lorne bay — lorne bay
31 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Siedząc przed telewizorem, bezmyślnie przełączał kanały; nie potrafił znaleźć żadnego programu, na którym zawieszenie oka sprawiłoby mu przyjemność. Ferwor bożonarodzeniowych przygotowań ogarnął znaczną część mieszkańców miasteczka, ale również całego świata, co można było zauważyć choćby na podstawie częstych reklam promujących zabawki idealnie nadające się na podarek ukryty pod choinką. Hugo nie obchodził świąt. Nie kupował prezentów, nie ubierał drzewka, a mrugające ozdoby drażniły go, rozpraszając uwagę. Rodzinne celebrowanie przy suto zastawionym stole było dla niego przeżyciem abstrakcyjnym, doświadczeniem, którego nie miał sposobności przeżyć. W związku z tym nie odczuwał żalu ani tęsknoty; nie mogło brakować mu wspomnień, których nigdy nie stworzył. Ponadto sentymentalizm nie leżał w jego naturze. Czasami wydawało mu się, że życie całkowicie odarło go z uczuć. I – być może – nie mylił się. Jednakże, skoro akurat przebywał w Lorne Bay, nie mógł odmówić sobie zerknięcia na kramy bożonarodzeniowego jarmarku. Australijczycy bardzo mocno próbowali poczuć magię białych świąt, ale gdy termometr za oknem wskazywał ponad trzydzieści stopni, niełatwo było zmusić wyobraźnię do takiego wysiłku.
Mieszkał tutaj na tyle długo, by znać obowiązujące w miasteczku tradycje. Dlatego poczekał do wieczora i zdecydował wybrać się do Opal Moonlane, gdzie – jego zdaniem – odbywała się najciekawsza część jarmarku, czyli ta związana z alkoholem. Ubrany w lekką koszulę, z potarganymi włosami i krótkim zarostem, który wynikał bardziej z lenistwa niżeli chęci dopieszczenia wyglądu, szedł między stoiskami, próbując wtopić się w tłum i nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Raz uśmiechnął się przelotnie do wyraźnie popitych dziewczyn, które w reniferowych rogach, ścigały się w piciu kolorowych drinków. Ostatecznie i on skusił się na mieszankę alkoholu i zimnych soków; mimo późnej godziny, upał wciąż był odczuwalny. Przysiadł z boku i po prostu obserwował mijających go ludzi. Aż w końcu dostrzegł Willie. Jego wzrok mimowolnie przesunął się po jej sylwetce, ale otoczył nim również najbliższe towarzystwo dziewczyny. Gdy stanęła w kolejce do jednego ze stoisk, tuż za nią ustawił się podejrzanie wyglądający mężczyzna. Hugo wstał i podszedł do nich, doskonale znając zamiary obcego faceta – jego oczy wręcz zaświeciły się na widok telefonu wysuwającego się z tylnej kieszeni jej spodni. Sam wielokrotnie czyhał na takie okazje, znał te sztuczki. Nim złodziej zacisnął dłonie na komórce, Hugo chwycił jego rękę i mocno ścisnął. Patrząc mężczyźnie – który okazał się młodym chłopakiem – w oczy, pokiwał palcem wskazującym, jakby chciał skarcić dziecko za nieodpowiednie zachowanie. Kiwnął głową, by młokos zmiatał mu sprzed oczu i wtedy sam wyciągnął telefon z kieszeni Willie. — Po jaką cholerę nosisz torebkę? Byle amator byłby w stanie go ukraść — powiedział tonem tak chłodnym, że zaskoczył samego siebie, wychylając się ponad jej ramieniem. Wyciągnął rękę przed siebie, by oddać jej sprzęt. Wprawdzie kusiło go, by przejrzeć wiadomości, ale co by z tego miał? Poza zmąconymi myślami.

willie hillbury
powitalny kokos
Presta#1949
właścicielka cukierni — SUGAR BAKESHOP
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Właścicielka cukierni i rozwódka. Za wszelką cenę stara się zmienić swoje życie i odrzucić przeszłość, która ciągnie się za nią za sprawą kilku kiepskich wyborów i łobuza, który na nowo pojawia się w jej życiu.
2.


Pomimo braku zimowej aury i wysokich temperatur, zdaniem brunetki, okres świąteczny był najlepszą częścią roku kalendarzowego. Ludzie przystrajali swoje domy kolorowymi lampkami, piekli ciasta według domowych przepisów, ubierali sobie sztuczne drzewka i dzielili się prezentami z najbliższymi. Dziewczyna była w trakcie kompletowania wszystkich podarków i wciąż poszukiwała idealnego drzewka, które wniosło by do jej mieszkania nieco świątecznego nastroju, jednak nie spieszyła się z zakupami, pozwalając sobie na odrobinę rozrywki, którą oferował bożonarodzeniowy jarmark w centrum miasta. Lokalne działalności przygotowały w tym roku mnóstwo dobroci - od domowych powideł i ręcznie robionych bombek po gorącą czekoladę, która nie była najlepszym pomysłem przy takich upałach. Hillbury lubiła jednak kosztować przeróżnych, nieznanych potraw, które na te kilka tygodni w roku przyjeżdżały z przeróżnych zakątków Australii, a pod koniec dnia udać się nad wybrzeże by spijać z przyjaciółmi kolorowe drinki.
Mieszkańcy Lorne Bay tłumnie pojawiali się na jarmarku, tworząc tym samym coraz to większe kolejki. Z każda godzinę coraz ciężej było przedrzeć się przez zbiorowisko ludzi, jednak udało się dziewczynie dostać do kramiku ze świątecznymi dekoracjami. Świeczniki, stoiki, tańczący Mikołaj na baterię i pozytywka, której melodia zachwycała wszystkich zebranych, potencjalnych klientów. Willie upatrzyła sobie świecznik z figurkami, zgromadzonych wokół reniferów i kiedy chwyciła go w dłoń, poczuła jego z jej tylnej kieszeni spodni, wydostaje się jej telefon. Odwróciła się przestraszona, a jej oczom ukazał się duch przeszłości. Zapomniany, głęboko pogrzebany miraż. Nie zwróciła nawet uwagi na telefon, który jej wręczył ani na złodzieja, którego Hugo złapał na gorącym uczynku. Dopiero po chwili się ocknęła i zarejestrowała cała sytuację.
Co? — zapytała zdezorientowana i zmarszczyła czoło, po czym wyciągnęła dłoń po telefon, który szczelnie pospiesznie schowała w torebce przepasanej przez ramie. Odstawiła też na miejsce świecznik i bez zastanowienia wydostała się z tłumu, opuszczając kolejkę. — Odruchowo schowałam go do kieszeni. Nie pomyślałabym, że ktokolwiek odważył się po niego sięgnąć — odpowiedziała, nieco zszokowana, bo wciąż nie docierało do niej to co się własnie wydarzyło. Sama nie była pewna czy zaskoczona była jego obecnością czy złodziejem, któremu nie udało się jej okraść dzięki Hugo.
Co tu robisz? — zapytała w końcu, wlepiając w niego swoje maślane, czekoladowe oczy. Przez moment zapomniała o miesiącach bólu i nienawiści, którą darzyła go po jego zniknięciu.

Hugo L. Wheelwright
powitalny kokos
moon
lorne bay — lorne bay
31 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Młody złodziejaszek, którego Hugo przegnał, nie zdawał sobie sprawy z tego, że nieświadomie zbliżył do siebie dwoje ludzi, od dawna próbujących unikać wzajemnego kontaktu. Gdyby nie podświadoma potrzeba ustrzeżenia dziewczyny, prawdopodobnie pozwoliłby, aby chłopak ćwiczył swoje złodziejskie sztuczki na wybranej ofierze. Jednakże to była Willie, jedyna osoba, której krzywdy nie chciał. Nie potrafił precyzyjnie oszacować ile czasu minęło od dnia, w którym przy pomocy ostrych słów uzmysłowił jej, że nigdy nie stworzą niczego na kształt związku, ale miał wrażenie, że całą wieczność nie miał okazji słyszeć jej miękkiego głosu – w tym momencie wyrażającego zaskoczenie mieszające się z niepewnością. Nie powinien się dziwić; z pewnością nie oczekiwała po nim chęci nawiązania rozmowy. W zasadzie zaryzykowałby stwierdzenie, że nie oczekiwała od niego zupełnie n i c z e g o. Może miała rację. Może tak było dla niej bezpieczniej. Niestety Hugo, zauroczony jej czekoladowymi tęczówkami, nie mógł tak po prostu odwrócić się na pięcie i odejść.
Miło byłoby usłyszeć dziękuję — rzucił, raz jeszcze przesuwając wzrokiem po ciele dziewczyny. Próbował odkurzyć wspomnienia, by przypomnieć sobie, jak wyglądała pod tą warstwą ubrań. Jakie uczucie towarzyszyło mu, gdy dotykał jej delikatnej skóry? Jeśli Willie zmieniła się przez te lata, to jedynie na lepsze. — Możesz też postawić mi drinka — dodał, przedstawiając jej sposób na odpowiednie odwdzięczenie się za uratowanie telefonu z rąk młodocianego przestępcy. Hugo nie wróżył mu świetlanej przyszłości w tym fachu. Kto wie, może udaremniając mu tę próbę, raz na zawsze zniechęcił go do kariery kieszonkowca? Albo przynajmniej uświadomił ogromne braki w zręcznym posługiwaniu się palcami.
Słyszałem, że wyszłaś za mąż — zauważył, ale zerknąwszy na jej dłoń, nie dostrzegł obrączki. — Łatwo przyszło, łatwo poszło, huh? — dodał odrobinę prześmiewczo, choć musiał przyznać, że przyniosło mu to niewielką ulgę. Nigdy nie tworzył planów wspólnej przyszłości dla siebie i Willie, a mimo to czuł się znacznie lepiej, wiedząc, że nikt nie rości sobie do niej żadnych praw. Jeśli on nie mógł jej mieć, to inni również nie mogli. Starał się to wyprzeć i poniekąd mu się udawało; wystarczyło rzucić się w wir niekontrolowanej zabawy. Gdy jednak kolejna z przypadkowych dziewczyn opuszczała jego mieszkanie o poranku, mętlik powracał.

willie hillbury
powitalny kokos
Presta#1949
właścicielka cukierni — SUGAR BAKESHOP
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Właścicielka cukierni i rozwódka. Za wszelką cenę stara się zmienić swoje życie i odrzucić przeszłość, która ciągnie się za nią za sprawą kilku kiepskich wyborów i łobuza, który na nowo pojawia się w jej życiu.
Przez ostatnie dość zawiłe lata, dziewczyna nie szukała kontaktu z mężczyzną, który przy ostatniej okazji wywrócił jej życie do góry nogami. Była zbyt ufna, sentymentalna i wrażliwa; ciężko znosiła utratę bliskich jej sercu osób, więc i jego znikniecie sprawiło, że zamknęła się na świat zewnętrzny we własnej sypialni, którą opuszczała jedynie kiedy zachodziła taka potrzeba. Zniszczył ją i zranił, kiedy była młoda i szukała własnego miejsca we wszechświecie. Potrzebowała go i pragnęła mieć blisko, jednak on pojął, że życie, które chciała zbudować u jego boku, nie było czymś za czym gonił. Hillbury zaliczyła kilka wzlotów jak choćby zaznanie szczęścia u boku byłego męża czy otwarcie własnego biznesu ale zdarzały się też upadki takie jak przemoc psychiczna, rozwód oraz odgrażanie się byłego partnera, który nachodził ją kilka razy w miesiącu. Ruszyła jednak do przodu i z trudem udało jej się odciąć przeszłość gruba kreską ale jak widać, los zechciał zrobić jej psikusa i po raz kolejny postawił na jej drodze Hugo.
Ta, dzięki — mruknęła pod nosem, bo kiedy w końcu udało jej się ochłonąć i poskładać do kupy wydarzenia sprzed kilku sekund, przypomniało jej się, że przecież wciąż go nienawidziła; nawet jeśli jego twarz znów sprawiała, że jej żołądek zaciskał się nieprzyjemnie. Czuła się delikatnie skrępowanie, kiedy lustrował wzrokiem po jej ciele ale zamiast czerwieniących się policzków, zaczesała luźno opadający kosmyk włosów za ucho, co robiła zawsze kiedy znajdowała się w mało komfortowej sytuacji. Powrót do głęboko pogrzebanych wspomnień był jak zderzenie z rozpędzoną ciężarówką.
Miałabym postawić drinka tobie? Tylko dlatego, że raz w życiu zachowałeś się jak należy? — prychnęła z niedowierzaniem i pokręciła głową. Nie zamierzała ani stawiać mu drinka ani przebywać w jego towarzystwie dłużej aniżeli było to konieczne. Miała wystarczającą ilość problemów na głowie i nie pragnęła zrzucać na swe barki kolejnych kłopotów, a jak zdążyła się niejednokrotnie przekonać, Wheelwright przyciągał je jak grawitacja.
Czemu właściwie cię to interesuje, huh? Jeśli mnie pamięć nie myli, nie chciałeś brać udziału w moim życiu, które najwyraźniej wciąż jest powodem do wielu plotek — odruchowo, wcisnęła dłonie do kieszeni, nie chcąc tłumaczyć się przed nim z rozpadu swojego małżeństwa. Przed laty wypisał się z tej relacji i Willie wolała, żeby tak własnie zostało. — Nie masz własnego życia, Wheelwright? — odparła i odwróciła się na pięcie, ruszając w zupełnie przeciwnym kierunku.

Hugo L. Wheelwright
powitalny kokos
moon
lorne bay — lorne bay
31 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Skutecznie odgradzał się od bliskości, twierdząc, że jej potrzeba stanowi wadę, a zyskanie przekształca się w słaby punkt. Nie potrzebował ani bliskości, ani słabych punktów mogących zostać wykorzystanym przeciwko niemu. Natomiast wad miał mnóstwo, lecz nie zamierzał z nimi walczyć. Stanowiły część jego osobowości, bez której nie mógłby być w pełni sobą. Natknąwszy się na Wilhelminę, której pełne imię zawsze przywoływało przyjemny dreszcz przebiegający przez jego ciało, opuścił gardę. Był wówczas bardzo młody i choć miał za sobą wiele doświadczeń, nie wiedział jeszcze, jakie konsekwencje niesie za sobą otwarcie serca przed kobietą. Może gdyby nie był… Nie, to nie była odpowiednia pora na analizowanie przeszłości, na której zmianę żadne z nich nie miało wpływu. Hugo przed laty podjął słuszną decyzję i zamierzał przy niej wytrwać, choćby jego mały przyjaciel podpowiadał mu, by rzucić się na dziewczynę i zaciągnąć ją w pierwsze miejsce, dające im choć odrobinę prywatności.
Odchrząknął. Wsunął dłonie w kieszenie i pokiwał głową z dezaprobatą. — Zawsze do usług — wycedził. W jej podziękowaniach nie było szczerości – gdyby było inaczej, byłby prawdziwie zaskoczony – więc on odwdzięczył się tym samym. Bo przecież odciął się dawno temu i nie było go przy niej w żadnym z momentów, w których potrzebowała wsparcia, pomocy bądź ratunku. Nie miał pojęcia o tym, że były mąż okazał się takim wrzodem. Bo gdyby wiedział, nie skończyłoby się to karcącą rozmową, a brutalną wymianą ciosów pozostawiającą za sobą krew.
Uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie, gdy zauważył gest; zawsze poruszała włosami, by ukryć zdenerwowanie. Przyjemnie było wiedzieć, że wciąż tak się przy nim czuje. — Raz w życiu? Przesadzasz. Widzę, że w twojej głowie zmieniłem się w prawdziwego potwora. Musiałaś wymazać wszystkie cudowne wspomnienia ze mną, żeby przestać mnie kochać? — prychnął, bacznie obserwując jej reakcje. Był bezczelny, a ta cecha jedynie wzmocniła się z wiekiem. Miał niewyparzony język i nie bał się szczerości – przynajmniej wówczas, gdy nie dotyczyła jego samego.
— Lorne Bay to małe miasteczko, a ja bywam tu wystarczająco często, by usłyszeć to i owo — odparł, beznamiętnie wzruszając ramionami. Ludzie plotkowali, a plotki nierzadko stanowiły dobrą bazę pod zdobywanie kompletnych informacji. Hugo wiedział, gdzie przebywać, by usłyszeć. Ponadto starszawe sąsiadki go uwielbiały! Czarował je szelmowskim uśmiechem, a one w zamian przynosiły mu zapiekanki makaronowe i pomagały w aktualizowaniu informacji. Najwidoczniej jednak nie wiedziały wszystkiego na temat byłego męża Willie.
— Och, mam. I to naprawdę zajmujące — rzucił, nie kłamiąc. Miał wiele na głowie, a od kiedy hierarchia w firmie uległa zmianie, jego obowiązki podwoiły się. Zmarszczył brwi, gdy dziewczyna odwróciła się i zaczęła się oddalać. Uciekała? Niedoczekanie. Hugo wznowił krok i wkrótce zrównał się z nią. — Nie chcesz posłuchać? — spytał.

willie hillbury
powitalny kokos
Presta#1949
właścicielka cukierni — SUGAR BAKESHOP
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Właścicielka cukierni i rozwódka. Za wszelką cenę stara się zmienić swoje życie i odrzucić przeszłość, która ciągnie się za nią za sprawą kilku kiepskich wyborów i łobuza, który na nowo pojawia się w jej życiu.
Pieprzyła czcze gadanie o słabości wynikającej z uczuć i przywiązania. Nie było to dla niej żadnym wytłumaczeniem, a jedynie kiepską wymówką tchórza, który przedkładał własne pragnienia nad uczucia drugiej osoby. Tak postrzegała właśnie swojego byłego partnera, chociaż czy mogła w ogóle go tak tytułować? Wraz z upływem czasu i dystansem, który złapała, miała wrażenie, że ich relacja stanowiła dla mężczyzny coś na zasadzie niezobowiązującej rozrywki, lecz ona sama nigdy nie pisała się na niezobowiązujące romanse i bujanie się po mieście w towarzystwie jego mocno zdemoralizowanych przyjaciół. Bez ogródek mówiła o swoich uczuciach i przez pewien czas, będąc w jego ramionach tę cholerną pewność co do jego zamiarów i planów na przyszłość, choć nigdy nie wybiegała zbyt daleko ze swymi prognozami. Nie planowała ślubu, gromadki dzieci i rodzinnego busa, który byłby w stanie pomieścić całą ich rodzinę; pozwoliła sobie jednak na to by przyzwać go swoim facetem i przedstawić go swoim ciekawskim siostrom, które w pewnym okresie mocno obawiały się o towarzystwo siostry. Najwidoczniej był to krok, który po prostu go odstraszył i uświadomił mu, że Willie wcale nie była dziewczyną, którą widział u swego boku. Pech!
Prawdą było, że brunetka nigdy specjalnie nie chwaliła się swym rozwodem i tym co miało miejsce między czterema ścianami ich wspólnego mieszkania, chcąc zachować jak największą część prywaty dla siebie. Brzydziła się plotkami i nawet wstydziła o tym mówić, bo przecież agresywny małżonek hańbił ją oraz jej rodzinę.
Nic nie musiało się zmieniać, Hugo. Zawsze byłeś narcystycznym i egocentrycznym dupkiem, który wszystko co robił, robił z korzyścią dla samego siebie, więc nie wyjeżdżaj mi tu z tekstami o miłości w którą zbyt długo pozwalałeś mi wierzyć tylko dlatego, że tak było ci po prostu wygodnie — odpowiedziała, zaciskając przy końcu zęby tak, by przechodni nie byli w stanie usłyszeć tej przykrej wymiany zdań. Zajęło jej trochę czasu zrozumienie tego, że jego intencje wobec jej osoby nigdy nie były szczere i słowa, którymi ją karmił to zwykła ułuda, bo jak inaczej miała rozumieć jego nagłe wycofanie się i zniknięcie? Wierzyła w moc tych dwóch, cholernie ważnych słów, którymi obdarowywała go, przepełniona szczerą, choć wciąż szczeniacką miłością i niestety jego słowa okazały się nie odzwierciedlać tego co faktycznie czuła. — Mam uwierzyć w to, że pojawiasz się w Lorne i kąśliwe plotki na temat mojego małżeństwa same pchają ci się na ręce? Nie sądzę by kogokolwiek interesowało to aż do takiego stopnia — pokręciła głową i skrzyżowała ręce przy piersi. Nie miała pojęcia w jakim towarzystwie obracał się Wheelwright ale nie sądziła by znał kogokolwiek z jej środowiska. A może Zoya zapomniała ugryźć się w język? W końcu niegdyś utrzymywali ze sobą kontakt.
Odwrócenie się na pięcie i ruszenie w swoją stronę miało w tej sytuacji najwięcej sensu, więc zamierzała oddać się wcześniejszym czynnością i wykorzystać wolny czas na zwiedzaniu świątecznych kramików, jednak mężczyzna nie dawał za wygraną, ględząc tuż przy jej uchu. — Nie, Wheelwright, nie chcę. Daj mi spokój i idź w swoją, najlepiej przeciwną stronę, okej? Nic mnie nie obchodzi twoje nędzne życie — rzuciła, przewracając oczami i nie zwalniała kroku. Obawiała się, że jej zakupy na jarmarku dobiegły końca, bo niestety opuściły ją ostatnie chęci na robienie czegokolwiek w jego obecności,

Hugo L. Wheelwright
powitalny kokos
moon
lorne bay — lorne bay
31 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Walczył z chęcią zaciśnięcia pięści, przysłuchując się opinii na temat swojej osoby, którą z tak silną pogardą wygłosiła Willie; nie zrobił tego, ale jego usta zwarły się w sztywnym grymasie nieoznaczającym niczego dobrego. Musiał dać sobie chwilę, by usłyszane słowa przetrawić, a następnie wyprzeć, przekształcając je w żart. Nie oszukiwał się, doskonale wiedział, że dziewczyna ma o nim parszywe zdanie, ale to z jaką zajadłością cedziła słowa, wywarło na nim piorunujące wrażenie. Minęło tyle czasu, a ona wciąż kipiała złością i rozczarowaniem – zupełnie jakby dawne uczucia nigdy nie wygasły. Dojście do tej konkluzji sprawiło mu sporo satysfakcji. Bo przecież znacznie gorzej było stać się dla kogoś obojętnym, niżeli wywoływać w nim skrajnie negatywne emocje, prawda? Bez względu na to, po której stronie leżała prawda, nie miało to teraz żadnego znaczenia. Bo Hugo nie zamierzał wpływać na opinię dziewczyny. Było lepiej – z pewnością dla niej – kiedy brała go za skończonego dupka. Przynajmniej dzięki temu trzymała się od niego z daleka, a to z kolei sprawiało, że mógł w pełni poświęcić się obowiązkom.
— Pięknie powiedziane — odparł, siląc się na szelmowski uśmiech, który zupełnie nie pasował do sytuacji, za to potrafił wyprowadzić z równowagi. — Sama jesteś sobie winna. Nigdy nie udawałem, że jestem kimś lepszym. To ty zorientowałaś się za późno, że nie masz do czynienia z księciem z bajki — dodał, bezwstydnie wzruszając ramionami, jakby cała ich relacja była dla niego farsą, nic nieznaczącym kłamstwem. Szczerze? Chciałby tego. Chciałby poczuć względem niej chłodną obojętność, która pozwoliłaby mu raz na zawsze zapomnieć o wszystkich chwilach, gdy trzymał ją w ramionach.
— A ty wierzysz w ludzką szczerość i empatię? — zakpił, nie kryjąc rozbawienia. — Ludzie uwielbiają plotkować, szczególnie o tych, którym podwija się noga. Ty najwidoczniej nie wygrałaś losu na loterii — przyznał, obrzucając spojrzeniem jej zamkniętą, waleczną postawę. Miało to swój urok – przy swoim wzroście, ze sztywno skrzyżowanymi ramionami i ze wzrokiem miotającym błyskawicami, wyglądała uroczo, z pewnością nie strasznie czy niebezpiecznie.
Mimo widocznej niechęci z jej strony – a może właśnie dzięki niej – uparcie szedł krok w krok przy niej. Natomiast gdy ostentacyjnie oznajmiła, by spierdalał, już miał się obrócić, kiedy kątem oka dostrzegł, jak Willie potyka się o nierówność chodnika. Odruchowo chwycił ją za ramię, by nie upadła.
— Ja pierdole, czy ty naprawdę nie możesz na siebie uważać? — warknął, puszczając ją dopiero, gdy upewnił się, że stabilnie stanęła. — Wiesz co, myślałem, że dorosłaś. Że minęło tyle czasu, że będziesz potrafiła przełknąć to, co kiedyś się wydarzyło i po prostu ze mną porozmawiać. Ale widzę, że wcale się ze mnie nie wyleczyłaś, nie? Wciąż cię to wszystko boli — powiedział, tym razem nie próbując zapanować nad tonem głosu. — Trzymaj się, Hillbury — mruknął i nie czekając na jej reakcję, obrócił się w przeciwnym kierunku i ruszył w swoją stronę, mając nadzieję, że oprócz mocnego drinka uda mu się znaleźć jakieś sympatyczniejsze towarzystwo, najlepiej takie, które bez oporów rozkłada nogi.

willie hillbury

koniec.
powitalny kokos
Presta#1949
ODPOWIEDZ