barman co dużo wódy leje — rudd's pub
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
mój organizm nie działa na tlen, tylko na thc, został mi ostatni rok medycyny przed stażem (tylko zajebałem semestr), przypał to moje drugie imię, ale jest fajnie, nie?
Czasem odpalał się tak, że miał wrażenie, jakby wsiadł do wielkiego statku kosmicznego i odleciał w przestworza. Szybował pomiędzy kosmicznym pyłem, którym był ozdobiony wielki bongos (który dostał na swoje ćwierćwiecze i potem ktoś wsypał tam brokatu) szukając wrogich cywilizacji, na które można było napaść. Całkiem sympatyczna wizja, takie odpały Shawn lubił najbardziej. Zasłaniał wtedy rolety, odpalał rzutnik zorzy polarnej, odpowiednią muzyczkę i właściwie już był na Marsie u Rudego, Starej i Oskiego. Wiele nie trzeba mu było, naprawdę. No ale, nie tym razem.
Tym razem poszło nie w tę komorę mózgu, a lepkie łapki słodkiego ziółka odpaliły sentymenty i smenty. Wtedy też zasłaniał rolety, tylko, zamiast cieszyć michę do kiszonego śledzia, misiów polarnych i zjeżdżania na sankach patrzył się tempo w sufit. Czasem też płakał, no ale o tym to akurat nikt nie mógł się dowiedzieć, okej?
Macnee nie lubił zmian, nawet jak były dla niego pozytywne. Nie lubił robić przemeblowań, nawet jak bez niego codziennie walił się piszczelem o rant szafki. Wolał to niż nastawiać się do zmian, niż je akceptować, niż na nowo mierzyć się z rzeczywistością. I, mimo że cholernie cieszył się z powrotu Felicity, z tego, że znów byli w trójkę, znów otwierali wspólnie kolejny rozdział epickiej przyjaźni, czuł jak wszystkie zmiany związane z jej powrotem, cholernie siedzą mu w bani.
No i dlatego, zrobił to, na czym znał się najlepiej. Myślał też, że jest całkiem niezły z ortopedii, ale ledwo zaliczy,ł więc no zostawało tylko to. Palnie. Gdy chciał się rozluźnić, po prostu kręcił baty, paląc je w tak trochę z doskoku. Jednak gdy chciał poznać swoje wewnętrzne ja, wyciągał bongo i zaczynał przygodę.
- Dobrze pamiętam, że masz pieprzyk na prawym biodrze? - zapytał totalnie z dupy, mają wrażenie, że brzmi trzeźwo i logicznie, uwieszając się na framudze drzwi pokoju Felicity. To, że był po zupełnie drugiej stronie spektrum, to o tym potem – Teraz mi się przypomniało, jak byliśmy przed twoją maturą na tej dzikiej plaży. – uwalił się zupełnie niespodziewanie na łóżku dziewczyny, próbując się jej przyglądać, co było utrudnione, ale nie niemożliwe – W ogóle pasuje Ci ten kolczyk, kiedy go zrobiłaś?

Felicity Bloom
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zawsze słyszałam, że powroty bywają trudne; że ciężko wrócić, do tego, co było. Tymczasem ja wskoczyłam w poprzednie życie, jak dziecko w plastikowe kulki. I nawet się nie utopiłam. Fakt, brakowało kilka elementów, ale umknęło mi to w trakcie imprezy powitalnej, gdzieś między piątym a szóstym kieliszkiem tequili. Naprawdę przez chwilę obiecałam sobie, że trochę się ogarnę, jednak nic z tego nie wyszło. Ciężko wrócić na proste tory, gdy twoi najbliżsi przyjaciele to dalej zjarane chlejusy, żłopiące passate pomidorową jako zapitę.
Szybko wdrożyłam się w tryb, w końcu nie ograniczały mnie sztywne godziny pracy, toteż stałam się głównym prowodyrem domówek, ale również wieczornego jaranka. Szkoda przecież, żeby marnowało się zioło, które Shawn tak chomikował, nie? Jako jego była dziewczyna z liceum i dalej przyjaciółka miałam cudowną zdolność perswazji oraz przekonywania, naprawdę. Niemal codziennie paliłam blanty na krzywy ryj, zajadając gastro fazę nie swoim jedzeniem.
Co jak co, byłam spłukana. A przynajmniej to czekało mnie w przeciągu kilku tygodni, jeśli nie zacznę w końcu podchodzić do malowania obrazów poważniej. Jednak nikt o tym jeszcze nie wiedział. W przypływie chwilowej paniki nawet zaczęłam szkicować pomysły dla klientów i całkiem nieźle mi szło, ale pech chciał, że w miejscu, w którym postanowiłam zamieszkać — nigdy nie byłam sama.
- Mam też pod lewym cyckiem, ale nie potrafiłeś na tej dzikiej plaży rozpiąć mi stanika — uniosłam spojrzenie na Shawna, uwieszone niczym mokra szmatka na drzwiach. Taka wiecie, szmata do podłogi. Nie, żeby coś, bardzo go lubiłam. Kiedyś może też kochałam, sama już nie wiem. Może dalej go kocham w jakiś sposób. W każdym razie, w ostatecznym rozrachunku ani on nie zaliczył mnie, ani ja jego. Jakoś nigdy nie było nam to do końca po drodze - a to stanik się nie chciał rozpiąć; a to składzik w szkole był za ciemny i dostałam miotłą w głowę (chodziłam wtedy pięć dni z guzem na czole, drugiego dnia ścięłam grzywkę, bo miałam dość tłumaczenia, że Shawn mnie nie bije, a tylko próbuje się d mnie dobrać); a to Shawn był za bardzo pijany, zestresowany i przez to nastrój mi się zupełnie nie zgadzał.
I nie chodzi o to, że uważałam się za jakąś księżniczkę, która musiała mieć swój pierwszy raz w sypialni z baldachimem. Właściwie zawsze wdawało mi się, że jestem dość łatwa w obsłudze i łatwo zaciągnąć mnie do łóżka, po prostu… Dobra, może to była wina Shawna.
- Który kolczyk, Shawn? - uniosłam jedną brew, opierając się na łokciu, zupełnie ignorując fakt, że Macnee wyleguje się teraz na moich szkicach. Lustrowałam go dokładnie od stóp do głów, po czym sięgnęłam po szkicownik. - Zostań tak. Narysuję cię jak jedną z moich francuskich dziewczyn - przerzuciłam teatralnie włosy przez ramię.
- Wiesz, bo mam kilka kolczyków i wydaje mi się, że to nie o tym w nosie chcesz rozmawiać, skoro już tu jesteś - przyznaję się, uwielbiałam go prowokować, ale to wina naszej dawnej relacji. Tysiące razy byliśmy bliżej niż zwykli przyjaciele, toteż nasze granice były niebezpiecznie przesunięte. - Ale najpierw mógłbyś skręcić i podzielić się blantem - posłałam mu szeroki uśmiech znad kartki, po czym nakreśliłam pobieżnie postać ołówkiem. - O tak, narysuję cię skręcającego blanta, dawaj Shawn, a potem namaluje z tego jebitny obraz dwa na dwa i trafisz na wystawę, aukcję... do salonu jakichś bogoli!

shawn macnee
powitalny kokos
Kaczka
barman co dużo wódy leje — rudd's pub
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
mój organizm nie działa na tlen, tylko na thc, został mi ostatni rok medycyny przed stażem (tylko zajebałem semestr), przypał to moje drugie imię, ale jest fajnie, nie?
Słodki Jezu w morelach. Była piękna, bez dwóch zdań. Shawn był koneserem kobiecego piękna, tylko cholernie rzadko to piękno konsumował. A jeśli chodzi o Felicity, która już w liceum cholernie mu się podobała, miał nawet przez dłuższą chwilę możliwość nazywania ich „parą” a ją „swoją dziewczyną” nigdy nie udało mu się jej przelecieć. Chociaż wtedy myślałaby o tym, że się z nią kocha. W ogóle miał wrażenie, że od czasu kiedy byli razem, zmienił się diametralnie, choć nie zmienił się wcale (jak to mówi jedna infuenserka). Lata świetlne przecież minęły, odkąd bezkarnie mógł całować jej usta i kłócić się o to, że zabiera kołdrę. Miał do niej sentyment, nie dało się tego ukryć. Potrafiła go naprawdę namówić na wszystko (chociaż to nie było szczególnym wyczynem, Shawn potrafił pójść na każdy, głupi deal) i korzystała z tego bezczelnie. Cholernie się cieszył, że wróciła, mimo że naprawdę ta zmiana namieszała mu we łbie.
Nie myślał teraz o tym, bo był zjarany, przeniesiony na inną planetę. Wszystkie kształty były miękkie, ciepłe. Pewnie tak miękkie jak cycki Felicity, które kiedyś przemacał jak byli na randce w kinie samochodowym. Wspaniałe czasy i teraz, w tym stanie bardzo chciał do nich wrócić, nie patrząc na konsekwencje.:
- Teraz już bym sobie poradził, zdobyłem mistrzostwo w rozpinaniu stanika, mogę ci pokazać – powiedział pewien siebie, uśmiechając się maślanie. Blefował, bo wcale nie rozpiął w życiu wielu staników. Nie był mistrzem podrywu, mimo że bardzo się starał. Laski widziały w nim zazwyczaj śmiesznego gościa, który postawi im browara (rodzice byli kochani i zawsze dawali mu jakiś hajs, mimo że z wiekiem coraz mniej chętnie). I prawdę mówiąc, były chwile, gdy Shawn czuł się cholernie samotny i chciał coś na ten stan poradzić, no ale cóż – nie potrafił za bardzo wyjść z bycia „Shawnem”. A jak już znajdował jakąś dziewczynę, to kończyło się to fatalnie. W końcu jego ostatnia luba próbowała popełnić samobójstwo. Niby nie z jego powodu, ale i tak wiało chujem. To była idealny przykład, na to jak kończyły się podboje miłosne Shawana.
- Pokaż mi każdy Mała, chętnie je zobaczę – poruszył sugestywnie brwiami, parskając cicho śmiechem. Nie potrafił być poważny, to też wiecznie, wszyscy poważni dorośli mu zarzucali. Czasem, miał wrażenie, że nikt nie pozwala mu żyć po swojemu, a on rycerz Macnee musi walczyć o swoją własną niepodległość. Biedny miał dużo roboty w życiu, nic dziwnego, że studiów nie zaliczył.
-OOO, będę miał portret. Cholera, ale mnie zaszczyt kopnął – powiedział, poprawiając się nieco na łóżku, ignorując zupełnie cichy skrzyp kartek pod jego cielskiem. – Mogę wciągnąć brzuch, ale długo ta, nie wytrzymam, od razu mówię. – niby szczerość dobra rzecz, ale chyba nie zawsze działa na korzyść chłopaka. Czy się tym przejmował? Ani chwilę.
-Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem – rzucił, zrywając się z łóżka i sprawnym krokiem, wpadając po drodze na framugę, poszedł do swojego pokoju, zgarnął z szafki piterek z rzeczami do blanta i wpadając po drodze na stół w kuchni i stając Chili na ogonie, wrócił do pokoju Felicity:
Usiadł tym razem na łóżku po turecku, a szkice, na których się wylegiwał, magicznie zniknęły. Może to łóżko miało jakieś magiczne właściwości. Szybko zorientował się, że siedzenie w jego obecnym stanie nie jest najlepszym pomysłem, dlatego bez zbędnych ceregieli położył się, opierając głowę o kolana dziewczyny (pewnie wolałby schować głowę między jej nogami, ale na to jeszcze nie czas, może po blancie):
- Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego się właściwie rozstaliśmy? – zapytał niby luzacko, krusząc zioło krasherem. Nie wiedział, czy będzie jej tak wygodnie rysować, ale chuj z tym. Potrzebował bliskości, potrzebował ją poczuć.

Felicity Bloom
powitalny kokos
bejbi#2175
ODPOWIEDZ