komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Ludzie tacy jak on bywali bezwstydni. Trudno było być szarą myszką, skoro miał wrażenie, że wszyscy tylko czekają, żeby posypać go brokatem. Ściśle mówiąc, tatulek marzył raczej o pysznej glazurze z białej czekolady, by wygładzić ewentualne nierówności jego charakteru i pokazać światu wersję Dicka Remingtona 2.0, szczęśliwie żonatego i pięknego tak, że dech zapiera. Jak i jego żona, która tynkowała się sama i za wszelką cenę chciała uchodzić za ideał w jego oczach. Bezskutecznie, bo był trochę starszy niż ona i znał prawdę, która okazywała się tak naprawdę brzydka. Za każdą fasadą, nawet tą najbardziej oszałamiającą kryło się nic innego jak czysty rozkład i właśnie tak czuł się on z nowym, cudownym rokiem pełnym możliwości.
Mógł jednak być sobą, a to wystarczyło dla wielu, którzy go pobieżnie znali. Cykl imprez jednak zdawał się go bardziej przytłaczać niż zawsze, a bycie człowiekiem, który jest wyciętą karykaturą na modłę tatusia i sponsora sprawiał, że czuł się jak posępny żigolak. Może dlatego usilnie potrzebował czegoś prawdziwego i kogoś przy kim, on, cudowny Richard, złote dziecko made by Netflix mógł odczuwać wstyd. A raczej zawstydzenie, choć nie oblewał się żadnym rumieńcem, który barwiłby jego policzki na szkarłatny kolor, a tym bardziej (o zgrozo!) nie tracił zdolności wypowiadania zdań w odpowiednim szyku i tempie. Żadnego dukania bądź burakowej czerwieni nie było, ale jednak Pearl sprawiała, że starał się odrobinę za bardzo i przypominało mu to ożywcze czasy, gdy jeszcze był młody, głupi i jeszcze mu na czymś zależało.
Obecnie jego stara wersja upajała się zaś jej towarzystwem, choć dziewcząt raczej nie zapraszało się na treningi w klatkach. Po pierwsze, było dużo potu, przekleństw i szukania oksykodonu, gdy sprawy stawały się brzydkie, a po drugie, było to całkiem nielegalne przedsięwzięcie, bo mało było w tym reguł, a więcej pięści i brutalności. Chciał jednak jej pokazać, że może i zazwyczaj zgrywa cwaniaka, ale ma jeszcze jakąś warstwę.
Jak ten pieprzony Shrek.
A poza tym sprawa z kontenerem poruszyła go na tyle, że stwierdził, że dziewczyna musi umieć się bronić, bo jeśli dojdzie do kolejnej konfrontacji i nie będzie miała przy sobie swojego przenośnego, połamanego i poobijanego strażaka, to może dojść do czegoś nieprzyjemnego, a on egoistycznie nie chciał jej sobie odpuścić ani pozwolić, żeby coś jej się stało. Kiedyś czytał Małego Księcia (dobra, streszczenie, ale było bardzo dokładne) i zrozumiał niedawno, że ją sobie oswoił, więc nie mógł jej tak po prostu pozostawić.
- Dalej, uderz mnie. Tak, żebym zrozumiał, że z tobą się nie zadziera – zachęcał więc, gdy znaleźli się na prowizorycznym ringu, a wokół nich na razie nie było tłumu gapiów, choć sądził, że się pojawią.
Była za ładna, zdecydowanie. I chętnie robiłby z nią coś innego niż dostawał od niej wpierdol, ale bezpieczeństwo przede wszystkim. Chyba naprawdę miał w sobie coś z tego pieprzonego strażaka Sama, choć jeszcze nie rozgryzł, czy gen pomocy aktywuje mu się zawsze czy tylko w przypadku pięknych i interesujących kobiet.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
8.

Powinna dać sobie spokój z takimi znajomościami. To zawsze z początku kusiło, fascynowało i przyciągało, a potem... potem, gdy zaczynało jej się naprawdę podobać, gdy zaczynała się przyzwyczajać, może nawet chcieć więcej, wszystko leciało na łeb na szyję. Czy wierzyła, że ta znajomość skończy się inaczej? Oczywiście, że nie... ale czy wyciągała z tego jakieś wnioski? Najpewniej też nie, skoro tego dnia stawiła się na miejscu spotkania. Wmawiała sobie, że to nie głupota, a spryt. Że nie ulega, a wykorzystuje Richarda, w końcu wiedział o niej zbyt wiele, więc to rozsądnie trzymać się z nim blisko. Tylko, że co innego kreować we własnej głowie obrazu swojej osoby, jako kobiety przebiegłej, a co innego faktycznie nią być. Lubiła go. Po prostu. Może nie znali się długo, ale mimo, że przemożnie działał jej na nerwy, zarówno podczas pierwszego, jak i drugiego spotkania, mogła na niego liczyć. Nie tylko jej nie zawiódł, ale i pomógł, bo chociaż nie chciałaby mówić o tym głośno, to czuła wobec niego dług wdzięczności. No, a przy tym... wiedziała tez, że to nie dług wdzięczności jest powodem dla którego tutaj dzisiaj przyszła.
Nie czuła się wcale źle w tym otoczeniu, prawdę mówiąc bywała w gorszych miejscach, chociażby w tych zasranych kontenerach, ale też w różnych melinach. Pracowała też kiedyś w Shadow, więc ani przyciąganie spojrzeń, ani niewybredne komentarze czy bijący się mężczyźni nie robili na niej większego wrażenia. Minus był tylko taki, że w podobnych miejscach łatwiej było jej wracać pamięcią do przeszłości, którą przecież chciała już dawno zamknąć i zakopać gdzieś w swojej podświadomości.
- To musiałabym ciebie kopnąć tam, gdzie byś nie chciał albo pójść po kastet czy klucze - zauważyła po tym, jak złapała włosy w wysoki kucyk i przyglądała mu się, trochę nie wierząc w to, że naprawdę robią coś takiego. Pokręciła głową na boki. - Zrobię ci krzywdę i będzie mi głupio - mruknęła jeszcze, przyglądając mu się i uniosła w końcu pięści. Nie lubiła robić z siebie idiotki. Była naprawdę waleczną kobietą, ale przy tym... niekoniecznie mistrzem walki. Potrafiła biegać i uprawiać jogę czy tam aerobik, ale wojownikiem żelaznej pięści nigdy nie była i raczej nie będzie. Z drugiej strony należała do upartych osób, którzy nie wiedzieli kiedy się wycofać i zafiksowani na swój cel, zapominali o tym, by w odpowiednim momencie się wycofać.
- No dobra, miejmy to już za sobą - delikatnie podskoczyła, rozluźniając nadgarstki, a potem zbliżyła się, wymierzyła cios i zamiast w niego uderzyć, parsknęła śmiechem. - Jezu, nie potrafię - wyjaśniła głupio. - Ty mnie zaatakuj, to się obronię, ale tak sama z siebie... mam strasznego pecha, przypadkiem wybiję ci oko i co zrobimy? - wyjaśniła skąd brały się jej obawy. Nie mówiła, że była takim wojownikiem, który by go okiwał, ale... była uzdolniona w sianiu zniszczenia, nawet gdy niekoniecznie to planowała.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Kiedyś czytał, że do niektórych ludzi czerwona nitka przeznaczenia ciągnie bardziej niż do innych, bo są oni potrzebni do wypełniania celu w życiu, ale był przekonany, że to tylko pomruki terapeutów, którzy mieli się tak zająć swoimi ćpunami na odwyku, by nie popełnili harakiri nożyczkami do papieru, bo skończyły im się antydepresanty. Oczywiście nie działały one jak prochy w pełnym wymiarze, ale wszystko było lepsze od pozornej trzeźwości. Nawet te wzniosłe cytaty, które potem zostawały w głowie i były przez niego odtwarzane jak zdarta płyta, gdy przyszło co do czego. Co znaczyło w wolnym przekładzie: wreszcie zaprosił na randkę swoją wymarzoną i piękną dziewczynę, ale był na tyle pozbawiony odruchów społecznych, że zamiast na uroczym posiłku wylądowali na przepoconej hali treningowej i na dodatek czekał aż spierze mu tyłek i okaże się na tyle silna, co prezentowała sobą do tej pory. Oczywiście czyny czynami, a słowa słowami, więc bawiło go to najwyraźniej wybornie.
Stał więc przed nią i szczerzył się jak dzieciak, który zaraz miał dostać gwiazdkę z nieba.
- Nie zawsze masz przy sobie klucze i co wtedy? Łapię cię – objął ją ramionami i mało brakowało, a zacząłby z niej ćwiczyć coś innego, ale kolega parsknął, więc puścił i dał się jej wykazać. A raczej taki miał zamiar, bo dalej podpuszczał ją sobie w najlepsze, będąc pewnym, że najwyżej złamie sobie swój paznokieć na jego muskulaturze. Nie był jednak na tyle płytki, by ją prezentować, więc założyć ręce na piersi i czekał na efekty tego potwora, jakim była Pearl Cambell. W swojej wyobraźni, oczywiście, bo jak na razie to słabo.
- Koszmarnie źle, myślisz, że sprawca zaczeka aż sprzedasz mu jakąś celną ripostę? Nie idziesz na stand up ani roast – wyciągnął kciuk, by umieścić go kierunkiem w dół i jej pokazać, że nie o to mu chodziło. Zapewne jednak nie powstrzymałby swoich bezczelnych uwag, gdyby nie dziewczyna, która zjawiła się obok nich.
- A cześć, Richard! Słyszałam, że się ożeniłeś – jej mina na ślicznej buzi, okolonej rudymi włosami wskazywała na zdegustowanie tym faktem. – I widzę, że sobie wesoło gruchacie z wybranką. Urocze! – tak, dlatego wyglądała zupełnie jakby chciała puścić pawia. Uniósł brwi, a potem objął Pearl mocno.
– Tak, jesteśmy szczęśliwi – i zanim zdołała zaprotestować bądź wyjaśnić, że żadne z nich małżeństwo już przekręcił ją tak, że leżała na macie.
Tak naprawdę był jej to winien od momentu w którym malowniczo oboje spadali z drzewa. Nachylił się nad nią i uśmiechnął.
- Wyjaśnię ci – mruknął półgłosem, bo bardzo zależało mu na statusie człowieka żonatego, choć tak naprawdę żona przyprawiała go o ciarki żenady i chętnie dałby sobie wmówić, że kobieta z taką klasą jest jego żoną. Nawet jeśli miała tego pecha i za chwilę miał pożegnać się z jądrami, oczami bądź jakąkolwiek inną częścią ciała, którą zechce się pozbyć, gdy zrozumie, że jest zaobrączkowany.
To jak było z tą nitką i dlaczego musiała być czerwona?
- Wygrałem!

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Gdyby ktoś zapytał Pearl, co kojarzyło jej się z czerwonym sznurkiem, to niestety, ale pozytywnych skojarzeń nie miałaby zbyt wielu. Czerwony sznurek był istotnym symbolem w jej życiu, trochę też pokutą, przypominają możliwie najgorszej sceny. Prawie każdego dnia wchodziła do jedynego zamkniętego na klucz pomieszczenia we własnym domu, w którym gromadziła dowody. Czerwonym sznurkiem oznaczała te, które się ze sobą wiązały i za każdym razem wyobrażała sobie, jak wyglądały sceny, do których nigdy jej nie dopuszczono. Zabójca jej siostry, kimkolwiek był ten zwyrodnialec, w ramach niezabawnego żartu nabił jej ciało pineskami i połączył je właśnie taką krwawą nitką... Kara za wtykanie nosa w nieswoje sprawy, co teraz z resztą próbowała robić także Pearl.
- Będę krzyczeć i drapać? - rzuciła pierwsze lepsze co przyszło jej do głowy, a potem sapnęła pod nosem, kiedy ją złapał. Nie miała pojęcia jak dała się wciągnąć w taką rozrywkę, ale po tym, jak naraziła go na spadanie z drzewa, sądziła, że nie powinna kręcić nosem. Inna sprawa, że nie lubiła nikomu udowadniać jak silna była... bo nie była wcale. Jej super mocą były pyskówki, które paradoksalnie nie stanowiły najlepszego źródła ochrony.
- Wykończę go intelektualnie, niszcząc mu psychikę - burknęła, z niezadowoleniem obserwując, jak opuszcza kciuk do dołu. Nawet nie kryła tego, że ten gest ją delikatnie rozdrażnił, ale zacisnęła ręce w pięści, gotowa faktycznie go uderzyć, skoro tak tego chciał. - Nie każdy ma mięśnie, wiesz? Są też inne sposoby - burknęła, już się do niego zbliżając, kiedy znikąd pojawiła się jakaś panna. Nie ma co ukrywać, jej słowa mocno zaskoczyły Campbell, a już na pewno blondynka nie zrozumiała całej tej sytuacji. W dodatku niewiele miała do gadania, bo została w nią szybko wciągnięta.
- Gówno, a nie wygrałeś! - nie lubiła przegrywać, to też, jak już tak leżała pod nim, nie powstrzymując się tym razem, zgięła nogi i korzystając z tego, że przynajmniej była zwinna, wymierzyła mu kopniaka w bok, aby chociaż trochę rozchwiać jego równowagę. - Chyba mi gdzieś umknął nasz ślub i pierścionek - wypomniała mu zaraz, próbując go z siebie zrzucić, odpychając go od siebie rękami. - Jezu, ile ty ważysz? - burknęła, więc zamiast bić, wbiła mu palce w boki, wierząc, że to lepiej zadziała, niż siła, której po prostu nie posiadała. Niestety nie był z niej żaden wojownik, ale przynajmniej była waleczna i nie odpuszczała szybko. Zawsze to jakiś plus tej sytuacji.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie wiedział. Zabawne, że Dick Remington – jako strażak, który napatrzył się tak bardzo na tragedie ludzkie, że aż zobojętniał – czuł jak każdy człowiek, że ma monopol na tragedie i że jego problemy są tymi największymi na świecie. Owszem, żył w swojej uprzywilejowanej bańce, z której często sam się naigrywał (dzięki temu nie stał się do końca żałosnym megalomanem) i z tego powodu nie wiedział przez co przechodzi Pearl i co ją pcha do tak absolutnie odważnych i głupich jednocześnie kroków.
Jedynie co przyszło mu wiedzieć (jak na jego skromny i przepalony umysł to było całkiem sporo), że chce, by była bezpieczna i że poświęci wszystko, by jej to zapewnić. Powinna jednak docenić, że szanował jej niezależność, bo z jego zasobami finansowymi rozważał nawet wynajęcie prywatnego ochroniarza, który by dyskretnie upewniał się, że jest cała podczas tych jej zabaw w szpiegowanie.
- Tak, krzycz, że cię gwałcą. Pięciu respondentów na dziesięciu stwierdzi, że się chętnie przyłączy – nie mógł sobie darować lekko moralizatorskiego zaśpiewu w swej wypowiedzi, ale te ich docinki to była cała ich esencja, to właśnie pchało go do tej dziewczyny, bo jako jedna z niewielu umiała mu odpyskować zawsze i wszędzie.
Wychodziło więc na to, że jej metody nie były wcale takie żałosne, bo na niego działały i to w stu procentach.
- A z tą psychiką to masz rację. Sam odczuwam skutki. Czasami myślę, że musiałem upaść za mocno na głowę podczas tego lotu i zamiast zająć się poważanym przez wszystkich strażakowaniem, zajmuję się… - i już miał dokończyć i choć nie do końca wiedział w którą stronę zmierza i czy na pewno chce wypowiedzieć te słowa, musiał reagować nagle w zastraszającym tempie. Głupek myślał, że sprowadzenie dziewczyny do pozycji horyzontalnej spowoduje, że będzie pokorna i cichego serca. Inna sprawa, że według jego badań (a przeprowadził sporo) na laski takie ułożenie ciała – z nim nad sobą – potrafiło sprawić cuda, tyle, że zazwyczaj był wtedy nago i zajmował się czymś innym niż tłumaczenie się jej z fałszywego małżeństwa. I do cholery, te dziewczyny go nie kopały!
- Czy ciebie Bóg już do reszty opuścił?! – i spadłby na nią z głośnym impetem i wcale nie w romantyczny sposób, ale kontrolnie oparł się na swoich przedramionach. Znowu byli całkiem blisko i ta sytuacja zaczynała wchodzić w rutynę, która bardzo mu się podobała. – Podczas seksu też tak marudzisz czy jesteś na górze? Ała! – chętnie złapałby jej ręce, ale wówczas nie miałby na czym się opierać, więc był na przegranej pozycji, a jeszcze nie zdążył jej objaśnić swojego sprytnego planu matrymonialnego.
- Ty bawisz się w detektywa, ja udaję, że wziąłem ślub. Ty masz z tego… Tak właściwie co ty masz z tego? – musiał zapytać. – A ja z udawanego małżeństwa mam niezłą kasę i szacunek u rodziny ojca. Bo widzisz, jak przekraczasz trzydziestkę to nagle MUSISZ mieć narzeczoną, dzieci w drodze i penthouse. Mam tylko to ostatnie, więc doprowadziłem do kaca Nowa Zelandia, po którym obudziłem się z jakąś chodzącą lalką Barbie i teraz usiłuję się z tego wyplątać. Tak w skrócie – i zaparł się o matę bardzo, ale to bardzo mocno, bo nawet jeśli chciałaby uciec, to nie zamierzał jej na to pozwolić.
Nie tylko dlatego, że przywdziała całkiem seksowny trykocik i że praktycznie złamała mu kostkę tym kopniakiem, ale dlatego, że ją lubił, a takie historie w krainie Dicka Remingtona nie zdarzały się za często.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Niewiele wiedziała o tym, jak to jest być w pełni chronioną. Zwykle jej relacje z mężczyznami opierały się w tej kwestii na pozorach, ktoś mógł się za nią wstawić w barze, ale ostatecznie czuła, że ze wszystkim jest sama i gdy miała na głowie za dużo, poza swoim najlepszym przyjacielem, nie posiadała osoby, której mogłaby się ze wszystkiego wyspowiadać... chyba nawet nie potrafiła tego robić. Ktoś znał ją dziesięć minut i powiedziałby, że ta dziewczyna jest jak otwarta księga, że niczego nie ukrywa, wszystkim się dzieli z otoczeniem, ale przy bliższym poznaniu, wszystko zaczynało wyglądać inaczej. Tylko nieliczne osoby w jej życiu naprawdę dobrze ją poznały, bo zwyczajnie bała się otworzyć... zero mistycyzmu, po prostu paniczny strach przed zaufaniem komuś.
- Widzisz wszystko w samych ciemnych barwach, wiesz? - burknęła na jego komentarz, uśmiechając się cwaniacko. - Czasem jak krzyczysz w środku lasu, zza krzaków wychodzą bohaterscy strażacy w żonobijkach, tak słyszałam - mruknęła niby obojętnie, ale dowcip był dość wyraźny i było po niej widać, po tej iskierce czającej się w spojrzeniu, że całkiem była z siebie zadowolona. Naprawdę w potyczkach słonych czuła się najlepiej, pięści totalnie przegrywały w jej przypadku z językiem.
- Jak będziesz mi wypominał tamten upadek, to zeżrą mnie wyrzuty sumienia - wywaliła te słowa z siebie takim tonem, który jasno sugerował brak wszelkich - wspomnianych - wyrzutów sumienia, ale naturalnie niekoniecznie się tym przejmowała. Poza tym teraz zajęta była przede wszystkim próbami zrzucenia go z siebie i pokazania, że aż taka bezbronna nie jest. Może i nie była mistrzem ringu, nie miała ponadprzeciętnej siły i generalnie dało się ją zaliczyć w jakiejś części do grupy pierdół, to jednak nie można jej było odmówić waleczności. Gdyby ktoś uderzył ją w brzuch, zamiast się skulić i próbować zwiać, o ile siły by na to pozwalały, pewnie podniosłaby się i... i jakimś absolutnie nieodpowiednim komentarzem zapracowała na kolejny cios. Czy było to rozsądne? Nie. Czy lepiej na tym wychodziła? Też nie. Ale czy dzięki temu zyskiwała jako taki szacunek do samej siebie, albo przynajmniej coś na jego kształt? Być może...
- To ty chciałeś się bić... sądziłeś, że co? Rzucisz mnie na matę i krzyknę, że się poddaję? Jez... musiałeś w życiu trafiać na wybitnie uległe panny - wyszczerzyła się, jak te wredne chochliki obdarzone zbyt hojnie pewnością siebie. No, ale już go nie okładała, prawda? To też nie tak, że była narwana... znaczy była, ale wiedziała kiedy nad tym zapanować. Szczególnie teraz czuła, że powinna, bo jednak... temat był dość poważny. Po pierwsze chciała wiedzieć o czym mówiła tamta kobieta, po drugie, gdy wspomniał o zabawie w detektywa, spięła się delikatnie. Zmarszczyła zaraz nos, gdy dotarły do niej wszystkie wypowiedziane przez niego słowa, aż w końcu zaczęła je składać.
- Czekaj, co? - niby przypadkiem opuściła pytanie o to, co ma ze swojego śledztwa. W szale rozmowy mogło jej to umknął i taka zasłona była lepsza od kłamania, czy jawnego owijania w bawełnę. - Nie... nie jesteś takim dupkiem, co? - parsknęła z lekkim niedowierzaniem. - Jesteś w małżeństwie z jakąś panną z powodu hajsu? - zapytała wprost, bo nie chciała wyciągać pochopnych wniosków. Mimo wszystko zanim zdążył powiedzieć, nie bacząc na to, jak blisko się znajdował, chociaż bez wątpienia zwróciła na to uwagę, zagwizdała pod nosem, jak rasowy podrywacz. - A niech mnie, przy tobie jestem w chuj ułożona - parsknęła, ponownie kręcąc głową na boki. - Nie powinieneś trzymać się ode mnie na dystans? Nie chcę zostać zamordowana przez wspomnianą lalkę Barbie - no, a to dodała już nieco złośliwie, ale chyba miała prawo, prawda? Niby jej nie oszukał, niby ona oczekiwała cały czas, ale nie była sędzią sprawiedliwości, więc miała mu to nieco za złe, tak dla zasady.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Albo za dużo seriali oglądałaś, łącznie z tymi medycznym cross-overami – pouczył ją, ale kąciki jego ust zadrżały w geście, że zrozumiał jej dowcip. Nie umiał jej rozgryźć, zupełnie. Gdyby istniała książka, w której uczyliby jak zrozumieć Pearl Cambell to wykupiłby cały nakład i trzymałby w najdroższym sejfie, ale najwyraźniej to nie była kwestia, którą dało się załatwić jego pieniędzmi. Może dlatego ta dziewczyna go tak frapowała i sprawiała, że gdy inne już dawno przeszły do lamusa, ona pozostawała na orbicie jego zainteresowań. Podejrzewał, że co gorsza, ta wrodzona tajemniczość nie jest żadną kokieterią w jej wypadku, a brakiem zaufania, więc nawet jak podejdzie kilka kroków do przodu, ona się wycofa.
Trochę mu to przypominało tańczenie tango, a w tańcach nie był zbyt dobry, miał wrażenie, że jest wręcz koślawy, więc zaczynał się powoli obawiać, że wreszcie zaliczy przed nią glebę i przekroczy różnicę między byciem zabawnym, a zabawy z niego.
- A poza tym ty nie masz wyrzutów sumienia. Jakbyś miała to bym cię nie lubił – podzielił się refleksją, nie do końca szczerą, bo przecież cholernie mu zależało, żeby taka dziewczyna jak Pearl lubiła go chociaż troszkę. – Wiesz, ostatnio na cmentarzu wyszła do mnie jakaś laska, albo nawiedzona albo duch, więc wszystko możliwe – zastanowił się i to był błąd, bo nie dość, że skończył z nią na macie to jeszcze do cholery, zaczęła odzyskiwać przewagę! Gdy jednak wspomniała o tych uległych panienkach roześmiał się serdecznie.
- Widzisz, mam piękne oczy jelonka Bambi. Popatrzę na taką i nie dość, że kisiel w gaciach to jeszcze w myślach już sobie ułożyła całą historię jak to jestem nieszczęśliwy, bo mnie rodzice nie kochali i na dodatek musiałem sobie poradzić z traumą po odrzuceniu przez miłość mojego życia – pokręcił głową. – Jasne, że są uległe. Nie każda laska jest tobą – kolejny komplement, szyty bardzo grubymi nićmi, na które składała się chęć załatania tego, że trochę zawalił tym całym ślubem. Tak naprawdę wiele rzeczy pozostało u niego moralnie wątpliwymi, ale skoro umiał je skategoryzować to chyba nie było tak źle, prawda? Cholerna dziewczyna z cmentarza, nie sądził, że będzie miała na niego taki wpływ.
- Po pierwsze… - zaczął więc nieco skołowany, ale póki była bliska to miał szansę to wygrać – to żadne małżeństwo. Nowa Zelandia to nie Las Vegas, tam się nie można hajtnąć tak po prostu. Po drugie, głównie po to, by macocha dała mi spokój, a po trzecie… Ty naprawdę myślisz, że ja nie widzę, że unikasz pewnych tematów? – uniósł brwi i położył się na macie obok niej. Nagle coś przyszło mu do głowy i uniósł się, by spojrzeć na nią bystro. – Dlaczego uważasz, że akurat o ciebie byłaby zazdrosna? – nie byłaby, bo przecież Minnie nie umiała myśleć i wiązać faktów, ale chciał usłyszeć od niej prawdę starą jak świat.
Coś ich łączyło, nawet jeśli było to zamiłowanie do krętactw i brak ułożenia o jakim wspomniała. Może i był absolutnym kretynem, który nie przeczytał w życiu zbyt dużo, ale obserwował ludzi potrafił i umiał wyciągnąć wnioski i stwierdzić, że komu jak komu, ale tej blondynce daleko od bycia ułożoną.
- Tak właściwie to co robisz dla pieniędzy? – usiadł na macie i zaczął rozmasowywać bolące miejsce. – Wiesz, wyglądasz na taką, która nawet mogłaby leżeć i pachnieć… albo być taką lalką Barbie – skrzywił się, już biedaczek miał traumę do tego typu dziewczyn i wcale nie dziwił się tym ekologom, którzy tak zawzięcie tępili plastik i poliester. Obiecał sobie bardziej wspierać Greenpeace, oczywiście jeśli znajdzie sposób na wspieranie tej przeklętej organistki. Myśl globalnie, działaj lokalnie – ktoś mu tak kiedyś wyłuszczył i postanowił wziąć to sobie do serca.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zrobiła minę z serii tych przesadnie urażonych, by była faktycznie urażona. Mimo to szła w tą swoją małą grę aktorską i nawet szturchnęła go delikatnie w tors, bo z uwagi na ich pozycję, niekoniecznie miała możliwość wymierzyć cios w jakieś inne miejsce.
- No wiesz? Nie jestem kobietą bez serca i skrupułów - zauważyła, kręcąc głową na boki. Mogłaby pociągnąć to przedstawienie, ale chyba bardziej zainteresowały ją jego kolejne słowa. - Jak to wyszła? Z grobu? - trochę sobie z niego żartowała, nie da się ukryć, ale brzmiało to jak niecodzienna anegdota, poza tym o wiele przyjemniejsza, niż dywagacje dotyczące jej ewentualnych wyrzutów sumienia. Ponownie pokręciła głową na boki, słysząc tą jego autoreklamę. Nie ma co, chodzący obraz skromności w ludzkiej skórze!
- Nie wierzę, że takie panny jeszcze istnieją - postanowiła stanąć w obronie swojej płci, nawet jeśli niekoniecznie dobrze z jej przedstawicielkami się dogadywała. No, ale mniejsza. Poza tym mimo, że komplement był niezwykle przyjemny, przewróciła oczami. Nie dlatego, że go nie doceniała, a dlatego, że chyba nie chciała robić sobie nadziei, że faktycznie ktoś mógłby tak o niej myśleć. - Daj spokój, RIchard... jestem najmniej skomplikowaną kobietą na świecie, taki basic, tylko próbuję sobie dodać polotu - podsumowała, ujmując sobie z typową dla siebie, żartobliwą manierą. Nie chciała zarzucać poprzeczki wyżej, niż mogłaby doskoczyć, bo potem to na jej barki spadłyby winy za rozczarowania, których przecież nie chciała wywołać.
- Ale ta panna sprzed chwili mówiła o małżeństwie - przypomniała, skoro już się tłumaczył. Niby nie jej sprawa, ale jednak nie potrafiła sobie tego tak po prostu odpuścić. Może to jej wrodzona ciekawość, może była wścibska, a może faktycznie interesowało ją życie Richarda? Cóż, możliwości było całkiem sporo. - Tak, tak właśnie myślę - przyznała mu nieco bezczelnie i żeby na tym się nie zawiesili, zaraz płynnie przeszła do kolejnej kwestii. W pierwszej chwili obdarzyła go sugestywnym spojrzeniem, jakby chciała zachęcić do ocenienia sytuacji, w której się znajdują, a następnie prychnęła. - Bo chwilę temu jakiejś pannie zasugerowałeś, że jestem twoją żoną, nie nie wiem, tak zgaduję - przewróciła oczami, ale zaraz uniosła brew do góry i posłała mu dość cwaniackie spojrzenie, zdradzające, że zamierza sobie z niego pożartować. - Na jaką odpowiedź liczyłeś, hmmm? - była bezczelnym wrzodem na dupie. - Och Richardzie, będzie o mnie zazdrosna, ponieważ wszyscy widzą, jak na siebie patrzymy i już teraz nie możemy przestać o sobie myśleć - zaszczebiotała słodko, grając mu na nosie. Potrafiła być mendą, ale w większości sytuacji było to jej systemem obronnym. Poza tym... Takie żarty też odwracały uwagę od kwestii, których poruszać nie chciała. Szkoda więc, że Richard tak się na nie uparł.
- Nic na co byś liczył - prychnęła w odpowiedzi, ale uznała, że jeśli i na to pytanie nie odpowie, to źle się to skończy. Tajemniczość powinna mieć swoje granice, a przy tym... jeśli odpowie, to być może jego ciekawość zostanie całkowicie, z uwagi na jej profesję, zaspokojona. - Jestem dziennikarką śledczą - wyjaśniła więc nieco obojętnie. - Jeśli liczyłeś na agentkę specjalną, to wybacz... mówiłam, typowy basic - wzruszyła ramionami, zerkając na niego wyczekująco, bo w zasadzie... długo już tak tkwili w dość dwuznacznej pozycji.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Sam nie wiedział o co chodzi z Pearl, bo właściwie ładnych kobiet miał w życiu na pęczki i niektóre całkiem na wyciągnięcie dłoni (myślał o nich ciepło, zwłaszcza ze względu na to wyciąganie), ale to ona była dziewczyną, której chciał opowiadać o rzeczach tak niedorzecznych jak cmentarna znajomość. Może dlatego, że ta ich niby przyjaźń łamana na pocałowałem cię sama w sobie była dość dziwaczna i obfitująca w tak absurdalne sytuacje, że był praktycznie pewny, że za chwilę sufit im się zwali na głowę albo na salę treningową wybiegnie dinozaur. Ta dziewczyna dbająca o groby była więc w porównaniu do tego całkiem normalnym przeżyciem, ale wymagającym uwagi. Rzadko bowiem zdarzało się, że Dick był taki refleksyjny.
- Mniej więcej. Nie słyszałaś może o jakiejś dziwnej organistce? Szwenda się jak zombie po cmentarzu i na dodatek jest taka… Opowiedziałem jej historię swojego życia, więc na pewno czymś mnie okadzała! – teraz to do niego doszło i uśmiechnął się triumfalnie, powracając już całkiem do swojej obecnej randki czy też treningowej koleżanki, która na dodatek wspinała się na wyżyny skromności.
Nieudolnie. Jak ją znał – a zaliczyli przecież drugą bazę niejeden raz – to sądził, że nie jest osobą, która się nie docenia. Może i miała kamuflaż jak większość ludzi, ale przecież nie zakryli jej wszystkich luster w domu, a wizualnie była do schrupania i czasami nachodziły go całkiem niecne myśli, które próbował odsunąć, by zachowywać się jak dżentelmen.
- W sumie skomplikowane kobiety są okropne. Brrr – aż się otrzepał. – Już takie podstawowe są gorsze od rozwiązania całki czy czegoś w tym rodzaju. Zaś te niby trudne to jest jakiś kosmos – uśmiechnął się niewinnie i bardzo w stylu biednego Richarda, który zmagał się ze zrozumieniem kobiet. Gdy mu zależało to umiał zgrywać całkiem dobrze misia, którego chciało się aż przytulić do piersi. Polecałby takie rozwiązanie w przypadku Pearl, oczywiście.
Która musiała drążyć sprawę Minnie i tego pożal się, Boże, ślubu. Gdyby tylko mógł odwrócić wzrok i udać, że cała ta historia nie miała miejsca albo przynajmniej uznać, że to jakaś zabawna anegdotka w stylu ducha na cmentarzu, ale nie było to takie proste. Nawet jeśli dziewczyna żartowała z tego w najlepsze to czuł się jak nie przymierzając na spotkaniu z groźnym krokodylem różańcowym. Niewiele wiedział o takowych, ale znał się na tyle, by czuć, że chwila nieuwagi, a może nie mieć nogi. Wprawdzie tutaj nie sądził, że go laska pogryzie, ale chętnie osłoniłby klejnoty.
- Bo oni wszyscy naprawdę myślą, że wziąłem ślub, ale ta dziewczyna… obraziła się, bo zwyzywałem ją od płytkich idiotek. Nie jestem święty i może powinienem być bardziej delikatny, ale ona – stwierdziła, że utrata dziecka i brak ojca to nic takiego i nie powód do tego, by nienawidzić świąt – nieważne, rzecz w tym, że ja naprawdę TERAZ chcę się z tego wyplątać – skończył, doprawdy rzadki moment, gdy można było obserwować całkowicie zakłopotanego Richarda w naturze. Zapewne ta chwila trwałaby dłużej, ale jej odpowiedź sprawiła, że nie wytrzymał i postanowił sprawdzić, gdzie to bezczelne dziewczę ma łaskotki.
Sprawdzić, rzecz jasna, w sposób empiryczny, bo zaczął ją szturchać pod biustem w formie żartu.
- Niech będzie zazdrosna o coś konkretnego, nie? – i gdyby nie ta pieprzona, poważna rozmowa, którą sam zaczął to trwałoby to znacznie dłużej. Przestał jednak i kiwnął głową, gdy wspomniała o swojej profesji, Klocki wreszcie zaczęły się układać w jedną całość i mógłby przysiąc, że nawet mu się to podoba, bo z agentami raczej nie chciał mieć do czynienia poprzez swoje epizody z narkotykami, a dziennikarka brzmiała na osobę, z którą mógłby czasami się umówić.
Zaś na jej kolejną powtórzoną frazę o byciu podstawową aż musiał przewrócić oczami i pochylić się nad nią.
- Lubię basicowe ciuchy, wiesz? To pierwsza alejka do której zmierzam w sklepie – i nie chciał brzmieć zbyt obcesowo, ale skoro się tak uparła to dobrze, niech sobie będzie najmniej skomplikowaną istotą na świecie, a on będzie dalej trwał w absolutnym zachwycie, który teraz potęgował jej zapach bądź przyśpieszone bicie serca, które słyszał tak wyraźnie. W takich chwilach mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że można zatrzymać czas, a przynajmniej bardzo chciałby, bo powoli, zupełnie z zamysłem pocałował jej podbródek, policzki i bardzo leniwie sięgał do ust, gdy usłyszał głośny alarm.
Paliło się, waliło, może to jakaś pieprzona burza?
Jak zawsze wszystko jednocześnie i to w chwili, gdy wreszcie coś zaczynało się układać. Jak tak dalej pójdzie to napisze książkę pod tytułem Niesamowite przygody z Pearl.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zmarszczyła nieco czoło, nie dbając o to, że z taką miną nie było jej do twarzy. Skoro Dick sobie nie żartował, to faktycznie zaczęła się zastanawiać, czy zna kogoś pasującego do jego opisu, a z uwagi na miłość do plotek, jak i zawód, szybko powiązała fakty.
- W sumie to znam... dziwna dziewczyna, ludzie mają ją za przeklętą... w sumie sama nie chciałabym mieć z nią nic wspólnego, podobno gadasz z taką i długo nie pożyjesz - wyszczerzyła się, sugerujący tym samym, że Richard tamtym spotkaniem uruchomił już sobie licznik, który zbliża go coraz bardziej do rychłego końca.
- Hoho... teraz tak mówisz, a jak przyjdzie co do czego, to się słyszy, że facet to łowca i nie można od razu odsłaniać wszystkich kart - przewróciła oczami. Tak naprawdę niewiele wiedziała o tajemnicy, która tkwiła za szczęśliwymi związkami, gdyż... nigdy żadnego nie przeżyła i nie zapowiadało się, ale lubiła sobie gadać, często nawet wtedy, gdy na tapecie był temat, o którym nie miała specjalnie dużo pojęcia. Pewnie dlatego tak śmiało zabierała głos w sprawie małżeństwa Richarda, które małżeństwem do końca nie było z tego, co opowiadał. Skomplikowana historia, którą każde jego tłumaczenia komplikowały jeszcze bardziej. Aż parsknęła w odpowiedzi na nową serię informacji.
- Nie no, obraziła się za coś takiego? Dziwne... - nie szczędziła ironii, która sączyła się z każdego słowa w sposób tak dosadny, że nawet najbardziej niedomyślna osoba by ją wyczuła. - Kiepski jesteś w komplementy, też bym się na ciebie obraziła na jej miejscu - niestety Pearl wiedziała tyle, ile jej powiedział, więc kim by była, gdyby od razu stanęła tutaj po jego stronie? Poza tym ewidentnie coś mieszał, nie dało się tego ukryć i chyba lubiła takie niezbyt jasne układy, bo cała historia z małżeństwem właśnie takim trąciła. - A nie myślałeś, żeby... no nie wiem, powiedzieć wszystkim, że to był błąd i elo? - najciemniej pod latarnią, prawda? Mogłaby nawet kontynuować, ale kiedy zaczął ją łaskotać, zaraz drgnęła niepewnie i pewnie też oberwało mu się przy tym w łydkę bądź udo, bo nie panowała nad ruchami własnych nóg.
- Nie bawię się w trójkąty miłosne - odpowiedziała bezpośrednio, bo niestety, ale od tych wolała trzymać się z daleka. Nie chciała być wykorzystywana, nie chciała by jakaś panna wylała na nią kawę na mieście, albo, żeby do jej rodziców dotarło, że jest ladacznicą, chociaż pewnie to już do nich docierało i dlatego pani C. odzywała się do córki jedynie kilka razy w roku sama z siebie. Tylko, że najwyraźniej Dick miał jej słowa za nic, bo zaraz poczuła jego usta na swojej brodzie, potem na polikach. Zaskakiwało ją to, jak bezpośredni był w takich gestach, nie wahał się wcale, ale nim zareagowała jakkolwiek, usłyszała alarm i ten zadziałał jak impuls. Uniosła się, popychając go, więc musieli oboje się podnieść.
- Wstawaj, Romeo, nie planuję tutaj zginąć - oznajmiła podnosząc się, ale zamiast iść do wyjścia, rozejrzała się najpierw. Takie zboczenie zawodowe, kiedy w ramach niebezpieczeństwa szuka się przyczyny, a nie ratunku. - No i mówiłam serio, nie chcę być kolejną łatwą panienką - dodała jeszcze obracając się przez ramię. Może nawet zapomniała, że Dick jest strażakiem, bo zamiast poprosić go o sprawdzenie budynku, machnęła dłonią w stronę wyjścia. - Idź na zewnątrz, ja sprawdzę, czy nikt nie został - bohaterka bez peleryny po prostu. To nie tak, że chciała robić z siebie gwiazdę filmu ratunkowego, po prostu... nie myślała nigdy za dużo i zawsze, ale to zawsze chciała sprawdzić, gdzie leżało źródło każdego zamieszania.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
przepraszam za covidową jakość :C

- Czyli spotkałem jakąś miejscową czarownicę i od tamtej pory prześladuje mnie fatum? Ma to sens – i wybuchnął śmiechem, choć poczuł pod skórą jakieś nietypowe mrowienie, zupełnie jakby pamięć spłatała mu figla i nakazała powrócić do tego jedynego poślizgnięcia, gdzie własne święta pokolorował na biało i od tamtej pory wszystko szło nie tak. Naprawdę chodziło o tę dziwną dziewczynę z cmentarza? Chyba wolałby uwierzyć w najbardziej niedorzeczne wyjaśnienia jak retrogradacja Merkurego niż w fakt, że po prostu był popsuty.
A był i widział już powoli w jej oczach, że całym tym wyznaniem stracił bezpowrotnie szansę na jej sympatię, co też zakuło go niespodziewanie, bo nie spodziewał się nigdy, że będzie zależeć mu na tego typu dziewczynie. Zabolało jednak i zdał sobie sprawę, że to jedno z uczuć czy emocji, które zechce przeżywać całkiem na trzeźwo, gdy już dojdzie do siebie albo… (paradoks!) będzie mógł wreszcie zrzucić z siebie maskę zimnego sukinsyna, którego właśnie jej prezentował.
- Faceci to wzrokowcy. To jest dość proste, Pearl – rzucił, ale był niesamowicie zamyślony i może dlatego już nie nadążał za całą tą konwersacją. Szło mu dobrze do momentu spotkania tej cmentarnej cizi. Taka święta się wydawała, Biblia i te sprawy! Może nie potrafił jednak przyznać się sam przed sobą, że wcale nie chodziło o słowa reporterki śledczej, ale o sam fakt odrzucenia, który trochę przypominał mu dawne czasy.
Póki był bogatym dzieciakiem z kieszeniami wypełnionymi kokainą to można było go wielbić, zaś potem stawał się już tylko nieciekawym tłem i szeregiem właśnie popełnianych w biegu błędów.
- Kolejny do listy – podsumował więc gorzko i wzruszył ramionami. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś dla kogo chciał się zmienić sam uwiąże mu na szyi wielki głaz i wrzuci go prosto do jeziora albo do innej głębokiej toni. Nie do oceanu, bo ten zawsze wypychał na powierzchnię, a Richard Remington czuł, że wolno opada na samo dno i nie jest w stanie nawet się poruszyć, by spróbować zaczerpnąć świeżego powietrza.
A może tym właśnie posunięciem całkowicie głupim i bezsensownym była próba zasmakowania jej warg, gdy powiedziała mu, że nie bawi się w trójkąty. Dla niej mógłby porzucić w kąt bardziej niebezpieczne zabawy niż nawet wielokąty, więc uśmiechnął się niemal smutno, gdy nie udało mu się (ponownie) dotrzeć do jej ust i serca.
Zanim jednak zdążył jej wyjaśnić wszystko, a może przynajmniej postarać się znowu walczyć z wiatrakami wzywały go obowiązki. Jak automat więc ruszył z miejsca i złapał ją za nadgarstek.
- To ja tu jestem pieprzonym strażakiem. Ty idziesz do wyjścia i jesteś bezpieczna – i tym razem na moment wrócił stary Dick, pewny siebie, bezczelny, a przede wszystkim skupiony na tym co wkrótce miało okazać się niegroźnym pożarem.
Gdyby był bardziej tandetny to stwierdziłby, że za to w ogniu stanęło jego serce, ale przecież nie był aż tak kiczowaty i oczytany, więc po prostu zabrał samochód, swoją chęć zaimponowania Pearl Cambell i powrócił do domu, gdzie wprawdzie nie czekała na niego żona, ale całkiem gościnna whisky.

koniec <3
pearl campbell
ODPOWIEDZ