Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To nic takiego – Machnęła ręką na temat maści. Nigdy nie skarżyła się na urazy i często tez je bagatelizowała, bo przejmowanie się sobą nie było priorytetem Eve. Poza uczuciami, czego też musiała się nauczyć po paru razach, kiedy ich w ogóle nie szanowała. – Przez nieuwagę spadłam ze zbocza i gdzieś w trakcie musiałam uderzyć o coś twardego, jak kamień albo coś podobnego. – Spory kamień, który odcisnął się na boku niczym pieczątka. Gdyby ktoś wyrył na nim inicjały, to miałaby teraz pamiątkę po czyjejś miłosnej leśnej schadzce, co dodałoby tej sytuacji nieco zabawniejszego tonu. Niestety po przebudzeniu nie było jej do śmiechu, kiedy ból stał się ostrzejszy a krwiak przybrał ciemniejszej barwy pomimo długiego trzymania przy nim lodu. – Potem posmaruje – zapewniła Sameen, chociaż sama Sue Ann przewidywała, że tak nie będzie. Niby po co wyjęła na wierzch maść? Żeby Paxton nie zapomniała tego zrobić i dlatego, żeby usłyszała o tym osoba trzecia. Ktoś, kto albo zmusi do tego Eve albo każe sobie to obiecać (że posmaruje później).
Odkroiła kawałek omleta, a raczej frittaty, nadziała na widelec i wsunęła do ust przy tym kiwając głową.
- Mówiłaś, ale chyba nie chciałam przyjąć do wiadomości, że aż tak bardzo. – Pomimo ich poprzedniej rozmowy oraz tekstów na temat „braku bezpieczeństwa” wolała nie brać pod uwagę tego, że Sameen naprawdę mogłaby zginąć. – Rozmawiałyśmy o śmierci, wspominałaś o postrzale, co było znaczącą sugestią – Większej dostać nie mogła, ale.. – a jednak wolałam wierzyć, że to jednorazowe i na dłuższą metę ryzyko śmierci nie jest aż tak częste. Twojej śmierci. – O jej własnej tej rozmawiały na co zareagowała z lekką obojętnością, bo dla niej ważniejsi byli inni niż ona. – Wiem, że to złudne myślenie, ale wolałam to od świadomości, że możesz umrzeć. – Lepiej negować i spychać ryzyko na bok. Tak samo, jak negowała siebie oddając się pracy, sprawie młodszej siostry i spłacając długi ojca, chociaż równie dobrze mogłaby zwiać z tego kraju i mieć to w dupie.
- A powinnam? – zapytała, bo tak naprawdę nie była pewna, czy Sameen potwierdzi jej podejrzenia. Miały się nie okłamywać, ale nikt nie zabroni kobiecie przemilczenia prawdy. Na to obie się zgodziły. Na cisze, gdy nie chciały rozwijać danego tematu. – A może najpierw zapytam, czy jak już zgadnę to dostanę jakąś nagrodę? – Odwzajemniła uśmiech świadoma, że kiedy już faktycznie trafi w punkt, to nie będzie jej do śmiechu ani sugestywnych żartów. Dopóki jednak żyła w błogiej nieświadomości, mogła sobie na nie pozwolić. – Albo chociaż za to jak ładnie wyłgałam się przed policją? – Cały czas lekko się uśmiechając wspomniała sytuację w barze. – Oh, szkoda, że nie widziałaś min tamtych turystów. Jakby żyli w Matrixie, w którym wystąpił błąd, bo jak to tak policja im nic z tym nie zrobi? – Udała wielce zdziwioną starając się wyglądać jak wspomniani turyści i po chwili krótko się zaśmiała.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uniosła brwi. –Spadłaś ze zbocza? – Zapytała i oscarowo odgrywała zdziwienie. Oczywiście była świadkiem tego upadku, więc nie powinna być nim zaskoczona, ale wiadomo, teraz musiała pokazać się z jak najlepszej aktorskiej strony. –Jak ktokolwiek spada ze zbocza? – Dopytała i teraz już nawet nie ukrywała rozbawienia. Trochę się śmiała. –Jak chcesz to mogę na to zerknąć. Albo cię posmarować. – Zaproponowała niby od niechcenia. Miała doświadczenie w zajmowaniu się różnego rodzaju ranami. Opatrywała siebie na milion różnych sposobów. Jasne, czasami potrzebowała pomocy, ale w 99 przypadkach na 100, mogła liczyć tylko na siebie. Sameen akurat do pielęgnowania ran miała takie podejście, że bardzo się tym przejmowała. Robiła wszystko, żeby jak najszybciej wykaraskać się z każdego nabytego urazu. Głównie dlatego, że jej praca zależała od jej sprawności fizycznej. Nie mogła sobie pozwolić na różnego rodzaju utykania, nadwyrężenia czy nawet obicia.
-To zrozumiałe. – Skinęła głową i założyła nogę na nogę i dłonie ułożyła sobie na kolanie. Oczywiście, że nikt nigdy nie chciał słuchać o tym jakie ryzyko niosła ze sobą jej praca. Chociaż z reguły nie chciały o tym słuchać osoby, którym na niej zależało. A do takich osób zaliczała się tylko Zoya, bo nikomu innemu o swojej pracy nie mówiła. Przyglądała się teraz Eve i zastanawiała się czy Eve zależało na niej tak bardzo, że nie chciała do siebie dopuszczać myśli o tym, że coś mogłoby się jej stać? –Ogólnie nie jest. – No bo przecież była zajebiście ostrożna, pracowała najczęściej w masce, zabijała każdego kto widział jej twarz, często pracowała karabinem snajperskim, więc ryzyko śmierci było dotychczas małe. Ostatnio jednak zaczęła ryzykować. Brała dużo kontraktów, czasami zdarzało jej się działaś spontanicznie, przyłapała się na tym, że bywała niechlujna. No i najgorsze było to, że zaczęły się u niej pojawiać ludzkie odruchy. Zaczęła ratować innych, próbowała ocalić życie Susan Murphy i przez to została postrzelona. –Ale nie zawsze jestem w stanie wszystko przewidzieć. – Wyjaśniła z lekkim uśmiechem. –Będziesz się teraz o mnie martwić? – Zapytała próbując powstrzymać się od uśmiechu.
Rozłożyła bezradnie ramiona i sięgnęła po chwili po kubek z kawą. –Wszystko zależy od ciebie. – W razie co przecież Sameen mogła użyć ich safe word. Naturalnie nie zacznie jej opowiadać o wszystkich rzeczach, które zrobiła i które zrobiono jej. Mogłoby to negatywnie wpłynąć na ich relację, a tego Sameen nie chciała. Wiedziała, że sama była zniszczona pod każdym względem. Dodatkowo miała świadomość tego, że nie wszyscy, których zabijała zasłużyli na śmierć. Nie była też specjalnie wybredna i mordowała kobiety i dzieci. Moralność w jej zawodzie nie istniała. –Ty i te twoje zakłady. – Przewróciła oczami. –Jasne, możesz sobie wybrać nagrodę i jak wygrasz to ci ją oferuje. – Uśmiechnęła się i upiła łyka kawy. –A więc jednak przyjechała policja. – Czyli dobrze, że jednak postanowiła zepsuć tamten wieczór i zadbała o swoją dupę. –A więc turyści wyjechali i sprawa ucichła? – Pytała, bo może jeszcze przed wyjazdem będzie musiała wyśledzić tego mężczyznę i może jednak będzie musiała go zabić.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wstyd się przyznać, ale straciłam Jello z oczu a kiedy jej szukałam biegnąc nie zauważyłam nagłego załamania za krzakami i poleciałam, a raczej stoczyłam się jak piłeczka. – Prychnęła tym razem z pogardą do samej siebie, bo dała się sprowokować przez sierżanta i weszła w dyskusję z facetem w garniaku. Pozwoliła im na odebranie swej uwagi za co do tej pory karała się w myślach jednocześnie zastanawiając, co takiego źle zrobiła, że suczka po znalezieniu celu nie dała jej sygnału. To jej ciągle nie dawało spokoju. – Nie ma na co patrzeć. – Nie tyle co bagatelizowała swoje własne zdrowie (zawsze), ale też nie uważała aby krwiak na boku był czymś wartym pokazania zwłaszcza, że wolałaby aby Sameen widziała ją z lepszej strony. Wiedziała, że życie takie nie było. Że ludzie mieli wady, popełniali błędy i nie zawsze wyglądali super, ale bywały osoby, przed którymi na początku człowiek chciał się pokazać z jak najlepszej strony. – Mogę cię jednak zapewnić, że ten krwiak jest mało uwodzicielski. Coś czuje, że przez niego mogłabym jednak stracić szansę na to, żebyś zgodziła się na randkę. – Na którą jeszcze nie zapraszała Sameen, ale wreszcie to zrobi. Nie w ramach niespodzianki a bardziej trzymania kobiety w niepewności. Ot, taki tam mały przytyk za to, że ta wyjeżdżała na dwa miesiące. Parę minut w porównaniu z tak długą nieobecnością raczej nie było przesadzoną karą.
- Wiesz, że twoje ramię po postrzale ma na ten temat inne zdanie? - zapytała odnośnie tego, że praca Sameen ogólnie nie była niebezpieczna. Może i Paxton niewiele wiedziała o robocie kobiety, ale opierając własną wizję na jej słowach oraz skutku jednego ze zleceń, nie wyobrażała sobie tego jako świetnej fachowej sielanki. Jako czegoś, co szło jak po maśle. Łatwo, prosto i przyjemnie.
- Myślę, że zaczęłam to robić od rozmowy w twoim mieszkaniu. – Nie było sensu kłamać. Troska i zmartwienie dopadły ją od razu po poważnej, pełnej wyznań rozmowie. Wtedy Eve nadal nie była pewna, co z tym fantem zrobi i czy była gotowa brnąć w tę relację, ale stało się. Ponownie otworzyła się na Galanis i również sobie pozwoliła na typowe odruchy, jak zmartwienie czyimś zdrowiem lub życiem.
Wiedziała, że mogła próbować zgadywać, czym tak naprawdę zajmowała się kobieta, ale nie chciała. Nie w sposób „weź odejdź, nie chcę nic wiedzieć”, ale bardziej tak, jak nie chciała dopuścić do świadomości ogromnego niebezpieczna związanego z ów tajemniczą pracą.
- Chcę mieć z życia trochę zabawy. – Czy to z pomocą zakładów, czy odbierania nagród za wykonane rzeczy. Nie zawsze, ale lubiła to robić, bo odrobina frajdy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Oczywiście były na to inne sposoby, jak upijanie się, palenie zioła, czy zażywanie silnych narkotyków, ale ten etap życia Paxton miała już za sobą. Co gorsza robiła to wszystko nie dla zabawy a żeby jakoś poradzić sobie z własnymi emocjami oraz myślami, z których jedna zakładała, że jak weźmie wszystkiego za dużo, to może wreszcie to się skończy.
- Przyjechali – przytaknęła. – ale nawet nie weszli do środka. Pogadali z nami, trochę mniej z nimi i sobie pojechali, jak tamci turyści, których już nie widziałam. – Zgadywała więc, że ruszyli dalej albo powrócili do swych domów zapominając o całej aferze lub wręcz przeciwnie rozpowiadając kumplom o tym, jakie to Lorne było grzeszne z powodu dwóch przystawiających się do siebie bab. – Naprawdę nie masz się o co martwić. Nikt cię nie będzie szukać. Może prócz Hanka, bo – w sumie miałam cię o to zapytać – ale czy wiesz co się stało z jego plakatem z Pirelli? Z nagą Jovovich, która patrzyła jak się całujemy? – Nie brzmiała jak oskarżyciel. Miała bardzo luźny ton, trochę rozbawiony, bo sama nie przejmowała się skrawkiem papieru. Zresztą, już udobruchała właściciela baru, że załatwi mu coś w zamian.
Spojrzała na Sameen nie kryjąc rozbawionych iskierek w oczach, bo uważała ten gest za zabawny. Trochę jak u nastolatka, który nie mógł kupić gazety porno (dla artykułów - wiadomo), więc zabrał plakat z warsztatu kumpla ojca.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Ty? Taka nieuważna? – Rozbawiona uniosła brwi i nawet nie kryła szczerego zdziwienia. Nigdy nie pomyślałaby, że Eve dopuści do tego, żeby stracić psa z oczu. Nawet teraz nie pomyślała o tym, że straciła Jello z oczu, bo pies wyczuł znajomy zapach Sameen. Nie znała zachowania zwierząt na tyle, żeby skojarzyć te zależności. –Dobrze, że skończyło się tylko na stoczeniu się. – No bo skoro była taka nieuważna to naprawdę mogło się to skończyć źle. Mogła wpaść do jakiegoś dołu, mogła się połamać, mogła biec przy jakiejś przepaści. Leśne tereny też były zdradzieckie, bo przecież były pokryte gęstym runem. W Australii to jeszcze dodatkowo możesz się wypierdolić na gniazdo jadowitych węży czy pająków.
Westchnęła ciężko słysząc jak Eve obraca w żart swojego krwiaka. –Po pierwsze, mogę być osobą, którą na przykład podniecają rany, siniaki, blizny, cokolwiek. – Przewróciła oczami. Może niekoniecznie coś takiego ją podniecało czy jarało, ale musiała dojrzeć do myśli, że zawsze po spełnieniu kontraktu była dziwnie podniecona. Może jednak tkwiła w niej jakaś cząstka psychopatki, którą zawsze sobie odmawiała. –Po drugie, wiem, że nigdy nie użyjesz tej maści. Dedukuję po twoim tonie głosu i po tym co powiedziała tamta kobieta. – Wskazała kciukiem na drzwi gdzie poszła Sue Ann. Nadał nie mogła sobie niestety przypomnieć jej imienia. –Więc zjesz, a ja obejrzę tą ranę. – Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i w momencie kiedy ogarnęła jak to powiedziała to nawet posłała Eve lekki uśmiech, żeby nieco złagodzić sytuację. Jeszcze tego brakowało, żeby się panoszyła będąc u kogoś w gościach.
Wydała z siebie jakiś pomruk i automatycznie złapała się za miejsce, w którym została postrzelona. Jakimś dziwnym trafem, ból powracał za każdym razem kiedy ktoś o tej ranie wspominał. Pewnie jakieś dziwne działanie placebo. –To była akurat wyjątkowa sytuacja. – Nie kłamała. –Musiałam porzucić mój idealny plan, żeby uratować komuś dupę. – Wyjaśniła. Susan Murphy miała ochotę na odrobinę szaleństwa, postanowiła zabawić się w handel z nieodpowiednimi ludźmi. Została wystawiona, ale na szczęście w okolicy była Samene, która po raz kolejny uratowała jej życie.
Zacisnęła szczęki i spojrzała na kubek z kawą. Powiedziała to w żarcie i nie spodziewała się tego, że Eve serio się o nią martwiła. No bo kto by się o nią martwił? Tym bardziej, że jednak Paxton przyłapała ją na kłamstwie i teraz były na etapie próby odbudowania tego co zdążyły stworzyć zanim Sameen to zrujnowała. –Nie musisz się o mnie martwić. – Domyślała się, że Eve miała na głowie własne problemy. Galanis nie chciała jej dokładać kolejnego, którym była jej osoba.
-I najlepszym sposobem na to jest robienie zakładów? – Spojrzała na nią. –Zakładasz się tak o wszystko z każdym czy jestem łatwym przeciwnikiem i mnie wykorzystujesz? – Sameen nie była zbyt dobra w te klocki, więc dosłownie można było wygrać od niej wszystko. Dobrze, że nie chodziła do kasyn.
Pokiwała głową po wysłuchaniu opowieści Eve. Czyli rzeczywiście nie miała czego się obawiać i mogła tą bójkę w barze odrzucić w zapomnienie. –Hm? – Zmarszczyła brwi na to pytanie i na początku nie zajarzyła o co chodzi. Po chwili jednak parsknęła delikatnie i pokiwała głową. –Tak, wiem. – Odpowiedziała i napiła się kawy. –Zabrałam go. – No przecież nie będzie tutaj kłamać, że plakat się spalił na jej oczach, albo ktoś wszedł i go ukradł, albo że nie zwróciła na niego uwagi. –Może mu go kiedyś oddam. Zobaczę. – Wzruszyła ramionami. Może jak w końcu urządzi wnętrze mieszkania to nie będzie jej już ten plakat pasował do wystroju.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Jak już wspomniała, nie było ludzi idealnych. Sama nie była wyjątkiem i choć bardzo się starała, a raczej rzadko zdarzały jej się momenty nieuwagi, tamtego dnia sobie na nie pozwoliła. Straciła czujność, dała się sprowokować i nagle wszystko gruchnęło. Bo może gdyby miała Jello na oku wiedziałaby, czemu tamta nie dała sygnału, nie miałaby kontaktu z kimś, kto przywiązał ją do słupka i może policja złapałaby zabójcę. Nie żeby im kibicowała, bo nie na tym polegało jej zlecenie (Co ona? Cheerleaderka z pomponami?), ale wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Jello nie zniknęła z oczu Paxton.
Uniosła wysoko brwi patrząc na Sameen i wysłuchując jej wyliczanki zastanawiała się, czy Sue Ann nie weszła w nią w zmowę. Przez chwilę nawet obejrzała się przez ramię na tylne wyjście z myślą, że zobaczy tam starszą kobietę, która właśnie przyklaskiwała blondynce albo pokazywała jej uniesione w górę kciuki. Nic. Nawet nie było tam Jello, która zapewne poparłaby Galanis, bo suczka również przesadnie troszczyła się o Eve.
Powróciła spojrzeniem na Sam nie mając zielonego co powiedzieć, więc jedyne co z siebie wyrzuciła to krótkie:
- Bossy. – Pokiwała głową z uznaniem, bo za każdym razem poznawała nowe jej oblicze. Oczywiście wszystko miało swoje granice, ale chęć zajęcia się krwiakiem nie była czymś ekstremalnie przekraczającym prywatność, jak chociażby wymuszenie na drugiej osobie zeznań albo zwierzeń na dany temat. Tego Eve nie przyjęłaby ze spokojem.
- Coś nie tak? – zapytała i od razu porzucając widelec sięgnęła ku Sam kładąc swą dłoń na jej, którą złapała się za postrzelone ramię. Nie była świadoma tego, że ból wywołały jej własne słowa. Sądziła raczej, że coś właśnie szarpnęło, zakuło albo wykręciło, jak to bywało po tak poważnych urazach. – Czyli zimna królowa – Bo tak podobno w pracy nazywali Sameen, o czym kobieta sama mówiła. – bywa nieuważna? – Niedawno wypomniano to Eve, co podkreśliła delikatnym uśmiechem, który szybko zamienił się w twarz pełną troski. – Dobrze, że nic gorszego ci się nie stało. – To było najważniejsze. Przesunęła kciukiem po dłoni Galanis, a potem zabrała rękę wracając do jedzenia. Dopiero gdy tych parę kęsów trafiło do żołądka poczuła, że rzeczywiście była głodna.
Słysząc kolejne słowa przerwała jedzenie i wbiła uważne spojrzenie w towarzyszkę. Bezskutecznie próbowała wyłapać jej wzrok, z którego starałaby się wyczytać coś więcej. Tylko czy to rzeczywiście było potrzebne?
- Nie muszę, ale chcę. – Nie robiła tego z premedytacją, żeby się dobić albo dokładać sobie problemy. To po prostu się działo. Nawet jeśli Sameen ją zraniła okłamując na różne tematy, to niektórych uczuć nie dało się pozbyć tak łatwo. To nie było coś, co znikało za pomocą pstryknięcia palcami. Na wszystko potrzeba było czasu. Na odbudowanie zaufania również, ale martwić się i tak będzie. Kiedyś by jej to przeszło, ale skoro wszystko sobie wyjaśniły, to Paxton nie miała powodów aby pozbywać się tych odczuć.
- Najlepszym nie, ale jednym z kilku jak śpiewanie. – To jednak plasowało się znacznie wyżej od zakładów. – Powiedzmy, że łatwo przystajesz na te zakłady, ale nie, nie robię tego zawsze. Po prostu szukam w życiu drobnych przyjemności, bo z urżnięcia się albo zażywania innych rzeczy nie mam radochy. Zawsze doprowadzało mnie to do kiepskiego stanu psychicznego. – Skrzywiła się ni to w uśmiechu ni z zażenowania. Po powrocie z Uruzgan próbowała odnaleźć uciechę oraz pomoc w używkach, ale żadna z tych rzeczy nie pomagała jak powinna, doprowadzając Eve na skraj.
Była ciekawa reakcji Sameen na wspomnienie o plakacie. Mogłaby kłamać, ale zdecydowała się tego nie robić, co nieco uspokoiło Paxton. Wolała usłyszeć najgorszą prawdę niż przepiękne kłamstwo, którym ludzie potrafili karmić się latami. Nie znosiła tego.
- Nie musisz. Obiecałam Hankowi, że załatwię mu w zamian inną sesję z Pirelli. Więcej niż jedną. Taki jest koszt odbierania mężczyźnie jego kobiety. – Bo tak brzmiał Hank, jakby mu zabrały miłość życia a nie kawałek papieru z seksownym zdjęciem. Rozumiała sentymenty. Sama posiadała parę rzeczy w pudełku pod łóżkiem, z którymi nie chciałaby się rozstać, ale to były tylko rzeczy. Bolałoby, gdyby je straciła, ale wreszcie przywykłaby do ich braku. – Masz taką rzecz? Coś, co jest dla ciebie bardzo ważne? – Widziała mieszkanie Sameen, które było prawie puste i pamiętała, że tamta nie miała w życiu zbyt wiele, ale może znalazłoby się coś drobnego, co było dla niej bardzo cenne.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi na komentarz Eve. Oczywiście Paxton nie była w błędzie. Sameen lubiła się rządzić i kochała kiedy wszystko było ustawiane pod nią, a już w ogóle osiągała pełen poziom ekscytacji kiedy jej plany wychodziły w stu procentach. Kochała planować, nawet jeśli do jednej sytuacji musiała stworzyć kilka scenariuszy, bo nie wszystko mogła przewidzieć. - Przyznaj po prostu, że absolutnie nie miałaś zamiaru użyć tej maści. - Nawet nie potrzebowała na to odpowiedzi. Już ją znała, a Eve nadal swoim podejściem potwierdzala to co Sameen wiedziała.
- Nie. - Uśmiechnęła się. - Ta rana odzywa się za każdym razem jak ktoś o niej wspomni. Nie wiem o co chodzi. - Ponownie się uśmiechnęła. W sumie po tym jak już ta rana się zajęła to nie interesowala się nią poza tym, żeby po prostu ładnie się zabliźniła. Może kość była za bardzo naruszona, może jakieś odłamki kości ja drażniły. Niby każda kolejną rana jeszcze długo ja bolała, ale ta była najświeższa i jeszcze się nią przejmowała. Pojawi się nowa to ta przestanie bolec. No chyba, że Sameen po prostu powinna zacząć już myśleć o emeryturze. Może to jakiś znak od jej ciała. Parsknela śmiechem słysząc o zimnej królowej. - Tak. Można tak powiedzieć. - Bardziej po prostu znalazła się pod ostrzałem, którego nie mogła uniknąc. Skupiała się na uratowaniu Susan, swoje własne bezpieczeństwo i zdrowie odeszło wtedy na dalszy plan.
- Nie powinnaś. - Odpowiedziała wpatrując się w Eve. Nie wiedziała jak głęboko to martwienie się Eve o Sameen sięgało. Nie myślała jeszcze o tym, że powinna analizować zaangażowanie emocjonalne Paxton. Galanis była świadoma tego, że jej praca była rosyjska ruletka. Pewnego razu mogła po prostu nie wrócić. Mogła jechać na jakąś misje nie będąc świadoma tego, że to jest ostatni raz kiedy widzi Zoye, Eve, Raine czy nawet Inej. Wiedziała też jak czekanie na jej powrót zniszczyło psychicznie jej rodziców. Nie chciałaby tego samego dla którejkolwiek z wymienionych wyżej. Jedyne pocieszenie znajdowała w tym, że Inej dowiedziałaby się o jej śmierci i jest szansa na to że by ją pomscila, o ile to cokolwiek znaczyło.
- Rozumiem. - Pokiwała głową. - To co jeszcze masz na tej liście? - Zapytała, bo ona w sumie nie miała rzeczy, którą robiła, bo ta sprawiała jej radość. Może dlatego wiodła takie posępne i nudne życie. Wszystko robiła pod pracę, nigdy nic dla siebie. No chyba, że liczyło się jedzenie jabłek. To robiła dla siebie, bo jabłka lubiła. - Bo może też chce poczuć jakieś małe przyjemności? - Zaśmiała się. W sumie to przyjmowała zakłady, bo lubiła wyzwania. - A więc masz przeszłość z używkami? - Zapytała zdziwiona chociaż nie wiedziała czy powinna być. Jasne, nie pasowało jej to do Eve, która znała, ale zapominała czasami o tym, że Eve była weteranem i po powrocie ze służby musiała sobie jakoś radzić ze swoimi demonami. No chyba, że używała w innych sytuacjach.
- I tak mężczyźni reagują na to jak ktoś ukradnie im kobietę? Chwilę szukają, a później są usatysfakcjonowani tym, że dostaną w zamian nowa? - Parsknela śmiechem. W sumie to pasowało jej to do mężczyzn. Zamiast walczyć to brali cokolwiek żeby tylko osiąść na laurach.
Pokręciła głową, ale jeszcze chwilę się zastanawiala. - Nie. - Odpowiedziała po chwili. - Wpajano mi, żeby nie przywiązywać się do niczego i do nikogo, bo ostatecznie to doprowadzi do mojej zguby. - Uśmiechnęła się smutno i zaczęła udawać zainteresowanie kubkiem z kawą. Widziała zbyt wiele mordowanych dzieci, które nie potrafiły się wyzbyć tęsknoty za domem. Widziała też jak zabijano tych, którzy się zakochiwali. Tacy byli uważani za słabych. Łatwiej było się ich pozbyć niż tracić środki na dalsze szkolenia.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Prędzej oddałabym ją tobie, chociaż teraz jej nie potrzebujesz – stwierdziła wciąż ostając przy tym, że prawda będzie najlepszą odpowiedzią. Olałaby samą siebie. Nie użyłaby maści tłumacząc, że o niej zapomniała albo że lód, który przyłożyła parę godzin po upadku na pewno jej pomógł, bo dbanie o samą siebie nie było priorytetem. W pracy robiła to tylko po to, bo musiała pilnować psów, które na nią liczyły. Na uwagę, koncentrację i pełną sprawność. Poza tym, nie czuła się zbytnio godna, a raczej dbała o swoich bliskich i ludzi, których lubiła, bardziej niż o samą siebie. Czuła, że musiała po tym, jak feralnego dnia nie poszła z siostrą do toalety tylko dlatego, bo sama nie chciała zmoknąć w deszczu.
Nienawidziła siebie za to.
- Może jest dla ciebie bardzo ważna? – zasugerowała ostrożnie. – Może podświadomie wiesz, że zrobiłaś coś innego niż zawsze. Sama przyznałaś, że musiałaś porzucić swój idealny plan, żeby kogoś uratować. – W takim wypadku to mogło być coś odmiennego niż do tej pory. Coś, co przypominało o sobie w formie bólu, jakby chciało coś powiedzieć lub zasugerować Sameen. Eve się na tym nie znała, chociaż biorąc pod uwagę PTSD, które przeżyła wiele rzeczy potrafiło wywołać różne bóle, symptomy albo ataki. Nie zawsze były to oczywiste sytuacje. Nawet wystrzał z tuby z konfetti potrafił wywołać nieprzyjemne wspomnienia a u kogoś spowodowałoby to atak agresji, który sama Paxton nieraz kiedyś przeżyła (a o jakimś już Sam opowiadała, jak to zaatakowała Hanka w barze).
- Nie powinnam? – powtórzyła przez chwilę nie wiedząc, co o tym myśleć. Miała udawać, że nigdy nie poznała Sameen? Że była jej całkowicie obojętna? A może już teraz to przerwać i może za parę miesięcy by jej przeszło? – To nie jest takie proste. – Przestać się o kogoś martwić. – Spędziłyśmy razem trochę czasu, otworzyłam się przed tobą a ty przede mną. Mamy za sobą zgrzyt, ale nie łatwo jest skreślić kogoś, kogo lubisz. Kogoś, kto powierzył ci część swoich sekretów. Nie wiem, może innym to przychodzi łatwo, bo wybierają sobie przyjaciół po ilości „like’ów” uzyskanych na Instagramie czy innym portalu.. – Zrobiła krótką pauzę i westchnęła ciężko niepewna, czy powinna przyznać się do wszystkiego. Już w mieszkaniu Galanis stwierdziła, że tamta ją uraziła. Całą sobą, postawą i zachowaniem emanowała urazą, którą czuła do blondyni. Tylko, że skądś to się wzięło. – Wiesz, że mocno zraniło mnie to, czego nagle dowiedziałam się na plaży? Możesz jednak nie wiedzieć – Z tego, co Eve usłyszała z cząstkowych opowieści o życiu Sameen. – że ból ma swoją podstawę w czymś pozytywnym. Czułam się zraniona, bo zdążyłam cię polubić i zarazem bałam się, że przez to już się nie zobaczymy. Wraz z tymi uczuciami pojawia się zamartwianie o kogoś i nie da się tego wyłączyć. Nie ma magicznego pstryczka zwłaszcza, że nie jesteś mi obojętna. – Przecież nawet oddałaby Sameen maść, której sama potrzebuje a kobieta nie. – To już się stało, Sam. Czy tego chcesz czy nie, ale martwię się o ciebie. – Jedynym sposobem na zniwelowanie tego uczucia byłoby odejście. Galanis musiałaby zniknąć, rzucić znajomość z Eve i się do niej nie odzywać, co jak chce, może zrobić podczas swojej dwumiesięcznej nieobecności, o której myśl również sprawia, że Paxton czuje się niekomfortowo. Wtedy może Eve przestałaby się nią przejmować. Nie od razu. Nie po dwóch miesiącach, ale kiedyś by jej przeszło. Może.
- Swoją pracę i zajmowanie się psami. – To zdecydowanie dawało jej radość, bo psy były znacznie lepsze od ludzi. – Oh i jeszcze puzzle. Chociaż to bardziej przynosi mi spokój niż radość. – Podczas układania odpoczywała jej głowa, nawet jeśli w którymś momencie zdarzało jej się tracić nadzieję, kiedy to nie znajdowała odpowiedniej części w zbyt trudnej układance. Jaka jednak była radość, kiedy ów element odnajdywał się po zrobionej od puzzli przerwie? Bezcenne uczucie.
- Taniec daje ci taką przyjemność? – dopytała, bo tylko ślepiec nie zauważyłby, że Galanis to lubiła. – Jest coś jeszcze takiego? – Poza tańcem, jabłkami i lansowaniem się po mieście super autami? – Tuż po powrocie z frontu piłam, paliłam, wciągałam i łykałam. – Tylko nie wcierała sobie niczego w dziąsła. – To był ciężki czas. Prawie przedawkowałam. – Uśmiechnęła się blado, chociaż na tamten czas uważała to za świetny plan. Przedawkować i wreszcie mieć wszystko z głowy. Niczego nie czuć, nie musieć się maltretować myślami o tym co było lub co mogła zrobić inaczej. Chciała się uwolnić i dalej tego chce, ale już sama sobie nie była autodestrukcyjnym narzędziem. Co będzie to będzie, ale na razie nauczyła się nie przyśpieszać procesu swej śmierci.
- Zależy, ale większość tak robi, o ile ta nowa jest lepsza od tej starej. – Bo trochę szkoda zamienić stary model na nieco gorszy, nawet jeśli był nowszy, młodszy i ciut ładniejszy głównie ze względu na botox albo dorabiane piersi.
- Nadal tak myślisz? – zapytała odnośnie przywiązania. – Mówiłaś kiedyś, że już pracujesz sama dla siebie, więc decydujesz po swojemu. Możesz robić co chcesz i jak chcesz, nawet się przywiązać do czegoś lub kogoś. – O ile to miało sens według Sameen, która przecież najlepiej wiedziała, jak wyglądała jej praca oraz jak funkcjonowało życie w świecie bez "szefów".

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Skąd wiesz? Może skrywam jakieś siniaczki pod tym sweterkiem. – Zażartowała sobie i nawet pociągnęła materiał swojego swetra, który oczywiście miała na sobie, bo nie straszne jej były australijskie, zimowe upały. –Dlaczego tak bardzo się wzbraniasz przed tą maścią? – Zapytała, bo w sumie może miała jakieś powodu, o których Sameen nie wiedziała, a teraz beznadziejnie stroiła sobie ze wszystkiego żarciki. –Nie będę naciskać na pomoc z tą maścią. – Dodała, bo może chodziło też o to, że Paxton nie była gotowa na to, żeby podwinąć przed Sameen koszulkę. Nawet jeśli nie było to nic seksualnego. Każdy miał jakieś granice, a w przypadku Eve, Sameen miała zamiar je uszanować.
Słysząc sugestię, że Susan Murphy mogłaby być dla niej ważna, Sameen wybuchła głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Było jej głupio za każdym razem kiedy sobie na to pozwalała, ale jednak nie mogła się powstrzymać. Otarła z kąta oka niewidzialną łezkę i pokręciła głową. –Nie, absolutnie nie. Na pewno nie. Nie znałam tej dziewczyny. W sensie, już dwa razy wcześniej ją uratowałam, ale nie mam pojęcia kim jest. Wpadałam na nią w tak randomowych miejscach. – Jeszcze raz pokręciła głową. W pewnym momencie myślała, że Susan jest może jakimś szpiegiem czy kimś w tym rodzaju, szybko jednak odrzuciła od siebie tą myśl. Murphy była niedoświadczona i było to po niej widać. Nikt nie potrafił udawać takiej niekompetencji. Oczywiście Sameen absolutnie nie miała tu pretensji do Murphy. –Nie lubię jak ktoś… w beznadziejny sposób naraża się na utratę życia. A ta dziewczyna robiła to notorycznie. – Tak naprawdę Sameen powinna ją zabić. Chociażby po to, żeby nie było osoby, która mogła powiązać jej twarz z jakimś miejscem zbrodni. A jednak w tamtym porcie, zostawiły za sobą kilka ciał. No i tamtego dnia Sameen nie miała na sobie kamizelki kuloodpornej. Absolutnie nie była przygotowana na to, żeby wejść w teren. Zaryzykowała dla Susan i skończyła z kulką.
Wyprostowała się, bo poczuła, że powiedziała coś złego. Tak wnioskowała po tonie głosu Eve. Trochę się pogubiła jak wszedł temat lajków i instagrama, bo akurat to było jej absolutnie obce. Domyśliła się jednak, że chodzi o kulturę social media i dzielenia się każdym fragmentem swojego życia i uważaniu, że ludzi naprawdę to interesuje. –Przepraszam. – Powiedziała skruszona jak tylko po raz kolejny pojawił się temat plaży. Poczuła wyrzuty sumienia takie same jak tamtego dnia. Trochę już minęło, Eve jej przebaczyła, ale wspomnienie tego bolało tak jakby wydarzyło się to przed chwilą. –Nie wiedziałam, że zraniło cię to aż tak. – Przyznała. –Przepraszam za to na plaży. Przepraszam za teraz. Nie miałam nic złego na myśli. – Westchnęła i odstawiła kubek z kawą na stolik, straciła na nią ochotę. –Nie mówię, że jest to coś złego. Doceniam to. Po prostu… wiem, że pewnie masz ważniejsze rzeczy na głowie i nie chcę żeby moja osoba była kolejnym zmartwieniem czy troską. – Położyła na sekundę dłoń na dłoni Eve, ale zaraz ją zabrała, bo ogarnęła, że przez to może uniemożliwić Eve kontynuowanie posiłku. A tego przecież nie chciała. Położyła sobie dłonie na udach i wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Gdyby wiedziała jak informacja o jej dwumiesięcznej nieobecności wpłynęła na Eve to pewnie umarłaby w środku. Nie lubiła niepotrzebnie ranić bliskich osób, a ostatnio robiła tylko to.
-Puzzle? – Skrzywiła się. –Tego akurat nigdy nie rozumiałam. – Nie żeby kiedykolwiek miała okazję do tego, żeby jakieś ułożyć. Wydawało jej się to ekstremalnie nudne i wkurwiające, chociaż myślę, że ostatecznie mogłoby jej się spodobać. Mogłaby się wyciszać.
-O, tak. – Pokiwała głową i uśmiechnęła się. Nie pomyślała o tańcu. –Jak mam za dużo myśli w głowie to idę potańczyć. Albo jak potrzebuję towarzystwa. – Pewnie tego drugiego nie powinna mówić, ale cóż, nie była w żadnym związku, więc mogła sobie korzystać z życia ja chciała. A przynajmniej taką miała nadzieję. –Kiedyś jeszcze dużo malowałam. – Podrapała się po brodzie, bo zapomniała o tym jak lubiła tworzyć obrazy. Może powinna sobie kupić sztalugę i postawić ją w swoim apartamencie. Przecież to nie tak, że nie miała na to miejsca.
-Przykro mi. – Domyślała się, że nie było jej łatwo. –Cieszę się, że jednak udało ci się z tego wyjść. – Uśmiechnęła się lekko.
-Pracuję. Jakoś od ośmiu lat. – Potwierdziła, bo w tej kwestii nie kłamała. –Wiem. Ale jednak się boję. – Poczuła się przy tym nieco żałośnie. –Nie próbowałam nigdy. Nie miałam ogólnie okazji. Za bardzo zawsze byłam w rozjazdach, nie miałam stałego miejsca zamieszkania. No i nie spotkałam kogoś z kim chciałabym spróbować. Albo nie znalazłam czegoś co chciałabym mieć z wartością sentymentalną. – Miała kubek „Najlepszy tata na świecie”, który zabrała jednemu z mężczyzn, których zamordowała, ale jakby ktoś zabrał jej ten kubek to by tego nie przeżywała. Chyba. Nawet nie wiedziała co nią kierowało kiedy ten kubek zabierała. –Widziałam zbyt wielu ludzi mordowanych przez to, że się przywiązali. Widziałam jak mordowano im tych, do których się przywiązali. – Dlatego cieszyła się, że miała nazwisko inne od tych, które miały jej siostry. Dlatego nie chciała, żeby Eve się o nią martwiła. Była tym samym narażona na wszystkie nieprzyjemności.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie chodzi o maść – zapewniła, że użycie jej samo w sobie nie było ani krępujące ani złe. Wręcz przeciwnie, powinna to zrobić, żeby nowy krwiak szybciej się zagoił. Chwilę dłubała widelcem w omlecie, którego została tylko końcówka i zastanawiała się, jak krótko ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć. – Mam problem z przekonaniem, że powinnam o siebie zadbać. Czuje, że nie zasługuje i jednocześnie znęcam się sama nad sobą. – Bólami i ranami, którym nie zapobiegała lub nie dbała o nie jak należało. Wiedziała, że to nie było zdrowe i wszystkim innym odradzałaby podobne podejście nazywając je głupim, lecz samej sobie pozwalała taką być. Pozwalała sobie cierpieć i nawet chciałaby bardziej, bo karała się za te wszystkie sytuacje, za które się obwiniała. – Skoro, więc faktycznie skrywasz tam jakieś siniaki – Palcem wskazała na golf Sameen. – to maść ci się przyda. – Uśmiechnęła się, wstała i zgarnęła maść z blatu, która zaraz pojawiła się tuż przed kobietą. Przywykła do przeplatania poważnych rozmów z delikatnymi zabawnymi akcentami zwłaszcza, że ten dotyczył jej samej a mówienie o sobie nigdy nie było łatwe. W końcu nie bez powodu kiedyś zorganizowały dzień „poznać Eve”, który wypadł bardziej jako „co skrywa Sameen Galanis”.
Wysoko uniosła brwi nie mając pojęcia, że jej słowa były aż tak zabawne. W zastanowieniu patrzyła na Sameen nie wiedząc, co o tym myśleć. Przez chwilę nawet szukała odpowiedzi w jej gestach, ale to nic nie dało. Musiała dać chwilę nagłemu napadowi śmiechu.
- Nie chodziło mi o dziewczynę. – Pokręciła głową. – Bardziej o sytuacje, bo pomogłaś komuś – Nie ważne komu. – kogo równie dobrze mogłaś zostawić na pastwę losu. – Zrozumiała, że Sameen miała taki wybór, a jednak zdecydowała się uratować tamtą laskę aż dwa razy. Zrobiła coś inaczej niż podpowiadał rozsądek i być może jej tajne zasady w pracy, ale jednak się na to zdecydowała jednocześnie samej ryzykując życiem. Może ból w ramieniu przypominał o tym, że Galanis się zmieniała? Kto wie?
Sameen nie musiała jej znów przepraszać. Eve musiała przytoczyć tamtą sytuację, żeby wyjaśnić swoje aktualne położenie oraz fakt, że zamartwianie się było naturalną koleją rzeczy. Jeżeli ktoś chce, żeby do tego nie doszło, musiałby po prostu zrezygnować z danej znajomości i zniknąć z czyjegoś życia lub dać się znienawidzić, chociaż nawet wtedy niektórzy martwili się o dane osoby. Emocje były pokręcone.
Odłożyła widelec znów wbijając spojrzenie w kobietę, której wzrok starała się wyłapać. Wyciągnęła dłoń i znów złapała tę należącą do Sam, bo tylko tak mogła na chwilę zyskać jej uwagę.
- Jesteś ważna. – Eve uznała, że te słowa wystarczą. Że nie musiała wyjaśniać pokrętnej logiki wszystkiego i tego, że owszem, miała wiele problemów i zmartwień na głowie, ale co z tego? Sama z własnej woli otwierała się przed Galanis. Mogła to zatrzymać i miała wybór, którego dokonała parę dni po wspólnym wypadzie na plażę. Zdecydowała się wybaczyć i zrozumieć a nie odwrócić i odejść. Wybrała Sam a nie ucieczkę.
- A próbowałaś je układać? – zapytała odnośnie puzzli, których kiedyś też nie lubiła, ale pokochała spokój płynący z kwestii ich układania. Z tego, że nie myślała o niczym innym tylko o tym, żeby znaleźć odpowiedni kawałek. Częściowo to dzięki właśnie nim przetrwała trudniejsze chwile po tym, jak raz prawie przedawkowała i kiedy wreszcie musiała zebrać się do kupy.
- Może znów powinnaś spróbować? Kiedy już znajdziesz chwilę czasu dla siebie. – Malowanie brzmiało dobrze, a nawet ciekawie biorąc pod uwagę to, co Sameen mogła malować. Podobno rysowanie pomagało wyzwolić różne emocje. Pamiętała, jak terapeuta wmawiał jej to tuż po śmierci Isabelle. Nauczycielka ze szkoły zdecydowała się posłać tam Paxton, która będąc nastolatką wykpiła metodę z rysowaniem, co jednak częściowo działało na brata. Widziała jego „dzieła”, to co nosił w sobie i co zapewne dręczyło go do tej pory tak samo jak ją. Co takiego mogłoby dręczyć Sam? Czy jej obrazy były czymś nowym czy jednak odzwierciedlałyby to, co trzymała w środku?
Odwzajemniła lekki uśmiech i zacisnęła wargi uznając, że lepiej będzie przemilczeć dalsze szczegóły jej nadużywania używek. To nie była odpowiednia chwila na takie wyznania zwłaszcza, że samo przyznanie się do tego nie było czymś, co pozytywnie promowało ją w oczach Galanis.
- Chyba jednak jesteś odważniejsza niż myślisz. – Nie była pewna, czy powinna to stwierdzać, ale może kobieta tego nie zauważała? Tego, że jednak miała coś, co wiązało się z pewnymi sentymentami, a raczej wspomnieniami, bo Eve nie wiedziała, czy Sam czuła do tych przedmiotów jakiś sentyment. – Zabrałaś rzeczy z pudełka na plaży i wzięłaś zdjęcia, które ci podarowałam. – Czy miały one wartość sentymentalną? Czy miały jakąkolwiek wartość? A może były tylko częścią czegoś, czego Sam nie miała, bo tego nie pamiętała? A jednak chciała mieć wspomniane fotografie. Chciała zobaczyć na nich uśmiechniętą matkę, więc wiązała z tym pewne emocje. Eve tylko nie wiedziała – jakie.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Było jej szczerze przykro kiedy usłyszała o powodzie, dla którego Eve nie chciała używać maści. –To pojebane, Eve. – Powiedziała o po chwili i widziała jak Paxton bawi się widelcem i nie jest chyba zainteresowana dalszym jedzeniem omleta, więc postanowiła złapać dłoń kobiety. Teraz w sumie jakoś jej nie wadziło to, że Eve będzie miała uniemożliwione skończenie obiadu. –Dlaczego myślisz, że na to nie zasługujesz? – Zapytała zatroskana i nawet przysunęła się bliżej, żeby móc położyć Eve dłoń na ramieniu, po chwili nawet odgarnęła jej włosy z twarzy. –Mogę ci jakoś pomóc z przekonaniem się, że powinnaś o siebie zadbać? – Zapewne nie była odpowiednią osobą do tego, żeby mówić komuś, że ma się szanować, że tak naprawdę mamy tylko jedno zdrowie i mamy tylko siebie, bo jednak jest osobą, która nie raz próbowała się zabić. Z drugiej jednak strony, o swoje rany dbała zawsze, pielęgnowała je i upewniała się, że dojdzie do siebie najszybciej jak to możliwe.
Podniosła maść, którą przyniosła Eve i obejrzała ją. –Jak chcesz możemy porównać, która bardziej jej potrzebuje. – Zaproponowała, bo dobrze wiedziała, że tym razem to Paxton by przegrała. Sameen nie miała żadnych urazów, którymi musiałaby się zająć.
-Oh. – Przyłożyła sobie dłoń do ust, bo oczywiście założyła, że chodziło o dziewczynę, a wiadomo, że Sameen i jej serce z kamienia nie dopuszczało do siebie, żeby na kimś jej zależało tak bardzo, żeby ryzykowała wszystkim. Ponownie pokręciła głową. –Uwierz mi, nigdy nie miałam problemu z tym, żeby zostawiać ludzi z tym co sami sobie zgotowali. – No bo przecież ona nie była jakimś super bohaterem, a ci ludzie nie byli jej odpowiedzialnością. Zaraz jednak się zreflektowała jak mogła zabrzmieć, przecież Eve nadal nie wiedziała czym konkretnie Sameen się zajmuje. –Chodzi mi o to, że… dostaje dokładne wytyczne i muszę się ich trzymać. – Wyjaśniła. Jeśli ktoś miał zostać zamordowany poprzez zadanie rany kłutej to nie mogła takiej osoby postrzelić. Jeśli miała otruć to nie mogła udusić. W większości przypadków ludzi nie obchodziło w jaki sposób cele giną, liczyła się tylko śmierć. Byli jednak fanatycy, którzy wybierali rodzaj śmierci, a Sameen podejmowała takie kontrakty, bo lubiła wyzwania i szpiegostwo. –A ta dziewczyna… Śliczna. Jak z jakiegoś magazynu. Nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat. Taka niewinna, nieświadoma niczego. – Zapatrzyła się gdzieś w blat. –Później jak trochę pogadałyśmy to napomknęła, że nie ma nikogo, przejebane życie, więc wiesz… coś się w człowieku budzi. – Sama nie wiedziała co, ale teraz rozmyślała o tym, że może powinna odnaleźć tą dziewczynę i upewnić się, że u niej wszystko w porządku. Miała tendencję do ładowania się w tarapaty. Może Sameen mogłaby jej jakoś pomoc, z czymkolwiek. O ile nie było za późno…
-Nie jestem. – Nigdy nie była. Chociaż nie. Kiedyś była. Jak jej wychowawcy zaczęli dostrzegać w nią potencjał na inną zabójczynię. Była wtedy ulubienicą wszystkich, bo mogli na nią liczyć, nigdy się nie sprzeciwiała, niczego nie komentowała, nie zadawała zbędnych pytań. Robiła swoje i robiła to dobrze. To jedyny moment kiedy rzeczywiście czuła się ważna. Nie szkodzi, że wszystkie inne odczucia jakie miała tłumiły to poczucie bycia ważną.
-Nie. Na układanie puzzli trzeba mieć czas, a ja go nie mam. – Oczywiście miała czas na to, żeby godzinami gapić się przez okno nie mając w tym żadnego konkretnego celu. Na układanie puzzli jednak czasu nie było. Poza tym puzzle były dla niej pozbawione logiki. No i nie zapominajmy, że Sameen tak naprawdę była panią swojego czasu. Jak go nie miała to po prostu robiła na niego miejsce.
Pokiwała głową. –Jak wrócę, po tym moim wyjeździe, to planuję sobie zrobić trochę wolnego czasu. Zrezygnować z pracy na jakiś czas. Może to będzie idealny moment na to, żeby wrócić do malowania. – Cieszyła się nawet, że niedługo odwiedzi Kretę, gdzie się wychowała. To właśnie tam miała większość swoich starych obrazów. A przynajmniej miała nadzieję, że nadal tam były. Może ludzie zajmujący się jej domem sprzedali je, albo się ich pozbyli. Nie miałaby im tego za złe. Powiedziała im wyraźnie, żeby jej dom podczas jej nieobecności, traktowali jak swój. –Jest tutaj jakiś sklep plastyczny? Czy będę musiała jechać do Cairns? – Zapytała domyślając się, że pewnie Paxton będzie miała o czymś takim pojęcie.
-Nie sądzę. – Uśmiechnęła się lekko. Jasne, odwagę można definiować na różne sposoby. Mimo swojego strachu przed wodą i wszystkim co tam żyje, nie miałaby obaw, żeby tam skoczyć w razie gdyby musiała uratować czyjeś życie. Wykonywała misje, które wymagały od niej ubrania się w strój do nurkowania i dotarcie do jakiś baz wodnych, gdzie nie mogła zostać dostrzeżona. Kiedy jednak chodziło o ryzykowanie tym, że mogłaby złamać komuś serce, albo doprowadzić do kogoś śmierci przez swoją bezmyślność, nie była tak odważna. –Tak. – Potwierdziła. –Ale nic nie czuję jak na nie patrzę, albo jak je trzymam. – Powiedziała i było jej przykro. –W sensie wiesz… nie pamiętam niczego zza czasów jak byłam Gaią. Mam jakieś przebłyski, ale nie wiem czy mogę im ufać. Jak byłam dzieckiem to często robili nam pranie mózgu. – Dotknęła nawet miejsca pod włosami gdzie ich wygalano i przyczepiano metalowe płytki. Czuła pod palcami, że skóra w tych miejscach była całkiem inna. –Nie wiem czy to co pamiętam jest moimi wspomnieniami czy czymś co sobie wmówiłam, bo miałam momenty, że po prostu byłam dzieckiem tęskniącym za domem. – Wzruszyła ramionami. Czasami tak bardzo pragnęła poczuć cokolwiek, że ostatecznie obawiała się, że sobie coś wpaja, żeby być bardziej ludzką.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Przełknęła ślinę, bo drążenie tematu sprawiało, że czuła narastający smutek oraz żal. Serce i gardło się zaciskały, zaś rozumiem próbowała pojąć (jednocześnie zajmując myśli czym innym), czemu Sameen zachowywała się tak skrajnie. Kiedy Eve przytulała ją na hali, czuła jak tamta cała się spina a teraz działo się coś odwrotnego bez napięcia, którego nie dostrzegła, chociaż ciężko to ocenić kiedy spojrzeniem lawirowała poniżej poziomu wzroku Galanis. Ktoś sprośny uznałby, że szukała pocieszenia w gapieniu się na piersi skryte pod obcisłym golfem, ale akurat w tej chwili tego nie robiła.
- Myślę, że nikt nie może mi pomóc – Postarała się o blady uśmiech, bo nie chciała rujnować tego spotkania przez swoje problemy i coś, czemu nie potrafiła odpuścić. Niepewnie spojrzała w jasne oczu czując, jak jej własne zeszkliły się od łez. – Zawiodłam kogoś bardzo ważnego. Nie zadbałam o nią, bo myślałam o sobie i przez to ona zginęła. - Uniosła wzrok do góry tak, jakby tym samym mogła zatrzymać łzy, co się udało. Pociągnęła nosem, szybko starła to mokre cholerstwo z policzka i znów postarała się o uśmiech. – Poczucie winy to okropna kochanka. – Położyła dłoń na tej, którą Sam trzymała jej drugą rękę i pogładziła ostrożnie na znak, że wszystko było w porządku. Żyła z tym przekonaniem od czternastego roku życia i jakoś dawała radę. Teraz nie było inaczej. Dawał radę. Jakoś, ale jednak. Zaraz też parsknęła na wspomnienie o maści, na którą spojrzała z rozbawieniem, chociaż temat wcale nie był taki zabawny. A może jednak? – Muszę przyznać, że bardzo szybko przeszłaś z „mogę cię posmarować” do „rozbierzmy się”. – Wprawdzie rozchodziło się o porównanie urazów, ale do tego jednak trzeba zdjąć ubrania, co było powodem pojawienia się rozbawionego uśmiechu Paxton oraz delikatnego rumieńca na policzkach. No i Sameen jednak była zabawna. Nie umyślnie, ale jednak albo po prostu to Eve miała myk na wyłapywanie takich rzeczy.
- Czyli rozumiesz, dlaczego tak a nie inaczej zachowałam się na lotnisku. – Nie pomagała wszystkim dookoła. Nie dbała o nich, bo to nie było jej zadanie. Wiedziała też, że nie ogarnie wszystkiego, schrzani własną pracę i narazi Jello. Wyjątkiem był chłopak, który upadł nieopodal nich, lecz tu także pojawiła się kwestia sygnału danego przez suczkę, która oznaczyła go jako przemytnika. – Mogę jeszcze raz przywołać określenie „zimna królowa”? – zapytała, bo całkiem niedawno wspomniała o tym, jak nazywano Sameen. Przynajmniej sama kobieta stwierdziła, że nosiła takie miano, a jednak pod tą powłoką było serce. – To dobrze, że jej pomogłaś. Szkoda tylko, że przy tym zaliczyłaś kulkę. – Coś za coś, jak to się mawiało i choć Eve wolałaby, żeby Sameen jednak nic się nie stało, to czuła, że musiała ją pochwalić za szlachetny czyn. Nie brzmiał on jak coś, z czego Galanis miałaby super wielki zysk, więc częściowo można nazwać to bezinteresownym działaniem.
- Powiedz mi, kto tak o tobie mówi a skopię tej osobie tyłek. – Była gotowa to zrobić, chociaż zakładała i wiedziała, że rozchodziło się o zgrabny tyłek Sameen, której jednak nie zamierzała bić. – A jeżeli to nie pomoże, to pozwól żebym z czasem udowodniła ci, że jednak jesteś ważna. Liczę, że kiedyś w to uwierzysz. Uwierzysz mi. – Bo chodziło o zaufanie w słowa Paxton, która jednak nie słynęła z rzucania ich na wiatr. Starała się nie mówić ani nie obiecywać rzeczy, których nie byłaby w stanie spełnić. Nie lubiła zawodzić ludzi ani ich okłamywać. W tej drugiej kwestii bywała hipokrytką, ale naprawdę się starała.
- Jest jeden sklep, dwa skrzyżowania od Lucky Lou’s, ale myślę, że Cairns znajdziesz więcej rzeczy. – Urozmaiconego towaru, chociaż może na dobry początek Sameen wystarczy to co oferowano lokalnie. W gruncie rzeczy, czego potrzeba do malowania na sztaludze? Różnego rodzaju pędzli i farb, a to raczej mieli w Lorne. Raczej, bo Eve nie znała się na tworzeniu obrazów. Lubiła je. Nie wszystkie, ale bywały takie, które wzbudzały w niej niepokój albo zmuszały do zastanowienia i to właśnie taką sztukę lubiła.
Starała się nie wyglądać na zmartwioną, ale ciężko pozbyć się troski w obliczu tego, co wiedziała i czego nadal dowiadywała się o Sameen. Czasami miała wrażenie, że Isabelle mogłaby skończyć tak samo, ale ani śmierć którą dostała ani życie Galanis, nie byłoby „lepszym wyjściem”. Jasne, Eve chciałaby aby żyła, ale nie w taki sposób.
Chciała też znów objąć Sam, ale po ostatnim napięciu, które czuła u kobiety, nie zamierzała znów narażać jej na niekomfortową sytuację. Ograniczyła się więc do ułożenia dłoni na plecach i tak jak przy ich pierwszym spotkaniu odruchowo gładziła ją sunąc dłonią w górę i dół.
- Mimo wszystko chciałaś mieć te zdjęcia. – Z jakiegoś powodu, które być może blondynka jeszcze nie rozumiała, ale pragnęła je mieć. – To dobry początek, o ile w ogóle tego chcesz. – Przypomnieć sobie choć odrobinę albo w jakimś stopniu czuć się powiązaną z Gaią Barlowe. – Może.. może mogę ci pomóc? Jeżeli opiszesz mi przebłyski, które miewasz, to mogę je zweryfikować. Pójść do pani Barlowe, powspominać dawne czasy i nakierować ją na to, żeby co nieco mi opowiedziała. – Konkretniej to, co chciałaby uzyskać czyli dane wspomnienia z ów momentów. Jeżeli te się nie pokryją, to oznaczało, że nie były prawdą, o ile.. – O ile, tego chcesz. – Bo może Sameen w ogóle nie chciała znać Gai. Od tak dawna nią nie była, że Eve doskonale to rozumiała. Sama w mieszkaniu Galanis przyznała, że odkrywając prawdę o Barlowe bała się równoczesnej utraty kobiety, którą poznała. A może nie miała się czego bać? W końcu podstawą, korzeniami i filarem osoby, przy której siedziała, była właśnie Gaia.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Pozwól mi spróbować. – Zaproponowała. Miała świadomość tego, że miała ten przywilej, że posiadała odblokowane możliwości i nie wiem jak to nazwać, ale polecę typowo grami video, „opcje dialogowe”, którymi raczej nie wypada się dzielić z bliskimi. Sameen miała inne podejście do świata i życia, przeżyła zbyt wiele jak na swój jeszcze młody wiek i rozumiała rzeczy, których zrozumieć nie potrafili inni. Zacisnęła szczęki i pierwsze co jej się nasuwało na myśl to przypomnienie Eve tego, że niestety nie będzie w stanie uratować każdego. Nie sądziła jednak, żeby było to odpowiednie do tego wyznania. –Podczas twojej służby czy chodzi o teczkę, którą miałaś w aucie? – Zadając to pytanie nie mogła się już powstrzymać. Musiała dopytać, a teraz pociągnięcie Eve za język wydawało się łatwe. Chociaż przez chwilę gardziła sobą, że wykorzystuje moment słabości Paxton. Tym bardziej, że widziała jak Eve walczy ze łzami na co Sameen nie potrafiła zareagować. Cieszyła się tylko, że już trzymała dłoń Paxton i miała zajęte ręce. Nie stać jej było na nic lepszego. Ludzkie, prawdziwe emocje bardzo ją onieśmielały.
-Mogę ci tylko powiedzieć, że jestem kobietą o wielu skrytych talentach, albo jestem tak zdesperowana, żeby cię posmarować tą maścią, że zrobię wszystko, żeby osiągnąć swój cel. – Zażartowała, bo oczywiście, że Sameen nie miała żadnych talentów. A przynajmniej nie miała takich, które sama uważała za talenty. I to jeszcze takie, którymi mogła się chwalić na prawo i lewo nie wzbudzając przy tym podejrzeń nieświadomych ludzi. Mogła udawać różne akcenty, mówiła kilkoma językami biegle, wieloma była w stanie posługiwać się komunikatywnie, potrafiła odebrać życie na tysiąc sposobów. Ale nie stanie na ulicy z kapeluszem zbierając pieniądze za okazywanie tego talentu. Nawet Eve nie mogła się tym za bardzo pochwalić. Chociaż może gdyby to zrobiła to Paxton miałaby większe pojęcie czym się Galanis zajmuje.
-Rozumiem. Zrobiłabym dokładnie tak samo. – Jeszcze wtedy, na lotnisku, Eve żyła nieświadoma tego, że Sam trochę ją okłamywała. Teraz, kiedy stawiały na szczerość, mogła potwierdzić, że zachowałaby się tak samo jak Eve. Chroniłaby osobę, którą znała i na której jej zależało i nikogo poza tym. Susan Murphy była jednak wyjątkiem. Sameen do dzisiaj nie wie co nią kierowało, kiedy ratowała jej tyłek po raz pierwszy. Po raz drugi i trzeci ratowała ją dlatego, że już ją znała. Ale przy pierwszym razie? Nie miała pojęcia. –Co do tej… „zimnej królowej”, to moim właściwym przydomkiem, nadanym mi przez moich opiekunów jest Adrasteja. Dostawaliśmy przydomki od postaci z mitologii. Adrasteja jest tą, której nikt nie uniknie. – Uśmiechnęła się. Pod tym pseudonimem była znana kiedy ludzie ją zatrudniali. Była z niego dumna, bo dostała ten przydomek dlatego, że była jedną z paru najlepiej rokujących kandydatek. No i później dokonała wszystkiego, żeby zostać jedyną. –Lepiej ja niż ona. – Sameen potrafiła trzymać gębę na kłódkę i nie rozpowiadać ludziom, że została postrzelona. Byłą w stanie też samodzielnie wyjąć sobie kulę i się zaszyć. Susan musiałaby zapewne skorzystać z pomocy specjalistów, a ci z pewnością powiadomiliby policję i Murphy sprowadziłaby na siebie problemy. I tym samym na Sameen.
Parsknęła śmiechem, bo rzeczywiście wyszłoby na to, że Eve musiałaby skopać tyłek Sameen, a jednak Sameen nie miała wątpliwości co do tego, że Eve nie dałaby jej rady. Chociaż istniała też szansa, że Sam by się podłożyła, bo nie mogłaby zdobyć się na to, żeby w jakikolwiek sposób zranić Paxton. –Będziemy musiały poczekać i zobaczyć. – Ona też nie chciała w tym momencie składać pustej obietnicy, że rzeczywiście uwierzy w słowa Eve.
-Dzięki. Sprawdzę po powrocie. – Uśmiechnęła się. Sama nawet nie wiedziała czego będzie potrzebowała. Najpierw po prostu sprawdzi sklep i zobaczy czy lokalne produkty jej wystarczą czy rzeczywiście będzie musiała się wybrać po wszystko dalej. A wiadomo, że w przypadku Galanis w grę nie wchodziło zamawianie przez Internet. Musiała być gotowa na bezpośrednie zakupy.
-Bo chciałam się poczuć bardziej… ludzko. – Wiedziała, że każdy normalny człowiek ma coś do czego jest przywiązany. Nawet jak zaprzeczał, to zawsze było coś takiego. Ona nie miała żadnych pamiątek z dzieciństwa. Zdjęcia od Eve były jedynym co rzeczywiście potwierdzało, że do pewnego momentu to dzieciństwo miała. Mimo wszystko… niczego nie czuła. Patrzyła na siebie na tych zdjęciach i widziała obcą dziewczynkę w otoczeniu obcych ludzi. –Nie, nie, nie. Nie, nie. Nie. Nie. – Zaczęła szybko zaprzeczać i nawet się wyprostowała, bo momentalnie obleciał ją stres, na który nie była gotowa. –Nie chcę tego. Nie mogę. Ta kobieta niedawno przestała się łudzić tym, że jej córka wróci do domu. Nie możemy na nowo rozdrapać jej ran. To byłoby nie fair. – Wyjaśniła swój punkt widzenia i wzięła dwa głębsze oddechy. –Ale jest coś innego co mogłabyś dla mnie zrobić, a właściwie to nie miałam kogo o to prosić. – Nie pomyślała wcześniej, że Eve mogłaby jej z tym pomóc, ale wydawała się być ogarniętą osobą. –Farma rodziny Barlowe jest zadłużona. Mają komornika na głowie, który już pracuje nad tym, żeby zabrać im farmę. – Wiedziała, że pani Barlowe nie będzie miała się gdzie podziać. Wiedziała też, że na farmie mieszka Audrie i Primrose. Nie miały jednak pieniędzy, którymi mogłyby opłacić długi. –Gdybym ci dała pieniądze to mogłabyś spłacić te długi? – Nie wiedziała jak to działało, więc Eve była jej ostatnią, legalną deską ratunku.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ