Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Błagam, powiedz jej to kiedyś. - Zaśmiała się słysząc o tym, że Sue Ann powinna zadbać o paprocie. Żałowała, że kobiety nie było obok, bo pomimo szczerej zażyłości lubiły się nawzajem podkuriwać, trochę denerwować i droczyć. Obie miały podobne podejście i żadna nie zamierzała się obrażać. Ani Sue Ann o to, że ktoś zwrócił jej uwagę na niepodlane paprotki ani Eve za to, że tamta poskarżyła się na Sameen (co zrobiono umyślnie, żeby Paxton czuła się winna. Cóż, nie czuła i obie wiedziały, że tak będzie).
- Wiesz, teoretycznie to moje paprocie, więc powinnaś przypierniczyć się do mnie.- Skrzywiła się, bo pomimo starań nie potrafiła dbać o kwiaty. Nie żeby nie chciała, ale po prostu nie umiała. Albo podlewała je za rzadko albo za często. Nie miała na nie sposobu. Znała się na zwierzętach a nie na roślinach, chociaż swego czasu mocno próbowała być świetną panią domu, która ogarniała również swój ogródek (ten na podwórku a nie między udami), ale jej się nie udało. Po prostu nie miała ręki do roślin nie z powodu nienawiści do nich a z braku podejścia. Tak samo, jak niektórzy nie mieli podejścia do zwierząt.
Wolnym krokiem prowadziła Sameen ku hali, w której trzymała i trenowała psy. Wiele z przeszkód znajdowało się na zewnątrz. Ze środka korzystała głównie, kiedy Australię nawiedzały okropne ulewne deszcze, po których w kałużach kąpały się krokodyle.
- Czemu? – zapytała wprost odnośnie niepewności Galanis co do wizyty w tym miejscu. – Bałaś się, że cię skrzyczę za bójkę w barze? – To nie dosłownie była bójka, bo wyglądała bardziej jak monolog jednej osoby. Druga nawet nie miała okazji ani siły, żeby odpowiedzieć. – Przyznaje, że w barze unikamy takich sytuacji, żeby potem nie mieć problemów, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. – Jeden cios i bach facet ledwo się ruszał i nie mógł odzywać. Pojęła też w trakcie tego całego zamieszania oraz słów Sameen, że ta potrafiłaby zrobić coś więcej niż tylko na dłuższy czas odebrać facetowi wdech i możliwość kontry.
- Może przesadziłam z tym oprowadzaniem, bo nie za wiele jest tu co oglądać. – Machnęła ręką na drewniane przeszkody dla psów, które sama budowała i zaraz ruszyła w stronę wejścia do hali.
- Były na koncercie – odpowiedziała zniesmaczona, bo oczywiście, że wycieczka po „naturalnych terenach” była tylko przykrywką dla rodziców, którzy spanikowali, kiedy ich zapite dzieci nie odpowiadały na wiadomości. Tyle afery o nic i na domiar złego przez głupie dzieciaki Eve nie mogła spotkać się z Sameen.
- Właściwie to tylko jednego sms’a. Nie chciałam ci przeszkadzać.. – I przy okazji wyjść na taką, która się narzucała. – Wczoraj pracowałam przy zleceniu na północnym wybrzeżu i dopadła mnie nieznośna myśl, że nawet nie powinnam tam być. Napisałam ci, a raczej zapytałam, czy kiedyś miałaś przebłyski intuicji i czy jej wierzysz. Bo ja tak. Od samego początku wiedziałam, że coś nie grało i wcale nie zamierzałam brać w tym udziału. – Zatrzymała się tuż przed drzwiami do hali i popatrzyła gdzieś w dal. – Jestem tylko podwykonawcą. Nie wnikam w działania policji czy innych służb ani ty bardziej dziwacznych typów w garniakach. Robię swoje i wystawiam fakturę. Cała reszta mnie interesuje i – cholera – ale jestem tylko cywilem a ten palant policji.. – Westchnęła ciężko, bo facet naraził ją oraz Jello. - Kurczę, chyba wszystkich policjantów nazywam palantami. Może powinnam przestać? – zaśmiała się, bo zrobiła to w przypadku gliniarza odpowiedzialnego za sprawę nastolatków oraz sierżanta, który ukrywał przed nią wiele faktów. – Chodzi o to, że kiedy istnieje zagrożenie życia, to powinien mnie o tym poinformować, a raczej wezwać mundurowego z psem a nie cywila, którego życie naraził. Już olać mnie, ale naraził Jello, o którą bałam się jak diabli, kiedy ten debil wreszcie powiedział w czym rzecz. Kutafon jeden kręcił od samego początku i nie wiem kogo chciał oszukać, ale głupia nie jestem i.. a zresztą.. nie obchodzi mnie co kombinował ani po co. To nie moja broszka. Swoje zrobiłam i kasę dostanę. – Wzruszyła ramionami, bo praca policji jej nie interesowała. Nie wnikała w ich śledztwa ani w to kim była ofiara morderstwa. Zrobiła swoje i tyle. Dobrze, że przy okazji sama nie zginęła z rąk mordercy, którego przez chwilę widziała przy motorze ani że Jello nie zamordowano wraz z tamtym facetem, o co bała się najbardziej. Utrata psa byłaby dla niej ogromną tragedią.
- Zresztą, już cię nie zanudzam. – Posłała Sameen uśmiech i otworzyła drzwi do hali (klik). – Nic wyjątkowego, ale sama na to wszystko pracowałam. – Nie było czym się chwalić, ale i tak chciała pokazać Sameen gdzie i jak pracowała.
Na końcu hali znajdowała się cienka ścianka bez drzwi, ale z dużym przejściem, dzieląca główną halę od miejsca, w którym trzymała psy (klik). Aktualnie były tam dwa futrzaki, które na jej widok od razu zaczęły szczekać. Eve otworzyła oba kojce i przywitała się z psami, które kolejno podbiegły do Sameen.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Jasne. – Skinęła głową z pełną powagą. Nie miałaby z tym najmniejszego problemu. Nie lubiła jak ktoś nie dbał o rośliny. Równie dobrze mogłaby chodzić i robić inby ludziom w supermarketach, którzy absolutnie nie dbali o to, żeby sprzedawane rośliny były odpowiednio pielęgnowane. Nie raz widziała jak rośliny były zalewane zbędna ilością wody, która ostatecznie je uśmiercała. Było to jednak jakiś czas temu kiedy jeszcze Sameen niespecjalnie angażowała się w rozmowy z obcymi ludźmi. Teraz jednak się zmieniała i w pewnym sensie chciała być częścią życia tego miasteczka. Nie wiedziała tylko czy jej wychodzi.
-W takim razie powinnaś o nie zadbać. – Zrobiło jej się nawet przykro, bo akurat po kimś kto z taką czułością i pasją opowiada o zwierzętach spodziewała się takiego samego zachowania w stosunku do roślin. W końcu też były żyjącymi organizmami. Jedynym czego nie miały było to, że za tobą nie biegały i nie śliniły się i nie trzeba było zbierać ich kup. –Musisz je podlewać. Koniecznie. Paprocie oczyszczają powietrze. No i jedną powinnaś przestawić na biurko tej kobiety. Widzę, że pracuje przy komputerze, więc też jej to dobrze zrobi. – Nie mogła przypomnieć sobie imienia Sue Ann, a nie chciała jej nazwać złym imieniem, żeby nie wyjść przy tym na ignorantkę.
Upiła łyka idąc w stronę hali i nawet udało jej się nie oblać kawą, co jednak było sporym osiągnięciem biorąc pod uwagę, że nie były to kubki dostosowane do spacerowania. –Nie. – Zaśmiała się. –Jakoś tak… po prostu. – Wzruszyła ramionami nie chcąc wdawać się w szczegóły, że po prostu czuła, że może Eve będzie jej teraz unikać. Przez to, że zrezygnowała z tego śniadania i przez to, że Sameen po wywołaniu tej bójki postanowiła uciec z miejsca zdarzenia. Nie przepadała za taką wylewnością i opowiadaniu o swoich uczuciach i odczuciach. –Hm. – Mruknęła. –Mam nadzieję, że nie gniewają się na mnie za tą bójkę. – W sumie jakby się gniewali to po prostu przestałaby tam przychodzić. I tak planuje na jakiś czas zrezygnować z przychodzenia do baru. Pozwoli sprawie ucichnąć. –Ja też unikam wszczynania bójek w barach. Niestety łatwo mnie sprowokować. – Miała problemy z kontrolowaniem siebie i swojego temperamentu. Zapewne gdyby była w jakimś stałym związku to byłaby odpowiedzialna za przemoc domową, więc może i lepiej, że w żadnym nie jest i pewnie nigdy nie będzie.
Przewróciła tylko oczami, że banda nieodpowiedzialnych dzieciaków poszła na koncert i z tego powodu Sameen nie zjadła śniadania w towarzystwie Eve.
Zacisnęła szczęki i była zła na siebie. Być może przegapiła moment, w którym powinna szpanować tym parasolem, który obiecała rozłożyć nad Eve kiedy ta miała potrzebować pomocy. Dobrze jednak, że okazało się, że była na miejscu i miała okazję ochronić ją przed niebezpieczeństwem. Szkoda tylko, że tym niebezpieczeństwem była Sameen. –Ufam tylko sobie i mojej intuicji. – Powiedziała po chwili zastanowienia. –Nie mam w sumie niczego poza tym. Oczywiście pomijając szkolenia i doświadczenia. – Dodała, bo to jednak też było istotne. –Więc zrezygnowałaś z tego zlecenia skoro twoja intuicja podpowiadała ci, że coś jest nie tak? – Wiedziała, że tak nie było, bo jednak fizycznie widziała Eve wykonującą to zlecenie. Musiała jednak udawać, że o niczym nie wie. –Skoro wezwali cywila to trochę brzmi to tak jakby to nie do końca było oficjalne zlecenie. – Podrapała się po skroni. Oczywiście, że mężczyzna nie mógł jej ścigać oficjalnie. Nie miała pojęcia jakim cudem zyskał sobie takie wtyki w policji, żeby w ogóle coś takiego zorganizować, ale no prawda była taka, że nie pracował dla żadnej organizacji, która działała legalnie. Wiadomo jednak, że każdy rząd, organizacja i policja byli łatwi do przekupienia. –Więc nie podejmiesz dalszej współpracy odnośnie tego zlecenia? – Zainteresowała się, bo ona wiedziała, że dopóki nie zabije mężczyzny w garniturze to nie będzie mogła spać spokojnie. Co prawda nie znał jej twarzy, być może nawet nie wiedział, że jest kobietą, ale musiała reagować szybko. Może poprosi Inej o pomoc.
-Nie zanudzasz mnie. – Uśmiechnęła się i upiła łyk kawy i weszła do sali po tym jak Eve otworzyła drzwi. –Nie wiem czy powinnam tak ochoczo wchodzić do hali znajdującej się na obrzeżach małej wiochy w Australii. – Zażartowała sobie rzucając Eve szybkie spojrzenie przez ramię. –Trzymasz je w klatkach? – Zapytała i odstawiła kubek w jakieś bezpieczne miejsce kiedy psy do niej podeszły. Pogłaskała je pobieżnie po głowach. –Są twoje? – Zapytała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Po tym jak non stop płaciłaś za ich drinki? – zapytała z przekąsem tak, jakby Sameen już dawno wkupiła się w łaski chłopców, którzy przez to nie mieli prawa się gniewać. – Nie są źli i w ramach sprostowania nie tylko dlatego, że ich sponsorowałaś. – Uśmiechnęła się rozbawiona, bo jednak sponsoring kojarzył się z wieloma rzeczami, niekoniecznie stawianiem drinków, które były mniej przyzwoite. Przez chwilę Eve zamierzała wspomnieć o plakacie ze ściany, ale uznała, że to drobna sprawa. Hank, jak to facet w jego wieku, nieco przesadzał z sentymentami i szybko o nim zapomniał kiedy Paxton obiecała załatwić mu parę zdjęć z innych sesji Pirelli.
- Nie przeszkadza ci to w pracy? – zapytała odnośnie łatwej prowokacji, której Sameen się poddawała. Paxton oczywiście nie wiedziała, co kobieta robi, ale biorąc pod uwagę wszystkie znane fakty raczej nie było to coś, przy czym blondynka mogłaby pozwolić sobie na niekontrolowane zachowania (wzburzone pod wpływem prowokacji).
Przytaknęła cieszą się, że nie tylko ona myślała podobnie na temat intuicji. Nie u każdego ona zdawała test. Eve uważała, że to wynikało z rodzaju wykonywanej pracy. U niektórych po prostu intuicja nie była potrzebna i umiejętność ta zatracała się podobnie, jak nieużywane szare komórki. Bez ich stymulacji „pa pa rozumie”.
- Chciałabym powiedzieć, że tak, ale jechałam tam trzynaście godzin a paliwo samo się nie opłaci. – Wzruszyła ramionami, jakby to było nic takiego, chociaż tak naprawdę gdyby tylko miała możliwość to zawróciłaby z powrotem do Lorne. Nawet nie wchodziłaby w dyskusję z sierżantem i przy tym nie musiałaby znosić obecności faceta w garniaku. Musiała jednak brać pod uwagę to, że miała do wyżywienia swoje psy i ośrodek do utrzymania.
- Też tak myślę – zgodziła się ze słowami towarzyszki. – Miałam wrażenie, że facet trzymał sierżanta za jaja. – Dosłownie i w przenośni. – Taki tam palant, który przez cały czas nam towarzyszył – wyjaśniła o jakiego faceta chodziło i machnęła ręką, bo nie uważała, że był w ogóle wart wspominania. Jednak cała historia bez niego nie miałaby sensu. Nie żeby w ogóle we wszystkim był jakiś sens, bo Eve do samego końca nie pojmowała co tam się działo. Dopiero w motelu uznała, że nie będzie się nad tym zastanawiać. Po co jej więcej problemów?
- Czemu miałabym? – zapytała zaskoczona i zmarszczyła brwi. – Wykonałam zlecenie – dodała od razu, bo być może Sameen miała wątpliwości, czy Eve dokończyła swoją pracę. – Jello miała odnaleźć zaginionego i tak się stało. – Darowała sobie mówienie o tym, że facet nie żył. – Oczywiście to całe zaginięcie było ściemą a jeszcze większą była próba wmówienia mi, że facet zniknął trzy dni temu. Wydaje mi się, że wiedzieli co się wydarzy i nawet znali okolicę, w której to się stanie, ale nie potrafili dokładnie określić miejsca i do tego potrzebowali mnie. – Dosłownie narazili ją oraz Jello, której utrata bolałaby Paxton bardziej niż gdyby sama oberwała kulkę. – To mi wyglądało na ustawkę. Nie wiem w co oni grali ani w co mnie wpakowali, ale swoje zrobiłam i raczej wolę nie wiedzieć, o co w tym chodziło. Wystarczy mi, że przez nich mogłam stracić Jello a to byłoby najgorsze. – Ostatnie słowa wypowiedziała cicho, jakby wstydziła się przyznać do ogromnej zażyłości z psem. Odwróciła się za siebie na pole, po którym hasała suczka razem z Apollo, którzy wcześniej towarzyszyli kobietom, ale potem znaleźli sobie inną zabawę.
- Nie wiem, o czym myślisz – To nieprawda. Domyślała się do czego Sameen pruła. – ale kiedyś dzieciaki z miasteczka sądziły, że to hala imprezowa, którą stawia się na obrzeżach miast. Pewnego wieczora zjechały się tu ich całe tabuny. Bałam się, że chcą mnie okraść, ale szybko pojęłam, że nie ma z czego. – Nie miała u siebie żadnych bogactw ani rzeczy wartych wystawienia, ale i tak się najadła strachu na widok aut, z których wynurzali się obcy ludzie.
- W kojcach – poprawiła, bo nie lubiła określenia „klatki”. W klatce trzymało się kogoś na siłę, kogo nie planowało się wypuścić. Kojce były tymczasowym domem, jak pokoje w hotelach podczas szkoleń. – Kiedy są na zewnątrz, ktoś ciągle musi ich pilnować, bo.. – Jeden z psów od razu zaczął obwąchiwać tyłek drugiego i próbował na niego naskoczyć w ramach intymnych igraszek, co skończyło się wściekłym warczeniem suczki, która pokazała zęby nadpobudliwemu samcowi. Eve od razu odsunęła samca i kazała mu przynieść zabawę z kosza stojącego w rogu hali. – Nie mogę pozwolić, żeby się pogryzły ani tym bardziej, żeby zaciążyły. Parę dni temu, gdy chciałam odciągnąć Duke’a od Bianci, to mnie dziabną. – Podwinęła rękach cienkiej bluzki, którą miała na sobie. Całe szczęście nie było to mocne dziabnięcie. Eve w porę zabrała przedramię, co skończyło się przeciągnięciem kłów po skórze. Obeszło się bez dziur po zębiskach. – Teraz, sama widzisz. – Rzuciła okiem na psa, który wracał z zabawką. Już nie gryzł kogo popadnie. – To psy klientów. Swoje trzymam w domu. – Jello i Apollo całkowicie jej wystarczyły. – Odpowiadam za nich, więc tym bardziej nie mogę pozwolić, żeby coś się stało. Głupio byłoby oddać Duke’a poszarpanego przez Biancę, a tę z dziewięcioma szczeniakami w brzuchu. – Uśmiechnęła się krzywo, bo ludzie pozostawiający tu psy liczyli, że wrócą do nich w nienaruszonym stanie, dlatego kiedy te biegały na zewnątrz ktoś przez cały czas musiał mieć je na oku.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się. –Nie powiedziałabym, że płaciłam za nie non-stop. - Była raczej skromna, jak pozwalała na to sytuacja, ale skoro zapłaciła raptem dwa czy trzy razy to nie mogła twierdzić, że płaciła non-stop. Chociaż jeśli dobrze kojarzyła to płaciła za każdym razem kiedy tam była. Dobra, już się w sumie w tym gubiła. –Mimo wszystko wolałabym jednak, żeby do tego nie doszło. Ze względu na nich i ze względu na mnie. – Wiadomo, że takie informacje się rozchodzą i pewnie zaczęłaby po mieście chodzić plotka, że w tym barze dochodzi do bójek i nikt by tutaj nie przychodził. Albo przychodzili by ludzie, którzy byliby zainteresowani wszczynaniem bójek. A co do Sameen, to nie po to starała się nie rzucać w oczy, żeby wszystko przekreślić jedną bójką.
-Nie. – Odparła bez zawahania. –Odnoszę wrażenie, że w pracy jestem całkiem inną osobą. – Podrapała się po grzbiecie nosa. –Jestem profesjonalna, spokojna, pozbawiona jakichkolwiek emocji. A jeśli już uaktywnia się ta część mojej osobowości to robi to raczej w odpowiednim momencie. – Nigdy nie miała momentu, że celując do kogoś z karabinu snajperskiego uznała, że jebać to i pójdzie się napierdalać pięściami. Kiedy bawiła się w szpiegowanie to zachowywała pełen profesjonalizm i oscarowo odgrywała swoją rolę. Kiedy jednak była zmuszona do walki wręcz to się uruchamiała i walczyła o życie niszcząc po drodze wszystko co stanęło jej na drodze.
-Więc nie posłuchałaś swojej intuicji, bo sugerowałaś się tym, że masz do opłacenia rachunek za paliwo? – Spojrzała na nią z lekkim wyrzutem. I to nie tak, że była ignorantką i nie była świadoma tego, że nie wszyscy tak jak ona mogą sobie szastać gotówką. Po prostu według Sameen, w tym przypadku, Eve była tak samo winna narażania życia swojego i Jello. –Powinnaś posłuchać intuicji. – Powiedziała tylko, bo też no nie czuła, żeby byłą odpowiednią osobą do prawienia kazań. Nie miały aż tak zażyłej relacji.
-No raczej faceci w garniturach nie biorą udziału w zwykłych poszukiwań. A z tego co mówisz to nic nie wskazywało na to, żeby był detektywem. – Nie wspomniała o tym, że miał za drogi garnitur na zwykłego detektywa i nie świecił odznaką przypiętą do paska. Nawet jakby Sameen nie znała jego mordy ze swojego świata to nic w tym człowieku nie sugerowało, że był detektywem. Cisnęło jej się na usta, żeby zapytać Eve czy myśli, że to był federalny, ale dobrze wiedziała, że nim nie był. Ważne, że Eve wyszła stamtąd cało i nie miała zamiaru nawiązywać z nim ponownej współpracy.
Pokiwała głową nie dopytując o szczegóły akcji. Dobrze wiedziała jak wszystko się zakończyło. Zauważyła też jak Eve nie wspomniała o tym, że znaleźli ciało, a nie żywą osobę. Dotarło do niej, że ukrywa niektóre fragmenty tej rozmowy. Być może z troski, że Sameen nie była gotowa na rozmowę o znalezieniu zwłok. Nie czepiała się jednak, była nawet rozbawiona ironią tej sytuacji.
-Dla mnie to nadal wygląda jak klatka. – Powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do Eve. Podeszła jednak do tych kojców i przejechała po jednym palcami. Aż jej się przypomniały jej początki w Grecji gdzie dosłownie dzieciaki były przetrzymywane w jakiś paskudnych celach. Miały gorsze warunki niż te psy. Szybko cofnęła rękę i wsadziła ręce do kieszeni spodni. Zrobiło jej się niedobrze na myśl o tych wspomnieniach. –A co jakby jednak zaciążyły? Zostałabyś o coś oskarżona? Czekałby na ciebie jakiś pozew? – Zapytała. –Poza tym skoro nie chcą, żeby psy zaszły w ciąże to nie powinni ich wykastrować? – Nie miała zielonego pojęcia jak się obchodzić z psami. Właściwie to ze zwierzętami ogólnie. Nigdy jakoś nie ciągnęło jej do tego, żeby jakieś posiadać. Wiedziała, że szybko by pozdychały, bo ona nie miałaby czasu na to, żeby się nimi zajmować. Nawet teraz kiedy nauczyła się kontrolować swoje życie zawodowe i godzić je z tym prywatnym. –Może powinnaś im zakładać kagańce. – Skomentowała ranę Eve i nawet pozwoliła sobie, żeby delikatnie, opuszkami palców przejechać po ranie. Ludzie z jakiegoś powodu tak robili jak widzieli jej blizny, więc uznała, że powinna zrobić to samo.
-Ile miałaś najwięcej psów na raz? Oczywiście tych, które nie należały do ciebie. – No bo jeśli była sama to musiała nieźle ogarniać pilnowanie tego wszystkiego.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nikt nie jest nieomylny. – Nie zamierzała się usprawiedliwiać. Podjęła taką a nie inną decyzję i bardzo dobrze wiedziała, że częściowo w tym wszystkim zawiniła a zwłaszcza w momencie, kiedy na moment spuściła Jello z oczu. Dała się sprowokować sierżantowi i niepotrzebnie weszła z nim w dyskusję, przez którą mogła stracić suczkę. Bardzo dobrze to wiedziała, a jednak dostrzegała także winę policjanta, który gdyby od początku nie ukrywał niektórych faktów, to wtedy Eve nie zdecydowałaby się na to zlecenie. Możliwe nawet, że zrezygnowałaby z niego po przejechaniu trzynastu godzin, bo to nie była robota dla cywila a ona jakoś przebolałaby utratę zarobku. Już nieco mniej konieczność kolejnego zadłużenia się u Kellana, którego wolałaby nie martwić następną pożyczką na spłatę długów ojca, ale jakoś by to rozwiązała.
- Oj, z pewnością nie był detektywem. – Pokiwała głową na boki. – W sumie to cieszę się, że nie wiem kim był. To mi wyjdzie na zdrowie. – Nie chciała wnikać w szczegóły. Wiedziała, że coś było nie tak a cała akcja była szemrana, ale czy miała obowiązek to zgłosić? Niekoniecznie zwłaszcza, że mogła się mylić a koleś w garniturze mógł się okazać kimś z wydziału wewnętrznego. Wątpiła w to, ale miała wystarczająco swoich problemów, żeby jeszcze chcieć pakować się w cudze na północnym wybrzeżu. – Chociaż przyznaje, że chciałam go sprawdzić i zrobiłam zdjęcie jego tablic rejestracyjnych. – Prychnęła z pobłażaniem do samej siebie, bo kierowała się emocjami, które często pchały człowieka do irracjonalnych zachowań oraz decyzji.
Popatrzył jak Duke biega wokoło z zabawką zadowolony, że miał ją tylko dla siebie, a potem na Sameen stojącą przy kojcach. Było jej przykro, kiedy ktoś sądził, że trzymała psy w klatkach. Kojce nimi nie były. Psy jednak potrzebowały swojej własnej przestrzeni, w której mogą poczuć się bezpiecznie i swobodnie bez strachu, że jakiś inny czworonóg przeszkodzi im w odpoczynku. Równie dobrze mogłyby to być ich małe prywatne pokoje, ale zwierzęta potrzebowały widoku na cały świat, stąd konstrukcja siatkowa ścian. Wszystko to wynikało z behawiorystyki psów, co Eve mogłaby wyjaśnić, ale w tej chwili poczuła, że drążenie tematu byłoby kiepskim pomysłem.
- Nie dostałabym zapłaty a pies.. gdyby miał szczęście trafiłby do hodowli a w innym przypadku skończyłby w schronisku. Wolę tego uniknąć. – Bo nikt nie chciałaby dostać z powrotem zaciążonego psa, który przecież miał mieć swoje obowiązki. – Istnieje ryzyko, że wykastrowany szczeniak nie urośnie i to też zmienia zachowanie psa. W niektórych przypadkach to dobrze, ale w innych negatywnie wpływa na jego skuteczność. – Eve pracowała z różnymi psami i miała okazję widzieć niektórych swoich podopiecznych przed i po kastracji. Niektórym nie wychodziło to na dobre i na dodatek bywało, że właściciel miał ogromne pretensje o tę zmianę, chociaż sam zdecydował się zaprowadzić psa na zabieg.. – Poza tym, to nie ja decyduje. Te psy mają swoich właścicieli i to ich wola czy je wykastrują czy nie. – Ona tylko je tresowała i co najwyżej mogła doradzić klientom, ale nigdy nie podejmowała za nich decyzji.
Nie winiła Duke’a za szramę na przedramieniu. Zachował się instynktownie nieświadom jeszcze, że Eve była po jego stronie.
- Żebyś spojrzała na mnie z tym samym rozczarowaniem, co na widok kojców? – zapytała siląc się na delikatny smutny uśmiech. To nie był żart, bo rzeczywiście w tym zaprzeczeniu była spora część prawdy. W trakcie tresury nie używała kagańców. Zdarzało się, że na początku psy były agresywne, ale szybko dochodziła z nimi do porozumienia. Zaufanie Duke’a zyskała już tego samego dnia.
- Ósemkę, ale głównie przez to, że ludzie znajdują jakieś psy na poboczu i myślą, że mój ośrodek to schronisko. Nie potrafię im odmówić, biorę psa i tresuje z nadzieją, że ktoś go weźmie. – Ryzykowała, ale do tej pory udawało jej się odnajdywać nowych właścicieli dla czworonogów. – Sue Ann zajmuje się nimi, kiedy mnie nie ma. – Nie tresuje, ale wypuści psy, nakarmi, popilnuje i zadba tak samo, jakby to zrobiła Eve. – A jak sama zauważyłaś, dość często wyjeżdżam. – Wróciła myślami od zrobionego zdjęcia zastanawiając się, czy może jednak nie sprawdzić tablic rejestracyjnych gościa w garniaku. – Na pewno nie jesteś głodna? – dopytała, bo pamiętała, że Sue Ann robiła coś w kuchni. Nikt jej o to nie prosił, ale kobieta czasami lubiła zostawiać Eve gotowe posiłki. – Albo powiedz mi, co byś zjadła gdybyśmy jednak spotkały się na to śniadanie. - Przeszła parę kroków w głąb hali co parę chwil rzucając okiem na psy, które jak na razie zachowywały się dobrze.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Zgadza się. – Potwierdziła skinieniem głowy. –Dlatego masz intuicję. Żeby jej ufać. – Eve mogła bardzo chcieć wykonać zadanie, ze względu na pieniądze, które się z tym wiązały, ale w mniemaniu Sameen, skoro intuicja podpowiadała jej, że cos mogło być na rzeczy to powinna się wycofać. Sama by tak zrobiła. Chociaż z drugiej strony ona też tak niespecjalnie przywiązywała uwagę do swojego życia czy dobra. Jakby nie posłuchała swojej intuicji i gdzieś po drodze zginęła to czy ktoś by się w ogóle przejął?
-Zdecydowanie. – Uśmiechnęła się czując ulgę, że Eve nie miała zamiaru się w to angażować i dociekać kim był mężczyzna. –Jak idzie to powiedzenie? – Zapytała spoglądając na kobietę i próbując sobie przypomnieć o co jej chodzi. –Dobra, wiem. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz. – Wycelowała w nią palec zadowolona, że przypomniało jej się coś co zazwyczaj każdy powinien znać. Mogła chwilkę szpanować taką wiedzą zamiast się zastanawiać czy ludzie rozumieją jej tok rozumowania. –Masz dostęp do tego, żeby go sprawdzić? – Zdziwiła się, że ktoś o profesji Paxton miał dostęp do takiej bazy danych. –Swoją drogą… po co to robić? – Udawała niby beztroską i rozbawioną tym, że Eve planowała to zrobić. Z drugiej jednak strony wkurwiła się, bo absolutnie nie rozumiała dlaczego ludzie pchają się do sprawdzania takich rzeczy. Nie rozumiała po co angażować się w jakiekolwiek nielegalne aktywności. Ona oddałaby wiele, żeby być jakąś nudną księgową, która nie musi się stresować tym co się dzieje po nielegalnej stronie życia.
-Okej. To ma sens. – Jeżeli rzeczywiście groźbą byłoby stracenie zapłaty to rzeczywiście nie warto było w ogóle ryzykować. –Ale gdyby do tego doszło to byliby w stanie sprawdzić, że do zapłodnienia rzeczywiście doszło podczas pobytu psa u ciebie? – Zainteresowała się. Już czytała książkę o różnych rasach psów, ale to jednak Eve, w jej oczach, była skarbnicą wiedzy. –Podejrzewam, że chronisz dane swoich klientów, więc znając ewentualną rasę samca nie będą raczej w stanie stwierdzić, że tutaj psy się zaruchały, nie? – W sumie to absolutnie nie wiedziała czemu drąży ten temat. Pamiętała jednak, że rozmawiała z kimś, być może nawet z Eve, o tym, że ludzie znajdą byle powód, żeby pozwać kogoś do sądu i walczyć o jakieś odszkodowania. –Czyli to nie tylko ty masz taką obsesję na punkcie psów. – Uśmiechnęła się pod nosem i trochę marzyła o tym, że nie obrazi tym stwierdzeniem Eve. –Te którymi się zajmujesz… – Wskazała na tego, który akurat gdzieś tam brykał ze swoją zabawką. –To psy domowe? To są rzeczywiście czyjeś pupile czy są tresowane i hodowane w jakimś innym celu? – Dobrze, że nie miała przy sobie żadnej broni, narkotyków, krwi, zwłok czy czegokolwiek innego. Pewnie zostałaby już dawno zaatakowana przez wszystkie psy, które znajdowały się na tej hali. Prawdopodobnie już Apollo nie dawałby jej spokój gdy siedziała sobie niewinnie i czytała książkę.
-Dlaczego miałabym patrzeć na ciebie z rozczarowaniem? – Zdziwiła się i zdziwiło ją też to, że Eve wyłapała to jak patrzyła na te kojce. –To po prostu… – Próbowała to jakoś wyjaśnić, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, więc po prostu przez chwilę stała i gestykulowała dłońmi. –Przeszłość. – Zakończyła, bo tyle mogła powiedzieć, żeby było wiadomo o co chodzi, ale żeby jednocześnie nie zdradzała zbyt wielu szczegółów.
-I co robisz jak już je wytrenujesz i nikt nadal ich nie chce? Oddajesz je do schroniska informując, że są wytresowane, więc jest większa szansa, że ktoś weźmie kulturalnego psa? Czy zostawiasz je dla siebie? – Sameen patrzyła na te psy i zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie z czworonogiem. Zapewne pies by ją znienawidził za to, że byłaby najbardziej beznadziejną właścicielką świata. Może kot byłby dla niej bardziej odpowiedni. –Mhm. – Niestety przez swoje wyjazdy nie miała okazji do zaobserwowania tego jak często Eve wyjeżdżała.
-Na pewno. – Potwierdziła z uśmiechem. –Ale absolutnie nie krępuj się jeść. Idź zjedz śniadanie, a ja… popatrzę na psy w kojcach. – Wiedziała, że Eve była po podróży. Pewnie poza głodem odczuwała też zmęczenie. –Prawdopodobnie suchego tosta. Albo dwa. Może jabłko do tego. – Czyli jej standardowe śniadanie. Nie jadła nic, albo jadła to.
-Swoją drogą pojutrze znowu wyjeżdżam. – Czuła, że powinna o tym poinformować Eve. –Tym razem nie będzie mnie trochę dłużej. Miesiąc. Może dwa. – Musiała lecieć do Holandii, żeby odebrać swoje nowe auto. Później miała kontrakt na Bora Bora, który miał się zamienić w urlop w towarzystwie Zoyi. Później musiała wrócić na jakiś czas na Kretę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jeden policjant ma u mnie dług, więc poprosiłabym jego. – Wzruszyła ramionami, bo wzajemne przysługi nie były niczym dziwnym w relacjach zawodowych. – Po co? – powtórzyła i zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, żeby wymyślić coś bardziej stosownego od.. – Bo mnie zdenerwował i chciałam wiedzieć na kogo konkretnie mam się wkurwiać. – Taka była prawda. Podjęła tę decyzję pod wpływem emocji, ale jej przeszło i już wcześniej myślała o usunięciu zrobionych zdjęć. Jeszcze tego nie zrobiła, ale na pewno tak będzie, bo cała frustracja na tego kretyna jej przeszła. Nie chciała w to ingerować, nawet jeśli wczorajsze wydarzenia wierciły jej dziurę w żołądku głównie z powodu Jello. Nie chodziło tylko o to, że mogłaby ją stracić, ale także o fakt, że psina po znalezieniu celu nie dała Eve sygnału. Czyżby za bardzo ją rozpieściła?
- Brakowało mi tych wnikliwych pytań – stwierdziła z czułym uśmiechem, kiedy Sameen zasypała ją serią zagadek, które to ona miała rozwiązać. W końcu znała odpowiedzi. – Podobnie jak u ludzi da się mniej więcej określić wiek płodu u psa w ciąży. Poza tym, jeszcze nie okłamałam swoich klientów i nie chciałabym ich przez to stracić. – gdyby któryś z nich jakimś cudem doszedł do tego, że jego suczka została zapłodniona u Paxton, ta straciłaby klientelę i ewentualnie potencjalnych zleceniodawców, którym ów ktoś już by jej nie polecił. Wolała nie ryzykować zwłaszcza, że to nie był super dochodowy interes. Eve po prostu była uczciwa zwłaszcza, jeżeli rozchodziło się o renomę jej ośrodka. O swoją osobistą niekoniecznie musiała dbać, ale i tak uchodziła za dobrą i lojalną.
- Uwierz lub nie, ale są więksi maniacy – dodała na wspomnienie o obsesji na punkcie psów, którą owszem miała i wcale się tego nie wstydziła (nie licząc chwil, kiedy miała wrażenie, że mogłaby tym kogoś zanudzić).
- Akurat te dwa należą do prywatnych osób. – Nie zawsze tresowała psy dla służb, ale też nie zajmowała się nauką zwykłych pupili, jak siadać albo udawać martwego. – Bianca będzie psem przewodnikiem dla chłopca, który ma chorobę oczu i niebawem całkowicie straci wzrok. – Jego rodzice chcieli, żeby już teraz ich syn zobaczył czworonoga, przywykł do niego i nauczył się z nim funkcjonować. – Duke będzie wsparciem dla starszej pani z epilepsją. Uwierz lub nie, ale będzie informował o zbliżającym się ataku. – Eve pokrótce wyjaśniła, że jest w stanie wyszkolić psa tak, aby ten wcześniej sygnalizował właścicielowi o nadchodzącym ataku padaczki. Kolejno będzie on w stanie zapewnić szybką pomoc taką jak włączenie alarmu, obudzenie osób trzecich, wsunięcie się pod głowę osoby chorej tak aby ta nie obijała sobie głowy o podłogę i podanie lekarstw albo telefonu. Z takimi psami pracowało się dłużej i ciężej, ale Paxton nigdy tego nie unikała.
Przeszłość. W ciszy spojrzała na kojce, a potem znów na Sameen ku której zrobiła krok, otworzyła ramiona i powoli dając kobiecie ewentualną drogę ucieczki, objęła ją z pełną troską, którą miała. Nie musiała znać szczegółów, żeby domyślić się o co mogło chodzić (nawet pobieżnie). Zamknęła kobietę w uścisku nie za mocnym, ale też nie takim znowu delikatnym. Wystarczyło, żeby podkreślić zrozumienie i wsparcie, które w razie czego Sameen miała w Eve, o ile w ogóle tego chciała.
Chwilę tak stała niczego nie mówiąc, bo ten gest nie potrzebował żadnych wyjaśnień, aż wreszcie powoli uwolniła Galanis z objęć.
- Rzadko się zdarza, że nie znajduję pasom właściciela, ale są domy zastępcze, lepsze od schronisk, które mogą je ode mnie przejąć i dalej próbować szukać im domu. – Bo może akurat nikt nie chciał takiego psa, ale za dwa miesiące już tak a Eve nie mogła aż tyle czasu trzymać psów. Kochała je, ale starała się prywatnie nie przygarniać każdego zabłąkanego psa. Wtedy miałaby ich tutaj setkę i zbyt wiele kup na farmie, żeby móc to ogarnąć.
- Nie żartuj. Nie zostawię cię tutaj. – Głównie z grzeczności, bo gości nie powinno zostawiać się samym sobie. O ile to nie byli przyjaciele, których można na moment olać. – Jeszcze odkryjesz przejście do piwnicy i twoje obawy co do wejścia na hale stojącej na odległej farmie staną się rzeczywistością. – Uśmiechnęła się szeroko podkreślając żartobliwy ton wypowiedzi. – Naprawdę myślisz, że pozwoliłabym ci zjeść suchego tosta? – Do jabłek nic nie miała, ale suchy tost brzmiał odrobinę smutno i przykro. Nie żeby sama żywiła się lepiej. Gdyby nie Sue Ann dieta Paxton zawierałaby tylko płyny w formie piwa (na dodatek nie pitego codziennie, więc byłaby to dieta redukcyjna).
- Ou – wyrzuciła z siebie ten krótki dźwięk w mało ambitnej reakcji na wieść o kolejnym szybkim wyjeździe. Na stwierdzenie o dwóch miesiącach powstrzymała się przed kolejnym „O” i bardzo mocno wcisnęła obie dłonie do kieszeni spodni. – To szybko. – Wreszcie powiedziała coś więcej i na moment odwróciła wzrok. – Spoko. – Elokwencja level ekspert. – Znaczy się, myślałam o tym, żeby zaprosić cię oficjalną na randkę. – Możliwe, że gdyby nie te słowa nie zrobiłaby tego dzisiaj a dopiero za parę dni, kiedy nabrałaby nieco większej pewności siebie. – Ale skoro wyjeżdżasz aż na dwa miesiące, to może zaczekać. – Podrapała się po policzku myśląc o tym, że dwa miesiące to kawał czasu. Wiele się mogło wydarzyć (oraz zmienić) i do żadnej randki nie dojdzie. – Wiesz, że kiedyś na tej farmie hodowaliśmy awokado i papaje? – Szybko zmieniła temat dłonią machając w stronę wyjścia z hali, bo tam właśnie kiedyś na polu znajdowały się drzewka tych owoców. Niestety z czasem wszystko podupadło a po roślinach nie było śladu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową. Oczywiście w chuj ją zaczęło korcić, że czemu ten policjant ma dług, miała też ochotę zapytać o tą teczkę, o której rozmawiały pobieżnie. Chciałaby wiedzieć więcej, ale jednocześnie pamiętała o umowie, którą miały między sobą. Że nie pytają i nie naciskają jeśli druga strona nie chce o tym rozmawiać. A Eve już wtedy dała do zrozumienia, że Sam weszła na niebezpiecznie, cienki lód. –Zapytam cię o coś. – Powiedziała rozbawiona i dosłownie musiała sobie położyć rękę na usta, żeby przestać się śmiać. –Czy jesteś jedną z tych kobiet, które szukają dreszczyku emocji i zamiast skakać na spadochronie czy ogólnie uprawiać turystykę ekstremalną, decydują się na zabawę w coś takiego. Handel narkotykami, spotykanie się z gangsterami, sprawdzanie podejrzanych ludzi. – Uniosła brwi i znowu na jej ustach pojawił się uśmiech. –Trafiałam już na takie kobiety. Przez jedną skończyłam z tym. – Popukała się w obojczyk, w miejsce, w które została postrzelona, a które już przestawało boleć.
-Może i są. – Wzruszyła beztrosko ramionami. Oczywiście nie wykluczała tego, że są ludzie, którzy mieli większą obsesję na punkcie swoich psów. Zabierali je do fryzjera, czesali, z tego co widziała to nawet farbowali i traktowali te psy bardzo… pojebanie. –Ale ja znam tylko ciebie. – Dodała z uśmiechem. Bo jednak Eve rozmawiała o psach cały czas. Jasne, teraz Sameen odwiedziła jej farmę i ją oprowadzała, więc naturalnie było to nieuniknione. Dodatkowo Galanis zadawała dużo pytań. Byłoby niemiło jakby nie dostała na nie żadnej odpowiedzi.
-Tak, tak. Słyszałam o psach wykrywających ataki. – Pokiwała głowa i obrzuciła spojrzeniem psa. Na razie nie sprawiał wrażenia jakiegoś super kompetentnego zwierzaka, ale prawdopodobnie żaden zwierzak nie wyglądał kompetentnie kiedy się ślinił do jakiejś randomowej zabawki.
Na objęcie zareagowała tak jak reagowała za każdym razem kiedy nie spodziewała się tego, że ktoś ją dotknie. Zamarła i zesztywniała. Nie przepadała, właściwie to nawet nie lubiła dotyku drugiej osoby. Oczywiście kiedy ona inicjowała ten dotyk, albo był on niezbędny w seksualnych aktach to dostosowywała się. W takich sytuacjach reagowała tylko w ten sposób. Nie potrafiła reagować inaczej. Nie lubiła nawet jak Zoya ją tak przytulała, a Henderson miała nieznośną tendencję do przytulania Sam, zupełnie jakby wierzyła, że takie przytulenie zabierze z niej wszystkie troski i zmartwienia. Niespodziewany dotyk w jej doświadczeniu nigdy nie prowadził do niczego dobrego. Próbowała wyzbyć się tego odruchu, ale ostatecznie nie potrafiła. Przeszłość szybko ją dopadała ponownie. Kiedy Paxton zakończyła objęcie to Sameen szybko się obróciła i udawała, że z pełną fascynacją przygląda się psom. Nie chciała, żeby Eve cokolwiek wyczytała z jej twarzy.
-A jest szansa, że znalazłbym to przejście. – Uśmiechnęła się. –Mam nieznośną tendencję do grzebania. – Sam fakt, że wzięła sobie bez pytania jakąś książkę z półki i po prostu ją sobie pożyczyła. Jasne, poinformowała Sue Ann, ale raczej powinna zapytać zamiast oznajmiać. –No to możemy iść i ty sobie coś zjesz, a ja wezmę dolewkę. – Sięgnęła po kubek kawy, o której zapomniała. Upiła dwa spore łyki. –Albo pojadę do domu. – Zaproponowała, bo nie mogła się tak narzucać w nieskończoność. Widać było po Eve zmęczenie. –Nie miałabyś za bardzo wyboru. Lubię suche tosty. – Była do nich przyzwyczajona. Lubiła jak jej chrupią. W dodatku im bardziej był spalony tym bardziej Sameen się cieszyła.
Przygryzła wargę i skinęła głową. Wiedziała, że to szybko. Niestety taką miała pracę i zapewne dlatego w ogóle nie nadawała się do żadnej, poważniejszej relacji. Groźba tego, że zaraz będzie musiała gdzieś lecieć wiecznie nad nią wisiała. Jasne, mogłaby po prostu pierdolnąć tą pracę i zająć się czymś innym, ale… nie chciała. –Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś mnie zaprosiła. Jutro mam wolne. – W końcu Sameen miała na uwadze to, że być może gdzieś po drodze zginie i jednak nie wróci za dwa miesiące. Nie wróciłaby nigdy. A wtedy Eve spędzi resztę swojego życia żałując, że nie zaprosiła ją na randkę. –No chyba, że dwa miesiące to za długo przerwa między pierwszą, a drugą randką. – Uśmiechnęła się, ale tylko na sekundę, bo odnosiła wrażenie, że nie był to odpowiedni moment na żarty.
-Nie obchodzą mnie papaje i awokado. Oba są obrzydliwe. – Nie spojrzała nawet w kierunku, w którym machała Eve, bo wiedziała, że była to beznadziejna próba zmiany tematu.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Spokojnie, możesz jeszcze zostać. – Czuła się zmęczona, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie bez uprzedniego wykonania obowiązków. Pomimo obecności Sue Ann czuła na swoich barkach całą odpowiedzialność za to miejsce. W końcu ośrodek należał do niej i do nikogo innego. Kiedyś myślała o opcji inwestorskiej albo zatrudnienia kogoś na stałe, ale dopóki nie miała zwidów przez zmęczenie i nadmiar pracy, to wolała dopilnować wszystkiego sama. Minęły lata zanim zaufała Sue Ann. W porządku – miesiące – ale tylko dlatego, bo kobieta miała gadane, była ogarnięta i wychowała porządne dzieci a to według Eve duże osiągnięcie.
- Duke! – zawołała psa na moment podchodząc do kojców, z którego jeden już była zajęty przez Biance. Psina sama do niego poszła woląc pospać na swoim miejscu niż się bawić. Paxton najpierw zamknęła furtkę suczki, a potem Duke’a, który ochoczo wbiegł do środka z zabawką. – Sue Ann zaraz do was przyjdzie – powiedziała do nich, bo to oczywiste, że miała tendencje do gadania do psów. Nie jakoś maniakalnie, ale się zdarzało i wcale nie uważała tego za głupie.
Kwestia kolejnego wyjazdu nieźle nią poruszyła. Nie dość, że to już za dwa dni, to jeszcze na wiele tygodni, co sprawiło, że Eve poczuła się niekomfortowo. Sama dużo pracowała, ale rzadko bywała gdzieś aż tyle czasu. Nie przywykła do aż tak dużych przerw między spotkaniami zwłaszcza, gdy sama świadomie podjęła się kolejnego kroku. Nie żałowała a całowanie Sameen było przyjemnym doznaniem, ale narobiła sobie nadziei i teraz znów musiała wszystko odstawić na bok.
- My je uwielbialiśmy – dodała cicho na temat awokado i papai, wokół których drzew bawiła się z rodzeństwem i to były najlepsze chwile w jej życiu. Jedyne, podczas których czuła się bezpiecznie, dlatego o nich wspominała. Zwłaszcza teraz, kiedy nie czuła się zbyt dobrze i potrzebowała czegoś pozytywnego.
- Dwa miesiące to dużo. – Zdecydowała się powiedzieć to, o czym myślała, chociaż bardzo mocno chciałaby nie być szczera i polecieć po bandzie. – Ogólnie. – Nie tylko jako przerwa między randkami, chociaż kiepsko jeśli Eve znów narobi sobie nadziei tylko po to, żeby przez dwa miesiące zostać z niczym. A potem? Potem mogło okazać się, że Sameen jednak nie wróci do kraju, bo uzna, że gdzieś jest lepiej albo kogoś pozna. Paxton również mogła kogoś poznać. – Bardzo chciałabym powiedzieć – proszę, idź ze mną na randkę, bo od kiedy cię pocałowałam nie myślę o niczym innym. Zróbmy to, a potem pozwolę ci zniknąć na dwa miesiące, możesz nawet nie wrócić albo kogoś poznać i mnie olać. Śmiało. – Mogłaby być tak lekkomyślną osobą, ale swoje własne głupoty w związku już narobiła. Ostatni długi schrzaniła tak bardzo, że teraz była w tej kwestii bardzo ostrożna. W robieniu głupot i byciem zranioną. – Naprawdę bym tego chciała. Pójść z tobą na randkę a nie to, żebyś mnie olała. – Musiała to szybko wyjaśnić, bo znów wyrzuciła z siebie za dużo słów. – Ale przez dwa miesiące wiele się może wydarzyć i jak się domyślam w tym czasie nie napiszesz do mnie ani nie zadzwonisz. – Tak to oceniła po ich poprzednich rozmowach oraz ostatniej nieobecności Sameen, która podczas pracy nie kontaktowała się ze światem innym od tego, w którym znajdowała się podczas zlecenia.
Eve nie wierzyła, że to wszystko powiedziała. Mogłaby olać bycie szczerą, ale było jej przykro, a nawet smutno, bo po tych wszystkich rozmowach i nawet pierwszej poważnej zwadzie pomyślała, że to mogłoby być coś dobrego. Szalonego, ale dobrego.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową akceptując to zaproszenie do tego, żeby zostać dłużej. Wiedziała, że nie powinna, ale kierowała się swoim egoizmem. Wiedziała, że nie zobaczy się z Eve przez dosyć długo i gdzieś w środku dobijała ją ta myśl. A czuła, że Paxton wymyśli jakąś wymówkę na jutro, żeby się z nią nie zobaczyć. Albo zaplanują coś, a rano Eve do niej zadzwoni z informacją, że musi odwołać, bo dostała jakieś nagłe zlecenie czy coś. A jak już obie wiedziały, Paxton tak samo poświęcała się pracy jak Sameen.
Przewróciła oczami jak Eve wróciła do tematu awokado i papai. Nie zrobiła tego jednak z irytacją. Wiedziała, że tym razem to ona, jak zwykle zresztą, przesadziła i pierdolnęła tekstem, którego nie powinna wypowiadać na głos. Niestety prawda była taka, że na razie nie obchodziły ją te owoce, bo wiedziała, że to jest dywersja od poważnego tematu, którego próbowały uniknąć. Albo przynajmniej tematu, który Eve próbowała zbyć.
-Wiem, że to dużo. – Westchnęła. –Dlatego przyjechałam. Żeby powiedzieć ci to osobiście. Nie wyjeżdżałam na tak długo odkąd wróciłam do Lorne. – Zazwyczaj wyjazd trzytygodniowy był jej najdłuższym wyjazdem. Rzadko kiedy to praktykowała. Głównie dlatego, że miała umowę z Henderson, że jeśli przez dwa tygodnie Sameen się do niej nie odezwie, to znaczy, że zginęła i Zoya powinna zająć się rozdzielaniem jej majątku między osoby, które Sam opisała w swoim „testamencie”.
Spuściła wzrok i zacisnęła szczęki. Akurat takiego wyznania absolutnie się nie spodziewała. Po raz kolejny znalazła się w sytuacji, która była dla niej niekomfortowa. Mówienie o uczuciach, zobowiązaniach i jakichkolwiek nadziejach i poważnych planach. –Eve, słuchaj… – Zaczęła i zbliżyła się do kobiety. Chciała nawet złapać ją za rękę, ale tego nie zrobiła. Uznała, że nie byłoby to wskazane w takim momencie. Chyba, że było właśnie wręcz przeciwnie i powinna ją złapać za rękę, albo pocałować. Tak czy siak chwila minęła, okienko się zamknęło. –Nie jeżdżę nigdzie, żeby poznawać ludzi. – Jeździła żeby ich mordować. –Więc to akurat nie wchodzi w grę. Tym bardziej, że mówiłam ci, że nie poznałam nikogo nowego od trzynastu lat. W sensie w tym sensie. W sensie relacji na dłużej. – Odkąd poznała Zoyę nie miała potrzeby, żeby poznawać ludzi i robić z nich znajomości długoletnie. –To dla mnie nowe. Ale nie mogę z dnia na dzień zrezygnować z mojej pracy. – Tak naprawdę to mogła to zrobić. Odejście od tego zawodu wbrew pozorom było proste. Jasne, musiałaby się liczyć z tym, że być może komuś nie podejdzie jej decyzja i będą chcieli ją zabić, ale to po prostu ryzyko zawodowe. –Jedyne co może się wydarzyć to to, że nie wrócę, bo po prostu… – Zacięła się na chwilę w celu znalezienia odpowiednich słów. –… gdzieś po drodze zawiodę i po prostu zginę. Nie dlatego, że nie chcę wrócić. – Lorne Bay było pierwszym miejscem, do którego tak naprawdę, rzeczywiście chciała wracać. –Nie mogę i nie będę od ciebie oczekiwała tego, żebyś poczekała na mnie te dwa miesiące. Wiem tylko, że jeśli zaprosisz mnie jutro na randkę to się na nią zgodzę. – Rozłożyła bezradnie ramiona. Na chwilę obecną nie była w stanie zaoferować niczego więcej. Nie była dobrą inwestycją jeśli chodziło o lokowanie swoich uczuć. Właściwie to była najgorszym możliwym wyborem.
-Napiszę do ciebie. Zadzwonię. – Nie były to wyjazdy do końca służbowe, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby od czasu do czasu użyć telefonu. Tym bardziej, że widziała jak Eve na tym zależało.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie proszę cię o to. – Kim była, żeby w ogóle wyjść z ewentualną propozycją „Hej, Sameen, może byś tak rzuciła robotę”? Nie uważała też aby zdrowa relacja z kimkolwiek polegała na narzucaniu własnej woli. Eve nie mogłaby też prosić, żeby kobieta skróciła wyjazd albo zrezygnowała z któregoś zlecenia. Po prostu w takim momencie, z perspektywą dwumiesięcznej nieobecności Sam, nie czuła się komfortowo w ich relacji ani z tym, co sama niedawno zaproponowała w barze.
Wysoko uniosła brwi słysząc o jedynym powodzie, przez który Galanis mogłaby nie wrócić. Z tyłu swej głowy brała tę opcję pod uwagę, ale wolałaby wierzyć, że Sameen była jednak handlarzem dzieł sztuki. Pomimo odrzucenia tej myśli przez samą zainteresowaną, Eve starała się nie brać pod uwagę innych możliwości, chociaż wiedziała, że to nieuniknione. Tak jak teraz nieunikniona była już stuprocentowa świadomość, że Galanis mogła zginąć. To była kolejna bomba zrzucona na Paxton, która zdecydowała się przemilczeć sprawę. Nie było odpowiednich słów do skomentowania tej nowiny. Wystarczyło, że po samej Eve było widać, że to ją poruszyło.
To był niepewny układ. Nie wiedziała jednak, że aż tak i bała się to zrobić. Bała się zaufać, bo zbyt wiele razy zawiodła się na bliskich osobach. Na samej sobie także. Potrzebowała chwili, żeby to przemyśleć. W pierwszym odruchu już teraz powiedziałaby, żeby jutro szły na randkę, ale musiała zadbać o siebie, a raczej o strzępki tego, co w niej zostało.
- W takim razie może cię zaproszę. – Posłała Sameen delikatny uśmiech i nieco rozluźniła ramiona na znak, że wcale jej nie zbywała. Powoli ruszyła w stronę wyjścia z hali. – Nie mogę zrobić tego teraz, bo nie będzie elementu zaskoczenia – wyjaśniła, bo wcale nie zamierzała przed zaproszeniem mówić o tym, że to planowała. – I to wcale nie jest niespodzianka – zauważyła, co by Sameen zaraz nie wypomniała, że przecież ich nie lubiła. – Niespodzianka to prezent, który ma się spodobać tylko jednej stronie a randka to jednak podwójny zysk. – Oczywiście wszystko zależało od tego, czy obie strony będą zadowolone, ale w tym przypadku Eve nie miała wątpliwości. Nie wcześniej, bo teraz pojawił się element nagłe wyjazdu i wszystko trafił szlag.
Wspięła się po schodach i wpuściła Sameen przodem do domu. Zapach w kuchni stał się intensywniejszy a psy siedziały w progu i bacznie obserwowały starszą kobietę z nadzieją, że ta podaruje im kęs albo dwa.
- Sue Ann, zerkniesz na psy? – poprosiła tuż po wejściu do kuchni.
- A czy wreszcie coś zjesz? – zapytała z nutką ironii w głosie i oderwała spojrzenie od Eve dopiero, kiedy ta przytaknęła. – Wyjęłam maść na obicia. Leży na blacie. – Sue Ann bez ociągania wyszła tylnymi drzwiami domu.
- Dolewki? – dopytała Sameen, która wcześniej wykazała chęć na dodatkową porcję kawy, ale mogło jej się odmienić i może teraz wolała wodę. – Siadaj – zaproponowała wskazując na stół w kuchni. – Na pewno się nie skusisz? Sue Ann robi najlepsze pieczone omlety. – Nie byłaby sobą, gdyby ponownie nie zaproponowała posiłku, którego porcja trafiła na talerz (albo dwa). Resztę schowała z powrotem do piekarnika.
- Czyli twoja praca jest super niebezpieczna – podsumowała to, co niedawno usłyszała i zrobiła zadumaną minę, chociaż świadomość o śmierci Sameen wcale jej nie pocieszała. – Lista w mojej głowie robi się coraz węższa i znów zaczynam podejrzewać, że jesteś agentką obcego państwa – O co „oskarżyła” Sameen podczas ich pierwszego spotkania.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Wiem. – Nigdy by nawet nie pomyślała, że Eve poprosiłaby ją o rzucenie pracy czy o zrezygnowanie ze zlecenia czy wyjazdu czy czegokolwiek. Paxton była inteligentna i nie sprawiała wrażenia osoby, dla której trzeba było ze wszystkiego rezygnować. Sameen podejrzewała, że nawet jakby ich relacja miała kilkuletni staż to Eve by tego nie rozważała. Tym bardziej, że sama jednak pracowała na zlecenia i wiedziała, że czasami trzeba zrezygnować z życia prywatnego na rzecz pracy. Sameen nie miała z tym nigdy problemu, bo nigdy tego życia prywatnego nie miała.
Zauważyła reakcję Eve na jej słowa o tym, że jak nie wróci to dlatego, że nie żyje. Mówiła przy Zoyi o tym tyle razy na głos, że wypalenie czegoś takiego przychodziło jej w dosyć naturalny sposób. Nie pomyślała, że jednak przy Paxton powinna ostrożniej dobierać słowa. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nic mądrego nie przyszło jej na myśl. Zrezygnowała więc z komentowania swoich słów, mając świadomość tego, że cokolwiek by powiedziała, zapewne by ją pogrążyło jeszcze bardziej.
-Jasne. – Parsknęła śmiechem i nawet nie było to parsknięcie spowodowane rozbawieniem, a bardziej ulgą, że jednak Eve nie była na nią obrażona czy nawet zła. Jasne, Sam potrafiła dostrzec, że Eve jest być może zraniona i będzie ostrożna, ale liczyło się to, że nie miała problemów z próbą rozluźnienia atmosfery. –W takim razie będę wyczekiwać tego czy mnie zaprosisz czy jednak nie. – Pewnie będzie się mimo wszystko stresować, bo co jak zostanie zaproszona i będzie miała niespodziankę, a nie lubi niespodzianek. Jak nie zostanie jednak zaproszona to to też będzie niespodzianka, bo jednak trochę się nastawiła, że zaproszenie otrzyma. Ludzkie relacje, takie skomplikowane dla biednej Sameen.
Weszła do domu, ale zaraz po przekroczeniu progu stanęła z boku, żeby przepuścić Eve i móc podążać za nią. Nie znała rozkładu mieszkania, a nie chciała się na ślepo sugerować podążaniem za zapachem. Chociaż jakby się skupiła to nie miałaby z tym problemu. Po wejściu do kuchni obserwowała Sue Ann i nie wiedziała co myśleć o kobiecie. Odnosiła wrażenie, że ta miała jakiś szósty zmysł i była podejrzliwa wobec Sameen. Nawet teraz unikała jej spojrzenia. Może to przez tą książkę. –Po co ci maść na obicia? – Zapytała i podejrzewała, że może mieć to związek z upadkiem, który Eve zaliczyła w lesie.
-Mhm. – Odparła oddając swój kubek po kawie Eve. Nie czułaby się komfortowo siedząc z pustymi rękoma podczas kiedy Eve będzie jadła. A ta to będzie mogła się chociaż zając trzymaniem kubka i piciem kawy. –Na pewno. Dzięki. – Usiadła przy stole i zerknęła na widok za okno.
-Jest. – Potwierdziła wracając spojrzeniem na Eve. –Myślałam, że ci mówiłam. – Może niekoniecznie w jakim stopniu jest niebezpieczna, ale była pewna, że wspominała, że jej zawód nie należał do zbyt bezpiecznych. Podziękowała Eve za kawę, której kobieta rzeczywiście jej dolała. –Jestem. – Powiedziała, bo i tak Eve już dużo wiedziała. –Niekoniecznie obcego państwa. – Dodała i zmarszczyła brwi patrząc na kubek. –Raczej agentką bez konkretnego państwa. – Wyjaśniła, bo to miałoby więcej sensu. Pracowała dla tych, którzy dawali więcej. Nie miało dla niej znaczenia dla kogo zabija i kogo zabija. –Chcesz zgadywać dalej? – Zapytała i uśmiechnęła się lekko.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ