nienajlepsza asystentka — lorne bay
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Frankie jest bipolarna, więc z jej nastrojem jest jak w przejaskrawionym bollywoodzkim filmie: czasem słońce, czasem deszcz.

OBECNIE: OSZUKANE SŁOŃCE.
#6


Frankie oddycha spokojnie. Jej klatka piersiowa podnosi się i opada wolno, jakby zastanawiała się nad każdym wdechem i wydechem. Siedzi na betonowym ogrodzeniu roślinnego klombu, nieopodal budynku, w którym aktualnie pracuje. Jest już późne popołudnie, po jej godzinach pracy, więc słońce przyjemnie obniża się po niebie, oblewając budynki ciepłym, żółtym światłem. Jest też naprawdę ciepło, ale Stern z jakiegoś powodu nie zdecydowała się ściągnąć z ramion znoszonej marynarki. Jej spokojna twarz nie zdradza co dzieje się w jej środku. Panikuje. Wydaje jej się, że go widziała. Nie byłoby to niczym zaskakującym, zważając na to, że Dawsey nadal mieszka w Lorne Bay. Nigdzie przypadkiem i magicznie nie wyparował. Mogła wziąć to pod uwagę, kiedy wracała na wybrzeże. W całej swojej naiwności wydawało jej się, że będzie w stanie go unikać. Albo bardziej prawdopodobny scenariusz – doskonale wiedziała, że to nastąpi, prędzej czy później. Po prostu musiała wrócić. Tutaj istniała szansa, że nie umrze z głodu, kiedy w Lewis Corp tolerowano jej niedyspozycje, a po opłaceniu wynajmu domku w Lorne Bay zostawało jej, chociaż odrobinę kasy na życie. Niekoniecznie na autobus jednak – co przypomniała sobie, zerkając przelotem na zegarek na nadgarstku. Musi się pozbierać, ma jakieś 15 minut do odjazdu darmowego autobusu dla pracowników jej wieżowca. Nie zamierzała wydawać niepotrzebnie dolarów na zwykły transport miejski. Wolałaby iść na pieszo, co zresztą często robiła.
Franklin podnosi się więc z trudem, sięga ręką po torebkę, którą rzuciła obok siebie i ostatni raz pozwala sobie na głęboki oddech. Wstaje, ale torebka z zepsutym zamkiem otwiera się, a jej zawartość rozsypuje po chodniku. Schyla się, żeby jak najszybciej to wszystko pozbierać i kiedy przyciska już cały swój dobytek do klatki piersiowej, odwraca się i robi krok w bok, zupełnie nie sprawdzając, czy droga jest wolna. Wpada na kogoś z impetem, rzeczy znów rozsypują się dookoła niej, więc podąża za nimi pełnym zrezygnowania wzrokiem. Dopiero po chwili wraca spojrzeniem do przeszkody, która stanęła jej na drodze i zaczyna coś mówić.
— To wszystko przez zmianę kontynentów, tutaj ziemia kręci się chyba w inną stronę — rzuca kłamstewkiem, które miałoby uczynić z niej ciekawą osobę, taką co się tu dopiero przeniosła, a nie spędziła całe swoje marne życie (co zdradzają liczne piegi na skórze). Ale mruga kilkukrotnie powiekami, oczy przestają napełniać się łzami i teraz widzi dokładnie. I te piękne, pełne zdziwienia oczy, skórę muśniętą słońcem i rozsypane w nieładzie włosy. Robi jej się niedobrze. Miała rację. Widziała go. Zamiast oddawać się we władanie swoim ciemnym i smutnym stronom osobowości powinna stąd po prostu spierdolić, póki był czas.
Wyrzuty sumienia wzbierają w niej falami. Nigdy w życiu się tak nie wstydziła. Nigdy wcześniej nie zrobiła czegoś tak głupiego. Ale tak bardzo, tak bardzo chciała go przy sobie zatrzymać. I chciała, żeby ją kochał. Teraz wie, że to mogło być za dużo. Nie tylko oszukanie go w tak okrutny sposób, ale też wychodzenie z założenia, że ktoś mógłby poświęcić swoje życie na znoszenie jej nastrojów. Na nagłą euforię, albo odmęty smutku. Nigdy nic pomiędzy poza atakami paniki, przychodzącymi w obu stanach.
— Ja… Ja naprawdę… — zaczyna, ale doskonale wie, że tutaj nie ma już nic do dodania. Wszystko jest już wyjaśnione. Pozostaje tylko ucieczka.


dawsey carleton
ambitny krab
warren#4947
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
015.
now you're making me
nervous
{outfit}
Nienawidził zaczynać od początku, a jeszcze bardziej nienawidził kończyć pewnych etapów, bo wiązało się to z trudnymi rozmowami, z robieniem rzeczy, których naprawdę nie chciał robić. Pierwszy trudny etap w jego życiu zamknął się jego wyjazdem z Lorne Bay. Śmierć matki wpłynęła na całą rodzinę Carleton źle. Teoretycznie nic dziwnego, w praktyce, Dawseyowi było wyjątkowo ciężko się z tym pogodzić. Nad wyraz ciężko. Kolejny etap w jego życiu zamknął rozwód. Też niezbyt pozytywne wydarzenie. Powoli godził się z każdą sytuacją, z jednymi dłużej, z innymi krócej, ale ostatecznie dochodził do jakiegoś porządku w życiu. Kiedy poznał Frankie, na początku wprowadziła w jego życie chaos. I chyba ten chaos trwał przez cały czas ich związku. Jedni nazwaliby go krótkim, inni długim, ale dla Dawseya był po prostu wyjątkowy, inny, piękny. Kochał ją, mógłby przysiąc, że całkowicie zawróciła mu w głowie. Nawet jego żona nie zrobiła tego w taki sposób. Może nie powinien porównywać tych dwóch miłości, ale Dawsey przez całe swoje życie nie nazwałby się szaleńcem, a przy Frankie mógłby pokusić się o to stwierdzenie.
Pewnie był też szalony w poszukiwaniu jej, bo naprawdę często zaglądał do miejsc, w których mógłby ją znaleźć. Tyle, że jej nie było. Sam nie wiedział, co właściwie chciał zrobić. Przeprosić ją? Poprosić, by do niego wróciła? Na początku tak. Ale teraz był nastawiony na zamknięcie tego rozdziału. Naprawdę chciał, by jego życie w końcu znormalniało. Chciał udowodnić Audrey, że może być dobrym wspólnikiem. Chciał absolutnie poświęcić się Sanktuarium.
Dlatego przyjechał do Lewis Corp. Dowiedział się, że Frankie dalej tam pracuje, dlatego pojawiał się tam dość regularnie. Musieli porozmawiać. Naprawdę, zanim Dawsey wybuchnie. Okazało się to trudniejsze niż myślał. Był pewien, że wpadnie na nią już pierwszego dnia, ale tak się nie stało. Za to stało się czwartego i nie sądził, że wpadnie będzie tutaj słowem-kluczem. - Naprawdę, co? - spytał, gdy zorientował się, że to ona. Właściwie już w momencie, kiedy się zderzyli. Czuł się zapach, od którego szumiało mu w głowie. - Naprawdę powinnaś przestać się przede mną chować - powiedział w końcu. Bo miał dość. Okej, nie była w ciąży, okej, wmawiała mu zupełnie coś innego, okej. Zrozumiał jej pobudki, na tyle, na ile mógł. Teraz ona powinna postarać się zrozumieć jego.
nienajlepsza asystentka — lorne bay
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Frankie jest bipolarna, więc z jej nastrojem jest jak w przejaskrawionym bollywoodzkim filmie: czasem słońce, czasem deszcz.

OBECNIE: OSZUKANE SŁOŃCE.
Dobrze rozumiała, że każdy człowiek potrzebuje z a m k n i ę c i a. Że wiszące sprawy potrafią uciskać klatkę piersiową i sprawiać, że nie da się oddychać. Frankie czasem budziła się w nocy z paniką i pilną potrzebą rozmowy z Dawseyem. Ale wiedziała też, że bardzo długo nie chciał słuchać i przez ten czas, który minął, zostało coraz mniej do powiedzenia. Poza tym doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zrobiła coś absolutnie niewybaczalnego. I nawet to, że nie zrobiła tego z premedytacją, ale raczej z własnego smutku i strachu, nie tłumaczyło jej zachowania.
Była w ciąży.
Przynajmniej na początku. I wszystko zaczęło się od strachu – była przerażona, że Carleton wcale nie będzie zadowolony. Biorąc pod uwagę to, co mu się wcześniej przytrafiło, może nie chciał zostawać znów ojcem? Zwłaszcza jeśli matką miała być ona, niezrównoważona Frankie, która gotowa była zostawić wózek w supermarkecie i przypomnieć sobie o nim kilka godzin później, kiedy atak ogromnego smutku już by ustąpił. Ale jej obawy nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.
Ucieszył się.
Chciał planować z nią przyszłość i całkowicie w tym przepadała, a potem…
Tak się zdarza, jest pani młoda, proszę się nie załamywać. Słowa lekarza dźwięczały w jej głowie jak echo, odbijając się od każdej innej myśli. Nie mogła mu powiedzieć. Płakała w poduszkę i w biurowej toalecie. Pękało jej serce i chciała krzyczeć, ale żaden głos nie wydobywał się wtedy z jej zaciśniętej krtani. To wina leków. Tych leków, które utrzymywały jej emocje w jako-takiej równowadze. Gdyby wiedziała, zrezygnowałaby z nich. Ale wtedy mogła mieć już tylko pretensje.
Stern wciąż wpatruje się w mężczyznę tak, że wszystko dookoła przepływa wokół nich w slow motion.
Nadal oblewa ją fala wstydu i powrót do tego, co tak usilnie próbowała od siebie odsuwać, jest ostatnią rzeczą na ziemi, która chciałaby teraz zrobić.
— Nie mogę, Dawsey. Nie chowam się. To znaczy... chowam. To znaczy, chciałam zapaść się pod ziemię. Dosłownie. Bo metaforycznie to jednak za mało powiedziane… — zaczyna paplać, jak to zwykle ma w zwyczaju, kiedy przepełnia ją stres. Trochę trzęsą się jej ręce. Krzyżuje więc dłonie na swoim mostku tak, jakby chciała się zaraz sama objąć.
— Zasługujesz na więcej. I zasługujesz na rozmowę, ale ja… Ja po prostu nie dam rady tego zrobić, przepraszam — oczy zachodzą jej łzami i przestępuje z nogi na nogi jak mała dziewczynka. Zaraz ucieknie jej autobus.

dawsey carleton
ambitny krab
warren#4947
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Na tyle, na ile potrafił - rozumiał. Nie było to proste, ale przecież nikt nie był idealny, prawda? Dawsey wiele razy zachował się nie w porządku, pewnie wiele razy również wobec Frankie, dlatego nie chciał jej oceniać. A najbardziej na świecie nie chciał jej ranić. Wydawało mu się, że tamtego dnia powiedział wystarczająco dużo słów, których nie można było uznać za przyjemne i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakim dupkiem był. Ba, żałował wszystkiego cholernie, ale chyba żadne z nich nie mogło już cofnąć czasu. Ani do tego co było, ani do momentu, kiedy mogli sobie powiedzieć prawdę. Więc sam już nie wiedział, po co to wszystko? Po co robił mętlik jej i po co robił go sobie, ale tak wydawało mu się rozsądnie. Rozmowa miała być takim wyjściem. Rozsądnym. Pomóc im. W końcu Frankie była w ciąży, musiała uporać się z wieloma emocjami sama, a Dawseya nie było przy niej, by jej pomóc. Nie dała mu szansy, ale teraz chciał to jakoś naprawić. Nie czuł się dobrze z tym, że zostawił ją, kiedy wydarzyły się tak okropne rzeczy i chciał ją przede wszystkim przeprosić. - Przestań - poprosił. Chyba jednak chciał, żeby zamilkła. Nie dlatego, że zmienił zdanie co do rozmowy. Po prostu potrzebował, by się uspokoiła. Wiedział, że czasami nie wszystko do końca grało i akceptował ją w pełni. W takiej Frankie się zakochał, która śmiała się do rozpuku, by za chwilę rozpłakać. Kochał tę emocjonalną dziewczynę, każde uczucie, które jej doskwierało, bo dzięki temu wydawała mu się bardziej ludzka niż każda napotkana osoba. Wiedział, że to niezdrowe zaburzenia, ale kochał je w niej. Kochał w niej wszystko. Chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. - Nie musisz nic robić, nie chcę cię do niczego zmuszać, rozumiesz? Po prostu chcę przeprosić, że zachowałem się jak dupek i że nie byłem przy tobie, kiedy tego potrzebowałaś - wyszeptał. Nie wiedział czy potrzebowała przestrzeni, czy mógł tak stać i ją przytulać, ale robił to, bo nie potrafił patrzeć na jej łzy.
ODPOWIEDZ