robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
004
wrzesień, 2020, ślub i wesele dalekiej ciotki, Cairns

Gilbert nie był pewien, czym sobie za to zasłużył. Zawsze starał się nikomu nie sprawiać problemów, obowiązki domowe robił, a nawet starał się pomagać swojej mamie i siostrom. Być dla nich stabilnym wsparciem. Wiedział, że zawsze był pechowy, ale był przekonany, że są jakiejś granice jego naturalnego braku szczęścia. Może nie musiał wygrać żadnej loterii, ale żeby przegrać? Serio? Czy wszechświat nie mógł mu odpuścić, chociaż ten jeden raz?
A nad czym tak dramatyzował Gilbert? A nad najkrótszą zapałką.
Jakaś daleka ciotka Beatrice brała ślub i zaprosiła Hargreevesów. Tylko tak się złożyło, że matka trójki rodzeństwa nie mogła (aczkolwiek Gilbert był prawie pewien, że po prostu znalazła wymówkę, żeby nie jechać) i uczestnictwo przypadło dzieciom, a przynajmniej jednemu z nich. Nikt nie palił się, by z własnej woli zawitać na imprezie. Nawet Lia, największa dusza towarzystwa, nie kwapiła się. Gilbert nie był zaskoczony. Co jak co, ale ciotka Beatrice nie była lubianą osobą w rodzinie. Dlatego też wpadli na sprawiedliwe rozwiązanie, czyli losowanie najkrótszej zapałki.
I dlatego nastolatek biadolił wewnętrznie nad nią, a z zewnątrz wyglądał, jakby właśnie został miał wojenne flash backi, z których nie mógł się otrząsnąć. Cóż, nawet jeśli ich nie miał, trochę tak się czuł, gdy pomyślał o tym tłumie gości, którą teoretycznie powinien znać, bo to byli członkowie jego rodziny, cała ta ckliwa ceremonia, a potem jeszcze impreza z muzyką, której nie lubił, hałasem, którego nie cierpiał i tłumem ludzi, którego nienawidził.
Jak na złość nikt nie zamierzał go oszczędzić, więc musiał się pogodzić ze swoim losem.
Niechętnie przygotował się na ceremonię, marząc o tym, by nagle wypadła jakaś sytuacja, która uratowałaby go. Cóż, o covidzie były jedynie wzmianki, a możliwość rozprzestrzenienia się go była abstrakcją. Ale może jakaś wirusówka czy coś takiego? Niespodziewana śmierć jakiegoś starego wuja? Jeśli Gilbert mógłby wybrać, zdecydowanie wybrałby uczestnictwo w drugiej ceremonii. Wciąż jest sporo ludzi, a samo wydarzenie jest smutne, ale przynajmniej nie ma żadnej imprezy.
Jednak nic takiego się nie stało, a chłopak wreszcie musiał się wziąć w garść i pojechać do Cairns. Zanim się zabrał, jego matka poinformowała go, że u Adlerów Dolly przegrała losowanie, więc z nią jedzie na wesele.
I ta wiadomość była niczym ostatni gwóźdź do trumny.
Serio, wszechświat musiał stwierdzić, że chce dobić Gilberta tym weselem.
Zwykle spokojny nastolatek był niczym tykająca bomba przy Dolly, a ona była niczym głuchy i ślepy saper, który próbował go rozbroić. Wyjątkowo nie lubił towarzystwa młodszej kuzynki i to od dziecka. Przywykł do energicznych sióstr, ale te dalekie były od agresywnych zachowań w stosunku do niego. Za to Dolores wręcz przeciwnie. Ile to siniaków nabył za sprawą dziewczyny. Wylał też sporo łez, jako dziecko, z czego Adler często się śmiała. Cokolwiek, by nie zbudował lub złożył, ta musiała to zniszczyć. Gilbert był prawie pewien, że masowe znikanie jego pluszaków też było sprawką Dolly i tylko miał nadzieję, że nie zrobiła z nimi nic obrzydliwego (nie powie tego głośno, ale przywiązał się emocjonalnie do nich. Ech, gdyby tylko tata go kochał...). Każda prośba ciotki Connie, by ten miał oko na Dolores, było jak zgodzenie się na koszmar.
Gilbert już nawet przestał być miły dla kuzynki. Porzucił też usilne próby pozostania chociażby neutralnym. Po prostu jej nie lubił, a ona go - tyle. Przynajmniej w tej kwestii byli zgodni. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ich matki, które często doprowadzały do ich spotkania lub właśnie takie losowe, rodzinne sytuacje.
I w momencie, gdy się o tym dowiedział, nawet nie miał jak się wymigać z tego wszystkiego, bo dosłownie miał już bilet do Cairns.
Wyjątkowo nieszczęśliwy wyszedł na spotkanie z pewnie wkurzoną Dolly, by wspólnie pojechać z nią do miasta. Nawet nie miał ochoty się z nią przywitać. Przypominał trochę zbitego psa i zdecydowanie tak się czuł.
Serio, czym on sobie na to wszystko zasłużył?

Dolly Adler
ambitny krab
Bojka#6766
córka rodziców — lorne bay
16 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
gaslight gatekeep girlboss
DO-LO-RES.
Ciężko było nie wzdrygnąć się na samą myśl o uderzającym w najwyższe tonacje, bijącym po uszach jak cymbałki głosie ciotki Seraphine, matki biorącej tego dnia ślub Beatrice. I Dolly nie chciała nawet myśleć o tych wszystkich skwierczących pytaniach, dotyczących jej planów: rozrodczych, naukowych i emocjonalnych, bo w dalszej rodzinie utarło się mówienie, że wprawdzie Dolly ma swoje różne d o l e g l i w o ś c i, ale nikomu jakoś niespieszno było do sprecyzowania, że dolegliwości te skutkowały zazwyczaj zniszczeniem czyjegoś mienia (albo nosa - można było czasem nawet sobie wybrać!). Wszystkie te ciotki, których swoją drogą było od groma, kiwały więc z powagą i smutkiem na wieść o trawiącej adlerową latorośl nieokreślonej bliżej chorobie, którą porównywały pewnie do chronicznych bólów głowy czy stawów (bolące stawy zawsze stanowiły obowiązkowy temat wymiany chociaż paru zdań - a potem rozmówcy dzielili się na zwolenników nowoczesnych i tradycyjnych metod).
Innymi słowy - była przekonana, że zesłano ją właśnie do piekła. Paradoksalnie, bo przecież w dantejskiej sztuce Beatrice była przewodniczką w niebiosach, a tutaj stawała się (zdaniem Dolly) od samego początku trochę zbyt wstawioną, żeby cały akt małżeństwa uznać za ważny w świetle prawa, fatalną panną młodą z dużymi worami pod oczami, jakby cały poprzedni wieczór przepłakała rzewnie, czego skutków nie dało się ukryć nawet pod grubą warstwą makijażu. Ohyda.
Towarzystwo ciotek i rubasznych wujaszków z imponującymi wąsami, którzy zawsze pozwalali sobie na zbyt wiele w stosunku do niej i innych młodych dziewcząt na podobnych imprezach, można było jakoś znieść (chociaż podkradając szampana, wlewanego potajemnie do szklanki po jabłkowych soku), ale prawdziwym gwoździem do trumny okazało się oddanie jej pod pieczę starszego kuzyna, za którym niekoniecznie przepadała. Oczywiście, w praktyce jeśli Gilbert myślał, że miał cokolwiek do gadania w sprawie jej zachowania, to grubo się mylił, bo o tym, że Dolores Manchester Adler jest dojrzałą, młodą kobietą, która potrafi zachowywać się odpowiedzialnie i wie, gdzie postawić granicę, musiała w końcu przekonać się też ta dalsza część rodziny.
Nawet, jeśli mama bardzo prosiła, żeby nie narobiła im wstydu, jak rok wcześniej, kiedy z jedną z kuzynek zamknęły się w łazience z butelką jakiejś gorzały i prawie trzeba było wzywać karetkę przez strucie - obietnica, że to się nie powtórzy była wszystkim, czym Dolly mogła uraczyć zmartwioną matczyną naturę. A jednak teraz, czego oczy Constance nie widziały, tego sercu...
- A cóż to za piękna para? Gilbercie, jaką sobie śłs... - Kolejna w kolekcji, ciotka Isabel ewidentnie była już naszturmiona jak Messerschmitt, bo w dokończeniu zdania musiała ją wyręczyć jakaś inna kobieta, które w oczach Dolly mnożyły się już tak bardzo, że równie dobrze mogła to być przypadkowa baba z warzywniaka.
- Jaką śliczną; no śliczną Izzy, ale dziewczyno...! Dziewczyno, no spójrz na te włosy, przecież to moje włosy... to nasza laleczka przecudna jest przecież! - W tym momencie Dolly już zaczynało dzwonić w uszach od ich skrzeczących głosów, chociaż z ubolewaniem musiała przyznać, że tendencję do wydzierania się, jak to pieszczotliwie określał jej ojciec, zdecydowanie odziedziczyła po matczynej stronie rodziny. Tylko ten Gilbert jakiś taki dziwny, inny.
Wujaszek Franklin, mąż ciotki Isabel, zaraz pojawił się obok nich, obejmując pijaną kobietę w pasie. Miał twarzy porządnie czerwoną od ilości wychylonego alkoholu i nie omieszkał się wtrącić w dyskusję, równocześnie usadawiając kobietę na krześle przy ich części stołu. Jezu.
- To kaj masz jakąś dziołchę, synek, e? - Wujek Franklin, co było słychać, pochodził z Alabamy i niezbyt przejmował się trzymaniem swojego wiejskiego, gwarnego języka na uwięzi.
- Te włosy... no piękne te włosy - wzdychała nadal ciotka o imieniu, którego Dolly nie pamiętała za chuja, jednocześnie wyciągając uparcie paluchy, żeby pomacać ją po przesadnie starannie upiętej fryzurze.
- Tak, nic z nimi nie robię; miło się gada, ale mam soczek do obalenia - wyrzuciła pospiesznie i bez pomyślunku, unosząc zaraz swoją szklankę do ust i podśmiechując się w duchu z ich błogiej nieświadomości. W tym czasie wujek Franklin wciąż męczył Gilberta, odstawiwszy Isabel na krzesło, zarzucając chłopakowi teraz na szyję swoje grube ramię.
Panie Bogu, jeśli istniejesz, spraw, żeby teraz w ziemię uderzyła asteroida i żebyśmy wszyscy zginęli, dzięki z góry.

Gilbert Hargreeves
powitalny kokos
kaja
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Heh, może to pewna ironia losu, ale gdyby tak pomyśleć, to Gilbert i Dolly mogliby przybić sobie piątkę w kwestii zgodności, co do odczuć do bycia reprezentacją na weselu. Krótko mówiąc, oboje uważali, że jadą prosto do piekła. Ach, gdyby tylko ta wyprawa byłaby równie przyjemna, jak piosenka "Highway to hell"...
Niestety nie była. I Gilbert już tylko marzył, by cała ta szopka się skończyła, a nawet wszystko się jeszcze porządnie nie zaczęło. Autentycznie skóra mu cierpła na myśl o tych wszystkich ciotkach i wujaszkach, którzy nie znal koncepcji przestrzeni osobistej i wyczucia dobrego smaku, co do bycia ciekawskim, (a tak uważał Gilbert, który był gotowy wejść na teren z zakazem wstępu, żeby się czegoś dowiedzieć). Już mentalnie starał się uzbroić jak mógł w cierpliwość, by jakoś znieść całą imprezę. Może jednak sięgnie po alkohol? Nie przepadał za nim, ale coś czuł, że nawet cała paczka fajek może mu nie pomóc w przecierpieniu tego wszystkiego.
Co do Dolores obrał już strategię - najzwyczajniej w świecie zignoruje dziewczynę. Jeśli narobi im kłopotów, będzie udawał głupiego, ot.
Och, Dolly była pijana? Naprawdę? A nie piła przypadkiem soku jabłkowego, bo tak to wyglądało? Gilbert dałby sobie rękę uciąć, że to był soczek! No, może uciąć by sobie nie dał, ale wiadomo w czym rzecz. Po prostu chłopak wiedział, że jakakolwiek próba zabronienia czegokolwiek nastolatce jest z góry skazana na porażkę. Dlatego też nawet nie zamierzał próbować. Prawdę powiedziawszy, nawet nie byłby zdziwiony, jeśli Adler postanowi skorzystać z tego wyjazdu i wspomóc się alkoholem i oby tylko nim. Ostatecznie trzeba było jakoś przetrwać tabun ciotek zostawiający tłuste ślady pomadek na policzkach i wujaszków, którzy niejednokrotnie za dużo sobie pozwalali.
Ostatecznie może Gilbert i Dolly pójdą sobie na rękę i w tym całym szaleństwie po prostu nie będą sobie wchodzić w drogę? Byłoby miło, ale czy to wyjdzie, dopiero się okaże.
Na razie trzeba było wytrzymać pierwszy zmasowany atak wujostwa. Gilbert autentycznie nie poznawał większości twarzy, które się przed nim pojawiały. Tu już jakaś wstawiona ciotka Isabel i kolejna, pełniąca rolę tłumacza z pijackiego na zrozumiały, potem wujek Franklin, którego chłopak w ogóle nie poznawał i nie był pewien czy on sam również kojarzy kim on jest...
Nie, zdecydowanie Gilbert nie przetrwa tej imprezy.
Hargreeves przez chwilę nawet współczuł Dolly, która autentycznie była traktowana jak jakaś laleczka. Podejrzewał, że tłuste, ciotkowe dłonie we włosach nie były niczym przyjemnym. Jednak szybko musiał sam sobą zacząć się przejmować, bo i jego przestrzeń została naruszona. Gilbert miał wielką ochotę strzepnąć z siebie ciężkie ramię faceta, ale zamiast tego skulił się odruchowo, by był jak najmniejszy kontakt i jednocześnie starał się nie wyglądać nieswojo.
- Eee... - zaczął bardzo elokwentnie, gdy usłyszał typowe pytanie. No tak, dziewczyna... - Nie, nie jestem na razie zainteresowany - odparł w miarę uprzejmie i wymijająco, z wymuszonym uśmiechem. Heh, czy wyglądał jak spanikowany gej, którym był? Oby nie. Och, gdyby mieć tylko tę odwagę, by samemu i innym powiedzieć, a szczególnie rodzinie, kogo tak naprawdę się lubiło... Kto wie? Może na następnym weselu, na które zostanie zmuszony, żeby jechać?
Czuł jak uwaga towarzystwa skupia się na nim, gdy tylko Dolores udaje się wymigać z dalszej rozmowy. Jakkolwiek nie lubił swojej młodszej kuzynki, strasznie chciał, żeby teraz została, ale jak na złość, ta odeszła od stołu. Kolejny powód, żeby jeszcze bardziej nie lubić tej cwanej mendy.
No, a przynajmniej podjęła się takowej próby, bo zanim udało jej się czmychnąć, a ciotce i wujkowi obsypać Gilberta pytaniami typu "jak to nie jesteś zainteresowany? Taki przystojny młodzieniec, jak ty?", rozbrzmiała głośno "Cherry Cherry Lady", która była niczym zew dla gości wesela, by rozpocząć chocholi taniec.
Niestety Gilbert i Dolly byli postronnymi ofiarami zahipnotyzowanych weselników.
- To moja ulubiona piosenka! - krzyknęła tłumaczka ciotki Isabel, która była zachwycona włosami najmłodszej Adlerówny. - No, wstawajcie! Idziemy tańczyć! - postanowiła, mocno chwytając duet kuzynostwa i ciągnąć ich na parkiet. Nie wiadomo skąd, ale nadeszło wsparcie ciotkowe, czyli wujek Henryk i John, którzy byli dla siebie szwagrami, a ich ulubionym powiedzeniem było "ze [tu wstaw odpowiednią nazwę relacji rodzinnych] się nie napijesz?!".
- No, no! Kogo ja tu widzę! Chłopak od Hargreevesów i najmłodsza Adlerówna! - obwieścił na przywitanie John, formując kółeczko taneczne z Gilbertem, Dolly, Henrykiem i jakąś ciotką.
- Ale wyrośliście. Pamiętacie nas? Ostatnio na pogrzebie dziadka Billa się widzieliśmy, tacy mali byliście - nastolatek zmarszczył brwi z konsternacji i przytłoczenia, gdy ciotka znowu mocniej go pociągnęła za nadgarstek, by ruszył się w tym kole. Gilbert przez chwilę myślał, że potknie się o swoje nogi.
- Co ty Henryk! Na bank nie pamiętają, smarkaczami wtedy jeszcze byli! A teraz to już wydorośleli! Dolores to już w ogóle na ładną pannicę... o, i piruecik! - dziewczyna mogła poczuć, jak wujek John wykorzystuje siłę, by ta zakręciła się wokół własnej osi.
Gilbert jej współczuł... sobie zresztą też.
Najwyraźniej para młoda lubowała się w starych hitach, bo zaraz z głośników poleciał kolejny hit Modern Talking - "You're My Heart, You're My Soul". Weselnicy głośno wyrazili aprobatę za wybór tej piosenki, a ktoś zgarnął pannę młodą do korowodu, który szybko zaczął się formować. Zresztą towarzystwo z kółka tanecznego Gilberta i Dolly również szykowało się na dołączenie do wężyka i jednocześnie zamierzali zgarnąć kuzynów do niego. Ciotka usadowiła ręce chłopaka na swojej talii, a nastolatka mogła poczuć dłonie, na całe szczęście, na swoich ramionach, a przynajmniej na razie.
Jednak Gilbert, nieważne jak bardzo jego kochana matula prosiła, by nie uciekał z imprezy i nie zaszywał się w jakimś schowku lub w krzakach, właśnie zamierzał to zrobić. Wykorzystał okazję i krzyknął coś w stylu "zaraz będę!", co było oczywistym kłamstwem i uciekł z formującego się wężyka. Ignorując wszelkie pokrzykiwania zachęty do dołączenia, wyszedł na świeże powietrze. Szybko skierował się na tyły budynku, gdzie nie było tylu ludzi, a muzyka była mocno przytłumiona.
Cóż, może nie powinien zostawiać samej Dolly w tym pochodzie, szczególnie z dziwnym duetem wujków, ale z drugiej strony sama była gotowa zostawić go na pastwę losu. Dlatego też Gilbert nie czuł się, aż tak źle, gdy uciekł, by zapalić.
Gdy chłopak poczuł się w miarę bezpiecznie, od razu odpalił szluga i skupił się na uczuciu wciąganego dymu. Dalej był na widoku weselników, którzy akurat również wyszli, ale przynajmniej hałas był trochę przytłumiony.
Heh, ciekawe gdzie podziewał się pan młody? Gilbert jakoś nie zauważył go, odkąd pokroili tort.
Zresztą, co go to interesuje. Teraz byłby bardzo wdzięczny, gdyby manifestacje Dolly spełniły się w ekspresowym tempie i rzeczywiście uderzyła w nich asteroida.

Dolly Adler

Z góry przepraszam na marne odwzorowanie weselnego klimatu, przyznam szczerze, że była tylko na jednym w całym swoim życiu c':
ambitny krab
Bojka#6766
córka rodziców — lorne bay
16 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
gaslight gatekeep girlboss
Jednoznacznie rezygnacyjne myśli w ciągu kolejnych kilku minut stały się zaraz morderczymi; co to była w ogóle za część rodziny, o chuj im wszystkim chodziło, czemu zachowywali się jak banda pomyleńców i dlaczego matka zamiast kary za niedawny przypał nie wysłała jej po prostu do klasztoru zamiast na ten cały rodzinny spęd? Soczek okazał się dobrą wymówką tylko na chwilę, bo przecież te stare pijawki nie dość, że nie znały chyba w ogóle pojęcia przestrzeni osobistej, to jeszcze uwzięły się na nią (i na jej, pożal się Boże, kuzyna też, jak widać), jakby zatęskniły nagle za utraconą bezpowrotnie u boku jakichś frajerów młodością. Powinno im to być może schlebiać, że oto nagle stali się dla wszystkich niemal tak ważni w tej chwili, jak sami państwo młodzi, ale Dolly z chęcią pozbyłaby się całej tej uwagi albo przynajmniej wywołała jakąś aferę, bo wujek Franklin wydawał się w idealnym stanie upojenia na upieranie się, że nie jest rasistą, bo ma jednego czarnego kolegę, który w dodatku jest gejem; nie zna za to żadnej osoby, która miała aborcję, więc mogliby się wreszcie uspokoić, ci pieprzeni demokraci. Wujek Franklin często odpalał się na temat swoich amerykańskich korzeni, dzieląc się z wybrańcami swoimi politycznymi przekonaniami, o których słuchanie mało interesowało kogokolwiek, bo miał wszystkie poglądy wyryte w imieniu i spojrzeniu myślą nieskalanym.
A jednak obiecała mamie, że będzie się jakoś zachowywać, a przyprawienie wujka Franklina o udar lub zawał przed północą nie było chyba jakimś zachowywaniem, więc zdecydowała, że zbierze karcące spojrzenia wszystkich konserwatywnych ciotek może trochę później, niech się Franklin i każdy inny o słabiej głowie naszturmi odpowiednio, żeby nie podsłuchiwać poważnych rozmów, potencjalnie kończących zawracanie doloresowego tyłka raz na zawsze, a także adnotację na kolejnym ślubnym zaproszeniu „bez dzieci”.
Gdzieś w trakcie tych egzystencjalnych rozmyślań wydarzyła się rzecz, której obawiała się najbardziej - Cheri cheri lady.
- O ja pierdolę... - mruknęła pod nosem w reakcji na zaklaśnięcie w dłonie tłumaczki ciotki Isabel i już pochylała głowę, żeby wcisnąć się pod stół i tam przeczekać to zbiorowe upokorzenie, które właśnie święciło się na parkiecie, ale w tym momencie któryś z pięciu tysięcy wujków obecnych tej nocy na tej pieprzonej sali chwycił ją (bez pytania! skopie mu potem jaja) za ramię, żeby pociągnąć do tego nieszczęsnego kółeczka zażenowania, gdzie też zaraz rozgorzała dyskusja na temat jakiegoś dziadka Billa - czyjego to ona nie miała pojęcia, bo na pewno nie jej, ale żadnego z wujków niezbyt to obchodziło. Nawiązawszy przypadkiem spojrzenie z kuzynem przewróciła teatralnie oczami, podrygując bez wyczucia w tym pozbawionym jakiegokolwiek ducha, ocenzurowanym maksymalnie tańcu - nie chciała narazić się na jakieś komentarze dotyczące ruchów albo czegokolwiek podobnego; już wystarczył jej wujek John który rościł sobie prawo do kręcenia nią jak szmacianą laleczką i bezwstydnego trzymania swojej paskudnej łapy w jej talii. O h y d a.
Zaraz po cholernym Cheri cheri lady wydarzyło się coś jeszcze gorszego, normalnie aż zmroziło ją od środka, bo ledwie z głośników poszły pierwsze nuty, a towarzystwo starych pierników już formowało wężyk. Jeśli ktoś chciał przetestować jej cierpliwość, to to była doskonała taktyka - tak, może obiecała matce, że nie narobi wstydu, ale poprzysięgła sobie, że jak tylko ktoś zmusi ją, żeby robiła z siebie nadal pośmiewisko w gronie ewidentnie najebanych starych dziadów, to poderżnie sobie gardło nożem do tortu na oczach ich wszystkich tylko po to, żeby zepsuć im humor i wieczór. Zaraz zauważyła, jak łatwo poszło Gilbertowi wymiganie się, aż normalnie nie dowierzała! Uniosła wysoko brwi, ale kiedy próbowała sama przekonać nieznośnych wujków, że musi odpocząć, do żadnego to nie docierała. W końcu bardzo głośno i dosadnie oznajmiła:
- MUSZĘ ZMIENIĆ TAMPONA.
Szok i niedowierzanie zarówno obu wujków, jak i wszystkich w niewielkim zasięgu jej zagłuszanego muzyką głosu, przyniosło wreszcie chociaż ochłapy upragnionej satysfakcji. Kolejna jej fala nadeszła, kiedy wujek John oblał się cały bordowym rumieńcem, nie mogąc wykrztusić słowa. Obrzuciła go jednym, przepełnionym okrucieństwem spojrzeniem, a potem bryknęła w stronę toalet, które... niestety były po zupełnie przeciwnej stronie pomieszczenia niż drzwi wyjściowe. Dobrze, że stary banger i wężyk doskonale odwrócił uwagę zakłopotanego wujostwa, bo jak tylko wszyscy oderwali od niej swoje wyczekujące spojrzenia, padła na czworaka i wczołgała się pod stół, tak jak zaplanowała przedtem. Okej, może to było trochę głupie, żeby zakładać, że uda jej się przeczołgać pod wszystkimi ustawionymi w podkówkę stołami bez ofiar do wyjścia, ale... chuj z tym, była totalnie zdesperowana. po drodze kilka razy trąciła meble zbyt mocno, w efekcie czego coś się rozbiło, a coś innego rozlało, ale i tak wszyscy byli na parkiecie - już wyobrażała sobie tę rozpacz, kiedy wrócą na miejsca i odkryją, że porozbijały im się kieliszki. Same. Ups.
- Wiedziałam, że jarasz; daj mi też. - Wydostawszy się na zewnątrz, wyrosła bez ostrzeżenia przy ramieniu starszego kuzyna, żeby zaraz wbić w niego wyczekujące i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Jednocześnie wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń, jakby oczekując co najmniej całej paczki fajek, a nie jakiegoś symbolicznego bucha. - No szybko - ponagliła go, bo jasne, mieli chwilę wytchnienia, ale niemożliwe, żeby banda pojebów odpuściła im na długo. - A potem pożycz mi zapalniczkę, to podpalę ciotce Isabel włosy - dodała zaraz, jedynie w tym akcie dostrzegając teraz jedyną szansę dla nich na przetrwanie wieczora.

Gilbert Hargreeves
powitalny kokos
kaja
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Okej, tradycje ważne są i tak dalej, ale czy tak właściwie miało sens wysyłanie na wesele tej strony rodziny, której w ogóle się nie znało? Skoro na co dzień nie był utrzymywany kontakt z członkami familii, to co taka jedna impreza miała im dać? Gilbert szczerze tego nie rozumiał i średnio miał ochotę uczestniczyć w jakiś obrządkach tylko dlatego, bo "tak wypada".
Ale niestety znalazł się tu - nieszczęśliwy jak cholera, z kuzynką, która niejednokrotnie powodowała u niego bóle głowy i teraz byli w centrum uwagi wujostwa, o którym na pewno zapomni, ale teraz musiał męczyć się z nimi, bo "nie wypadało, żeby ktoś nie pojawił się na weselu".
Świetnie.
Gdy tak Gilbert stał przy wujkach i ciotkach, którzy nie znali pojęcia przestrzeni osobistej, zadawali niesmaczne pytania i bez wyraźnego powodu wtrącali swoje uwagi odnośnie polityki, przeszło mu przez głowę, że nigdy w życiu nie chce się stać takim wujkiem. Byłby nawet skłonny dać broń Dolly, by ta dobiła go, jeśli wykazywałby symptomy "zwujoszczenia się". Heh, przynajmniej wiedział, że pod tym względem może liczyć na młodszą kuzynkę. Miałby tylko nadzieję, że tej nie włączył się sadystyczny chochlik i nie przedłużałaby jego katorgi. Niestety musiałby rozważyć, że mogłoby zaistnieć takie ryzyko...
Jak na razie chłopakowi daleko było do zapadnięcia na tą ciężką chorobę, czyli bycia typowym wujaszkiem, więc z wysiłkiem utrzymywał względnie neutralny wyraz twarzy, bo najchętniej skrzywiłby się na ich zachowanie. Ostatecznie obietnice złożona mamie dodawała mu sił, by nie pokazać po sobie, co myśli o tym całym weselu.
Przynajmniej Dolores była bardziej ekspresywna i Gilbert szczerze dobrze się bawił, gdy widział mordercze spojrzenia posyłane ciotkom i wujkom lub jak przewróciła oczami w tym nieszczęsnym tanecznym kółku. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się lekko, o dziwo niewerbalnie zgadzając się z kuzynką.
Jednak te małe, chwilowe porozumienia między nimi nie były wystarczające, by lojalnie utrzymać Gilberta przy Dolly. Co jak co, ale za bardzo ze sobą darli koty, by jedna, wspólna niedola na weselu sprawiła, że byłby skłonny wspierać ją w wytrzymaniu podrygiwań do kociej muzyki, nie mówiąc już o wężyku upokorzenia. Dlatego wystrzelił jak z procy na zewnątrz, gdy tylko znalazł okazję.
Szczerze się nie przejmował, jak Dolly poradzi sobie z zmasowanym atakiem wujków i ciotek w namowach do tańca. Gilbert cieszył się tą odrobiną wolności, aczkolwiek mógł ją utracić w każdej chwili, bo nawet na dworze kręciło się spora ilość weselników. Serio, jak dużą mają rodzinę?
Na całe szczęście nikt jeszcze go nie zauważył... no, w przeciwieństwie do Dolly. Skubana miała dobry wzrok.
Spojrzał na nią zaskoczony, gdy ta pojawiła się przy nim, ale szybko się opamiętał. Gorzko stwierdził w duchu, że tak właśnie skończył się jego moment spokoju, a nawet jeszcze się nie zaczął.
- Może magiczne słowo? - odburknął, niezadowolony z tego, jak Adler prosi go o papierosa. Aczkolwiek dać jej mógł. Co jak co, ale on tu nie był od moralizowania. - A zapalniczkę chętnie dam w takim celu - i na otwartej dłoni dziewczyny znalazł się wspomniany przedmiot. A fajka? Cóż, jak Gilbert wspomniał - najpierw magiczne słowo. Może i mu się dostanie, ale wtedy ostatecznie Dolly nie zapali.
Nagle kuzynostwo mogło usłyszeć głośniejszy śmiech weselników, którzy wyszli, by się dotlenić. Hargreeves spiął się cały i spojrzał za dziewczynę, żeby upewnić się, że jeszcze mają chwilę świętego spokoju. Na całe szczęście tak.
- Kurwa - syknął chłopak, zły jak osa. - Matka ich więcej nie miała? Tu nie ma w ogóle miejsca, w którym nikogo by nie było - bardziej głośno myślał, niż rzeczywiście mówił do kuzynki.
I tu zapaliła mu się żarówka nad głową.
Kuchnia. Tam raczej jak już ktoś jest, to z obsługi, a ci dalecy są od spoufalania się. Generalnie na zapleczu Gilbert może mieć więcej świętego spokoju.
- Słuchaj, nie lubimy się, ale chociaż raz umówmy się, że nie wchodzimy sobie w drogę. Ty idź podpal ciotkę Isabel, a gdyby ktoś o mnie pytał, to powiedz coś w stylu, że źle się poczułem i poszedłem się położyć, okej? - spojrzał nawet trochę proszącą na Dolly, by ta chociaż raz poszła na współpracę, która przyniesie im obu korzyści, a dokładniej to, że chociaż siebie nawzajem nie będą widzieć.
I tym o to sposobem zostawił kuzynkę z zapalniczką i (może) z papierosem, a sam skierował się w stronę kuchni, omijając po drodze przeszkody w postaci wujków, ciotek, dzieci itd. A czy odnajdzie chwilę spokoju na zapleczu? Dowiemy się tego w następnym poście!

Dolly Adler
ambitny krab
Bojka#6766
ODPOWIEDZ