzę. Co prawda jak wychodziłem, potknąłem się o jednego z jego psów, ale udało mi się go namówić, żeby siedział cicho — rzucił teatralnie obojętnym tonem, przyglądając się śnieżnobiałym kartkom i widniejącym na nich rzędach liter i cyfr. — Owszem, każdy. Bo instytucja małżeństwa może i sprawdza się, ale tylko w krajach niezbyt rozwiniętych. W Australii nie jest ono potrzebne, by móc ze sobą żyć — odparł wzruszywszy ramionami, nie wdając się w szczegóły. Wierzył, że Sollie zrozumie co miał na myśli — prawo tutaj było urządzone tak, by móc korzystać ze wszelkich dostępnych przywilejów. Żal było mu osób, które musiały wziąć ślub tylko dlatego, by móc razem zamieszkać. — Dwadzieścia lat — odparł dużo ciszej, bo… Nigdy mu to nie przeszkadzało. Nie uważał tego za problem. A teraz tenże fakt stał się jakby potwierdzeniem tego, czego bał się tak mocno.

sollie millington
ODPOWIEDZ
cron