POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Wspinając się schodami ku górze, nazbyt dumna, by wsiąść do windy z jakimś starszym małżeństwem otoczonym gromadą dzieci, myślała tylko o tym, że jest szczęśliwa. Podjęte przez nią działania, mimo początkowych obaw, zdawały się rozwijać same i to w doskonałym kierunku. Nie sądziła wcześniej, że związek Mari i Jonathana może być jej jakkolwiek pomocny (raczej odczytywać mogłaby go jako jakąś zdradę), ale skoro zdążyła przemyśleć wszystko i ustalić, czego sama potrzebuje, okazało się to niejako zbawienne. Bo ta dwójka mogła przecież odpowiednio wpłynąć na Waltera i jego decyzje; tak, tak, Ariadne wyobrażała sobie, że gdy tylko dowiedzą się o tym, że gotowa jest o niego zawalczyć, pomogą jej bez zbędnych pytań. Docierając więc na kolejne piętra radowała się więc na myśl o nadciągających wspólnych poczwórnych kolacjach, o przypadkowych (lecz zaplanowanych) spotkaniach i po prostu o tym, że za kilka miesięcy wszystko wróci do normalności. Ona magicznie wyzdrowieje, Walter w końcu zmądrzeje, a Mari pomagać jej będzie w wyborze sukni na odnowę przysięgi małżeńskiej. Nic nie mogło stanąć na jej drodze do tego szczęścia.
Uprzedziwszy Mari o swej obecności poprzez naciśnięcie odpowiednich guzików na domofonie, pozwoliła sobie teraz jedynie zapukać i od razu wejść do apartamentu. Może trochę jej zazdrościła, ale póki co walczyła z tą paskudną emocją, bo przecież Mari nic złego jej nie uczyniła. — Jestem! — krzyknęła radośnie, zrzucając z ramienia ciężką torebkę. Zsunęła także ze stóp szpilki, bo przy Mari nie musiała wcale udawać wytwornej damy, po czym rozejrzała się uważnie po mieszkaniu. Tak, była na to wszystko gotowa. Na powrót do tej rodziny, utraconej z Joną przyjaźni. Naiwnie zaczęła nawet widzieć oczyma wyobraźni tę ich wspólną przyszłość, w której to obie z Mari nosiłyby dumnie nazwisko Wainwright, śmiejąc się do rozpuku na wspomnienie tych początków, idiotycznego rozwodu, niepotrzebnych animozji. — Mieszkacie już razem tak na poważnie? — spytała uśmiechając się ciepło, gdy jej oczom ukazała się rudowłosa czupryna. Od razu też podeszła do niej, by ją objąć na powitanie, nieco stęskniona, a nieco już nastawiona na realizację swego planu.

Mari Chambers
powitalny kokos
nick
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
16

Z podekscytowaniem opowiadała Jonathanowi o tym, że Adria wróciła do miasta i odwiedzi ją nazajutrz od ich rozmowy, ciesząc się spotkaniem z kuzynką. Cały dzień skupiała się jedynie na pozytywach, na tęsknoście, na wszystkich tych aspektach, którymi z błony em mogła się dzielić, by zapomnieć o tym... Że tak naprawdę wizyta kuzynki miała mieć drugie dno. Leżąc już w łóżku nie mogła spać i zdała sobie sprawę z tego, że to pierwsza taka noc, kiedy Jona oddychał obok miarowo, a ona patrzyła w sufit czując ucisk żołądka. Święta sprawiły, że niejako łatwiej było jej się zdystansować od jej rozmowy z Benjaminem. Z jednej strony fakt, że miała przez Jonathanem tajemnicę, która dotyczyła jej brata, sprawiał, że nie było jej łatwo, ale z drugiej... Tłumaczyła to sobie tym, że on sam wolałby dowiedzieć się od Waltera. Było to naprawdę skąplikowane i chociaż dotyczyło jedynie jej szefa i brata jej partnera, to siłą rzeczy Mari podchodziła trochę do ich relacji, jak do czegoś, z czym w jakimś stopniu udział miała cała czwórka... No i to już było niełatwe... A co dopiero teraz gdy do całej tej historii miała dojść Adria. Oczywiście Mari z całego serca kochała kuzynkę i chciała dla niej jak najlepiej, ale... Chciała też jak najlepiej dla Bena i Waltera. Komu powinna być lojalna, kiedy chciała wszystkim, a było to zwyczajnie niemożliwe? Przez te rozmyślania nie spala całą noc i rano nieco zmartwiła Jonathana, ale chociaż kłamcą nie była dobrym, wyjaśniła, że stresuje się nieco spotkaniem i na szczęście miało to dużo wspólnego z prawdą.
Nadal sporo musiała odpoczywać, a chociaż wolno jej było wychodzić, ze spacerami miała czekać, aż Wainwright wróci. Snuła się więc po jego lofcie, czekając na przybycie Adrii, a kiedy znajomy głos przerwał ciszę, natychmiast wyłoniła się z sypialni, wchodząc do dużej otwartej przestrzeni, w której stała juz była żona Waltera.
- Nareszcie! - wyszczerzyła się wesoło, widząc znajomą twarz i oczywiście od razu zamknęła ją w uścisku, pozwalając sobie na to czule powitanie. Przyjrzała jej się uważnie, jakby szukała jakiś zmian, albo czegoś niepokojącego, ale póki co wydawało jej się, że faktycznie kobieta jest w dobrym stanie. - To w sumie... Skomplikowane. W sensie jak byłam w szpitalu Jonathan zaproponował, żebym się do niego wprowadziła, ale zrobił to tak, że myślałam, że wiesz... Jedynie na jakiś czas po operacji. No i przypadkiem przez smsy wyszło to nieporozumienie, wybitnie nie romantycznie - mruknęła niby niezadowolona, ale jednak śmiejąc się przy tym, przypominając sobie jak to było. - Ale chyba mieszkamy razem - podsumowała ostatecznie i zerknęła do boku, bo z sypialni wyglądała nieufnie główka starszego już psiaka razy corgie. - O, a to jest Gacuś! Pamiętasz? Wieki temu byłam wolontariuszką w schronisku i wysyłałam ci jego zdjęcie. Jona go adoptował, ale jeszcze trochę się boi... Gacuś w sensie, nie Jona - oczywiście paplała jak najęta, ale to przez ekscytację i trochę też przez stres. Nie, żeby bez tych emocji należała do cichych osób, jednak... Teraz zrozumiała, jak wiele Adrie ominęło i chociaż życie Mari do najciekawszych nie należało, rudowłosa chciała opowiedzieć kuzynce o wszystkim i jednocześnie i wszystko wypytać też ją.

adria wainwright
POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Te wszystkie miesiące jej nieobecności jawiły się jako długi i przyjemny sen, po którym odzyskuje się chęci do życia. Ciężko byłoby jej więc uwierzyć w to, że świat pod jej nieobecność zdążył ruszyć naprzód, niejako wykreślając jej osobę z nadciągającej przyszłości. Naturalnie sama była sobie winna, skoro pakując się pod osłoną nocy gromko zapowiadała, że do Lorne nie wróci już nigdy. Skradziony wówczas Walterowi majątek zapewniał jej szczęśliwe i wygodne życie, podczas gdy do jej jedynych obowiązków należał wybór kolejnych miejsc jej podróży. I to nie tak, że Ariadne przepłakała te wszystkie miesiące, uzmysłowiając sobie, jak wielka jest jej miłość do byłego męża. Płakała owszem, przez pierwsze dwa tygodnie, ale potem odważyła się żyć. Spotykała się z przypadkowymi mężczyznami, pozwalała stawiać sobie drinki. Romansowała niczym te wszystkie bohaterki barwnych powieści, które wybyły do dalekich krajów by odnaleźć gdzieś własną wolność. Tyle że tęskniła za stabilnością i normą. Za tym, co znane. Powrót jej wsparty był więc o dwa przekonania; pierwszym była nadzieja na to, że świat w Lorne Bay zatrzymał się w miejscu, oczekując jej powrotu. Drugim zaś pewność, że ktoś taki, jak Walter, na pewno nie zapragnął jakkolwiek ułożyć sobie życia na nowo.
Choć brutalność tego faktu nieco ją przerażała, Adria zauważała, że nie interesuje jej to wszystko, co zdążyło się zmienić. Nie odnajdywała więc w związku swojej kuzynki ekscytacji, a jedynie szansę na własne korzyści. Choroba Mari również zdawała się jej dość nijaka i przesadzona, choć naturalnie żal jej było tego filigranowego ciała. Sprawy rodziców i dalszej rodziny tym bardziej zdawały się nieistotne, bo Adria przecież od zawsze była tak naprawdę egoistką. Uśmiech mimo to zdobił jej twarz, a jakże, gdy kruche dłonie splotły się za jej plecami, bowiem odnajdywała w Mari przyjazną duszę. A tych niewiele było w tym rozgrzanym mieście, skoro zdążyła spalić za sobą wiele mostów. — Wydaje mi się, że nie możemy od nich oczekiwać zbyt romantycznych gestów — przyznała ze śmiechem, już teraz zachowując się tak, jakby ten rozwód jej i Waltera, w ogóle nie miał miejsca. — To cudownie cukiereczku, spójrz na siebie, cała promieniejesz — zaszczebiotała, wykonując taki ruch dłonią, jakby właśnie niczym wróżka sprawiła, że Mari przeobraziła się w bajeczną księżniczkę. Wzrokiem zaraz powędrowała we wskazane przez nią miejsce i uśmiech jej nieco zelżał, jako że mimo wszystko Adria nie była największą fanką zwierząt. — Słodziak — odparła przyjaźnie, nie zamierzając poświęcić psu większej ilości czasu. Zamiast więc wyciągnąć do niego dłoń, by skłonić go do podejścia bliżej, palce jej splotły się na ramieniu kuzynki i pociągnęły ją w stronę salonu. — Powiedz mi... — rzuciła z ekscytacją, bo czyż to nie ona miała tu do przekazania najlepsze wieści? — Widujesz się z Walterem? — odpowiedź była dla niej oczywista, ale musiała przecież zrobić odpowiedni wstęp do całej tej ich wielkiej historii.

Mari Chambers
powitalny kokos
nick
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Mari od zawsze była raczej łatwowierną osobą, której wydawało się, że każdy ma dobre intencje i chce jak najlepiej. Nie potrafiła patrzeć na ludzi, jak na kogoś, kto mógłby mieć jakieś niecne zamiary. Musiała się sparzyć, by brać pod uwagę podobne scenariusze, bo zwyczajnie była dość naiwna. Po kuzynce na pewno nawet by się nie spodziewała żadnych intryg. Na Adrię patrzyła jak na obraz kobiety, którą sama chciała się stać. Stylową nawet teraz, gdy jej szpilki zostały przy wejściu, pełną gracji i czegoś, co w oczach Chambers wydawało się być personalizacją szyku. Mogła ją nieco gloryfikować i pewnie właśnie tak było, ale to dlatego, że w życiu Marienne głównie Adria i nikt więcej, mogła uchodzić za wzór. Jej najbliżsi nic nie osiągnęli, sama pewnie skończyłaby podobnie, gdyby nie pomoc kuzynki, a już na pewno nie odnalazłaby tutaj swojego miejsca i mężczyzny, z którym łączyło ją tak wiele.
- No tak... - nieco ją zaskoczyło to nawiązanie do Wainwrightów, ale ostatecznie parsknęła śmiechem, dochodząc do wniosku, że podróż pomogła Adrii się od tego wszystkiego zdystansować. To dobrze, bo... bo dystans jej się pewnie przyda, gdy dowie się o Benjaminie... jeśli się dowie. Chambers na pewno nie zamierzała z tym wyskakiwać sama z siebie, w końcu nie bez powodu była powiernikiem tej tajemnicy. Liczyła przy tym na to, że jednak uda im się unikać rozmów o byłym mężu kobiety, bo tak i dla samej Marienne byłoby wygodniej. - Tak uważasz? - uśmiechnęła się, szczerze przekonana, że kobieta faktycznie ekscytuje się jej związkiem. - Bo w zasadzie to chyba naprawdę jestem mocno szczęśliwa - przyznała bez bicia, chociaż nieco prostym językiem i nieszczególnie lotną składnią. Posłała Gacusiowi jeszcze jedno spojrzenie, nie oczekując na szczęście od Adrii by ta przejęła się jakoś bardziej jej psem. Naprawdę nie umiała dostrzegać u innych jakiś zachowań, które być może mogłyby dać jej już na wstępie do myślenia. Po prostu ruszyła z kuzynką do salonu i w nim zajęła miejsce, ciekawa tego, co Adria ma jej do powiedzenia. Spodziewała się wielu rewelacji, ale naprawdę wolałaby unikać rozmów o Walterze, mając wrażenie, że aktualnie... nie powinna mieć do tego tematu dostępu. No, ale przecież kuzynce tego nie powie, to byłoby podejrzane.
- Cóż... widujemy się - nie zamierzała kłamać, z resztą nie była w tym najlepsza. - Jak leżałam w szpitalu odwiedzał mnie, jak był na dyżurze - dodała jeszcze, by nieco to zobrazować. Miała nadzieję, że Adria nie oczekiwała od niej, że zerwie kontakt z jej byłym mężem, bo to z wielu przyczyn byłoby dla Mari trudne. Przede wszystkim dlatego, że tak jak kuzynkę, tak też Waltera traktowała jak część swojej rodziny. No i cóż, istniała szansa, że kiedyś na mocy prawa starszy Wainwright faktycznie znów nią będzie. - Dlaczego pytasz? - zapytała od razu, delikatnie się stresując tą rozmową. Co jeśli... Adria coś podejrzewała? Nie, na pewno nie... ale mimo wszystko Mari nie chciała jej okłamywać, ani też zdradzać zaufania Benjamina.

adria wainwright
POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Czy i ona nie była właśnie taka, gdy dwadzieścia lat rozbrzmiewało w jej oczach i głosie, a życie zdawało się jej jeszcze bajką? Nie wadziło jej wówczas to stracone ciało, którego byłaby matką; dzierżona na palcu obrączka, wczesny ślub i miłość na zawsze, jak sądziła, rekompensowały jej te utracone szanse i nadzieje. Być może nazbyt prędko zmuszona była wydorośleć, ale to dopiero po kilku kolejnych latach poczęła odsuwać od siebie tę całą naiwność, sympatię, dobroduszność. Gdzieś pomiędzy radością z życia stała się kobietą wyrachowaną, podstępną, egoistyczną. Łatwiej tak było jej osiągać wszelkie cele, a więc twierdziła, że to świat ją do tych zmian zmusił. Matka jej jednak powtarzała nieustannie, że Adria od zawsze niosła w swym sercu gorycz. Że zawsze była podła i okrutna, nigdy nie przejmując się możliwością zranienia najbliższych jej osób. Myliła się jednak, wstrętna kobieta, bo przecież Ariadne zyskała przychylność tak wielu osób, że jakiekolwiek teorie o drzemiącym w niej demonie były wyłącznie wynikiem bujnej wyobraźni. Kiedyś. Teraz już świadoma była swej potęgi i zamierzała z niej korzystać, upokorzona wciąż tym niespodziewanym rozwodem.
Oczywiście, oczywiście! — potwierdziła wtórując jej śmiechem, który przychodził tak łatwo i naturalnie. — Już widzę, jak zaraz będziecie zapraszać mnie na swój ślub — dodała, niby przychylnie, bo przecież życzyła im dobrze, ale... Doskonale wiedziała, że tego typu sugestie potrafią człowieka zdenerwować natłokiem poważnych deklaracji, które paść musiały. Kto wie, może dzięki temu entuzjazm Mari nieco zelżeje, a ona sama zacznie rozmyślać nad tą przyszłością swoją i poważnymi decyzjami? Byłoby to przyjemne.
Walter wrócił do pracy? — spytała nieco zaskoczona, choć nie miała tak naprawdę okazji, by jakoś to jego życie śledzić z daleka. Mimo to uśmiechnęła się szeroko i złapała Mari za dłoń, czując się znów jak nastolatka. — Bo widzisz... — rzuciła radośnie, przewidując, że kuzynka ucieszy się z tej wiadomości niezwykle. — Ja tu dla niego przyjechałam. Żeby do niego wrócić. Żeby dać mu jeszcze jedną szansę — wyjawiła, nieomal przy tym piszcząc, bo takie to było ekscytujące! Zupełnie nie rozumiała przy tym tego, że jej były mąż w ogóle nie jest ów powrotem zainteresowany i że ten rozwód nie był tylko chwilowym kaprysem. — A ty mi w tym pomożesz — dodała z wyższością, bo jakiejkolwiek odmowy by nie zaakceptowała.

Mari Chambers
powitalny kokos
nick
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Jako, że zawsze była nieco łatwowierna, nie dostrzegała w Adrii niczego, poza wzorem kobiety, którą sama chciała się stać. Z resztą w jej domu o tej części rodziny, z której pochodziła kuzynka, mówiło się trochę, jak o bóstwach, perłach w koronie, dumie, którą można brylować przed sąsiadami, którzy nie posiadali krewnych w większych miastach. Najpewniej Mari wielu spraw nie rozumiała i często robiła co w jej mocy, aby przypaść kuzynce do gustu, co jak widać się opłaciło, skoro dzięki niej żyła teraz w Lorne Bay i zamiast pustkowia miała widok na morze.
- Tak szybko to chyba nie - zaśmiała się, ale też nieco faktycznie jakby oklapła, bo po tych świętach w jej domu, gdzie wyraźnie od jej rodziny biło pragnienie, by Jonathan się oświadczył, obawiała się, że mężczyźnie zaczęła doskwierać jakaś presja i czasem sama się zastanawiała, czy nie powiedzieć mu, że totalnie nie musi prosić jej o rękę. Tylko to też było dość żenującym wyjściem, więc ostatecznie nie mówiła nic i modliła się w myślach, bo Jona nie czuł się osaczony. Wiadomo, że mężczyźni nie lubią wielkich zobowiązań, a na wsi wszystko działa nieco inaczej, szybciej... tam ślub i dzieci są jakby naturalną koleją rzeczy, a sam fakt, że Mari wyrwała się ze schematu dla wielu osób był nie do pomyślenia.
- No tak, przecież ty nie wiesz - zrobiło jej się głupio, że o tym wcześniej nie pomyślała. - Wrócił i chyba dobrze sobie radzi... to znaczy mam taką nadzieję, przyjemnie było mieć go obok - przyznała jak zawsze nieco zbyt szczerze, ale nie umiałaby udawać, że były mąż Adrii stał się dla niej obcy, bo... bo tak się nie stało. Inna sprawa, że rozmawianie o nim z kuzynką sprawiało, że automatycznie myślała też o Benjaminie, a to było nieco... niezręczne. Zabawne, że zaraz miało się zrobić już tylko gorzej. Kiedy więc usłyszała rewelację Adrii, tak szybko przełknęła ślinę, że się nią zachłysnęła i zaczęła kaszleć, na moment się dusząc. - Wybacz, zaskoczyłaś mnie - wyjaśniła, przecierając kilka łez, które naturalnym odruchem organizmu napłynęły jej do oczu. Jak miała się zachować? Co powiedzieć? Zdradzić tajemnicę przyjaciela? Zrobiło jej się niesamowicie gorąco, a serce w jednej chwili przyspieszyło w sposób, w jaki nie powinno. Mimo to próbowała to ignorować i zrobiła to, co umiała najlepiej - wyszczerzyła się wesoło. - To... to wspaniale - czy zachowywała się teraz podle? Nie chciała. Chciała dla każdego dobrze, ale widziała entuzjazm Adrii i nie miała serca go w niej zabijać, jednakże na wieść, że ma pomagać w tym planie kuzynki, chciała dostać zawału, albo przynajmniej stracić przytomność na moment, by jakoś dać sobie czas na obmyślenie strategii. - Ja? - zapytała głupio. - Emm... jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytała delikatnie, ostrożnie bardzo. - Wiesz, nie jest ci lepiej bez niego? Myślałam, że byłaś szczęśliwa, podróżując - zachichotała wesoło, wierząc, że pójście rozmową w tę stronę będzie dobrym rozwiązaniem i próbując ignorować myśl, że z tego odzyskiwania Waltera może nic nie wyjść, bo pierwszym w kolejce do byłego miejsca Adrii był mężczyzna mieszkający kilka mieszkań obok.

adria wainwright
POŚREDNIK TURYSTYCZNY — HELLOWORLD TRAVEL
38 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasta, żeby odzyskać Waltera i żeby to osiągnąć udaje, że jest ciężko chora.
Choć od dziecka wpajane miała nieco inne morały, niż Marienne, do pewnego momentu ich życie przeplatane było jakby tą samą nicią. Dorastanie w większym mieście, częste wizyty w Cairns i liczne podróże dyktowane i tak były surowymi zasadami ojca, który jako pastor był człowiekiem stanowczym i rygorystycznym. Nie mogła więc wcale trzymać dłoni nowo poznanego chłopca, nie mogła żadnego z nich zaprosić do domu, nie mogła o którymkolwiek z nich opowiadać podczas rodzinnych obiadów. Stroje jej musiały być zaakceptowane przez matkę, a włosy odpowiednio upięte. Spotkania tylko z koleżankami, które uprzednio przedstawiła. Zero imprez, zero alkoholu. Adria i tak oszukiwała w tej nierównej grze, ale czasem czuła, że to jej życie w Lorne Bay niczym nie różni się od tego, jakie wieść mogłaby w Adavale. Jednakże nie-wymarzone oświadczyny zmieniły wszystko. Dopiero dzięki Walterowi, a raczej majątkowi, jaki posiadał, nauczyła się być inna. Lepsza. Arogancka. Wystarczająca. Najlepsza była świadomość, że w dniu ślubu przestaje być jakkolwiek zależna od tej swojej zaściankowej rodziny.
Dlaczego nie? Nie planujecie wspólnej przyszłości? Nie zależy mu aż tak? — ciężko było stwierdzić skąd te szpilki. Czy były wyrazem troski? Skrywanej nienawiści do Wainwrightów? Czy po prostu chodziło o zazdrość? A może wszystko naraz? Nie myślała zbyt wiele o swych słowach i ich konsekwencjach, bo przez ten rozwód nadal nie potrafiła się odpowiednio pozbierać. Jeśli więc zemstą jej na całym świecie miało być komplikowanie życia innym, Adria była na to jak najbardziej gotowa. — Cóż, ja… Nie sądziłam, że kiedykolwiek przestanę być częścią jego życia. I że ty w tym obrazku pozostaniesz — rzuciła z goryczą, uśmiechając się sztucznie. Wstała więc, by nie pozwolić sobie przypadkiem na jakiś wybuch złości, po czym zwróciła się w kierunku porzuconej przy drzwiach torebce. Odwróciła się raz, słysząc jej dziwną reakcję, na którą zmarszczyła podejrzliwie czoło. — A czego się spodziewałaś? Przecież on sobie beze mnie nie poradzi — powiedziała spokojniejszym już tonem, wracając ze swoją zdobyczą. Usiadła znów obok kuzynki i wyciągnęła w jej stronę elegancko zapakowane pudełeczko, w którym skryła różne drobiazgi z podróży. — Potrzebujemy siebie nawzajem, Mari. Myślałam, że się ucieszysz, ja… Myślałam, że chcesz dla mnie jak najlepiej — rzuciła smutno, wstrętna manipulatorka. Wzbierała w niej złość, bo nie na takie reakcje liczyła. — No i teraz będę go potrzebować mocno, bo jestem chora. I nie wiem ile czasu mi zostało — dodała podle, chłodno, oficjalnie. Myślała po prostu, że kuzynka życzy jej źle, stąd ten cały gniew. Przez myśl jej nie przeszło, że Walter może po prostu mieć już kogoś innego i stąd to całe zmieszanie Mari.

Mari Chambers
powitalny kokos
nick
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Kiedy Adria do niej pisała, Mari skupiła się jedynie na radości związanej z perspektywą spotkania kuzynki. nie myślała wówczas ani o jej byłym mężu, ani o swoim szefie. Może było to błędem, bo teraz sama nie była pewna, jak powinna się zachować. Miała wrażenie, że powinna stanąć po jakiejś stronie, a przy tym... naprawdę nie chciała tego robić. Kochała Adrię, to normalne, wiele jej zawdzięczała, ale przy tym... Walter i Benjamin też byli dla niej jak rodzina. Być może największym błędem Chambers był fakt, że tak szybko przywiązywała się do ludzi, a kiedy ci już znaleźli się w jej życiu, nie umiała spojrzeć na nikogo obojętnie, czy też wskazać kogoś ważniejszego i kogoś ważnego nieco mniej. Wyjątkiem naturalnie był Jonathan, ale to działało na nieco innych zasadach, blondyna w końcu kochała nie tylko, jak członka rodziny, ale w tej wyjątkowy sposób. Teraz jednak pytanie Adrii faktycznie wzbudziło w niej jakieś wątpliwości i sama nie wiedziała, jak ma zareagować.
- Wątpię, żeby chciał brać ślub z kobietą, z którą jest zaledwie rok - odpowiedziała spokojnie, ale widać było, że ten temat nieco mieszał jej w głowie. - Poza tym moja mama i babcia rzucały aluzjami, więc nie zdziwiłabym się, gdyby chciał się nieco wycofać - westchnęła pod nosem, bo nadal mocno przeżywała ten ich wspólny wyjazd do Adavale. Przez chwilę wspominała podróż, ale słowa kuzynki bardzo szybko sprowadziły ją na ziemię i co by nie mówić, Mari zrobiło się głupio, chociaż nie chciała tego po sobie pokazać. Zaśmiała się więc cichutko, jakby uwaga kobiety była czymś luźnym i nie tak znaczącym.
- No wiesz... to przez Jonę, pewnie Walter znosi mnie z grzeczności - byłoby jej przykro, gdyby taka była prawda, bo mimo wszystko wolała wierzyć, że starszy Wainwright faktycznie darzy ją sympatią, ale powiedziała tak chcąc nieco poprawić humor kuzynki, wkupić się w jej łaski, szczególnie teraz, gdy miała wrażenie, że straciła kilka punktów w jej oczach. - Może... że znajdziesz sobie kogoś lepszego? - jakby czerpała wiedzę z pustki. Przez wiele lat podziwiała Waltera, ale tylko takimi słowami mogłaby jakoś odsunąć kuzynkę od tego pomysłu. Było jej przykro, gdy rozwodziła się ze swoim mężem, tylko, że od tamtego czasu tak wiele się wydarzyło i nie chciała, aby Adria cierpiała, gdy dowie się prawdy. Złapała za pudełko, tym razem uśmiechając się szczerze. Nie musiała jej niczego dawać, ale nie od dziś wiadomo, że Mari zawsze cieszyły wszelkie, nawet najbardziej błahe podarki. Kiedy więc kuzynka się zmartwiła, w Chambers szybko zaczęły rozwijać się wyrzuty sumienia z którymi nie mogła sobie poradzić. To też z miejsca złapała jej dłoń, w ten sposób chcąc pokazać, że przecież jest tu dla niej. - Ależ oczywiście, że chcę dla ciebie jak najlepiej! Kocham cię jak siostrę! - zapewniła żywo, przerażona myślą, że Adria mogłaby uważać, że jest inaczej. Manipulowanie poprzez granie na jej uczuciach było banalnie proste, szczególnie w przypadku osób, których Marienne darzyła takim zaufaniem. Teraz jednak zamarła, jakby kolejne wiadomości nie były dla niej zrozumiałe. W zasadzie... faktycznie nie były. - Co? - zapytała nieelegancko, a jej mina zdradzała, jak się w tym wszystkim nie odnajduje. - Jakie chora? - parsknęła śmiechem jeszcze bardziej podkreślając, że się pogubiła. - Nie gadaj głupot, nie możesz być chora - bo przecież to byłby jakiś koszmar. Scenariusz gorszy, niż możliwie najgorsze filmy katastroficzne. To po prostu... no nie, nie Adria. Mari nie akceptowała własnej choroby, jak więc miała pogodzić się z myślą, że jej kuzynka, kobieta, którą podziwiała w każdym calu, mogłaby cierpieć na jakąś ciężką przypadłość. Jak?

adria wainwright
ODPOWIEDZ