pisarka na przerwie, urzędas — ratusz
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
stacjonuje w lorne 1,5 roku i zdążyła nabawić się wypalenia zawodowego, znalazła zdradzającego partnera i nawet nie lubi własnego domu
2
Paisley miała wiele wad. Wszak była tylko człowiekiem, istotą podatną na bodźce i własne egoistyczne pobudki. Popełnianie błędów w tym przypadku stanowiło naturalną kolej rzeczy. Aczkolwiek gdyby spośród całego zestawienia wybrać jeden najgorszy mankament, bez wątpienia przed szeregiem stanęłaby jej naiwność. Chciałaby wierzyć, że jest to cecha, którą nabyła przez księgi zbójeckie a nie wrodzona przypadłość. Jednak notoryczne powielanie pewnych schematów wydawała się mieć we krwi, zupełnie jakby zostało to zapisane w kodzie genetycznym a ona nie mogła znaleźć na to lekarstwa. I to utwierdzało ją w tym, że w swoim postępowaniu jest zbyt pobłażliwa. Zbyt miękka, za łatwo się ugina pod presją, a wszystkie czułe słówka działają na nią jak magiczne zaklęcie. Wielokrotnie była na siebie wściekła, że pozwala bez limitu korzystać z własnego kredytu zaufania. Nie cierpiała też swojej słabości do poczucia bezpieczeństwa, nawet przy osobach, które nie były wobec niej całkowicie szczere. A już szczególnie cholernie źle się czuła, gdy dawała tej relacji kolejną szansę, z tyłu głowy mając myśl, że tym razem będzie lepiej. Jednak nigdy nie było, więc dlaczego ten wyjazd miałby coś zmienić? Och, no dlatego że przecież spędzą ten czas razem. Z dala od tego co było dla nich codziennością. Z dala od innych ludzi, miasta, kłótni i wszystkiego co sprowadzało ich związek na złe tory. Naprawdę chciała wierzyć, że nadal mu na niej zależy a wspólny weekend miał być potwierdzeniem. A podobno naiwność nie boli.
I to prawda. Nie bolała, szczególnie w tak pięknym miejscu jak Nowa Zelandia, gdy chwilowo zmartwienia poszły w odstawkę, całkowicie zastąpione błogim szczęściem. Fakt, powinna zacząć w końcu stawiać większe wymagania. Ale czy piękny hotel w Taupo, drogi szampan i wycieczki po okolicach nie były już gdzieś na najwyższym szczeblu starań? Ciężko powiedzieć, jednak nie tym zajmowała sobie głowę. Jedynym problemem były włosy, które od dobrych paru minut nie dawały się spiąć w wysokim kucyku.
- Kochanie, połóż się teraz pod choinką, zaraz cię rozpakuję... - rzuciła z łazienki, mając nadzieję że kroki które coraz bardziej dobiegały jej uszu stawiał ukochany, a nie pracownik obsługi, który ze zdziwieniem namalowanym na twarzy wychylił się zza drzwi. - JEZU NIE, TO NIE DO CIEBIE! - dorzuciła w panice, zdając sobie sprawę że nie tylko potrafiła wysyłać sprośne smsy do złych osób, ale także i w werbalnych konwersacjach fatalnie dobierała rozmówców. Nadal zmieszany, i dość młody niestety, chłopaczek okrył się czerwonością na policzkach i zostawiając zamówionego wcześniej szampana, opuścił ich pokój. Chwilę później, charakterystyczne pikanie poinformowało ją, iż ktoś ponownie skorzystał z karty pokojowej, by wejść do środka. Tym razem już była pewna, że to Caden.
- Cześć, czy to twoja bombka? - wychyliła się z łazienki, by z uśmiechem sprezentować mu wspomnianą świąteczną dekorację, po czym zmniejszyła między nimi dystans, znajdując się na tyle blisko by zawiesić mu dłonie na szyi. Złożyła na jego ustach motyli pocałunek musząc odrobinę wspiąć się na palcach. - Szampan już czeka. - powiedziała, przekręcając głowę w bok a zastały widok całkowicie zdjął z twarzy jej uśmiech. - Jeśli to jest domek z piernika, to już wolę mieszkać na drzewie w Tingaree. - najwyraźniej hotelowe podarunki za które się nie płaci były nieco gorszej jakości.

Caden Reyes
powitalny kokos
k.