malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Dwanaście lat. Dwanaście pieprzonych lat jej dorosłości, stawiania pierwszych kroków na studiach, imania się marnych prac jak kelnerowanie bądź dj-owanie, robienia potem kariery jako zauważona malarka. Zawsze i wszędzie z nim, choć myli się ten, który myśli, że to była relacja bez skazy. Wręcz przeciwnie, ciągle się rozchodzili, godzili, bawili się w przyjaciół, ale (do jasnej cholery!) byli obok siebie.
Do dziś. Wystarczyło tylko dostrzec, że Adam wcale już na nią nie patrzy. To była nowość, która mroziła jej krew w żyłach. Mógł krzyczeć, że ją nienawidzi, ale przynajmniej zawsze patrzył. Nie tym razem, ogłupiała nie rozumie co on mówi i dlaczego mówi.
- Co ty podsłuchałeś? - pyta w końcu, przekonana, że przecież mogą to wszystko naprawić. Nie znał całego przebiegu zdarzeń, a zdania wyrwane z kontekstu zawisły nad nimi jak strzelba Czechowa.
Która musiała wypalić. Naprawdę sądził, że w świetle tych wydarzeń będzie przejmować się jakąś nawiedzoną fanką jego chłopięcej urody? Unosi brwi, najwyraźniej jednak znał ją gorzej niż myślała.
Dwanaście lat. Widział jak tonie, jak się wznosi na fali sukcesów, jak mocno nienawidzi spędzania świąt sama. Przedstawił ją swojej córce, mieli budować razem dom, który by zaprojektował. Im bardziej on się cofa, tym ona się przysuwa.
- Znowu to robisz - zauważa. – Zamykasz się, zgrywasz skurwysyna, którego  nic nie obchodzi, a nawet, kurwa, na mnie nie spojrzysz!- za to ona rozgląda się faktycznie za ostrymi narzędziami, może gdyby oberwał, to przestałby zachowywać się w ten sposób.
Może drążyłaby tę skałę dalej, dotykałaby go bez końca i może wreszcie jego upór znowu stałby się niegroźną anegdotką, ale to było dwanaście lat.
I Julia zrozumiała, że ani dnia dłużej.
Uśmiecha się, gdy słyszy jego propozycję. Ot, uśmiech Giocondy, z którego niewiele można wyczytać, zwykły grymas warg, które na kilka chwil kładzie na jego.
Całuje go krótko, czule, jak niegdyś, gdy jeszcze byli dzieciakami i chadzali po mieście z fajką dzieloną na pół.
A potem odrywa się i wręcz szarpie dłonią jego podbródek, by na nią spojrzał. Jej kocie oczy są pozbawione łez, niepewności bądź gniewu. Chciał wygrać z nią na chłód?
- A teraz, posłuchaj. Mam nadzieję, że ci się podobało, bo następnym razem, gdy mnie dotkniesz, będę martwa - oznajmia spokojnie, niemal za spokojnie jak na fakt, że właśnie ją złamał. I to nie są przekomarzanki, nigdy go już do siebie dopuści. - Nie chcę cię już więcej oglądać, słyszeć o tobie, zniknij - ostatni raz patrzy w jego oczy i puszcza podbródek i zanim zdąży zareagować (choć i tak nie liczy na wiele), wymierza mu siarczysty policzek, więc jednak to był pocałunek Judasza.
A potem po prostu obraca się na pięcie i wychodzi, stukając obcasami za kilka stówek. Nawet Adam nie mógł zniszczyć Julii, choć tak bardzo próbował.
Dopiero gdy trafia na parking i widzi swoją Yamahę, zaczyna płakać tak głośno i bezradnie jak może tylko ktoś komu właśnie odebrali powietrze.
ODPOWIEDZ
cron