Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
joy turner

To akurat pod tym względem się różniły – Tahnee była tym typem człowieka, który lubił rzeczy sobie znane i nie przepadała za zmienianiem tego, do czego była przyzwyczajona. Może właśnie dlatego tyle czasu zajęło jej zrozumienie, że marnuje swoje życie przy Barcie i powinna w końcu spróbować sobie ja na nowo ułożyć? Bała się tego, bo przez te wszystkie lata czuła się, jakby… wybrakowana, tudzież że nikt inny jej nie zechce. Dopiero pewien wieczór, z pewnym panem – będący całkiem przypadkiem kumplem jej byłego narzeczonego – uświadomił jej, że cholera, ale wciąż jest całkiem atrakcyjną babką i powinna bardziej wierzyć w siebie. Richard dał jej porządnego kopniaka w tyłek, dzięki któremu postanowiła w końcu się zdecydować na to, o czym myślała od… kilku dobrych lat naprawdę. Rozstanie nie było łatwe, aczkolwiek na pewno wyjdzie jej to na dobre. Prędzej czy później.
Zabawne jak natywne języki są według niektórych niepasujące. Dla mnie to naprawdę nie do zrozumienia, ale cieszę się, że jest coraz więcej ludzi takich jak Ty, którzy mają otwarte umysły i się nie zgadzają na takie rzeczy. – Uśmiechnęła się do Joy. Wbrew pozorom Tahnee znała całkiem sporo aktywistów, którzy nie byli związani z Aborygenami, którzy walczyli z nimi ramię w ramię, żeby Tingaree pozostało Tingaree. Prawdą było też to, że istniało więcej, bardziej poważnych problemów, którymi władze miasta mogłyby się zająć, a nie nikomu nie przeszkadzającą nazwą dzielnicy rdzennej ludności tych ziem.
Słysząc „szantaż” Joy, uśmiechnęła się. W sumie to brzmiało jak całkiem niezła wymiana – pójdą na drinka, pogadają trochę o jej korzeniach… a potem się będzie jakoś ciągnęła ta ich rozmowa. Trzeba przyznać, że Walker nigdy wcześniej nie spoglądała na kobiety w taki sposób… no bo praktycznie całe życie spędziła z mężczyzną, więc nie miała jak się o tym przekonać. Po prostu.
Zgoda, pasuje mi ten układ – odpowiedziała, śmiejąc się lekko. – I jasne, poczekam. – Zupełnie normalnym było, że Joy chciała się pożegnać ze znajomą, więc Tahnee nie miała nic przeciwko.
Miejsce, o którym Walker mówiła znajdowało się może z piętnaście minut spacerem od galerii. Znajdowało się w jednej z bocznych uliczek. Po wejściu do środka przywitał ich lekki półmrok. Bar został urządzony w dosyć… intrygujący sposób. Było sporo regałów sięgających po sufit wypełnionymi książkami, które można było czytać, gdy sączyło się winko czy też drinka, były obrazy na ścianach przedstawiające… różne rzeczy (gdyby się dobrze rozejrzeć, to znalazłoby się nawet subtelne akty). Na barze znajdowało się urządzenie, które wyglądało jak jakiś przyrząd alchemiczny. Trochę taki misz-masz wszystkiego, trochę kiczu… jednakże ogólnie wyglądało dosyć klimatycznie i przytulnie.
Możemy usiąść bliżej baru, albo pójść do części gdzie się siedzi na dywanach i jest jeszcze bardziej klimatycznie, jakbyś się teleportowała do Indii. Co wybierasz? – zapytała, spoglądając na Joy.
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Tahnee Walker

Joy miała zupełnie inaczej. Lubiła odwiedzać nowe miejsca, doświadczać nowych rzeczy czy poznawać nowych ludzi. Oczywiście, starała się przy tym nie zaniedbywać starych znajomości, zwłaszcza, jeśli ktoś był dla niej ważny czy po prostu przypadł jej do gustu. Na dłuższą metę było to dość trudne, bo przecież jej doba była ograniczona i niestety przy zwiększaniu ilości relacji spadała jednak ich jakość. Póki co dawała sobie jednak z tym radę i nie doszła jeszcze do punktu, w którym dopadłby ją kryzys w tym temacie. Wręcz przeciwnie, wciąż pragnęła nowych wrażeń.
Lubiła różnorodność. Nie rozumiała, o co chodziło, gdy ktoś mówił, że coś tu nie pasuje. Tak, jak choćby te natywne języki i aborygeńskie nazwy. Gdyby wszystko było na jedno kopyto, to oznaczałoby dla niej nudę i monotonię, a za tym w życiu nie przepadała. Tym bardziej działania tutejszych władz w celu ujednolicenia nazewnictwa kompletnie do niej nie przemawiały.
Ruszyła wraz z Tahnee do wspomnianego przez nią baru. Gdy weszła, klimat ją nieco zaskoczył. Wysokie regały z książkami sprawiały wrażenie, jakby weszła do antykwariatu, a jednak gdzieś w głębi czaił się bar i dobiegał ją delikatny gwar rozmów. Dopiero Tahnee zwróciła jej uwagę na dywany i niskie stoliki. Nie była pewna, czy jej kościsty tyłek aby na pewno to wytrzyma, chyba wolałaby niskie pufy, ale z drugiej strony po kilku drinkach będzie mogła się położyć, prawda?
- Może zobaczmy najpierw, co oferują przy barze, a potem z drinkami poszukamy jakiegoś dywanu? - spytała z uśmiechem, po czym zrobiła tak, jak zaproponowała, czyli skierowała swoje kroki do baru. Tam dosyć szybko zdecydowała się na jakiegoś kolorowego drinka, po czym dała Tahnee czas na wybór czegoś dla siebie. - Więc, jesteś w stu procentach Aborygenką? - spytała uśmiechając się do niej, bo totalnie zaczęło ją to interesować.
christmas time
Joy
brak multikont
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Poznawanie nowych ludzi nie było taką złą opcją i Walker nie miała nic przeciwko – pod warunkiem, że reszta jej życia jest dosyć stabilna. Dotychczas zwykle jak gdzieś wychodziła to z Bartem i mieli wspólnych znajomych – zarówno tych starych, jak i nowych. Odkąd z nim zerwała… to trochę się posypało. Wiadomo, że duża część jego kumpli za nim trzymała. Nie licząc Dicka, który był po części „winowajcą” tego, że Tahnee zrozumiała, że marnowała sobie przy swoim byłym życie. Musiała po prostu jakoś się pozbierać, znaleźć pomysł na siebie i zacząć żyć. Pobycie singielką przez jakiś czas zapewne dobrze jej zrobi po tylu latach związku.
Różnorodność była piękna – Walker uważała, że dzięki temu świat był ciekawszy. Fakt, że różne kultury się ze sobą stykały, jednocześnie czerpiąc z siebie, wzajemnie się od siebie uczyć, był naprawdę świetny! Kobieta zawsze cieszyła się, gdy ktoś był zainteresowany Aborygenami, nawet jeśli sama była średnim autorytetem w tej kwestii, bo jednak wiele lat była wychowywana raczej „po australijsku”, czy jakkolwiek inaczej to w słowa ująć.
No jasne. Co byś nie zamówiła, to będziesz zadowolona, naprawdę są świetni. – Była pewna tego miejsca, bo dużo czasu tu spędzała, gdy już się wyrwała na jakieś spotkanie z koleżankami z policji. Od czasu do czasu babski wieczór nie zaszkodził, dlatego Walker postanowiła Joy zaproponować tę miejscówkę. Bo ma z nią związane same pozytywne wspomnienia. – Jagermeistera z colą, jak zawsze – poprosiła. Niektórzy uważają te połączenie za dziwne, jednakże Tahnee bardzo je lubiła. – Niestety, ale nie. Moja babcia była Aborygenką. Mój dziadek był Australijczykiem francuskiego pochodzenia. Moja matka nigdy zbyt dumna nie była ze swoich korzeni, nigdy niczego mnie nie uczyła. Po śmierci babci odziedziczyłam domek w Tingaree i od tamtej pory od lokalnej społeczności poznaję kulturę, język, wierzenia. Spotykamy się wieczorami przy ognisku i starszyzna się dzieli swoją wiedzą, to naprawdę magiczne momenty – powiedziała Tahnee, upijając łyk swojego drinka.

joy turner
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Czasem bycie singlem po tylu latach związku wcale nie przychodziło łatwo, człowiek nie potrafił się odnaleźć, brakowało mu bliskości i poczucia, że ma do kogo wracać, że jest przez kogoś kochany. Joy doświadczyła tego tuż po skończeniu swojego ostatniego, najbardziej poważnego związku w jej życiu, ale ostatecznie tylko przez chwilę. Szybko się odnalazła w nowej rzeczywistości - udało jej się wprowadzić do fajnego mieszkania z fajną współlokatorką, odnalazła nową pasję w hodowli roślinek, zabrała się za samorozwój... No, przynajmniej troszkę. Na początku był taki plan, czegoś spróbowała, coś jej nie wyszło, a do czegoś pewnie będzie chciała potem wrócić, ale póki co musiała skupić się nieco bardziej na ogarnianiu papierkowej roboty w cukierni, bo szef się nieco odkleił od rzeczywistości i zostawił jej biznes na głowie. Ale w tym też jakoś się odnalazła. Nawet na tyle, by móc od czasu do czasu wyskoczyć na jakąś imprezę - czy to do klubu, czy na wystawę do muzeum. No i proszę, nawet po wystawie w muzeum wylądowała na drinku. Jednak bycie singlem, co by o tym nie mówić, zazwyczaj dawało możliwość poświęcenia większej ilości czasu przyjaciołom i znajomym, i nawet nieco łatwiej było poznawać nowych ludzi.
- Często tu przychodzisz? - skoro tak zachwalała to miejsce, to chyba musiała je znać. Blondynka uśmiechnęła się, słysząc, jak - jej zdaniem - klasycznego wyboru dokonała Tahnee. Dla niej Jagermeister kojarzył się z mniej kameralnymi imprezami, a tanie podróbki tego likieru w różnych konfiguracjach pijała jeszcze za czasów szkoły, kiedy budżet bardziej ją ograniczał. - Kurde, to następne walimy Jagerbomby - zachichotała, czując, że ten wieczór będzie tylko ciekawszy. Słuchała uważnie opowieści Tahnee, ale jednocześnie skinęła głową w stronę niskich stolików z dywanami, sugerując, że - wedle wcześniejszego planu - mogą już kierować się w tamtą stronę. - O kurczę, to brzmi totalnie jak z filmu - ogniska z aborygeńskimi dziadkami pewnie skojarzyły jej się z filmami przyrodniczymi o afrykańskich plemionach. Ciekawa była, czy w Tingaree mają jakiegoś szamana z tatuażami, wielką biżuterią i przepaską na biodrach. To niesamowite, bo przecież mieszkała praktycznie tuż obok, do Tingaree mogła dojechać na rowerze. - Twoja babcia była bardzo... hmm, aborygeńska? To znaczy praktykowała kulturę, wierzenia i tak dalej, czy bardziej poszła w stronę białych, skoro wyszła za twojego dziadka? - próbowała sobie wyobrazić, jak mógł wyglądać taki aborygeński dom, czy był pełen suszków i plemiennych bibelotów, czy raczej był zwyczajny. - Często macie takie wieczory z ogniskiem? - jej drink był całkiem smaczny, ale mimo tego, że co rusz go popijała, ledwo zwróciła na to uwagę. Za bardzie zainteresowała ją rozmowa. Chciała wiedzieć wszystko.

Tahnee Walker
christmas time
Joy
brak multikont
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Dla Tahnee to było zdecydowanie dziwne uczucie, że już nie pisze do Barta z pytaniem kiedy się spotkają, jak się ma i tak dalej. Spędziła z tym człowiekiem całe swoje całe życie nie licząc kilku krótkich epizodów, gdy robili sobie od siebie „przerwy”. Tym razem jednak to był ostateczny koniec – Walker sobie obiecała, że do niego nie wróci, niezależnie od tego, jak bardzo by ją o to prosił. Owszem, przez rozstanie z nim trochę się jej znajomości posypało – w większości mieli wspólnych znajomych, a żeby być bardziej dokładnym – byli to znajomy Barta, głównie ze straży. No i wiadomo, trzymają sztamę z kumplem, do Tahnee się nie odzywają i jak któregoś spotka na mieście, to robi się niezręcznie. Nie licząc Remingtona, człowieka, który tak bardzo ją zaskoczył swoją osobą, że chyba bardziej się nie dało. Trzeba przyznać, że po nim się nie spodziewała, że będzie trzymać jej stronę. Ba! Był tym, który jej uświadomił i otworzył oczy, za co zapewne będzie mu wdzięczna do końca życia.
Różnie, w zależności od humoru, ale kiedyś wpadaliśmy tu dosyć często ze znajomymi – przyznała. Chyba wolała się Joy nie przyznawać, że ostatnio przesiadywała tutaj dosyć sporo w samotności, sącząc jakiegoś drinka i czytając przy tym książkę. I jak kiepsko to nie brzmiało, to Walker było naprawdę daleko do alkoholizmu. Raczej… potrzebowała tej samotności, by poukładać sobie wszystko w głowie. – Wiesz, że nie piłam Jagerbomby od czasu szkoły policyjnej? – rzuciła, zdradzając się przy tym swoją profesją. Wyszło to jakoś naturalnie i dopiero teraz sobie to uświadomiła. – Spokojnie, kajdanki zostawiłam w domu – zażartowała, unosząc przy tym ręce w obronnym geście. Dobrze, że niewinność Tahnee pod pewnymi względami sprawiała, że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogło to zabrzmieć… dwuznacznie. – Jest lepiej niż na filmach – przyznała. To co było pokazywane to tylko ułamek i na dodatek przerobiony na potrzeby produkcji. Na takich spotkaniach społeczności było zdecydowanie ciekawiej, magicznie… Nie potrafiła tego ująć. Walker nigdy nie była wierząca, duchowość nie była jej specjalnie bliska, ale podczas tych wszystkich ognisk, czuła się… że naprawdę się z tym wszystkim utożsamia. – Nie wiem, prawdę powiedziawszy. Umarła, zanim się urodziłam i dostałam po niej imię. I to raczej dziadek był bardziej… aborygeński, niż ona biała. Był antropologiem. – Niestety, matka Tahnee nie podzielała fascynacji ojca w tym temacie i dosyć szybko wyleciała z gniazda w Tingaree, by zacząć bardziej „zachodnie” życie. – Średnio raz w tygodniu, czasem częściej, czasem rzadziej. – Walker ugryzła się w język – już chciała proponować Joy wspólny wypad na takowe – była przekonana, że nikt nie miałby nic przeciwko – jednak miała wrażenie, że to mogłoby być trochę… natarczywe względem jej osoby.

joy turner
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Zmiany w życiu bywają trudne, czasem koniec związku wywraca wszystko do góry nogami, poniekąd tak chyba było trochę u Tahnee. Joy przez ten moment w życiu przeszła nieco lepiej - była zdecydowana, wiedziała, czego chciała, co zrobi ze sobą dalej, a także raczej nie straciła zbyt wielu znajomości. Jednakże, Tahnee mogła to też odebrać jako szansę. Mogła spróbować na nowo odkryć siebie, znaleźć nowe zainteresowania i poznać nowych ludzi. Jak widać, ostatnie już wprowadzała w życie, co zresztą bardzo pasowało Joy, bo i ona lubiła zawierać nowe znajomości i zatrzymywać w swoim życiu nowych, ciekawych ludzi. Co prawda nie znała Tahnee zbyt długo i nie wiedziała o niej wiele, ale jak na razie kobieta wydawała się osobą wartą zainteresowania.
- Ooo, jesteś policjantką? - była autentycznie zdziwiona, bo choć do tej pory nie zastanawiała się, co Tahnee może robić zawodowo, to jakoś się tego nie spodziewała. Nie było to jednak oceniające zdziwienie, bardziej pełne zafascynowania. Na wzmiankę o kajdankach zachichotała, ale zaraz teatralnie wygięła usta w podkówkę. - Och, nie zakujesz mnie? - to byłby dopiero ciekawy początek znajomości.
Kiwała głową, słuchając o rodzinie Walker, brzmiało to wszystko bardzo interesująco, choć pewnie gdyby była bezpośrednio zaangażowana w tę historię, to miałaby względem niej nieco inne odczucia. Zazwyczaj tak jest, że patrząc z boku rzeczy wyglądają zupełnie inaczej.
- O, to całkiem często - ponownie ją to zaskoczyło, bo wydawało jej się, że to jakieś specjalne wydarzenia, od święta, ale z drugiej strony - przecież to codzienność tych ludzi, więc dlaczego mieliby sobie oszczędzać? Zwłaszcza, że takie ogniska brzmiały dla niej superowo. Nie miałaby nic przeciwko temu, by Tahnee ją na jakieś wkręciła, ale może na to przyjdzie jeszcze czas.
Skończyła drinka, a ponieważ Tahnee też już powoli widziała dno swojej szklanki, zaproponowała, że przyniesie im te Jagerbomby, co też zaraz uczyniła, a żeby się nie rozdrabniać, zamówiła im od razu po dwie na głowę. I pomyśleć, że miało to być tylko kulturalne wyjście do muzeum, mhm. Stuknęły się szklaneczkami i Joy upiła kilka łyków, z zafascynowaniem obserwując, jak ciemny likier powoli miesza się z musującym energetykiem.
- Dobra, to jak to się stało, że trafiłaś do szkoły policyjnej? - zapytała z uśmiechem, liczyła na kolejną ciekawą historię. Musi tylko zanotować w pamięci, by nie zostawiać na wierzchu zioła, gdyby kiedyś przyszło jej zaprosić Tahnee do siebie, yup. Mogła mieć różnych znajomych, ale kłopotów nie chciała sprawiać ani sobie, ani im,

Tahnee Walker
christmas time
Joy
brak multikont
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Czasem zmiany przychodzą z trudem, jednakże po jakimś czasie dostrzegamy, że te były konieczne i podjęta decyzja o odwrócenie swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni była potrzebna. Tahnee właśnie była na tym etapie uświadamiania sobie, że mimo wszystko dobrze postąpiła, chociaż na razie było ciężko przywyknąć jej do myśli… bycia singielką. W głowie Walker było wciąż wiele wątpliwości i wciąż z tyłu głowy miała pewnego chochlika, który czasem próbował ją namówić do powrotu do swojego byłego narzeczonego – napawał ją niepewnością. Bo kto ją zechce, starą pannę po trzydziestce? Zegar biologiczny nie działał na jej korzyść i jeżeli chciałaby mieć dziecko, to wypadałoby się z tym „sprężać” – a jak wiadomo, samej mogłoby jej być ciężko tego dokonać.
Tak się jakoś złożyło – odpowiedziała, biorąc łyk swojego drinka, by spojrzeć na Joy. Wbrew pozorom Tahnee była dosyć wysportowana i trochę mięśni miała, jednakże sukienka, którą miała na sobie aż tak tego nie pokazywała. Dla Walker poranny jogging był swoistym rytuałem, niezależnie od pogody. – Tym razem nie, następnym razem wezmę te kajdanki, obiecuję! – Tahnee czuła się na tyle swobodnie w towarzystwie Turner, że jakoś sama z siebie założyła, że nie skończy się tylko na popijaniu drinków i zaplanowanych na później jagerbombach.
To bardzo zbliża do siebie społeczność, w sumie to praktycznie wszyscy się tam znamy. – Tingaree było specyficznym miejscem. Domy tam dziedziczyło się z pokolenia na pokolenie i tak naprawdę ciężko było znaleźć kogoś, kto by nie miał w swoich żyłach aborygeńskiej krwi. Walker uwielbiała to, że mogła liczyć na pomoc sąsiadów, nawet w tak prowizorycznych rzeczach jak karmienie jej kota, gdy miała jakieś długie dyżury w pracy. Choć to nie był ostatnio żaden problem, bo została wysłana na zalegający od dawna urlop.
Trzeba przyznać, że Joy miała rozmach, zamawiając od razu po dwie jagerbomby, jednakże Tahnee nie miała nic przeciwko. Stuknęła się ze swoją towarzyszką szklanką, by następnie upić odrobinę drinka. Zdecydowanie mającego mocne działania pobudzające.
Jak byłam nastolatką, jedna policjantka mi pomogła w trakcie napaści i wtedy stwierdziłam, że też dołączę do policji. – Tahnee nie wiedziała, czy to była ciekawa historia, jednakże zdecydowanie zgodna z prawdą. Przemilczała fakt, że napaścią była próba gwałtu, bo to jednak nie był temat na ten poziom znajomości… i nie ma co psuć tak miłego wieczoru, prawda?

joy turner
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Joy była za to całkowicie świadoma tego, że taka a nie inna decyzja była bardzo jej w życiu potrzebna i zwrot w życiu o sto osiemdziesiąt stopni dał jej nową energię do działania i odkrywania siebie. Ostatni związek wpędził ją w stagnację, czuła, że trochę zatrzymała się w miejscu i brakuje jej przestrzeni na rozwijanie samej siebie. Nigdy nie chciała, by związek był dla niej taką klatką, mocno ograniczającą jej indywidualność i rozwój. Ale też nigdy nie myślała o sobie jako starej pannie. Co prawda nie przekroczyła jeszcze trzydziestki, ale sporymi krokami się do niej zbliżała, a jednak wciąż czuła się młodym podlotkiem, co pewnie było skutkiem posiadania tylko starszego rodzeństwa, które też ją tak zawsze traktowało. Kiedyś działało je to na nerwy, ale teraz czuła się dopieszczona, kiedy bracia się o nią troszczyli i pewne rzeczy uchodziły jej płazem. Jednocześnie potrafiła oczywiście stanąć na wysokości zadania i wziąć na siebie odpowiedzialność, kiedy było to trzeba. Nie chciała jednak, by życie ją przygniotło.
- To chyba musimy znaleźć jakieś prywatne miejsce na następne spotkanie - zachichotała, a kiedy dotarło do niej, co właśnie powiedziała i jakie insynuacje wysnuła, zaśmiała się w głos, bo totalnie nie wiedziała, jakim cudem rozmowa poszła w takim kierunku. Miała tylko nadzieję, że Tahnee nie weźmie jej za jakąś obleśną lafiryndę, ale wierzyła, że śmiech jest zaraźliwy i rozluźnia atmosferę. No i hej, miały alkohol, prawdopdobnie to tych kilka drinków tak już porobiło Joy, że rzucała sprośnymi tekstami, proste. - To chyba dobrze mieć dobre zdanie o służbach mundurowych - pokiwała głową, przyjmując na twarz wyraz zastanowienia. - Moja relacja z policjantami kończyła się na tym, że przeganiali mnie i moich znajomych z parku albo plaży, gdzie jako małolaty piliśmy piwo. No, ale ty wydajesz się miła - uśmiechnęła się, choć nie wątpiła, że gdy Tahnee była na służbie, to także wykonywała należące do niej obowiązki, łącznie z ogarnianiem zbuntowanej młodzieży. Jednak Joy nie była już małolatą, teraz mogła pić legalnie, i to z kimś pokroju wroga z zamierzchłych czasów. - A ja już jestem grzeczna, obiecuję - uniosła dłoń w geście przysięgi, a gdyby Walker miała jeszcze jakieś wątpliwości, to na (wątpliwy) dowód opróżniła do końca trzymanego w drugiej ręce drinka. Cheers!

Tahnee Walker
christmas time
Joy
brak multikont
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Prawdę powiedziawszy to Tahnee szukała pomysłu na siebie. Dotychczas jej życie kręciło się wokół jednej osobie, a teraz jakby nie patrzeć została sama, więc musiała zupełnie zmienić swój sposób myślenia. Jasne, wciąż miała pracę, jednakże mimo wszystko próbowała panować nad swoim pracoholizmem i nie wrzucać się w wir roboty, brać każdych możliwych nadgodzin tylko dlatego, że nie miała co robić z czasem. Stwierdziła więc, że odkrywanie własnych korzeni będzie dobrym rodzajem swoistego rozwoju. Dlatego chodziła na wszelakiego rodzaju wystawy związane z kulturą aborygeńską – też po to, żeby wspierać tego typu inicjatywy – a także na gawędy wraz z mieszkańcami Tingaree. Dzięki temu udawało się jej znaleźć jakąś… równowagę, która sprawiała, że jeszcze nie osiwiała z bezczynności. Zdecydowanie Walker nie była tym typem osoby, która potrafiłaby usiedzieć w domu przez dłuższy czas, zawsze potrzebowała mieć coś do roboty.
Trzeba przyznać, że słowa Joy ją trochę zdziwiły. Ledwo co się poznały a już sobie żartują o kajdankach i o znajdowaniu prywatnych miejsc. Może to ten alkohol sprawił, że dziewczyny poczuły się nieco luźniej w swoim towarzystwie? Co by to nie było Tahnee zareagowała na słowa blondynki śmiechem – idąc w ślady swojej towarzyszki. Zupełnie nie wzięła dziewczyny za bezwstydną lafiryndę, jakby nie patrzeć to ona trochę rozpoczęła całą tą rozmowę o kajdankach.
Pytanie czy kot w domu wyklucza miejsce jako „prywatne”? – Pociągnęła mimo wszystko temat, uśmiechając się jednak. Dandelion była przeuroczą kotką i przy tym łasą na wszelkie pieszczoty, więc gdyby Joy do niej kiedyś wpadła, to mogłaby się jej nie pozbyć ze swoich kolan. – Niestety, ale muszę Cię zawieść. Też przeganiam nastolatków. – Sierżant Walker była dosyć skrupulatna w swojej pracy i trzymała się reguł… może nie tak bardzo na sztywno i potrafiła przymknąć oczy. Nie zawsze wystawiała mandaty za coś, co powinna, ale wiele zależało od osoby, której to dotyczyło! Jeżeli ktoś był arogancki, to zawsze szła z najwyższą z możliwych kwot za dane wykroczenie. – Mam nadzieję, bo inaczej się bez tych kajdanek nie obejdzie – zażartowała, jednocześnie również biorąc swojego drinka. W geście toastu lekko stuknęła swoją szklanką o szklankę Joy, by również wyzerować zawartość. – Jak to się stało, że postanowiłaś zostać cukiernikiem? – zapytała. Ot, czysta ciekawość, jednakże cały czas rozmawiały o Tahnee, więc wypadałoby zmienić temat i przy okazji pociągnąć nieco blondynkę za język, by się dowiedzieć o niej nieco więcej.

joy turner
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Bycie samemu ze sobą wcale nie jest łatwe, zwłaszcza, jeśli człowiek przez długi czas był zatracony w kimś innym. Odkrywanie tego, co siedzi w głowie, zostawanie sam na sam ze swoimi myślami, czy po prostu niemożność znalezienia sobie zajęcia w samotności potrafi przytłoczyć. Nie każdy potrafi być sam. Jednocześnie - takie zostanie samemu może być niezwykle odkrywcze, a jednocześnie wcale nie musi oznaczać samotności. Czasem po prostu trzeba pomyśleć o sobie i o siebie się zatroszczyć. Niby kto miałby to za nas zrobić?
Joy, będąc samą, odkryła w sobie odrobinę tej bezwstydnej lafiryndy. Chodziła na imprezy, które nie zawsze kończyła we własnym łóżku, planowała wybrać się na szybkie randki, gdzie może wyrwie małe co nieco, a raz w klubowej toalecie całowała się z więcej niż jedną osobą jednocześnie. Bo niby dlaczego nie mogła czerpać z życia garściami? Póki miała siłę i młodość, łapała, ile się dało. Nie nastawiała się jednak usilnie na znalezienie drugiej połówki, bo halo, dopiero co jedną porzuciła, by nie czuć się uwiązaną na smyczy. Mogły sobie pożartować, czy nawet poflirtować z Tahnee, ale ostatecznie Joy wykluczyła ją już jako one night stand, w związku z czym była nastawiona bardziej na to, by się z nią zakumplować. W końcu kumple byli dużo więcej warci, niż przelotne erotyczne przygody, a Tahnee wydawała się całkiem fajna, nie mówiąc już o tym, że wtyki na komendzie zawsze się mogą przydać. A do tego wszystkiego...
- Ojej, masz kota?! - Joy niemal podniosła głos, zafascynowana, bo przecież uwielbiała wszelkiej maści puchate zwierzaczki i jeśli tylko mogła jakiegoś pogłaskać, to była najbardziej spełnionym człowiekiem na świecie. Zapomniała o flirtach i kajdankach, a i tak teraz Tahnee nie miała już wyjścia - musiała zaprosić do siebie Joy i przedstawić jej swojego futrzastego pana i władcę. - Koniecznie chcę go poznać. Uwielbiam koty - wyszczerzyła się. Sama też kiedyś planowała zwierzę, ale właściwie nie potrafiła się zdecydować, czy chciałabym psa, kota, czy może jakiegoś gryzonia. Teraz jednak nie czuła się gotowa. Zbyt wiele czasu spędzała poza mieszkaniem, a zwierzę było potężnym zobowiązaniem, także finansowym. Dlatego wolała cudze. Najlepiej w cudzych mieszkaniach, bo w tym wynajmowanym przez siebie trzymała multum roślin i podejrzewała, że przynajmniej część z nich była dla zwierząt trująca. - Och - zrobiła smutną minę, kiedy Tahnee wspomniała, że jest dobrym stróżem prawa i jednak gania małolatów. - A tak dobrze ci z oczu patrzyło - pokręciła głową z rozczarowaniem. Trwało to jednak tylko chwilę i było żarcikiem, bo jednak Joy miała w pamięci Pana Kota. Zachichotała i dała Tahnee delikatnego kuksańca w bok, po czym uniosła kolejnego drinka, by delikatnie stuknąć nim o szklankę nowej znajomej i zanurzyć w nim usta. Już zgubiła rachubę i nawet nie wiedziała, który to.
Spojrzała na Tahnee nieco zaskoczona pytaniem. Niby proste, ale odpowiedź wymagała od niej chwili zastanowienia.
- Lubię jeść - odparła w końcu, po czym parsknęła śmiechem. No cóż, chyba brzmiało to nawet logicznie, przynajmniej jak się było po kilku drinkach. - Moja babcia piekła świetne ciasta, więc jak się wychowałam na domowych, to te kupne rzadko kiedy mi smakowały. Ale z czasem babcia nie miała już siły, a moja mama nie podzielała tej pasji, więc zaczęłam sobie piec sama - wzruszyła ramionami. - Skończyłam szkołę zawodową i kilka kursów. Ale w sumie to nie wiem, czy chcę to robić do końca życia. Chciałabym kiedyś zostać instruktorem nurkowania. Podwodzia - istniało w ogóle takie słowo? - wokół Australii są super, no i dużo turystów przyjeżdża tu nurkować - wzruszyła ramionami. - Ale może będę robić kiedyś i jedno, i drugie. Jeszcze nie wiem - zaśmiała się. Nie miała pojęcia, jak potoczy się jej życie, niby miała jakieś plany, ale zdążyła się nauczyć, że często wcale nie wychodzi w życiu tak, jakby się planowało. Już jej to nie przeszkadzało. Przywykła i starała się brać to, co było jej dane.

Tahnee Walker
christmas time
Joy
brak multikont
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Chciała wierzyć, że wszystko prędzej czy później się poukłada i będzie po prostu lepiej… bo aktualnie, nie licząc tych drobnych momentów jak chociażby dzisiejsze wyjście na wystawę, było po prostu szukaniem sobie jakiegoś zajęcia w ciągu dnia, byle nie myśleć zbyt wiele i nie popełnić błędu, który wielokrotnie w przeszłości popełniała. Z Bartem rozstawali się i wracali do siebie naprawdę wiele razy… i jak zwykle to jej narzeczony prosił o drugą szansę, tak czasem i Tahnee się zdarzało. Mimo wszystko starała się dać sobie na luz, po prostu potrzebowała czasu i chyba ostatnią rzeczą, której w tej chwili potrzebowała do związku. Przelotne romanse już bardziej – choć i tak nie było to jakieś częste. Nie żeby kogokolwiek oceniała, każdy miał prawo robić to co chce i nic jej nie było do tego, jak często ktoś ląduje w różnych łóżkach. Ona po prostu… chyba była zbyt przyzwyczajona do posiadania stałego partnera, żeby tak nagle zmienić swoje nastawienie.
Słysząc reakcję na kota, Tahnee się zaśmiała. Jakoś wcale jej to nie dziwiło, Walker miała jakieś wewnętrzne poczucie, że Joy mogła być jedną z tą kotolubnych. Kobieta upiła łyk swoje drinka, przytakując przy tym głową.
Kotkę, Dandelion. Błąkała się po Tingaree z kocim katarem, więc ją zgarnęłam do weterynarza na początku z zamiarem wyleczenia po prostu… ale skradła moje serce i została na stałe – opowiedziała skróconą wersję tego, jak Dan stała się królową jej skromnych czterech progów. Trzeba przyznać, że jak tylko stan kotki się zaczął poprawiać, to pojawił się również charakterek i koniec końców jest tak, że to Tahnee jest własnością Dandelion, a nie na odwrót. – W takim razie musimy się umówić, ale ostrzegam, że jak już wyląduje na Twoich kolanach to się jej nie pozbędziesz. – Zaśmiała się, choć wydawało się, że raczej Joy nie będzie miała nic przeciwko. W sumie to Tahnee się cieszyła, że miała domek po babci i ogólnie zwierzęta w Tingaree były dosyć… powszechne. Jakby nie patrzeć, domy tam są własnościowe i nikt nikomu nie może zabronić posiadania pupila. Jednocześnie miała super sąsiadów, więc nawet jeżeli była na długim dyżurze, to miała pewność, że Dan z głodu nie umrze. – No niestety, nikt nie jest idealny – zażartowała. – Na swoje usprawiedliwienie mam, że daję mandaty tylko tym bardzo upartym, co nie chcą dać się przegonić – dodała, oczywiście cały czas z uśmiechem na twarzy.
Dla Tahnee w sumie to było dosyć naturalne pytanie do zadania – Joy również była ciekawa powodów, dla których Walker postanowiła pójść do szkoły policyjnej. Chciała po prostu Turner nieco lepiej poznać, bo w sumie… zapowiadał się z niej dobry „materiał” na dobrą znajomą co najmniej.
Nigdy nie miałam ręki do wypieków… mam wrażenie, że wymaga znacznie większej dokładności niż gotowanie, gdzie często idę na żywioł – przyznała. Trzeba przyznać, że Joy wydawała się być bardzo interesującą osobą! Tu nurkowanie, tu cukiernictwo… dwie tak odległe od siebie dziedziny! – Ja trochę surfuję, znajoma mnie nauczyła tego i owego… w sumie wstyd się przyznać, że mieszkam w Australii całe życie, a nigdy nie nurkowałam. – Dopiero tak naprawdę teraz zdała sobie z tego sprawę i skoro miała teraz dużo wolnego… to może to był odpowiedni czas, żeby w końcu to zmienić?

joy turner
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Ludzie mieli różnie i to, że Tahnee na coś nie miała ochoty czy czegoś w swoim życiu nie robiła było jej własnym wyborem i przecież nie celowało w nikogo innego. Tak, jak jej bezromansowy tryb życia nie krzywdził innych, tak i cudze romanse nie krzywdziły jej - o ile oczywiście mowa o obcych jej ludziach, a nie na przykład partnerze, bo wtedy to całkiem inna sytuacja, wiadomo. Jedni woleli żyć ze stałym partnerem, inni preferowali niezobowiązujący seks, a jeszcze inni odnajdywali się w związkach wielopartnerskich i każda z tych opcji była jak najbardziej w porządku. Każdy miał prawo do układania sobie życia i szczęścia po swojemu.
- Ojej, urocza historia! Byłyście sobie przeznaczone, jestem tego pewna - Joy pokiwała zawzięcie głową. Wierzyła, że to koty wybierają swoich właścicieli, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że niektóre rzeczy po prostu muszą się wydarzyć i absolutnie nie mamy na to wpływu, w żaden sposób tego nie unikniemy. Trafienie kota, czy w ogóle jakiegoś zwierzaka, który potem staje się częścią twojego życia było właśnie takim zdarzeniem. Ona nie miała jeszcze okazji tego doświadczyć - może to i lepiej, nie czuła się gotowa ze swoim niestabilnym trybem życia - ale miała nadzieję, że kiedyś, gdy przyjdzie czas, i ona trafi na swoją futrzastą bratnią duszę. - Nie mam nic przeciwko - zaśmiała się. - Dopóki mnie nie wygonisz, mogę siedzieć i ją miziać - a że miała dwie ręce, to oczywiście Tahnee też mogła w tym czasie pomiziać, ale może pierwsze spotkanie to nie najlepszy moment na takie propozycje... Wait, czy przed chwilą nie gadały o zakuwaniu się w kajdanki? Joy to ma jednak dziwną hierarchię rzeczy, o których nie wypada rozmawiać na pierwszym spotkaniu.
- Z tymi wypiekami jest tak, że tak naprawdę dopiero po wszystkim możesz spróbować i ocenić, a przy gotowaniu możesz próbować w trakcie, czy może trzeba jeszcze doprawić, czy coś. No, przynajmniej w większości rzeczy, bo mięsa przed smażeniem czy pieczeniem się raczej nie spróbuje, ale mimo wszystko w miarę to można potem uratować, jak Ci wyjdzie zakalec, to już nic z tym nie zrobisz - ona może i miała jakieś swoje magiczne sztuczki, ale jednak wolała dążyć do tego, by żadne zakalce nie miały miejsca. - O, też próbowałam kiedyś surfowania, było całkiem fajne - pokiwała głową. Zresztą, ilu ona rzeczy nie próbowała! - Ale jakoś nurkowanie lepiej mi idzie. Mogę Ci kiedyś pokazać, to niesamowite oglądać te wszystkie cuda pod wodą, całkiem inny świat. Będzie super - zapewniła z uśmiechem i miną pełną pewności, a potem opróżniła do końca szklankę z drinkiem, co skwitowała nieco smutnym spojrzeniem w jej głąb. Czuła szum w głowie, a do tego już nawet nie pamiętała, ile drinków wypiły. Nie oznaczało to jednak, że nie mogą wypić więcej... Nawet, jeśli miałoby się to źle skończyć. Rzuciła Tahnee pytające spojrzenie. - Jeszcze jeden?

Tahnee Walker
christmas time
Joy
brak multikont
ODPOWIEDZ