Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Poczuła zaciskającą się krtań i drżenie w środku, które całe szczęście nie wyszło na zewnątrz. Sprawdziła. Spojrzała na swoje ręce i upewniła się, że nie drgały, jak u jakiejś osiki.
- Miałam młodszą siostrę – szepnęła prawie tak, jakby dzieliła się największą tajemnicą na świecie. – Zamordowano ją w wieku dziesięciu lat. – wyrzuciła szybko i niespodziewanie zabrakło jej tlenu w płucach. Wzięła bardzo głęboki wdech i automatycznie skrzywiła się czując ból z boku tam gdzie miała krwiaka. Zaraz też przed jej oczami pojawiły się obrazy z miejsca zbrodni, myśli o tym co drań zrobił Isabelle oraz wszystko to, co uczynił innym dziewczynkom. Eve zacisnęła pięści, nawet tej dłoni, na której czuła rękę Sameen. Przełknęła ślinę, popatrzyła gdzieś w bok i zdecydowała się na coś, co z pewnością nie zadowoli jej rozmówczyni, ale Paxton nie była dzisiaj gotowa o tym rozmawiać. –Kaligynefobia. Przepraszam. – Używając safe word nigdy nie przypuszczała, że będzie za to przepraszać, ale nie chciała też, żeby Galanis poczuła się źle. Po prostu jeszcze nie była gotowa aby mówić o tym kobiecie. Nikomu nie chciała się z tego zwierzać, bo to ciągnęło za sobą kolejne nieprzyjemne sytuacje; odejście matki, samobójstwo ojca, armię, którą choć kochała, to straciła w niej cały oddział.
- Bogini sprawiedliwości i opiekunka gór. – Pokiwała głową przez chwilę myśląc o tym, czy określenie pasuje do Sameen. Nie wiedząc jednak, czym dokładnie kobieta się zajmowała, nie mogła tego wprost przyznać. – Rozwiązuje dużo krzyżówek – wyjaśniła, skąd to wiedziała. – Głównie po to, żeby podczas rozmów nie wychodzić na głupią. – Posłała Galanis lekko rozbawiony uśmiech powoli czując, że niedawno rozpoczęty temat o Isabelle spycha się na dalszy plan. Nie mogła ciągle o tym myśleć. Przez to wszystko popadała w paranoje. – Szlachetnie. – Bo jak inaczej zrozumieć słowa „lepiej ja niż ona”? Ktoś, kto dawał się postrzelić pomimo rozsądnych argumentów, czynił to na swój sposób szlachetnie, chociaż Eve nie do końca lubiła to określenie ani stwierdzenia „szlachetna śmierć”.
Wyprostowała się bojąc, że zaproponowała coś złego. Dopiero po chwili zrozumiała, czego Sameen się obawiała. Rozumiała jej punkt widzenia. To, że nie chciała narażać pani Barlowe na cierpienie, ale istniał też drugi aspekt całej sytuacji, o którym jednak Paxton nie miała okazji wspomnieć. Nie w tej chwili.
- Lepiej komornika niż lichwiarza – wtrąciła, ale szybko machnęła ręką na znak, że to niepotrzebny komentarz, a jednak coś o nim wiedziała. – Nie jestem pewna, ale chyba mogłabym to zrobić w ramach darowizny. Gdyby ktoś pytał to powiem, że wygrałam pieniądze w kasynie. – A pani Barlowe mogłaby wkręcić, że to pieniądze od jej matki, która na pewno teraz zarabiała grubą kasę. Paxton od dawna nie miała z nią kontaktu, ale biorąc pod uwagę sukces jej książek oraz występy w telewizji, to na pewno nie narzekała na brak pieniędzy. Pomoc dawnej przyjaciółce, może byłaby dziwna, ale nie aż tak bardzo w porównaniu z tym, gdyby Eve powiedziała „że to od niej”. – Potrzebuje tylko kontaktu do tego komornika. – Jednocześnie pokiwała głową na znak, że to załatwi i Sameen nie musiała się dalej martwić o farmę Barlowe. Mogła być też pewna, że nikt nie dowie się prawdy, skąd rzeczywiście pochodziły pieniądze chyba, że sama blondynka kiedyś będzie chciała zdradzić to swej dawnej rodzinie.
- Dobrze, pani zdesperowana. Dam ci się wysmarować – Chciała na moment zboczyć z toru trudnych rozmów i z uśmiechem wstała od stołu, żeby móc odstawić talerz do zlewu i napić się wody. Po tych czynnościach wróciła na swoje miejsce, nieco odsunęła krzesło od stołu, żeby Sameen miała lepszy dostęp i najpierw zerknęła od góry pod koszulkę. – Sprawdzam, jak to wygląda. – Jakby w ten sposób chciała ocenić, czy powinna prezentować się z nim przed kobietą. Tyle, że żadnych siniaków nie powinno pokazywać się na początku znajomości. Przynajmniej tak mówili specjaliści, bo „sprzedanie idealnej wersji siebie zapewniało dłuższą relację”.
Ci specjaliści chyba nigdy nie byli z kimś w dłuższej relacji.
- W razie czego, to nie musisz tego robić – stwierdziła zanim złapała za kraniec koszulki, żeby ją podwinąć. – Chodzi o to, że chyba nie lubisz bliskości, co? – Nie była pewna, jak to nazwać, bo raz czuła na sobie dłoń Sameen a za innym razem ta się cała spinała. – Kiedy objęłam cię na hali, cała się spięłaś. – Jasne, że dało się to wyczuć. Ciało rozluźnione było zupełnie inne w dotyku nie wspominając już o tym, że objęcie to nie zostało odwzajemnione, przez co Eve poczuła się głupsza (że się na to zdobyła).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Poczuła jak mięsnie Eve się napinają, czuła jak jej dłoń zaciska się w pięść. Domyślała się ile ją kosztowało, żeby wypowiedzieć te dwa krótkie zdania. Przez chwilę milczała, miała tyle pytań, które chciała zadać, a jak już się zebrała na to, żeby któreś wypowiedzieć na głos to usłyszała safe word. Zacisnęła na chwilę szczęki i skinęła głową akceptując decyzję Eve. Postanowiła też, że absolutnie nie będzie tego sprawdzała. Miała już dostateczną ilość informacji, żeby na własną rękę poznać zawartość teczki Paxton, ale tak bardzo nie chciała naruszać jej prywatności.
Uśmiechnęła się. –Bardziej chodzi o znaczenie imiona. – Wyjaśniła, bo nie pasowała do niej ani sprawiedliwość ani bycie opiekunką gór. Ze sprawiedliwości jedyne co zrobiła to zabiła tych, którzy skrzywdzili ją i inne dzieciaki, które porywali i trenowali na swoją małą armię. No i może sprawiedliwością było to co zrobiła mężczyźnie, który próbował ją dźgnąć w Lorne Bay. Ale to już nie jej oceniać. W końcu pewnie każdy miał swoją definicję sprawiedliwości. –Muszę kiedyś spróbować. – Nigdy nie miała okazji rozwiązywać krzyżówek, a skoro jest to dobry sposób na sprawianie wrażenie inteligentnej podczas rozmów to może warto było spróbować. –Nieprawda. Przestań. – Skrzywiła się, bo absolutnie nie widziała niczego szlachetnego w swoim zachowaniu. Poza tym nie lubiła jak przypisywało jej się jakieś pozytywne rzeczy w związku z jej pracą, bo miała świadomość tego, że nie robiła nic dobrego.
-Prawda. – Skinęła głową. Chociaż na tym etapie to nie miało dla niej już znaczenia to kto wisiałby nad rodziną Barlowe. Była gotowa pozbyć się wszystkich. Na razie jednak, póki mogła, chciała to zrobić w sposób legalny, żeby nie sprowadzić na nich dodatkowych problemów. –Okej, okej. To chyba ma sens. – Pokiwała głową, ale jeszcze spojrzała na Eve, żeby dostać potwierdzenie. Na tym Sameen niestety się nie znała. –Podrzucę ci wszystko co mam. Wieczorem albo jutro rano. Dostosuję się. – Miała całą teczkę odnośnie tego co udało jej się dotychczas znaleźć. Trochę tego było. Pieniądze akurat nie były dla niej problemem. Jeszcze tego samego dnia mogła dostarczyć Eve kwotę, która pokryłaby w całości długi na farmie oraz odsetki i różne niezaplanowane wydatki, które mogłyby się wydarzyć.
-Wiedziałam, że trzymanie się za ręce ci nie wystarczy i będziesz chciała poczuć więcej. – Zażartowała i też wstała od stołu i poszła umyć ręce. Jasne, to było tylko nakładanie maści, ale dla Sameen, higiena podczas opatrywania ran była niesamowicie ważna. Nieważne czy były to rany otwarte czy zamknięte. Parsknęła śmiechem jak już wróciła na krzesło i zobaczyła co Eve robi. –Podejrzewam, że widziałam gorsze, więc się nie stresuj. – Podwinęła rękawy golfa i wzięła do ręki maść.
-Chcę. – Powiedziała i lekko zmarszczyła brwi, bo myślała, że wyraziła się dosadnie odnośnie tego, że jest gotowa na zajęcie się krwiakiem Eve. –Nie, nie. To nie tak. – Powiedziała i klęknęła przy Eve, żeby obejrzeć jej ranę najpierw z bliska zanim zajmie się jej smarowaniem. –Nie mam problemów z bliskością. – Wyjaśniła i lekko się uśmiechnęła. Przeniosła nawet wzrok na Eve. –Po prostu nie przepadam za dotykiem, którego się nie spodziewam. Nie spodziewałam się tego objęcia, więc zareagowałam w ten sposób. Niby już mam świadomość tego, że wy, ludzie, lubicie się przytulać i jakoś to akceptuje, ale jednak moje ciało nie. – Oczywiście, że nie uważała się za człowieka, więc śmiało używała stwierdzeń „wy ludzie”. –Więc mam nadzieję, że nie odbierzesz tego personalnie. Gdybyś mi powiedziała, że zamierzasz mnie przytulić to miałabym ułamek sekundy, żeby się do tego przygotować. – Wyjaśniła i sięgnęła po maść, którą wcześniej postawiła na udzie Eve. –Uwaga. – Poinformowała ją, że zamierza dotknąć krwiaka i delikatnie zaczęła po nim jeździć opuszkami palców. Jeszcze bez maści. Nie prezentował się zbyt ładnie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Może być jutro. Wieczorem padnę, żeby odespać minioną noc. – Oraz długą podróż. Wiedziała, że pomimo zmęczenia nie zostawi Sue Ann na cały dzień samej z psami. To był ośrodek Paxton i choć kobieta była tutaj, żeby pomóc, to miała również inne obowiązki. Od swoich własnych Eve nie ucieknie i nawet nie zamierzała. Kochała tę pracę, pomimo iż czasami przesadzała i zamiast odpocząć, to dalej pracowała. Nie była jednak kimś, kto uciekał od obowiązków. Sumienności jej nie brakowało.
- Przyłapałaś mnie. Jestem pazerna. – Uśmiechnęła się mijając Sam przy powrocie na swoje miejsce. Przez chwilę pomyślała, że dawno nikt jej w ten sposób nie pomagał. Zazwyczaj sama się sobą zajmowała i tylko głównie dlatego, bo Sue Ann nad nią stała i kazała to zrobić. Jednak odkąd rodzina Paxtonów rozłamała się po śmierci Isabelle, żadne z dzieci nie mogło liczyć na szczerą pomoc rodzica. Na wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i tak proste gesty jak pomoc w posmarowaniu krwiaka. - Nie widziałaś ich na mnie. – Nie żeby istniała jakaś różnica między siniakami, a jednak co innego zobaczyć je na kimś obcym a co innego na znajomym. Człowiek podchodził do tego odmiennie głownie przez fakt relacji z drugą osobą. Łatwiej było przejść obojętnie obok obcego człowieka a nieco gorzej obok kogoś, kogo już trochę się znało. Eve o tym wiedziała i dlatego czasami jej odbijało, gdy za bardzo chciała pokazać się komuś z jak najlepszej strony. Przez to rozpadł się jej ostatni związek; bo przesadziła z udawaniem kogoś idealnego, kim nie była i nigdy nie będzie.
Uważnie przyglądała się Galanis doszukując się czegoś, co mogła zrobić źle. Sama również dziwnie reagowała na szczere i ciepłe objęcia, których brakowało jej dawniej, ale wiedziała, że czasem te były potrzebne w niektórych sytuacjach. W tamtej chwili uznała, że był to dobry moment, ale najwyraźniej się przeliczyła.
- W takim razie przepraszam, że to zrobiłam – Bo nic innego jej nie zostało, jak właśnie przeprosić za coś, co Sameen jakoś akceptowała, zaś jej ciało już niekoniecznie. Paxton nie chciała wprawiać jej w dyskomfort lub tworzyć niezręcznych sytuacji. Objęcia do których trzeba się przygotować nie brzmiały, jak coś przyjemnego ani dobrego a Eve nie chciała być kojarzona z takimi wspomnieniami. Uznała, że lepiej będzie trzymać ręce przy sobie, chociaż nie miała pojęcia jak to zrobi i czy wytrzyma.
- To musiał być duży kamień – wyjaśniła wielkość krwiaka, który prezentował się w trzech barwach od ciemniejszej w środku po jasną zieleń na zewnątrz okręgu (a raczej czegoś w kształcie dużej plamy).
Spojrzała najpierw na Sameen klęczącą obok, potem na jej palce błądzące po rozgrzanej skórze, a na koniec na ścianę, której widok pomagał w ukojeniu pewnych myśli.
- Wiesz, że wspominane kogoś nie zawsze oznacza cierpienie? – zapytała umyślnie odsuwając swe myśli od dotyku, który czuła. – Mówiłaś, że rozmowa z panią Barlowe rozdrapie stare rany, ale tak nie jest, kiedy wspomina się dobre sytuacje. Te zabawne i krępujące też. Kiedy w ogóle się kogoś wspomina, wspólne życie z tą osobą i to jaka była. – Sama nie robiła tego zbyt często, bo głównie zajmowała się śmiercią Isabelle, ale czasami bywały chwile, kiedy przypominała jej się siostra oraz chwile spędzone razem z nią. – Więc przemyśl na spokojnie moją propozycję. Do niczego cię nie zmuszę, ale chcę pomóc. – Kwestia komornika nie wiązała się bezpośrednio z Sameen a z rodziną Barlowe. Co innego było pomóc blondynce, która jak sama powiedziała zmagała się z przebłyskami niepewnych wspomnień.
Ponownie spojrzała w dół, na palce tym razem rozmasowujące zimną maść, na której chłód zareagowała delikatnym spięciem mięśni. Bezwiednie ciemne oczy powiodły na skupioną twarz kobiety, a potem znów na jej dłonie, które obserwowała przy pierwszym spotkaniu. Nie umyślnie, ale zwróciła na niego uwagę, kiedy obejmowały szklankę. Wtedy tego nie zauważyła albo przez ciemniejsze światło albo przez zazdrość, którą wtedy czuła, ale ręce Sameen wyglądały za przepracowane. To nie były dłonie kogoś, kto leżał i się obijał, co kobieta mogłaby robić (oceniając po ilości posiadanej gotówki).
Milczała wciąż patrząc na dłoń i starając się nie puścić trzymanej podwiniętej koszulki.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Naturalnie. – Skinęła głową z delikatnym uśmiechem. Egoistycznie zdążyła zapomnieć o tym, że przecież Eve ma za sobą długą podróż. Chociaż też myślała o tym, że podrzuci jej to co ma na zasadzie, że zostawi jej w skrzynce na listy, albo pod drzwiami. Nie śmiałaby po raz kolejny, tego samego dnia narzucać Paxton swojego towarzystwa. Nie chciała, żeby Eve obrzydło jej towarzystwo. A przynajmniej nie tak szybko. Chociaż nie, chciałaby, żeby nigdy jej nie obrzydło.
-Niewiele widziałam jeśli chodzi o ciebie. – Odparła i trochę powstrzymywała pojawienie się uśmiechu na ustach. –Musiałam polegać na mojej wyobraźni. – Dodała i tym razem się już uśmiechnęła i rzuciła nawet Eve szybkie spojrzenie. Sameen nawet nie myślała o tym, że oglądanie siniaków na ciele kogoś na kim jej zależy mogło być tak bolesne. Mogła się w sumie domyślić, że będzie ją to bolało. Przypomniało jej się jak podczas kontraktu we Włoszech Inej została postrzelona i Sam była pewna, że ją straci. Musiała przeprowadzić na niej operację wyciągnięcia kuli w chujowych warunkach, bez żadnego znieczulenia. Nigdy nikogo nie ratowała, nigdy nie widziała tyle krwi sączącej się z jednej osoby. No i nigdy też nie myślała o tym, że będzie tak desperacko pragnęła kogoś uratować. Kogoś kto właściwie kilka razy próbował ją zabić. Mimowolnie aż zerknęła na bliznę na środku wierzchu dłoni, którą miała po pierwszym spotkaniu z Marlowe. Pamiątka po tym jak ta wbiła jej w dłoń nożyczki.
-Nie musisz mnie przepraszać, Eve. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco i położyła dłoń na kolanie Paxton. –Nie zrobiłaś nic źle. – No bo nie zrobiła. Sameen doskonale rozumiała dlaczego Eve ją wtedy przytuliła. –To pozostałości z mojej przeszłości. – Kiedy była dotykana w sposób, w który nikt nigdy nie chciał być dotykany. Tak jak nikt nigdy nie powinien nigdy być dotykany. Dlatego zdecydowanie wolała ostrzeżenia, albo tak drobne gesty jak chwycenie za dłoń. Niespodziewane przytulenie kojarzyło jej się z byciem w potrzasku, z którego ciężko się uwolnić. –To ja przepraszam. Że wszystko ze mną jest skomplikowane. – Zabrała dłoń z kolana i było jej przykro. Eve ewidentnie zasługiwała na kogoś normalnego, kto nie wzdryga się kiedy jest dotykany, a trafiła na Sameen, która właściwie sprawiała jej tylko same problemy i nieprzyjemności. Gdyby nie to, że już się zaoferowała do posmarowania tego siniaka, to wstałaby i wyszła uznając, że może dla Paxton byłoby lepiej gdyby Sam trzymała się z daleka. W sumie dla każdego byłoby tak lepiej.
-Ja bym go już kwalifikowała jako głaz. – Zażartowała pewne w nieco słaby sposób. –Powinnaś się upewnić czy nie masz połamanych żeber. – Stwierdziła jak już opuszkami palców obadała całego siniaka. Cisnęło ją, żeby podociskać niektóre miejsca i sprawdzić gdzie bolało najbardziej, żeby dowiedzieć się więcej. Nie chciała jednak przesadzać nie znając progu bólu Eve.
-Hm? – Zmarszczyła brwi, bo nie zrozumiała na początku o czym dokładnie Eve mówi. Nie skojarzyła tego ze swoją sytuacją. A właściwie to z sytuacją państwa Barlowe. Niestety Sameen tego nie wiedziała. Większość jej wspomnień to tylko cierpienie. Od niecałego roku wie o tym, że właściwie może mieć jakieś szczęśliwe wspomnienia, bo ma rodzinę. Niestety nic się nie działo, nie miała wspomnień. A im bardziej próbowała coś w sobie obudzić tym bardziej nienawidziła się za to, że próbuje. Czytala nawet badania naukowe o tym, że dziecko w wieku czterech lat zyskuje świadomość i wtedy powstają pierwsze wspomnienia. Więc bazując na tym, powinna mieć rok wspomnień ze szczęśliwego dzieciństwa. Nie miała jednak nic. –Przy dobrych wiatrach dałam im pięć lat dobrych wspomnień. – W końcu była najstarszym dzieckiem. Podejrzewała więc, że państwo Barlowe byli szczęśliwi. –Jak to się ma do kolejnych dwudziestu ośmiu lat cierpienia? – Zapytała.
-Myślę, że najlepiej będzie jak spłacę ich dług i zniknę z ich życia. – Mogła przecież zawsze chronić ich z daleka. Nie musiała być częścią ich żyć.
Odkręciła pojemnik z maścią, nabrała sporą ilość na palce i ponownie, ostrzegła Eve przed nadchodzącym zimnem i delikatnie zaczęła maść rozprowadzać po siniaku. Starała się być jak najbardziej delikatna, chociaż widziała jak mięśnie Eve spinają się za każdym razem kiedy chłód maści dotykał nowego miejsca. Nie wklepywała smarowidła, wolała, żeby wchłonęło się naturalnie dając Eve większe szanse na zadziałanie leku. –O czym myślisz? – Zapytała czując jak Paxton się jej przygląda. Nawet uniosła na chwilę wzrok, żeby spojrzeć na Eve. Zaraz jednak ponownie skupiła się na ranie. Nabrała jeszcze trochę maści i rozprowadziła na ostatnie fragmenty siniaka. –Przetrwałaś. Byłaś dzielną pacjentką. – Uśmiechnęła się i wstała. –Nie opuszczaj jeszcze koszulki, niech maść się wchłonie. – Poinstruowała ją, a sama podeszła do zlewu i zaczęła myć ręce.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To nie twoja wina. – To przez ludzi, którzy zgotowali Sameen takie a nie inne życie. To przez nich teraz kobieta miała problem z wieloma rzeczami, z którymi ciężko było się odnaleźć w życiu. Przekładało się to na relacje i zachowanie osób trzecich, bo Eve najwyraźniej w świecie będzie obawiała się zrobić cokolwiek. - Bez skomplikowania byłoby nudno – dodała z delikatnym uśmiechem. – Może kiedyś cię rozgryzę. – Dopóki jeszcze miała zapał do tej relacji i samego poznania Sameen, która wciąż była dla niej zagadką. Właściwie ludzie przez cały czas nią byli. Nie ważne, jak długo się kogoś znało, ta osoba zawsze będzie skrywać w sobie coś nieodkrytego. Zwłaszcza, jeśli mowa o kimś, kto skrywał wiele tajemnic a Galanis zdecydowanie była jedną z tych osób, które miały ich naprawdę wiele.
Na wspomnienie o żebrach wzięła głęboki wdech tym razem gotowa na to, że pojawi się ból z powodu naciąganej skóry i mięśni.
- Co najwyżej obite.Pani doktor wystawiła diagnozę na podstawie odczuwalnego bólu. Gdyby było gorzej, może poszłaby na prześwietlenie, ale i tak lekarz niewiele mógłby zdziałać. Połamane żebra same muszą dość do ładu chyba, że były aż tak zniszczone iż ostrym końcem przebijały płuco. Wtedy to już problem, ale gdyby faktycznie tak było, Eve teraz leżałaby w motelu gdzieś na północy w płucami zalanymi krwią.
- W takim zestawieniu tych pięć lat wspomnień to niezwykle cenny dobytek. – Im mniej się czegoś miało, tym silniej trzymało się to w dłoniach. Nie pozwalało uciec, zniknąć ani nie wyrzucało się tego na śmietnik. – Nie da się wymazać cierpienia, jednak za każdym razem, gdy czujemy pustkę po stracie kogoś bliskiego – Nieświadomie zaczęła mówić o pani Barlowe, sobie i zapewne wielu innych osobach. – pojawiają się również wspomnienia. – Pomimo lat skłamałaby mówiąc, że gdy wspominała Isabelle, nie czuła nic. Cierpiała, może nieco lżej niż kiedyś, ale nigdy nie przestanie czuć smutku. Nikt nie wypełni pustki po siostrze, bo nikt jej nie zastąpi. – Przed bólem nikt nie ucieknie. Jeśli ktoś spróbuje to ograbi samego siebie. Okradnie się ze wspomnień. – Miałaby większy żal do siebie, gdyby nie cierpiała. – Z pamięci o jej miłości i radości. – Czy to Gai czy Isabelle, czy kogokolwiek innego. Wspomnienia były najlepszym co pozostawało po człowieku. Właściwie to jedynym, czego utrata oznaczałaby całkowite wymazanie tej osoby. Zniknęłaby na zawsze a na to Eve nie mogła pozwolić. Sądziła, że pani Barlowe miała podobne zdanie co do swego utraconego dziecka.
- O twoich dłoniach – przyznała wprost acz cicho, jakby się tego wstydziła. – Są przepracowane – dodała tuż po tym, gdy Sameen wstała i odwzajemniła uśmiech nieświadoma, że jej komentarz o jasnych dłoniach mógł zabrzmieć trochę źle. – Znaczy się, są bardzo piękne i zadbane, ale jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, wyglądają też na zmęczone. – Podobno oczy są zwierciadłem duszy, ale po dłoniach też wiele można było powiedzieć o człowieku. Ich skóra, struktura, ewentualne blizny, odciski.. To dłonie osoby pracującej, nieoperdalającej się i na pewno nie kogoś, kto „leżał i pachniał czekając aż inni mu usłużą”.
Eve odwróciła się na stojącą tyłem Sameen, która myła wspomniane dłonie. Znów zerknęła na jej pośladki, ale nie na długo. Poprzednie wspominanie Isabelle i rozmowa o cierpieniu nieco odebrała jej apetyt na takie rzeczy.
- Do wielu rzeczy musiałaś dojść sama. Tak mi się wydaje. Nie wiem, ale to musiało cię kosztować dużo pracy. Bardzo dużo. – Wciąż mówiła cicho, trochę niepewnie, ale pozwoliła swym myślom powędrować nieco dalej. Nie miała pewności, czy nie przesadzała źle interpretując to, co do tej pory wiedziała o Galanis.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Wiem. – Miała świadomość tego, że za wszystko odpowiedzialna była jej przeszłość i to co jej robiono. Po prostu nie chciała tym samym zniechęcić do siebie Eve. Chociaż pewnie dla Eve byłoby lepiej jakby jednak skupiła się na kimś normalnym. Tylko, że Sameen była egoistką i jednocześnie nie chciała, żeby ktoś inny miał uwagę Eve. –Jak rozgryziesz to daj mi znać. – Uśmiechnęła się. Sama miała problem ze zrozumieniem tego kim była i jaka była. Nawet nie wiedziała kiedy rzeczywiście mogła przyznać, że jest sobą. Chciałaby mieć świadomość, że osoba, która uratowała Susan Murphy, która zoperowała Inej Marlowe i która teraz zajmowała się Eve, była kimś o kim Sam mogła powiedzieć „tak, to ja”. Zmieniała jednak swoje osobowości tak często (tylko na potrzeby misji, oczywiście), że i tak zapominała kim jest. A przynajmniej nie miała pojęcia kim jest.
-W takim razie przeżyjesz. – Uśmiechnęła się. –Mam nadzieję, że nie planujesz się forsować i brać kolejnych zleceń. Kilka dni odpoczynku ci się przyda. – Zabawne jak sama w takim przypadku nie wzięłaby kilku dni odpoczynku. Jasne, uważałaby na swoje zdrowie, ale przyjmowałaby kolejne kontrakty jak leci. Oczywiście mając świadomość tego, że i tak przez kilka dni zajmowałaby się zbieraniem danych i obserwacją. Do tego nie potrzebowała być sprawną fizycznie w stu procentach.
Spuściła wzrok na bok, zmarszczyła delikatnie brwi i słuchała tego o czym mówiła Eve. To wszystko było dla niej tak obce. Nie potrafiła się do tego odnieść. Jeszcze zanim się dowiedziała, że ma żyjącą rodzinę to nie myślała o swojej przeszłości. Nie miała pragnienia poznania tego kim była i co miała. Cieszyła się wolnością. Nigdy nie zapłakała za niczym. A jak już się dowiedziała, że tą rodzinę ma i nie może do nich podejść i się przyznać, że żyje to po prostu… czuła dosłownie ból dupy z powodu tego co jej odebrano. –Czy to co mówisz… to jest swego rodzaju żałość? Jakaś żałoba? Tęsknota za kimś kogo nie można odzyskać? – Zapytała wprost, bo nigdy, jak już się przyznała komuś do tego kim jest, a wiedziała o tym tylko Zoya i Eve, nie robiła tajemnicy z tego, że wiele uczuć jest dla niej obce. Znała ich książkowe definicje, wiedziała jak coś udawać, w końcu robili z niej szpiega idealnego. Inaczej jednak się czegoś wyuczyć, a druga sprawa to poczuć to na własnej skórze. Teraz próbowała dopasować to o czym mówiła Eve, do tego co Sameen znała. Westchnęła. –Załóżmy, że to zrobimy… – Przeniosła wzrok na Paxton. –Załóżmy, że porozmawiasz z panią Barlowe o mnie, o moich wspomnieniach i później opowiesz o tym mi. Co jeśli nic się nie wydarzy? Jeśli niczego nie poczuję? – Naturalnie, że musiała sobie zrobić furtkę na to, że coś może się nie udać. Chciała założyć każdy hipotetyczny scenariusz. Nawet to, że Barlowe mogą być jej rodziną tylko z krwi, ale nigdy nie będzie się czuła z nimi związana w żaden sposób.
Spojrzała na swoje dłonie. Obdrapany lakier do paznokci, którego nigdy nie miała czasu i czekała aż całkowicie odpadnie, albo zniknie. Na delikatne blizny, te między kciukiem a palcem wskazującym, gdzie często się raniła używając broni w nieodpowiedni sposób i na tą większą, zostawioną przez Inej. Zakręciła kran, wytarła dłonie w jakąś ściereczkę i obróciła się opierając się tyłkiem o zlew. –Dużo pracuje dłońmi. – Przyznała i spojrzała na nie jeszcze raz. Często trzymały narzędzie zbrodni, ale zdarzały się też sytuację gdzie miały bezpośrednie starcie z jej celem. Korzystała z rękawiczek kiedy tylko mogła, ale nie zawsze było to możliwe. Poza tym rękawiczki same w sobie też źle wpływały na jej dłonie. –Chcesz je obejrzeć z bliska? Albo mi powróżyć? – Zapytała z uśmiechem wyciągając dłonie przed siebie. Akurat na punkcie dłoni nie miała kompleksów. A przynajmniej nie takich, które miała odnośnie brzucha, klatki piersiowej i szyi.
Skinęła głową potwierdzając słowa Eve. –Do wszystkiego doszłam sama. – Nie zamierzała w żaden sposób obniżać swoich zasług. –Nigdy nie miałam nikogo. Poza Zoyą oczywiście, ale ona nie mogła się mieszać do… mojego życia. Nie chciałam tego. – Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała było to, żeby jeszcze Zoya przy jej boku kroczyła po mrocznej stronie świata. –Myślę, że pod tym względem jesteśmy takie same, Eve. Ja i ty. Wiele zawdzięczamy tylko sobie. – Powiedziała i odpychając się tyłkiem od tego zlewu i podeszła do Paxton i położyła jej dłoń na policzku.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tak. Obie te rzeczy, żałoba i tęsknota, to naturalna kolej rzeczy. – Chciała brzmieć profesjonalnie i tak, jakby sama potrafiła odwołać się do tego wszystkiego. Wiedziała jednak, że nigdy nie wyszła z żałoby, bo nie pogodziła się ze śmiercią Isabelle, a raczej z tym, że jej mordercy nigdy nie odnaleziono. Ba, że facet dalej chadzał po globie gwałcąc i mordując małe dziewczynki. – Żałoba pojawia się po utracie czegoś lub kogoś. Tak, niektórzy tęsknią aż tak bardzo za przedmiotami albo za miejscami. – Chciała to wyjaśnić, bo bywały osoby, które przeżywały żałobie po koniecznej wyprowadzce (a raczej ucieczce z kraju pochłoniętego wojną) albo po utracie czegoś bardzo cennego. To nie koniecznie musiała być osoba. – Tęsknota jest zawsze. Od pierwszej chwili utraty, a nawet wcześniej. To może zabrzmi abstrakcyjnie, ale czasami tęskni się za kimś, już w pierwszej sekundzie, kiedy się z tą osobą rozstało, powiedziało dobranoc lub do widzenia. Nawet ze świadomością, że zobaczy się ją za godzinę, dwie lub rano. – Do tego jednak potrzebne było silne uczucie przywiązania, które było ciężkie do opisania. Sama Eve niekoniecznie przyrównywała to do emocji. Skłonna była bardziej opisać to cytatem ze starej książki, którą kiedyś we trójkę (Isabelle, Neil i Eve) dostali od babci. Każdy swój własny egzemplarz z personalną dedykacją, acz rzadko kiedy Paxton sięgała po cytaty z ów literatury. Trochę ze wstydu własną wrażliwością a trochę dlatego, że książki należały do tej części życia, za którą bardzo tęskniła (i nikomu o niej nie opowiadała).
- To nic się nie zmieni – stwierdziła wprost nie zamierzając okłamywać Sameen ani wmawiać jej, że jeżeli nie tym sposobem to innym. Nie miała na to złotego środka. Owszem, możliwe, że istniała inna metoda. Jeżeli tak, to jeszcze żadnej nie znała, więc tym bardziej nie zamierzała mydlić oczu kobiecie, która powinna przygotować się na to, że albo coś poczuje albo nie. To pierwsze wprowadzi w jej życie duże zmiany. Drugie w żaden sposób nie wpłynie na jej dotychczasowe jestestwo. – Możliwe, że będziesz tym zawiedzona, ale.. lepiej żałować, że się coś zrobiło niż tego, że niczego się nie uczyniło. – Usłyszała to kiedyś od pewnego bezdomnego i choć wiele osób ignorowało jego słowa, to do Eve one przemówiły. Uznała, że woli do końca życia szukać mordercy Isabelle niż siedzieć bezczynnie i nic nie robić. Że jeżeli umrze to z myślą, że chociaż próbowała. Bezskutecznie, ale się starała i tylko to się liczyło.
Bezczynne siedzenie nie było jej mocną stroną.
Czyli się nie myliła odnośnie dłoni Sameen. Dobrze widziała, chociaż mało kto zwracał uwagę na takie rzeczy. Przynajmniej Paxton nie spotkała się z kimś, kto patrzył na dłonie w ten sposób. Mężczyźni mieli to gdzieś i zapewne pozwoliliby nawet brudnym dłoniom zwalić im konia (to baby są szalone, że przez pół godziny czeszą do robienia loda), zaś kobiety patrzyły głównie na suchość skóry oraz w jaki sposób paznokcie były przedłużane. Tipsy, hybrydy, swoje własne, ale pomalowane milionem warstw i udekorowane jakimiś wzorami. O tym się mówiło, ale nigdy o odciskach lub bliznach. O tym, co kryło się pod skórą – w zmęczonych kościach.
- A mogę? – zapytała biorąc pod uwagę to, co Sameen mówiła wcześniej o niezapowiedzianej bliskości. – Nie muszę wróżyć ci z dłoni, żeby wiedzieć, że powiesz coś o tym.. – Wstała z miejsca i dopiero, gdy odwróciła się przodem do Galanis, patrząc jej prosto w oczy bezczelnie rozluźniła dłoń, w której trzymała koszulkę. Materiał opadł na dół, a przecież zgodnie z zaleceniem blondynki miała trzymać go w górze zanim krem się wchłonie. Niegrzeczna dziewczynka.
Znów trafiła w dziesiątkę. Nie żeby wielce to celebrowała, jednak z dystansem podchodziła do śmiałego opisywania kogoś, kogo wciąż poznawała. Albo po prostu nie doceniała tego, jak dobrze na razie zdołała poznać Sameen.
- Z troski – wtrąciła cicho. – Z troski chroni się bliskich przed własnym problemami. – Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Wmawiała, że nie mówiąc o wszystkim nie sprawiała ludziom problemów, bo przecież sama świetnie sobie radziła.
Ze spokojem, ale też pewnego rodzaju smutkiem wpatrywała się w Sameen, kiedy ta stwierdzała coś, co brzmiało bardzo samotnie. Tylko, że Eve przywykła do tej samotności, a raczej osamotnienia w kwestiach przetrwania, bo inaczej nie dało się nazwać tego jak przeżyła ów życie. Przetrwała. Nie w tak skrajnych warunkach, jak Sam, która w jej myślach miała znacznie gorzej (co zasmucano Eve), ale przetrwała.
Wiele zawdzięczamy tylko sobie. Długo człowiek tak nie pociągnie.
- Lubię, jak to robisz – przyznała tuż po tym, jak pod wpływem dotyku lekko przymknęła oczy. – I chciałabym zrobić to samo.. dotknąć.. pocałować.. ale nie wiem czy mogę. Mogę? – zapytała cicho oraz niepewnie wciąż w głowie mając to, co wcześniej Sameen mówiła o dotyku.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Mimowolnie zacisnęła szczęki i skinęła głową. Rozumiała te uczucia, ale ich nie znała. Nie miała jeszcze okazji do tego, żeby przechodzić przez żałobę i nie tęskniła z kimś kto odszedł. Chociaż nie. Miała przecież momenty, że tęskniła za Gaią. Ale czy było to szczere i prawdziwe uczucie skoro nie wiedziała kim jest Gaia Barlowe, bo nigdy jej nie poznała? Chciała zapytać o to Eve, ale uznała, że już za długo rozmawiały o smutku i żałobie i tęsknocie. Widziała jak Eve była wyczerpana psychicznie i fizycznie, a wyznanie o zamordowanej siostrze z pewnością nie należało do najłatwiejszych. –Hm. – Zamyśliła się jak Eve wspomniała o miejscach. –Czasami tęsknie za Grecją. Za Kretą. Jakby to było jedyne miejsce, które mnie zna. Ale jednocześnie nie zawsze chcę tam wracać. – Spojrzała na Paxton, bo była ciekawa co Eve powie na temat czegoś takiego. Czy to była swojego rodzaju tęsknota? –Hmm. W takim razie to tęsknotę musiałam czuć kiedy wróciłaś do baru, a ja samotnie kradłam plakat z barowego zaplecza. – Uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. No skoro można było odczuwać tęsknotę chwilę po tym jak się z kimś pożegnało to Sameen nie miała obaw, żeby się do tego przyznać. Tym bardziej, że wnioskowała, że tęsknota nie była jakimś negatywnym uczuciem.
-Czyli lepiej niczego nie oczekiwać. Wtedy nie będzie też zawodu. – Nie, żeby Sameen była osobą, która kiedykolwiek nastawiała się na coś pozytywnie. A nawet jeśli, rzadko kiedy pozwalała, żeby negatywne rzeczy ją dobijała. Być może jej wychowawcy osiągnęli swój cel i nie było nic co mogłoby ją zniszczyć. A przynajmniej nic takiego jeszcze jej nie spotkało. No i może lepiej niech nie spotka. Nie chciała sprawdzać swoich granic. –Okej. – Westchnęła jakby się poddawała. –Zróbmy to w takim razie. – Skoro mogło się równie dobrze nic nie wydarzyć, to Sameen tak naprawdę nie miała nic do stracenia. Równie dobrze, pewnie nic nie poczuje jak rany pani Barlowe zostaną na nowo rozdrapane. –Masz moje pozwolenie, żeby z nią o tym porozmawiać. Akurat jak mnie nie będzie w mieście. – Zaproponowała. Czuła, że zlecała Eve zadanie, a nie chciała, żeby to tak zabrzmiało. –Oczywiście jak chcesz i kiedy będziesz miała czas. – Dodała szybko, bo nie chciała być zleceniodawcą. Źle jej się to kojarzyło.
Przewróciła oczami rozbawiona. Nie przemyślała tego, że Eve po tym wszystkim będzie unikać jakiegokolwiek kontaktu z nią. –Ughh… – Wydała z siebie tylko westchnięcie i po raz kolejny przewróciła oczami. Oczywiście, że nie podobało jej się to, że Eve nie przestrzegała jej zaleceń. Z drugiej jednak strony miała do czynienia z dorosłą kobietą. Nie z dzieckiem, które trzeba poprowadzić przez życie za rączkę.
-Żeby ją chronić przed wszystkim co może spotkać mnie. – Dopełniła jeszcze przypuszczenia Eve. –Samotne i smutne życie. – Powiedziała przygryzając wargę, a kiedy Eve była bliżej to położyła drugą dłoń na jej drugi policzek. Po chwili przejechała dłońmi delikatnie w górę, zatapiając je we włosach Paxton. –Ale nie musi takie być, Eve. Możesz mi zaufać. – Wyszeptała nachylając się w jej stronę. Sameen była gotowa przyjąć na siebie ciężar trosk, które nosiła Eve.
-Możesz, Paxton. – Parsknęła cicho i chwyciła dłonie Eve i ułożyła je sobie na biodrach. –Nie mam problemu z zapowiedzianym kontaktem fizycznym, a jak coś sama inicjuję to raczej spodziewam się odpowiedzi. – Ułożyła sobie ręce na szyi Eve, ale nie obciążyła jej swoim ciężarem. Miała na uwadze to, że Eve jest zmęczona i poturbowana. Pocałowała delikatnie policzek Eve, a drugi pocałunek złożyła w kąciku jej ust. Po tym oparła swój policzek o jej i tym razem to ona przymknęła swoje oczy.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Przeżyłaś tam ważny etap w życiu. Kreta zawsze będzie miała dla ciebie znaczenie, ale może czegoś ci tam brakuje? – Nie oczekiwała odpowiedzi. Jedynie próbowała zrozumieć niechęć wracania do Grecji. Nie widziała w tym niczego złego. Można za czymś tęsknić, ale jednocześnie mieć świadomość, że to już nie było „to” miejsce. Ludzie tęsknili za swoimi ex, chociaż wiedzieli, że już nic z tego nie wyjdzie i wcale nie zamierzali do nich wracać. Eve tęskniła za matką, ale od wielu lat w jej głowie kobieta była już martwa. Nie zamierzała znów wpuszczać jej do swego życia, nawet jeśli z utęsknieniem wspominała dawne lata.
Uczucia były skomplikowane, ale bez tego życie byłoby nudnym jestestwem.
- Nie byłaś rozczarowana, że nie poszłam z tobą? – zapytała, bo z jednej strony chciała pójść z Galanis a z drugiej nadal były na etapie rozpoczynania tej znajomości. Eve też czuła się zobowiązana świętować z kolegą, którego znała wiele lat. W końcu to konkretne dziecko rodziło się tylko raz. – Czemu wzięłaś plakat? – Wcześniej nie poświęcała temu zbyt wiele uwagi. Uznała po prostu, że zdjęcie było ładne, jak zresztą większość prac z kalendarza Pirelli, ale może Sameen znała ów aktorkę? Może kiedyś widziała film z nią, o ile w ogóle kiedykolwiek miała okazję coś oglądać.
- Jak to mówią „Miej nadzieję na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze”. – Zwodzenie lub mydlenie oczu Sameen nie byłoby rozsądne. Eve wychodziła z założenia, że lepiej usłyszeć najgorszą prawdę niż pozytywne kłamstwo. Nie warto też udawać, że coś się nie wydarzy. Że drugiej – tej złej – strony medalu wcale nie było. To oszukiwanie siebie samego i innych.
- Zrobię to – zapewniła i sama sobie przytaknęła. – Wspominanie ułatwi mi wyjaśnienie, skąd nagła chęć spłaty długu. – Już wiedziała, że wkręci w to swoją matkę bez jej wiedzy. Dawna pani Paxton (bo teraz posługiwała się nazwiskiem panieńskim) to idealny punkt zaczepienia zwłaszcza, że długo przyjaźniła się z Barlowe, która teraz została ze wszystkim sama. Eve do końca nie wiedziała, co dokładnie działo się w życiu tamtej rodziny, ale ludzie w mieście gadają. W takim miejscu rzadko kto był anonimowy.
Albo co już cię spotkało; pomyślała nie odkrywając spojrzenia od kobiety, której jeszcze nigdy nie miała tak blisko siebie. Nie licząc zaplecza w barze, ale wtedy niektóre odczucia zaburzał wypity alkohol.
Nic nie mówiąc wciąż patrzyła w jasne oczy. Chciałaby zaufać. Chciałaby móc powiedzieć o tym wszystkim i poczuć się zrozumiana. Usłyszeć coś odmiennego od tego, że „miała obsesję”. Że wcale nie oszalała myśląc, że nigdy nie zazna spokoju, dopóki tego nie zakończy. Dopóki sprawiedliwości nie stanie się za dość. Że wcale nie była złą osobą czując ulgę na widok martwego ojca i że miała prawo uznać matkę za martwą. Że te wszystkie uczucia nie były złe.
Ręce na biodrach, te drugie wokół szyi i krótkie pocałunki trochę jak na balu maturalnym, kiedy dziewczyny niepewnie całowały chłopaków podczas tańca.
Pchana tą myślą zaczęła cicho nucić piosenkę (Lou Reed - Perfect day) i powoli zrobiła mały kroczek w bok, a potem kolejny. Nie był to wybitny taniec, bardziej bujanie się w rytm tego, co akurat wpadło jej do głowy. Powolni, bo nigdzie się jej nie śpieszyło, nawet jeśli miała obowiązki na głowie, które i tak powinna olać na rzecz odpoczynku.
Nie przerywając nucenia wargami sięgnęła do ciepłej skóry na szyi. Ucałowała ją krótko i jakby nigdy nic nuciła dalej. Kolejny pocałunek złożyła na granicy żuchwy, zaś dłonie powoli przesunęły się w kierunku lędźwi. Wyprostowała głowę, popatrzyła na wargi Sameen, a potem w jasne oczy, którym chciała zapowiedzieć dalsze swoje ruchy. Jak mówiła – musiała rozgryźć Galanis – dlatego na razie była ostrożna.
Równie ostrożnie musnęła drugie wargi, dopiero po sekundzie wbijając się w nie nieco mocniej. Ciało reagowała automatycznie i szukając stabilności odruchowo powoli napierając na to drugie i kierując je w stronę blatu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Może. – Odparła po chwili zastanowienia. Chociaż bardziej myślała, że to jest kwestia strachu. Bała się tego, że ludzie na tej Krecie tak bardzo ją lubili. Bała się, że się do nich przywiąże. Obawiała się tego, że będzie chciała tam zostać na dłużej. Ale nie wiedziała czy mogła i czy powinna skoro to w Lorne ma rodzinę i Zoyę. Teraz miała też Eve. Nie chciała tego tracić na rzecz swoich dziwnych pragnień, których nie powinna zrozumieć. Wolała kontynuować swoje życie jako osoba, która nie ma stałego miejsca. Tak było łatwiej odnaleźć się w każdym miejscu, do którego wędrowała. –Lecę tam za tydzień. Dlatego nie będzie mnie tak długo. – Wyjaśniła, bo w sumie w tej kwestii nie czuła, że powinna okłamywać Eve. Nie leciała nigdzie na kontrakt. Miała zobowiązania, które musiała spełnić. A wybierała się tam, żeby odebrać „spadek”, który zostawił jej mężczyzna zajmujący się jej kreteńskim domostwem podczas jej nieobecności.
-Byłam. – Przyznała bez wahania. –Właściwie to moja egoistyczna część liczyła na to, że pójdziesz ze mną. – Uśmiechnęła się lekko. –Ale wiesz jak jest… po chwili zastanowienia rozsądek podpowiedział, że prawdopodobnie postąpiłabym tak samo. – Pewnie było jakieś stare, chińskie przysłowie mówiące ”dla przyjaciela nowego, nie porzucaj starego” czy coś w ten deseń. Więc Sameen nie mogła wymagać tego od Eve. Tym bardziej, że gdyby w grę wchodziła po jej stronie Zoya czy Raine, to też wybrałaby je. Nie chciała być hipokrytką. –Jestem małą złodziejką. Lubię czasami zabierać trofea z niektórych miejsc. – Wzruszyła ramionami. Po prostu tak miała. Sama nie wiedziała czemu to robiła. Czasami zwracała te skradzione przedmioty. Książkę na przykład miała zamiar zwrócić, nawet jeśli będzie musiała się włamać tutaj po godzinach, żeby ją zostawić.
-Okej. – Skinęła głową. –Dziękuję. – Na razie nie miała żadnych pozytywnych odczuć wobec tych zamiarów. Bała się. Nie chciała męczyć pani Barlowe wspomnieniami o córce. Nie chciała rozbudzać jej nadziei na myśl o tym, że być może Gaia żyje. Chciała też zaufać Eve, ale jednocześnie obawiała się tego, że zostanie oszukana i to, że postanowiła jej zaufać, bardzo szybko obróci się przeciwko niej. Jeśli coś pójdzie nie tak, znowu będzie musiała uciekać. Raine i Zoya zostaną narażone na różne rzeczy, na które zapewne nie zasługiwały.
Wiedza Sameen na temat muzyki była bardzo uboga, więc równie dobrze Eve mogła zacząć śpiewać hymn narodowy Uzbekistanu, a ona i tak by tego nie rozpoznała. Mimowolnie jednak uśmiechnęła się pod nosem i pozwoliła Paxton poprowadzić ten „taniec”.
Wyprostowała głowę i napotkała spojrzenie Eve. Zastanawiała się czy będzie musiała jej dać werbalną zgodę na pocałunek czy w końcu się go doczeka. Tak bardzo cisnęło jej się na usta wyjaśnienie tego, że Paxton nie musi być dla niej tak delikatna. Nie bała się dotyku i bliskości, chciała jej. Po prostu nie chciała być osaczana kiedy mogła mieć akurat moment słabości. Uśmiechnęła się delikatnie i gdzieś mimowolnie, niespecjalnie nabijała się z niepewności i delikatności Eve, ale jednocześnie cieszyła się nią. Kurczowo chwyciła się materiału koszulki Eve i przysunęła się do niej bliżej. Pogłębiła pocałunek na chwilę zapominając o siniaku Paxton i o tym, że powinna ją traktować delikatnie. Cofała się do tyłu świadoma tego, że za parę kroków tyłkiem powinna trafić w blat. W ostatniej chwili zwolniła jedną rękę, żeby wyczuć tył. Idąc tak na oślep, niechcący strąciła dwa biedne kubki, które spokojnie stały sobie na suszarce. Jak już je przesunęła to pozwoliła sobie na wskoczenie tyłkiem na blat i przysunięcie do siebie Eve. Objęła ją nogami, dłonie ułożyła na policzkach Paxton i kontynuowała całowanie jej. Postanowiła jednak przejść w spokojniejsze, namiętne pocałunki.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zbierać trofea.. – powtórzyła na chwilę się zamyślając. – Brzmi jak pokręcona wersja sentymentu.Pokręcona, bo brakowało jej określenia na to, gdy ktoś zbierał trofea, ale zarazem chciała trochę zaczepnie nawiązać do ich poprzedniej rozmowy. Zasugerować, że pewien sposób Sameen czuła coś na wzór sentymentu, które wspomniane trofea zgarniała. Nie ważne z jakich miejsc i przez jakie powody, ale to robiła sprawiając, iż te przedmioty były częścią konkretnych wspomnień i sytuacji.
Jeszcze nie wiedziała, kiedy dokładnie pójdzie na pani Barlowe i w jakiej kolejności to wszystko rozegra, ale była kobietą czynu. Wolała robić niż czekać, dlatego nie będzie zwlekać z wykonaniem przysługi dla Sameen. Nie porwie się na to bez umyślnego przygotowania i przemyślenia. Zachowa rozsądek i świeże spojrzenie, ale na pewno nie odwlecze tego w czasie. Prokrastynacja nie była jej mocną stroną chyba, że chodziło o zajmowanie się samą sobą. To mogłaby olać, ale ani pracy ani przysług nie przekładała na później albo na nigdy, bo „nagle jej się odechciało”.
Robiła to co podpowiadało ciało. Nie planowała każdego kolejnego ruchu. Oddała się chwili, tego jak stały, nuceniu i powolnemu tańcu, który był jedynie małym przerywnikiem.
Zaś przerywnikiem w nuceniu były pocałunki, zaś te na początku wolne były oczekiwaniem na fizyczną zgodę. Nie potrzebowała słów. Wystarczyło odwzajemnienie pocałunku, zminimalizowanie dystansu między nimi i dłonie, które teraz gniotły jej koszulkę. Nie potrzebowała wielkiego transparentu z napisem „działaj”. Te gesty wykonane przez Galanis w zupełności wystarczyły. Pchana tym przeświadczeniem najpierw skierowała je na blat. Dłonie mocno przyciskała do lędźwi Sameen, zjechała nimi na pośladki, na których bezwiednie zacisnęła palce i nieco niżej na uda, za które złapała tak, jakby chciała pomóc kobiecie zmniejszyć i tak mały wysiłek związany ze wskoczeniem na mebel. Wciąż trzymając dłonie na udach, pociągnęła za nie przesuwając drugie ciało na skraju blatu, żeby czuć je bliżej siebie. Ignorowała ukłucia bólu podczas nagłych szarpnięć ciała, które i tak nie były mocne. Nie mogła powstrzymać myśli, że jak przerwie, to szybko ta chwila się nie powtórzy, więc zamierzała czerpać z niej jak najwięcej i to z uśmiechem, który skradł się na jej usta podczas pocałunków, kiedy poczuła nieco mocniejszy uścisk nóg wokół siebie.
Gdyby nie ściana Eve najpewniej niekontrolowanie napierałaby na Sameen i dosłownie weszłaby na ten blat, ale nie była dzikusem. Potrafiła zapanować nad swoimi odruchami, nie ważne jak dobrze smakowały drugie usta.
Ledwie na ułamek sekundy, w trakcie przerwy na wzięcie oddechu, zerkała w jasne oczy. Dłońmi przesunęła wzdłuż górnej części ud i powędrowała palcami w stronę pośladków prawie wkradając się między nie a blat. Zatrzymała się jednak, pogłębiła kolejny pocałunek i dłońmi powędrowała wyżej wkradając się pod materiał ciepłego golfa. Skradła ten moment nie tylko dotykiem na skórze, ale także pocałunkiem, podczas którego prowokacyjnie ząbkami złapała za dolną wargę Sameen.
- Chciałabym cię ucałować.. dłużej.. całą – wyraziła wprost swe myśli i ponownie wpiła się w drugie usta zanim Galanis zdążyła zareagować na to małe wyznanie i nim ta poczuła jak nie tylko opuszki palców, ale już całe dłonie wkradają, się pod golf.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie wykluczam tego. – Co ona tam wiedziała o byciu sentymentalną. Najważniejsze było to, że jej trofeami nigdy nie były fragmenty ludzkiego ciała, które zabierałaby swoim ofiarom. Miałaby całkiem pokaźną kolekcję słoików pełnych na przykład ludzkich uszu, sutków, albo penisów. Zależy co byłoby jej ostatecznym fetyszem. Na szczęście jej dziwactwo ograniczało się do zabierania przedmiotów, które uchodziły za wyposażenie wnętrz. Kubki, plakaty książki.
Poczuła jak dłonie Eve wjeżdżają pod jej sweter, więc automatycznie dłonie Sameen zjechały w dół i przytrzymały Paxton. Było łatwiej kiedy spotykała się z kimś kogo już więcej planowała nie ujrzeć na oczy. Wtedy mogła unikać pytań o blizny, albo je po prostu olewać. Mogła też zignorować swoje obawy i kompleksy spowodowane obecnością blizn na jej ciele. Z drugiej strony było ciężko kiedy trzeba było pokazać je komuś kto miał możliwość poznania jej.
Rzeczywiście nie zdążyła zareagować na słowa Eve. Odwzajemniła pocałunek próbując dać sobie szansę, ale ostatecznie oderwała się od kobiety. –Nie dzisiaj. – Powiedziała nieco zachrypniętym głosem i zabrała dłonie Eve spod swojego swetra. Jeszcze jak na złość dzisiaj nie ubrała żadnej koszulki pod golf i Paxton mogła wyczuć niektóre uwypuklenia jej blizn. Samo czucie ich nie było dla niej tak rażące jak oglądanie ich. Jej blizny były linią czasu, łatwo było poznać, które rany łatała Zoya, a którymi zajmowała się Sameen. Jak przez lata pracy nabierała wprawy i stawała się coraz bardziej precyzyjna. Blizny zdradziłyby wszystko zbyt szybko.
-Jesteś zmęczona i zraniona. Musisz odpocząć. – Oczywiście, że łatwiej było jej zwalić winę na obrażenia Eve niż przyznać, że po prostu panikuje. Niby chciała, żeby Eve ją poznała, pozwalała na to, ale wszystko działo się za szybko. Nie miały jeszcze zbudowanego stuprocentowego zaufania, nie mogła wyłożyć przed Paxton wszystkich kart i oczekiwać nie wiadomo czego. –Poza tym… – Zaczęła i zręcznie zeszła z blatu wymijając Eve. –Myślałam, że zaprosisz mnie najpierw na randkę. – Oczywiście, że kolejną taktyką było przykrycie wszystkiego jakimś beznadziejnym żartem. Wycofała się tak daleko, że stanęła sobie pod jakąś ścianą i dopiero wtedy miała odwagę spojrzeć na Eve i posłać jej jakiś głupi, niezręczny uśmiech. Wielka, groźna, niebezpieczna zabójczyni, a kurczyła się jak debil pod ścianą. Żart.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ