mechanik, ogarnie ci też rupiecie — bo ma za domem złomowisko
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
ja zawsze ponad - mnie nie przekonasz
twoja culpa, jeśli ze mną tańczy Twoja żona
Po raz ostatni dopuścił rozsądek do głosu w chwili, gdy usłyszał, że się zaręczyła.
Inaczej — dopuścił rozsądek do głosu i rzeczywiście posłuchał, co ma do powiedzenia. Zaręczyła się. Zakochała się. I gotowa była powiedzieć „tak”, na dobre i na złe. Dotarło do niego, choć nie dokładnie w tamtej chwili, wiedział to już wcześniej, ale jakby ostatecznie dotarło, że cokolwiek było między nimi, jest przeszłością. Jej przeszłością. I jedyne co mu pozostało, to zrobić to samo — ruszyć do przodu. Zamiast tego, tkwił w miejscu, dokładnie tym samy, gdzie sześć lat temu.
Słysząc jej kolejne słowa, nie mógł się powstrzymać, parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową, ale nie zamierzał podejmować tego tematu. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, której powinna ufać, a przynajmniej tego powinno nauczyć ją doświadczenie, prawda? Użyła jednak słowa „mechanik”, a on naprędko uczepił się tego słowa, by nie pozwolić natrętnym myślom wybiec w złym kierunku.
Momentami nie rozumiał, naprawdę nie rozumiał, jak mogła być dla niego taka… miła. Zwyczajnie, po ludzku miła. Jej uśmiech wydawał się szczery, zresztą, zawsze taki był — w jego oczach nie zmieniła się ani trochę. I doskonale pamiętał tamtą pełną niezręczności rozmowę, gdy obiecali sobie, że zachowają się jak dorośli i spróbują — z naciskiem na spróbują z jego strony — zostać przyjaciółmi. Nie wyobrażał sobie tego ani wtedy, ani nigdy, nie po tym, jak ją potraktował… a właściwie, traktował całymi miesiącami, po tym, co powiedział, gdy przemawiał przez niego głód i ból, którego w żaden sposób nie potrafił uśmierzyć. I nie, nie miał dla siebie wytłumaczenia, żałował każdego słowa.
I dlatego z trudem potrafił wytrzymać jej spojrzenie przez dłużej niż kilka sekund, zwłaszcza, gdy uśmiechała się w ten sposób, tak jakby nic się nie zmieniło… Gdy pochyliła się, by zajrzeć do środka auta, a jej twarz znalazła się zaledwie kilkanaście centymetrów od jego, kątem oka mimowolnie zerknął w jej stronę, na ułamek sekundy, zatrzymując wzrok na jej ustach, jednak w porę przywołał się do porządku, dokładnie w chwili, gdy przeniosła wzrok z deski rozdzielczej na jego twarz.
Mogło być gorzej — odparł, unosząc kącik ust w nieco krzywym uśmiechu. Jak prawdziwy mechanik, nie powie nic, póki nie sprawdzi, prawda? Nie zamierzał jednak mówić jej, że przyjechała w ostatniej chwili, by musiała czuć się zobowiązana, czy… cokolwiek innego. Jeszcze raz przekręcił kluczyk w stacyjce, by kontroli zgasły i zapali się ponownie. — Chyba wiem w czym rzecz, ale może będziesz musiała wpisać go na listę do przeszczepu — rzucił, w ramach żartu o cierpiącym pacjencie, ale uśmiech na jego ustach nieco zbladł, gdy odruchowo zerknął w jej stronę i napotkał jej spojrzenie. I nie byłby w stanie powiedzieć, czy trwało to kilka sekund, czy dłużej, ale…
Dzięki Bogu za ten telefon!
Gdy odsunęła się od samochodu, by zerknąć na telefon, wykorzystał tę chwilę, by się ogarnąć, inaczej tego nie ujmę, i przypomnieć sobie, że… jest mężatką. Tak.
Nie odbierzesz? — zapytał, puszczając mimo uszu jej pytanie i zerknął znacząco na jej telefon. Nie mógł wiedzieć, że to jej mąż, ale w tej chwili właśnie to sobie wmówił, by nie zapomnieć o obrączce na jej palcu. W międzyczasie, schylił się, by sięgnąć do dźwigni odblokowującej maskę, a gdy ta ustąpiła, wysiadł z samochodu. — Kontrolka świecy żarowej. Oznacza przepalone świece… albo dziesięć innych rzeczy — mruknął, wzruszając lekko ramionami i otworzył maskę. I znowu wrócił ten oficjalny ton…

Leannie Headley
kukabura
the boy next door
anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
Leannie Headley była po prostu miłą osobą.
Zawsze.
Dla wszystkich.
Leannie Headley była bardzo miłą osobą, ale odcinała się od ludzi, którzy albo ją zranili, albo jej nie pasowali. Od Amosa nie potrafiła. Sama pamiętała jak te kilka miesięcy temu na jego widok zapomniała przez chwilę jak się oddycha. Nie wiedziała wtedy, czy ma ochotę się na niego rzucić z pięściami, wyjść nie obdarzając go ani jednym spojrzeniem, czy też ostentacyjnie drapać się po nosie, by mógł dostrzec wielki, błyszczący brylant na jej palcu. Z początku chciała mu pokazać, jaka jest szczęśliwa i jak jego widok, nie zrobił na niej żadnego wrażenia, ale z każdym kolejnym przypadkowym spotkaniem - choć były one rzadko, odkrywała, że prawda była zupełnie inna. Przynajmniej z jej strony.
Pamiętała wszystko doskonale, pamiętała każde wypowiedziane przez niego słowo, każde odepchnięcie, gdy próbowała go dotknąć, przytulić, zatrzymać, a on zostawiał ją pośrodku niczego i po prostu znikał. Zasługiwała na coś lepszego, znalazła kogoś lepszego, a mimo wszystko nadal na Hayworthie jej zależało. Lubiła nawet myśleć, że to wszystko było po coś, że może musiał ją tak źle potraktować, musiała być momentami workiem treningowym, choć założę się, że nigdy ręki na niej nie podniósł, to słowa raniły równie mocno, by on dzisiaj był lepszym człowiekiem. Lustrując go swoim spojrzeniem dzisiaj, nie widziała w nim zagubionego, młodego człowieka, któremu cały świat i cała przyszłość się zawaliła. Nie wiedziała, że nadal miał problem, że tak bardzo skomplikował sprawy, że nie widywał własnego dziecka. Nie znała go dzisiaj tak naprawdę, ale łudziła się, że jest lepiej, że on też jest szczęśliwy i może właśnie przez to, dziś starała się być dobrą przyjaciółką. Choć bycie dobrą przyjaciółką na odległość, bez widywania go, bez jego zapachu, który mimowolnie zaatakował jej nozdrza, gdy nachylała się w tym przeklętym aucie - byłoby prostsze.
- Och, dobrze więc, że mam wtyki w służbie zdrowia, może uda się przesunąć pacjenta na samą górę kolejki - mruknęła jeszcze zanim zadzwonił jej telefon, a dzielący ich dystans zaczął na nowo być bezpiecznym. Słysząc jego pytanie uniosła brew do góry. W końcu to była jej sprawa, czy chciała odebrać, czy nie. Nie zdążyła mu jednak odpowiedzieć, bo jej telefon zadzwonił ponownie, a ona krótko wzdychając zrobiła dwa kroki w bok i odebrała. Znała swoje męża, wiedziała też, że powinna być już jakiś czas temu w domu, a on najzwyczajniej w świecie się martwił. Odbyła więc z nim bardzo krótką rozmowę, parokrotnie uspokajając go i zapewniając, że sobie poradzi i nie musi tu przyjeżdżać, po czym chowając już telefon do kieszeni znowu zbliżyła się do Haywortha.
- Czasami zapominam, że ktoś czeka na mnie w domu, że nie mieszkam już sama, przez bardzo długi czas było inaczej i człowiek do czegoś innego jest przyzwyczajony- westchnęła kręcąc głową. Nie powinna tego mówić, nie powinna wtrącać swoich prywatnych spraw, a z drugiej strony byli przyjaciółmi, powinna przyjacielowi powiedzieć prawdę... Była długo sama, długo nikogo nie miała, długo nie mogła o nim zapomnieć, ale i o tym jak była oddana tej relacji i jak bardzo tego pożałowała.
- Więc to te świece, tak? Słuchaj, jeśli mogę dojechać do domu, to nie chcę Ci dzisiaj dłużej zawracać głowy. Mogłabym wrócić kiedy indziej? Na pewno masz tysiące ciekawszych sposobów jak spędzić ten wieczór - była tego pewna! Tak samo jak tego, że była mu całkowicie obojętna. Może już kogoś miał? Leannie wolałaby chyba nie wiedzieć. - I tak, jestem Ci wdzięczna, naprawdę dziękuję, powinieneś kiedyś wpaść do nas. Pewnie nie pamiętasz, ale dawno, bardzo dawno temu, gdy byliśmy dużo młodsi często w drodze na plażę przejeżdżaliśmy obok takiego pięknego domu przy plaży. Często mi obiecywałeś, że będzie nasz... Kupiłam go sobie sama, ale musisz kiedyś wpaść i zobaczyć jak jest w środku - dodała spoglądając mu prosto w oczy, jakby chciała znaleźć w nich jakąś skruchę, żal.

amos hayworth
powitalny kokos
Liani
brak multikont
mechanik, ogarnie ci też rupiecie — bo ma za domem złomowisko
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
ja zawsze ponad - mnie nie przekonasz
twoja culpa, jeśli ze mną tańczy Twoja żona
Czasami przyłapywał się na myśli, że naprawdę wolałby, gdyby go nienawidziła.
Wierzył, że to oddzieliło ich jakąś grubą kreską, do której nie sposób się zbliżyć, a co dopiero pomyśleć o jej przekroczeniu. Tak byłoby prościej, choć wydawać by się mogło, że wystarczą męczące go wyrzuty sumienia. Trudność polegała na tym, że w pamięci, wśród wszystkich tych przykrych wspomnień, których wolałby nie pamiętać, kryły się też te dobre, na co dzień przysłonięte poczuciem winy.
Pamiętał wszystko w najdrobniejszych szczegółach, co uważa za wyjątkowo okrutną, choć bez wątpienia zasłużoną karę za to, co zrobił… Zdaje się, że ten Ktoś na górze miał w tym swój udział, i choć na ogół wątpił w jego istnienie, to czasami zdarzało mu się docenić jego poczucie humoru.
Nie spodziewał się, że po tych wszystkich latach, tak po prostu zapomniała… Była ostatnią osobą, którą chciał zranić, a zdaje się, że ze wszystkich bliskich mu osób, to ona ucierpiała najbardziej, właśnie dlatego, że była najbliżej — zawsze pod ostrzałem słów, które nigdy nie powinny paść, to na niej zawsze odbijała się jego złość, wściekłość tak naprawdę, rozgoryczenie... tym wszystkim. I bezsilność, prawdopodobnie podobna do tej, którą czuła ona sama. Nawet jeśli przez chwilę myślał, że to wszystko musiało się wydarzyć, z tyłu głowy zawsze słyszał ten głos, który kończąc zdanie, mówił, że nie musiało przytrafić się jej. Nie zasługiwała na to, a on nie zasługiwał na nią, ani wtedy… ani teraz.
Powinna była to wszystko usłyszeć już lata temu…
Radził sobie dużo lepiej, przynajmniej tak mówił, gdy zmęczony pytaniami, postanowił uraczyć kogoś jakąkolwiek odpowiedzą. Nie znosił, gdy ktoś go pytał, ktokolwiek, o cokolwiek tak naprawdę, zupełnie jakby spodziewał się usłyszeć inną odpowiedź, płacz i zgrzytanie zębami. Miał problem i zawsze będzie go miał, uzmysłowił sobie to już dawno. Miał też zupełnie inne problemy, które zdawały się nie mieć końca, ale wiedział też, że jedynym sposobem, by sobie z nimi poradził, jest rozwiązywanie jeden po drugim, nigdy wszystkie na raz. One day at a time, tak? W teorii wszystko to brzmi świetnie.
Gdy tak stał przed otwartą maską, przyłapał się na tym, że zamiast skupić się na silniku, spojrzeniem powędrował za nią, gdy odeszła na kilka kroków, by odebrać telefon. Starał się nie słuchać, ale w głowie odruchowo odtwarzał całą rozmowę, w tym pytania padające po drugiej stronie, gdzie jest, z kim jest, kiedy wróci… przez moment zastanowił się, czy w ich wspólnej historii odgrywa jakąś rolę? Czy dziś był już tylko dobrym znajomym, częścią przeszłości, o której nie rozmawiają? Sam nie wiedział, dlaczego nagle zaczął się nad tym zastanawiać, ale natychmiast zganił się za to w myślach!
Słysząc jej słowa, uśmiechnął się pod nosem, nieco gorzko i pokiwał głową nie wiedząc, co powinien na to odpowiedzieć.
To chyba coś dobrego, hm? Nie wracasz do pustego domu — powiedział, starając się nadać tym słowom tyle obojętności, ile tylko był w stanie, ale uśmiechnął się przy tym, jakby starał się powiedzieć, że go to cieszy. Naprawdę cieszył się, że była szczęśliwa, zawsze tego chciał, , nawet jeśli to wiązałoby się z tym, że miałby zniknąć z jej życia. Zdaje się, że jedno wiązało się z drugim.
Daj spokój, to zajmie chwilę — odparł, nieco wchodząc jej w słowo! Był jej bardzo wdzięczny za tę zmianę tematu, a pewnie byłoby też lepiej, gdy teraz wsiadła do samochodu i odjechała, zapominając o tej żałosnej próbie udowodnienia sobie, i jemu, że mogę być przyjaciółmi… ale nie mógł pozwolić jej odjechać i ryzykować, że zatrzyma się pośrodku jakiegoś pustkowia, a raczej nie chciał, by pomyślała, że tak chętnie przytaknąłby na jej propozycję, bo ma „tysiące ciekawszych sposobów jak spędzić ten wieczór”. Akurat! — Zresztą, i tak zrobię dziś tylko tyle, byś dojechała do domu — dodał, a gdzieś w między czasie wcześniej sięgnął po szmatkę, którą miał za paskiem, zdążył zdjąć pokrywę i wykręcić jedną ze świec, która musiał przeczyścić. Jeszcze tylko pięć? Powinno pomóc, tyle się znam! Słysząc jednak jej kolejne słowa, zastygnął w miejscu, ze szmatką w ręce, pozwalając zapaść ciszy na odrobinę za długo, gdy tak stał, ze wzrokiem utkwionym we własne ręce.
Często mi obiecywałeś, że będzie nasz...
Pamiętam — to jedyne, co był w stanie z siebie wydusić, gdy w końcu podniósł na nią wzrok, ale sposób w jaki na niego patrzyła, sprawił, że prędko wrócił spojrzeniem pod maskę, starając się skupić na tym, co robił, choć od dobrej chwili czyścił jedną a tą samą świecę. W głowie miał prawdziwą gonitwę myśli, nie mógł skupić się na żadnej z nich… — Dlaczego mi to mówisz? — zapytał, gdy nagle wyprostował się, na moment zapominając o tym, co miał zrobić i spojrzał na nią pytająco, wyczekująco, jakby spodziewał się, że rzeczywiście ma jakiś ukryty powód! — Nie zrozum nie źle, bardzo się cieszę Twoim… Waszym szczęściem, tak, to całkiem fajny facet, ale… — w porę ugryzł się w język, by powiedzieć, że nie ma najmniejszej ochoty go poznać, ani oglądać ich domu, i tak naprawdę, nie miał pojęcia, jak dokończyć to zdanie, pozostało mu jedynie roześmiał się głupio! Świetnie zachowywał pozory!

Leannie Headley
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo czekałaś!
kukabura
the boy next door
ODPOWIEDZ