płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na Zoyę i zastanawiała się chwilę nad tym co mogłaby dać Zoyi. Zoya tak naprawdę miała wszystko jeśli chodzi o jakieś przedmioty materialne. Miała zajebistą furę, miała pieniądze, nie miała teraz co prawda pracy, ale taki był plan, teraz miała czas dla siebie. Dostała już od Sameen wycieczkę. Jedyne czego Zoya nie miała to szczęścia w miłości. Tego Galanis nie mogła jej załatwić, chociaż oddałaby wiele, żeby jej przyjaciółka była szczęśliwa. –Dostaniesz mnie. – Odparła, a w jej głosie nie było nawet nutki zawahania się. Była pewna tej oferty. Ba!, była nawet gotowa przegrać, żeby Zoya ją dostała. Wiedziała, że nie da Zoyi tego czego Zoya chciała najbardziej na świecie, ale jednocześnie czuła, że Zoya ją pragnęła. –Oczywiście, że tak, Zoya. Naszej przyjaźni nic nie zmieni. – Tego też była cholernie pewna. Zoya wiedziała, że Sameen zawodowo zabija ludzi, a i tak traktowała ją jak normalnego człowieka. Czego więcej mogła chcieć?
-To po co ich ma zamiast udoskonalać męża? – Uniosła brwi. Nie wiem czemu w ogóle Sameen o tym dyskutowała jak ewidentnie była kobietą, którą nie da się usidlić na stałe i to przez jedną osobę. No chyba, że nikt nie próbował i sama nie wiedziała, że da się ją usidlić, lol.
-Zoya. Tak długo jak żyję to będę cię chronić i obiecuję, że nigdy nie będziesz musiała znać obsługi tego urządzenia. – Wystarczyło to, że uczyła Zoyę obsługi broni. Urządzenie wykrywające podsłuchy to już byłaby mocna przesada i popadanie w paranoje. –Czysto za każdym razem. – Odparła z uśmiechem. No oczywiście poza jej podsłuchami, ale to się nie liczyło, hehe.
-W sensie czego? Drewna na opał? – Nie wiedziała kto w Australii palił w kominkach, a już na pewno nie rozumiała czemu miałaby to drewno brać na Bora Bora. Po chwili jednak ogarnęła o czym Zoya mówi. –A. – Skomentowała pukając się w głowę. –Nie. Żadnych narkotyków. – Nie mogła sobie pozwolić na takie coś. Raz wciągała kokainę z Coltonem, ale to był typ z małym penisem, więc wiadomo, musiał jej to jakoś wynagrodzić, więc wciągali kreski.
Spojrzała na Zoyę pytająco i uśmiechnęła się. –Ze skręcaniem broni? – Zapytała rozbawiona. –Musiałabyś mnie zobaczyć w moim stroju taktycznym. Albo jak leże z karabinem snajperskim. – Puściła Zoyce oczko i zakończyła skręcanie broni, bo oczywiście była jednym z tych ludzi, którzy potrafią broń złożyć poniżej minuty. Teraz jednak się nie spieszyła i zajęło jej to minutę. Przykręciła jeszcze tłumik, załadowała naboje do magazynka i magazynek do broni i była gotowa. Mogła zabijać. –Będziesz już spać. – Powiedziała i schowała broń do sejfu w pokoju, bo oczywiście, że wykupiła sejf. –Patrz co mam. – Powiedziała dumna z siebie i podeszła ze swojej torby, w której panował taki syf, że nawet nie będę go opisywać. Wyjęła krótkie spodenki i pokazała je Zoyi. –Kupiłam to. Dla siebie. – Wyjaśniła w razie gdyby nie była zbyt oczywista.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya nie potrzebowała nic. Równie dobrze Sam mogłaby powiedzieć, że dostanie "rację" i jej, by to wystarczyło. Sama nagroda nie była aż tak istotna, chociaż słysząc słowa blondynki to chyba Henderson mogłaby to nastawienie nieco zmienić. - Yhymm... a co jakbym wolała to dostać bez zakładu? - Zapytała wbijając wzrok prosto w błękit jej oczu, nawet nie mrugała, bo przeczytała w Cosmo, że długie wpatrywanie się komuś w oczy jest podobno prowokacyjne i pociągające więc chciała przetestować. Tak na dobrą sprawę to Zoya sama nie wiedziała w co ona sobie pogrywa, wymyśliła grę, której zasad kompletnie nie znała. No, bo nie ma się co oszukiwać. Nie była mistrzem podrywu, głównie dlatego, że nigdy nikogo podrywać nie musiała. To ją ludzie podrywali. Ona się tylko łaskawie godziła. Nie miała też zbyt wielkiego doświadczenia we flirtach z kobietami, bo w sumie jedyną z jaką flirtowała była Sam. Co innego z facetami, bo z tymi jej szło nie najgorzej, czego dała popis w ciągu ostatnich 24 godzin. Teraz jednak ostatnie o czym myślała to Morgan czy Corvo. - Cieszy mnie to - uśmiechnęła się lekko - bo chyba bym nie przeżyła, gdyby to się zmieniło - no może wyolbrzymiała, ale na bank miałaby złamane serce na milion małych kawałków. Zbyt wiele rzeczy i tajemnic je łączyło, a Zoya wiedziała, że na nikogo nigdy nie będzie mogła liczyć tak jak na Sameen.
- Nie wiedziała, że mąż chce być udoskalany. Myślała, że mąż już jest idealny i nie potrzebuje zmian, żona mogłaby mu sprawić odrobinę przyjemności, gdyby mąż chciał - bo akurat wiadomo, że w trakcie ich przedostatniego spotkania w samochodzie to Sam była bardziej żelazną dziewicą niż Zoya, więc ta żona taka trochę się zrobiła spłoszona. Jak sarenka.
- Wiem - kiwnęła głowa - a co jakbym ja chciała też chronić Ciebie? Chcę wiedzieć i albo Ty mi powiesz, albo znajdę kogoś kto mi to pokaże. - Na bank były jakieś miejsca szkoleniowe, czy po prostu pogadałaby z kimś znajomym z policji, może by jej zaprezentował.
Wybuchła głośnym śmiechem słysząc jej słowa. Nie spodziewała się takiego rozumowania z jej strony, a w sumie powinna. - Powinnyśmy kiedyś zajarać, jeszcze z Tobą tego nie robiłam, miałybyśmy pierwszy raz - jeden z wielu, tak przynajmniej teraz myślała. Poza tym chciałaby zobaczyć zjaraną Sam, która być może śmiałaby się w głos., gorzej jakby jej się zła faza wkręciła.
Kiwnęła głową, bo cóż, z bronią jej było do twarzy, ale o tym Zoya już wiedziała, w sumie wtedy po raz pierwszy spojrzała na Sam w zupełnie innym świetle. Od tego pamiętnego wieczora, gdy Galanis uczyła ją strzelać w głowie Henderson pojawiły się te dziwne myśli i jej erotyczne sny. - Okej, chce zobaczyć. Pokażesz mi jak wrócimy - chciała zobaczyć jak Sameen wygląda w swoim "naturalnym" środowisku. Była ciekawa i w sumie to wyobrażała ją sobie jako takiego tajnego szpiega, ale w trochę takim bardziej wojskowym wydaniu. Nie wiedziała jak to konkretnie wygląda! Dlatego miała nadzieję, że blondynka się jej kiedyś zademonstruje.
- Krótkie spodenki? - Zapytała z uśmiechem i aż się zaśmiała. - Seksowne, zobaczę Twoje łydki - a to o wiele ciężej było zrobić niż zobaczyć jej cycki. O dziwo. - A gdzie Twój prezent do Mikołaja? Taki ładny strój... - miała nadzieję, że Sameen go też zabrała, nawet odłożyła szczotkę do włosów i wstała żeby się wydawać ważniejszą. - Mam nadzieję, że chcesz mi zrobić tą przyjemność i go zabrałaś ze sobą - nie po to Zoya tyle szukała stroju z golfem żeby teraz nie zobaczyć w nim Sam. Chciała zobaczyć jak prezentuje się jej ciało.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Po słowach Zoyi Sameen jeszcze przez chwilę wpatrywała się w broń, którą dopiero co złożyła. Zaraz jednak podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Zoyi. Wpatrywała się w nią tak przez dłuższą chwilę i milczała przy tym. Nie wiedziała absolutnie jak na to zareagować, bo nie wiedziała czy to żart i dalsze przekomarzanki czy już poważne wyznanie. Ostatnio miała problemy z czytaniem Zoyi. Głównie dlatego, że wiele rzeczy w ich relacji się zmieniło. –Co ci stoi na przeszkodzie, Henderson? – Zapytała i uniosła pytająco brwi. Przez cały czas nie odrywała wzroku od Zoyi. Także teraz to ona zastosowała taktykę Zoyi i prowokowała ją tym spojrzeniem.
-Wiesz, że nasza przyjaźń jest dosyć specyficzna i nie rozpierdoli nas byle jakie gówno, które zniszczyłoby każdą inną przyjaźń. – Taka była prawda. Pewnie gdyby Sameen miała męża i Zoya zaczęła z nim sypiać za jej plecami to Sam obraziłaby się, że nie zaczęła sypiać z nią, a nie o to, że zaczęła sypiać z jej mężem. Ale to wiadomo, kwestia tego jakie życia miała Galanis i jak bardzo nie martwiły ją problemy życia codziennego, zwykłych zjadaczy chleba.
-Zoya… – Spojrzała na nią karcąco. –Zaczynasz błądzić. – Wytknęła. –Jeśli mąż jest taki idealny to dlaczego żona ma tylu kochanków? Nic tutaj nie trzyma się kupy. – W sumie to najbardziej Sam nie ogarniała tego o czym one w ogóle gadają.
-Nie. – Powiedziała ostro. Możliwe, że nawet zbyt ostro. Ale aż z nerwów podeszła do Zoyi z wycelowanym w nią palcem. Dobrze, że zdążyła schować broń do szafki nocnej. –Chcę żebyś wyrzuciła w ogóle z głowy pomysł, że mogłoby dojść do sytuacji, w której chciałabyś mnie w jakikolwiek sposób chronić. – Nie potrzebowała pomocy, bo ona była od chronienia innych. Najbardziej jednak chciała uchronić Zoyę od ponownego zagłębiania się w świat przestępczy. –Nikogo nie znajdziesz. A jak znajdziesz to będziesz musiała szukać na nowo. – To była trochę groźba, bo jeśli Zoya kogoś takiego znajdzie to Sameen zacznie takich ludzi mordować. Trudno. Nie stanowiło to dla niej problemu.
-Przykro mi, Zoyu, ale to się nigdy nie wydarzy. – Ona i tak już alkohol rzadko pijała. A jak pijała to w takich ilościach, żeby się nie upić. O narkotykach, nawet tych lekkich, nie było mowy.
-Tym razem nie spełnię twojej seksualnej fantazji. – Przyznała ze szczerym smutkiem. –Wyspa jest za mała i rzuciłabym się w oczy ubrana w strój taktyczny. – Naprawdę żałowała, że Zoya tego nie zobaczy, bo Sam naprawdę wyglądała w tym seksownie. –To jest mój strój na misję. – Wróciła na chwilę do swojej torby i wygrzebała jakąś kusą, cekinową sukieneczkę.
-Tak. – Potwierdziła i jeszcze chwilę patrzyła na krótkie spodenki i teraz zaczęła wątpić czy powinna je ubrać. –Wiedziałam, że ty jesteś elfikiem. – Przewróciła oczami i wyjęła wspomniany przez Zoyę strój. Oczywiście, że go zabrała. Był idealny, bo zakryje jej paskudną bliznę na obojczyku, która nie była aż tak paskudna, ale wiadomo, że Sameen była bardzo krytyczna dla samej siebie.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya musiała przyznać, że gdy Sameen się tak na nią patrzyła to aż poczuła dziwny, aczkolwiek przyjemny, dreszcz, który przebiegł po całym jej ciele. Pewnie nawet zaczęła nieco szybciej oddychać, bo zrobiło jej sie gorąco. Starała się jednak nie dać tego po sobie poznać i z całą pewnością siebie jaką posiadała dalej patrzyła Sam prosto w oczy. - Stolik - odpowiedziała krótko, bo rzeczywiście między miejscem, w którym stała Henderson, a kanapą był mały, kawowy stolik. Co innego mogłoby Zoye powstrzymać? No może fakt, że jednak po tym co wydarzyło sie w aucie nie była aż tak pewna, czy Sam rzeczywiście chciałaby aż tak ryzykować. W końcu co jakby Zoya się w niej zakochała? A Henderson znała siebie i wiedziała, że nie jest to niemożliwe do wykonania. W końcu zazwyczaj wystarczyło żeby ktoś był dla niej miły.
- Wiem i szczerze mówiąc cieszę się, że nie mamy typowej przyjaźni, to byłoby nudne - a każda kłótnia mogłaby być ich ostatnią, a tak? Nawet jak się pospierały to i tak na dłuższą metę nie mogły bez siebie zbyt długo wytrzymać. Teraz to Zoya wiedziała, że gdyby miała się ruchać z jej mężem to tylko w trójkącie i raczej tak, że to one by się dobrze bawiły, a mąż patrzył. Po tym co się odwaliło z Loganem, Henderson była pewna, że dzielenie się, nie jest jej mocną stroną. Prawie jakby była jedynaczką.
- Żona myśli, że nie zasługuje na takiego męża, bo jest zbyt idealny więc otacza się kilkoma frajerami żeby poprawić sobie samoocenę - wzruszyła lekko ramionami - albo może mąż w swoim byciu chodzącym ideałem zapomniał, że trzeba żonie poświęcać więcej uwagi i teraz biedna siedzi i stygnie więc ktoś inny musi ją ogrzać - dodała uśmiechając się głupkowato, bo ta rozmowa robiła się trochę irracjonalna.
- Tak - powiedziała stanowczo i tym razem ona wskazała w nią palcem, nawet ją lekko szturchnęła. - Może nie muszę i obym w sumie nigdy nie musiała, ale jeżeli mam wybierać między nie robieniem tego, a potencjalną opcją ratowania Ci tyłka to zawsze wybiorę to drugie - była z nią szczera. Może i Sam nie potrzebowała ochrony i w sumie dobrze, ale Zoya zdecydowanie lepiej, by spała, gdyby miała świadomość, że w razie co, będzie mogła udzielić jej pomocy, na tyle na ile będzie w stanie. - Nie proszę Cię żebyś mnie nauczyła strzelać ze snajperki, chcę tylko wiedzieć jak to działa, będziesz mogła zaoszczędzić czasu jak sama będe mogła sprawdzać czy mam w mieszkaniu podsłuch - tym raczej nikogo nie skrzywdzi, a poza tym, Zoya już od lat świadomie pchała się w przestępczy świat. Jak nie ze swoim chłopakiem, to z Sameen albo później w firmie z Loganem. Coś ją ciągnęło na ciemną stronę mocy.
- Dobrze, spełnisz ją jak wrócimy do Lorne - zaśmiała się i pokręciła lekko głową. Mogła tak paradować po jej apartamencie i zrobić jej pokaz wszystkich strojów taktycznych i golfów jakie miała, a Henderson na bank, by się przednio bawiła. - Serio? A przy mnie chodzisz w golfach? - Zapytała wskazując ręką na cekiny i aż wywróciła oczami.
- No miałam nadzieję, bo trochę się bałam, ze spalisz taką nieznaną paczkę, albo nie wiem... wywieziesz gdzieś z obawą, że to jakaś bomba czy coś - także bardzo cieszyła się, że do tego nie doszło! - To chcę Cię w tym jutro zobaczyć jak będziemy siedzieć na plaży, albo w naszym brodziku - czy tam baseniku, zwał jak zwał. Zoya w końcu podeszła do szafy i zaczęła przerzucać ubrania, aż w końcu znalazła dla siebie coś odpowiedniego na popołudnie. Poszła do łazienki żeby się przebrać w to i po chwili była już gotowa do wyjścia. - To co? Idziemy? - Zapytała pakując jeszcze papierosy i zapalniczkę, bo bez tego, by nie przeżyła.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Prawie niezauważalnie uniosła brwi w reakcji na odpowiedź Zoyi. –Stolik. – Powtórzyła za nią, bo to była dosłownie najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszała. Stolik można dosłownie przesunąć i nie stałby na drodze. Mogłaby go po prostu wyminąć, więc dla Sameen był to znak, że Zoya po prostu peniała. Czegoś chciała, ale bała się być tą, która wykona pierwszy krok. Sameen postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce i odsunęła stolik. Był nawet lżejszy niż myślała, więc wyszło dosyć agresywnie mimo, że tego nie planowała. –Jaki stolik? – Zapytała i nawet na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. Nie czekała jednak na Henderson, bo widziała, że z jej strony raczej nic się nie wydarzy. Oprócz prowokującego gadania, które Sameen, na dłuższą metę nie urządzało. Wstała powoli, nie spuszczając wzroku z Zoyi i nie przerywając ich kontaktu wzrokowego. Była teraz jak dzikie zwierzę szykujące się do ataku. Powoli zbliżyła się do Zoyi i znajdując się już dostatecznie blisko, ułożyła dłoń na karku Zoyi i nachyliła się, żeby ją pocałować i oczywiście to zrobiła. Niestety pocałunek trwał dosłownie sekundę i ciężko to nazwać pocałunkiem tak naprawdę. Rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Sameen zamarła, ale za chwilę się rozluźniła. –Zapomniałam, że zamówiłam ci truskawki i szampana. – Zadzwoniła na recepcję jak Zoya się myła i w sumie to Sam zdążyła o tym zapomnieć. Bywa. Poszła otworzyć, odebrała zamówienie, dała obsłudze napiwek i wróciła do pokoju i postawiła zamówienie gdzieś na stoliku czy na szafce, bo to było dla Zoyi.
-Nie będziesz mi Zoya nigdy ratować tyłka i to jest koniec tematu. Masz nawet o tym nigdy nie myśleć, bo nigdy do tego nie dojdzie. – Już zaczęło ją to powoli drażnić i irytować, więc miała tylko nadzieję, że Henderson porzuci te myśli i po prostu da sobie spokój. Nie chciała się na nią wkurwiać i wydzierać pierwszego dnia ich wycieczki. –Nie potrzebujesz znać obsługi urządzenia wykrywającego podsłuchy. To absurdalne. – Przewróciła oczami, bo wątpiła, żeby Zoya była w posiadaniu jakiś informacji, które ktoś chciał zdobyć. Nikt nie chciał wiedzieć gdzie jest Logan i co robi i czemu oszukiwał ludzi. A Sameen nie pozwoli na to, żeby Zoya zaangażowała się w coś poważniejszego.
-To na misję, Zoya. – Wyjaśniła przewracając oczami. –Będę na imprezie, wiec naturalnie, że nie mogę się pojawić w golfie. – Parsknęła jakby to było coś zabawnego i jakby się nie pojawiała w klubach czy na imprezach w golfie. Eh.
-W sumie to nie pomyślałam o tym, żeby to spalić. – Zamarła na chwilę, bo rzeczywiście ktoś mógł chcieć ją zabić przy pomocy tej paczki, a ona głupia zaufała, że to jest niewinna paczka. No cóż, nawet Sameen miała momenty, że po prostu nie myślała. Zdarza się. –Na plażę mam kupiony strój. Dwuczęściowy. – Była trochę zażenowana tą informacją, bo nie spodziewała się, że kiedykolwiek kupi sobie strój no, ale była na wakacjach.
-Idziemy. – Skinęła głową i ubrała na siebie te czarne, dżinsowe, krótkie spodenki, do tego miała pogniecioną białą koszulę oversize, którą krzywo i niedbale pozapinała, bo niektóre guziki tak, a niektóre nie i do tego ubrała upierdolone, białe tenisówki. Ale Vansy, bo jebać Conversy.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Pierdolenie. Oczywiście, że Zoya była gotowa na więcej. Może ją to odrobinę stresowało, ale jakby na to nie patrzeć to ostatnie czerwone światło wcisnęła Sam. Teraz Henderson z jednej strony chciała, a z drugiej trochę obawiała sie ponownego odrzucenia, które już dostała kilka godzin temu od innego osobnika. Miała tego po dziurki w nosie. Tak, tylko głupi stolik dzielił ją od podjęcia jakiejś decyzji, nie mogła jednak powstrzymać śmiechu, gdy nagle Sameen ten mebel przesunęła i dzięki temu droga była czysta. Decyzję też podjęła, bo skoro powiedziała A to z pełną odpowiedzialnością chciała też powiedzieć B, ale Sam była pierwsza i gdy do niej podeszła to brunetka posłała jej delikatny uśmiech, pewna, że zaraz obie wylądują na łóżku. Tak się jednak nie stało i Zoya zdecydowanie nie była zadowolona z tego, że ich pocałunek był taki mikro... jak "kawalerki" we Wrocławiu. Czuła się trochę tak zirytowana jak tamtego pamiętnego dnia w przymierzalni, gdy jakaś głupia baba im przerwała.
- Zamówiłaś mi truskawki - powtórzyła spoglądając na blondynę z rozczuleniem i szerokim uśmiechem. Tego sie nie spodziewała. Mąż jednak potrafił żonę zaskoczyć. Już wiedziała jak spędzi dzisiejszy, samotny wieczór. Miała truskawki i szampana. Będzie okej.
Wywróciła oczami słuchając Sameen i nic już nie powiedziała, ale decyzję i tak podjęła. Nie będzie jej przecież mówić co ma, a czego nie ma robić. Zoya była dorosła i sama za siebie odpowiadała. Chciała nawet powiedzieć, ze absurdalne jest to, że Sam musi sprawdzać jej mieszkanie czy nie ma w nim podsłuchów, ale ugryzła się w język. - Jak tam sobie chcesz - aż żałowała, ze jednak się nie założyły, bo teraz zdecydowanie była bardzo, bardzo blisko wygrania tego głównego prezentu, którym była sama Sam.
- Okej, o jutro idziemy na imprezę i jak się pojawisz w golfie to wrzucę Cię do wody z tego pomostu - powiedziała naprawdę bardzo serio, a później podeszła do blondynki i ją tak randomowo pocałowała, bo dalej była podirytowana tym głupim kelnerem. Gdy sie od niej odsunęła to wzięła do ręki truskawkę, którą ugryzła, bo chciała być tak w opór seksi! Co prawda później okazało sie, że poplamiła sokiem z owocu ten hotelowy ręcznik, ale trudno. - Damnnn, to dobrze, cieszę się - przynajmniej będzie na co popatrzeć jak znudzi ją widok wody.
Później się juz w końcu zebrały i wyszły z domku, żeby trochę przejść się po wyspie. Henderson była bardzo podjarana plażą i wodą, która swoja czystością zapierała dech w piersiach. Już nie mogła sie doczekać aż zanurzy tam swoje małe ciałko. Co jakiś czas robiła też zdjęcia, ale oczywiście tak żeby nie było na nich widać Sameen. Dobrze znała zasady. Zerknęły też na znajdujące się na deptaku małe straganiki, na których pełno było pamiątek, ale też jakiś ciuchów i kapeluszy. Zoya nawet zrobiła swój pierwszy zakup, któym były dwa słomiane kapelusze z dużym rondem, jeden dla niej, a drugi dla Sam. Oczywiście byłu tandetne, ale nie mogła się powstrzymać, bo wyglądały w nich mega śmiesznie. Idąc dalej, już bliżej portu można było napotkać miejscowych rybaków, którzy pokazywali swoje towary. Zoya trochę postraszyła Sam kałamarnicą, którą wzięła do ręki i skierowała w stronę blondynki. Chciała to samo zrobić z langustynką, ale obawiała się, że Sam sie obrazi. Dała wiec sobie z tym spokój.
W końcu dotarły też do jakiejś restauracji, która wyglądała bardzo ciekawie. Musiała być dobra, bo na miejsce w niej trzeba było poczekać około godziny i nawet próba przekupstwa "bramkarza" nie pomogła. Stojąc w kolejce Zoya i Sameen zostały zaczepione przez pewną starszą parę. Harold i Beatrice bardzo przypominali brunetce jej dziadków więc szybko nawiązała z nimi kontakt, rozmawiali o tym jaka piękna jest wyspa, jak to fajnie, że koleżanki wybrały się na wakacje i dlaczego nie przyjechały ze swoimi chłopakami, bo takie ładne dziewczyny na pewno mają dużo ofert matrymonialnych. Typowi dziadkowie. Po jakimś czasie udało im sie dotrzeć do stolika, gdzie zamówiły sobie jakieś lokalne przysmaki i dość dużo drinków, głównie dlatego, że Harold i Beatrice siedzieli obok i cały czas coś do nich zagadywali.
Gdy wróciły do swojej chatki Henderson była już trochę zmęczona. Chciała się zrelaksować i zrobiło jej się nieco smutno myśląc, że będzie musiała zostać tutaj sama. Wiedziała jednak, ze Sameen ma pracę więc nie komentowała tego i po prostu poszła się umyć i po chwili wróciła przebrana już w pidżamę więżąc sobie jeszcze włosy w warkocz. Stanęła sobie w drzwiach przyglądając się kobiecie, która pewnie też się szykowała już na swoją misję. - Powinnyśmy sobie wypożyczyć łódź któregoś dnia - Zoya, jak się okazało niedawno, miała patent żeglarki się mogły się przepłynąć dookoła wyspy, albo znaleźć jakies bardziej ustronne miejsce niż plaże pełne turystów.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nie podzielała tego całego zachwytu wszystkim na każdym kroku ich zapoznawania się z wyspą. Oczywiście dla Zoyi robiła dobrą minę do wszystkiego. Nie chciała swoim zjebanym podejściem do życia i wszystkiego zrujnować Zoyi tego urlopu. Wszyscy dobrze wiedzieli, że tego właśnie potrzebowała. Sameen zapewne też potrzebowała tego urlopu, bo nigdy żadnego nie miała. Jej odpoczynkiem był okres między zleceniami kiedy siedziała przy laptopie i szukała kolejnych zleceń, hehe. Nie no, było to przykre. Nawet to, że tak naprawdę gdyby nie jej zlecenie na Bora Bora to by tu nie przyleciały. Czy w ogóle wpadłaby na pomysł, żeby zaprosić Zoyę gdziekolwiek? Przez trzynaście lat nie pomyślała nawet o tym, żeby zaproponować Henderson wizytę w Czarnogórze czy na Krecie gdzie rzeczywiście miała swoje domy. Równie dobrze mogła ją zaprosić do swojego dworku w Wielkiej Brytanii. Też tego nie zrobiła. Pewnie myślała, że Zoya nigdy nie chciałaby z nią nigdzie lecieć dlatego nie pytała. No, ale nieważne. Były tutaj i Sam nie miała zamiaru tego zrujnować. Ani urlopu, ani kontraktu.
Chodziła tam gdzie Zoya je zaprowadziła i ani razu nie narzekała i nie komentowała niczego w negatywny sposób. Pozwoliła nawet Zoyi kupić sobie tandetny kapelusz. Potrzebowała go w sumie, bo słońce grzało jej w czachę i musiała przez to mrużyć oczy co ostatecznie doprowadziło do tego, że bolała ją głowa. Na to też absolutnie nie narzekała.
Podczas kolacji z Haroldem i Beatrice mówiła niewiele. Wręcz odpowiadała zdawkowo. W pewnym momencie poinformowała ich, że niestety nie mówi po angielsku i nie będzie mogła kontynuować rozmowy. Dzięki temu mogła sobie w ciszy i spokoju konsumować swój posiłek, a jak mówiła coś do Zoyi to szeptem, żeby tamci nie usłyszeli. No, ale skoro Zoya się dobrze bawiła to dla Sam było to najważniejsze. Jak sobie plotkowali to Sam pożyczyła od Harolda gazetę (która była po angielsku) i którą zaczęła czytać absolutnie nie angażując się w rozmowę.
Jak wracały do chatki to pewnie już było po zachodzie, więc było nieco przyjemniej i Sam mogła zdjąć z głowy kapelusz i poczuć wiatr we włosach. Jak Zoya poszła się umyć to Sameen w tym czasie powiedziała, że wejdzie na chwilę do basenu, żeby się schłodzić. No i rzeczywiście weszła tam na chwilę, bo dłużej się bała. Więc wyszła i założyła na siebie szlafrok, żeby szybko wyschnąć bez wycierania się, bo była zbyt leniwa na to. Skorzystała też z okazji, że Zoyi nie było w pokoju i przebrała się w suchą, czystą bieliznę i założyła sukienkę, ale czekała na Zoyę, żeby ta jej zapięła zamek z tyłu. W międzyczasie usiadła sobie przy jakimś stoliku i zaczęła ogarniać sobie włosy i makijaż. Musiała się odpierdolić, żeby zwrócić na siebie uwagę swojego celu. Była gotowa nawet go zaruchać, żeby go uśmiercić.
Obróciła się słysząc głos Zoyi. –Nie ma problemu. – Odpowiedziała i zmierzyła strój Henderson. –Skąd ty bierzesz takie rzeczy do spania? – Zapytała rozbawiona i wstała przytrzymując sukienkę na cyckach, żeby jej nie opadła i nie ujawniła zbyt wielu szczegółów, na które Zoya nie była jeszcze gotowa. –Zapniesz mnie? – Zapytała unosząc prowokacyjnie brew, bo aż jej się przypomniała ich scenka w przymierzalni.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Smutek, że Sameen zmarnowała trzynaście lat życia na to żeby nie zapraszać nigdzie Zoyi. Kto wie jakby wyglądało teraz ich życie gdyby trochę wcześniej poszły razem na zakupy. No, ale lepiej późno niż wcale, czy jak to się tam mówi. - Super - uśmiechnęła się wesoło, bo już nie mogła się doczekać. Normalnie nagrałaby filmik i wysłała Corvo jaką jest seksi panią kapitan, ale cóż. Sytuacja była jaka była i już niestety nie była jego dziewczyną żeby mu coś takiego pokazywać. - Ze sklepu - prychnęła - a co nie podoba Ci się? - Zapytała łapiąc się pod boki, ale tak że ręce miała ułożone na swojej nagiej skórze. Henderson zawsze miała specyficzne pidżamy, no i trudno. Ładnemu we wszystkim ładnie i to było najważniejsze.
- Jasne - powiedziała i podeszła bliżej przyjaciółki żeby złapać za zamek, który pociągnęła zapinając sukienkę. - Pięknie - uśmiechnęła się i klepnęła ją w tyłek. Najwyżej jej Sameen połamie te chude rączki. Trudno, było warto. Zaraz po tym Zoya podeszła do lodóweczki, z którego wyciągnęła schłodzonego szampana i truskawki. Wzięła też dwie szampanówki, bo kto wie, może Galanis da się jednak skusić na trochę alkoholu. - Napijesz się na drogę? - Zapytała otwierając butelkę. Miała w tym wprawę więc nawet kropla szampana nie wypłynęła niepotrzebnie. Zoya miała dzisiaj jeszcze dwie rzeczy do zrobienia, no w sumie to trzy. Chciała iść popływać w morzu i w sumie to akurat dobrze się składało, ze Sameen nie będzie na chacie, miała też w planach się nawalić i iść spać. Potrzebowała w tej chwili każdej z tych rzeczy. Może te kilka godzin samotności dobrze jej zrobią, bo nie miała czasu na to, by przeżywać swoje mózgowe zjebanie po sytuacji z Corvo na łodzi. Mówiła sobie co prawda, że nie będzie do tego wracać, ale dobrze znała siebie i wiedziała, że prędzej czy później tama pęknie, a wolała to zrobić w sposób kontrolowany, gdy nikogo nie będzie w pobliżu. Dodatkowo poczuła małe ukłucie zazdrości, że Sam tak szykuje się na głupią misję, a miała taki wielki problem z założeniem czegoś co nie jest golfem w środku upałów w Lorne Bay. O dziwo skupiała sie bardziej na tym niż na fakcie, że Sam miała tam iść kogoś zabić i pewnie od rana będą o tym trąbić miejscowe media. - Szkoda, że nie mogę iść z Tobą - mogłaby iść sobie potańczyć, a nie siedzieć samej na chacie, jak dziecko. Podeszła do kobiety widząc, że już zbiera się do wyjścia i dłonią odgarnęła jej kosmyk z twarzy uśmiechając się przy tym lekko. - Uważaj na siebie - mruknęła cicho i tym razem to ona objęła Sameen w dziwnym uścisku Voldemorta, a gdy ją wypuściła z ramion to wspięła się na palce żeby ją pocałować w czoło na pożegnanie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
No biedna Sameen była po prostu świadoma tego, że jej przyjaźń z Zoyą nie była taką typową przyjaźnią, że sobie chodziły na paznokcie i zakupy i dzieliły się jakimiś ploteczkami. Jasne, mogły na sobie polegać, ale ich przyjaźń była zdecydowanie głębsza niż to co było prezentowane w telewizji czy to co rzeczywiście miało miejsce w prawdziwym życiu. Ich przyjaźń była jak nierozerwalna więź, jak góra, której nic nie było w stanie poruszyć. –Nie wiem co powiedzieć. – Przyglądała się tej piżamie. –Nie rozumiem jak możesz spać w aksamicie. – Wyjaśniła. Już pominęła krój i całość tego stroju. Po prostu ten materiał. Sameen nie mogłaby ubrać czegoś takiego na siebie. No, ale wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Zwłaszcza z kimś kto w Australii, w lato, nosi grube swetry i golfy.
-Dzięki. – Odparła i patrząc w lustro zaczęła sobie nawet wygładzać sukienkę na brzuchu i biodrach i w tym samym momencie Zoya klepnęła ją w tyłek. Aż biedna Sam podskoczyła. –Zoya? – Zapytała ją nie zadając, żadnego konkretnego pytania, bo absolutnie nawet nie wiedziałaby jak sformułować w zdanie te wszystkie myśli, które właśnie przebiegały jej przez głowę. Obserwowała jak Zoya idzie sobie po szampana i truskawki i po prostu Sameen uznała, że w jej krwi nadal buzują drinki, które wypiła podczas kolacji. –Nie mogę. – Odparła niechętnie, bo z przyjemnością napiłaby się szampana w towarzystwie Zoyi. –Muszę mieć trzeźwy umysł. – Przy tej misji nie mogła mieć żadnych potknięć. Wyspa była mała, impreza na którą się wybierała, była dosyć kameralna. Patrzyła z jaką precyzją Henderson otwiera tego szampana, ale po chwili wróciła do lustra gdzie zaczęła pracować nad swoim makijażem. Pewnie też miała jakieś szkolenia z nakładania makijażu. Musiała przecież prezentować się perfekcyjnie w takich sytuacjach, a nie było czasu na korzystanie z usług kosmetyczki za każdym razem. Jak już nałożyła sobie na usta czerwoną szminkę to wstała i z miną greckiego posągu obejrzała swoją twarz w lustrze. Tak, prezentowała się zajebiście. Wyruchałaby sama siebie gdyby mogła. W sumie mogła. Pewnie gdyby była tu sama to nawet by to zrobiła. No, ale nie była sama.
Zaśmiała się na komentarz Zoyi. –Będziemy miały cały tydzień na chodzenie ze sobą. – Uśmiechnęła się i przysiadła na łóżku, żeby ubrać buty na wysokim obcasie. Chwyciła kopertówkę, do której schowała złożony wcześniej pistolet. –Zawsze. – Odpowiedziała zaskoczona tym czułym gestem ze strony Zoyi. –Módl się, żebym nie musiała go ruchać, albo dotykać. – Westchnęła i przewróciła oczami. –Wolałabym, żebyś tego wieczoru i tej nocy nie wychodziła z chatki, Zoya. Zamknij się proszę od środka i nie wpuszczaj nikogo. – Powiedziała i teraz to ona się nachyliła, żeby ucałować Zoyę w kącik ust. Zostawiła ślad szminki, więc kciukiem zaczęła to delikatnie wycierać. –Do zobaczenia rano. – Powiedziała jeszcze i na wyjście psiknęła się jakimś perfumem i wyszła w noc zlewając się z ciemnością.
***
Sameen wróciła bardzo wczesnym porankiem. Na zewnątrz nie zaczęło jeszcze świtać. Na horyzoncie zaczęła pojawiać się pomarańczowa linia sugerująca, że słońce już niedługo się obudzi do życia. Do chatki weszła trzymając buty w wolnej dłoni. Zachowywała się cicho, żeby nie obudzić Zoyi, ale ku swojemu przerażeniu dostrzegła, że Zoyi nie było w łóżku. Upuściła buty i z torebki szybko wyjęła pistolet, którym wcześniej zamordowała swój cel. Zajrzała w każde pomieszczenie w pokoju i spanikowana wybiegła na taras i zobaczyła Henderson śpiącą na tarasie. Przeklęła pod nosem, przeszedł ją zimny dreszcz i zachciało jej się wymiotować. Wróciła do środka, odłożyła broń na półkę i wróciła po Zoyę, którą bez problemu wzięła na ręce. Nie pierwszy raz zresztą. Delikatnie przeniosła Zoyę na łóżku, przykryła ją kołdrą, bo noce wbrew pozorom nie były też jakoś super ciepłe i Zoya wydawała się nieco chłodna. –Śpij słodko, aniołku. – Powiedziała z uśmiechem i kątem oka dostrzegła jakieś poruszenie na tarasie. Wyszła biorąc po drodze broń gdzie spotkała się ze swoim przyjacielem. – Δεν πρόλαβα να στήσω. – Powiedziała po Grecku i oddała mu broń. Skinął głową i bez słowa zniknął. Sameen wróciła do środka zamykając za sobą drzwi od tarasu. Wzięła sobie z torby czyste ciuchy i swoją pidżamę, która składała się z czarnych majtek i czarnego podkoszulka. Poszła do łazienki, wzięła prysznic zmywając z siebie wszystko co się wydarzyło tej nocy i z morką głową wróciła do Zoyi. Patrzyła na nią przez chwilę i że nie była jeszcze zmęczona to poczęstowała się papierosem i wyszła na taras. Paliła go powoli obserwując wschód słońca i dostrzegając kątem oka, że gdzieś w oddali wyspy majaczyły niebiesko-czerwone światła. A więc znaleźli już ciało. Zgasiła papierosa, wróciła do sypialni i położyła się w łóżku obok Zoyi licząc na to, że szybko zaśnie.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Miało Cię zamurować z innego powodu, ale okej - prychnęła i wywróciła oczami. - Normalnie, jest wygodny... prawie jakbyś nic nie miała na sobie - a jak wiadomo Henderson nie była taka odważna żeby spać nago. Nie ma się co oszukiwać, takie rzeczy to pewnie tylko po seksie i to też nie zawsze, bo często i tak szła założyć chociaż majtki... góry nie musiała zakładać, bo miała tak małe piersi, że w razie co na luzie zasłoniłaby rękoma. - Co? - zapytała robiąc minę niewiniątka. - Przesunąć Ci stolik? -Może o to chciała Sameen zapytać? Kto wie? Na pewno nie ja. Zoya w każdym razie, w tej krótkiej chwili miała nawet nie najgorszy humor, bo przynajmniej sobie pożartowała. - Jasne, rozumiem - dlatego nalała tylko sobie i prawie za jednym razem wypiła połowę lampki. To był naprawdę dobry trunek. Zoya, by jej z makijażem i tak nie pomogła, głównie dlatego, że sama nie była w nim mistrzynią. Malowała się naprawdę niewiele, no chyba, że trzeba było iść na jakąś większą imprezę, ale wtedy to wpadała do kosmetyczki, która robiła z jej twarzy mały obraz. Henderson nie czuła się wybitnie dobrze w takiej tapecie. - Na chodzenie ze sobą? To trochę krótko, tydzień. - Uniosła brew, bo Zoya wiedziała o co jej chodzi w tej chwili, ale nie mogła się powstrzymać przed udawaniem, że wyłapała to drugie znaczenie, wypowiedzianego przez blondynkę, zdania. - Myślałam, że nas związek potrwałby dłużej - rzuciła rozbawiona, bo przecież Zoya znała Sam i zakładała, że nawet gdyby nagle wszystko stało się o wiele mniej skomplikowane, to i tak Galanis nie chciałaby być w żadnym związku. A już na pewno nie z nią. - Ruchać? - Zmarszczyła czoło, bo nawet nie chciała o tym myśleć, znowu poczuła dziwne uczucie zazdrości. - Obyś nie musiała - na jej ostatnie słowa tylko kiwnęła głową, bo o ile mogła zamknąć drzwi tak nie miała zamiaru siedzieć w środku cały wieczór. - Do zobaczenia, baw się dobrze - dopiero po chwili Zoya zrozumiała jak głupio to zabrzmiało, bo przecież Sameen nie szła na żadną prawdziwą imprezę tylko zabić człowieka. Przez chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, do których później podeszła żeby zamknąć je na klucz.
Czuła się źle samej. W drodze na taras zabrała ze sobą szampana, truskawki i paczkę papierosów, odstawiła te wszystkie rzeczy na stolik, który znajdował się przy leżakach, a sama podeszła do poręczy tarasu i spoglądała w dal. Dookoła słyszała ludzkie śmiechy, muzyka grała jeszcze na plaży i wiedziała, że w tych domkach dookoła nich znajdują sie jacyś szczęśliwi ludzie, którzy cieszyli się swoją obecnością. A ona? Sama jak palec. Nawet gwiazdy na niebie nie chciały za bardzo świecić. Henderson zdała sobie sprawę, że pewnie zawsze już tak to będzie wyglądać. Ludzie mówili jej, że ten smutek, który odczuwała jest tylko czymś tymczasowym, że zaraz przejdzie i znów będzie szczęśliwa. Wiedziała, że tak nie jest, właśnie w tym momencie to zrozumiała. Było na odwrót. Smutek, cierpienie i samotność towarzyszyły jej odkąd zmarli jej rodzice, a momenty, w których czuła jakieś szczęście, były tylko przerywnikami. To one trwały krótko i pękały jak bańki mydlane. Zoya nie wiedziała nawet kiedy z jej oczu wypłynęła pierwsza łza, później kolejna i kolejna. Wiele nie trzeba było, by rozkleiła się na amen. Nikt w okolicy jednak, by jej nie usłyszał, bo chociaż łzy spływały po jej policzkach i kapały na aksamitną pidżamę to nie wydawała z siebie ani jednego dźwięku. Nie mogła, Brakowało jej powietrza. Czuła fizyczny ból i ucisk w klatce piersiowej, aż nie miała siły stać więc osunęła się na podłodze otulając sie ramionami. Nie wiedziała ile dokładnie czasu minęło, odkąd tak usiadła, ale gdy w końcu zabrakło jej łez spróbowała wstać i przejść te kilka kroków w stronę leżaka, na którym się położyła. Złapała butelkę szampana i wypiła kilka łyków, później kolejnych kilka i kolejnych. Zapaliła papierosa, później następnego, popiła resztką wina i wpatrywała się w czarne niebo, aż w końcu zasnęła.
A few moments later...
Nawet nie poczuła gdy Sameen przeniosła ją z leżaka na łóżko. Była wtedy w swoim świecie, nie aż tak ponurym jak jej życie. Pewnie biegała boso po łące za owieczkami, trzymając na rękach swoje śliczne dziecko, a za nimi biegł jej przystojny i wysportowany mąż z pieskiem i obok Sam. Wiadomo. Niektóre rzeczy pozostają bez zmian. Zoya trochę oprzytomniała dopiero gdy Sameen położyła się obok niej. Otworzyła na chwilę oczy i zmieniła pozycję tak, by położyć się twarzą do blondynki. - Nie zostałam młoda wdową, to dobrze - mruknęła zaspanym głosem i złapała przyjaciółkę za dłoń, a później ponownie zasnęła.
- Kurwa - mruknęła bardzo cicho, gdy słońce zaczęło naparzać ją prosto w twarz. Nikt chyba nie pomyślał o tym żeby zasłonić rolety. No trudno. Uniosła powoli powiekę i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła śpiąca sobie grzecznie Sam. Nie chciała jej budzić, musiała być zmęczona po pracy. Patrzyła więc na nią przez chwilę, a później delikatnie pogłaskała ją po włosach. Nie chciała jej budzić ale nie mogła się powstrzymać żeby jej nie dotknąć. - Dzień dobry - powiedziała szeptem, gdy zauważyła, że przyjaciółka otwiera powoli oczy.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Parsknęła śmiechem słysząc to stwierdzenie. –Ciężko mnie zabić. – Odpowiedziała szeptem, ale nie była pewna czy Zoya ją słyszała. Przyglądała się jak przyjaciółka śpi i jak jej oddech nieco spowalnia i przestawia się na oddech osoby śpiącej. Po jakimś czasie przeniosła wzrok na sufit i leżała tak przez dłuższą chwilę. Możliwe, że nawet godzinę. Czuła lekki niepokój w związku z tym, że w każdej chwili mogła zapukać do niej policja. Właściwie to nawet trochę ich oczekiwała. W końcu była na imprezie, być może była świadkiem. Powinni ją przesłuchać. Jest też szansa, że zanim dojdzie do przesłuchania kogokolwiek to odpowiednie osoby uciszą policję z Bora Bora. Taka malutka i droga wyspa nie potrzebowała złej sławy. A jednak morderstwo i niezidentyfikowany morderca nie zachęcał do odwiedzenia takiego miejsca. Chyba, że ktoś miał popierdolone fetysze. Przez chwilę gładziła dłoń Zoyi kciukiem i nawet nie zwróciła uwagi kiedy w końcu się uspokoiła i odleciała pozwalając, żeby Morfeusz przyjął ją w swoje ramiona.
Obudził ją głos Zoyi. Miała lekki sen każdej nocy po morderstwie. W końcu musiała być gotowa na każdą możliwość. Nie otworzyła jednak oczu, nie dała po sobie poznać, że się obudziła. Poczuła jednak dotyk Zoyi na swoich włosach. Udawanie nie wchodziło już w grę. Zmarszczyła brwi i od razu poczuła, że jest zajebiście niewyspana. Jednocześnie poczuła słońce na twarzy i wydała z siebie jakieś niezadowolone pomruki, zapewne po grecku. Położyła sobie poduszkę na głowę ukrywając się przed słońcem. To jej wina, nie pomyślała o zasłonięciu kurtyn na noc. A powinna to zrobić chociażby ze względów na bezpieczeństwo swoje i Zoyi.
-Good day. – Przywitała się ściągając poduszkę z głowy. Spojrzała na Zoyę i zastanawiała się czy ta jest bardzo skacowana, czy jednak takie picie ostatnimi czasy weszło jej w nawyk i było to dla niej częścią dziennej rutyny. –Wyspałaś się? – Zapytała i nawet nie była w stanie ukryć rozbawienia, bo jednak pamiętała jak całkiem niedawno znalazła Zoyę na tarasie. Podciągnęła się na łóżku do pozycji siedzącej i zaczęła przecierać lekko opuchniętą od snu i niewyspania twarz. –Na co masz ochotę na śniadanie? Zamawiamy do pokoju czy idziemy do restauracji? – Zapytała i podniosła menu z rozpiską co jest serwowane w hotelowej restauracji, a co mogą sobie zamówić do pokoju.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya już niewiele słyszała, bo za bardzo była zmęczona. Przykre myśli i doświadczenia sprawiły, że opadła z sił i jej przebudzenie do świadomości trwało dosłownie kilka sekund. Nie wiedziała nawet czy serio coś powiedziała i czy Sam tu rzeczywiście była obok, czy może to wszystko było jakimś dziwnym snem. Równie dziwnym co bieganie z całą rodzinę po łące. Nie podobała jej się ta poranna pobudka i chociaż uwielbiała słońce, to jednak w tym wypadku wolałaby sobie jeszcze chwilę pospać. Zupełnie jak ja w tej chwili, ale niestety ani ja, ani Zoya nie mamy takiego luksusu, chociaż ona mogłaby jeszcze spróbować.
- Absolutnie nie - mruknęła zakrywając usta dłonią, bo zbierało jej się na ziewanie. - Czy Ty mnie przeniosłaś tu z tarasu? - Zapytała, bo była na 80% pewna, że nie spała w tym miejscu. Ostatnie co pamiętała to, że leżała na leżaku z fajką w ręku. Trochę bała się podnieść głowę, bo zdawała sobie sprawę, że może się to skończyć nie najlepiej. Póki leżała oznaki kaca nie były aż tak silne. Trochę bolała ją głowa, ale przynajmniej nie było jej niedobrze. To już jakiś plus. - Zdecydowanie jestem za drugą opcją, nie mam ochoty jeszcze wstawać. Poleniuchujmy trochę - odpowiedziała spoglądając na przyjaciółkę. Nie podniosła się, leżała dalej na boku z głową na poduszce i czuła, że oczy jeszcze same się jej zamykają więc na chwilę je przymknęła. - Nie wiem na co, zaskocz mnie - nie była pewna czy nawet ma ochotę na śniadanie. - Ale na pewno poproszę kawę - czarną, bez mleka bez niczego. Czarną jak jej życie i ubrania, które zazwyczaj nosiła. W ciągu ostatnich 24 godzin założyła na siebie więcej kolorów niż przez ostatnie 2 lata.
- Idziemy dzisiaj na plażę, jak tylko będę w stanie się podnieść z łóżka - zakomunikowała - chcę zobaczyć ten Twój strój - aż żałowała, że nie będzie można zrobić jej zdjęcia, tak na pamiątkę. Zoya była po prostu w chuj ciekawa! Nigdy nie widziała Sameen aż tak rozebranej. - No i popływać też, bo wczoraj wieczorem już nie zdążyłam - głównie dlatego, że miała atak paniki, a później już była najebana. Nawet pod wpływem szampana wiedziała, że po alkoholu nie wchodzi się do wody. Była odpowiedzialna!

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ