Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke od razu odnotował wkurwienie na twarzy Vivienne. Mógł się jedynie domyślać, że wynikało ono nie tylko z faktu, że Tang poczuła dziś na karku oddech glin, ale też z powodu nieudanej transakcji. Z tego co mówiła zanim podjechało do nich trzech typków wynikało, że zdecydowana większość tego typu spotkań kończyła się jednak powodzeniem. Gdyby wszystko poszło dobrze, teraz odjeżdżałaby stąd z pokaźną sumką i wolną głową, gotową do relaksu.
Luke również jeszcze przez jakiś czas uważnie wpatrywał się w lusterka. Każdy samochód, który gdzieś nagle pojawiał się na drodze, wydawał mu się podejrzany. Nawet rutynowe zatrzymanie na kontrolę policji byłoby w stanie wytrącić go teraz z równowagi, dlatego z ulgą przyjął że nic takiego się nie wydarzyło. A jeśli chodziło o ewentulne trafienie do pierdla za pomocnictwo, czy za cokolwiek innego (Winfield miał wiele tego typu przemyśleń, biorąc pod uwagę swoją bogatą kartotekę z przeszłości), Luke był pewien że nie przetrwałby tam doby. W życiu nie poszedłby za robienie za suczkę jakiegoś więziennego dryblasa i znając jego niewyparzoną gębę, prawdopodobnie już po pierwszej nocy znaleźliby go zaciukanego w swojej celi. Choćby takie myśli sprawiały, że próbował trzymać się z dala od kłopotów, jak widać nie zawsze mu to wychodziło.
- Mam już całkiem nieźle pogryziony tyłek. Ale jeszcze mogę na nim siadać - skomentował z szyderczym uśmieszkiem. - Byłem problematycznym dzieciakiem - dodał dla uściślenia, że chodziło mu o częste lądowanie na dołku jako młodziak. Ale że Luke był z góry negatywnie i lekceważąco nastawiony do każdego przedstawiciela mundurowych, ciężko byłoby mu wcielić radę Vivienne do swojego życia.
- Myślisz, że było ich tam więcej niż ta trójka? Wiesz, pochowanych gdzieś po kątach jak szczury - spytał. Jeśli tak było, musieli pojawić się tam na długo przez Tang i Winfieldem, bo przecież kiedy byli jeszcze sami nic nie wskazywało na to, że mają nadprogramowe towarzystwo. Na myśl, że cały czas byli obserwowani i być może nawet ktoś trzymał ich na muszcze, poczuł dziwny ucisk w żołądku.
- Jasne. Bez problemu - odparł wymieniając z Viv spojrzenie. Jemu również nie spieszyło się jakoś mocno do domu, bo tam czekało go zderzenie z szeregiem innych problemów. Z dwojga złego wolał spędzić kilka godzin jeżdżąc bez celu po mieście, niż w kiepskiej i niezręcznej atmosferze pomiędzy nim a jego współlokatorką. Osunął się nieco niżej na fotelu pasażera, przyjmując wygodniejszą, półleżącą pozycję.
- Ta praca ma jakiś termin ważności? Chodzi mi o to, czy jest jakiś limit nie wiem, wieku albo zysków, po osięgnięciu których możesz na luzie powiedzieć "Pierdolę to" i przejść na emeryturę? - spytał ponownie spoglądając na prowadzącą auto Tang.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Oczywiście, że była wkurwiona. Nienawidziła, kiedy coś nie szło po jej myśli jak zapewne większość ludzi na tym świecie. Tym bardziej, że gdyby nie banda tych dupków mogłaby już dawno siedzieć pod kołdrą w domu, wychyliwszy jednego drinka przed snem na uczczenie transakcji, a obok spoczywałyby grube tysiące zarobione na sprzedaży statuetki. Daleko jej było co prawda do furiatki, ale nie potrafiła też w pełni ukryć swojego niezadowolenia. Cholerne gliny.
Całe szczęście ruch uliczny nie był jakoś szczególnie ożywiony o tej porze nocy w tej okolicy dlatego też dużo łatwiej było dostrzec jakieś znajdujące się w pobliżu pojazdy. Większość z nich nawet jeśli podążała śladem dwójki pracowników Shadow to jednak już po chwili skręcała w jakimś innym kierunku. Wyglądało na to, że jednak nie mieli żadnego ogona. Nie marzył jej się pobyt w więzieniu i sądziła, że Luke również nie chciałby być karany za współudział, bo jakby nie patrzeć to w dobitny sposób zrobiła z niego swojego pomocnika czy też pomagiera. Zwał jak zwał.
- Cóż bywa i tak. Chociaż nie miałam na myśli żadnych zabaw tego rodzaju, które niektórzy preferują. W tym aucie nie kinshame'ujemy - bo z pewnością nie była osobą, która mogłaby w podobnej kwestii rzucić kamieniem jako pierwsza jeśli chcielibyśmy już pójść w jakieś alegorie biblijne i rzeczy tego typu. - Wiem, że czasami kusi przycwaniaczkować i pokazać, że jest się chojrakiem, ale serio nie warto. Czasem wręcz nikt cię przez to nie weźmie na poważnie.
Jak to zwykła mawiać babcia Tang: krowy, które dużo muczą mało mleka dają. Lepiej było podchodzić ostrożnie do osób, które dużo gadały o sobie i swoich umiejętnościach. To nie wróżyło zbyt dobrze. No, ale w kwestii Luke'a była to jedynie żartobliwa uwaga, która jej zdaniem po prostu była wypowiedziana w nie do końca odpowiednim momencie. Wolałaby wpierw mieć pewność, że bezpiecznie się wykręcili z tej sytuacji nim zaczęłaby gadać na lokalną psiarnię.
- Tego nie można wykluczyć. Mogli szykować jakąś grubszą zasadzkę, czekać na sygnał i tak dalej... - ciężko było jej uwierzyć w to, że w całej akcji uczestniczyło jedynie trzech debili, którzy ot tak puścili ich wolno. Bardziej prawdopodobne, że mieli jednak nieco szerzej zakrojoną akcję, która z pewnych przyczyn nie wypaliła i służby po prostu wycofały się z niej, aby móc się przegrupować i zmienić swoje plany. To dla niej brzmiało o wiele bardziej wiarygodnie.
Nie odpowiedziała na razie nic, gdy tylko Winfield jej przytaknął. Zamiast tego po prostu skręciła w jedną z bocznych ulic, zmieniając kierunek jazdy. Mogli pokręcić się nieco po miasteczku, a potem pojechać gdzieś poza jego granice, gdzie nie znajdowało się nic ponad australijską dziczę i absolutny brak bytności człowieka. Czasami  takie samochodowe wędrówki naprawdę pomagały jej odetchnąć.
- Wszystko zależy od tego jak się ustawisz... W teorii możesz robić to do końca życia i wiecznie zbijasz kokosy dopóki ktoś cię nie zgarnie. Jeśli jednak wejdziesz w jakiś gówniany układ to próba wycofania się z biznesu może się dla ciebie naprawdę źle skończyć... - mruknęła, przesuwając na chwilę spojrzenie z drogi na barmana, który zdążył już się wygodnie rozsiąść na sąsiednim fotelu. - Czasem możesz trafić na niezaspokojonego skurwysyna, któremu wiecznie będzie mało i nie pozwoli ci odejść pod groźbą śmierci. Albo też zapewni ci wieczny odpoczynek, bo puknąłeś jego żonę lub córkę. Różnie bywa.
Z każdej sytuacji można było wyjść jeśli tylko było się odpowiednio ustawionym lub potrafiło się dobrze zakręcić. Ewentualnie była to kwestia szczęścia, w które osobiście Vivienne nie wierzyła oraz wielu innych czynników.

Luke Winfield
sumienny żółwik
Arisu#1538
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke nie był wkurwiony aż tak jak Viv, bo sam z racji bycia jej pomagierem mógł jedynie liczyć na jakąś ekstra premię od szefa. Daleko więc było mu do przeliczania grubych hajsów z transakcji. Ale miał poczucie straty czasu, a na dodatek znowu - po wielu latach - poczuł na karku oddech glin. Raczej nie wyszedłby z tej sytuacji obronną ręką, bo nie miał kasy na dobrego adwokata i prędzej by umarł niż zwrócił się o pomoc do adopcyjnych rodziców. I tak nie mieli już wobec najmłodszego syna większych oczekiwań, a gdyby dał się dzisiaj złapać pewnie potwierdziłby jedynie, że tylko pakowanie się w kłopoty jako tako mu w życiu wychodzi. W zasadzie to pewnie byli zdziwieni, że w swoim życiorysie miał jedynie parę nocek na dołku za udział w bójkach, rozróby czy posiadanie niewielkich ilości trawy.
Roześmiał się słysząc jej słowa o kinkshame'ingu, jednocześnie zastanawiając się nad jej kolejnymi słowami.
- Uczą tego wszystkiego na jakimś kursie z paserstwa czy dzielisz się teraz ze mną swoim doświadczeniem? - uniósł zaczepnie brew. Mimo, że byli równieśnikami, czuł się trochę tak jakby dostawał życiowe rady od starszej siostry. Ale nie odbierał tego negatywnie, a wręcz przeciwnie - skoro Tang była w tym interesie od paru lat, na pewno wiedziała o glinach więcej niż Luke, który po prostu sprawiał dużo problemów jako dzieciak i nienawidził ich po prostu dla zasady.
Zmarszczył brwi, kiedy Viv potwierdziła jego obawy. Nie wróżyło to dobrze na przyszłość - skoro dzisiaj nie udało im się złapać ich na gorącym uczynku, wychodziło na to że w najbliższym czasie Shadow może być pod baczną obserwacją jeszcze mocniej, niż do tej pory.
- Chyba po prostu bali się, że jeśli okazałoby się że żadnej statuetki nie ma, to w taki chujowy i banalny sposób wyjebali się przed nami ze swoich planów i podejrzeń - rzucił luźną myśl, bo dzisiejsza sytuacja pewnie jeszcze przez dość długi czas będzie chodziła mu po głowie. Raczej dzisiaj ani pewnie w najbliższej przyszłości ani Luke, ani Viv tego się nie dowiedzą, ale co mu szkodziło trochę sobie pogdybać. - Ale nie wiem. Chuj im w dupę. Albo nie, bo dla niektórych to pewnie byłaby sama przyjemność - dodał jeszcze podsumowując swoje przemyślenia. Ale skoro to auto kinkshame free, to nie wnikał w to dalej.
W ciszy obserwował puste ulice, wsłuchując się w to co mówiła do niego Tang. W żaden sposób nie przeszkadzało mu to, że nie miał pojęcia gdzie prowadzi Viv. Taka jazda w pizdu miała swoje uroki, zwłaszcza jak towarzystwo i anegdotki było ciekawe.
- A Ty? Miałaś kiedyś sytuację, w której poważnie myślałaś że Twój turnus na świecie żywych dobiega końca? - zerknął na nią zaciekawiony, ani trochę nie krępując się zadawać jej takich - jakby nie było bardzo osobistych - pytań. Najwyżej odpowie, że chuj mu do tego, chociaż nie wydawało mu się aby Tang miała problem z wyjawianiem takich faktów ze swojego życia. Była zaskakująco otwarta - przynajmniej porównując do tego, co Luke myślał o niej zanim wpakowali się dziś w to gówno. - O widzisz. Dlatego zawsze unikam mężątek. Raz się z taką bzykniesz, a ostatecznie mężuś i tak się dowiaduje i kończysz z obitą mordą - westchnął, nie mając pojęcia że sam dokładnie tkwił w takiej sytuacji po uszy. Z tą różnicą, że nie miał pojęcia że panna, do której uderzał, takiego męża w ogóle ma i że do przyjemnych typów to on nie należał.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Akurat jeśli chodziło o kwestie związaną ze znalezieniem prawnika to nie powinno być takiego problemu. Jakby nie patrzyć oboje byli w trakcie roboty także Luke z całą pewnością mógł liczyć na pomoc jednego z zaprzyjaźnionych adwokatów, którzy niejednokrotnie ratowali tyłki ekipie z Shadow, gdy tylko coś szło lekko nie tak. Co innego jeśli faktycznie skończyłby na dołku z własnej głupoty przez coś zrobionego prywatnie. No, ale na razie nie było co się tym przejmować. Byli cali i zdrowi, a przede wszystkim wolni. Może nie do końca od podejrzeń, ale zawsze coś.
Prychnęła krótko śmiechem, gdy tylko usłyszała komentarz o kursie paserstwa. Gdyby takie istniały to z pewnością nieco by jej to ułatwiło życie i może pomogło w znalezieniu odpowiedniej kariery o wiele szybciej niż miało to miejsce w rzeczywistości. Na pewno jednak szybciej odnalazłaby się w tym wszystkim i lepiej nawigowała w tym nielegalnym półświatku.
- Powiedzmy, że dzielę się tym z dobroci serca. Zresztą możliwe, że jeszcze kiedyś czeka nas bliższa współpraca. Mało prawdopodobne, ale jednak niewykluczone jak widać - stwierdziła, bo jednak nie spodziewała się tego, że Winfield zostanie jej wciśnięty na siłę jako osoba towarzysząca. Co prawda nie miała do niego większych zarzutów, ale z drugiej strony jakby akcja potoczyła się w zupełnie innym kierunku to wolałaby mieć przy sobie jak już raczej doświadczonego karka.
- Chuj ich tam wie. Albo dowodzący akcją dostał sraczki i nie zdołał im wydać rozkazu. Najważniejsze, że teraz niestety trzeba będzie zachować szczególną ostrożność - co prawda psiarnia zapewne tak szybko nie wykona kolejnego ruchu, ale mimo wszystko w najbliższym czasie trzeba będzie ograniczyć ilość transakcji oraz dużo baczniej prześwietlać potencjalnych kontrahentów. Możliwe nawet, że transakcje ograniczyć jedynie do tych najbardziej zaufanych. Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, ale o wiele lepiej niż bycie wtrąconym za kratki.
- Niech im będzie ten metaforyczny chuj w dupę. Ale taki, żeby im się nie spodobało - uściśliła jeszcze, obracając kierownicę, gdy tylko droga przeszła w delikatny łuk.
Żadne z nich tak naprawdę nie dbało o to dokąd właściwie zmierzają. Dla Tang liczyło się przede wszystkim to, że znajdowali się w ruchu i miała jakieś zajęcie, które wymagało względnego skupienia. Przynajmniej to pomagało jej się uspokoić i oczyścić umysł, który musiał skupić się na zupełnie innym zadaniu niż snucie różnych teorii.
- Owszem. Niektórzy nie potrafią dobijać interesów bez wymachiwania bronią - póki Luke jej nie dopytywał to nie wdawała się w szczegóły, ale istotnie kilkukrotnie miała wrażenie, że zagląda już śmierci w oczy. Zawsze jednak trzymała się zasady tylko spokój może nas ocalić i jak na razie działało to doskonale.
- Żebyś tylko kiedyś po fakcie się nie dowiedział, że panna ma jednak mężulka - skomentowała bezwiednie, nie zdając sobie sprawy kompletnie z tego w jakiej sytuacji znajduje się Winfield. Nieszczególnie do tej pory mieli okazję do tego, żeby faktycznie razem pracować także nigdy jakoś szczególnie nie interesowała się barmanem. Wystarczała jej wiedza na temat tego jak się nazywa i to, że potrafi przygotować zajebiste drinki. Reszta nie miała znaczenia.
Przed nimi znajdowało się kompletne pustkowie i zero śladów jakiejkolwiek obecności człowieka. Od dawna też w okolicy nie natknęli się na żadne auto, które podążałoby albo w tym samym albo w przeciwnym kierunku. Vivienne zjechała ostrożnie na pobocze po czym sięgnęła do samochodowego schowka znajdującego się przed siedzeniem Winfielda.
- Muszę zapalić. Potem możemy wracać - oświadczyła, wyjmując na wpół już wypaloną paczkę fajek. - Idziesz ze mną?

Luke Winfield
sumienny żółwik
Arisu#1538
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie zamierzam się wyrywać - skomentował z lekkim rozbawieniem o kolejnej potencjalnej współpracy. Bądź co bądź był jednak dość wygodnym człowiekiem, więc wszelkie dodatkowe zajęcia i obowiązki musiałyby być po prostu opłacalne. Tymczasem co prawda dostał obietnicę wyższej premii, ale były to jedynie zapewnienia "na gębę", więc warte tyle co nic. Wiadomo, nie będzie spisywał umowy na udział w przestępstwie, ale następnym raze wolałby dostać hajs z góry, żeby nikt go nie wychujał.
- Czyli co, na jakiś czas będziesz musiała wrócić do cienia? - spytał zerkając na nią. - Chujowo. No ale takie ryzyko biznesowe - wzruszył ramionami. Wiadomo, wszystkie interesy wiązały się z jakimś ryzykiem - na przykład takim, że w końcu trafisz do pierdla. No ale jest ryzyko, jest zabawa. No i większy zarobek, bo przecież nie było tak że pierwszym co robisz po udanej transakcji to wypełnianie druczków w Urzędzie Skarbowym.
Przyglądał jej się przez dłuższy moment, kiedy wspomniała o wymachiwaniu bronią. Mówiła to takim tonem, jakby kompletnie nie robiło to na niej wrażenia. Pod tym względem zdawała się być całkowitym przeciwieństwem Luke'a. On pewnie od razu w takiej sytuacji rzuciłby się na kontrahenta z pięściami. Chyba był po prostu zbyt impulsywny na tego typu pracę. W stresujących sytuacjach zdrowy rozsądek był ostatnią rzeczą, którą się kierował.
- Co wtedy czułaś? Wiesz, kiedy myślałaś że zaraz zejdziesz z tego świata - spytał, choć prawdę mówiąc sam parę razy był w sytuacji, w której myślał że wykituje - z tą różnicą, że z zupełnie innych powodów niż Vivienne. Jeszcze parę lat temu, kiedy Winfield ładował do nosa i palił wszystko co popadnie, parokrotnie naprawdę myślał, że zejdzie z tego świata. Czy to sprawiało, że nagle z dnia na dzień przestał ćpać? Oczywiście, że nie.
Swoją drogą nie wiedzieć czemu, ale kompletnie nie czuł dystansu względem Tang, mimo tego że do tej pory znali się głównie z widzenia. Chyba coś było w tym, że chujowe doświadczenia burzyły bariery pomiędzy ludźmi i rozmowy mogły dzięki temu stawać się bardziej intymne.
- Spoko, nie dam się zrobić w konia - powiedział każdy, kto właśnie pakował się w toksyczną relację. Wiadomo, po fakcie każdy staje się nagle mędrcem, ale to było jeszcze przed nim.
Kiedy parkowali na poboczu, Luke z automatu spojrzał w boczne lusterko. Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to to że Tang chce w ten sposób pozowlić się wyprzedzić. Jednak nie było wokół nich żywej duszy, więc na propozycję Vivienne przytaknął głową.
- Idę - stwierdził, wysiadając z auta. - Chciałoby Cię potem podrzucić mnie do Opal Moonlane? - spytał, nie mając pojęcia o tym że Vivienne również mieszkała w tej dzielnicy.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc komentarz Luke'a. Biorąc pod uwagę to jakie mieli tego dnia atrakcje to wcale mu się nie dziwiła. Raczej mało kto tak hobbystycznie pchałby się w podobne zajęcia jeśli tylko miał zapewnioną całkiem dobrą i bezpieczną posadkę. Oczywiście były też wyjątki, które potwierdzały regułę, ale to była już zupełnie osobna kwestia.
- Przynajmniej częściowo, ale tak. Chujowo - potwierdziła, wzdychając ciężko.
Przynajmniej będzie miała więcej czasu na to, aby zająć się sprawami w galerii sztuki. I może porobieniem czegoś dla siebie w wolnym czasie. W zasadzie od dawna nie malowała ani nie szkicowała w ramach relaksu. Może to była okazja do tego, aby zmienić ten stan rzeczy skoro i tak była zmuszona do tego, aby wziąć nieco więcej wolnego.
To, że opowiadając o tym z perspektywy czasu sprawiała wrażenie, że zupełnie jej to nie ruszało nie znaczyło, że faktycznie tak było. Niejednokrotnie zaczynała wewnętrznie panikować, gdy tylko sprawy zaczynały przybierać dosyć dramatyczny i niebezpieczny obrót, ale wiedziała jednocześnie, że jeśli tylko dałaby to po sobie poznać to wszystko mogłoby się skończyć jeszcze gorzej.
- Panikę - odpowiedziała prosto. - W takim momencie wiesz, że zaraz możesz zginąć i boisz się, że cokolwiek zrobisz może pogorszyć sytuację. Musisz jednak to zdusić i sprawiać wrażenie, że cię to nie rusza.
Przynajmniej tyle dobrego, że od dzieciaka miała w sobie coś z oposa, który zamiera w momencie, gdy wyczuwa zagrożenie zamiast rzucać się bezradnie po prostu zamierała. Przynajmniej dzięki temu łatwiej jej było nauczyć się udawać totalny spokój. Lepiej jest się zmusić do zrobienia jednej rzeczy zamiast powstrzymać się od innej.
Zdecydowanie wspólne trudne przeżycia potrafiły zbliżyć do siebie ludzi. Zresztą nawet jeśli nie bardzo się znali to przecież pracowali w jednym miejscu i widywali się praktycznie cały czas także to była zupełnie inna sytuacja niż jakby nagle została przydzielona do takiej akcji z kompletnym randomem.
- I tak jadę do Opal także nie ma problemu. Powiedz tylko gdzie - przytaknęła, wysiadając z auta, o które następnie się oparła.
Wyciągnęła jeszcze paczkę papierosów w kierunku Winfielda, proponując mu jednego nim sama się nimi uraczyła i wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę. Zwykle nie miała takiego parcia na nikotynę, ale jakby nie patrzeć miała za sobą naprawdę stresujący wieczór.

Luke Winfield
sumienny żółwik
Arisu#1538
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Taki przymusowy urlop to jednak chujowa sprawa. Cokolwiek, co nie zależy od ciebie a od czynników zewnętrznych w zasadzie takie było. Ale z dwojga złego lepiej spędzić taką przerwę w ciepłym mieszkaniu, niż zimnej celi z wiadrem obok robiącym za kibel. No, przynajmniej Luke sobie tak to wyobrażał, nie to żeby kiedyś miał okazję zagościć w pierdlu na dłużej.
Wysłuchał w ciszy tego, co mówiła na temat wizji rychłej śmierci. Kusiło go przez moment, żeby dopytać czy faktycznie widzi się wtedy tunel z jasnym światłem na końcu albo czy całe życie przelatuje wtedy człowiekowi przed oczami. Postanowił jednak nie drążyć już tego tematu - może kiedyś uda im się przegadać to w bardziej komfortowych warunkach, na przykład w Shadow nad butelką whisky.
- No i musisz mieć do tego wszystkiego jaja z żelaza - skomentował jedynie krótko. Sam co prawda uważał sam o sobie, że jaja ma, za to nie miał za grosz cierpliwości i instynktu samozachowawczego, więc takie oczekiwanie byłoby dla niego niemal niemożliwe do wykonania.
Kiwnął głową w geście podziękowania, kiedy Viv zapewniła, że podrzuci go prosto do domu. Nie miał już dziś ochoty pojawiać się w Shadow. Marzył już jedynie o śnie. Idąc w jej ślady sam również oparł się o auta i powoli, w milczeniu, wypalał swoją fajkę wpatrując się w dal.
Kiedy skończyli, Vivienne faktycznie podwiozła go dokładnie tam gdzie wskazał. Żegnając się z nią rzucił jedynie krótkie "Na razie" uznając, że chyba oboje mają na dziś już dość jakichkolwiek rozmów.

/zt
Vivienne Tang
anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
001 + outfit

Mogła zadzwonić.
Mogła napisać.
Zdecydowanie mogła w jakikolwiek sposób się zapowiedzieć, bo tymczasem siedziała w samochodzie i dwadzieścia tysięcy razy zastanawiała się, czy wysiąść, czy odjechać. Co ona robiła? Nie powinna tu przyjeżdżać, nie powinna myśleć o Amosie, nie powinna szukać pretekstów do zobaczenia go. Powinna zapomnieć, powinna mieć go w głębokim poważaniu i odwracać głowę w drugą, gdy tylko pojawiał się na horyzoncie. Nie powinna wracać wspomnieniami do najlepszych chwil ich relacji, a jeśli już coś wspominała, to powinna się skupić na bólu, który jej zadał. Na rozczarowaniu jego postawą, na tym jak beznadziejnie się przez niego czuła. Wyrzucić z głowy chciała te wszystkie dobre myśli na temat Haywortha. Była żoną. Marną, ale wciąż żoną, a dobra żona powinna poinformować męża o problemie ze swoim samochodem i pozwolić mu podbudować swoje ego przez załatwianie takich spraw, jak wizyta u mechanika. Poza tym, umówmy się, wracała z dyżuru, jakoś do miasteczka dojechała, nie była to sprawa pilna. Auto nie wybuchło. Zaświeciły się kontrolki, a ona, jak na kobietę przystało zaczęła potem panikować i wmawiać sobie, że słyszy dziwne dźwięki. Amos nie był też jedynym mechanikiem w mieście. Znalazłaby z cztery warsztaty po drodze, ale siła, której nie rozumiała, której nie chciała i której czasami nawet się bała, sprawiła, że wysiadła z tego auta.
Nie pasowała do tego miejsca. Jej eleganckie, drogie buty wydawały się cierpieć z każdym kolejnym pokonywanym przez nią krokiem. Przypomniało jej się nawet jak jej własny, rodzony ojciec, wypominał jej, że dzięki Bogu, że zakończyła tą relacje, bo do końca życia bawiłaby się na złomowisku. Nie osiągnęła by tego wszystkiego, na pewno nie – tak w końcu jej zawsze wmawiano.
- Cześć, przeszkadzam? – krzyknęła uśmiechając się szeroko, gdy w oddali zobaczyła tak dobrze znaną sobie sylwetkę mężczyzny. Była mężatką, ale i tak zlustrowała go dokładnie swoim spojrzeniem, ale i tak stwierdziła, że nigdy nikt, nie mógłby mu odmówić urody. Nawet na złomowisku, gdzie z pewnością był czymś ubrudzonym, dla niej nadal wydawał się szalenie atrakcyjny.
- Potrzebuję Twojej pomocy, naprawdę bardzo ważne i pilne mam zadanie – kontynuowała, gdy już znalazła się na tyle blisko blondyna, że mogła mówić normalnym tonem głosu - Ale nie chciałabym Ci przeszkadzać, więc jeśli jesteś zajęty, czy coś, to oczywiście wszystko zrozumiem – wycofywała się, była ostrożna. Chciała być miła, chciała być dobrą przyjaciółką. W końcu za przyjaciół się uważali. Wszelkie inne relacje między nimi nie wchodziły w grę. Powinni zapomnieć o tym co było i być dobrymi przyjaciółmi. Tylko dlaczego to było tak trudne?
- Generalnie, jest już dość późno, nie powinnam zawracać Ci głowy – stwierdziła nawet nie dając mu czasu na udzielenie odpowiedzi na jej wcześniejsze słowa i uśmiechając się lekko pokiwała głową, czekając tylko aż Amos się z nią zgodzi i będzie mogła wrócić do auta by żałować swojego przyjazdu tutaj.

amos hayworth
powitalny kokos
Liani
brak multikont
mechanik, ogarnie ci też rupiecie — bo ma za domem złomowisko
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
ja zawsze ponad - mnie nie przekonasz
twoja culpa, jeśli ze mną tańczy Twoja żona
one. Leannie Headley

Skłamałby, gdyby powiedział, że mu to odpowiada, a przez to mam na myśli... cokolwiek było między nim a Leanne. Dzisiaj. Ale kłamać potrafił jak nikt, bez zająknięcia, nic więc dziwnego, że wszyscy wokół zdawali się wierzyć w to, że jak przystało na dwoje dorosłych już ludzi, zapomnieli o przeszłości — zarówno tej dobrej jak i złej. Zwłaszcza tej złej. Nie sposób inaczej wytłumaczyć tego, że dziś zachowują się jak.... jak dobrzy znajomi, których nigdy nic nie łączyło. Absolutnie nic. Hayworth robił wszystko, by właśnie takie sprawiać wrażenie, co było naprawdę trudne, dlatego najczęściej jego starania kończyły się w ten sposób, że... zwyczajnie jej unikał.
Nie spodziewał się jednak, że spotka ją tutaj. I że przyjdzie, przyjedzie, do niego sama.
Gdy usłyszał dźwięk opon przetaczających się po żwirowej drodze, odruchowo wychylił się z warsztatu — wyobrażam sobie, że to nic innego jak zwykły blaszak, który wcześniej pełnił zupełnie inną rolę, ale z czasem Pan Hayworth rozbudowywał go co raz bardziej i bardziej... nawet Amos nie pamiętał jak wygadał wcześniej.
Zdziwił się już na sam widok samochodu — potrzebował prawdopodobnie jeszcze parunastu lat, by tu trafić — a widząc kto z niego wysiadł, zupełnie się zmieszał, ale wyszedł jej na przeciw.
Co? Jasne, że nie — odparł, nim zdążył się dobrze zastanowić. A mógł skłamać! Odruchowo chwycił za szmatę, którą miał gdzieś pod ręką, żeby na prędko wytrzeć ręce. Jakby to miało mu jakoś pomóc... prezentował się raczej kiepsko, ale cóż, adekwatnie do miejsca. Miał na sobie typowy roboczy kombinezon, cały ubrudzony, bóg jeden wie czym, a że było gorąco, górną jego część miał przewiązaną w pasie...
Potrzebuję Twojej pomocy. W zasadzie mogłaby tutaj postawić kropkę, a on prawdopodobnie rzuciłby wszystko i wziął się do pracy, ale nie dała mu dojść do słowa, więc pozostało mu tylko odpowiedzieć na ten słowotok nieco niemrawym uśmiechem... zastanawiając się, co tak naprawdę próbuje powiedzieć!
Hej, hej, czekaj — zawołał, gdy nagle zmieniła zdanie, jakby lada chwila miała zamiar odwrócić się na pięcie i wrócić do samochodu. Na co w tej chwili nie mógł, a może nie chciał jej pozwolić, jedno z tych dwóch. — Bardzo ważne i pilne zadanie brzmi jak dobry powód do zawracania głowy — mruknął, śmiejąc się pod nosem, powtarzając jej słowa, bo prawdopodobnie tylko ona potrafiła w przeciągu pół minuty zbagatelizować coś, co jeszcze przed chwilą było "bardzo ważne i pilne"! Może rozbawiło go to trochę za bardzo... — O co chodzi? Coś z samochodem? — No raczej, idioto. Niestety, nie zdążył ugryźć się w język.
kukabura
the boy next door
anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
Stojąc naprzeciwko niego nie mogła myśleć o niczym, ani o nikim innym. Czuła się jak głupia, naiwna nastolatka, która była gotowa uwierzyć w każde jego słowo, w każde kłamstwo. Tak bardzo brakowało jej tego jak się przy nim czuła. Tego jak była beztroska i szczęśliwa, nie posiadająca wypchanego po brzegi kalendarza, w którym poza pracą pochłaniająca masę czasu musiała znaleźć jeszcze czas dla męża, dla znajomych, dla rodziców, a do tego kursy doszkalające, nauka nowych języków, zajęcia fitness, bo młodsza się przecież nie stawała i coraz trudniej jej było o siebie dbać. Sama nakładała na siebie presję. Przy Amosie się wyłączała. Nadal. Jego widok niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki, wymazywał cały stres i zmartwienia. Nadal. Działał tak jak byli zakochanymi w sobie podlotkami i działał tak teraz. Zapytana brunetka bez zawahania odpowiedziałaby, że chce się tego pozbyć, że dlatego z nim się nie spotyka. Jednak skoro już tu była, skoro już wpatrywała się w te jego oczy…. Nie miała męża, w tym momencie błyszcząca obrączka i pierścionek zaręczynowy z ogromnym brylantem, choć nadal zdobiły jej palce, to po prostu dla niej, nie istniały.
- Na pewno? Serio, ostatnie czego bym chciała to odrywać Ciebie od jakiejś pilnej roboty – kontynuowała niepewnie, choć jego reakcja jej się spodobała. Zwłaszcza, gdy przecież tak kulturalnie chciała się wycofać, a on jakby nie patrzeć, jej na to nie pozwolił. Pokiwała głową twierdząco, gdy zadał jej pytanie i westchnęła cicho, bo naprawdę, sama nie wiedziała co tutaj robiła. - Takie mi się wydawało, ale teraz już się zastanawiam, czy jak zwykle nie zaczynam panikować. Wiesz zaświeciła mi się kontrolka w samochodzie, zaczęłam jak na kobietę dwudziestego pierwszego wieku googlować co to jest, ale oczywiście nic z tego nie zrozumiałam – wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się do niego szeroko, bo Lea była chyba najczęściej uśmiechającą się osobą w całym miasteczku. Taka osobowość, jak nic. - Potem wydawało mi się, że coś mi stuka z przodu więc zamiast wrócić do domu, przyjechałam tutaj – wytłumaczyła i przygryzła swoją wargę wpatrując się w niego uważnie. Teraz miała go w końcu poprosić o to, czy mógłby jej pomóc, ale na zdecydowanie zbyt długo utknęła na nim swoim spojrzeniem.
- Mógłbyś zobaczyć o co chodzi? Nie powinno wybuchnąć, bo jakoś tu dojechałam – dodała pół żartem pół serio - Mogę Ci potem upiec najpyszniejsze ciasto, jakie zjesz w całym swoim życiu i oczywiście wcale nie próbuję Cię przekupić – a z ciastem musiałaby tu znowu wpaść, albo umówić się z nim gdzieś indziej. Headley zawsze starała się dziękować innym, gdy okazują jej pomóc. Nawet jeśli tą osobą miał być mężczyzna przez którego przepłakała wiele nocy i swoją wartość, pewność siebie długo musiała odbudowywać. Może czasami nawet chciała mu pokazać, jak dzisiaj wiele osiągnęła. Chciała by trochę żałował, co stracił. W tym wszystkim było w końcu drugie dno, do którego ona sama nie chciała się przyznać, ale stojąc teraz przed nim złapała się jedną dłonią za biodro, wypięła biust do przodu i mrużąc lekko oczy starała się wyglądać atrakcyjnie. Miała wrażenie, że był w stosunku do niej tak obojętny, a przecież chociaż w jakimś najmniejszym stopniu powinien żałować. Nie chciała go karać, nie chciała zemsty, ale cholera, choć była mężatką to nie chciała by Amos zapomniał o wszystkim co ich łączyło. No chora sytuacja jak nic!

amos hayworth
powitalny kokos
Liani
brak multikont
mechanik, ogarnie ci też rupiecie — bo ma za domem złomowisko
27 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
ja zawsze ponad - mnie nie przekonasz
twoja culpa, jeśli ze mną tańczy Twoja żona
To była jedna z tych chwil, które uwielbiał i nienawidził jednocześnie — przez tę jedną bardzo krótką chwilę miał wrażenie, że nic się nie zmieniło. Zupełnie jakby ostatnie osiem lat, nigdy się nie wydarzyło albo miało dopiero nadejść. To życzenie wypowiadane na widok spadającej gwiazdy, takie, które nie ma prawa się spełnić, ale mimo wszystko, człowiek wierzy, że gwiazdy mają w sobie tę magiczną sprawczość. Przynajmniej przez tę krótką chwilę… Amos nie był naiwny, to jedna z ostatnich rzeczy, jaką można o nim powiedzieć. Od dawna nie spoglądał w górę w poszukiwaniu spadających gwiazd, nie zdmuchiwał świeczek z tortu z nadzieją, że wypowiedziane w duchu życzenie się spełni, wręcz uparcie trzymał się rzeczywistości, wiedząc doskonale, jak bolesny potrafi być powrót na ziemię.
Zupełnie jak teraz, gdy przyłapał się na tym, że patrzy na nią odrobinę za długo, chwila minęła, i przypomniał sobie, że wszystko to, czego życzyłby sobie nie pamiętać, naprawdę się wydarzyło. Odchrząknął pod nosem, próbując przywołać się do porządku i odzyskać rezon.
Widzisz to wszystko? — zapytał, wskazując kciukiem za siebie, prawdopodobnie mając na myśli… wszystko, cały ten bałagan. — Nie ma tutaj nic pilnego — skwitował, i nawet wysilił się na uśmiech, nie chcąc by zabrzmiało to tak, jakby i tak gotowy był rzucić wszystko, nawet odprawić pięciu innych klientów, byle by tylko jej pomóc. Oczywiście, dlatego, że byli przyjaciółmi, prawda? Stąd ten pogodny ton, uśmiech i… dystans, który mimowolnie starał się utrzymać, gdy w odruchu skrzyżował ręce na piersi.
Roześmiał się jednak, słysząc to o googlowaniu potencjalnej usterki, choć to nie tak, że śmiał się z niej!
Dobrze zrobiłaś, czasem dwieście metrów robi różnicę. — Sam nie wiedział skąd ten ton, wciąż przyjazny, ale jakby… oficjalny, wciąż na temat, choć w rzeczywistości, chciał zapytać, gdzie jechała, że miała po drodze… tutaj. To tylko jedno z wielu niepotrzebnych pytań! — Daj kluczyki — mruknął, śmiejąc się pod nosem, gdy wspomniała o ewentualnym wybuchu i zerknął w stronę samochodu, jakby chciał powiedzieć „nie powinno, mówisz?”. — Najpierw sprawdźmy, co zepsułaś — odparł i mrugnął do niej z tym samym łobuzerskim uśmieszkiem, z jakim robił to dawniej.
Wziął od niej kluczyki i poszedł do samochodu, by podprowadzić go trochę bliżej drzwi warsztatu. Na szczęście, odpalił bez problemu, choć było widać, że dźwięk jaki z siebie wydał nie spodobał się blondynowi… Gdy zatrzymał samochód bliżej, otworzył drzwi i skinął na nią, by zerknęła do środka.
Ta zaświeciła się pierwsza? — zapytał, wskazując na pomarańczową kontrolkę, teraz świeciło jeszcze kilka innych, ale wiadomo, a raczej, wiedział o co pyta! Za to próba zachowania dystansu wzięła w łeb!

Leannie Headley
kukabura
the boy next door
anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
Rozsądna osoba, za którą przecież brunetka się miała – nigdy by tutaj się nie pojawiła. Pojechałaby do innego mechanika, takiego z którym nigdy ją nic nie łączyło i jedyną rzeczą jaką będzie zainteresowany będzie silnik pod maską jej auta. Amos w jej odczuciu też przecież nie był niczym więcej zainteresowany, ale Leannie zdecydowanie nie mogła powiedzieć tego o sobie. Karciła się za to, wyrzucała te myśli z głowy. Zamiatała problem pod dywan, a i tak się dzisiaj tu pojawiła, choć chciała żyć swoim życiem. Tylko jak miałaby to zrobić, gdy idąc głupią ulicą zawsze rozgląda się w poszukiwaniu Jego?
- Tak, zdecydowanie robi, a niestety, na Twoje nieszczęście, jesteś jedynym mechanikiem w mieście, któremu całkiem ufam – dodała w odpowiedzi, na to, że dobrze zrobiła, że tu przyjechała. Nie była tego pewna. Znała siebie i swoje zdolności do panikowania. Nie zdziwiłaby się, jakby Amos za chwilę powiedział jej o jakiejś błahostce, jak to, że musi po prostu niedługo wymienić olej, czy, że spaliła się jej jedna żarówka. Skoro samochód odpalał i przyjechała, hamowała, skręcała, to czy mogło to być coś poważniejszego? Sama zaczęła się w myślach uspokajać i miała już dziesiątki zdań gotowych do wypowiedzenia, by jak na Leannie Headley przystało wytłumaczyć się ze wszystkiego, gdy mężczyzna do niej mrugnął, a ona już totalnie nie wiedziała co powiedzieć.
Stała jak idiotka. Pewnie sprawdziła coś w telefonie, rozejrzała się, ale też nie jakoś bardzo, co by nie wyszła na ciekawską, czy wścibską, parę razy przygryzła swoją dolną wargę i westchnęła, bo choć chwila, gdy Hayworth poszedł po jej auto była krótka, to jej się wydawała długa. A nie mogła przecież na niego się po prostu gapić. Już za długo to robiła. Jednak czasem zerkała, bo na niemiłą też wyjść nie chciała, tak? A gdy Amos zawołał ją by się zbliżyła bez chwili namysłu to uczyniła. Schyliła się wkładając głowę do środka, a swoją dłonią zupełnie odruchowo oparła się o jego ramię.
- Tak! Ruszyłam spod pracy i już świeciła, ale rano jak jechałam wszystko było w porządku – odpowiedziała spokojnie i obróciła lekko głowę w jego stronę mrużąc przy tym swoje oczy - Jak bardzo jest źle? Pacjent będzie żył? – zapytała poruszając lekko brwiami. Próbowała trochę żartować, choć tak naprawdę zmartwiona była paskudnie. - Liczę na szczerość i tylko szczerość z Twojej strony – dodała robiąc oczywiście najbardziej poważną minę na świecie i właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę z tego jak blisko była. Ich twarze dzieliły centymetry. Jej dłoń dalej spoczywała na jego umięśnionym ramieniu i w tej chwili stan samochodu najmniej ją interesował, bo dawno nie miała okazji by wpatrywać się w jego oczy z tak bliska. Nic nie robiła, po prostu patrzyła i choć wszystko w niej krzyczało, by w końcu się wyprostowała, to nie reagowała. Ogarnęła się dopiero, gdy usłyszała dźwięk swojego telefonu, więc momentalnie odsunęła się parę kroków i spojrzał na mały monitor, a widząc, że dzwoni jej mąż odrzuciła tylko połączenie.
- Więc zdradzisz mi sekret tej kontrolki? – powiedziała po chwili, gdy już schowała telefon do kieszeni i sama krzyżując dłonie na piersiach zbliżyła się do niego, ale już zdecydowanie nie tak jak wcześniej.


amos hayworth
powitalny kokos
Liani
brak multikont
ODPOWIEDZ