lorne bay — lorne bay
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
nie wyobraża sobie życia bez tańca, gwiazda filmów bollywood, jest nieszczęśliwa w nowym miejscu, boli ją bardzo fakt rozstania się z marzeniami, na dodatek pragnęła małżeństwa pełnego miłości
Obrazek
Bała się Diwali, bała się budzić rano, bo wiedziała, że nie ujrzy swoich bliskich, nie ozdobi rodzinnego domu kwiatami, nie wypełni stawu za domem lampionami. Była tysiące kilometrów od swoich ukochanych Indii od bliskich. Budziła się codziennie sama, czując tylko chłód na ramionach, długo wpatrując się przed siebie. Po drugiej stronie korytarza jej mąż codziennie rano szykował się do pracy, a Maya starała się odnaleźć w sobie siły by wstać. Ale nie miała ich, jedyne co robiła to płakała, co dzień krócej i mniej, ale wciąż bolał ją fakt tego w jakim położeniu się znalazła. Tego dnia jednak nie odnalazła w sobie żadnych radosnych myśli, jedno z jej ukochanych świąt spędzi sama, w pustym ponurym domu, z człowiekiem, którego pragnęła kochać, dzielić z nim swoje szczęście, z nim modlić się i składać ofiary, patrzeć mu w oczy z poczuciem, że nigdy to spojrzenie nie zawiedzie ją. Ale Kamal zawiódł ją już dawno. Gdyby nie poczucie bólu w klatce piersiowej kiedy tylko o tym myślała, rozwiodłaby się z nim. Coś jednak w niej, głęboko w jej duszy kazało jej walczyć, nie poddawać się starać się. Tego dnia wstała wcześniej, wzięła ciepły prysznic chcąc rozbudzić swoje ciało. Starannie nałożyła na swoje ciało jaśminowy balsam, wybrała jedno z saree które otrzymała od Kamala w prezencie podczas zaręczyn. Zrobiła im śniadanie, choć było to ich pierwsze wspólne po takim czasie. Mimo własnych chęci ten wspólny czas spędzili w milczeniu, jej żal przelewał się przez jej serce i nie była w stanie spojrzeć na mężczyznę z czułością, jaką powinna obdarowywać swego męża jego własna żona. Zniknęła za drzwiami własnej sypialni chcąc uspokoić swoje nerwy. Kiedy Kamal wyszedł z domu Maya chwyciła za telefon by porozmawiać z własną matką, usłyszeć od niej świąteczne życzenia, jej złożyć takowe. Lecz usłyszała coś jeszcze, coś co zmieniło jej podejście, poprawiło humor i napełniło nadzieją.
[...]
Wieczór już dawno zapadł, dom Mayi i Kamala lśnił od zapalonych przed wejściem lampionów, w domu unosił się zapach kwiatów, którymi ozdobiła każde pomieszczenie. Miała na sobie czerwono złote saree, je również dostała w prezencie od rodziny Kamala, stała przed niewielką fontanną, która ozdabiała ich ogród, odpalała po kolei kolejne gliniane lampiony stojące na dużej okrągłej tacy., Słysząc za sobą głos męża wstała odwracając się w jego stronę, jej twarz nie ozdabiał grymas bólu, czy złości. Była niepewna, gdzieś w tych dużych ciemnych oczach iskrzył się nawet strach. Chwyciła za tacę z ofiarami i czerwonym proszkiem, ustawionym kadzidłem i ruszyła powoli i ostrożnie uważając na swoje saree w stronę Kamala. Kiedy podeszła do niego spojrzała mu w oczy, a w kącikach jej ust pojawił się delikatny uśmiech. Bez słów kucnęła by dotknąć dłonią jego stóp, dłoń za chwilę ułożyła na swoim sercu, kiedy wstała mogła dostrzec w jego oczach zupełnie inne emocje.
- Spędźmy Diwali razem, proszę- jej szept był pełen nadziei, a usta pierwszy raz od tak dawna ułożyły się w pełnym uśmiechu. Promiennym i szczerym. Chciała dać sobie i jemu to co najpiękniejsze, wspólne spędzenie święta. Chciała móc pozwolić przede wszystkim sobie na odrobinę szczęścia. Może Kamal jej nie kochał, nie musiał przecież. Nie znali się, Maya była trudną żoną, odsuniętą od niego jak tylko można, ale chciała i jemu podarować odrobinę czułości, ciepła i radości w tak ważne dla hindusów dni.

kamal bhavani
powitalny kokos
Maya
architekt i projektant — lorne bay
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
maya bhavani

Przez Mayę czy raczej bardziej dla niej odwlekał w czasie wyjazd z rodzinnego domu w Mumbaju, wylot z jej ukochanych — jego znienawidzonych po części — Indii do ostatniej chwili, kiedy w końcu nie mógł ulegać już dłużej jej prośbom; miał świadomość jak bardzo musiała przeżywać oderwanie od rodziny i przyjaciół, od środowiska, które było naturalne dla niej i że przenosi ją wbrew woli Mayi do obcego kraju, w którym nie miała nikogo tak naprawdę poza nim a przecież wiedział, że nie będzie w stanie, nawet gdyby chciał, spędzać z nią każdej chwili i chociażby przez wciąż odciągany wyjazd, bardzo szybko okaże się, że będzie musiała zostawać w domu sama. Nie podobała się mu ta myśl, ale nie było innego wyjścia — w Australii miał przede wszystkim pracę, z której nie wyobrażał sobie, że może zrezygnować czy raczej..., nie chciał zrezygnować, bo wówczas zupełnie nic nie usprawiedliwiałoby, dlaczego nie chce wrócić do ojczyzny a nie zamierzał nawet Mayi przyznawać się, co dokładnie kierowało nim, że do domu przyjeżdżał tak rzadko i zostawał na kilka dni, jeśli naprawdę musiał. Za nic nie zamierzał opowiadać się z przeszłości, od której już nie uciekał, ale oswoił się i uporządkował na tyle, żeby móc funkcjonować normalnie w codziennym życiu. I jedynie dzięki temu mogło dojść do ich ślubu, chociaż im częściej spoglądał na żonę — na jej z dnia na dzień smutniejsze oczy i milczące usta, które ściągała w wąską kreskę — tym częściej miał wrażenie, że może rzeczywiście lepiej byłoby, gdyby do tego ślubu nie doszło. Mógł nie mówić prawdy jej, ale nie mógł okłamywać samego siebie, że nie widzi jak bardzo stawała się nieszczęśliwa.
Nie wiedziała — nie miała prawa wiedzieć, bo i skąd? A może to jemu tak się wydawało — jak wiele razy stawał na progu jej sypialni i przyglądał się jej śpiącej i śniącej jak podejrzewał o ukochanej ojczyźnie, o rodzinie i domu, z którego rzeczywiście wykradł ją podstępnie jak złodziej czający się dniami i nocami w cieniu drzew przy murze, żeby wychwycić i nauczyć się wszystkich nawyków domowników. Żeby poznać każdą ścieżkę, wejście i wyjście a potem w nocnej ciszy zakraść się i zabrać ze sobą to, co w domu mogłoby być najcenniejsze. Nie wiedziała, że czasami pozwalał sobie wejść do jej pokoju i pochylając się nad Mayą wtulić twarz w jej rozrzucone na poduszce włosy — ile razy widział w takich chwilach lśniące wciąż na jej policzkach nie obeschłe jeszcze łzy? Sam już nie wiedział. Ile razy przyglądał się jej ukradkiem zastanawiając się, co zrobić, żeby chociaż na moment jej usta rozciągnęły się w przynajmniej nikłym uśmiechu.
I tak samo jak Maya bał się zbliżającego się diwali — bał się czy będzie potrafił obchodzić święto nie będąc tam bez tych wszystkich świateł rozjarzających ulice i dom, bez tych zapachów i smaków rozlewających się po języku słodyczą, po całym dniu postu, który chciał zgodnie z tradycją ofiarować za nią. Bał się czy jeśli rzeczywiście uda mu się wyrwać z pracy wcześniej, co rzadko udawało się przewidzieć z jakąkolwiek pewnością, bo na budowie w każdej chwili mogło się coś posypać, zastanie w domu chociaż jeden zapalony lampion, bo musiałby być głupcem i ślepcem jednocześnie, żeby nie zauważyć z jakim trudem Maya zmuszała się, żeby w ogóle wstać z łóżka i funkcjonować w miarę normalnie. Przyglądał się jej przy śniadaniu, które zjedli praktycznie w milczeniu zakłócanym jedynie brzękiem sztućców uderzających o talerze, filiżanek odstawianych na spodki i cichych oddechów obojga, z tym, że ten należący do Mayi wydawał się o wiele płytszy, jakby kolejny raz powstrzymywała płacz. I kiedy zebrał się w końcu do wyjścia w ostatniej chwili odbierając od niej błogosławieństwo, gdy objął ją lekko dłonią za głowę i musnął wargami jej czoło zaraz po tym jak na przedziałek nałożył sindur, chciał powiedzieć, że przynajmniej „postara się wrócić wcześniej”, ale popatrzył tylko w oczy Mayi i nie wspomniał o tym nawet słowem — nie chciał widzieć lśniącego w jej źrenicach później żalu, gdyby przyszło mu przyjechać do domu późnym wieczorem. Zupełnie jakby czuł już, że ten dzień nie będzie lekki i nie pomylił się; wrócił znów o wiele później jak zakładał, ale też dom wyglądał inaczej jak spodziewał się wychodząc rano.
Podjeżdżając pod willę zauważył nie tylko dziesiątki lampionów, ale przede wszystkim w ciemnych oknach odblask tak dobrze znanych mu światełek pochodzących od poruszających się wraz z powietrzem ogników glinianych lampek, które domyślił się że Maya porozstawiała w większości pomieszczeń. Zabrał z siedzenia pasażera bukiet róż i zamknąwszy auto wszedł po cichu do lśniącego blaskiem lampek domu. Zajrzał do salonu i przeszedł do jadalni, gdzie odłożył na stół bukiet. Rozpiął i odwiesił na jedno z krzeseł marynarkę, żeby poszukać żony, którą zauważył w końcu w ogrodzie za domem, do którego wyszedł równie cicho jak kot i dopiero kilka kroków od niej zaintonował jedną z typowych pieśni, które wiedział, że musiała znać — „neem już się zieleni, jak i gałązki betelu. Nie odrzucaj mnie moja Pani. Przyjdę i zostanę w Twym domu. Czekaj, jak czeka Sita aż pojawi się Ram” — nie zakładał nawet, że mogłaby odpowiedzieć kolejnym wersem „czy przybędzie z nim Lakshman?”, ale jej uśmiech sprawił, że wydawało się Kamalowi, jakby to właśnie wyszeptała przywołując jego drugie imię. Zapatrzył się w nią, w te unoszące się nieśmiało i lekko drżące kąciki jej ust, których pragnął dotknąć także, nie zdążył powstrzymać Mayi przed kucnięciem i dotknięciem do swoich kostek. Złapał ją tylko ostrożnie za ramiona podniósł jak najprędzej, szepcząc:
– Nie, Maya nie trzeba – dodał łagodnym, miękkim głosem odwzajemniając jej uśmiech, kiedy dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez żonę. Skinął głową przymykając powoli powieki i zagarnąwszy dym z kadziła rozpalonego na tacy, którą trzymała wciąż w dłoniach, dopiero po dłuższej chwili odpowiedział otwierając w końcu oczy i wpatrując się w nią z nieśmiałym uśmiechem drżącym w kącikach ust zupełnie tak, jak u niej:
– Pewnie nie będzie tak samo, jak byłoby w naszych domach, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie mieli spędzić tego pierwszego święta, pierwszego diwali razem, Maya – przyznał i dotknąwszy serdecznym palcem, na którym lśniła złota obrączka do czerwonego proszku na tacy obok rozsiewających słodki zapach kwiatów jaśminu, odbił jego ślad na samym szczycie jej czoła przy linii włosów jako symbol sinduru, który nałożył jej rano. – Każdy dom ma swoją tradycję diwali i nasz musi mieć swoją – dodał wychylając się w jej stronę z nadzieją, że Maya pozwolił mu pocałować się w czoło.
powitalny kokos
kamal
lorne bay — lorne bay
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
nie wyobraża sobie życia bez tańca, gwiazda filmów bollywood, jest nieszczęśliwa w nowym miejscu, boli ją bardzo fakt rozstania się z marzeniami, na dodatek pragnęła małżeństwa pełnego miłości
Czy to będzie początek ich wspólnej drogi? Kroczyli ją od dnia ślubu, ale patrząc teraz w oczy Kamala, Maya po raz pierwszy czuła ciepło płynące od mężczyzny, czuła się kochana i poczuła napływającą do serca nadzieję. Dotyk męża ukoił jej niespokojne nerwy, ciepło dłoni Kamala rozchodzące się po jej ramionach, rozpaliło rumieńce na jej policzkach. Spomiędzy lekko uchylonych ust Mayi wydostał się drżący oddech, widząc jak mężczyzna zatapia obuszek palca w czerwonym proszku, przymknęła delikatnie powieki gdy nałożył go na jej czoło tuż przy linii ciemnych jak noc włosów. Uniosła spojrzenie na męża i lgnąc do niego niczym kot do ciepłego przybliżyła się by mogła poczuć jego usta na swoim czole. Uśmiechnęła się czule lekko zasysając usta i kiedy odchyliła delikatnie głowę spojrzała mu w oczy. Wspomnienie o Indiach było dla niej przywołaniem wspomnień, pięknych wspomnień. Niestety wywołujących tęsknotę, uniosła swoją dłoń do jego twarzy delikatnie i niepewnie, by po chwili ułożyć ją na jego policzku, czując pod dłonią jego wypielęgnowaną brodę.
- To jest teraz nasz dom Kamalu… to są teraz moje Indie- zabrała swoją dłoń i opuściła wzrok, jej dłoń przesunęła się wzdłuż jego ramienia i dotknęła jego dłoni.- zwłaszcza kiedy do mnie wracasz.- poczucie samotności było destrukcyjne dla niej. Wcześniej była otoczona ludźmi, swoją rodziną, przyjaciółmi. Pracowała w zawodzie, który szczerze kochała. Teraz nie miała z tego nic. “Żona powinna oddać całą siebie mężowi, powinna go słuchać i wspierać” tak powtarzała jej babcia. Wszystko dla nich poświęcamy, ale Maya myślała, że jej mąż będzie wspierał i ją. Czuła się niezmiennie więźniem tego domu, ale smutek i marazm przerastał ją. Pragnęła poczuć się szczęśliwa, i poczuła się. W tej chwili kiedy całował jej czoło, kiedy recytował słowa piosenki, którą tak doskonale znała, kiedy chwytał za jej ramiona. Jeśli mogła, chciała stworzyć swój własny świat, dla nich. Ich małe Indie tu na tej obcej dla niej ziemi. A święto Diwali było pięknym czasem na rozpoczęcie zmiany. Spojrzała na niego przez chwilę odchodząc ponownie w stronę ogrodu, gdzie wcześniej zostawiła zapalone gliniane lampiony, odwróciła się w jego stronę spoglądając czy za nią idzie. Ostrożnie odstawiła tacę na mały stoliczek i podeszła do ustawionych na krawędzi fontanny lampionów. Wzięła jeden z nich zanurzając dłoń w wodzie, lampion uniósł się na wodzie a Maya nadała mu ruch uśmiechnęła się, to był słodko gorzki spektakl. Wspomnienie rodziny, kuzynek, mamy i święta, które spędzała w gronie tak licznej rodziny. Teraz miała tylko Kamala, na którego uniosła spojrzenie gdy tylko podszedł bliżej niej, przytuliła na chwilę policzek do własnego ramienia. Wyciągnęła do niego swoją dłoń, by chwycił i podszedł jeszcze bliżej.

kamal bhavani
powitalny kokos
Maya
architekt i projektant — lorne bay
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
maya bhavani

Starał się, żeby czuła w nim wsparcie, żeby mogła zachowywać się zupełnie swobodnie w jego obecności i chociaż naprawdę chciał okazać jej jak wiele miał dla niej ciepłych uczuć, czułości i zrozumienia, miał jednocześnie świadomość, że nie zawsze potrafił; bywał oschły szczególnie w chwilach wzburzenia a o to po powrocie, kiedy współpracownicy mieli pretensje, że tak długo nie wracał było łatwo. Bardziej jeszcze cierpki w obycie nawet w stosunku do Mayi — a może przede wszystkim do niej — stawał się, kiedy do głosu dochodziły niechciane myśli, że nie zasługuje na nią i, że lepiej było zerwać kontrakt na krótko po opuszczeniu Indii niż pozwalać jej żyć nadzieją, że jest wartościowym człowiekiem, na którego powinna czekać — nie chciał w ogóle zastanawiać się czy reprezentował sobą jakąkolwiek wartość poza zawodową, dlatego odpychał od siebie takie myśli, które od kiedy Maya tak namacalnie weszła w jego życie coraz częściej nie dawały mu spokoju. I jedyne czego tak naprawdę pragnął to nie unieszczęśliwiać jej, dlatego, kiedy uśmiechnęła się kolejny raz, ale odrobinę śmielej poczuł ulgę rozlewającą się po piersi i spływającej powoli po całym ciele jak przyjemnie ciepła woda.
Starał się, żeby jego dotyk był jak najdelikatniejszy a jednocześnie stanowczy, ale nie chciał jej spłoszyć więc w każdy nawet najdrobniejszy gest wkładał cały ogrom czułości o jaki od dawna nie sam siebie nie podejrzewał — był pewien, że cała delikatność, niewinna i chłopięca, zniknęła w tamto święto holi, ale nie... Była w nim wciąż tylko jakby uśpiona, ukryta gdzieś głęboko w środku przed całym światem, w którego oczach chciał uchodzić z twardego jak kamień, niewzruszonego niczym mężczyznę pewnego siebie i swoich racji. I zastanawiał się jedynie czy dobrze robił, mimo że tak ostrożnie i nieśmiało, ale mimo wszystko odsłaniał część swojej prawdziwej natury przed żoną, ale komu jeśli nie jej miałby ufać? Od kiedy zawiódł się na rodzicach — ojcu, który nie dopuszczał do siebie myśli, że otaczająca go rzeczywistość jest zupełnie inna niż zakładał, że pozwolił, żeby jego syn ucierpiał? Matce, która nie potrafiła stawić czoła swojemu mężowi i przytakiwała podejmowanym przez niego decyzjom, mimo że widziała jak tym samym pozwala dalej krzywdzić własne dziecko? Od kiedy zawiódł się na rodzicach nie potrafił zaufać nikomu z samym sobą na czele — i chociaż mogłoby wydawać się inaczej, nie był nigdy do końca pewien swoich decyzji i reakcji. Nawet teraz zastanawiał się jak bardzo odsłonić się przed żoną a przecież normalnie takie myśli nie powinny pojawiać się w jego głowie nawet na moment — w dniu, w którym kapłan związał z sobą ich szaty, kiedy po raz pierwszy nałożył na jej przedziałek sindur i kiedy pierwszy raz bez skrępowania mógł spojrzeć jej prosto w te wielkie, mądre lśniące szczęściem, mimo że gdzieś w głębinie jezior jej źrenic błyszczała niepewność, stali się jednością połączonymi z sobą na kolejnych siedem żyć duszami; jak mógł więc zastanawiać się czy nie pokazuje zbyt wiele prawdziwego siebie Mayi?
Mógł — tamta jedna chwila z przeszłości, którą wepchnął tak głęboko w siebie, żeby jej wspomnienie nie wypływało często na powierzchnię jego świadomości dawało Kamalowi to prawo. Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się z głowy wszystkich myśli i zagarnąwszy powietrze od boków jej twarzy, które skierował na siebie, uśmiechnął się szczerze i szerzej już, ośmielony jej czułym dotykiem, kiedy poczuł ciepło bijące od jej drobnej dłoni na swoim policzku — z utkwionego w jej twarzy spojrzenia mogłaby odczytać tak wiele, ale jedyne czego pragnął to, żeby odnalazła w tym jego nieodrywającym się od jej oczu i ust wzroku te wszystkie naprawdę szczere uczucia, jakie żywił do niej; nie wiedział, nie był pewien czy to, co odczuwał w jej obecności, to była miłość, ale wzbudzała w nim zupełnie nieświadomie emocje, o które nie podejrzewał się, że jest w stanie je czuć. Od podziwu nie tylko dla jej urody, ale i nieskalanego ogromem zła dziejącego się dosłownie obok nich umysłu, dla jej talentu i osiągnięć, z których zrezygnowała wyjeżdżając razem z nim i zamykając drogę do sławy. Podziwiał nawet jej upór, który w jego opinii był oznaką hartu ducha i dumy, z której nie chciał, żeby kiedykolwiek zrezygnowała..., nawet dla niego. Od podziwu przez ujmującą czułość, którą chciał jej okazywać wraz z potrzebą bliskości, która rodziła się z nim im dłużej przebywał w towarzystwie Mayi aż o dziwnego wzruszenia na samą myśl, że mimo wszystko była z nim tutaj, że zgodziła się związać z nim swoje życie.
Nabrał głębiej powietrze, kiedy splotła ich dłonie z sobą i przyznała, że chce jego obecności przy sobie; spojrzał w jej oczy i odgarnąwszy delikatnym ruchem włosy, dotknął do jej policzka lewą ręką, prawą zaciskając mocniej, ale ostrożnie, żeby nie sprawić jej bólu na jej szczupłych palcach. I kiedy był już tak blisko nachylił się bardziej jeszcze, żeby zaciągając się słodkim aromatem brzoskwini i balsamiczną wonią drzewa sandałowego współgrających z sobą w jej bursztynowych perfumach, przytknąć ciepłe, lekko spierzchnięte od tytoniu i betelu usta do jej gładkiego jasnego jak myśli, które miał nadzieję przywołać do niej wbrew tęsknocie za domem i najbliższymi, czoła. Chandra, pomyślał wtulając nos w linię jej gęstych, czekoladowo-ciemnych włosów — i rzeczywiście była jego księżycem, bo ten na niebie ustąpił najwyraźniej jej miejsce tej nocy.
Nie chciał wypuszczać jej dłoni, ze swojej, więc coraz dalej wyciągał ją pozwalając w końcu poprowadzić się Mayi w głąb ogrodu do fontanny, na której brzegu usiadła na moment wyplątując palce z jego ucisku, żeby móc wprawić w ruch jeden z niewielkich lampionów unoszących się na wodzie. Wpatrzył się w ten niewielki ognik i kiedy dostrzegł, że wyciągała w jego stronę rękę, podszedł i chwyciwszy ją przyklęknął dotykając wierzchem dłoni do obu oczu i ust. Przysunął się bliżej tak, że mogłaby oprzeć stopy o jego wysuniętą do przodu nogę, gdyby tylko chciała usiąść wygodniej na obramieniu fontanny i wpatrując się znów w jej twarz, uśmiechnął się o myśli, która nie chciała wyjść mu z głowy, którą pokręcił i powiedział:
– Zawstydzasz księżyc. Musiał się schować, bo blednie przy tobie. – Czuł jak rumieniec występuje mu na kark coraz szybciej przesuwając się na policzki i kiedy wykwitł nad linią drobnych włosków wypielęgnowanej, pachnącej oudem miękkiej brody, spuścił głowę — nie był pewien czy mógł pozwolić sobie powiedzieć coś takiego, co myślał przecież..
powitalny kokos
kamal
lorne bay — lorne bay
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
nie wyobraża sobie życia bez tańca, gwiazda filmów bollywood, jest nieszczęśliwa w nowym miejscu, boli ją bardzo fakt rozstania się z marzeniami, na dodatek pragnęła małżeństwa pełnego miłości
Nie wiedziała o jego przeszłości nic, poza tym, że już kiedyś się spotkali. Że był jednak w Indiach i nic więcej nie pamiętała. Prócz motyli w podbrzuszu, kiedy jako 15-letnia dziewczyna widziała go po raz pierwszy na planie filmowym. Był wysokim, przystojnym młodym mężczyzną za którym oglądały się inne kobiety. Schlebiało to Mayi, bo miała w sobie od tamtej pory myśl, że to ona zostanie kiedyś jego żoną, to ona została mu przyrzeczona i wspólnie będą tworzyć swoją przyszłość. Uśmiechnęła się na tamto wspomnienie i by utkwiło jej w pamięci wypuściła kolejny lampion, który łagodnie popłyną przed siebie. Spojrzała na męża, który zacisnął ich dłonie w jedność, uniosła swoje stopy układając je ostrożnie na jego nodze, łańcuszek wokół jej kostki na której wciąż pozostawały teraz już prawie niewidoczne ślady po hennie, którą zrobiła na wyjazd do nowego miejsca, jakby chciała zakląć rzeczywistość- zabrzęczał delikatnie od zawieszonych na nim dzwoneczkach. Podała jeden lampion Kamalowi i słysząc komplement, gorący, rumieniec wypłynął na jej dekolt, szyję i oblał jej policzki, odwróciła na moment głowę, jakby wstydziła się tego efektu, zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie wypuszczając kolejny rozświetlający taflę spokojnej wody lampion. Odwróciła w jego stronę głowę i suchą dłonią dotknęła jego skroni, spojrzała na jego policzek ozdobiony podwójną blizną, nie miał jej dziesięć lat temu, a może nie zauważyła, dotknęła jej delikatnie obuszkiem kciuka.
- Tak myślisz? - spytała mając na myśli jego stwierdzenie o księżycu. Uniosła wzrok chcąc odszukać srebrną tarczę, ale na nieboskłonie nie było po nim śladu, niebo zaciągnęło się chmurami, które zresztą Maya brała za dobry znak, kochała deszcz. Porę Monsunu brała za dar, za chwilę oczyszczenia. Deszcz zmywał każdy grzech, każdy strach i lęk. Tak przynajmniej wierzyła. Uśmiechnęła się a do jej oczu napłynęły słone łzy, miały w sobie słodki smak bo usłyszała od mężczyzny czuły komplement, prawdziwy. Jak nikt inny potrafiła odczytywać z ludzkich oczu zamiary, ich nastawienie czy ukryte w głębi emocje. Wiedziała, że gdzieś w środku Kamala kotłują się ze sobą demony, ale nigdy ich nie dojrzała, wiedziała o ich istnieniu, ale nie miała pojęcia jak bardzo są okrutne. Wystawiała twarz do ciemnego nieba, jakby czekała na deszcz, ale jedyną kroplą jaka potoczyła się po jej policzku, spłynęła przy uchu i na szyję była łza, która wcześniej pojawiła się w jej oku. Kamal mógł usłyszeć jej głośny oddech, jak nabiera do płuc powietrze, wypuszczając je z ulgą. Jej ramiona się rozluźniły jakby ktoś odebrał z nich ogromny ciężar. Opuściła twarz, by spojrzeniem móc ponownie wodzić po jego twarzy. Patrzyła w jego oczy, które z dziwnym uwielbieniem wpatrywały sie teraz w jej. Pomyślała o rodzinie, o bracie, o matce i ojcu, o kuzynach i…nie poczuł bólu, wiercącego, ciężkiego bólu który każdego poprzedniego dnia rozrywał jej klatkę piersiową. Nie poczuła niepewności i lęku, nie czuła się samotna… bo nie była sama. Uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła oczy. To nie za rodziną tęskniła tak bardzo każdego dnia, to nie strach przed nowym miejscem więził ją w klatce wypełnionej demonami, to tęsknota za Kamalem i strach, że nigdy nie będą szczęśliwi. Zsunęła swoje stopy na ziemię, a potem siebie z obramienia fontanny na jego kolano, nie myśląc, nie bojąc się nie martwiąc się wtuliła swoje ciało w szeroką, umięśnioną klatkę piersiową męża. Przylgnęła do niego spragniona ciepła, które przypominało jej ciepłe promienie indyjskiego słońca, stęskniona za zapachem jego perfum, które ulatniały się zaraz jak tylko wychodził z domu.
- Więc teraz niech patrzą gwiazdy i znikają jedna po drugiej…- wyszeptała. Miarą piękna kobiety jest miara jej szczęścia. Maya nie chciała by ten wieczór, to święto dobiegało końca, chciała by czas się zatrzymał, by zachowała w sobie te wszystkie dobre myśli, emocje i uczucia, które rozkwitały w niej jak jeden osamotniony pąk jaśminu, na drzewie pełnym dojrzałych kwiatów. Spóźnił się, ale w końcu nieśmiało otwierał się do swego Słońca.

kamal bhavani
powitalny kokos
Maya
architekt i projektant — lorne bay
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
maya bhavani

Nie podejrzewał, że mogłaby o nim myśleć, a tym bardziej w ten sposób i że wzbudzał w niej jakkolwiek podziw — nawet wtedy, kilka lat w tył, kiedy ona była jeszcze dzieckiem, mimo że chociaż wiedział, że była przyrzeczona mu na żonę, mimo że pamiętał, że nałożył na jej maleńkie rączki o wiele za szerokie bransoletki a na stópki, którymi poruszała łaskotana niechcący jego niewiele większymi rękami, pierścionki, które włożyła w dniu ślubu na palce stóp, mimo że wiedział, że miała zostać jego żoną, nie pozwalał sobie popatrzeć nawet na nią w niewłaściwy sposób; tym bardziej, że jeszcze w tamtym okresie swojego w jego ocenie niewiele wartego życia, nie czuł się pewnie szczególnie, kiedy musiał przyjeżdżając do kraju pojawiać się na planach filmowych, żeby pokłonić się nie potrafiącemu usiąść spokojnie chociażby na moment, żeby porozmawiać z nim naprawdę szczerze, ojcu. Nie podejrzewał, że tamten moment, kiedy widzieli się w przelocie zanim zniknął z Bhavanim, żeby inni nie słyszeli jak syn czyni mu wymówki i wyrzuty, jak grozi mężczyźnie, że jeśli stanie się krzywda Kajal albo jej nie będzie tym razem trzymać języka za zębami, zapadł w pamięć Mayi tak mocno. I nie zakładał także, żeby jego ojciec chociaż słowem zająknął się jej a tym bardziej jej rodzicom o jego przeszłości i okolicznościach, w których wyjechał z kraju — udawał cały ten czas i nic kompletnie nie wskazywało, żeby kiedykolwiek miał przestać. Nie zamierzał nigdy usprawiedliwiać ojca, ale mimo wszystko zdawał sobie doskonale sprawę, dlaczego zachowywał się tak, nie inaczej — najtrudniej było przecież przyznawać się do własnych chwilowych słabości i błędów, a tych Bhavani nie unikał, nie potrafił unikać; był tylko człowiekiem, mimo że tak wielu ludzi zachowywało się jego obecności, jakby był ucieleśnieniem jednego z bogów. I tak, jak nie zakładał, że Maya może wiedzieć o nim i jego przeżyciach z przeszłości więcej od innych, miał jednocześnie nadzieję, że ojciec nie katował jej i nie kazał oglądać jej wraz z rodzicami tych wszystkich nagrań, na których przygotowywał się do występów w produkcjach Bhavaniego, które ostatecznie nie powstały nie pozwalając spełnić się jego marzeniom; nie pozwolił dojść do skutku tak wielu ojcowskim zamierzeniom, ale czy to była tak naprawdę jego wina?
Nie spodziewał się, że w tej chwili właśnie przywoływała wspomnieniem jego smukłą, smagłą sylwetkę, kiedy przechodził przez zatłoczony plan nagraniowy poszukując ojca i pozornie nie zwracając uwagi na to wszystko, co działo się dookoła, ale kiedy spojrzał w tamtym momencie na nią, miał wrażenie, że widziała jak przyglądał się wszystkiemu uważnie niemalże ze strachem błyszczącym w źrenicach. Przyglądał się jak z nieśmiałym, niewinnym uśmiechem wypuściła lampion na wodę a kiedy tylko oparła ozdobione blaknącym mehendi stopy o jego nogę zaraz nad kolanem wysuniętym mocno do przodu, dotknął do jej skóry i chwilę gładził zagarnąwszy gestem powietrze przeciągnął dłonią nad głową, chcąc oddać jej część jakby była jego osobistym bóstwem — ucieleśnieniem bogini Lakshmi, który chciał wierzyć, że będzie im sprzyjała. I nie spodziewał się, że mogłaby oprzeć dłoń o jego policzek, po którym biegły dwie równoległe do siebie, niewiele jaśniejsze od skóry, ale lśniące szczególnie w tak rozproszonym świetle blizny, dlatego kiedy tylko dotknęła do skroni nieprzemyślanie poruszył głową i speszony tym wszystkim, spuścił wzrok, który niemal wwiercał w lampion, który podała mu przed chwilą Maya — nie wiedział jak się zachować w tym momencie, kiedy jej palce znalazły się tak blisko szpetnej blizny, która zakładał, że może wzbudzać w niej jedynie obrzydzenie, dlatego słysząc jej pytanie skupił na nim całą rozproszoną uwagę i rozbiegane myśli, żeby w końcu unieść powoli głowę i wpatrując się żonie w wielkie, ciemne oczy, przyznać:
Nie myślę tak. Tak jest – dodał i wskazał spojrzeniem na ciemne, nie tylko dlatego, że było zaciągnięte chmurami, niebo — był nów i jedynie pojedyncze gwiazdki przebijały się swoim delikatnym zupełnie jak jej dotyk lśnieniem między przepływającymi wysoko w górze, pchanymi wiatrami chmurami. Przyglądał się im chwilę razem z Mayą, dopóki nie dotarł do niego jej urwany w połowie, przyspieszony oddech — wpatrzył się w jej twarz i przez chwilę zastanawiał, co powinien zrobić; chciał sięgnąć do kącika jej lśniącego oka i zebrać z rzęs słoną kropelkę, ale bał się czy nie okradłby jej znów z czegoś do czego nie miał prawa wyciągnąć ręki i dopiero, kiedy spuściwszy głowę, popatrzyła Kamalowi, jakby chciała wyczytać jego oczu wszystkie myśli, które ukrywał przed nią, przed całym światem, utwierdził się, że może dotknąć do jej policzka i zmazać błyszczący srebrzyście ślad pozostawiony przez tę samotną łzę. Nie był w stanie oderwać od niej wzroku i jedynie uśmiechnąwszy się nieznacznie, przytknął mocno do warg lekko wilgotne opuszki palców, którymi osuszył jej policzek, przed chwilą zanim nie zsunęła się z obramienia fontanny i nie zajęła miejsca na jego kolanie czym zaskoczyła go — ułamek sekundy wahał się czy objąć ją, ale kiedy sama wtuliła się w jego pierś z ufnością, nie zastanawiał się dłużej i zamknąwszy Mayę w uścisku swoich umięśnionych, silnych ramion, podniósł się unosząc ją wraz z całym swoim ciałem. – I jeśli już spadną, co oddzieli nas od siebie? – Wyszeptał przypominając jej, co musiała słyszeć dziesiątki razy z ust matki i babki, że mężczyznę i kobietę oddzielają od siebie gwiazdy i światła świec — kiedy zgasną staną się jednym. Uśmiechając się, trącił jej policzek nosem i zaraz dodał:
Nie mogą zniknąć, bo nie widziałaś jeszcze prezentu, który dla ciebie mam. Chyba, że znalazłaś go przygotowując i przystrajając dom. – I kręcąc głową, udając zmartwionego, że może nie będzie niespodzianki, okręcił się z Mayą wciąż w ramionach kilka razy w miejscu — mając nadzieję, że yaadein nie wróci i że miejsce tamtego zająć może nowe.
powitalny kokos
kamal
lorne bay — lorne bay
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
nie wyobraża sobie życia bez tańca, gwiazda filmów bollywood, jest nieszczęśliwa w nowym miejscu, boli ją bardzo fakt rozstania się z marzeniami, na dodatek pragnęła małżeństwa pełnego miłości
Ciepło, czuła ciepło rozchodzące się po jej ciele, czuła przyjemny ciężar u uścisk na swoim ciele, ramiona Kamala zaczęły składać Mayę z powrotem w całość. Uśmiechnęła się czując to uczucie, nieznane jej do tej pory, poczuła jak unosi ją z taką łatwością. Zachichotała pod nosem i wtuliła policzek w jego twarz czując jak ją delikatnie trąca nosem. Jej śmiech rozniósł się po ogrodzie gdy zawirowali. Jego słowa o zniknięciu wszystkich przeszkód, które mogą stanąć między nimi odebrała jak najpiękniejszy prezent, czuła że naprawdę mu zależy. Że nie jest tylko zimnym nieczułym mężczyzną, który chciał odebrać jej marzenia. Zaskoczyły ją jego słowa na temat prezentu spojrzała na niego, znów dłonią dotykając jego policzka i blizn, milczała chwilę by móc nachylić się i ucałować to miejsce, nie czuła obrzydzenia, wręcz przeciwnie. Czuła, że te blizny są jego częścią.
- Nie zauważyłam niczego- wyszeptała z szerokim uśmiechem spoglądając mu już w oczy, obejmując jego szyję drobnymi ramionami. Nie czuła się samotna, ten wieczór przeradzał się w coś pięknego, w chwile, które bardzo chciałą zapamiętać. Tak jak ten moment gdy widziała go po raz pierwszy tak świadomie i na dłużej w swoim życiu.
- To pokażesz mi ten prezent?- dopytywała, nie chodziło jej o fakt, że coś od niego dostanie, ale chciała by mogła być przy nim jak najdłużej. Ona przygotowała im posiłek, który chciała jeszcze zjeść z mężem, jeśli tylko Kamal dotrzyma do tej chwili. Zdawała sobie sprawę, że był zmęczony po całym dniu pracy, ake to było święto…ich święto. Nie rozmyślała teraz o powodach jego ucieczki z Indii, wiedziała, że muszą być jakieś powody. Widziała to i czuła, jednak nie była tą która nalega i męczy kogoś by coś jej wyznał. Pragnęła dla nich wspólnego życia i przyjmie wszystko takim jakim jest, jeśli tylko on odda jej całą swoją miłość jaką ma. Potrzebowała jej teraz jak nigdy dotąd. Czuła się osamotniona gdy nie był przy niej, z dala od jej ukochanych Indii, od szkoły tańca, od pasji. Tańczyć jednak mogła tutaj, chociażby dla mężczyzny który niósł ją teraz na rękach. Wtuliła twarz w jego szyję, zaciągnęła się zapachem jego perfum. Mocnych lecz nie kujących, miały w sobie coś bardzo męskiego, a może to zapach jego skóry tak pachniał?
- Gdzie mnie zabierasz?- spytała rozglądając się już po wnętrzu ich domu, w którym pachniało kwiatami, jedzeniem i świecami które zapaliła w każdym prawie pomieszczeniu. Pogładziła dłonią jego skroń, bransoletki na jej nadgarstkach zabrzęczały dźwięcznie wydając subtelną melodię. To był pierwszy raz kiedy czuła tak blisko Kamala, pierwszy raz kiedy czuła znów te motyle w brzuchu, tą radość gdy razem ucierali mąkę z ryżu na słodycze, które zrobili ich bliscy. Czuła ekscytację i chęć dzielenia się z nim tymi emocjami, chciała go więcej i bardziej. Czuła się, jakby poznawała go od początku, błądząc obuszkami palców po jego kości policzkowej.

kamal bhavani
powitalny kokos
Maya
architekt i projektant — lorne bay
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
maya bhavani

Zupełnie nie wiedział czego oczekiwać po tym dniu, po tym święcie, którego przez ostatnich kilka lat — tak samo, jak wielu innych świąt — o ile, nie był w rodzinnym domu, nie miałby ochoty obchodzić, bo nie miało to wszystko zbyt wiele sensu w tym mimo wszystko obcym miejscu, w którym nie spotkał wielu Hindusów; to nie było Sydney ani nawet Cairns, żeby móc bez większego trudu znaleźć hinduską restaurację i z okazji święta wejść i dołączyć się do obchodów. Poza tym jaki sens miało świętowanie w samotności, kiedy większość uwagi poświęcało się i tak, i tak pracy? Może dlatego tak bardzo denerwował się przez cały dzień, nie wiedząc czego oczekiwać ani czego się spodziewać skoro do tej pory Maya wydawała się trwać w odrętwieniu, który powoli zaczynało pożerać ją całą, a teraz? Teraz miał wrażenie, jak wyrwałaby się z tego odrętwienia, jak obudziłaby się ze snu, który spadł na nią, żeby mogła jakkolwiek przeczekać te najtrudniejsze dni, na krótko po ślubie, który miał świadomość, że nie zapowiadał kompletnie tak wielkich zmian, jakie przyniósł w jej życiu.
Przyglądał się Mayi z całym ogromem wszystkich uczuć jakie budziła w nim tak naprawdę od chwili, w której weszła w jego życie, kiedy ojciec obiecał ją małą dziewczynkę Bhavaniemu — od zawsze wiedziała, że stanie się częścią jego rodziny nawet wtedy, kiedy on wahał się i zastanawiał czy w ogóle powinien rzeczywiście pozwolić na zrealizowanie twego małżeńskiego kontraktu, który w tym jednym momencie, kiedy wtuliła się tak ufnie w jego poruszającą się wolno zgodnie z oddechem wypełniającym płuca pierś, wydał się Kamalowi oczywistością i na ten moment wszystkie wątpliwości opadły pozostawiając jedynie Mayę w jego ramionach pod światłem gwiazd i ogników odbijających się na wodzie, jakby były kolejnymi maleńkimi punkcikami na ciemnogranatowym niebie. W tej właśnie chwili przestało liczyć się cokolwiek innego — tak, jakby istnieli jedynie oni a cały świat stał się jedynie cieniem i tłem, znikając powoli, żeby zrobić miejsce na te wszystkie uczucia i emocje, które on nosił w sobie od dawna, a które widział jak obudziły się tak niespodziewanie w Mayi zupełnie jak ona sama, odsłaniając się coraz bardziej przed nim.
Uśmiechnął się słysząc jej pytanie i poruszając na boki głową, odpowiedział również pytaniem:
Czyli jeszcze go nie znalazłaś? To dobrze, będę miał gotowy schowek na inne prezenty – zauważył i przeniósł ją z powrotem do domu; unosił ją w ramionach, jakby ważyła niewiele więcej od naręcza kwiatów, które musiała zauważyć na stole w jadalni, gdzie zostawił je między zastawą czekającą aż usiądą do kolacji, żeby wyjść do niej do ogrodu. – A gdzie chcesz, żebym cię zaniósł? Bo myślałem przez chwilę o twoim pokoju..., tak byłoby najwygodniej, gdybyś chciała przymierzyć. Ay czyżbym się wygadał? – Zaśmiał się raz jeszcze powtarzając to ay tak podobne do pawiego krzyku, którego musiała wysłuchiwać każdego dnia spędzanego u jego rodziców w domu. I chociaż rzeczywiście po części zdradził się z prezentem, nie zamierzał ulec jej nawet, gdyby zaczęła dopytywać i przyznać się, że oprócz eleganckich kadzielnic wraz z szczypczykami do węgielków i kadziłem o jej ukochanym zapachu drzewa sandałowego, miał dla niej także tradycyjne, chociaż jasnozłota saree z wyjątkowo ozdobnym brzegiem i przede wszystkim tych kilka preparowanych specjalni łańcuchów z jaśminu, ale nie indyjskiego, którego zapach musiała znać bardzo dobrze — chciał ją zaskoczyć i dać coś, co przywoływało znajome skojarzenie, ale było czymś zupełnie nowym tak, jak ich nie trwające zbyt długo małżeństwo, więc zdecydował się na jaśmin sprowadzany z Egiptu.
Upchnięte wbrew pozorom ostrożnie do wiklinowego kosza z pokrywką kształtem przypominającego te, w których sapera mógłby trzymać zaklinane przez siebie węże przyniósł po chwili do jej pokoju i ustawił przy jej nogach, bo siedziała wciąż na łóżku dokładnie tak, jak zostawił ją przed chwilą. Ukucnął przed Mayą zaraz za koszem i przyglądając się, zachęcał, żeby podniosła ozdobione drobnymi, pojedynczymi gałązkami neem przykrycie. – Mam nadzieję, że ci się spodoba, ale jeśli nie to nie krępuj się mi o tym powiedzieć, bo za chwilę może okazać się, że będziesz miała zawaloną szafę i inne skrytki w domu. Musimy się przecież lepiej poznać – dodał już o wiele ciszej i jakby wygasł w nim ten żartobliwy ton sprzed chwili, ale kiedy spojrzał na nią, w jego oczach drżało wciąż odbicie tego samego uśmiechu, którym uraczył Mayę jeszcze w ogrodzie. – Otwórz! Zżera mnie ciekawość, co powiesz.
powitalny kokos
kamal
lorne bay — lorne bay
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
nie wyobraża sobie życia bez tańca, gwiazda filmów bollywood, jest nieszczęśliwa w nowym miejscu, boli ją bardzo fakt rozstania się z marzeniami, na dodatek pragnęła małżeństwa pełnego miłości
Spojrzała na męża, kiedy ucieszył się z faktu nie odkrycia skrytki. Powinna mu odpuścić, ale ciekawość będzie ją teraz dręczyła za każdym razem gdy on opuści dom. Cmoknęła marszcząc swój drobniutki nos, wyraźnie akcentując udawane niezadowolenie ze swojego przeoczenia. Kiedy usłyszała o przymiarkach uniosła na niego spojrzenie, kochała saree każdy materiał który z taką starannością układała na swoim ciele, a który dostała od niego.
- Więc mój pokój- wyszeptała i kiedy dotarli na górne piętro, kiedy delikatnie usadził ją na łóżku i wyszedł Maya została na swoim miejscu, przesunęła dłońmi po swoich bransoletkach, które zabrzęczały uroczo, odetchnęła zniecierpliwiona. Nie musiała długo czekać na Kamala, na jej ustach pojawił się skromny uśmiech, przepełniony radością, czy to jego widok tak na nią działał? Mógłby podarować jej siebie każdego dnia, a ona cieszyłaby się zawsze tak samo. Bała się samotności, jej uśmiech na moment zbladł kiedy pomyślała o kolejnym dniu bez Kamala, o nocy bez jego ramion. Kiedy ustawił przed nią kosz ozdobiony gałązkami neem. Rozpromieniła się widząc jego niecierpliwość i otworzyła ostrożnie wieko, jej oczom ukazały się jej ukochane kwiaty. Jaśminowe łańcuchy które ostrożnie wydobyła z wnętrza kosza. Jej duże oczy rozbłysły, dłonie zadrżały. Nie miał chyba pojęcia jak wiele ta ozdoba dla niej znaczyła. Jak wiele niosła w sobie szczęścia dla Mayi, która kochała przyozdabiać swoje włosy tymi kwiatami. Spojrzała na niego w milczeniu, ze wzruszeniem wypływającym do jej ciemnych oczu. Nie odzywała się delikatnie odkładając delikatne kwiaty na łóżko obok siebie. Ponownie nachyliła się nad koszem, spojrzała Kamalowi w oczy, był zniecierpliwiony, ale jego oczy zdawały się błyszczeć jak nieliczne gwiazdy na niebie. Kobieta wyciągnęła zapewne saree owinięte w ozdobny materiał ułożyła go na swoich kolanach, odwinęła go ostrożnie, jej dłonie ozdobione pierścionkami i nadgarstek przepełniony bransoletkami zatrzymał się w powietrzu, jakby ktoś zatrzymał czas. Jej oczom ukazał się przepiękny złoty kolor materiału saree. Spojrzała na Kamala zagryzła do wewnątrz swoją wargę i chwyciła delikatny materiał, przesuwając po nim dłonią odłożyła ponownie na łóżko oglądając zdobienia, widać było piękno i uczucia z jakim wykonano najmniejszy szczegół, kolejne części saree, które jej wręczył wywoływały promienny uśmiech na ustach żony Bhavaniego. Wciąż milczała, ale nie musiała nic mówić, wszystkie emocje i uczucia malowały się na jej twarzy. Sięgnęła ponownie widząc na dnie kadzielnice, piękne ozdobione złotymi detalami, węgielki o zapachu drzewa sandałowego, uśmiechnęła się. Wiedział o tym? O jej ukochanym zapachu? Odłożyła ostatnią część prezentu po drugiej stronie na łóżku i odwróciła spojrzenie na kucającego przed koszem Kamala. Duże oczy Mayi błyszczały łzami, które nie były łzami smutku, po raz kolejny tego dnia były łzami szczęścia. Wstała z łóżka, kucnęła przed koszem jak najbliżej męża, odsunęła przeszkodę miedzy nimi i sięgnęła ponownie dłonią do jego policzka po prawej stronie gładząc jego brodę i skórę, delikatne obuszki palców kobiety dotknęły też jego ucha, nachyliła się do niego jedną z dłoni opierając o jego ramię by nie stracić równowagi. Twarz Mayi przybliżała się powoli do jego twarzy, poczuła zapach jego perfum, którymi pragnęła by pachniały poduszki jej łóżka, jej nos w miejscu gdzie założyła niewielki nath musnęła jego nozdrze, prawy policzek przylgnął do jego prawego policzka, powietrze z jej ust zadrżało tuż przy jego uchu, a Kamal mógł poczuć po chwili jej ciepłe wargi całujące jego prawy kącik ust. Cisza, która zapadła między nimi, nie była krępująca niosła ze sobą powagę tego gestu, najbardziej intymnego i czułego, jakim Maya obdarzyła swojego męża kiedykolwiek. Trwała tak chwilę by odchylić się i spojrzeć w błyszczące zaskoczeniem oczy męża, jej dłonie chwyciły za jego, pociągnęła zdezorientowanego Kamala by wstał, teraz ona ukierunkowała go by usiadł na łóżku.
- Zaczekaj na mnie- wyszeptała zabierając materiał saree i łańcuchy jaśminu. Odwróciła się do niego tyłem ruszając w stronę łazienki, w której zniknęła. Zdjęła z siebie swoje saree, ubierając na siebie prezent od męża. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, odpięła ozdoby z włosów i delikatnie połączyła włosy z boków głowy z tyłu ozdabiając swoje włosy jaśminem. Kiedy skończyła wyszła z powrotem do sypialni, zwracając na siebie uwagę Kamala, nie podeszła do niego, wpierw staneła przy swojej toaletce gdzie codziennie starannie nakładała swój makijarz oczu, czy zapach perfum i dopierała swoje ozdoby, wysunęła płytką szufladkę z której wydobyła ozdobne pudełeczko, dopiero teraz ruszyła w stronę Kamala stając przed nim, otworzyła wieczko pudełeczka. Złote obrączki na palce które Kamal Bhavani założył na jej małe paluszki pierwszy raz 25 lat temu rozbłysły na czerwonym aksamitnym wyścieleniem.
- Załóż mi je raz jeszcze, proszę- wyszeptała czule w stronę męża. Zdjęła je zaraz po tym jak ugodził ją po raz pierwszy prosto w serce, karząc rozstać się z jej ukochaną ojczyzną, z domem i rodziną. Zdjęła je chcąc dać mu do zrozumienia jak bardzo ją skrzywdził.
- Dziś niech wrócą na moje stopy by mogły zostać na nich już zawsze- dodała z delikatnym uśmiechem. Dla niej były symbolem ich związku. Może kiedyś staną się symbolem ich miłości, bo choć Maya nie była pewna swych uczuć dziś otworzyła zranione przed kilkoma tygodniami serce, pozwalając Kamalowi zamieszkać w nim naprawdę.

kamal bhavani
powitalny kokos
Maya
ODPOWIEDZ