lorne bay — lorne bay
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Thierry Warfield | 37 | IT GUY

Let's make a fast plan, watch it burn to the ground
I try to whisper, so no one figures it out
I'm not a bad man, I'm just overwhelmed
It's 'cause of these things, it's 'cause of these things...
1.

Wiedział, że wydarzenie odbywa się w hotelu Maven. W miejscu, które znał jak własną kieszeń; którego korytarze niejednokrotnie pokonywał z ramieniem przerzuconym przez szczupłą sylwetkę ponętnej właścicielki. Zaskakujące, iż owe ulotne chwile bezustannie sprawiały wrażenie niesamowicie żywych. Umysł mężczyzny wypełniała niezliczona ilość kliszy spod znaku minionych tygodni. Lubił je przeglądać. Niekiedy z powodu braku innych zajęć, niekiedy z istniejącego w nim sentymentu. W większości przypadków rozglądał się za reminiscencjami ich wspólnych chwil napędzany znacznie intensywniejszą siłą. Działał pod banderą obsesji trawiącego go od momentu poznania dziewczyny. Nie można powiedzieć, że połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej nie z perspektywy głównego zainteresowanego. Brunet doświadczył czegoś znacznie bardziej niebezpiecznego. Od pierwszego zestawu pośpiesznie wymienionych słów panna Tremblay zapanowała nad jego umysłem. Każda sekunda, każdy oddech był spędzany nad milczącą kontemplacją. Obserwacją jej ruchów, ukradkowych zerknięć. Wczytywaniem się w zestaw danych oferowanych przez media społecznościowe. Kiedy tego było mało, Warfield wykorzystywał wszelkie dostępne narzędzia oraz umiejętności. Wszystko, byleby wiedzieć więcej. Dopuścił się również włamań na konta, sprawdzania wiadomości. Niekiedy odpisywał w imieniu jeszcze wtedy niczego nieświadomej kobiety. Zabawa w Boga przypadała mu do gustu - szczególnie, gdy szło o osobę na której zaczynało mu zależeć. Cokolwiek czynił, czynił z dobrych pobudek. Tak tłumaczył własne, moralnie wątpliwe, poczynania. Dobre pobudki. Przecież nigdy nie sprawiłby jej przykrości, nie skrzywdziłby. Acz, aby ją chronić wprzód musiał zabezpieczyć własne uczucia.
Stojąc w sali bankietowej zdawał sobie sprawę z tego, że jego serce jest odsłonięte i oczekuje na cios. Nie widział się z Maven (... cóż, twarzą w twarz) od niemalże roku. Symultanicznie częstotliwość sprawdzania internetowych nowinek o eks partnerce doprowadziła do sytuacji w której informatykowi zdawało się, jak gdyby Mav bezustannie pozostawała nieodłączną częścią jego rzeczywistości. Z drugiej strony...
...z drugiej strony sporo się wydarzyło. Chociaż przeszło pół roku nie czuł się zbyt dobrze rozważając rozstanie z tą, która miała zająć miejsce Tremblay. To w oczach Rainford pierwszy raz ujrzał czyiś strach spowodowany jego wybuchem. W błyszczących tęczówkach Aliny zobaczył samego siebie: surową, napiętą twarz wykrzywioną w nienaturalny grymas złości. Zaciśniętą w pięść rękę, uniesioną i gotową do uderzenia. Żałował zniknięcia Aliny. Żałował jak się to potoczyło. Naprawdę żałował...
Spojrzenie błękitnych ślepi powędrowało od trzymanej szklanki do oblicza gadającej pani Robertson, ponad wątłe ramię skąd spoglądały na niego znajome oczy. Nie oderwał od niej wzroku. Hipnotyzowała go. Powtórnie liczyły się te wielkie, zielone oczęta. Nic innego, nic ponad ani poza nimi. Nawet nie usiłował elegancko zakończyć konwersacji. Zwyczajnie ominął blondynkę z działu kadr i delikatnie poklepując ją po przedramieniu dał znak, że znika. Ruszył ku komuś znacznie bardziej interesującemu. I pewnie dotarły do celu, gdyby nie wielka, purpurowa twarz kolejnego współpracownika. - Nie teraz... - mruknąwszy przez zaciśnięte zęby poczuł jak wzbiera się w nim irytacja. Bo co jeśli ona zniknie?
  • Obrazek
    I'm still recovering
    Still getting over all the suffering
    More known for my anger
    Than for any other thing
ambitny krab
Thierry Warfield
właścicielka — PULLMAN PD SEA TEMPLE RESORT & SPA HOTEL
31 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
And when you lay awake at night with just my memory beside you, I want you to remember that I’m not the one that got away- I’m the one you pushed away.
Informacja o konwencie farmaceutycznym, który planowo miał odbyć się w jej hotelu dotarła do kobiety zaledwie dwa tygodnie temu. Pierwsza myśl jaka narzuciła się w łepetynie dziewczęcia brzmiała: czy to on za tym wszystkim stał? Wprawdzie, nie zamierzała robić z Thierry'ego potwora - ale znała go na tyle dobrze, że mogłaby bezproblemowo nazywać bruneta odwiecznym maniakiem kontroli. Lata związku, bądź przysłowiowych przerw nauczyły Maven jednego - po mężczyźnie można spodziewać się absolutnie wszystkiego. Więc tak, - mógł rozegrać pionkami w taki sposób, że każdy z zebranych znalazł się w budynku zupełnie nieświadomy poczynań mężczyzny - bądź wręcz przeciwnie - nie dyrygował, nie poruszył nawet palcem - a większość posłusznie szła za jego tokiem myślenia; choć czy tak naprawdę ktokolwiek w całym wszechświecie wiedział chociażby połowę informacji, które jawiły się w jego głowie? Nie. Nawet sama Tremblay, która prawdopodobnie znała Warfield'a najdłużej - nie potrafiła przeniknąć do jego myśli. I to chyba ten fakt - pociągał ją w nim najbardziej.
Nieobliczalność, charyzma - zuchwałość, obsesyjność dotarcia do celu. Był mężczyzną z krwi i kości, człowiekiem któremu powierzysz swoje życie, bo wiesz - że tylko on może Cię ochronić, tylko w jego ramionach możesz czuć się bezpiecznie. Jednak była też druga strona, wyrywająca się poza szereg doskonałości - niekiedy przejmowała go; zabierała wszystkie dobre uczucia i wyzwalała chaos - rodziła się w nim wściekłość, choć raczej tkwiła w nim od zawsze, zakorzeniona lata temu - lecz dopiero teraz, rozkwitała - wypuszczała pączki, aby ostatecznie stać się dziką różą. Waleczną, raniącą - doprowadzającą do przeróżnych chorób psychicznych. Owszem, posiadał dwa oblicza i Maven Tremblay kochała je obie, choć minęło dwanaście lat - nawet gdyby podwoić tą liczbę, uczucia kobiety nie uległyby tej zmianie - i właśnie dlatego musiała odejść - przy nim nie wiedziała kim jest; przy nim nie potrafiła myśleć rozsądnie. Thierry przejmował każdą jej część. I choć nie wiedzieli się od niemal roku, nadal tak było. Nadal posiadał władzę.
Ogromna sala bankietowa, choć przepięknie ozdobiona posiadała jedną negatywną cechę - niekiedy nie dało się jej wystarczająco ogrzać. Zaskakujące (czyżby?), że właśnie właścicielka o tym zupełnie zapomniała - nakładając suknię, która odkrywa połowę pleców, oraz ramiona. A może po prostu chciała, aby ujrzał ją taką; zadbaną, z nienaganną fryzurą czy makijażem - uśmiechniętą, rozmawiającą z ludźmi - nie spłoszoną - nigdy taka przecież nie była - ich rozstanie nie powinno jej zmienić, nieprawdaż?
Ujrzała go od razu, w obliczu tylu ludzi znalazła jego wyrzeźbioną sylwetkę jako pierwsza - łapiąc w smukłą dłoń długi kieliszek od szampana, nie poprzestała tej farsy - a kiedy on również zaczął patrzeć, automatycznie uznała to pojedynek - pomiędzy swe czerwono krwiste usta wsunęła szklany przedmiot, kilka łyków - głębszych, aby do jej głowy doszedł szum. Nadal walczyli? Czy była to już niema rozmowa? Bratnia dusza z bratnią duszą? Dostrzegła, że się poruszył - szedł do niej - czy po nią...?
i wtedy poczuła czyiś dotyk, męska dłoń przesunęła się od nagiego ramienia, aż do ręki, chwyciła za długie palce, które przysunęła do ust i musnęła. - Mam nadzieję, że długo nie czekasz, kolejka w szatni wydaję się być kilometrowa. - blondyn uśmiechnął się, chwilę później ściągając z siebie marynarkę aby następnie zawiesić ją na chudziutkich ramionkach szatynki. - Nie, zaledwie kilka minut. - a wydawać się mogło, że kilka godzin. - O której... - wtedy łepetyną mężczyzny przekręciła się na bok. - Wiedziałaś, że tutaj będzie? - wargi Maven drgnęły, rozkosznie - lecz z odrobiną rozbawienia. - Zdziwiłabym się, gdyby nie przyszedł. - zielone oczęta ponownie zerknęły w stronę byłego partnera. - Ohhh. - nieco zmieszany Jasper Harrington - miasteczkowy dentysta, powrócił spojrzeniem do Tremblay. - Zarezerwowałem nam stolik w The Prawn Star na 9:30, możesz się już stąd wyrwać? - jasne tęczówki, zawisły na prawie-lekarzu, nastała przenikliwa cisza. Ohhh, mogła czy nie mogła Thierry, Twój ruch.
ambitny krab
córka rybaka
lorne bay — lorne bay
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Thierry Warfield | 37 | IT GUY

Let's make a fast plan, watch it burn to the ground
I try to whisper, so no one figures it out
I'm not a bad man, I'm just overwhelmed
It's 'cause of these things, it's 'cause of these things...
Przeznaczenie. Tak nazwałby okoliczności w jakich się odnaleźli. Chociaż Thierry uwielbiał posiadać kontrolę nad sytuacją a jego obsesja na punkcie eks partnerki pozostawała niezgłębiona - w trakcie przerw ograniczał karmienie głodu zainteresowania zerkaniem na konta w mediach społecznościowych. Niekiedy zdarzało mu się dzwonić z zastrzeżonego numeru i słuchać zdezorientowanego głosu, kiedy na melodyjne "Halo?" odpowiadało milczenie. Z rzadka cichy tembr wypowiadał jego imię bo przecież znała go. Wiedziała. Niemniej, nie zorganizowałby konwentu w hotelu Mav. Po pierwsze, nie leżało to w gestii bruneta. Po drugie, szczerze powiedziawszy w pewien sposób starał się ułożyć sobie życie bez Tremblay. I szło mu całkiem nieźle dopóki w gniewie nie przekroczył granic. Kilku na raz, tak swoją drogą.
Niekiedy zdawało mu się; iż Rainford jest panaceum na troski. Tym bardziej gwałtowne odejście Aliny mocno wzburzyło emocjami Warfielda. Przez ostatnie sześć miesięcy autentycznie starał się chodzić na terapie. Jak nigdy usiłował traktować ją na poważnie. Z każdym dniem było coraz trudniej. Brakowało mu motywacji bo dlaczego, dla kogo miał się starać?
Purpurowa twarz wydawała się nie zważać na protesty. Dopiero groźne, gniewne spojrzenie jakim obdarował podpitego rozmówcę umożliwiło Terry'emu ponowne wpatrywanie się w swój cel. Niestety, przy boku szatynki pojawiła się druga sylwetka.
Warfield wpisywał się w sztab zazdrosnych facetów. Chorobliwie zazdrosnych. Typ podchodzący pod "psa ogrodnika". Choć w teorii Maven nie należała do niego, nie mogła należeć do kogokolwiek innego. Sposób w jaki nieznajomy wpatrywał się we właścicielkę tego zacnego przybytku wywracał Thierry'emu żołądek do góry nogami. Ani na sekundę nie rozważał jednak wycofania się bądź zmiany kierunku. W zasadzie, nie zatrzymawszy się ani na moment już po chwili stał przed 'niedoszłą', ciekawymi oczyma przemierzając każdy centymetr jej odsłoniętego ciała. Wcale nie krył się z tym zainteresowaniem ani faktem, iż ciało Maven bezustannie działało na niego niczym czarna płachta na byka. Chęć zerwania z niej sukienki zębami błyszczała gdzieś w głębinach podświadomości.
- Dobrze wyglądasz. - dobrze. Nie pięknie, nie niesamowicie. "Dobrze" w jego ustach brzmiało niczym dostatecznie. Wiedział, iż takie określenie nie wystarcza. W jakiś pokręcony sposób karał ją tymi słowy. Konwekwentnie lekceważył obecność dentysty, jak gdyby ten nie istniał. Jakby był powietrzem. Bo w sumie tak Terry postrzegał chuderlawego rywala. Kompletnie nie w typie Mav. Na pewno kręciła się z nim z nudów, zrobiła sobie z niego swoją małą zabaweczkę; czekając na powrót Thierry'ego. Musiało tak być. - Nie spodziewałem się Cię tu zobaczyć. - kłamstwo. Choć trzeba nadpisać, że wcale nie rozmyślał nad ewentualnym spotkaniem. - Przydałby się kieliszek szampana. - dopiero teraz obrzucił lekarza przelotnym zerknięciem. W kąciky drżących rozbawieniem warg pojawił się złośliwy uśmiech, kiedy w wyczekiwaniu unosił brwi. - Twoi pracownicy są coraz mniej rozgarnięci, Mav. - rzucił, gdy lekko oniemiały dentysta nie ruszył się z miejsca. Shots fired.
  • Obrazek
    I'm still recovering
    Still getting over all the suffering
    More known for my anger
    Than for any other thing
ambitny krab
Thierry Warfield
właścicielka — PULLMAN PD SEA TEMPLE RESORT & SPA HOTEL
31 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
And when you lay awake at night with just my memory beside you, I want you to remember that I’m not the one that got away- I’m the one you pushed away.
Pożądanie jest nierozłączną emocją każdego człowieka, przenika przez niego - doprowadza do obsesji, niekiedy nie potrafimy się jej wyzbyć; przejmuję nad nami całkowitą kontrolę. Zwykle pragniemy tego czego nie możemy mieć, bądź co nie jest dla nad dobre. Chociażby chcemy schudnąć, a podczas treningu bezustannie myślimy o czekoladowym cieście znajdującym się na czwartej półce w naszej lodówce. Dla Maven Thierry był takim „czekoladowym ciastem” - jednym z najlepszych, upieczonym przez babcię, w zimowe, świąteczne popołudnie. Nie było dnia, aby o nim nie myślała - nie było chwili gdy usilnie nie próbowała przypomnieć sobie jego smaku - tego jak ją wypełnia. Pochłaniał ją, pochłaniał każdą z emocji - jednakże nieustanne smakowanie może spowodować cukrzycę, bądź inną chorobę przewlekłą.
Odrzucając jednak wszystkie metafory, porównania nie można zapomnieć jednej ważnej kwestii, Thierry Warfield był dla kobiety pierwszą miłostką, „miłością życia” - pierwszy w każdym aspekcie - była bardzo młoda gdy się związali - czyli jednocześnie nieuodporniona na wszelakie manipulację. Jednak wszystko to co wiedziała, co kiedykolwiek poznała było jego zasługą. Kochała go nadal kocha miłością szczerą, pełną pasji - współuzależnioną - i choć ich relacja bazowała nad upadkami, oraz wzlotami - zawsze do siebie wracali, zawsze się odnaleźli - czy to naprawdę było to przeznaczenie? Opisywane w przeróżnych powieściach - romansach, wierszach - oby tylko nie skończyli jak Romeo i Julia. Choć widok Terry'ego śpiewającego sonety pod balkonem byłby komiczny.
Podejście bruneta (tak jak można się spodziewać) zmieniło wiele - Jasper stał się spięty, jego szczęka została mocno zaciśnięta. Widok jego zażenowania chwilowo rozbawił Tremblay - choć mimika twarzy nie uległa zmianie, ową emocję można było dostrzec jedynie w błysku oka. - Ty też. - profesjonalny, wręcz wyuczone uśmiech przeniknął przez pełne, czerwone wargi - zawisł nieco dłużej gdy dokładniej przyjrzała się przystojnej twarzy byłego kochanka. - Nienagannie. - dodała, powracając spojrzeniem na bezustannie zdezorientowanego dentystę. - A gdzie się spodziewałeś mnie zobaczyć? - prowokacyjne zerknięcie, przenikliwe - wymagające głębszego oddechu. No dawaj, Thierry opowiedz mi o swoim najskrytszym wyobrażeniu - gdzie mogłabym się dzisiaj podziać - jak miałaby wyglądać - w jakiej pozycji siedzieć. - Nie zadbałeś o to. - delikatne przymrużenie powiek, aby po chwili parsknąć cichutkim, lecz zbyt długim śmiechem. - Thierry, nie bądź niegrzeczny. - machnęła ręką, jakby dany żart nie był brany przez nią na poważnie - by blondyn nie poczuł się jeszcze bardziej urażony. - Jasper to mój dzisiejszy towarzysz. - odpowiedziała nieco subtelniej, mocno akcentując słowo „dzisiejszy” prostując się. - Poznajcie się. Jasper Harrington, oraz Thierry Warfield, mój dobry przyjaciel. - nawet nie zawahała się aby użyć owego określenia - bo choć pomiędzy nimi było różnie, nadal wpisywała go w sztab osób jej najbliższych osób. - Wiem kim Pan jest. - odpowiedział dentysta z uprzejmością wyciągając dłoń ku brunetowi. - A kto nie wie kim jest Thierry Warfield? - chcąc wybrnąć z sytuacji uśmiechnęła się szeroko, lecz pogrążenie się blondyna w tej chwili było już nieuniknione. Nastała cisza, a Jasper Harrington znalazł się na celowniku, dlatego pojmując swoje położenie chrząknął nerwowo. - To może ja już pójdę po płaszcze. Za ile będziesz gotowa? - z zamiarem uratowania „damy w opałach” kątem oka zerknął na swojego przeciwnika. - Kwadrans. - odpowiedziała, następnie odprowadziła mężczyznę wzrokiem. - Nie masz w sobie krzty wyczucia, Warfield. - rzuciła zielone tęczówki ogniskując na wydawać się mogło porcelanowej buzi. - Nie lubię tego krawata. - skomentowała, opuszkami palców łapiąc za materiał. - Założyłeś go specjalnie? - mruknęła z uniesioną brwią.

Thierry Warfield
ambitny krab
córka rybaka
lorne bay — lorne bay
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Thierry Warfield | 37 | IT GUY

Let's make a fast plan, watch it burn to the ground
I try to whisper, so no one figures it out
I'm not a bad man, I'm just overwhelmed
It's 'cause of these things, it's 'cause of these things...
Ani na sekundę nie zdawał się wybity z rytmu bądź zdekoncentrowany. Wręcz przeciwnie! Uwaga bystrego, błękitnego spojrzenia mogłaby zbić z tropu niejedną osobę. Surowość i opanowanie z jakimi mężczyzna wbijał oczy w rozmówców prędko onieśmielały czyniąc z Thierry'ego trudnego polemistę. Potrafił słuchać, niemniej intensywność z jaką brał udział w dyskusji często uniemożliwiała zebranie myśli tej drugiej stronie. - Tak? Pewnie masz rację. - nieco cieplejszy ton towarzyszył nonszalanckim oględzinom własnej sylwetki. Zerknąwszy w dół przelotnie przyjrzał się spodniom od garnituru i kamizelce, w zautomatyzowanym odruchu przesuwając dłonią po miękkim materiale. Jakby zsuwał z niego niewidzialny pyłek. - Nie tutaj. - lekko wzruszył ramieniem sugerując, iż wcale nie rozważał miejsca pobytu Maven. Częściowe kłamstwo. Na poziomie podświadomości zapewne przeglądał wachlarz możliwości. Podejmował niemą refleksję odnośnie niedoszłej lubej - rozmyślał co robiła, gdzie, dlaczego, z kim. To ostatnie pytanie zadręczało najczęściej oraz najmocniej. Generalnie jednak nie starał się skupiać na eks partnerce. Minęło sporo czasu odkąd ze sobą byli w jakimkolwiek sensie owego słowa. I - jak widać na załączonym obrazku - szatynka radziła sobie bez Thierry'ego.
Pozwolił się zganić. Owszem, był nieco niegrzeczny; więc nie istniał powód do sprzeczania w owej kwestii. Lubił być niegrzeczny. Ona również lubiła jego bezczelność. Nawet nie ukrywała rozbawienia, tym samym dodatkowo poniżając swojego dzisiejszego towarzysza. Czyli miał rację - bawiła się tą biedną, chuderlawą namiastką mężczyzny. - Dzisiejszy, huh? - powtórzywszy czuł satysfakcję, kiedy słowo wybrzmiewało w pełni. Panna Tremblay wpisywała się w kategorię okrutnych kobiet. Oh, jak mogła tak traktować biednego dentystę? Oh, jak wielce ją uwielbiał za te drobne, jadowite złośliwości. Nieistotne czy ukierunkowane na niego czy biednego samca Omega. - Moja sława mnie wyprzedza. - z parsknięciem bezustannie obracał twarz ku Mav. Zignorował wyciągniętą dłoń Jaspera. - Będzie gotowa za trzydzieści minut. Mamy trochę do nadrobienia, prawda? - Warfield ubóstwiał kontrolować sytuację i nie umiał odpuścić. Szczególnie teraz. Spomiędzy warg informatyka wydobyło się pasmo powietrza wypuszczanego na jednym, powolnym wydechu. Lekceważąco wywrócił ślepiami, finalnie wlepiając je w kobietę. - Oczywiście. Specjalnie założyłem krawat, którego nie lubisz nie wiedząc o tym czy będziesz. - delikatnie pociągnął za materiał, wreszcie gwałtownym ruchem wyciągając go z palców Mavie. - Mojej partnerce się podoba. - znowu kłamał, cholera jasna. Dobrze, że przynajmniej wychodziło mu to naciąganie prawdy. Dobrze, że po mistrzowsku żonglował dobieranymi słowami. Pragnął wzbudzić w niej zazdrość. Wychodziła z panem Harringtonem? W porządku. On też nie paraduje po mieście w samotności. - Czemu bawisz się tym biednym...? - z ociąganiem kiwnął łepetyną w kierunku wyjścia. - To upadlające. Zarówno dla Ciebie, jak i dla niego. - dla niej: szlajanie się z podobnym facetem. Dla Jaspera: liczenie na cokolwiek ponad ochłapy.
  • Obrazek
    I'm still recovering
    Still getting over all the suffering
    More known for my anger
    Than for any other thing
ambitny krab
Thierry Warfield
właścicielka — PULLMAN PD SEA TEMPLE RESORT & SPA HOTEL
31 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
And when you lay awake at night with just my memory beside you, I want you to remember that I’m not the one that got away- I’m the one you pushed away.
Nie ujawniał żadnej emocji, choć wpatrywał się w nią z taką intensywnością, że mogłaby przysiąść iż odczuwała fizyczny ból; to ani na moment nie wyszedł z roli - rozgrywał to idealnie, niczym jakby był stworzony aby nic nie czuć. Jednak znała go, intuicja podpowiadała kobiecie, że we dwoje znaleźli się na drodze byłych kochanków inaczej zwanej „grze pozorów.” Oboje usilnie próbowali być o szczebelek wyżej od przeciwnika. Jednak rzeczywistość mijała się z fantazją - każde z nich niewyobrażalnie tęskniło, ciężko się było jednak domyślić które. Minął zaledwie rok, kiedy ich ścieżki przestały się już krzyżować - a oddaliły się tak bardzo, że nie dostrzegali się na tych rozwidleniach. Mave - zresztą jak zawsze przy takiej sytuacji przyjęła zupełnie inną taktykę - skupiona na prowadzeniu hotelu, z zamkniętym sercem - nie dostrzegała innych mężczyzn. Mogli ją mijać, zaczepiać - próbować wzbudzić zainteresowanie, lecz w większości przypadków musieli pogodzić się z odmową. Dziewczę nie było typem skakania „z kwiatka na kwiatek” - szczególnie, że od dwunastu (a dokładniej piętnastu licząc zauroczenie szatynki) nie potrafiła wyleczyć się Warfield'a - raz spróbowała, raz w życiu odcięła swe myśli na tyle, że po niemal półtora roku stała przy ślubnym kobiercu - by zaledwie kilka chwil później ponownie wpaść w ramiona Therrego. Zabawnie brzmi określenie, że byli dla siebie stworzeni - ale mały kruczek ukazany w gwiazdach wszechświata wskazywał jak to może być przerażające...
- Wiesz, że ja nigdy niczego nie planuję. - uśmiechnęła się, ciepło - przyjaźnie, niczym jakby ich ostatnia rozłąka nie miała miejsca, nie odzwierciedlała ich prawdziwej natury - byli ulepieni z tej samej gliny. Strach pomyśleć, do czego mogą być zdolni - zwłaszcza w przypadkach gdy muszą postawić na swoim. W obojgu włączała się wtedy cecha, z której Maven niespecjalnie była dumna. Przekraczali granicę, czy dzisiaj będzie podobnie? - Trudno Cię zastąpić. - w obliczu aktualnej sytuacji, kokieteria nie powinna dominować, a wręcz przeciwnie zostać zakopana gdzieś głęboko w podświadomości, ale jak się powstrzymać? Jak przestać pragnąć żeby jej pragnął? - Trzydzieści minut. Nie znudzisz się mną? - powtórzyła za mężczyzną, a z jej ust wydobyło się westchnięcie - lecz nie zaliczało się ono do frustrujących, bardziej dominowało tu utęskniacie; wyrywające się z piersi, walczące same ze sobą aby nie zaciągnąć ukochanego na górę - nie zerwać z niego tego krawata (przy okazji pociąć go na kawałki) - i czekać na zjednanie. Chryste, co oni mogli zrobić w ciągu pół godziny; przez główkę Tremblay przeszło tyle pomysłów, że przez rodzące się wyobrażenia o wspólnej tak upojnej chwili, na karku szatynki ukazała się gęsia skórka. - Jesteś taki rozkoszny gdy próbujesz mi wmówić kłamstwo. - przesuwając koniuszkiem języka po swej dolnej wardze, uniosła podbródek, a dłoń która jeszcze niedawno trzymała materiał ułożyła na swoim biodrze, by zaraz chwycić z tacy przechodzącego kelnera wcześniej wymieniany kieliszek szampana. - Skąd pomysł, że miałoby nie być mnie w moim hotelu? - usta zamoczone w trunku, na szkle pozostawiona intensywna czerwień, bystre oczęta zatrzymały się na błękitnych.
Kolejne zdanie zostało zbite z tropu - widocznie zdezorientowanie na twarzy Maven, oraz gwałtowne spuszczenie wzroku. To nie szok. To nie zdziwienie. Faceci tacy jak Thierry Wartfield nigdy nie są sami. To coś innego. Przeciwnego. Złego. Serce rozdzierające się na pół - automatyczna zmiana pozycji, mimiki - jak i również tonu głosu. Był on poważniejszy, profesjonalny - a zarazem naznaczony bólem. Nie chciała o nią pytać. Wiedział jakie ma zdanie, ale... to Thierry jej Thierry, którym nienawidziła się dzielić - samo wyobrażenie, że dotykają go inne dłonie, całują inne usta doprowadzało do niekontrolowanych mdłości. - Jest z Lorne? - cały kielich szampana znalazł się w organizmie właścicielki, bo choć wybrnęła - wcale nie było jej lepiej. - A nie pomyślałeś, że mogę być nim zainteresowana? - kłamczuszek, chciała oddać cios - ale Jasper Harrington nie był idealnym kandydatem. Zapewne brunet już dawno rozpoznał jej taktykę. - To dobry człowiek... - i co z tego, jeżeli nie był nim...? Nikt nie był wystarczający. Nikt nie umiał go zastąpić; zawsze towarzyszyła kobiecie pustka - przy każdym rozstaniu odnosiła wrażenie, aby zabierał ze sobą część niej. Może to jest ich własna tragedia.


Thierry Warfield
ambitny krab
córka rybaka
lorne bay — lorne bay
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Thierry Warfield | 37 | IT GUY

Let's make a fast plan, watch it burn to the ground
I try to whisper, so no one figures it out
I'm not a bad man, I'm just overwhelmed
It's 'cause of these things, it's 'cause of these things...
To nie tak, że Thierry szukał zastępstwa dla Maeve. Nie usiłował radzić sobie z kolejnym rozstaniem wpadając w ramiona innej kobiety. Wokół jego serca zawsze istniał wysoki, gruby mur i niewielu osobom udawało się przez niego przebić. Wcale nie planował wpuszczać do wnętrza Aliny, niemniej jakaś cząstka dziewczęcia niepostrzeżenie wkradła się w uczucia bruneta.
Rozmawiając z Tremblay nie doświadczał żadnej szczególnej niezręczności a początkowe napięcie w kończynach prędko odpuszczało. W zasadzie kompletnie puściło po odejściu prędkim (dzięki Bogu - jeśli takowy istnieje) Jaspera. Co z oczu, to z serca. Z dentystą poza zasięgiem wzroku mogłoby się wydawać, jak gdyby miniony rok wcale nie przepłyną na rozłące. Jakby otarli się zaledwie o pojedynczy dzień i właśnie dochodzili do powolnego pojednania po krótkiej sprzeczce. Kłótni, jakich wiele. Oh, a tych drobnych istniało wyjątkowo dużo. Awantury były nierozłączną częścią dynamiki łączącej tę dwójkę. Bez awantur nie mieliby namiętnych przeprosin i nieprzespanych nocy spędzanych na cichym porozumieniu. Na kolejne słowa nieskromnie przesunął łepetynę w bok tym samym nie zaprzeczając - owszem, trudno go zastąpić. Zarówno w pracy jak i w życiu osobistym. Warfield był niebezpiecznym facetem. Z jednej strony miał w sobie coś narkotycznego, uzależniającego. Z drugiej owe uzależnienie działało na niekorzyść, gdy do głosu dochodziła mroczna strona - rytmicznie wybijająca dziury w ścianach, rozbijająca talerze, unosząca zaciśniętą pięść ponad trzęsącą się, kobiecą sylwetkę. W większości przypadków umiał się powstrzymać. Odnajdywał w sobie siły, by rozwiać mgły sprzed rozkojarzonych ślepi i okiełznać wyrywającą się z klatki bestię. Niemniej co stawało się, gdy potwór uciekał ze swojej pułapki?
- Wydaje mi się, że kiedy spotyka się dwójka ponadprzeciętnie kreatywnych ludzi nuda zostaje czystym abstraktem. - w kąciku warg informatyka pojawił się wesoły, zadziorny uśmiech. Dlaczego zawsze czuł się przy niej jak w domu? Czemu po tylu latach bezustannych batalii nadal była dla niego synonimem schronienia. - Konwent farmaceutyczny. - i tyle wystarczało. Powinno jej nie być. Chyba, że... - Chciałaś się ze mną zobaczyć, prawda? - wszystko nagle miało sens. Biedny Harrington stojący na linii strzału, sukienka opinająca smukłe ciało, pewność siebie - zbita tym jednym, prostym zdaniem. Dwoma słowami. Moja partnerka. Nazbyt okrutne? Przynajmniej mina Mavie powiedziała Terry'emu to, czego chciał się dowiedzieć.
Zignorował pytanie o Rainford. A raczej nieistniejącą partnerkę, ponieważ Alina odeszła. Odeszła i nie wróci... Przez twarz Warfielda przeszedł ledwo dostrzegalny cień. - Straciłbym do Ciebie szacunek, gdybyś naprawdę okazała się być zainteresowana kimś takim jak Joseph. - brodą kiwnął ku wyjściu, z premedytacją zmieniając imię. - Dobry, huh? Czyli nie w Twoim typie. - również zabrał jeden z kieliszków i oparł się o bar obok Maven, wzrokiem omiatając całe zbiorowisko. Ramię przycisnął do nagiego ramienia dziewczyny. Natychmiastowo poczuł przepływ impulsu ciepła przez ciało. - W przeciągu kwadransa mógłbym znaleźć Ci lepszego toy-boya. - nawet nie żartował. Błękitne oczęta lustrowały salę.
  • Obrazek
    I'm still recovering
    Still getting over all the suffering
    More known for my anger
    Than for any other thing
ambitny krab
Thierry Warfield
właścicielka — PULLMAN PD SEA TEMPLE RESORT & SPA HOTEL
31 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
And when you lay awake at night with just my memory beside you, I want you to remember that I’m not the one that got away- I’m the one you pushed away.
Słynęli z awantur, czasem nawet wydawać się mogło - że jedno z nich prowokowało protekcjonalnie, na siłę wymuszało ciemną stronę swojego przeciwnika kochanka - tylko po co? Byli jak ogień i... ogień - a jak powszechnie wiadomo, to ognia nie zwalcza się ogniem - ta dwójka to mieszanka wybuchowa przy której niedługo czekać na apokalipsę. Choć trzeba przyznać, że Mavie akcentowała iskrę - w większości przypadków, to właśnie ona symultanicznie doprowadzała do szaleństwa Warfield'a - patrzyła jak tarza się w swojej złości, jak niszczy wszystko wokół - jak jego idealnie opalona skóra staję się purpurowa, jak próbuję z całych sił wygrać ową wojnę. Szpilka, za szpilką - argument za argumentem i ta wściekłość, przyczyniająca się do tornada. Odchodzę, zostaję, odchodzę, zostaję, odchodzę... ale zaraz do Ciebie wracam - Ty moje wszystko.
Była też inna odmiana miłości - spokojna, ciepła - wyrozumiała - cierpliwa, ale nigdy dla Tremblay wystraszająca. Podobną miała z Marlonem - sprzed pięciu lat, wiedziała że ją kochał - uczuciem rozsądnym - był kiedy potrzebowała, dawał czas gdy uciekała w swoją bezpieczną przestrzeń - jednak gdzieś głęboko w podświadomości, uwięzionych w ciemnych otchłaniach serca pojmowała, że nawet gdyby „nieba jej uchylił” - nie darzyła go choć w połowie takim uczuciem jak dzisiejszego towarzysza. Nikt nie był nim - nikt... nie mógł dać jej tego co Thierry. To było jakby wchłonął się w jej skórę, jakby egoistycznie odebrał sobie połowę serca szatynki.
- Przywołujesz dobre argumenty, nawet nie muszę czekać na „asa z rękawa.” - na kilka dłuższych chwil odwróciła wzrok, rozpoczynając wpatrywanie się w drzwi wyjściowe, przez krótki moment pozwoliła sobie zapaść w zamyślenie. Czy Jasper wciąż czekał? Czy widok bruneta na tyle go zniechęcił, że odjechał pierwszą taksówką? Nie. Cóż, pewność siebie kobiety nie pozwalała jej myśleć inaczej - niżeli wychodząc z hotelu ujrzy widok zniecierpliwionego dentysty - by lada moment „odprawić go z kwitkiem.” Niestety, w tym przypadku brunet również zgadł - Harrington był jedynie taktyką - kolejną szpilką opadającą na milion poprzednich. Nikim więcej - nikim, kto mógłby w jakikolwiek sposób ją zainteresować. Kobiecina miała swój wygórowany typ -zwany inaczej Thierry Warfield; mężczyzna musiał posiadać odpowiednie cechy, wtedy trafiał na jej listę. - Gdybym chciała Cię zobaczyć, zawsze mogłam do Ciebie zadzwonić. - prosto, zwięźle przekazany komunikat - mający w sobie tyle prawdy co „kot napłakał.” Zielone, a w tym jasnym świetle wręcz oliwkowe oczęta zawiesiły się na bursztynowych. - Ale tak, wiedziałam, że tu będziesz i po wielu „za” i przeciw... - zatrzymała się, instynktownie poprawiając ramiączko od sukni. - ...zrozumiałam, że muszę sobie coś udowodnić. - poznała ten wynik - i niestety nie był on satysfakcjonujący.
Od razu wyłapała - iż mężczyzna nie wypowiedział nawet imienia swojej partnerki; nie zdradził nic - automatycznie Tremblay dany fakt zirytował, jednak nie planowała drążyć - nie teraz, ohhhh będzie na to jeszcze czas. Na pewno - znał ją, wiedział że nie było opcji aby zignorowała taką informację - właśnie dlatego to poruszył - dzisiaj to on był grających na emocjach złoczyńcą. - Jasper. - poprawiła go, bardzo nie lubiła takiej zagrywki - udawanie wyższości, dentysta nic mu nie zrobił - stwarzał jedynie pozory - był kozłem ofiarnym w wojnie pomiędzy kochankami. - Czyli po tym wszystkim mamy do siebie jeszcze szacunek? - czyli rzucaniem szklanek o ścianę, dociskaniem jej do ściany - gdy dobierał się do jej majtek, wyzwiska, krzyki - rozwalona każda część jej/jego domu. Drgnęła Mavie brew w chwili gdy odkładała kieliszek. - A może już dorosłam, huh? - z przechyloną głową, przesunęła po raz kolejny wzrokiem po paskudnym krawacie. - I potrzebuję bezpieczeństwa? - bo owszem, Therry ją chronił - przed wszystkim, lecz nie przed samym sobą.
Dalsza sceneria, nie była zaskoczeniem - była wyzwoleniem, pragnieniem, znaczącą potrzebą - to ona wykonała ruch - kiedy opuszki palców przesunęły po jego wewnętrznej stronie dłoni - by następnie spleść ich palce. Dłonie dawnych kochanków połączyły się na zaledwie kilka sekund - ale tętno wzrosło, klatka piersiowa poruszała się szybciej. Głowa odwróciła się w prawo, obserwując profil mężczyzny. - Chcę z Tobą zostać. - odpowiedziała cicho, gwałtownie zabierając rękę. - I to jest właśnie najodpowiedniejszy argument dlaczego muszę powinnam z nim iść. - zapomniała się, zapomniała o tym gdzie się znajduję - teraz przez ten króciutki moment znowu liczyli się tylko oni.


Thierry Warfield
ambitny krab
córka rybaka
lorne bay — lorne bay
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Thierry Warfield | 37 | IT GUY

Let's make a fast plan, watch it burn to the ground
I try to whisper, so no one figures it out
I'm not a bad man, I'm just overwhelmed
It's 'cause of these things, it's 'cause of these things...
Thierry zdecydowanie przegrywał z uczuciem do Maven. Nigdy nie doświadczył niczego podobnego. Nienawidził ją i kochał równocześnie. Dwa ekstrema splatały się w ciasny warkocz bezustannych kłótni, pojednań, słodkich słów oraz przekleństw. Niestety, para kochanków wyciągała z siebie to, co najgorsze. Po prawdzie, to związek z panną Tremblay w regularnych interwałach rozchwiewał mężczyznę emocjonalnie. Doprowadzał do szaleństwa, przez lata z wolna kumulował w informatyku gniew. Problem polegał na tym, iż każdą pogardzaną cząstkę Mav symultanicznie wystawiał na piedestały. Toksyczna relacja tej dwójki zdawała się nie mieć ani początku ani końca. Jawili się niby wąż pożerający własny ogon - pozbawiony ucieczki, wytchnienia, oddechu.
- Jesteś pewna, że bym odebrał? - choć owe słowa wypowiadał nieśpiesznie, z uwagą wbijając w rozmówczynię prowokacyjne błyski jasnych ślepi; obydwoje znali prawdę. Zawsze odbierał. Albo przynajmniej oddzwaniał o ile pierwsza niechęć zastąpiona została tęsknotą. Ponieważ tęsknił za nią. Nie codziennie, nie co tydzień; niemniej pamięć o szatynce została wypalona w każdej komórce ciała Warfielda. - I co sobie udowodniłaś. - kpina. Odpowiadał atakiem na atak. Właśnie dlatego nigdy nie mogli zwyczajnie zakopać topora wojennego, odpuścić. Poprzestać na spaniu w gnieździe swych spokojnych ramion. Brak iskry oznaczałby koniec - nawet jeśli owa iskra miała finalnie doprowadzić do kompletnego spalenia.
Kąciki ust Terry'ego powtórnie uniosło rozbawienie. Szanował ją właśnie ze względu na te ubrania rozrzucone pośród rozbitej zastawy. Przez wzgląd na nacisk ciała na gorące ciało tuż przy dziurze wybitej w ścianie. Akceptowała go. Pytanie: czy powinna? Czy akceptowanie agresywnej, impulsywnej natury ich relacji nie było szkodzeniem zarówno sobie jak i głównemu zainteresowanemu? Na wzmiankę o bezpieczeństwie przysunął wargi do szkła, które również porwał z tacy. Dobrze wymierzony cios. Maven nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak dobrze. Może, gdyby była świadoma tego; co zaszło w życiu Thierry'ego po ich rozstaniu zdecydowałaby się wstrzymać przysłowiowe konie? Czy z jeszcze większą pasją i głębiej wbiłaby mu szpilę w serducho?
Nie spodziewał się owego nagłego zwrotu akcji. Ale Tremblay często zaskakiwała. Wbił spojrzenie w ich splecione dłonie i zanim zdołał wykrztusić lub sformułować jakąś sensowną wypowiedź palce już były rozluźniane. Właściwie nim się zorientował w sytuacji - już sytuacji nie było. - Jaka w tym logika? - w gardle zadrapała go irytacja, lecz nie chciał jej okazywać. Dlatego powtórnie spojrzał na salę, konsekwentnie unikając wzroku dziewczyny. Znowu upił łyk, na siłę rozluźniając ciało. Byle nie okazać kiełkującego wkurwu...
Przeznaczenie nie działało na korzyść pary owego wieczora. Mavie przez moment wpatrywała się w niedoszłego, by w końcu odbić się od lady i w milczeniu ruszyć ku wyjściu. Obejrzał się za nią, ale dopiero kiedy zniknęła za rogiem.

/zt

maven tremblay
  • Obrazek
    I'm still recovering
    Still getting over all the suffering
    More known for my anger
    Than for any other thing
ambitny krab
Thierry Warfield
ODPOWIEDZ