detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.
jeden

[akapit]

Sprawa wysoko postawionego w hierarchii kryminalnej gangstera wniesiona do policyjnej bazy danych ciągnęła się już latami.

[akapit]

Starsi, bardziej doświadczeni koledzy po fachu z tego samego komisariatu niemal zupełnie się poddali, powołując się na osobiste doświadczenie w podobnych przypadkach. “Tutaj nic już nie zdziałasz.” “Bez udokumentowanych poszlak zmiotą cię w sądzie na pył.” “Kartele przemytnicze tak właśnie działają, cholernie trudno je złapać.” To, że sprawa była trudna, było cholernym niedopowiedzeniem - nawet kiedy policja wpadła już na ślad szlaku przemytniczego (i to zupełnie żałosnym przypadkiem) to sąd stanowy wymagał w wypadku przejścia do rozprawy dostarczenia dowodów rzeczowych i całej sprawy dochodowej popartej rozległą dokumentacją wprawionego zespołu policyjnego. Lorne Bay nie miało tylu ludzi. Właściwie niewiele się tu działo, nie licząc sąsiedzkich sprzeczek, doniesień o przemocy domowej i sporadycznych nocnych napadów rabunkowych na stację benzynową znajdującą się poza miastem. Ślęcząc latami nad sprawą przemytnika z Sydney, który według doniesień stacjonował w tej zapchlonej dziurze, Hunter zaczynał rozumieć, dlaczego starsi współpracownicy tak łatwo oddawali ją młodszym policjantom. On też tracił zapał, przekonanie, że dobro zwycięży i na końcu pokona zło w epickim finale. Im dłużej pracował dla organu ścigania, tym bardziej praca ta wymywała z niego złudzenia i ideały, do których kiedyś dążył. Kiedyś.

[akapit]

A później dowiedział się też, kto rezyduje w kryjówce gangstera i długo gapił się na imię zapisane przez informatora w pośpiechu na kartce wyrwanej z notatnika, nie wierząc własnym oczom. Tracił notorycznie nadzieję odrobina po odrobienie przez całe dwa, kiedy włączono go do tej sprawy kategoryzowanej jako “nierozwiązana”. Tracił ją aż do tamtego pamiętnego dnia.

[akapit]

Kiedy dowiedział się o śmierci podejrzanego.

[akapit]

Przyznawał przed sobą szczerze, że cała sytuacja była co najmniej dziwna. W dodatku w głowie tłukło się to cholerne nazwisko i wizja możliwej konfrontacji, a na nią przecież nie miał najmniejszej ochoty.

[akapit]

Tamtego dnia Hunter Schafer, najmłodszy syn państwa Schaferów, wychowany i mieszkający w Lorne Bay, siedział za swoim biurkiem podparty na łokciu, wykrzywiony w dziwnej pozycji, pochylony nad monitorem ustawionym po lewej stronie blatu. Po prawej piętrzyły się teczki pełne papierów, a kubki po wypitej kawie stanowiły wyznacznik czasu. Dawno minęła siedemnasta - sądząc po ilości naczyń zbliżała się północ - ale mężczyzna zdawał się nie zauważać upływu czasu. Laura nie czekała już na niego w domu, więc całkowicie przestał się przejmować tym, o której wróci do mieszkania. Do czekającej tam na niego pustki, ciemności. Do strachu. Do miejsca, w którym słabość w końcu wypływała na powierzchnię. Siedział tak, przeglądając akta i starając się dostrzeć coś, co wcześniej mogło mu umknąć. Jakoś połaczyć porozrzucane fakty. Znaleźć złote jajo, które byłoby rozwiązaniem całej sytuacji.

[akapit]

Nie udawało mu się to, jak zwykle. Czuł buchającą niczym gorąca para frustrację. Chciał zapalić, ale na zewnątrz szalała najprawdziwsza zima.

[akapit]

Wtedy do komisariatu wpadł zziajany detektyw, ten, który zajmował miejsce po przeciwnej stronie pomieszczenia. Wtedy zaczął mówić. Dużo, w pośpiechu, obficie gestykulując. Wtedy… Wtedy Hunter wiedział, że sprawa znowu ruszyła. Tamtej nocy nie przespał nawet godziny.

[akapit]

Tej także nie zmrużył oka.

[akapit]

Wypite w pośpiechu litry czystej kofeiny sprawiały, że powieka drgała mu nerwowo i nie mógł spokojnie ustać w miejscu. Stopą wybijał rytm na posadzce. To wstawał, to znowu siadał za swoim biurkiem. Wiedział, że przyciąga uwagę współpracowników i zachowuje się po prostu dziwnie. I chociaż zazwyczaj czuł się dobrze w świetle reflektorów, to teraz wolał, żeby nie patrzyli.

[akapit]

Dla rozluźnienia podszedł do recepcji, gdzie przez chwilę niezobowiązująco flirtował z nową stażystką. Jeszcze nie miał okazji się z nią przespać i zdawał sobie sprawę, że powinien się pospieszyć, zanim do dziewczyny dotrą pogłoski o jego sławie. Dzisiaj jednak zupełnie nie mógł się skupić. Wiedział, kogo spotka w pokoju przesłuchań, wiedział doskonale, na kim za chwilę spocznie jego spojrzenie. I obawiał się swojej reakcji, z tym bardziej tego, co być może poczuje.

[akapit]

Nic nie poczuję, do jasnej cholery — mruknął, odpychając się z impetem od swojego biurka na krześle. Przetarł dłonią twarz. I zebrał się w sobie. Skupienie, powtarzał sobie w myślach Hunter, musisz się po prostu skupić.

[akapit]

Z tego stanu wyrwał go znajomy głos.

[akapit]

Nie martw się niczym — powiedział niewysoki, żylasty mężczyzna dochodzący sześćdziesiątki. - Twój ojciec byłby z ciebie dumny. Po prostu poprowadź to przesłuchanie i dowiedz się wszystkiego, co ta dziewczyna wie. On na ciebie patrzy — uniósł oczy ku sufitowi — z góry. Dasz radę.

[akapit]

Przypływ niehamowanej furii dodał Hunterowi energii. Słowa tego średniowiecznego zgreda zaskoczyły go do tego stopnia, że nie zdążył mu przerwać.

[akapit]

Mam nadzieję, że będzie też patrzył dzisiaj w nocy, kiedy będę bzykać tę laskę — odpowiedział nonszalancko i bez namysłu, skinąwszy głową w stronę recepcji. Atrakcyjna brunetka pochylała się właśnie nad papierami dostarczonymi przez komisarza.

[akapit]

Oburzenie i szok na twarzy rozmówcy wystarczyły. Nie trzeba było długo czekać na błyskawiczną reakcję.

[akapit]

A mówili w mieście, że to niepodobne, żeby on sam jeden, bez kobiecej ręki trzech wychowywał. Mówili, i co? Co z nich wyrosło?

[akapit]

Mężczyzna odszedł, nie czekając na odpowiedź.

[akapit]

Hunter czuł się tak, jakby dostał w policzek. Tego mu było trzeba, zeby w końcu zabrać teczkę z dokumentami i udać się w stronę sali przesłuchań, gdzie już dobre dwadzieścia minut czekała Corrine. Czuł, że adrenalina buzuje mu w żyłach. Był gotowy do walki, która niewątpliwie tam na niego czekała.

[akapit]

Detektyw z uparciem osła walczył o możliwość przeprowadzenia tego pierwszego przesłuchania. Nawet dla niego nie były jasne motywy tego działania. Chciał udowodnić coś sobie, czy jej? Czy działał dla dobra swojej kariery? Otwierając drzwi do małej salki przylegającej do sali przesłuchań nie szukał odpowiedzi. Przez weneckie szkło jego spojrzenie padło na świadka. I natychmiast podziękował sobie za przezorność w podjęciu tego kroku. Wyglądała całkiem inaczej niż kiedyś - wydoroślała, a rysy jej twarzy znacznie się wyostrzyły. Ale jej widok i tak go zszokował. Potrzebował kolejnych dwóch minut, żeby wyjść z pomieszczenia.

[akapit]

Drzwi do sali przesłuchań otworzył agresywnym pchnięciem. Aż odbiły się z głośnym hukiem od ściany. Schafer utkwił w niej zdecydowane spojrzenie i nie pozwolił sobie na nawet najdrobniejszy przejaw zainteresowania czy może litości dla niej i dla sytuacji, w jakiej się znalazła. Dobry glina, zły glina, Hunter przeprowadzał takie sprawy notorycznie. Wiedział, przynajmniej w teorii, po jakim podłożu stąpa.

[akapit]

Pani Beresford, dzień dobry. — Położył teczkę na stole. Nie oderwał spojrzenia od jej oczu. Wiedziała, że awansował na detektywa? Pewnie nie. — Przepraszam za czas oczekiwania. Okolice bożonarodzeniowe zawsze są niesłychanie pracowitym czasem w komendzie. — Zmrużył oczy, zastanawiając się, czy zwróci uwagę na to kłamstwo. W obliczu wielkości tej sprawy wszystkie inne nie miały znaczenia. Komendant nadał jej specjalny priorytet. — Będzie pani czegoś potrzebowała czy możemy zaczynać bez dalszych opóźnień?

[akapit]

A więc tak się to wszystko zaczęło. Początek końca czegoś naprawdę wielkiego. Hunter czuł dziwne podekscytowanie i nie dopuszczał możliwości, że ma ono coś wspólnego z jedynym wiarygodnym świadkiem, jakim dysponowali w tej sprawie.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
01
Śmierć. Strach. Niepewność.
Ktoś mógłby powiedzieć, że urodziła się pod pechową gwiazdą – że tendencję do pakowania się w kłopoty odziedziczyła w genach, a sama właściwie nic nie mogła na to poradzić, bo istotnie za każdym razem podejmowała wyłącznie te błędne decyzje. Kiedy już wydawało jej się, że cokolwiek zaczyna się w tym życiu wreszcie układać, kolejny bieg zdarzeń szybko sprowadzał ją na ziemię – kolejny błąd, kolejne rozczarowanie i kolejne cierpienie; tak skutecznie jednak ukrywane pod maską pogodnej dziewczyny, którą była dla postronnych. Jak mogła więc przypuszczać, że tym razem trafiła lepiej? Że jej wybranek z potencjalnie czystą kartą przyniesie jej wreszcie tę upragnioną, romantyczną miłość, którą tak skrupulatnie opisywała na stronach swojej książki? Zaślepienie, jak się okazuje, jest jedną z najpotężniejszych broni obecnych czasów, a ludzie – tak doskonali manipulanci, zdecydowanie są w stanie sprawić, że zrobimy dla nich wszystko.
Dosłownie wszystko.
Właśnie dlatego od kilku lat Corrine tkwiła w toksycznym związku, niemal ukrywając się w niewielkim domku w swoich rodzinnych stronach, tylko pozornie wyglądając na szczęśliwą, być może spełnioną. W oczach sąsiadów i rodziny była więc chyba – szczęśliwa, bo może właśnie na to czekała całe swoje życie: nie na dziennikarską karierę, ale na mężczyznę, z którym mogłaby zamieszkać po środku niczego i po prostu być – razem. Jakże wielkim jednak było to kłamstwem, a jak wielkim jej pragnieniem, by uwolnić się z tego układu, który ją wyniszczał. Mimo, iż te złudzenia tkwiły również w jej głowie, to rozmyły się dokładnie w tym dniu, w którym poznała prawdę o Dante, o tym, jak wiele miał na sumieniu i jak nieczyste były jego tajemne interesy. Narkotyki jednak nigdy nie były niczym nadzwyczajnym – przecież są wszędzie, a przy tym i sama Corrine czasami z nimi eksperymentowała za młodu, więc… czy mogła go przez pryzmat tego oceniać? Chyba właśnie dlatego wmawiała sobie, że wszystko jakoś się ułoży, gdy już osiądą w Lorne Bay i spróbują nie rzucać się w oczy, tak oby on mógł rozwijać swój przemytniczy handel, a ona w spokoju pisać – chociaż i tak w tajemnicy przed całym światem. Nie było to spełnieniem jej marzeń, ale było jedynym co miała, więc nie licząc dorywczych prac, spotkań z siostrą czy matką, jak również wypadów do klubu od czasu do czasu, niemal całe dnie spędzała właśnie w domu, oddając się swojej nowej pisarskiej pasji. Zniknęła. Dokładnie tak jak chciał tego Dante, który robił wszystko, by nie rzucali się w oczy, zapewne nie będąc świadomym tego, że miejscowa policja i tak ma go na oku.
Kolejny błąd, który kosztował go życie.
A Corrine wreszcie dowiedziała się wszystkiego, ponieważ mężczyzna ślepo ufał w jej oddanie, więc powierzał jej wiele informacji na wypadek „gdyby coś mu się stało”. Problem polegał jednak na tym, że ona wcale nie chciała znać szczegółów, nie chciała się narażać i stanowić celu, gdyby istotnie została tą, która wie zbyt wiele albo wie coś, o czym ktoś postronny chciał się dowiedzieć dla własnych celów. I trwało to niemal jak zdarta płyta – nie chciała, ale właśnie tym się stała, a tkwiąc przez ostatnich kilka dni w hotelowym pokoju, jak mantrę słyszała w swojej głowie ostatnie słowa, które do niej wypowiedział. Odbijały się echem, nie pozwalając jej właściwie zmrużyć oka.
- Zabije Cię, Ty suko – krzyczał, gdy ona jedynie próbowała złapać wówczas oddech, kiedy jego palce tak mocno zaciskały się na jej delikatnej szyi. Błagała, by przestał – ale pełen agresji i złości w ogóle nie reagował. Co więcej mogła zrobić? Nie chciała zabić, nie chciała odpowiadać za to, że jedynie się broniła, bo dziś… to ona mogła leżeć martwa i ta myśl także ją paraliżowała. Hektolitry wylanych łez nie zmyły jednak cholernego poczucia winy, krążyła więc nerwowo po pokoju, wypijała kolejne porcje kawy i z przerażeniem oczekiwała na to co dalej – bynajmniej nie licząc na to, że ktoś zajmie się tym „problemem” za nią. W końcu to tylko małe miasteczko, w którym niewiele się dzieje – czy więc tajemnicza śmierć mogła przejść niezauważona? Czy ktoś z jego konkurentów mógł się zorientować i wykorzystać to na swoją korzyść? Czy ktoś jej szukał?
Miliony myśli krążyły w jej głowie, każda jeszcze gorsza od poprzedniej.
Jej serce rozpadło się na milion kawałków w chwili, w której wreszcie ją odnaleziono – bo musiała w końcu wrócić, nie mogła przecież ukrywać się wiecznie, jak i nie mogła uciekać przed policją, która właśnie wezwała ją na świadka. Wiedzieli. Znaleźli ciało – a ona nie miała pojęcia co począć, jak się bronić i co więcej – jak kłamać tak, by miało to sens. Z obawą o to, że oskarżą ją o zabicie Dante, pojawiła się dziś na komisariacie, gotowa walczyć o swoje dobro, nadal jednak kompletnie rozbita, przerażona i niepewna o jutro. Siedząc w pokoju przesłuchań, wsłuchiwała się w głuchą ciszę i miała wrażenie, że ta cisza za moment doprowadzi ją do szaleństwa – ciągle na nowo odtwarzała w głowie tamten dzień, ciągle wyglądała tak, jakby dopiero co wyszła z tamtego domu: była niewyspana, z podkrążonymi oczami, a z tych oczu spływały pojedyncze łzy, które o ironio mogły teraz wskazywać na to, że Corrine jedynie opłakuje swojego mężczyznę, o którego śmierci dopiero się dowiedziała. Nie miała jednak najmniejszego pojęcia, że w tej samej sali za moment pojawi się inny mężczyzna, ten do którego myślami wracała częściej niż powinna, chociaż nie widziała go od dobrych kilku lat – i pewnie nie chciała widzieć, mając na uwadze to jak potraktował jej własną siostrę. Wydawać by się mogło, że to małe miasteczko, a jednak można na siebie nie wpaść, tym bardziej nie sądziła, że dziś dojdzie do takiego spotkania i to w takich okolicznościach. Ciemna bluzka zasłaniała ślady na jej szyi, włosy opadające na twarz maskowały postronne, delikatne ślady na twarzy, a ona wpatrywała się tępo w swoje dłonie, którymi bawiła się nerwowo, próbując zebrać myśli. A czas tak cholernie jej się dłużył. Nie wiedziała co to przesłuchanie miało wnieść, czego od niej oczekiwali i dlaczego ją tu ściągnęli – ale co ważniejsze, nie była gotowa na moment, w którym drzwi sali z hukiem się otworzyły. Wzdrygnęła się lekko, gdy odbiły się od ściany i uniosła nieco nieobecny wzrok na osobę, która weszła, po czym… zamarła na moment w bezruchu. Ona nie mogła się na to przygotować w żaden sposób, bo nie miała pojęcia, że Hunter zajmował się tą sprawą ani tym bardziej nie wiedziała, iż awansował na detektywa. Z jeszcze większym przerażeniem patrzyła jak wchodzi dalej, jak odkłada teczkę na stół, a potem zwraca się do niej tak, jakby się nie znali. Wpatrywała się w niego tak, jakby próbowała wmówić samej sobie, że to nie sen, chociaż jego wzrok zdecydowanie sprowadzał ją na ziemię. – Co Ty tu… - Wydusiła z siebie cicho, niemal instynktownie sięgając do grantowej bluzy, która zsunęła jej się z ramienia, być może odsłaniając jeden ze śladów, który powstał w momencie szarpaniny z Dante. Bolało ją to miejsce, więc nie chcąc ryzykować, podciągnęła materiał bluzy. Ale gra już się rozpoczęła, nie miała już możliwości się wycofać – musiała działać. A widok Schafera dodatkowo ją podjudził, jakby dodając jedynie motywacji do tego, by się bronić. – Ważniejsze są drobne stłuczki czy może standardowe kradzieże na stacji benzynowej? Ważniejsze niż to, że Dante nie żyje? Dlatego tyle mnie tu trzymacie? – Zmrużyła lekko oczy, cierpliwie ale z trudem znosząc ciężar jego spojrzenie. Oczywiście, że zorientowała się jaka jest prawda, nie znalazła się tutaj pierwszy raz – tutaj, czyli w Lorne Bay, które znała lepiej niż siebie samą. Wydawało jej się też, że znała stojącego przed nią mężczyznę, ale w tej kwestii chyba nie miała racji – zmienił się. Ale przecież każdy kolejny rok wpływa na nasz wygląd, ona również nie była już młodą studentką, a on nie był już zwykłym policjantem. Napis na jego plakietce jasno krzyczał – detektyw, co zapaliło w jej głowie czerwoną lampkę. – Darujmy sobie tę kurtuazję. Nie zachowuj się tak, jakbyś mnie nie znał, Hunter – Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, dokładnie akcentując jego imię, które jako ostatnie wypadło z jej ust. Mimowolnie zerknęła na lustro weneckie, zastanawiając się nad tym czy ktoś ich może teraz słuchała, ale niekoniecznie się tym przejmowała. On nadal lustrował ją spojrzeniem i z całą pewnością próbował ją już rozszyfrować po samym zachowaniu. Wówczas otarła niesforną łzę, która znowu spłynęła po jej policzku i sugerowała, iż opłakuje właśnie śmierć swojego faceta. – Dlaczego to Ty tutaj jesteś? Nie będę z Tobą rozmawiać, poza tym nic nie wiem. Na co właściwie liczycie? Dante nie żyje, dopiero wróciłam z Sydney, a nie daliście mi się nawet oswoić z tą wiadomością…
Kłamstwa, kolejne kłamstwa wypadały z jej ust, chociaż pozostawało jej mieć nadzieję, że przynajmniej brzmią wiarygodnie. Musiała chociaż spróbować. Nie chciała by ten moment był początkiem jej końca, mimo że jednocześnie nie wiedziała czego oczekuje Hunter. Widziała jednak błysk podekscytowania w jego oczach, w takim miejscu jak Lorne Bay taka sprawa była niczym żyła złota i zdawała sobie z tego sprawę – w końcu przemyt narkotyków to sprawa grubszego kalibru, tyle, że ona wcale nie zamierzała dzielić się swoją wiedzą, a detektyw Schafer będzie musiał obejść się smakiem, dokładnie tak samo jak przed laty – gdy nie mógł jej mieć.
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Poczuł satysfakcję z ciężaru jej spojrzenia, chociaż ta niczym narkotyk o krótkotrwałym efekcie szybko rozmyła się w nicości i pod naporem innych myśli. Nie było nic satysfakcjonującego w zmęczonej twarzy kobiety, która czasami ciągle nawiedzała go w snach i wizjach na jawie, które prowadziły do różnorakich zakończeń. Satysfakcja z jej zaskoczenia rozpłynęła się w powietrzu niczym dym papierosowy. Wtedy dopiero Hunter uświadomił sobie, że sam nie wie, co czuje. Że wolałby już zupełną pustkę od tego pustoszącego tsunami, które rozszalało się w jego wnętrzu. Patrzył być może odrobinę za długo. Za intensywnie, żeby udawać, że się nie znają, że nie mają z tym nic wspólnego. Poza tym Lorne Bay było małą, zapchloną dziurą - pewnie co najmniej połowa policjantów w całym komisariacie - tak samo jak i miasta - wiedziała, że Corrine jest siostrą jego byłej żony.

[akapit]

Uśmiechnął się mimo tego wszystkiego kpiąco. To była jedna z kilku tarczy, za którymi mógł się jeszcze w tej sytuacji bronić. Powoli pokręcił głową, aż w końcu uśmiech także zniknął. Spojrzenie mężczyzny zsunęło się machinalnie na odsłonięte ramię, na którym widniała sina pręga - pamiątka po ciosie? Hunter zmrużył oczy na ułamek sekundy, zapamiętując ten fakt i rozważając kilka kolejnych. Miał być pierdolonym perfekcjonistą, nieprawda? Zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby ustalić prawdziwy przebieg wydarzeń tamtej nocy, w której dokonano morderstwa. Pierwsza analiza kryminalistyczna wykonana w pośpiechu wykazała pierwsze możliwości i poszlaki. Ludzie pracowali dzień i noc, żeby przerobić każdy fragment materiału dowodowego, ale do wykonania całościowej dokumentacji równie istotne były zeznania możliwych świadków.

[akapit]

Hunter z wyraźną dezaprobatą odkrył, że głównym i jedynym była Corrine Beresford. Dziewczyna przestępcy.

[akapit]

Szybko wywnioskował resztę: musieli się w takim wypadku co najmniej ze sobą umawiać, a kto wie, może i było w tym coś więcej? Na pewno spali ze sobą. Ta myśl była mu wyjątkowo niewygodna i wręcz obrzydliwa.

[akapit]

Pierwsze pytania, które padły ze ślicznie wykrojonych ust kobiety potwierdziły najgorsze w istocie podejrzenia Schafera. Aż się skrzywił wbrew całemu kodeksowi i zasadom pracy. Mógł sobie wmawiać, że życie prywatne nie ma wpływu na jego sprawę, ale już w tej chwili zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko piękne kłamstwa.

[akapit]

Proszę pani — zaczął z naciskiem, pochylając głowę i patrząc na nią spod byka. — To, dlaczego procedury policyjne działają tak a nie inaczej jest objęte tajemnicą zawodową.

[akapit]

Nie zamierzał niczego więcej wyjaśniać ani ułatwiać jej sytuacji. Był zły - nie wiedział czemu. To też dodatkowo go denerwowało. Teraz potrzebował spokoju ducha, a zamiast tego nie potrafił się ogarnąć. Nawet odliczanie w myślach do dziesięciu wspak nie przyniosło pożądanego efektu. Świadomość, że ich rozmowa jest nagrywana przez cztery kamery policyjne, po jednej w każdym kącie sufitu, działała na niego zdecydowanie bardziej pacyfikująco.

[akapit]

O nie, pani Beresford, to, co sobie podarujemy będzie spoufalanie się — odpowiedział i chociaż silił się na opanowany ton głosu, to ten na pewno zdradzał napięcie. Założył nogę na nogę i odchylił się wygodnie na swoim krześle, przez chwilę poświęcając uwagę papierom położonym na stole w zamkniętej teczce. Zamierzał grać zdystansowanego, bo tylko to chroniło go od popadnięcia w stary schemat - a choć bardzo kuszący, to nie zamierzał szaleć za Corrine. Nie, jeśli na szali stała wielka sprawa i być może dalszy rozwój kariery. Gdyby wierzył w bogów, to w tej chwili modliłby się, żeby to mu się powiodło. — Jesteśmy na przesłuchaniu, to fakt, ale to nie pani będzie zadawać pytania.

[akapit]

Czy na pewno zamierzał brzmieć ostro? Mierzyli się spojrzeniami przez dłuższą chwilę. Łza, która spłynęła po jej policzku i której znaczenie było oczywiste była niczym policzek. Podsycała tylko tornado wywołane jej ponownym widokiem. Hunter zmusił się, żeby wyglądać na wyluzowanego.

[akapit]

Gdzie była pani w nocy z dwunastego na trzynastego grudnia? I czy jest ktoś, kto może poświadczyć o udzielonej przez panią odpowiedzi?

[akapit]

Standardowa regułka, normalne otwarcie każdej temu podobnej sprawy. Wszystko jednak było wcale nie zwyczajne w tym układzie, w którym się tutaj znaleźli. Chociaż upływające od ich ostatniego spotkania lata odcisnęły piętno na znajomej twarzy, to Corrine nadal była bezsprzecznie… Piękna. A może nawet teraz jeszcze bardziej, niż w przeszłości. Ten fakt bardzo irytował Huntera, podobnie jak żałoba, którą przeżywała za swoim kochankiem. Tak właśnie się czuło, kiedy straciło się coś, co nigdy do ciebie nie należało? Ze wszystkich sił starał się nie dać po sobie poznać, jak emocjonalnie wpływa na niego stan Corrine. Nie mógł czuć ani śladu litości.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Z jej strony nie było chyba ani grama satysfakcji – ani z samego faktu, że właśnie znalazła się na komendzie ani z tego, że właśnie wpatrywała się w oczy mężczyzny, do którego jej myśli wędrowały znacznie częściej niż powinny. A przecież była przekonana, że więcej się nie spotkają – że ich historia zakończyła się wraz z chwilą, w której rozwiódł się z jej siostrą. I powinna była się wtedy zakończyć, zdecydowanie nie powinni znaleźć się teraz w tej sali przesłuchań – sam na sam, wpatrzeni w siebie zdecydowanie za długo, rozmyślający o tym co było i o tym jak trudno jest teraz, a Corrine bynajmniej nie chciała, aby Hunter widział ją właśnie w takim stanie. Rozbitą, zrozpaczoną i przerażoną, tak kompletnie inną niż przed laty, gdy jej oczy błyszczały, cięty języczek doprowadzał do mniej lub bardziej stykowych sytuacji, które kończyły się drobnym, niewinnym flirtem. Kiedyś było prościej. Nagle zalała ją fala uczuć, których nijak nie była w stanie zrozumieć i z całą pewnością nie były to uczucia związane ze zmarłym dopiero co partnerem, ale właśnie z tym mężczyzną, który siadał w tej chwili na wprost niej, by przeprowadzić rozmowę, która z całą pewnością mogła się dla niej źle skończyć.
Na próżno było szukać na jej twarzy choćby cienia uśmiechu, chociaż ta jego nagle rozbłysła nieco kpiącym, najwyraźniej skierowanym właśnie do jej osoby. Wpatrując się w niego, analizowała dokładnie każdy szczegół – rysy jego twarzy, unoszące się kąciki ust i oczy, w które kiedyś tak chętnie się wpatrywała, gdy igrały z nią bez końca. Zmienił się, podobnie jak i ona: dojrzał, wygląd wskazywał na to, że przybyło mu już kilku lat, ale… nadal pozostawał tak samo przystojny. A może i nawet bardziej niż wówczas, gdy jeszcze był członkiem jej rodziny, a ona przeklinała rzeczywistość za to, że połączyła go właśnie z jej siostrą, chociaż ewidentnie to między nimi iskrzyło. Nigdy jednak nie pozwolili na to, by ten ogień wybuchł – nie dało się jednak zaprzeczyć, że tak małe miasteczko jak to, doskonale znało ich historie – że ktokolwiek zobaczyłby ich razem, wiedziałby, że Corrine jest siostrą jego byłej żony. I każdy oceniłby ich dokładnie tak samo – że nie powinni.
Wiedziała jednak, że na ten moment jest jedynym świadkiem w tej sprawie, jako ostatnia widziała Dante żywego i jako jedyna mogła powiedzieć coś więcej – co pomogłoby rozwikłać zagadkę. Mogłaby, ale nie zamierzała tego robić. Tak samo jak nie chciała, by Hunter wiedział o jej powiązaniach z przestępcą, o tym, że z nim była, że tkwiła w tej toksycznej relacji, która wykańczała ją dzień po dniu i że… zabiła. Nie miała pojęcia ile Hunter wie, co wykazała analiza kryminalistyczna i co sprawiło, że jeszcze jej nie zamknęli, oskarżając o zabójstwo. Zamiast jednak rozmyślania o tym, wpatrywała się tępo w postać detektywa, który znowu stosując formy grzecznościowe najwyraźniej zamierzał utrzymać oficjalny dystans, chociaż ewidentnie nie było to dla niego łatwe. Mimowolnie zerknęła w oba kąty pomieszczenia, dostrzegając kamery, istotnie także lustro dawało możliwość, by ktoś podglądał ich po drugiej stronie – sami byli tutaj jedynie fizycznie.
- Nie zamierzam się z Tobą spoufalać, jak również nie zamierzam nic mówić. Tym bardziej nie bez adwokata, czy nie powinien tutaj ze mną być? Nie mam żadnego obowiązku odpowiadać na pytania – pokręciła lekko głową i odwróciła wzrok z rezygnacją, próbując jakby odrobinę grać na czas. A może szukać w tym jakiegoś ratunku dla siebie – istotnie powinna przecież poradzić się adwokata i poprosić kogoś o pomoc w tym, jak się bronić przed potencjalnym przypisaniem jej zabójstwa. Ale co jeśli jakieś dowody wskazywały na nią? Czuła jak przyspieszało bicie jej serca, denerwowała się, chociaż rozmówca zapewne nie mógł dokładnie określić z jakiego powodu. A powodów miała mnóstwo. Gdy mierzyli się spojrzeniem, udawała twardą i zawziętą, ale tak naprawdę rozpadała się pod ciężarem jego spojrzenia. – Dlaczego jestem przesłuchiwana w tej sprawie? Nie było mnie tutaj, gdy to się wydarzało – oznajmiła w końcu, jasno stwierdzając, iż nie ma z tą sprawą nic wspólnego – a więc pierwszy punkt planu wypełniła, zarzucając ziarenko niepewności i wprowadzając wymiar sprawiedliwości w oczywisty błąd. Skrzyżowała ręce pod biustem i zamilkła na jakiś czas, nie odpowiadając na jego pierwsze, standardowe pytanie. Fakt był taki, że przez chwilę zastanawiała się nad tym jak w ogóle odpowiedzieć, ale w końcu przerwała ten moment przestoju i pochyliła się nad stołem, wspierając się o niego łokciami. Znowu utkwiła swoje spojrzenie w siedzącym naprzeciwko niej mężczyźnie, jakby próbując się czegoś tam doszukać – starego Huntera? Chociaż odrobiny współczucia? Jakichkolwiek uczuć? Póki co nie widziała jednak kompletnie nic i to chyba mocno ją w tej chwili zraniło, dlatego na jej twarz znowu wślizgnęła się zawziętość. – Najpewniej byłam już tej nocy w Sydney, wyjechałam późnym popołudniem. Nie wiem czy ktoś może o tym poświadczyć, bo jechałam tam sama… - stwierdziła, całkiem spokojnie jak na zaistniałe okoliczności, mimo wszystko jednak nieco zdziwiona tym pytaniem. Oparła się znowu o oparcie krzesła i zacisnęła w nieco nerwowym geście dłonie, nie spuszczając wzroku z Huntera. – A sam mój pobyt jak sądzę potwierdzi hotel, w którym się zatrzymałam – dodała jeszcze, chociaż odrobinę niepewnie podając wszystkie fakty, bo te mogły się ostatecznie nie zgadzać z wizją policji – Czy to… wtedy zginął? – spytała jeszcze cicho, udając, iż przecież nie ma pojęcia kiedy nastąpiła jego śmierć, a nikt jej jeszcze o tym nie poinformował. Właściwie mało co chcieli jej powiedzieć, oprócz tego, że Dante nie żyje – o czym akurat doskonale wiedziała. Zaskoczyło ją jednak pytanie o noc, skoro całe zajście miało miejsce właśnie późnym popołudniem, dokładnie w tym czasie, gdy ona ruszyła w drogę do Sydney – gdy uciekła. Ale chyba istotnie na jej korzyść wpływał fakt, że podejrzewali, iż zginął, gdy jej już tutaj nie było, prawda? Czy Hunter ewidentnie ją podpuszczał? W nieco nadal nerwowym geście, wbiła nieświadomie paznokcie w skórę swojej dłoni, wyczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony. W końcu jednak coś w niej drgnęło, poczuła nagły przypływ adrenaliny i chyba w połączeniu ze strachem, było to trochę mieszanką wybuchową. – Czy możecie mi do cholery cokolwiek powiedzieć?! Jak zginął? Czy wiecie kto go zabił? Wiecie cokolwiek? – rzuciła z kpiną iście podniesionym głosem, w trakcie mówienia uderzając także jedną z dłoni w stół – Nic nie wiesz, Hunter, kompletnie nic – prychnęła jeszcze kpiąco, ewidentnie prowokując go tymi słowami. Nadal był tak irytująco spokojny i opanowany, jakby jej obecność nic dla niego nie znaczyła, jakby jej nie znał, nie pamiętał. I chyba próbowała wyprowadzić go trochę z równowagi, ale sama nie do końca wiedziała w jakim właściwie celu – w końcu nadal jej sytuacja była niepewna. Nadal jednak reagowała emocjonalnie, dokładnie tak jak zawsze, gdy nagle świat walił jej się na głowę.
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

To miała być tylko rutynowa procedura. Tak właśnie Hunter chciałby traktować to spotkanie. Odbębnić, wyjść z biura, zapomnieć, zapić, przespać się z kimś przypadkowym i następnego ranka zacząć kolejny dzień tak, jakby ich spotkanie nie miało miejsca. Czy nie tak poradził sobie z tym ostatnim razem? A teraz okazywało się, że jedynie zakopał problem pod grubą warstwą hedonizmu, co wcale nie rozwiązało sprawy. Przekonywał się o tym teraz, patrząc w zielone oczy kobiety, do której zawsze przyciągała go magnetyczna siła. Wszystko, co pogrzebał w przeszłości wychodziło na zewnątrz niczym zwłoki z głęboko zakopanej trumny. I było zdecydowanie bardzo brzydkie i nieodpowiednie. Siłą woli więc zmusił się do koncentracji i myślenia o czymś innym, niż nagie ramiona, obojczyki, dekolt, piersi… Zorientował się, że jego spojrzenie zjechało znacząco w dół, odchrząknął więc i spuścił na moment spojrzenie na swoje palce. Żeby zamaskować idiotyczne potknięcie złapał teczkę z dokumentami i oparł jej grzbiet o krawędź stołu tak, żeby siedząca naprzeciwko niego kobieta nie mogła zajrzeć do wnętrza.

[akapit]

Mężczyzna uniósł zauważalnie wysoko brwi, słysząc pierwszą linię obrony Corrine.

[akapit]

Miała pod pewnym względem rację, rzecz jasna. Hunter ani żaden inny stróż prawa nie mógł zmusić jej do mówienia, ale zaskakująca była taka pierwsza reakcja. Pomyślał ponownie o znamionach i siniakach, które dostrzegł wcześniej kątem ona na jej ramionach. Nie wszystko składało się w całość - wręcz przeciwnie, do tej pory ta krótka wymiana zdań spiętrzyła tylko nowe pytania, których Hunter nie potrafił jeszcze powiązać w logiczną całość.

[akapit]

Zamierzał więc podejść do tego z bezpiecznej strony.

[akapit]

Rutynowe przesłuchanie. Przeprowadził takich już setki. Musiał sobie to co chwila powtarzać w myślach, niczym mantrę, która pozwalała zachować spokój. Ale jednocześnie nie trafił czujności.

[akapit]

W takim razie — podjął, unosząc dłonie na moment w powietrze — w porządku. Będzie po twojemu, Corrine. — Przynajmniej na razie. Przeklinał w duchu wyznaczone normy zachowań swojego zawodu w takich sytuacjach. Wydawało mu się, że to Beresford była w łatwiejszej sytuacji - nie musiała być profesjonalna ani martwić się tym, jak ocenią ją przełożeni. Ciągle zapominał, że właśnie straciła kogoś ważnego, kogoś bliskiego jej sercu, najprawdopodobniej kogoś, kogo kochała. Gdyby pamiętał, może byłby mniej ostry w swojej ocenie. — Czegoś tu tylko nie rozumiem. Zostałaś tutaj powołana w roli świadka. Nie musisz nic mówić, jeśli zechcesz, ale adwokat…? — Mężczyzna zrobił dla efektu na sekundę wielkie oczy i wygiął usta. — To nie jest przesłuchanie. Staramy się dociec prawdy i dowiedzieć, co naprawdę stało się tamtego wieczoru. To procedura policyjna, którą musimy przeprowadzić żeby sprawdzić, czy twoje zeznania będą pomocne. Masz coś przeciwko temu, Corrine? — zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy i łapiąc z nią kontakt wzrokowy.

[akapit]

Ciszę odebrał jako moment zastanowienia, naturalny dla osób, które znalazły się w jej pozycji. Odprężył się - na tyle, na ile to było możliwe - i oparł wygodnie na krześle. Zrobił to niemal w tym samym momencie, w którym ona skróciła między nimi dystans pochylając się nad stołem. Czy rozpaczliwie próbował zachować bezpieczną odległość? Bawił się dobrą chwilę papierami, obracał kartki zawierające opisy i zdjęcia zbrodni, miął jew nieświadomych gestach pod palcami, kiedy kobieta w końcu zabrała głos. Uniósł ciężkie spojrzenie na jej twarz. Powinien robić notatki.

[akapit]

Skinął powoli głową.

[akapit]

Będziemy potrzebować potwierdzenia płatności wykonanej za nocleg w hotelu w Sydney. I najlepiej bilet za przejazd pociągiem, jeśli jesteś w stanie go znaleźć. — Bardzo dobrze, potrzebował w tej sprawie struktury, procedury, jakiegoś cholernego porządku. — Jeśli nie, policja przeprowadzi własne dochodzenie w celu ustalenia podanych przez ciebie faktów.

[akapit]

Kolejne pytanie Corrine było jak kolejny cholerny cios - tym razem w okolice splotu słonecznego. Bardzo się starał nie dać tego po sobie poznać, ale jego oczy wyrażały zbyt wiele. Mieszankę bólu i odrazy, i czegoś jeszcze dziwniejszego. Gapił się na nią przez chwilę. Dopiero potem odwrócił się przez ramię i lekko skinął głową w stronę lustra weneckiego.

[akapit]

Zostali sami. Przynajmniej w tej jednej chwili.

[akapit]

Tak — odpowiedział lodowato, chociaż jego serce i całe jestestwo trawił rozszalały ogień. — Wtedy zginął.

[akapit]

Chciał powiedzieć coś więcej, ale wahał się za długo i jego rozmówczyni znowu przejęła pałeczkę. Wściekłość była nagłym impulsem - tak silnym i bolesnym jak przyłożenie rozżarzonej stali do nagiej skóry. Wydawało się, że w pomieszczeniu było słychać jej syk. To Hunter wciągał gwatownie powietrze przez szczelnie zaciśnięte zęby. Nie rozumiał, gdzie ten gniew ma swoje źródło. Może jeszcze daleko w przeszłości, kiedy przekomarzali się w ten sposób, doprowadzając nawzajem do szewskiej pasji, a może było to coś zupełnie nowego. Nieznana do tej pory zazdrość. O to, że Corrine z kimś ułożyła sobie życie i że była… Szczęśliwa? A siniaki na jej ramionach? A drobne zadrapania na twarzy, Hunter? Sprzed kilku dni? Gdzie była, co robiła? Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, zasilany paliwem złości.

[akapit]

Z hukiem odsunął krzesło i podniósł się energicznie do pionu, opierając dłonie na stole i przechylając się mocno w stronę przesłuchiwanej. I wtedy zdał sobie sprawę, że stracił nad sobą kontrolę. Nawet nie wiedział, co powiedzieć, dlatego po prostu przysunął sobie swoje krzesło i powoli na nie opadł. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. W oczach błyszczała dzikość. Nie wiedział, dlaczego Corrine tak silnie na niego oddziałuje. Po tylu latach…

[akapit]

Zamiast odpowiedzieć na jej pytania, zdecydował się na coś innego. To była jego kolej na zadanie bolesnego ciosu. Nie powstrzymywała go litość.

[akapit]

Powiedz mi, Corrine. Jak blisko byliście ze sobą, ty i Dante? — Nie miał pewności, czy to ma jakieś znaczenie dla sprawy, czy może robi to tylko w formie odwetu. Może już dał się uwikłać w grę, w którą grali od zawsze na samej krawędzi. — Jak długo byliście razem? — Nacisnął, nie zwracając na nic uwagi, także nie na cichutki głos rozsądku. — Kochałaś go?

[akapit]

Pozwolił ciszy zawisnąć w powietrzu. Słyszał swój własny, ciężki oddech odbijający się echem od ścian, które nagle zdawały się być znacznie bliżej, powoli przygniatały go swoją nierealną bliskością.

[akapit]

A on? Czy on kochał ciebie?

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Ucieczka – dla niej to właśnie było rozwiązaniem na wszelkie kłopoty, chociaż zdawać by się mogło, że równie nieskutecznym. Gdy kilka lat temu to właśnie zrobiła – uciekła do Sydney, była niemal pewna, że to co tak bardzo przyciągało ją do tego mężczyzny, po prostu zniknie. Że gdy będzie już gotowa tutaj wrócić i ewentualnie spotkać go ponownie, nie wydarzy się nic: nie wrócą wspomnienia, nie wróci ten dreszcz przyjemności na jego widok i że on przestanie wreszcie spoglądać na nią w ten typowy, intensywny sposób. Jakże jednak się myliła. Wystarczyło, by tylko wszedł do tej sali i pozwolił jej spojrzeć sobie w oczy, by to wszystko wróciło do niej i to wręcz ze zdwojoną siłą – zaleczyła bowiem powierzchowne objawy, ale nigdy nie zdołała poradzić sobie z tym co siedziało w środku. A teraz, taka wyniszczona, zmęczona i przerażona, próżno chyba chciała szukać w nim jakiegokolwiek ratunku, skoro nagle Hunter Schafer stanął przed nią, ale dosłownie po drugiej stronie barykady. Chciał jedynie poznać fakty, chciał rozwikłać zagadkę, chciał poszczycić się sprawą, której w tym małym miasteczku nikt nie mógł sobie przypisać – i zabolała ją myśl o tym, że była dla niego jedynie kluczem do celu, jedynym jaki na ten moment miał. I czy naprawdę nie znaczyła już nic więcej?
Jej czujny wzrok prześlizgiwał się mimowolnie po jego przystojnej twarzy, lekko zmierzwionych włosach, które zapewne przeczesywał w nerwowym geście, a w których sama chciałaby zanurzyć swoje palce i szybko unoszącej się klatce piersiowej, którą skrywała ciemna koszulka. Mogła jedynie wyobrażać sobie co znajdowało się pod nią… chociaż zdecydowanie nie powinna, dlatego szybko potrząsnęła głową i jej spojrzenie znowu stało się uważne – bo jej myśli zdecydowanie błądziły już w złym kierunku. Musiała być czujna, bo rozmowa zaczynała się robić nieco poważniejsza, a na wierzch wychodziły szczegóły, w których absolutnie nie mogła się pogubić. Hunter jednak skutecznie ją rozpraszał, co zdecydowanie nie ułatwiało sprawy. Spojrzała jednak na niego z lekką konsternacją, gdy wręcz zgodził się z nią i co więcej, porzucił formy grzecznościowe, spokojnie wypowiadając jej imię. – Przed chwilą sam powiedziałeś, że to przesłuchanie – przypomniała mu mimowolnie, wytykając ten drobny błąd, a samoistnie rozumiejąc, iż przesłuchanie wiązało się z oskarżeniem – Nikt nie powiedział mi wprost, że jestem tutaj tylko w roli świadka. Nikt mi niczego nie wyjaśnił… jak miałam się czuć? Co jeżeli chcielibyście mnie o coś oskarżyć? Wtedy chyba powinnam być tutaj z adwokatem – stwierdziła, oczywiście mówiąc czysto hipotetycznie, bynajmniej nie wskazując jasno na swoje położenie. Ale też po to, by Hunter miał jasność, że się bała – że była zagubiona i kompletnie nie rozumiała zaistniałej sytuacji. Wiedziała za to, że on musiał się trzymać wytyczonych przepisów, więc nie mógł jej do niczego zmusić. Niemniej wyczuła na sobie to jego podejrzliwe spojrzenie i czasami miała wrażenie, że widział więcej niż jej mówi – ale właśnie dlatego starała się z całych sił zachowywać normalnie, by nie wzbudzić większych podejrzeń. – Poza tym… nie będę pomocna. Nie było mnie tutaj, gdy to się wydarzyło – dodała dosadnie, twardo przedstawiając swoją wersję wydarzeń i jednocześnie gasząc jego entuzjazm co do tego, że uzyska jakiekolwiek informacje.
Instynktownie analizowała każde wypowiadane przez siebie słowo i zapamiętywała dobrze to co mówiła, by nie mieć potem wątpliwości co do swoich zeznań – stąd momentami chwile ciszy, gdy próbowała zebrać myśli i poskładać to w jedną całość. Co nie było łatwe pod naporem jego spojrzenia. – Najlepiej będzie, jeżeli policja sama przeprowadzi dochodzenie w tej sprawie i ustali czy mówię prawdę. Ja nie mam nic do ukrycia – skłamała, niemal tak prosto, jakby robiła to cały czas, chociaż jej serce dosłownie pękało na miliony kawałeczków – Biletów nie kolekcjonuje, a hotel na pewno potwierdzi mój pobyt – dodała jeszcze, lekko poirytowanym tonem głosy, jakby próbując jednak wyprowadzić mężczyznę z równowagi. A może wyłącznie uświadomić mu, że utknął w martwym punkcie i że niczego z niej nie wyciąganie. W pewnej chwili zaczęła czuć, że to może się udać – że wcale nie mają przeciw niej dowodów, chociaż kompletnie nie rozumiała jak to możliwe. Co właściwie wydarzyło się po tym, jak uciekła do Sydney? W tej chwili sama miała w głowie wręcz miliony pytań, możliwe, że nawet więcej niż sam Hunter względem tej sprawy. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego jak bardzo oddziałują na niego jej słowa – że istotnie bierze je do siebie i rozumie w całkiem sprzeczny sposób, jakoby Corrine pałała miłością do zmarłego kryminalisty. Jakby jej zależało – chociaż to kompletna bzdura. Jej wzrok mimowolnie podążył w kierunku lustra weneckiego, w stronę którego siedzący przed nią mężczyzna skinął głową i poczuła dziwne ukłucie niepokoju co do tego, iż chciał, by przez ten moment nikt ich nie obserwował. Co planował? Czy zamierzał właśnie zaatakować i spróbować wydobyć z niej informacje? Czy chciał poruszyć temat, którego nikt inny nie powinien słyszeć? Jej ciało niemal od razu spięło się na tę myśl, chociaż Hunter mógł odczytać to jako objaw bólu, który sprawiły jej jego słowa, potwierdzające moment śmierci jej partnera. Nijak nie mogła jednak opanować ciążącego jej pod skórą gniewu – chociaż nie znała jego źródła. Była jednak rozżalona i chyba po prostu fizycznie zmęczona, więc pragnęła jedynie się stąd wydostać, stąd ten niewytłumaczalny atak na jego osobę. Wzdrygnęła się jednak lekko, gdy nagle poderwał się z krzesła, które nieprzyjemnie zazgrzytało o podłogę i spojrzała na niego z lekką niepewnością, chociaż będąc gotową do odparcia ataku, ale… ten nie nadszedł. Nagle po prostu usiadł ponownie i jedynie mierzyli się spojrzeniem, znosząc wzajemnie jego ciężar wręcz bez końca. Znowu nieświadomie wbiła paznokcie w skórę, co pomagało jej zachować spokój, chociaż ten został zburzony, gdy jego słowa niczym precyzyjny pocisk przedarły się wprost do jej serca. Stąpał po kruchym lodzie, a był to ostatni temat, którego się tu dziś spodziewała. Zmrużyła lekko oczy, wyrażając zdziwienie i wciągnęła głośniej powietrze, gdy wspomniał o kochaniu, po czym zastygła na moment w bezruchu, odtwarzając niczym w kalejdoskopie wszystkie chwile, które spędziła z tamtym facetem: ból, rozczarowanie i strach. I jej kompletna życiowa porażka, chociaż pragnęła jedynie odrobiny miłości. – A jakie to ma znaczenie dla tej sprawy? – mruknęła cicho, czując nagłą suchość w gardle, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Hunter poruszył ten temat celowo. Że próbował grać na jej emocjach, nie okazując litości. - Pytasz, bo obchodzi Cię jego życie osobiste… - zaczęła, ponownie pochylając się nad stolikiem i opierając na nim łokcie, by nieco zbliżyć się do siedzącego na wprost mężczyzny - …czy może dlatego, że sam chcesz to wiedzieć? – przyjrzała mu się uważnie, podkopując się pod drugie dno tej nietypowej rozmowy. Oczywiście sama była ciekawa co nim kierowało, gdy zadawał to pytanie, ale z drugiej strony, bolało ją to, że o to pytał. Właśnie tu i właśnie teraz. Kąciki jej ust drgnęły w lekko ironicznym uśmiechu, gdy ponownie opadła na oparcie krzesła, nie spuszczając z niego wzroku. – Chcesz wiedzieć jak blisko ze sobą byliśmy? Opowiedzieć Ci o tym jak razem mieszkaliśmy czy o tym jak mnie pieprzył? – uniosła sugestywnie brew ku górze, wyciągając cięższe działa. Obserwując uważnie jego reakcję i zmieniający się wyraz twarzy, co sprawiło, iż poczuła lekką satysfakcję – o ile było to możliwe w tej sytuacji. Odetchnęła jednak głęboko, pozwalając, by ta złość chociaż odrobinę z niej zeszła, jednak tym samym pokazała chyba, że nie do końca aż tak opłakiwała jego śmierć – skoro wypowiadała się teraz w taki sposób. Spojrzała na moment w bok, bo chyba oboje potrzebowali wytchnienia i zaczesała ciemne pasma włosów za ucho, opuszczając nieco gardę. – To trwało prawie cztery lata – nie związek, nie miłość, ale to – jakkolwiek można by to nazwać – Chyba prawie tyle samo mieszkaliśmy tutaj razem – stwierdziła, wbijając teraz wzrok w swoje zaciśnięte dłonie, po czym prychnęła cicho i uśmiechnęła się nieco smutno, właściwie sama do siebie, gdy próbowała uświadomić sobie czy się kochali – On nigdy mnie nie kochał – powiedziała w końcu całkiem szczerze i na moment także pozwoliła, by zawisła między nimi niewygodna i bolesna wręcz cisza. Uniosła w końcu powoli wzrok i skierowała go na Huntera, napotykając jego spojrzenie. – Kochał tylko swoje interesy i pieniądze. Ale nigdy nie życzyłam mu śmierci… - przyznała cicho, chociaż odrobinę jednak w tej kwestii także skłamała. Nie chciała go co prawda zabijać osobiście, ale pragnęła się wreszcie od niego uwolnić i często liczyła na to, że ktoś w końcu jej w tym pomoże. Wiedziała przecież, że zadawał się z niebezpiecznymi ludźmi i Ci w każdej chwili mogli się go pozbyć. A teraz mogli chcieć pozbyć się jej. Znowu ogarnęło ją przerażenie i lekkie zdziwienie co do tego, że powiedziała mu to wszystko, chociaż i w tej kwestii spokojnie mogła skłamać. Ale ileż można tak naprawdę kłamać? – Liczyłeś, że usłyszysz typowe love story? Że opowiem jaka byłam szczęśliwa? Życie to nie bajka…
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Dopiero wtedy sobie uświadomił, że nikt nie wprowadził Corrine w szczegóły. Rozmowa o prowadzonej sprawie z osobami postronnymi, nawet ze świadkami była dość niebezpieczną grą, w której łatwo było zejść na manowce i zdradzić zbyt wiele szczegółów. Ale Hunter nawet nie pomyślał, że ktokolwiek ją tutaj wezwał, to nie zarysował całej sprawy. Być może zwyczajnie zaślepiła go złość i wszystkie emocje, które popychały go w jej ramiona i którym musiał stawiać czoła niczym wątła tama pod nieustannym naporem oceanu. Odetchnął głęboko, namyślając się, ile może jej powiedzieć i nie narazić się na żadne ryzyko. Jednocześnie starał się też odzyskać panowanie nad swoimi myślami, napiętymi mięśniami i ciężkim oddechem.

[akapit]

W porządku. Analiza kryminalistyczna miejsca zbrodni, a zatem waszego wspólnego domu wykazała, że tamtej nocy, ewentualnie wieczoru — wypowiadając te słowa nawet teraz czuł dreszcz emocji i adrenaliny spływający w dół kręgosłupa — doszło do morderstwa. Sprawę do policji zgłosił kilka dni później zaniepokojony sąsiad, który zeznawał, że od kilku dni nikt nie wychodził ani nie wchodził do domu. Powiedział także — Hunter pochylił głowę nieco w przód, spojrzeniem spod byka akcentując wagę tej informacji, której być może nie powinien sprzedawać — że nie widział panienki Beresford od tych kilku dni w okolicy. Co za pomyślny sąsiad, tak martwiący się cudzymi sprawami.

[akapit]

Wzruszył powoli ramionami na znak, że to wszystko, czego się od niej dowie. Zarysował sprawę i liczył na to, że Corrine nie będzie więcej naciskać, żeby powiedzieć jej więcej.

[akapit]

Nic ci tutaj nie grozi — powiedział po chwili namysłu, czując, jak jego serce mocno uderzyło o żebra wraz z tymi słowami. — Jesteś bezpieczna.

[akapit]

To była ta forma litości, na którą teraz mógł się zdobyć. Poza tym chciał, żeby Corrine była bezpieczna. A siniaki…? To miala być rutynowa sprawa, podstawowa rozmowa i potwierdzenie tych faktów, które policja już znała, ale odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. I to za sprawą samego Huntera, który zszedł na tematy, które w ogóle nie powinny go interesować. Zazwyczaj ufał swoim detektywistycznym instynktom, ale teraz nie był pewien, czy to one podsunęły mu pomysł wchodzenia na tak prywatne tematy. W dodatku zacięty wyraz twarzy kobiety z zarysowaną w kącikach ust kpiną był wręcz nie do zniesienia. Po chwili litości nadeszła kolej na kolejne lodowate odparcie ataku. Skoro już wszedł na tą niebezpieczną ścieżkę, to zamierzał nią podążać do końca - odwrót sugerowałby przecież, że to ona miała rację. Hunter nie mógł jej odpuścić, zupełnie jak wtedy, kiedy jeszcze był w związku z jej siostrą i widywał ją czasami w ich domu albo wpadał na nią gdzieś w miasteczku.

[akapit]

Nie pochlebiaj sobie aż tak Corrine i nie podważaj moich kompetencji — odpowiedział lodowato. Żeby to zrobić, nie musiał się bardzo starać. Ta kobieta wzbudzała w nim coś, czego nie udało się żadnej innej. Przy nikim innym nie czuł tak intensywnie - a przecież zawsze czuł mocno. Żadna inna nie doprowadzała go do granic wytrzymałości i nie sprawiała, że chciał ją posiąść aż tak bardzo. Corrine nigdy nie była dla niego przypadkową, jednonocną przygodą. Była czymś, za czym gonił i z czego nie zdawał sobie sprawy. A jednocześnie wzbudzała w nim ogromną chęć rywalizacji. Wpychała ze skrajności w skrajność. Właściwie mogła się bawić nim tak, jak chciała i Hunter bardzo by żałował momentu, w którym zdałaby sobie sprawę z siły własnej pozycji względem niego. — Jesteśmy tutaj w sprawach czysto służbowych. Prawda? W dodatku bardzo poważnych, znaleźliśmy ciało i musimy bezbłędnie ustalić, kto jest zabójcą. Nie utrudniaj mi pracy, dobrze? — zapytał, znowu mrużąc oczy i tworząc na nowo dystans między nimi, burząc kruchą nić porozumienia, którą jeszcze przed chwilą zdawał się budować.

[akapit]

Pieprzył ją. Mieszkali razem. Znowu udało się jej wytrącić go z równowagi. Poza tym nie odpowiedziała na pytanie, czy ona kochała jego. Drobny detal, który nie umknął jego uwadze.

[akapit]

W takim razie siniaki na twoich ramionach nie były jego sprawą? — powiedział spokojnie, skinąwszy głową w jej stronę. — Zgubiłaś się w Sydney podczas podróży i weszłaś w nieodpowiednią alejkę?

[akapit]

No dalej, Corrine. Wiem, jak wyglądają ofiary przemocy domowej. Widziałem je niejednokrotnie. I rzadko która wyciągała dłoń z prośbą o pomoc, nawet kiedy taka była jej oferowana.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Wiedziała, że nie mogą jej zdradzić wszystkiego – niemniej jednak nikt nie powiedział jej, że znalazła się tutaj tylko i wyłącznie w roli świadka, że nie była o nic – póki co – oskarżana. Gdyby wiedziała, zapewne oszczędziłoby jej to nieco stresu, niemniej jednak nadal musiała pozostać czujna i w miarę spokojna, co wcale nie było takie proste, gdy okazało się już, że musi się zmierzyć nie tylko z całą tą sytuacją, ale również z Hunterem – którego się tutaj nie spodziewała. Spojrzała jednak na niego nieco uważniej i wysłuchała tego co miał jej do powiedzenia, ze znaczącym bólem serca, którego bynajmniej nie mógł zaobserwować. Przed oczami jednak momentalnie stanęły jej wydarzenia z tamtego dnia i na moment aż brało jej tchu, więc szybko je od siebie odepchnęła. – Pomyślny? Raczej wścibski – przekręciła oczami z lekką irytacją, doskonale wiedząc o jakiego sąsiada chodziło – Ciągle obserwował co się dzieje i bywało to już lekko irytujące. Chociaż w tej sytuacji akurat ten wścibski rodzaj troski okazał się… ważny. Gdyby nie on, zapewne to ja po powrocie znalazłabym go w domu… - urwała na chwilę, symulując moment, w którym właśnie zdaje sobie z tego sprawę: wraca do domu po kilku dniach nieobecności i odnajduje tam ciało partnera, który nie żyje od kilku dni. To z pewnością byłoby traumatyczne i chciała, by właśnie tak odebrał to Hunter. Krótką chwilę ciszy przerwał jednak znowu męski głos, wówczas oderwała wzrok od swoich ściśniętych dłoni i spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewała się takiej deklaracji z jego strony, która zabrzmiała co najmniej tak, jakby się martwił. – Nic mi nie grozi tylko tutaj… - mruknęła cicho, odwracając na moment wzrok, chociaż z pewnością nie była w stanie ukryć przed nim tego, że czegoś się obawia, że czegoś mu nie mówi i że wie więcej niż jest skłonna przyznać. Zdradzał ją jednak drżący głos i ciało, które napięło się na samą myśl, iż miałaby teraz tak po prostu stąd wyjść. – Poza tym miejscem nie jestem bezpieczna – przyznała, nie wdając się w szczegóły, może bardziej sugerując, że skoro ktoś zabił jej faceta, to może chcieć zabić i ją. Nie dlatego, że wie zbyt wiele i pewni ludzie mogą chcieć ją wyeliminować. Poczuła jednak dziwne ciepło na myśl o tym, że Hunter jednak okazał jej odrobinę troski, która co prawda nie mogła zapewnić jej bezpieczeństwa, ale ostatecznie poczuła, że ktoś może się o nią martwić. A nikt tak jak on nie wzbudzał w niej tylu emocji, tak sprzecznych ze sobą i tak intensywnych. Z jednej strony potrafił zirytować ją jak mało kto, a z drugiej pragnęła go bardziej niż powinna, czego zapewne nie był nawet świadomy. Toczyli niezrozumiałą walkę, która stała się chyba dla nich pewnego rodzaju grą wstępną, która zdawała się trwać całą wieczność. I co gorsza, z pewnością nie chcieli jej przerwać – nawet po takim czasie. – Nie podważam Twoich kompetencji. Nie brakuje Ci ich, skoro zostałeś detektywem. Nie wiedziałam o tym – zauważyła, nie próbując zamydlić mu oczu, ale jakby odpowiadając na ten dystans, który nagle znowu zaczął się między nimi tworzyć – I ja też chcę się dowiedzieć, kto zabił. Dlaczego. I czy teraz nie szuka też mnie… - skłamała, więc utkwiła znowu wzrok na swoich dłoniach – Myślisz, że coś mi grozi? – spytała, spuszczając nagle mocno z tonu. Była zmęczona i rozchwiana emocjonalnie – chyba na ten moment zabrakło jej już sił do walki z nim, za to pokazała, że się boi i że nie jest pewna tego co ją czeka. Kolejny raz jednak ją zaskoczył, wspominając nagle o bliznach na ramieniu, które najwyraźniej dostrzegł – łudziła się, że to ukryje, ale przecież zapomniała jak spostrzegawczy jest Hunter. Spięła się na nowo i mimowolnie zerknęła na swoje ramie, potwierdzając w ten sposób, że doskonale wie o czym właśnie wspomniał. – Weszłam w drzwi – rzuciła najgłupszą rzecz jaka nagle wpadła jej do głowy i skierowała na niego wzrok, chociaż on swoim rozkładał ją teraz na części pierwsze – jakby dogłębnie ją analizował. I wiedział skąd pochodzą, nie pierwszy raz je zapewne widział u ofiar przemocy, więc… czy był sens kłamać? Westchnęła i po chwili zawahania sięgnęła dłonią do materiału bluzki, który nieco zasłaniał szyję. Złapała go palcami i odchyliła lekko, ukazując także kilka otarć, które widniały na szyi, nie spuszczając wzroku z męskich oczu. – Żył w ciągłym napięciu, często się denerwował, sięgał po narkotyki… przed moim wyjazdem – pokłóciliśmy się. Przez przypadek zobaczyłam coś czego nie powinnam była, oskarżał mnie o to, że go zdradzam, a ponieważ nie wypalił także jeden z jego interesów… stał się strasznie agresywny. Przez to wyjechałam wcześniej i nie odzywałam się do niego przez tych kilka dni. Bałam się wrócić, bo nie wiedziałam jak zareaguje – powiedziała, chyba pierwszy raz zdobywając się na taką szczerość. Sama była wręcz zaskoczona, że sobie na to pozwoliła, że mówiła mu o tym wszystkim, chociaż czuła się źle z tym, że mężczyzna dowie się o tym, jak źle potoczyło się jej życie. – To nie był pierwszy raz…
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Ponownie wzruszył ramionami, siląc się na okazanie nieistniejącej nonszalancji. Nadal targały nim uczucia i nerwy, których nie potrafił stłamsić. Miał tak już od dziecka i ojciec niejednokrotnie powtarzał - nie żałując przy tym pasa - że praca w policji wyzbyła by go tej delikatności. Najwidoczniej nie miał racji i to nie tylko w tej odosobnionej sprawie. Pomimo tego, jakich makabrycznych scen się naoglądał i jak bardzo przewracały mu żołądek, praca detektywa wcale go nie zmieniła.

[akapit]

I biorąc pod uwagę to, czym zajmował się Dante, sądzisz, że źle robił obserwując każdy jego krok? — zapytał niemal hipotetycznie, nie dając czasu na odpowiedź. — No właśnie. Ryzykował swoim życiem donosząc policji. Ludzie uwikłani w mafijne porachunki nie są skłonni przebaczać, zwłaszcza tym, którzy wiedzą zbyt wiele.

[akapit]

Westchnął przeciągle. Ta sprawa dopiero się zaczęła, a on już nie lubił wyrazu twarzy, który Corrine przybierała na wspomnienie swojego kryminalnego chłopaka od siedmiu boleści. Hunter nie lubił też zauważać, że jest zazdrosny. Zwłaszcza w połączeniu z dziwnym żalem, że to właśnie ta kobieta musi przechodzić przez podobne piekło. W swoim egocentryzmie nawet nie pomyślał, jak ciężkie lub nawet traumatyczne musi być to całe przeżycie. I chciał spojrzeć na nią łaskawszym okiem… Ale ona wtedy zawsze znajdowała jakąś ripostę, celną niczym z precyzją rzucony nóż. I bieg spraw zataczał wtedy krąg, sprowadzając wściekłość.

[akapit]

Może dobra kawa i coś wysokokalorycznego by pomogło.

[akapit]

Policja zajmie się szukaniem dla ciebie bezpiecznego azylu. To może trochę zająć. Możesz zostać na dołku, jeśli masz ochotę — dodał złośliwie, zupełnie nieadekwatnie do bardzo poważnej sytuacji. Szybko zrozumiał, że popełnił błąd. Widział strach w jej pięknych, błyszczących oczach i poczuł się jak ostatni kutas. Zniżył głos, a głupi uśmieszek zniknął z jego ust bez śladu — Są tu ludzie, którzy się tobą zajmą. Jeśli mówię, że jesteś bezpieczna, to tak właśnie jest. Pod moją opieką, Beresford — ściszył głos, a i tak wydawało mu się, że wypowiedziane słowa wibrują pod czaszką — nic ci się nie stanie.

[akapit]

Chciał, do jasnej cholery, zaoferować jej bezpieczeństwo. Zdawał sobie co prawda sprawę z tego, że rzuca się z motyką na słońce obiecując jej coś, czemu być może nie uda mu się sprostać. Opiekę, ochronę. I to uczucie wiązało się z czymś głębszym, co czuł, kiedy na nią patrzył, ale czego nie lubił rozszyfrowywać. Poza tym jej wyraz szacunku pod względem osiągnięć w pracy też nieco go zaskoczył. Nagle dojrzał inną wersję Corrine: tą bardziej kruchą, postawioną w sytuacji, w której nikt nie powinien się znajdować, przestraszoną i zdezorientowaną. Istotnie, był skończonym dupkiem traktując ją w ten sposób, zwłaszcza w perspektywie tragedii, którą musiała przeżywać. Nic dziwnego, że warczała i próbowała gryźć - może została zapędzona w róg, z którego nie widziała ucieczki? Hunter miał ochotę pokonać dystans dzielący ich dłonie. Był to bardzo niebezpieczny impuls.

[akapit]

Wstrzymał oddech, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Na szczęście nie zdecydował się przerwać, więc Corrine zaczęłam mówić znowu, tym razem z sensem. Schafer nigdy nikomu nie życzył śmierci, nawet największej szumowinie. Ale teraz poczuł palącą żądzę mordu na osobie, która sprowadziła takie piekło na Corrine. Gdyby Dante jeszcze żył, to przekonałby się z ręki Huntera, co spotyka facetów, którzy podnoszą rękę na jego kobietę.

[akapit]

Corrine — zaczął poważnie z nutą głębokiego smutku w głosie — Bardzo… Bardzo mi przykro, że musiałaś przez to przechodzić.

[akapit]

Cholera, gdyby tylko mógł położyć dłoń na jej ramieniu… Zsunąć na talię, przycisnąć do siebie, objąć w ramiona i obiecać, że życie już nigdy więcej jej tak nie skopie. Chciał poczuć jej ciało blisko swojego, chciał w końcu przełamać barierę, która dzieliła ich od zawsze.

[akapit]

Dzisiaj jednak bardziej niż kiedykolwiek: nie mógł. Na szali stało całe dochodzenie.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Gra pozorów, której się nagle podjęli, zaczynała chyba pochłaniać ich bez końca – na próżno było szukać złotego środka, skoro tak usilnie starali się okazać, że to spotkanie w ogóle nie ma dla nich znaczenia. Nie przywołuje wspomnień. Próbowała walczyć i gryźć, aby jakoś ratować samą siebie po tym co się wydarzało – dosłownie czuła się jak zapędzona w róg, z którego nie było dobrego wyjścia ani żadnej drogi ucieczki. Tylko czy ona naprawdę chciała nadal uciekać? Teraz, gdy los znowu skrzyżował jej drogi z Hunterem? Przyjrzała mu się więc nieco uważniej, gdy poruszył temat mafijnych porachunków, właściwie pierwszy raz odnosząc się do tego czym zajmował się Dante. To sprawiło, iż znowu nieco się spięła, zastanawiając się na ile szczerości w tej rozmowie może sobie pozwolić – jak dużo może mu powiedzieć i czy w ogóle powinna. Tym bardziej – ile on sam wiedział? – Nie powinien być taki wścibski… Dante też ciągle miał go na oku, obawiał się, że nie jest to przypadkowy sąsiad, a obserwuje nas – jego celowo. To mogło się źle dla niego skończyć, chociaż chyba nie był tego świadomy – stwierdziła ostrożnie, nawiązując do wspomnianego sąsiada, gdy nagle wyraz jej twarzy zaczął wskazywać na to, że coś sobie uzmysłowiła – Nie jesteś tutaj przypadkowo, prawda? Cały czas miałeś go na oku? – spytała wprost, domyślając się, że ta sprawa nie miała swojego początku w chwili jego śmierci, ale dużo wcześniej. W końcu to prawdopodobnie jeden z niewielu kryminalistów w tym małym miasteczku, o którym miejscowa policja na pewno wiedziała od początku. Nie mając jednak nic na niego, nie mogli także interweniować. – Sąsiad niewiele wie, o ile w ogóle coś. Dante bardzo dbał o dyskrecję, ale i tak ryzykował zgłaszaniem jego śmierci na policje. Mafia nigdy nie wybacza… a gdy ktoś wie zbyt wiele, należy się go pozbyć – mruknęła cicho, jasno wskazując na swoją osobę, która jako jedyna pozostała tutaj i miała istotne powiązanie ze zmarłym. Aż jej ciało przeszył zimny dreszcz na myśl o tym, że ktoś mógł właśnie chcieć jej śmierci, kompletnie nie wiedziała co ze sobą począć. Jednocześnie jednak dała Hunterowi znać, że dobrze wie czym jej partner się zajmował i że w związku z tym może posiadać jakieś informacje. Otwarcie podjęła temat związany z tym czym się zajmował, chociaż nadal nie wdając się w szczegóły. Tak czy inaczej Corrine nie lubiła się nad sobą użalać, ale w tej sytuacji – trudno było ciągle walczyć, kiedy świat walił jej się na głowę. Wewnętrznie liczyła, że Hunter zrozumie… ale jego kolejne słowa w złośliwym tonie były niczym zimny prysznic, który sprowadził ją na ziemie. Myśl o spędzeniu jakiegokolwiek czasu na dołku – kilku dni czy kilkudziesięciu lat, napawała ją przerażeniem, co mógł dostrzec w jej oczach. – Chyba nie mam wyboru – przyznała cicho, wzruszając przy tym lekko ramionami. Lepszy był dołek w policyjnym komisariacie niż dół w ziemi, do którego by trafiła, wychodząc stąd. Znowu wbiła wzrok w swoje dłonie, ale wróciła po chwili powoli na twarz bruneta. – Uważaj, bo pomyślę, że się martwisz. I nie możesz mi obiecać, że nic mi się nie stanie, bo nie jesteś w stanie chronić mnie cały czas, ale… chyba tylko tutaj będę bezpieczna, przynajmniej przez chwile – westchnęła, przeczesując palcami ciemne włosy, które niesfornie opadły jej na twarz. Czuła, że utknęła w martwym punkcie, jakby jej życie skończyło się wraz z życiem Dante’ego i to cholernie bolało. Cieszyła się, że Hunter mimo wszystko chciał zadbać o jej bezpieczeństwo, ale wydawało jej się, że robi to tylko dlatego, że jest jego jedynym świadkiem i wówczas czuła spore uczucie zawodu. Tymczasem ona się przed nim odkrywała, opuszczała gardę i dała się zobaczyć od innej strony, właśnie wtedy, gdy pokazała mu blizny i powiedziała o tym, jak wyglądała jej relacja. Obnażyła się. Poczuła jak jedna łza spłynęła znowu po jej policzku, gdy przyznał, że mu przykro. To znaczyło dla niej więcej niż myślał, ale jednocześnie poczuła się źle z tym, że stała się taką ofiarą. Spojrzała na niego smutno i pokręciła delikatnie głową. – Nie powiesz, że sama sobie jestem winna? Że sama się w to wpakowałam? – spytała cicho, spoglądając po chwili gdzieś w bok i zagryzła lekko dolną wargę, nie chcąc się całkiem rozpłakać. Pragnęła poczuć jego bliskość, poczuć dotyk jego dłoni, znaleźć się w jego silnych ramionach i zapomnieć chociaż na moment o całym tym bagnie, w które wdepnęła. Chciała pokonać barierę, która dzieliła ich od lat, ale… nie mogła. I to dobijało ją jeszcze bardziej. Spojrzała niemal tęskno na jego dłonie, które trzymał na stole i sama zapragnęła zniwelować tę odległość, która dzieliła je od jej własnych, ale zamiast tego ogarnęło ją nagłe przerażenie. Przyszedł chyba czas na atak paniki, gdy zdała sobie sprawę z tego, że przecież mafia wie wszystko. – Oni… na pewno już wiedzą, że wróciłam do miasteczka. Że tutaj jestem… że może już zeznaje, że mogłam Wam coś powiedzieć… - poderwała się nagle z krzesła i przeszła nerwowo niewielką odległość, wsuwając dłonie w swoje włosy, czując jednocześnie jak nerwowo i szybko zaczęło bić jej serce – Oni mnie zabiją. Zabiją mnie tak jak jego.
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Moment, w którym zdała sobie sprawę z tego, jak wyglądała sytuacja wyraźnie odmalował się na jej twarzy. Hunter powoli skinął głową - krótkie stwierdzenie prostego faktu. Faktycznie wiedział, że Corrine była w mieście od dawna i również faktycznie nigdy nie próbował się z nią kontaktować. Oficjalną przyczyną był fakt, że nie chciał przypadkowo namieszać w wystarczająco trudnej już sprawie. Prawdziwą zaś to, że nie chciał stawać twarzą w twarz z przeszłością.

[akapit]

Bardziej podejrzany detektywowi wydawał się sposób, w jaki kobieta mówiła o jego interesach. Jeśli Dante był niebezpiecznym typem - a był, miał w aktach niezliczony stos spraw o pobicie i napaści z bronią - to nie paplał o tym na prawo i lewo. Schafer nie mógł mieć pewności, ile jego druga połówka naprawdę wiedziała. Chciał jej ufać. Ale czy mógł?

[akapit]

Miał nie pozwolić emocjom poniewierać zdrowym osądem, do kurwy nędzy.

[akapit]

Sprawa wyglądała prosto: może Hunter nie stał u szczytu swoich możliwości pod względem kariery, może nie mógł osiągnąć tyle, ile jego wzór i ideał, Hugh, ale spapranie tej sprawy oznaczało bezwzględne przekreślenie swojej przyszłości. I to w imię czego - dawnej, niespełnionej miłości, albo młodocianego napalenia, dla którego nigdy nie znalazł ujścia. Odłożył papiery na biurko i skupił spojrzenie na rozmówczyni. Pozwolił jej mówić, ale wszystkie wcześniejsze ślady emocji spłynęły z jego twarzy niczym kolory z barwnego płótna.

[akapit]

Chcesz porozmawiać o tym ze specjalistą? — zapytał sucho. Wybrał scenariusz, który nakazywały wszelkie podręczniki zawodowe. Przybrał maskę za którą mógł się bezpiecznie schować, nie narażony na słabość. A nią od dawna była Corrine. To ona groziła rozpadowi jego małżeństwa. — Policja oferuje szeroką gamę możliwości. Wskaźnik przemocy domowej w naszym kraju jest zatrważająco wysoki. Przemoc ze strony partnera dotyka co szóstą parę.

[akapit]

Gówno, gówno, gówno.

[akapit]

Chciał jej pomóc, ale nie widział możliwości, żeby zrobić to i zachować swoją posadę, swoją szansę na odrobinę lepszą przyszłość niż tą, którą pisał mu od dziecka ojciec. Ta myśl była jak kanister benzyny wrzucony do ognia. Hunter musiał udowodnić ojcu, całej komendzie policyjnej, ojcu - a zwłaszcza najstarszemu bratu - na co go stać. To zaślepiało go na wszystkie inne aspekty sytuacji, w której się znalazł. Na spojrzenie, które Corrine skierowała na jego dłonie, na to, co mogłoby kwitnąć pomiędzy nimi dwojga, gdyby po prostu sobie na to pozwolili. Przekreślał szanse na realne szczęście w imię tego, które było fatamorganą stworzoną w dzieciństwie.

[akapit]

Nie wypadało zapytać, dlaczego Beresford jest tak mocno przekonana o tym, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Zamiast uspokoić jej atak paniki, jakkolwiek uzasadniony, mężczyzna zamierzał zrobić coś wręcz zupełnie przeciwnego. Uznał, że to najlepszy moment, żeby naciskać. Zmrużył więc oczy i pochylił się głęboko nad stołem, radykalnie skracając między nimi dystans, znajdując się teraz tak blisko niej, że wraz z powietrzem wciągnął w nozdrza zapach jej włosów i detergentu, którego używała do prania. Słodka nuta porozumienia, która na chwilę przedtem nieśmiało zawisła w powietrzu została rozproszona gwałtownie, bez ostrzeżenia.

[akapit]

Przechodząc do sedna. Ile właściwie wiesz, Beresford? — Znienawidzi siebie za to później. — Co tak obciążającego mogłabyś nam powiedzieć, że oni będą cię szukać?

[akapit]

Jego głos był znowu lodowaty, zupełnie taki, z jakim tutaj wszedł. I chociaż miał świadomość, że w końcu poruszył się pod względem przesłuchania naprzód, to naraz czuł się jak bezlitosny służbista, który boi się posłuchać własnego serca, które teraz mocno waliło o klatkę, w której zostało szczelnie zamknięte.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Kwestia zaufania z pewnością pozostawała względna – w tym układzie, w którym się obecnie znaleźli, zdecydowanie nie mogli sobie ufać w stu procentach i należało pozostać czujnym do końca. Albo chociaż do tego momentu, do którego będzie to jeszcze możliwe. Problem polegał jednak na tym, że Corrine często traciła w jego obecności zdrowy rozsądek, gdy tylko pojawiał się obok jej myśl zbaczały w niebezpieczne rejony i na próżno było szukać racjonalnego myślenia. Co jawiło się jako katastrofa w jej obecnym położeniu, w którym zdecydowanie musiała się trzymać faktów i nie mogła dać się mu podejść – bo to oznaczałoby jej koniec. I wiedziała o tym: nawet jeżeli chciała naiwnie wierzyć, żę Hunter by jej nie poświęcił dla tej sprawy, to jednak z drugiej strony widziała w jego oczach, że ta sprawa znaczyło dla niego bardzo wiele. Że w takiej dziurze jak Lorne Bay była niczym żyła złota, na której on właśnie siedział i zamierzał dostać się na szczyt, rozwiązując kryminalną zagadkę, do której to nagle ona stanowiła główny klucz. Zdecydowanie jednak źle się za to zabrał, bo gdy jego podejście stawało się chłodne i obojętne, tym bardziej ona się wycofywała. Im mniej widziała na jego twarzy emocji, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie powinna iść z nim na współpracę – że dla własnej dobra powinna milczeć i to zamierzała zrobić. Posłała mu więc jedynie krótkie, niewiele znaczące spojrzenie, gdy zaserwował jej standardową regułkę o specjaliście i pokręciła głową. – Nie będę z nikim o tym rozmawiać. I w ogóle nie powinnam rozmawiać o tym także z Tobą – stwierdziła krótko, już żałując tego, że pozwoliła sobie na otwarcie się przed nim. Co najwyraźniej było błędem i szybko sprowadził ją na ziemie, jednocześnie zamykając sobie drzwi do szczerej rozmowy, na którą chyba liczył. – Gówno mnie obchodzą Wasze wskaźniki przemocy. Nie jestem częścią Waszych statystyk, poza tym poradzę sobie sama – mruknęła, jeszcze przed tym jak ogarnął ją nagły atak paniki na myśl o tym co groziło jej poza tymi murami. Na myśl o tym, że ktoś mógł już na nią czekać, że ktoś chciał się zemścić albo ją zlikwidować. A Hunter jedynie dolewał oliwy do ognia i nawet nie próbował wyciągnąć pomocnej dłoni – aż zabolało ją serce na myśl o tym, że tak bardzo mogła się co do niego pomylić. Po tym jak chwile nerwowo krążyła po sali, przeczesując swoje włosy, otarła w końcu kącik oka, ścierając mokry ślad i odetchnęła głęboko, wracając powoli do stolika, przy którym nadal siedział Hunter. Musiała nad sobą panować – nie mogła pozwolić, by cokolwiek z niej wyczytał, tymczasem znowu dała się ponieść emocjom. Opadła zrezygnowana na swoje krzesło i spojrzała na niego zaledwie chwile przed tym jak nagle pochylił się i znacząco skrócił między nimi dystans. Jej nozdrza nęcił tak uwielbiany zapach jego perfum, którego nie czuła od dobrych kilku lat i niemal uśmiechnęła się na myśl o tym, że to nadal pozostało niezmienne. Nie pozwoliła sobie jednak na ten drobny gest, jedynie wpatrując się w jego oczy, czując jednocześnie jak szybko biło jej serce. Wzdrygnęła się lekko, słysząc ten lodowaty i stanowczy ton głos, którym powitał ją, gdy tutaj wchodził. To zdecydowanie nie był jej Hunter. Wpatrując się w niego beznamiętnym wzrokiem, przez chwile milczała, a potem prychnęła cicho. – Nic nie wiem. I na pewno nic Ci nie powiem, jeżeli tego właśnie oczekiwałeś. Bo tylko na tym Ci zależy, co? – przyjrzała mu się uważnie, przybierając na twarz tak samo obojętną i chłodną maskę, jak on sam – Twierdzisz, że on dzielił się ze mną jakimikolwiek informacjami? Że mnie wtajemniczał? Byłam dla niego tylko zabawką, którą miał pod ręką – mruknęła, poniekąd kłamiąc, poniekąd jednak opisując swoją sytuację. Spanikowała, ale musiała się teraz z tej sytuacji zgrabnie wydostać, bo Hunter najwyraźniej poczuł swoją szansę. – Ale oni o tym nie wiedzą, on nie żyje, a ja siedzę na komisariacie… jak myślisz co uznają? Że coś wiem, że właśnie Wam o tym mówię – nawet jeżeli faktycznie nic nie wiem – pokręciła z rezygnacją głową, obierając bezpieczną dla siebie taktykę, mimo wszechogarniającego ją przerażenia – Masz zamiar postawić mi jakieś zarzuty? Masz jakieś dowody, które mnie obciążają? Bo jeżeli nie… chce już stąd wyjść. Nic więcej w tej sprawie nie powiem – dodała, siadając prosto i jednocześnie zmniejszając dystans między nimi niemal do minimum, bo oboje teraz pochylali się nad stolikiem i żadne z nich się nie wycofało. Wpatrując się w siebie, analizowali zapewne wszystkie za i przeciw, ale Corrine podniosła się w końcu, spoglądając na niego pytająco. Musiała stąd uciekać – jak najszybciej, im dłużej tutaj była (razem z nim), tym gorzej dla nich obojga, a jeszcze bardziej dla niej samej, bo miała chwilami wrażenie, że Hunter czytał z niej jak z otwartej księgi. Tak więc jak tylko poczuł, że ruszył z przesłuchaniem naprzód, tak szybko sprowadziła go na ziemię – dostrzegła bez problemu cień zawodu wymalowany na jego twarzy, ale jednocześnie nie mógł jej przecież do niczego zmusić. Wiedziała, że nie miał dowodów, a jeżeli była tu tylko w roli świadka, nie mógł jej zatrzymać bezpodstawnie. A on najwyraźniej nie zamierzał jej zatrzymywać w żaden sposób, co zdecydowanie ją zabolało, ale jednocześnie dawało szansę na ucieczkę. Problem polegał jednak na tym, że kompletnie nie miała gdzie uciekać…
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ