studentka na urlopie dziekańskim — bezrobotna
20 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Miała wspaniałe plany związane z przyszłością, miała zostać inżynierem biomedycznym, jednak jeden głupi błąd zniweczył wszystkie plany. Zrezygnowała ze studiów, wróciła do domu, do rodziców z podkulonym ogonem. Nie wie co będzie dalej z jej spieprzonym życiem, co powie znajomym, sąsiadom i reszcie rodziny, kiedy będzie widać prawdziwy powód jej powrotu do domu...

Minął miesiąc, odkąd wróciła do domu i rozmawiała z rodzicami. Nie potępili jej, nie wstydzili się jej, nie tłumaczyli, ani nie doradzili w tym, co powinna zrobić. Powiedzieli tylko, że będą ją wspierać w każdej decyzji, jaką podejmie. Była przecież dużą dziewczynką, powinna brać odpowiedzialność za swoje czyny. Tylko największy problem był tym, że wszystko działo się bez jej wiedzy. Nie miała pojęcia, kto mógłby być potencjalnym ojcem, a nikogo nie chciała oskarżać. Zresztą, co by to dało? Kogo miała atakować? Przecież mogli powiedzieć, że sama chciała, że się upiła i teraz szuka kozła ofiarnego. Mogła powiedzieć wszystko, tak samo, jak oni. Słowo przeciwko słowu, wino rozlane na biały obrus, a plama została. Koniec, kropka, koniec pieśni.

Nie mogła sobie poradzić, buzowało w niej mnóstwo emocji. Raz miała ochotę rzucać wszystkim, co tylko wpadło jej w ręce, drugi raz miała ochotę skoczyć z wodospadu, by mieć to wszystko z głowy, a trzeci raz zwijała się w kulkę i wyła w poduszkę tak długo, aż zasypiała ze zmęczenia. Chodziła niczym robot, wykonując machinalnie proste czynności, a rodzice próbowali ją pocieszać, jak tylko potrafili najlepiej. Niestety, bezskutecznie. Jak miała się cieszyć? Los zgotował jej samotne macierzyństwo w wieku dwudziestu lat, bez jakiegokolwiek doświadczenia, bez wykształcenia i bez możliwości znalezienia dobrze płatnej pracy, dzięki której będzie w stanie wychować dziecko w godnych warunkach. Miała też dwie inne opcje. Mogła je zabić i do końca życia spoglądać na siebie oczami morderczyni bezbronnych istot, a mogła je komuś oddać, do końca życia zastanawiając się, czy dziecku nie dzieje się krzywda, czy o nie dbają, czy leży głodne i zapłakane. Przewalone po całości.

Jedyne co przyszło jej do głowy to wycieczka rowerowa. Wzięła więc swój stary, ale wciąż w świetnej kondycji jednoślad, wsiadła na niego i ruszyła, a kiedy zajechała do Cairns, zgłodniała i zamówiła sobie burgera z colą. Bar nie wyglądał zbyt zachęcająco, no ale jak się nie ma po drodze nic lepszego, a w brzuchu burczy, nie można mieć wyrafinowanego podniebienia. Postawiła rower na nóżce, zjadła burgera i sącząc colę stwierdziła, że nie wie co zrobić. Nie chciała być matką, a przynajmniej nie teraz, nie chciała go zabijać, ani oddawać. Nawet nie zorientowała się, kiedy łzy poleciały jej po policzkach, a później już nawet ich nie ukrywała, tylko pozwalała, by spływały strumieniem w zmiętą i brudną serwetkę, robiącą się coraz bardziej mokrą...
Ryan Hillbury
powitalny kokos
pączek#2117
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
10.

Brak pracy trochę ją dobijał. Może gdyby nie była w sytuacji, kiedy nie ma co włożyć do garnka i jest zupełnie sama, byłaby zmuszona do przyjęcia jakiejkolwiek oferty, ale w tym wypadku wybrzydzała. Tego dnia miała umówioną rozmowę w jednej z większych firm w Cairns, ale od samego początku miała wrażenie, że to nie ma żadnego sensu. Miała zbyt mało doświadczenia zawodowego na to stanowisko, a do tego wielką dziurę w życiorysie, którą spowodował kilkumiesięczny wyjazd i zwiedzanie Europy za pieniądze ze zbyt dużego odszkodowania za, tak naprawdę, mały wypadek w poprzednim miejscu pracy.
Rozmowa skończyła się późnym popołudniem, a Ryan zaliczyła jeszcze kilka sklepów, które miały trochę szerszy asortyment niż te w Lorne Bay i wsiadła do pożyczonej od taty Toyoty w drogę powrotną do domu. Odpaliła swoja podróżniczą playlistę ze Spotify i śpiewała na cały głos, ale dalej niezupełnie poprawiło jej to humor, za to szyld przydrożnej knajpy z barem już bardziej! Ryan była świetnym kucharzem, doszkalała się w rodzinnej restauracji, więc mogłaby oceniać jedzenie jako krytyk kulinarny i z miejsca nie nazwałaby tej knajpy wartą spróbowania, ale zaparkowała na podjeździe i weszła do środka, bo miała straszną ochotę na tłustego burgera, z całą masą soli i jeszcze coś bardzo słodkiego!
Z umiarkowanym uśmiechem podeszła do baru, wybierając swoje zamówienie z karty, wzięła do ręki numerek i zaczęła szukać wolnego stolika. Przy większości ktoś siedział, mignął jej pusty tuż przy toaletach, ale tam jeść nie chciała, podeszła więc do samotnie siedzącej dziewczyny, która nie wyglądała jakby na kogoś czekała. - Mogę się przysiąść? Wszędzie jest zajęte, a ci faceci nie wyglądają zachęcająco - pokazała ruchem głowy na kąt, w którym siedzieli mężczyźni, których oceniłaby na bandziorów. Co prawda ocenianie po wyglądzie nie było wcale rozsądne, ale była dziewczyną, wiedziala jak się może skończyć brak uprzedzeń. - Wszystko w porządku? - zmarszczyła brwi, a w tym momencie kelner postawił na stoliku jej napój i koszyk ze sztućcami, więc brak odmowy ze strony dziewczyny uznany był chyba za zgodę.

Salome Villanueva
przyjazna koala
my name is jeff
studentka na urlopie dziekańskim — bezrobotna
20 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Miała wspaniałe plany związane z przyszłością, miała zostać inżynierem biomedycznym, jednak jeden głupi błąd zniweczył wszystkie plany. Zrezygnowała ze studiów, wróciła do domu, do rodziców z podkulonym ogonem. Nie wie co będzie dalej z jej spieprzonym życiem, co powie znajomym, sąsiadom i reszcie rodziny, kiedy będzie widać prawdziwy powód jej powrotu do domu...

Siedzenie w samotności wydawało się jej dobrym pomysłem, nie musiała jeszcze wracać do domu, jednak prędzej czy później bar zamkną, zrobi się ciemno i strasznie. Rodzice będą się martwić, a ci goście ze stolików obok wcale nie wyglądali na grzecznych klientów. Osobiście nie chciałaby ich spotkać późnym wieczorem. Miała tysiące myśli na minutę, a lód w napoju już dawno stopniał, przez co jej smak i tak dość mocno rozwodniony, stał się bardziej niż ohydny. Wstrętny, to dobre słowo.

Była na etapie planowania swojego życia, gdyby jednak postanowiła zostać matką. Wiedziała, że przez pierwsze miesiące ze wszystkim pomogą jej rodzice, a ona prędzej czy później, chciałaby dokończyć studia, o których tak marzyła, ale nie mogła zabrać niemowlaka do akademika, a dojeżdżanie do college'u zajmowałoby sporo czasu, więc jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji było zostawić potomka z dziadkami, którzy, chociaż już nie byli pierwszej młodości, to na pewno mogła na nich liczyć we wszystkim, ale z drugiej strony nie chciała obarczać ich na nowo wychowywaniem dziecka, bo przecież swoje już odchowali, dlaczego mieliby się teraz poświęcać dla wnuka? Przez głowę też przeszła jej myśl, żeby rzucić studia i znaleźć pracę, jakąkolwiek, choćby na zmywaku czy sprzątaniu hoteli, gdy z zadumy wyrwał ją głos. Z początku myślała, że jakaś obsługa podeszła zapytać, czy potrzebuje czegoś jeszcze.

- W zasadzie poproszę jeszcze frytki i lody, duże o ile są - rzekła machinalnie, zupełnie nie ogarniając, że nikt do niej nie podchodził, by zapytać, czy jedzenie jej smakuje. To nie była czterogwiazdkowa restauracja, tylko budka kreująca się na kształt ładnej knajpki dla głodnych i spragnionym podróżników. Zamrugała parę razy i dopiero po chwili zorientowała się, że usiadła koło niej jakaś blondynka. Ładna, wesoła dziewczyna, z mnóstwem planów i świeżą głową do ich realizowania, a nie taki wrak jak Salome. Nie przeszkadzało jej to, że się dosiadła, bo tamci faceci nie wyglądali na przyjaznych, jak zdążyła wcześniej zauważyć.

- Powiedzmy, że jest okej - odparła, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho i delikatnie przygryzając dolną wargę. - Cola zupełnie straciła smak... - dodała, jakby to był największy problem świata. Wytarła łzy z twarzy i cieknący, czerwony nos. - Jestem Salome - przedstawiła się, po dłuższym milczeniu. Dzieliły jeden stolik, więc wypadało się przedstawić. Była ciekawa czy kelner usłyszał zamówienie o frytkach i lodach, bo w zasadzie nie najadła się tym burgerem. Musi przecież jeść za dwoje...
Ryan Hillbury
powitalny kokos
pączek#2117
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
- Powiedzmy - powtórzyła po niej. Kim była, żeby wtrącać się w życie obcej dziewczyny w podrzędnym barze? Może gdyby sama kilka dni temu nie została zagadana w barowej toalecie przez kompletnie nieznaną jej kobietę, wcale by się nie dosiadła, widząc łzy na czyjejś twarzy. Niektórzy musieli wypłakać się w samotności, coś ją jednak tknęło. Gdyby chciała ukrywać się ze swoim smutkiem, nie siedziałaby pewnie w pełnym ludzi barze. - Och, to jedna z najgorszych rzeczy, możesz się napić mojej, zaraz zamówię drugą - przesunęła swoją szklankę w stronę dziewczyny, szukając już wzrokiem kelnera, który i tak miał pewnie zaraz wrócić z jej zamówieniem. - Ryan, miło mi - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Może to nie była najlepsza rzecz, jaką mogłaby pomyśleć, ale fakt, że ktoś źle znosi, cokolwiek dzieje się u niego w życiu, był w pewnym sensie pokrzepiający dla Hillbury. Owszem, dalej miała na głowie całą masę problemów i przemyśleń, bo nie podjęła jeszcze żadnej decyzji co do ciąży, a przecież miała ona zaważyć o jej całym życiu, ale skoro ktoś postanowił dać się jej wygadać, ona mogła zrobić to samo dla Salome.
- Poprosimy jeszcze jedną colę - powiedziała do kelnera, kiedy ten postawił przed nią talerz z burgerem, a przed jej towarzyszką frytki i lody. - O, dla mnie też lody. Śmietankowe z polewą czekoladową, jeśli macie - dodała, bo miała teraz ochotę na wszystko, co niezdrowe, a dzięki temu nie będzie musiała się zatrzymywać po drodze do domu w sklepie. - Nie może być tak źle jak myślisz. Zawsze jest jakieś wyjście - absolutnie nie miała pojęcia co dręczy dziewczynę, ale wiedziała przynajmniej, że zadręczanie się i nadmierne myślenie o swoich problemach nie jest akurat żadnym rozwiązaniem. Ciężko było co prawda o nich nie myśleć, ale jeśli tylko mogła ja jakoś rozproszyć, chociaż na te kilka chwil, kiedy razem siedziały w jakimś zapyziałym barze, czemu nie spróbować? Zawsze wolała skupiać się na niepowodzeniach innych ludzi i słuchać, niż opowiadać o sobie, może dlatego tak ciężko jej było porozmawiać z kimkolwiek o dręczącym ją dylemacie, chociaż i rodzice, i Bowie, i jej przyjaciele z pewnością próbowaliby jej pomóc.

Salome Villanueva
przyjazna koala
my name is jeff
studentka na urlopie dziekańskim — bezrobotna
20 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Miała wspaniałe plany związane z przyszłością, miała zostać inżynierem biomedycznym, jednak jeden głupi błąd zniweczył wszystkie plany. Zrezygnowała ze studiów, wróciła do domu, do rodziców z podkulonym ogonem. Nie wie co będzie dalej z jej spieprzonym życiem, co powie znajomym, sąsiadom i reszcie rodziny, kiedy będzie widać prawdziwy powód jej powrotu do domu...

- W zasadzie jest do dupy, ale szkoda gadać - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Nie miała nic przeciwko rozmowie z nieznajomą o prywatnych sprawach. Nic jej przecież nie groziło, nie znała jej, a przeciętne życie takiej Salome nie było godne uwagi na tyle, by wysyłać za nią dziennikarkę pod przykrywką w celu wyciągnięcia informacji o prawdziwym powodzie jej zawieszenia studiów. Cieszyła się zatem, że zmieniła temat na całkiem przyziemny i jednocześnie była zaskoczona wspaniałomyślnością dziewczyny. Odruchowo sięgnęła do portfela, chcąc oddać jej za napój i podsunęła jej monety. - Dziękuję, ale gorsze od coli bez smaku jest chyba tylko ciepła cola - starała się podtrzymać rozmowę, żeby nie wyszło niezręcznie. Może to dziwne, ale wzbudziła w Salome jakieś zaufanie. Była pogodna, uśmiechnięta i wewnętrznie brunetka czuła, że powierzone jej tajemnice zostaną zatrzymane dla siebie, ale być może Villanueva za bardzo wierzyła ludziom i była zbyt naiwna. - Mnie również miło - odwzajemniła uśmiech i zwróciła wzrok na kelnera, który niósł dla niej frytki i lody, a zaraz do Ryan, idącą jej śladem. Jak się tuczyć to wspólnie, w końcu solidarność tkwi w jajnikach. - Ryan to chyba męskie imię, nie? Oczywiście, bez urazy, nie znam się na rodzajnikach imion, to zupełnie jak Taylor i Taylor, ale zawsze jak słyszę imię Ryan, na myśl przychodzi mi tylko Reynolds, ten aktor z USA, który jest mega przystojny - paplała jak najęta, ale też niezwykle ciekawa wyboru imienia przez rodziców nowo poznanej koleżanki.

Upiła trochę coli, żeby dać sobie czas na odpowiednią odpowiedź. Blondynka miała rację, że zawsze jest jakieś wyjście, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Nagle poczuła przemożną chęć wygadania się przed kimś. Nie miała nic do stracenia, a może takie wylanie z siebie wszystkich żali pomoże jej choć odrobinę zrzucić z siebie ciężar? Miejsce może i nie zachęcało do zwierzeń, ale liczyło się towarzystwo, a nie otoczenie, nawet jeśli osoba była całkowicie obca.

- Co w sytuacji, kiedy wyjścia są trzy i każde z nich sprawi, że przez całe twoje życie będziesz patrzeć na siebie w lustrze z obrzydzeniem? Ja tak mam, jakąkolwiek decyzję podejmę, zawsze jest jakieś ,,ale'', które mnie powstrzymuje przed jej ostatecznym wykonaniem - westchnęła ciężko, bawiąc się słomką, zaraz jednak wzięła się za frytki i maczając je w lodach, ze smakiem zajadała. Pewnie wyglądało to dziwnie, więc w ramach wyjaśnienia rzuciła trzy słowa. - Jestem w ciąży.
Ryan Hillbury
powitalny kokos
pączek#2117
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
- Wiesz co jest jeszcze gorsze? Kiedy zamawiasz colę, a dostajesz pepsi - pokiwała poważnie głową, chociaż to wcale nie była najgorsza z rzeczy na świecie. Owszem, dość nieprzyjemnie było dostać coś, czego się nie zamawiało, bo to nie był ten sam produkt i według Ryan różnica była wyraźnie wyczuwalna, ale powiedziała to raczej, żeby trochę rozluźnić dziewczynę taką rozmową o wszystkim i o niczym jednocześnie. Miała wrażenie, że czasem drążenie tematu jest mniej pomocne, niż jego kompletna zmiana, a przecież dopiero się przysiadła. Spojrzała na monety z lekkim uśmiechem i zostawiła je w tym samym miejscu - kelner będzie musiał się ucieszyć, bo to jego napiwek. Całkiem dobrze się składało, bo Ryan nie lubiła nosić przy sobie gotówki i płaciła raczej kartą. - Co? - parsknęła śmiechem, dobrze, że zdążyła przełknąć wcześniej swoją frytkę, bo chyba od przedszkola nie słyszała podobnego komentarza na temat swojego imienia. - Mnie się Reynolds nie podoba, myślę, że jestem ładniejsza - z udawaną wyższością odrzuciła włosy na plecy, jakby była wcieleniem Mean Girls. - Moja siostra ma na imię Bowie, rodzice chyba po prostu mieli taką fantazję - wzruszyła ramionami, bo już od dawna się nad tym nie zastanawiała. Przynajmniej jak ktoś wołał jej imię to nie odwracało się pięć dziewczyn. - Ale Salome chyba też takie niespotykane, brzmi trochę... żydowsko - tak się jej przynajmniej zdawało, a skoro już zaczęła o imionach, to Ryan kontynuowała ten temat.
- Okej, brzmi mocno, ale wątpię, żebyś musiała na siebie patrzeć z obrzydzeniem. Pewnie jest jakieś czwarte - zmarszczyła brwi, bo nie chciała na dziewczynę naciskać, ale ciężko jej było coś więcej powiedzieć, kiedy nie wiedziała jak bardzo poważny był jej problem. Ludzie często mieli przecież tendencję do wyolbrzymiania, kiedy czuli się bezsilni. - O - nie połączyła ciąży z frytkami w lodach, tylko z tym, co Salome powiedziala wcześniej. - Okej, to w ten sposób... - nie wiedziała trochę co powiedzieć więcej, wręcz zabrakło jej języka w gębie, więc wgryzła sie w swojego burgera, dając sobie czas na wymyślenie czegoś mądrzejszego.

Salome Villanueva
przyjazna koala
my name is jeff
ODPOWIEDZ