malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Ludzie miewali różne tradycje bożonarodzeniowe. Oczywiście większość z nim związana była z religijnym wymiarem świąt i musiała przyznać, że rozczulała ją historia niemowlaka porzuconego gdzieś w ciemnej grocie – wszak była tylko kobietą – choć miała niesamowity problem z otoczką duchową tego wydarzenia. Julia jak rasowa agnostyczka opierała swój pogląd na istnieniu Boga, któremu blisko było do każdego mężczyzny, jakiego przyszło jej znać w swoim krótkim, ale jakże burzliwym życiu. To jest, jasne, stworzył świat i nawet nieźle wyglądał (ba, zadbał nawet o odpowiednią oprawę dla kobiet jako istot doskonałych), ale potem coś się zepsuło i zamiast to naprawić, postanowił zostawić. I nie trzeba mu co kilka wieków przypominać, że wszystko trzeszczy, że przyroda jest zrujnowana i na dodatek relacje ludzkie to jedna wielka tragedia. On pamięta i obserwuje świat jak ten wielki zegarmistrz, który myślał, że wystarczy tylko odpowiednio nakręcić tak skomplikowany mechanizm, a wszystko będzie pracować jak (nomen omen) w zegarku.
Najwyraźniej jednak natury rzeczy była bardziej skomplikowana i dlatego Crane wybrała wątpliwość i to właśnie z nią wiązał się brak jej tradycji bożonarodzeniowej. Mogła być jak cała reszta ludzi i biegać po jarmarkach, kupując świąteczne choinki, ale nijak to pasowało do jej obecnego stanu ducha, więc postanowiła zrobić to, co Julia robiła tak naprawdę całe życie. To jest wykreować nową modę i przywitać grudzień w burlesce jej starego znajomego.
Takie miejsca zazwyczaj przyciągały specyficzną klientelę i choć miała alergię na wszelkie przejawy bufonady oraz zadęcia postanowiła dziś zanurzyć się w tej atmosferze pieniędzy i luksusu. Paradoksalnie te klimaty były dla niej znajome, wręcz czuła ten nieznośny powiew atmosfery własnego rodzinnego domu sprzed lat. W końcu nie chwaliła się, ale pamiętała jak to jest być dziewczynką z naprawdę dobrej i bogatej rodziny, tą, w której stary pieniądz przelewał się razem z ropą, tworząc warunki do rozwoju kogoś tak zbuntowanego jak artystka. Dlatego też podświadomie dążyła tutaj, chcąc chyba przywołać echa dziecięcych świąt, gdy jeszcze wierzyła i gdy jeszcze była niewinną i uroczą dziewczyną. Ta Julia zaś miała gładko uczesane włosy, zakryte tatuaże, ale nie rozstawała się z długim papierosem, którego paliła, mimo obecności na dłoni koronkowych rękawiczek.
Jeśli miała być damą to niech będzie tą z pokroju George Sand i jak ona spoglądała chciwe na urocze tancerki, które miały klasę niedoścignioną dla lokali pokroju Shadow. Prawa rynku, tamta klientela nie szukała sztuki, a czystej rozrywki, zaś tu przy stoliku, z wiśniowym zapachem papierosa i podwójną single malt czuła się w innym świecie. Tak bardzo odległym, że gdy podszedł do niej właściciel dłuższą chwilę zajęło jej, zanim zwróciła twarz w jego stronę. Z uśmiechem podziwu bądź aprobaty, Julia uwielbiała takie miejsca i odnajdywała się w nich ze swoją wrażliwością na piękno, choć sama raczej należała do przedstawicielek turpizmu, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie przeszkadzało jej to zupełnie i spoglądała na Roscoe pewnie, skanując kawałek po kawałeczku jego przystojną, acz nudną twarz. Należało przywyknąć do tego, że wpatrywała się w oczy z łatwością i była zbyt bezczelna.
- Widzę, że masz na tyle bufonów, by to miejsce było dochodowe – jak widać na załączonym obrazku. Posłała mu jednak uśmiech, zanim jeszcze dym z jej papierosa stał się nieznośnie gęsty.

roscoe degraves
finansista, przedsiębiorca, akcjonariusz — właściciel venus embrace
33 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Roscoe jest dowodem na to, że sukces można osiągnąć bez przekrętu, a w biznesie znajdzie się miejsce na sentymenty. Rok po zerwaniu zaręczyn reaktywował lokal Venus Embrace, cieszący się sławą elegancki retro klub z burleską w Cairns. Uwielbia poznawać świat; tak miejsca, jak ludzi i ich pasje, które stanowią jego życiową oraz zawodową inspirację.
Komercjalizacja wiary zachęca do wigilijnego zjednoczenia przy wspólnym stole ku czci wielkiego Stwórcy. Prawdą jest jednak, że w tym okresie czci się przede wszystkim pieniądz - jego główną intencją jest napchanie kieszeni przedsiębiorców, a efekt uboczny, szczęśliwym trafem pozytywny, nadaje mu rodzinnego akcentu i stwarza pretekst do robienia rzeczy, do których na ogół potrzebujemy okazji. Roscoe jako ateista nauczył się rozdzielać tradycyjną ekscytację świątecznym okresem od religijnej genezy tych obchodów. Boże Narodzenie stanowiło dla niego tylko nazwę, której kultywowanie pomagało ubrać okazję w przystępną dla sprzedaży formę. Formę, w której interes gładko łączył się z filantropią, co w gruncie rzeczy Degravesowi bardzo odpowiadało: jako biznesmen miał pełne kieszenie, jako filantrop - twarz i spokojne sumienie, a potrzebujący nowe ubrania i jedzenie. Być może gdzieś po drodze zatracił kwintesencję tej tradycji, gdyż oprócz siostry nie miał nikogo naprawdę bliskiego, z kim mógłby ją kultywować, ale nie zatracił ducha świąt. Miał z tym związany naprawdę intensywny grafik: aktywnie udzielał się w lokalnej społeczności jako działacz charytatywny, rozdawał prezenty bliższym przyjaciołom i planował przebieg imprezy świątecznej w Venus Embrace. W tym wszystkim brakowało jedynie miejsca na spędzanie ich w cieple domowego ogniska.
Sylwetka powabnej damy, goszczącej w tym intrygującym miejscu w iście eleganckiej kreacji, momentalnie przykuła wzrok właściciela klubu. Dresscode co prawda nie wymagał ubioru w stylu retro, lecz taki akcent był mile widziany i często spotykany, co ciekawe głównie u tych mniej majętnych gości, którzy zapragnęli przez chwilę poczuć się niby element wielkomiejskiej śmietanki towarzyskiej. Nie tylko twórcze odzienie, wyuczona dystynkcja czy teatralność gestów wzbudziły zainteresowanie Roscoe. Bliższe przyjrzenie się kobiecie pozwoliło na identyfikację dawnej znajomej, która, trzeba było przyznać - w tejże kreacji wyglądała nadzwyczaj seksownie, ale była ostatnią osobą, którą Roscoe spodziewałby się zobaczyć w swoim klubie.
Głównym powodem tego zdziwienia był fakt, że ich spotkania na ogół odbywały się na neutralnym gruncie, gdzie pani Crane przybierała antybufońską postawę, marnując liczne talenty i pasję do sztuki w imię speluny, której nigdy nie zdecydowała się porzucić. Uzdolniona pianistka odrzucała wszak oferty pracy dla Degravesa, które stanowiłyby dla niej oczywisty awans społeczny, ale zrozumienie natury tej decyzji zawsze było dla niego trudnością. Teraz, kiedy obnażała swe zmanierowanie, podziwiając dzieło znajomego w pełnej okazałości, przypuszczalnie zdradziła przed nim intencje odmowy, gdyż w lot stało się jasne, że ten klimat nie był dla niej pierwszyzną. Pozostawało pytanie, dlaczego buntowała się przeciwko bufonadzie, a także co skłoniło ją, by ten jeden raz opuścić gardę?
- Widzę, że odnalazł się brakujący element całej układanki. Mówiłem, że pasujesz do tego obrazka. - triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy, bynajmniej nie dlatego, że spodziewał się zmiany zdania... cholera, a może właśnie na to liczył? - Czego pragniesz odszukać w Objęciach Wenus? - wybrzmiało pytanie, a mężczyzna z kurtuazją zasiadł obok niej, obserwując wyeksponowane, filigranowe ciało tancerki wijącej się na rurze niby piórko na wietrze, z gracją obnażającej przed gośćmi piękno kobiecego wdzięku. Bezsprzecznie chełpił się poziomem, jaki wypracował z ponownym otwarciem lokalu; jego wzrok dopiero po chwili spoczął na jej barwnych tęczówkach, w których dostrzegł wyraz podziwu dla wystawionej sztuki. - Znajdziesz w nich wszystko, czego łaknie Twoje serce.

Julia Crane
ambitny krab
golin
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystka pełną gębą- namaluje akt, złapie najpiękniejsze chwile w obiektyw, zagra na fortepianie, a potem sama rzuci wszystko, by zatańczyć, najlepiej razem z Aidenem.
Julia Crane lubiła zwracać na siebie uwagę, choć zazwyczaj występowała w zwykłej koszulce i jeansach. Wiedziała jednak, że osoba, która zamieniła swoje ciało w dzieło sztuki niesfornego, ulicznego artysty musi jednak przyciągać spojrzenia. Zazwyczaj były one wrogie i nieprzystępne, bo pomimo dwudziestego pierwszego wieku taki wygląd u kobiet budził kontrowersje. Dodatkowo w toku rozmowy okazywało się również zazwyczaj, że dziewczyna jest wyszczekana, ekscentryczna i nie opuszcza żadnej okazji do wydmuchania w stronę rozmówcy dymu papierosowego. To wszystko, w połączeniu z jej malarskimi aktami i zamiłowaniem do prawdziwych ścigaczy czyniło z Julii osobę dość odważną i sprawiającą wrażenie pewnej siebie.
Wiedziała, że po trochę to etykietka, ot, kreacja, którą nałożyła na siebie, by zatuszować choćby siniaki na psychice, jakie wywarł gwałt bądź aborcja, ale bawiła się znakomicie podczas nieustannego maratonu mężczyzn, którzy próbowali ją zmienić, poprawić bądź wtłoczyć siłą w utarte schematy. Ile ona się nasłuchała, że już czas na dziecko, stabilizację, na życie według ustalonych przez tych starych oszołomów reguł. Im bardziej jednak naciskano na nią, tym mocniej okazywała swoje weto i stawała się najbardziej nieokiełznaną i nieprzychylną czyjejś kontroli kobietą.
To również tłumaczyło, czemu pomimo kiepskiej reputacji nadal pracowała w Shadow. Wśród wielu wad, Nathaniel miał jedną zaletę – nigdy nie narzucał jej za wiele i przez lata doszli do takiego kompromisu, że praca w klubie była dla niej odskocznią, ot, jednym z wielu zajęć, którym się poświęcała. Dodatkowo nie mogła zapominać o wdzięczności, która sprawiała, że była tak bardzo lojalna. To on dał schronienie osiemnastoletniej dziewczynie i pozwolił jej przetrwać lata nałogu i budowania swojej kariery malarskiej, która wkrótce ponownie miała nabrać animuszu. Co więc tutaj robiła?
Powoli zaczynała rozumieć, że może i szef bezpośrednio nie wpływa na jej życie, ale była przekonana, że stoi za kulisami i pociąga za odpowiednie sznurki. To odkrycie zaś sprawiło, że skierowała swoje kroki do lokalu starego znajomego, chcąc zobaczyć w tę upalną, grudniową noc jak to wygląda u konkurencji.
Mimo wszystko jednak nie zamierzała dać się tak uwieść od razu. Gdyby chodziło o seks, sprawa byłaby prostsza, bo spoglądała na Roscoe łaskawie, a jego przenikliwe oczy na tle ponętnych tancerek wryły się w jej pamięć ciała, ale w sprawie interesów pani Crane (już bez małżeńskiego dodatku) wydawała się bardziej chłodna niż zazwyczaj.
- Oczywiście, że pasuję. Moja mama występuje w Operze w Sydney – odpowiedziała całkiem szczerze i pierwszy raz od dawna nie pożałowała tej szczerości. Chciała choćby słowami powrócić do czasów, gdy mogła spędzać święta z nimi. Upiła nieco wytwornego szampana, który był tym prawdziwym, nie zaś winem musującym. – Może kochanki? – droczyła się z nim, wiedział zapewne, że jest biseksualna i że kobiece ciała wywołują u niej dreszcz zwierzęcego wręcz pożądania. – Macie tutaj młodziutkie dziewczyny, może to odtrutka na mój rozwód? – zaśmiała się, ale wyjątkowo przestała wpatrywać się w tancerki, gdy wspomniał o jej sercu. On naprawdę sądził, że ona takie posiada? Położyła dłoń na jego ręce z uśmiechem. – Moje serce to obiekt tak bardzo nieużywany, że zapomniałam jak to jest, gdy czegokolwiek pragnie – i to wcale nie były czcze przechwałki zblazowanej kobiety, raczej takiej bardzo nieszczęśliwej, ale przecież nie rozczulała się nad tym zbytnio.
Przyszła tu na rewię, a nie na stypę.

roscoe degraves
ODPOWIEDZ