Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Stojąc przed ogromnym lustrem, Giza bez choćby mrugnięcia okiem, wpatrywała się w swoje własne odbicie.
A więc to naprawdę się dzieje...
Pomyślała, obserwując jak ta ślubna, idealnie dopasowana do zgrabnego ciała kreacja, opada swobodnie aż do ziemi, mieniąc się przy tym, niczym najjaśniejszy z diamentów. Może nawet bardziej, niż ten który od niedawna zrobił jej palec? Panna jeszcze chwilowo De Marco, przeniosła się do Australii ze Stanów Zjednoczonych wraz ze swoim narzeczonym, aby osiąść na stałe w pięknej i malowniczej, choć niewielkiej mieścinie, jaką było Lorne. Gdyby ktoś, zaledwie kilka tygodni wcześniej powiedział jej, że z dnia na dzień z własnej woli, porzuci swoje wystawne, nowobogackie życie rozchwytywanej singielki, na rzecz małżeństwa z Virgilem, zapewne nigdy by w to nie uwierzyła. Niestety, jak widać na załączonym właśnie obrazku, to naprawdę się działo. Urodziwa blondynka, zamieszkała w imponującej willi Beveridge'a, szykując się do ceremonii, która miała mieć miejsce już za kilka chwil.
Jak w ogóle do tego doszło? Odpowiedź na to pytanie była nawet bardziej, niż prosta. Ta dwójka poznała się na jednym z pokazów mody, w którym De Marco brała udział. "Virgil Limited", sponsorowało wówczas owe wydarzenie. Zostali sobie przedstawieni, na odbywającym się w późniejszym czasie after party. Jednak wówczas, zamienili ze sobą raptem dwa zdania. Dla samej Gizy owe spotkanie nie miało większego znaczenia, lecz dla wspomnianego wcześniej mężczyzny chyba jednak tak, ponieważ po powrocie do hotelowego pokoju, Włoszka zastała w nim ogromny bukiet przepięknie pachnących czerwonych róż, a wśród nich znalazła liścik z propozycją ponownego spotkania, na które ku swojemu własnemu zaskoczeniu, ostatecznie przystała. Po nim, pojawiły się kolejne, aż w końcu ta dwójka, poczęła spotykać się coraz częściej, co wkrótce zaprawodziło ich właśnie tutaj.
Virgil Beveridge był przystojnym, wpływowym i niewiarygodnie majętnym mężczyzną, który bez trudu mógł zapewnić jej wszystko, czego tylko by zapragnęła. Świadomość życia w luksusie, skusiła ją na tyle, że zgodziła się za niego wyjść, ale czy rzeczywiście była to dobra decyzja?
Na to pytanie, nawet Giza nie znała odpowiedzi. Czas szybko zweryfikuje podjęte przez nią wybory...
Blondynka tylko raz się zawahała, na kilka sekund przed sakramentalnym "TAK" po chwili odzyskała jednak rezon i wypowiedziała słowa przysięgi, nieświadomie pieczętując nimi swój własny los. Podczas wesela blondynka czuła się naprawdę przytłoczona tymi wszystkimi gratulacjami i całą masą, mało znaczących rozmów z osobami, których nawet nie znała. Nic więc dziwnego w tym, że gdy zgromadzeni na ślubie goście, późnym wieczorem w końcu, poczęli opuszczać posiadłość Państwa Beveridge, modelka odetchnęła z wyraźną ulgą, lecz ta ulga wcale nie przyczyniła się do odzyskania, utraconego przez nią wcześniej spokoju. Choć było już po wszystkim, coś z tyłu jej głowy, napędzało rosnący z każdą kolejną, mijającą chwilą niepokój.
Nie myśląc więc dłużej nad ewentualnymi konsekwencjami swojego czynu, młoda kobieta wymknęła się po cichu do pokoju, który do tej pory zajmowała, aby tam w tych czterech ścianach, przeczytać coś, co winna była zrobić już dawno temu.
Nieco drżącymi od emocji dłońmi, Pani Beveridge wyjęła z komody teczkę z dokumentami, a konkretniej rzecz ujmując, umową którą podpisała godząc się na małżeństwo z Virgilem. Niestety wtedy nawet na niego nie spojrzała, podpisując papiery bez uprzedniego zapoznania się z ich zawartością. Teraz zapragnęła chociaż pobieżnie przeczytać ową umowę, lecz to co w niej ujrzała, sprawiło że krew po prostu, najzwyczajniej w świecie, odpłynęła z jej twarzy.
- Niemożliwe, to jest po prostu niemożliwe! - Wyszeptała, zakrywając dłonią własne usta. - Ty podstępny...- Giza w porę ugryzła się w język, gdy podnosząc swój wzrok znad dokumentów, ujrzała opierającego się o framugę drzwi, Virgila...

Virgil Beveridge
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Nachalny błysk fleszy łaknął tylko najlepszych ujęć z ceremonii zaślubin ważnych figur świata mody i biznesu. Nietypowe miejsce zawarcia tegoż małżeństwa, bowiem posiadłość Pana Beveridge, gościło wyjątkowo niewielu zaproszonych, wśród których niemal połowę stanowiły media, drugą zaś znajomi i biznesowi partnerzy pana młodego. Co ciekawe, wyalienowana narzeczona nie miała w tej ważnej życiowej chwili nikogo bliskiego obok siebie; czy to dlatego, że zwyczajnie była zołzą dla ludzi, czy może traktowała ten dzień jak czystą formalność, która da jej przepustkę do wielkiego majątku i nie czuła potrzeby inwitacji własnych gości. Wydarzenie nie przeszło bez echa w sieci; pojawił się nawet internetowy stream uwieczniający przebieg pamiętnej chwili, gdy wschodząca gwiazda Gucci połączyła się związkiem małżeńskim z właścicielem światowej marki alkoholi Virgil Limited. Dziesiątki artykułów na serwisach plotkarskich ukazywały gorące zdjęcie pocałunku młodej pary, który oficjalnie przypieczętował podjęcie najgorszej decyzji w jej życiu: podpisania wybitnie niekorzystnego paktu z pierdolonym diabłem.
Konsekwencje tejże przyszło jej poznać, kiedy wszyscy się rozeszli i wymknęła się poza wzrok małżonka, który czekał na tę chwilę naprawdę długi czas. Akt tylko jemu zrozumiałej zemsty wymierzony był w człowieka, który spoglądając w wiadomości minionego dnia, być może dostałby zawału, a o którym istnieniu Giza Beveridge - wczoraj jeszcze panna De Marco - nie miała najmniejszego pojęcia. Zażarty konflikt pokoleń nieznanych jej ludzi dosięgnął i ją, choć gdyby znała własną historię tak dobrze, jak Virgil, złapałaby w lot, dlaczego padła ofiara tej machinacji. Wszakże jej kariera w modelingu nie była wyłącznie zasługą pięknej buzi; gdyby tylko wiedziała, że jej anioł stróż nieświadomie posłał ją do piekła...
Jedyną osobą, którą teraz mogła obwiniać, był mężczyzna o szyderczym uśmiechu, wpatrujący się w nią wyjątkowo rozbawionym spojrzeniem, który obnażył jego najgorsze intencje, dotychczas skrywane za kurtyną romantyzmu, sławy i wielkich pieniędzy. Czytanie podpisanej kopii umowy było jak sztylet wdzierający się w serce, gdyż było już za późno, by podjąć reakcję. Głupiutka i naiwna Giza skazała się na zatrważający wyrok; łaknąc luksusu, wyzbyła się praw do własnego majątku, a regulacje diabelskiego kontraktu uczyniły z niej utrzymankę Virgila, na domiar złego zalewając falą nakazów i zakazów godzących w jej karierę, a nawet życie.
- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. - obnażył śnieżnobiałe zęby w teatralnej pauzie, przerwanej dobitnym słowem. - Żono. - jakże gotować się musiała, gdy triumfalnie chełpił się przebiegłym zwycięstwem, poniewierając jej godność iście chamskim, czarcim gestem.
- Schlebiasz mi, dlaczego nie dokończysz? Winniśmy celebrować ten dzień w dobrych nastrojach. To może ja zacznę: Twoja urodziwa buzia będzie cudnie prezentować się obok marki Virgil Limited, kiedy zerwiesz kontrakt z Gucci. - sprytnie nawiązał do jednego z elementów zawartej umowy, której treści dziewczę nie było świadome przed podpisaniem. - Tradycja nakazuje konsumpcje związku małżeńskiego w noc poślubną. Masz już pomysł, z którego elementu umowy wywiążesz się przed świtem? - absolutny paraliż. Była przecież tak młoda, a w jej życiu wreszcie zaczęło się układać. Była kimś, ale jej naiwność i materialne pragnienia sprowadziły ją do roli małżeńskiej niewolnicy, która miała począć z nim dziedzica nie dalej, niż w ciągu roku pod groźbą utraty wszystkiego, co posiadała.
- No już, zdejmuj tę kieckę. Nie jesteś na wybiegu; zresztą, wedle kontraktu jeszcze długo nie będziesz. - bezczelność Virgila Beveridge nie znała granic, ale widać było, jak napawa się jej upokorzeniem. Gdyby jednak zajrzeć w głąb jego umysłu, okazałoby się, że jej krzywda jest tylko wisienką na torcie, gdyż jak wiemy - zemsta ma bardzo słodki smak.

Giza Beveridge
Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Złość? Żal? Upokorzenie? Pewnego rodzaju bezsilność, przeplatająca się nieustannie z najzwyklejszym w świecie niedowierzaniem? Te wszystkie negatywne odczucia, aktualnie mieszały się ze sobą, tworząc mieszankę wręcz wybuchową, która próbowała rozerwać od środka tę na pierwszy rzut oka drobną, choć niewiarygodne piękną niewiastę. Giza Beveridge była pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Niestety w takich chwilach, jak ta, gdy grunt pod jej stopami załamywał się z taką łatwością, traciła nie tylko tę zimną krew, ułatwiającą racjonalny osąd, lecz również opanowanie, które teraz przydałoby jej się zdecydowanie bardziej, niż jakiekolwiek pieniądze tego świata.
Owszem, podpisując całą stertę tych przeklętych po wsze czasy papierów, blondynka brała pod uwagę, drobne niedogodności, takie jak chociażby rozdzielność majątkowa, czy długość trwania owego, zawartego właśnie małżeństwa, ale to czego żądał od niej Virgil, było po prostu nie do przyjęcia.
Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele do tej pory Gii zmuszona była przejść, aby znaleźć się na przysłowiowym szczycie, nie mogła tak po prostu zrezygnować ze współpracy z Gucci. Nie wspominając już choćby słowem o tym, że zwyczajne nie chciała tego uczynić, to jednak zerwanie wciąż obowiązującego ją kontraktu, wyniesie miliony. Straci nie tylko je, ale również swoją renomę, niezależność i dobre imię. Beveridge musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji, jakie to za sobą niesie, lecz mimo tej wiedzy, oczekiwał od swej nowo poślubionej małżonki posłuszeństwa - NIE W TYM ŻYCIU!
Patrząc z niedowierzaniem w ten drobny druczek, zdobiący śnieżnobiałe strony, zawartej między nimi umowy, Włoszka wciąż nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem podpisała coś tak niedorzecznego i kompletnie oderwanego od rzeczywistości? Składając swój podpis, od dnia dzisiejszego, dała mężowi wyłączne prawo do dysponowania jej własnym majątkiem. Jakby tego było mało, najgorsze nadal miała tuż przed sobą. Dwanaście miesięcy na poczęcie i urodzenie dziecka, to tak naprawdę bardzo niewiele czasu. Miałaby tylko zaledwie trzy miesiące na zajście w ciążę. Ciążę, na którą w jej życiu miejsca nigdy nie będzie. Virgil mógł odebrać jej wszystko, ale prawa do decydowania o własnym ciele, nie. Na to mu nie pozwoli...
Gdyby wzrok mógł zabijać, to mężczyzna z całą pewnością już od co najmniej minuty, leżałby martwy, bądź wijący się w konwulsjach u stóp swojej żony. W danym momencie, Giza posyłała mu mordercze wręcz spojrzenia, a jego arogancka postawa wcale nie ułatwiała modelce panowania nad samą sobą.
- Jak mogłeś mi to zrobić? Dlaczego?! - Zapytała, zaciskając wyraźnie drżące dłonie na tych cholernych papierach. Siedząc na idealnie zasłanym łóżku, blondynka niemalże od razu poderwała się z miejsca, krążąc po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Kilka długich, niczym wieczność chwil, zajęło jej odzyskanie rezonu, lecz gdy to się stało, po jej niepewności nie pozostał już nawet ślad. - Co niby miałabym Ci powiedzieć? Jesteś przeklętą, pazerną i przebiegłą szują, której nie doceniłam. Popełniłam błąd. Cóż, zdarza się, ale to wcale nie znaczy, że wygrałeś, mój drogi mężu...- Mruknęła tym swoim charakterystycznie niskim głosem, przeczesując dłonią długie, opadające falami na plecy, blond włosy. Uprzednio Gii odłożyła na komodę tę ciążącą jej obecnie umowę.
- Rozumiem, że w Twoim wieku instynkt rodzicielski daje o sobie znać, ale chyba nie sądzisz, że poświęcę swoje ciało i wolność na to, żeby stać się inkubatorem dla Twoich dzieci? - Prychnęła, wyśmiewając otwarcie żądania Beveridge'a. - Jeśli tak bardzo pragniesz posiadać potomka, możesz zapłodnić jedną z tych dziwek, z którymi sypiasz. Taniej Cię to wyniesie. - Auć, to zdecydowanie nie było zbyt miłe, ale Giza w rzeczywistości nigdy do miłych i potulnych kobiet wcale nie należała. - Wiem o nich wszystkich i o każdej z osobna. - Zaczęła, powoli i świadomie wkraczając na bardzo grząski grunt. - Nie powiem, z początku troszkę mnie to zdenerwowało, lecz jeśli one zaspokajają wszystkie Twoje potrzeby, to daje mi pewność, że przynajmniej będziesz się trzymał ode mnie z daleka. Bo to, co tu widzisz...- Urwała wpół zdania, wymownym gestem dłoni wskazując na swoją osobę. -...nigdy nie będzie Twoje. - Ostatnie zdanie, blondynka zaakcentowała z wyjątkową pewnością w głosie.
Pomieszczenie, w którym oboje aktualnie przebywali, od kilku tygodni służyło Gizie, jako jej azyl. Teraz jednak było już niemalże puste. A to dlatego, że dzisiejszego ranka służba przeniosła wszystkie należące do niej rzeczy do sypialni, którą od tej nocy, miała dzielić ze swym mężem. Choć Beveridge, miała przemożną wręcz ochotę na to, aby wywalić Virgila za drzwi, idiotyzmem byłoby wyproszenie go z jakiegokolwiek pomieszczenia w tej willi. Jakby na to nie patrzeć, to był JEGO dom i tego Gii zmienić za żadną cenę nie mogła.
- Poproszę Ursulę, żeby przeniosła z powrotem wszystkie moje rzeczy. Nie zamierzam dzielić z Tobą łóżka. Wolę zostać tutaj...- Odparła tylko, krzyżując ramiona na piersi w geście obronnym. Giza uważała owy temat za definitywnie zakończony, ale ostatnie słowa jej męża, sprawiły że krew zawrzała w żyłach temperamentnej Włoszki na tyle, że nie myśląc wiele, po prostu wymierzyła mężczyźnie siarczysty policzek, na który przeznaczyła całą swoją siłę. W wyniku owego gestu, blondynka pozostawiła na policzku Beveridge'a dość widoczne zadrapanie.
- Wynoś się stąd, słyszysz? Wynocha! - Krzyknęła, czując, jak powoli znów zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Za kogo on się niby uważał, aby mówić do niej w taki sposób?

Virgil Beveridge
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Prawne zniewolenie Gizy Beveridge to czas dokonany. Trudno było pogodzić się z myślą, że jej życie w mgnienie oka obróciło się w pył, a mężczyzna, który chciał zbudować je na nowo, zdecydowanie inaczej wyobrażał sobie koncepcję tej struktury. W szoku targały nią różne emocje, wszystkie negatywne; oto bowiem kobieta, która twardo stąpała po ziemi i bez skrupułów miażdżyła konkurencję, padła ofiarą spisku przeciwko własnej chciwości. Spisku, który dowiódł jej największej słabości, nadto ujawniając przeciwnika niebywale sprytniejszego od pustych lal, których wieloletnie starania z prostotą niweczyła intrygą. Trafiła na podstępnego, kusicielskiego diabła, w którego rękach spoczywała odpowiedzialność za jej dalsze życie; z chwilą trzeźwości umysłu wiedziała jednak, że zależnie od tego, jakie ona podejmie decyzje, ten żywot nie musi rysować się jedynie w czarnych barwach.
Wytrącenie jej z równowagi raz kolejny pokazało wyższość opanowanego małżonka. Virgil bawił jej emocjami niby lalkarz w teatrze kukiełkowym, programując każdy jej wbrew pozorom obliczalny ruch zgodnie z własną inwencją. Prześmiewczo można powiedzieć, że Pan Beveridge tworzył tutaj prawdziwą sztukę grania na nerwach. Ta myśl dodała mu jeszcze większej pewności siebie, która tylko podsycała żądzę mordu unoszącą się w powietrzu. Niestety jej wzrok, miast męża zabić, działał z zaiste odwrotnym skutkiem.
- Nie możesz obarczać mnie winą za własne decyzje. - wytknięcie tego błędu musiało dotrzeć do przebłysków świadomości, bo wsłuchując się w dalszą część wypowiedzi rozchwianej emocjonalnie Gizy, usłyszał przyznanie się do błędu, które przeszło jej przez gardło jak wielka gula, którą prawie że się zakrztusiła. Błądziła teraz po pokoju, ale nie, chyba bardziej w myślach, by ubrać słowa w zajadliwe riposty i wycedzić je przez szereg bielusieńkich, równych zębów, których wybieg miał już więcej nie ujrzeć. - Nie nazywałbym tego błędem, kochanie. Inwestycja w jakość życia jest z deka poprawniejszym określeniem Twoich wyborów. Chciałaś luksusu, czyż nie? Rozejrzyj się, Gizo BEVERIDGE, teraz opływasz w luksusie.
Tego nie dało się podważyć. Niechaj dowodem będzie fakt, że pośród nowoczesnego stylu architektury, udało się przemycić miejsce dla niebagatelnie drogich antyków; już zabytkowe ramy na obrazy oprawiające dzieła najznamietniszych artystów uderzały zmysły okrutnym przepychem, a to tylko detal w willi mężczyzny, który posiadł dziś rzecz cenniejszą niżeli wszystkie pieniądze świata - władzę nad ludzkim życiem.
Kwestia z instynktem rodzicielskim i inkubacją potomka rozbawiła go nieco bardziej, niż powinna, ale uśmiech powoli zsunął się z jego twarzy, gdy zasłyszał prawdę o innych kobietach w jego życiu.
- Podpisałaś kontrakt. Nie potrzebuję innych kobiet, aby zaspakajały moje potrzeby - to Twoja powinność. - ton rozmowy przybrał innej barwy. Virgil był stanowczy, dało się w nim także wyczuć nutkę gniewu, choć wciąż wielkiego opanowania, którym nie mogła poszczycić się jego małżonka. - Rzeczywiście, powinienem był zacząć dialog od pieniędzy - przecież dla nich się sprzedałaś. Więc jakie masz pragnienia? Spełnię je nazajutrz, kiedy pokornie spoczniesz u mego boku po udanej nocy poślubnej. - propozycja obrzydliwego bogactwa trochę godziła w jej dumę, bo teraz sama zestawiła się z tymi dziwkami, a on to wykorzystał, by podkreślić z absurdem, że gotów jest zapłacić jej za pieprzony seks po zawarciu małżeństwa. Nie, żeby miała wybór odmówić, gdyby tego nie zrobił - czas przecież tykał. W te trzy miesiące będą mieli intensywny okres w łóżku...
- To, co tutaj widzę, wzbrania się przed nieuniknionym, bo jeszcze nie przyjęło do świadomości konsekwencji złamania umowy. - jej pewność została zachwiana z chwilą, w które okazało się, że Ursula nie wykona jej żadnego polecenia. - Ursula lojalna jest wobec tego, który płaci - a tak się składa, że nie masz już środków, by przemówić do jej chciwego serca. Nie wykona dłużej żadnego polecenia niezgodnego z moją wolą, dostała już swoje wytyczne - Ty zaś spędzisz tą i każdą kolejną noc w naszej alkowie. - szył równie zajadliwie, co ona; tyle że jego słowa miały moc sprawczą, a jej - przechodziły bez echa, nie zmieniając niczego w skali żywota, który z taką postawą zapowiadał się piekłem na ziemi.
Z chwilą uderzenia w policzek kobieta podjęła jedną z tych decyzji, które mogły rzutować na całą jej przyszłość, możliwie sprowadzając nawet ku nędzy, która nie zbawiłaby jej od niewoli. Strach pomyśleć, w jakie długi by wpadła, gdyby to małżeństwo dobiegło przedwczesnego końca...
Puste spojrzenie Virgila nie przejawiało żadnych emocji. Nie było w nim arogancji, nie było w nim gniewu, żalu czy pretensji, fasada teatralności gdzieś po prostu prysła, a to z kolei wzbudzało tak siarczysty niepokój, że Giza nie znając tego człowieka, mogłaby zacząć szczerze obawiać się o własne życie. Szczególnie że po chwili wystąpił o krok do przodu, potem drugi, a kobieta, cofając się wpadła wreszcie na ścianę - a wtedy sytuacja przybrała drastycznie szybkiego obrotu, bowiem przyszpilona przedramieniem na grdyce do ściany, z ręką pochwycona za nadgarstek nie mogła już powiedzieć niczego. Mężczyzna w tym miarowym chwycie starał się nie zostawić na niej żadnych śladów (stąd duszenie przedramieniem, a nie chociażby dłonią), a jednocześnie odciąć jej dopływ powietrza na tę krótką chwilę, w której wycedził zawistnym tonem kilka okrutnych prawd.
- Kiedy stałem się Twoim mężem, zyskałem Twoją dozgonną lojalność - i nie łudź się, że po tych trzech latach będziesz mogła, ba, chciała tak po prostu zwiać. Widzisz kochanie; tym, co nas różni jest fakt, że Ty dajesz się zwodzić profitem bez namysłu, w mgnienie oka łaknąc złotych gór, kiedy ja dopracowuję detale swoich planów niby z darem prekognicji, która z moją wolą się urzeczywistnia. Żadna inna kobieta nie wyda na świat potomka z linii Beveridgów, Gizo. Czy tego chcesz, czy nie, jest tylko jeden sposób, by się temu przeciwstawić, ale on, droga żono, pośle Cię na dno. W tym marnym życiu nie będziesz miała nie tylko godności, ale nawet tej pierdolonej forsy, dla której chciałaś skoczyć mi na fiuta. - dopiero teraz padły nieprzyjemne słowa w tym pomieszczeniu. Kochanki? Kurwa, jeszcze gdyby się z nimi krył! Teraz nie będzie dla nich miejsca w jego życiu. Ani czasu, ten będzie musiał wygospodarować dla małżonki.
W lot stało się jasne, że Giza nie ma pola do negocjacji. Parszywe groźby, czy może ujawnianie następstw podjętych decyzji godziły w dumę, honor, wbijały szpile w serce. Jednak po chwili facet przestał ją podduszać, gdyż w błyskawicznym tempie pociągnął ją ku sobie tak, by plecami wylądowała w jego objęciach; na jej ustach spoczęła dłoń, która wciąż wzbraniała przed wypowiedzeniem słów w stabilnym, acz delikatnym uścisku, wolna ręka ograniczała ruchy prawej dłoni, a mężczyzna pochylił głowę nad jej uchem tak, by kątem oka mogła dostrzec jego lico i rysujące się na nim trudne do zidentyfikowania emocje. Mężczyzna zaczął wtedy szeptać jej do ucha głosem łagodnym, obiecującym, w pewnym tonie nawet erotycznym.
- Jesteś cennym nabytkiem i nie chcę, aby małżeńskie błędy skończyły Ciebie i Twoją karierę. Spójrz tylko, ile możesz ze mną zyskać kosztem współmiernym do oczekiwań. Uczynię Cię twarzą Virgil Limited. Pojawiając się obok mnie w gazetach, zyskasz jeszcze większy rozgłos, a zaproszenia na wystawne bankiety z całego świata spłyną kaskadą na Twe imię. Z moimi pieniędzmi spełnisz każdą materialną zachciankę, a z moją pomocną dłonią... - owa ręka, którą wcześniej trzymał za nadgarstek, została powoli skierowana ku jej kroczu, spoczywając na bezpiecznym materiale sukni. - ...osiągniesz ekstazę, której nigdy nie zaznałaś.
Jedno trzeba było przyznać; w sztuce manipulacji ten koleś osiągnął perfekcję. Trudno powiedzieć, czy przyniosła skutki akurat na Gizie, ale nie mogła przejść obojętnie obok korzyści, które jej oferował. Ostatecznie mogła przecież stracić wszystko. A sprzedaż ciała? Zawarła z nim małżeństwo dla pieniędzy... przecież już dawno podjęła decyzję, by je sprzedać. Wydanie na świat potomka nie musiało się jej podobać, ale chyba na gorąco trudno byłoby jej znaleźć wyjście z potrzasku.
- Decyzja należy do Ciebie, Gizo Beveridge. Chcesz dokonać żywota w nędzy bez reputacji i grosza przy duszy, czy umilić sobie oczekiwanie na nieuniknione? - zsunął dłoń z jej ust i gdyby nie podejmowała fizycznej walki, odszedłby od niej, by zmierzyć się z nią spojrzeniem i wyszedłby z pomieszczenia, rzucając na odchodne. - Będę łaskawy i pozwolę Ci przemyśleć podjęcie słusznej decyzji. Masz godzinę; nie rób nic głupiego, kochanie.

Giza Beveridge
Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Czy sytuację, w której znalazła się dzisiaj Giza, można było określić mianem kiepskiej, bądź nawet złej? Prawdę powiedziawszy, nie bardzo. Ona okazała się znaczenie gorsza. Jeśli kobieta miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że stała obecnie na pewnego rodzaju rozdrożu, gdzieś pomiędzy jest bardzo niedobrze, a kurewsko tragicznie
Niestety, jak widać na załączonym właśnie obrazku, najgorsze zdawało się dopiero nadejść. Zło w postaci Virgila Beveridge'a, który z automatu, stał się twórcą owego koszmaru towarzyszem jej życia, czaiło się za rogiem, będąc gotowym do ataku niemalże w każdej chwili. Jak poradzić sobie z kimś tak nieprzewidywalnym i niebezpiecznym? Gdyby tylko mogła cofnąć czas i ostatecznie odrzucić oświadczyny mężczyzny, ale nie.... Ona skuszona wizją życia w ogromnym luksusie, u boku bądź, co bądź cholernie pociągającego męża, wzięła w ciemno to, co oferował, nie pytając nawet o te najbardziej podstawowe aspekty ich przyszłej, wspólnej egzystencji. Nic więc dziwnego w tym, że idąc danym tokiem myślenia, dobrowolnie skazała samą siebie na łaskę tego diabolicznego despoty, pieczętując swój los zaledwie jednym podpisem...
- Oczywiście. Nie mogę obarczyć Cię winą za własne błędy, ale za pułapkę, którą na mnie zastawiłeś już tak. - Wycedziła przez zaciśnięte zęby, czując jak tlący się gdzieś wewnątrz niej gniew, rośnie w zastraszającym wręcz tempie. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że luksus, z którym tak jawnie obnosił się brunet, w jej mniemaniu, uchodził raczej za złotą klatkę. Zjawiskową, ale jednak klatkę, z jakiej przynajmniej na tę chwilę wyjścia znaleźć nie potrafiła. Jego kolejne słowa, odnoszące się do powinności, jako małżonki, przyprawiły blondynkę o zimny, niewiarygodnie nieprzyjemny dreszcz, który tylko dodatkowo utwierdził Gizę w tym, jak wielki błąd popełniła, kierując się własną chciwością. Być może to właśnie TO zdanie, okazało się przysłowiową kropką nad "i" która przelała czarę goryczy, pchając tę urodziwą Włoszkę do zrobienia czegoś, co mogło i z całą pewnością wkrótce, zadziała na jej niekorzyść. Na efekty spowodowane uderzeniem, nie trzeba było jednak długo czekać.
Puste spojrzenie Virgila, przeraziło młodziutką kobietę na tyle, że ta odruchowo, jakby w geście obronnym, poczęła się cofać, przynajmniej dopóki nie natrafiła na ścianę, skutecznie odcinającą jej być może jedyną drogę ucieczki. Gdy mężczyzna zaatakował swoją nowo poślubioną małżonkę, ta w pierwszej chwili była w takim szoku, że nawet się nie broniła. Zresztą, w tym przypadku jakakolwiek forma walki na rzecz obrony, w porównaniu z jego siłą, na nic by się tutaj zdała. Gii patrzyła na Beveridge'a szeroko otwartymi oczyma, łapiąc każdy, nawet najmniejszy wdech, niczym karp rozpaczliwie łaknący wody.
Gdyby modelka, mogła wydusić z siebie choćby jedno słowo, na pewno zupełnie nie zgodziłaby się z wysnutymi przez niego wnioskami. Dlaczego? Odpowiedź na pytanie, była nawet bardziej, niż prosta. Otóż, jakby na to nie patrzeć, to ON zaproponował jej małżeństwo. ONA tylko wyraziła zgodę, widząc w tym najlepszy interes swojego życia, lecz czy owe zachowanie, czyniło z niej kobietę lekkich obyczajów? Dziwkę z gatunku tych, z którymi do tej pory obcował? To wciąż pozostawała kwestia dyskusyjna.
Słowa Virgila, były po prostu okrutne. Na wskroś przesiąknięte sarkazmem i niemą zapowiedzią koszmaru, jaki zgotuje Gizie w czasie trwania ich małżeństwa. Oszalał. Po prostu, najzwyczajniej w świecie, oszalał jeśli myślał trzymać ją u swego boku, aż do usranej śmierci. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie byłby w stanie znosić takiego upodlenia przez resztę swojego życia Trzy lata. Trzy długie, niczym wieczność lata. Czy wytrwa? Czas pokaże.
Ja również nie wydam na świat Twojego potomka, choć Ty jeszcze o tym nie wiesz... - Pomyślała, modląc się w duchu, aby szybko zakończył jej katusze. Niestety Beveridge miał co do niej nieco inne plany. Fakt, faktem w końcu przestał ją dusić, lecz jego manipulacja jeszcze się nie zakończyła. Obecnie, blondynka czuła się przy nim, jak zapędzona w kozi róg ofiara. Bezbronna. Bezsilna. Zdana całkowicie na jego łaskę. Choć ciężko było jej owy fakt zaakceptować - poczuła strach. Sposób w jaki do niej mówił i to, co mówił w połączeniu z tym jakże wymownym dotykiem, nie mogło wróżyć niczego dobrego. W pewnym momencie, Giza poczęła się nawet zastanawiać, czy jej mąż był aż takim potworem, aby zmusić ją do współżycia? Patrząc na to, jak się z nią obchodził, wszystkiego mogłaby się po nim spodziewać.
Milczała, stojąc jak słup soli, gdy brunet nareszcie ustąpił, tym samym uwalniając kobietę ze swojego uścisku. Z ulgą wpisaną na przerażonej, wyraźnie pobladłej twarzy, Gii obserwowała, jak ten wycofuje się, aby ponownie zostawić ją samą. Wraz z dźwiękiem zamykanych za nim drzwi, osunęła się na ziemię, próbując złapać oddech. Już na samą myśl o swym nędznym losie, drżała niemalże na całym ciele. Nieświadomie podpisała umowę z diabłem w ludzkiej skórze...
Godzina to niewiele na podjęcie tak znaczącej decyzji, lecz Giza Beveridge, zbierając z podłogi resztki godności, miała w swojej głowie pewien misterny plan, mający na celu pozyskanie przynajmniej tymczasowego spokoju. Nie chcąc tracić więcej tak cennego teraz czasu, wzięła szybki acz odświeżający prysznic. Po nim, przywdziała na siebie kusą, nie pozostawiającą wiele wyobraźni, koronkową bieliznę, której dopełnieniem stał się delikatny makijaż, oraz pozostawione w seksownym nieładzie włosy. Wychodząc po przeszło 45 minutach z pokoju, blondynka pozostawiła za sobą, wciąż unoszący się w powietrzu, słodkawy zapach swoich bajecznie drogich, markowych perfum. Nie od razu udała się do sypialni, którą od tej nocy winna była dzielić ze swym mężem. Choć wiedziała, że ten na nią czekał, skierowała się w pierwszej kolejności do kuchni. Korzystając z faktu, że była w pomieszczeniu zupełnie sama, wzięła do ręki idealnie schłodzonego szampana. Następnie odkorkowała go i uprzednio wyjmując z niewielkiej kieszonki, swojego jedwabnego szlafroka tabletki nasenne, rozkruszyła je za pomocą stołowej łyżki, ostrożnie wrzucając biały proszek do butelki.
Gdy kobieta upewniła się, że wszystko idzie zgodnie z jej planem, do owego alkoholu dołączyła dwa kieliszki, układając wszystko na srebrnej tacy. Już miała wziąć ją do ręki, kiedy nagle z oddali, dotarł do niej odgłos, wyraźnie zbliżających się kroków. Szybciutko doskoczyła do lodówki i skupiła się na tym, co znajdywało się w jej wnętrzu. Na szczęście Gizy, w kuchni pojawiła się Amelia, kolejna służka.
- Dobrze, że jesteś Amelio. - Blondynka odezwała się swoim słodziutkim głosikiem, udając przy tym pewnego rodzaju podekscytowanie. - Dostarczysz proszę tę tacę palcem wskazała na swoje dzieło - za 15 minut do naszej sypialni. Możesz dodać do niej półmisek truskawek. - Poinstruowała uważnie słuchającą jej zaleceń kobietę, po czym udała z powrotem na górę.
Stając po krótkiej chwili przed drzwiami sypialni Virgila, sypialni którą od dziś będą dzielić wspólnie, Włoszka zrozumiała, że teraz czeka ją o wiele trudniejsze zadanie. Musiała przekonać tego podstępnego gnojka do tego, że rzeczywiście chce spędzić z nim tę noc. Modelka żywiła tylko cichą nadzieję na to, że będzie w swej roli na tylne przekonująca, że gdzieś pomiędzy flirtem, uda jej się namówić mężczyznę na skosztowanie podrasowanego szampana. Tylko wtedy udałoby jej się uniknąć zbliżenia. Co jak co, ale w takiej sytuacji, jak ta, seks był ostatnim na co blondynka miała ochotę. Nie zwlekając dłużej, po prostu weszła do środka. Zamykając za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i po prostu obserwowała, siedzącego w fotelu, wciąż czekającego na nią męża, który jak gdyby nigdy nic, delektował się swoim kubańskim cygarem. Brunet nie miał już na sobie marynarki, ani krawata. Cztery pierwsze guziki śnieżnobiałej koszuli były rozpięte. Patrzył na nią bez słowa i choć jego twarz wciąż pozostawała nieprzenikniona, Giza podejrzewała, że to co widział, musiało mu się podobać. Jej sięgający zaledwie do połowy uda, szlafrok był luźno związany, dzięki czemu Beveridge miał okazję ujrzeć zalążek tego, co się pod nim kryło.
Przedstawienie czas zacząć...
Z tą myślą, kobieta odepchnęła się od drzwi i podeszła do znajdującego się nieopodal fotela, ogromnych rozmiarów łóżka, na którym ostrożnie usiadła.
- Ja...ja...nie mogę i nie chcę tego robić w ten sposób. - Odparła cicho, wydając przy tym z siebie ciężkie westchnienie. Wyglądała na strapioną i wyraźnie zawstydzoną, choć w rzeczywistości wcale się tak nie czuła. - Masz mnie w garści to prawda i skoro nie mam innego wyboru, zrobię to, czego ode mnie żądasz, ale proszę...nie każ mi zachodzić w ciążę tak szybko. - Wyszeptała, przygryzając zębami swoją dolną wargę. Patrzyła przy tym na Beveridge'a, licząc na to, że ten połknie, starannie przygotowywany przez nią haczyk. - Urodzę to dziecko, jeśli muszę, ale potrzebuję odrobinę więcej czasu na to, aby oswoić się z tą myślą...- Kontynuowała, chcąc zagrać na czasie, którego już przecież w rzeczywistości nie posiadała. Po chwili wstała i podeszła do okna, z którego miała idealne spojrzenie na ogromny, spowity ciemnością ogród. Owy widok pochłonął Gii na tyle, że ta nawet nie zorientowała się, że Virgil wstał ze swojego miejsca, a gdy w końcu się obróciła, ujrzała go dokładnie przed sobą. Mężczyzna znacznie przewyższał ją swoim wzrostem, zwłaszcza kiedy była boso, nie mając na nogach niebotycznych szpilek. Stał tak blisko, że dzieliły ich obecnie minimetry.
- To wszystko wcale nie musi być takie brutalne, prawda? - Nie odrywając od niego swojego uważnego wzroku, wciąż mówiła szeptem, dzięki czemu swym ciepłym oddechem, owiewała jego podbródek. Obie drobne dłonie, ułożyła delikatnie jakby z wahaniem na muskularnej klatce piersiowej mężczyzny. Czuła pod swoimi palcami, jak każdy jego mięsień napina się pod wpływem jej dotyku. Nie myśląc wiele, po chwili wpiła się w usta Virgila. W tym samym czasie, wspomniane wcześniej palce, przesunęła na guziki koszuli, rozpinając je powoli, jeden za drugim. Rozchylając nieznacznie wargi, dała mu tym samym do siebie nieco większy dostęp. Z każdą mijającą chwilą, ich pocałunki przybierały na intensywności. Dlatego też Giza zdecydowała się pójść o krok dalej i sięgnęła do paska spodni swojego męża. Co zaowocowało tym, że kilkoma szybkimi ruchami, bez trudu się z nim uporała.
Szło jej niemalże idealnie, lecz tę ulotną chwilę intymności, przerwało pojawienie się w sypialni, Amelii która po uprzednim pukaniu, weszła do środka i pozostawiając na niewielkim stoliku tacę z szampanem, kieliszkami, oraz truskawkami, czym prędzej opuściła nowożeńców, szczelnie zamykając za sobą drzwi.
Kiedy ta dwójka odzyskała zakłóconą prywatność, blondynka rozwiązała swój szlafrok i zsunęła go z ramion tak, że ten bezszelestnie opadł na podłogę. - Będziesz tak stał i patrzył, czy może coś z tym zrobisz? - Zapytała zadziornie, prowokując Virgila do działania. Świadomie oddała mu kontrolę nad sytuacją, aby jeszcze bardziej uwiarygodnić się w swojej roli.

Virgil Beveridge
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Cel tego misternego planu nie dotyczył bezpośrednio Gizy. Virgil nie darzył jej tak silnym uczuciem jak nienawiść, była tylko środkiem do celu, ale jakąż, kurwa, satysfakcję dawało mu poniewieranie córki swojego największego wroga. Nie miało znaczenia, że ta pusta i jakże chciwa dziwka żyła w niewiedzy, kto tak naprawdę ją spłodził i ukształtował splot zdarzeń; co do jednego Virgil miał pewność - w przeciwieństwie do Państwa De Marco, od ojca nie chciałaby uciekać. Jej kariera, na pozór talent i szczęśliwy traf, to tak naprawdę skrupulatny plan tego, który ją porzucił, lecz nie potrafił zostawić w samopas.
Zależało mu na niej tak, jak Virgilowi na zemście.
Tylko dlaczego? Odpowiedź jest prosta: konflikt pokoleń. Facet, który sprowadził na Gizę gniew Virgila Beveridge, posłał jego szanownego ojca za kratki w najbardziej perfidny z możliwych sposobów - przez zdradę. Dawni przyjaciele budowali imperium białych kołnierzyków, czerpiąc garściami z wysokich pozycji m.in. w Senacie czy Kongresie Stanów Zjednoczonych, a ich niebagatelne umiejętności dominacji w procederze pozwalały zamiatać brudy pod dywan. Pewnego razu jednak biznesowy partner starszego Beveridge'a w obecności federalnych tenże dywan odsłonił, uprzednio zamiatając własne brudy pod inny, w rezultacie czego ojciec Virgila poszedł siedzieć za kratki. Stamtąd były senator kierował działaniami syna, który to wzniósł rodzinną markę z dziada pradziada na szczyt, jak nakazywało mu imię, aby po latach w pełni skupić się na okrutnej zemście.
No bo powiedzmy sobie szczerze - jak można bardziej upokorzyć swojego wroga, niżeli poprzez stanie się częścią jego rodziny? Zobowiązanie wobec córki potęgowało jedynie słuszność osądu, jakoby mu na niej zależało - a jednak nigdy się nie ujawnił. Kiedy więc Virgil posiadł wiedzę o bękarciej córce wroga, nie uległo wątpliwości, że posiadł naprawdę poważne asy w rękawie; resztę zrobiła manipulacja.
Gizie wydawało się, że jest przebiegła, bystra i inteligentna, ale taka nie była. Okazja małżeństwa dla zarobku, która wrzuciła ją w tę złotą klatkę, była podejrzana od samego początku - na tyle, by domyślić się, że coś jest nie w porządku. Mężczyzna jej słodził, wręczał drogie bukiety i alkohol, a czas z nim spędzany - gdyby nie nieodparte wrażenie, że jest naiwną ciotą, skoro składa takie oferty - uważała za udany. Był zabawny, spostrzegawczy, może nawet doświadczony, piekielnie przystojny i tak bogaty, że kobiecie, przynajmniej w teorii, miało niczego nie brakować. Zwiódł ją niby szatan na pokuszenie, choć sygnały "NIE RÓB TEGO" napływały do niej z każdej strony. Ale on zdawał się wiedzieć o niej wiele, interesować się jej życiorysem, cholera - chyba jej to zaimponowało, bo różnił się od innych facetów na jej drodze. Jeszcze kilka godzin wstecz kiełkowała w głowie myśl, jak upojną noc z nim spędzi, by nazajutrz opływać w tym obrzydliwym bogactwie i czerpać z życia pełnymi garściami. Po podnieceniu nie zostało już nic, myśli o wielkim bogactwie jakby gdzieś odfrunęły, została tylko buzująca w żyłach krew, gniew i kurewska adrenalina po stoczonej walce w dawnym pokoju Pani Beveridge.
Godzina to zaiste niewiele czasu, by pozbierać myśli i ochłonąć po takiej tragedii. Wystarczająco niewiele, by nadchodząca wizyta w sypialni i rozochocenie małżonki wydawało mu się podejrzane, a kobieta była zdolna do przeprowadzenia kontrofensywy - bo na to, że pokornie mu się odda, nie liczył.
Nie obrócił głowy nawet na chwilę, wpatrując się w kobietę przez lustrzane odbicie, gdy ta rozpoczynała swój aktorski popis. Jego twarz nie zdradzała poruszenia jej postawą, czy też zmiany nastroju, pozostawał tym samym Beveridgem sprzed godziny. Błędem było jej zawstydzenie; facet sam potrafił kłamać jak z nut, jakże mógłby nie rozpoznać nieszczerości? Przecież była modelką! Czego nagle się wstydziła i gdzie podziała się jej sceniczna pewność siebie? A gniew? Jaką satysfakcję dawały mu jej słowa, tak naiwne i nieświadome, że stała na przegranej pozycji. Chyba lepiej zrobiłaby, próbując stąd uciec, niżeli go przechytrzyć - to nie było możliwe. Nie teraz, kiedy nie wiedziała o nim zupełnie nic, a on wiedział o niej wszystko.
- Nie obawiaj się, kochanie. Dziewięć miesięcy to wystarczająco wiele, by oswoić się z nadchodzącym macierzyństwem. - kolejna szydera. Wiedział, że jej prośba to próba zamydlenia mu oczu - i dałby sprzeczne sygnały, gdyby teraz dostosował się do jej wersji. W tym przypadku oszustwo bazowało na prawdzie. - Szybko oswoiłaś się z tą myślą. Co wpłynęło na Twoją zmianę zdania i gdzie podziała się Twoja waleczność? Podobno jeszcze nie wygrałem. - wątpliwości, naturalna postawa. Zamierzał jej pokazać, że nie jest pewien co do jej intencji i nie przyjdzie jej łatwo go zwabić. Obserwował jej ruchy z należytą uwagą, a kiedy zmieniła swoje położenie, faktycznie znalazł się tuż za jej plecami, niby cień, tak cholernie blisko... tak niebezpiecznie blisko.
Uwodzicielski pocałunek był zaskoczeniem nawet w tak pozornie intymnej chwili. Nie spodziewałby się, że kobieta posunie się do przełamania cielesnych granic dobrowolnie, wszak jeszcze chwilę temu się nim brzydziła - może część jej ego faktycznie była skora do upokorzenia; to dowodziło nie tyle jej sile, a faktycznej słabości. Będzie łatwiej ją przełamać, przemknęła myśl, gdy korzystał z jej chwili otwartości na doznania, choć nie wyzbył się naturalnej ostrożności, którą powinien zachować w tych okolicznościach. Podniecenie wzrastało, gdy wodził dłońmi po jej ciele, składając zachłanne pocałunki na szyi, lecz ku zaskoczeniu, w sypialni pojawiła się służba, która popsuła ten moment.
- Nie wzywałem Cię, Amelio, a przybywasz w najmniej stosownym momencie. Spakuj swoje rzeczy, już tu nie pracujesz. - skwitował, a kobieta wyraziła zaskoczenie, próbując jeszcze dodać swoje "ale", lecz pod gniewnym spojrzeniem Virgila wyszła z pomieszczenia w popłochu. - To Twoja sprawka, kochanie? - przyglądał jej się z uwagą, kiedy obnażała przed nim kusą bieliznę spod szlafroka. W innych okolicznościach chyba nawet dałby się zwieść, wierząc, że uprzedni przejaw intymności rozpalił ją trochę bardziej, niż by sobie tego życzyła.
- Skoro już dotarł do nas alkohol, winniśmy go skosztować. - uśmiech nie zawierał już szydery. Sprawiał pozory, jakby dał się zwieść jej urokowi. Po chwili faktycznie znajdował się przy tacy z trunkiem i kurtuazyjnie otworzył butelkę, rozlewając zawartość po kieliszkach i wręczając kobiecie jeden z nich. W erotycznym pocałunku zachęcił ją do przejścia na łóżko, gdzie zaproponował toast. - Wypijmy za nasze małżeństwo i jego konsumpcję, Gizo Beveridge. - uniesienie szkła i kilka głębszych łyków, po których mogła odetchnąć z ulgą. Na ten wieczór jej piekło za chwilę się skończy...
Tylko że nie do końca. Czas upływał, gra wstępna trwała, a rozochocony Virgil nie padał z nóg, choć zawartość jego kieliszka była już niemal opróżniona. Sam zresztą sugestywnie zachęcał, aby dziewczyna celebrowała szampanem tę upojną chwilę razem z nim, ale nie działo się zupełnie nic... Zamiast tego mężczyzna przesuwał coraz śmielsze granice, aż zdecydował się przyprzeć do niej w pozycji leżącej z oczywistą intencją. Kobieta subtelnie wzbraniała się przed tymże gestem, próbując wykaraskać z opresji, ale stało się jasne, że teraz nie ma już wyjścia, kiedy ochrypłym głosem wyszeptał jej do ucha.
- Jak uśpisz moją czujność, kiedy proszki się nie sprawdzą? - delikatny chwyt za gardło w podkreśleniu dominacji pozwolił jej zdać sobie sprawę, że przegrała tę grę.
Paraliżujące słowa wybrzmiały z jego ust, ale skąd mógł wiedzieć? Odpowiedź jest prosta: trzecie oko Pana Beveridge podążało za nią krok w krok przez ostatnią godzinę. W lot złapała, że w obrzydliwie drogiej willi ze służbą muszą być kurwa kamery...
- Więc jaką rolę zamierzasz odegrać tej nocy, żono?

Giza Beveridge
Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Trudno nie zgodzić się z wysnutymi wcześniej spostrzeżeniami. Tak, to prawda. Jeśli ta urodziwa i jakże temperamentna Włoszka, miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to zmuszona była przyznać, że faktycznie niejednokrotnie w ciągu ostatnich kilku godzin, wyobrażała sobie przyprawiające o szybsze bicie serca, gorące scenariusze tego, jak upojną noc spędzi w ramionach swojego nowo poślubionego męża. Virgil Beveridge, wydawał się idealną partią dla kogoś takiego, jak ona. Wpływowy, szanowany, rozpoznawalny, obrzydliwie bogaty i do tego niewiarygodnie przystojny. Była wręcz wniebowzięta, gdy zaczęli się spotykać. Propozycja małżeństwa, przypominała wygraną na loterii, bądź dar od przewrotnego, grającego jej na nosie losu. A przynajmniej tak myślała, dopóki po wystawnym weselu, coś nie wzbudziło w kobiecie niepokoju. Ta przeklęta po wsze czasy umowa, zniszczyła wszystko i doprowadziła do szeregu wywołujących ciarki na plecach zdarzeń, od których nie było już odwrotu. Dokładnie tak, jak na przedstawionym właśnie obrazku.
W całym tym cholernym spektaklu, w jakim to przyszło Gii zagrać tej nocy główną rolę, istniało ziarenko prawdy. Choć blondynka kłamała jak z nut, starając się ugrać choć odrobinę tak potrzebnego jej czasu w związku z ciążą, to jednak ten temat, wywoływał u niej mieszane uczucia, przez co nie zachowywała się do końca, jakby była sobą. Dziwne, że Beveridge nie brał takiej ewentualności pod uwagę? Cóż, widocznie nie znał swej żony tak dobrze, jak mu się wydawało...
Giza była przygotowana na pojawienie Amelii. To dlatego, posunęła się o krok dalej w swym z pozoru niewinnym flircie, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to udawane zainteresowanie i starannie budowana intymność w końcu zostaną przerwane. Widząc kobietę, wyraz twarzy modelki uległ zmianie. Teraz zrobiłaby niemalże wszystko, aby przypadkiem nie wzbudzić jakichkolwiek podejrzeń.
- Ja...w sumie...chyba chciałam, żeby było po prostu miło. - Odparła swobodnie, lecz w tym samym czasie, starała się również ostrożnie dobierać słowa. Virgil był wyjątkowo spostrzegawczy i każdy, nawet najmniejszy błąd, mógł wszystko bezpowrotnie zaprzepaścić. Choć wizja spożywania podrasowanego szampana nie przypadła Włoszce do gustu, nie okazała po sobie jakiegokolwiek zawahania. Co więcej, z wdzięcznością przyjęła od bruneta, ofiarowany jej kieliszek i skierowała się w stronę ogromnego, małżeńskiego łoża. Wzniesiony toast, oraz skosztowany przez męża alkohol, miały być dla młodej Beveridge znakiem kończącym dzisiejsze katusze.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Virgil Beveridge
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Tej nocy Giza Beveridge nie zapomni do końca swoich dni. Virgilowi wystarczyło ledwie półtorej godziny, by zapowiedzieć przebieg trzech piekielnych lat małżeństwa, w którym poniżenie i szydera miały grać pierwsze skrzypce, współgrając jednak z pozytywnym bodźcem, dla przykładu - chorą zmysłowością, jaką dostarczał jej dotykiem. Fakt, jak genialnie odegrał własną rolę w przedstawieniu, że nie tylko ugodził w jej ego, a przede wszystkim rozpalił płomień pożądania, był kurewsko zatrważający i dowodził jego nieobliczalności. Teraz kiedy zdradziło ją własne ciało, kobieta nie mogła być pewna ani minuty co do przyszłości u boku Beveridge'a - szczególnie, że na chwilę odzyskała rezon, ale rozsądek przegrywał walkę w starciu z pragnieniem.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Modelka — Nowa twarz marki "Virgil Limited"
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
She disappeared like she came. A shadow in the air. And now I know her very name, Her me is Despair...
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
powitalny kokos
Giza
yo — cm
about
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Służba skończyła pakowanie rzeczy Gizy, a ta poczuła dotyk ochroniarza na swoim ramieniu.
- Twoje wydatki od teraz zaczną podlegać ścisłej kontroli, wedle zawartej umowy. Zapomnij o drogich ubraniach, perfumach czy daniach, nic w tej willi nie należy do Ciebie. Za wyjątkiem tego parszywego pokoju, w którym spędzisz najbliższe kilka nocy, nim nie zastanowię się, co dalej z Tobą począć. - oznajmił bezwstydnie przy wszystkich tu obecnych, a ekskluzywne prostytutki zachichotały, śmiejąc jej się praktycznie w twarz. - Skoro moja własna żona nie potrafi zaspokoić moich potrzeb, te dwie panie zrobią to dzisiejszej nocy. - postanowił, choć prawdą było, że po tym wszystkim na seks miał najmniejszą ochotę. Były tu tylko na pokaz. - Zaprowadź ją do jej pokoju. -polecił, a gdy kobieta została zamknięta pod kluczem w swoim pokoju, Virgil zrobił rozkoszną demolkę w sypialni, płosząc przerażone damy do towarzystwa gniewnym temperamentem.
Gdyby Giza Beveridge próbowała uciekać, zostałaby złapana przez ochronę, której poleceniem było nie odstąpić jej nawet na krok.
ODPOWIEDZ