przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Nie mam najmniejszych wątpliwości - doprecyzowała, widząc postępujące zakłopotanie w postawie Terrell. Pomimo współodczuwania dyskomfortu, związanego z nakryciem na bardzo wymownych czynnościach, nie mogła się nie uśmiechnąć, widząc te wszystkie reakcje, kojarzące się z więzienną współlokatorką. Nie miała pojęcia, jak często Joan odczuwała zawstydzenie, jednak za każdym razem był to widok bardzo przyjemny, wręcz rozkoszny dla oczu.
Gdyby przewidziały możliwość pojawienia się osób trzecich, zadbałyby o dokładniejsze ukrycie pozostawionych na zewnątrz ubrań, wyglądających bardzo sugestywnie.
Nie mogła się już doczekać, jaki moment Joan wybierze na rzekomą karę. Zabrzmiało to ciekawie, nawet zabawnie, zważywszy na mało przekonujący ton. Warren nie zamierzała jednak umniejszać ambitnym celom tej konkretnej, wyłącznej kobiety. Zaczepiła ją słowem, ale dostała buziaka, więc tyle (póki co) wystarczyło.
Była w stanie kłócić się o konieczne, maksymalne wykorzystanie przestrzeni prysznicowej, jednak dodatkowe dźwięki dobiegające spod podkładu, związane ze szturchaniem ramionami w ściany, niekoniecznie brzmiałoby dobrze, biorąc pod uwagę widownię, czekającą na powierzchni. Pozostało jej odpuścić nierówną walkę, wraz z przejściem w stronę małej kabiny, po uprzednim wygrzebaniu ręcznika z szafki przy materacu. Przy okazji znalazła też podkoszulkę i krótkie spodenki ze śliskiego materiału, zakładane przeważnie podczas słonecznych dni, przy rejsach. Pozostawiła w gestii Joan dobranie outfitu z pozostałych części garderoby rozsianych po półkach, w końcu docierając do prysznica, przy którym spędziła góra dziesięć minut. Musiała zastanowić się nad powodem niespodziewanych odwiedzin nie tylko wujka, ale i starszego brata. Nie podejrzewała niczego szczególnie poważnego, związanego z lokalnymi graczami z półświatka. Może naszło ich nagle na łowienie ryb, nawet jeśli pora była nieco późna ten jakże wymagający sport.
Przeskakując między kolejnymi prawdopodobnymi scenariuszami, wyszła spod prysznica, wycierając nadmiar wody z włosów w narzucony na kark ręcznik. Nie pozostała obojętna wobec zaczepki Joan, częstując ją na odchodne dyskretnym uszczypnięciem w pośladek.
- Jeśli im zależy, poczekają - stwierdziła z przekonaniem, rzucając wilgotny ręcznik na pobliski blat. - też nie każ mi długo na ciebie czekać.
Podkreśliła swoje słowa uważnym spojrzeniem, na wypadek, gdyby Terrell planowała wymknąć się niepostrzeżenie z łodzi i dać nogę z terenu wypożyczalni. Nie odpuściłaby jej takiej potajemnej ewakuacji, szczególnie po tym, jak je obie nakryto na przyjemnych uniesieniach.
Pozostawiwszy włosy w lekkim nieładzie, wgramoliła się po schodkach na powierzchnię, dostrzegając przy budynku wypożyczalni poustawiane, złączone stoły. Były zastawione różnościami: jedzeniem, napojami, alkoholem i deserami, co skłoniło Prię do kolejnego przeanalizowania okoliczności imprezy. Nikt się raczej nie żenił, a rozwodów nie świętowało się w podobnie huczny sposób.
- Nareszcie… - jeden z kuzynów łypnął w jej stronę, uruchamiając tym samym resztę rodziny, układającej poszczególne drobiazgi na plastikowych blatach.
Jedna z osób, wypalająca ochoczo papierosa, nie była z rodziny, aczkolwiek, Warren od razu rozpoznała tę konkretną postawę i manierę w głosie.
- Nie ma mowy… - pokręciła głową, wyrzucając z siebie krótkie parsknięcie na widok nikogo innego, a Leah, we własnej osobie. Po pokonaniu kolejnych dziesięciu kroków zasłużyła sobie na szeroki uśmiech, przeplatany wypuszczaniem spomiędzy warg obłoków tytoniowego dymu.
- Myślałaś, że przegapię okazję do ponabijania się z twojego sędziwego wieku?
Więc to o to chodziło z „niespodzianką”, tak ochoczo wykrzyczaną przez wuja?
- Ostatnio miałam tyle na głowie, że sama o tym zapomniałam - przyznała zgodnie z prawdą, przyjmując ciasny uścisk ze strony więziennej koleżanki. Jak na czterdzieści siedem lat, Leah nie trzymała się wcale tak źle. Więcej Warren nie była w stanie stwierdzić, rozkojarzona zachowaniem ciotki, wuja, Jarrah i kuzynów, przygotowujących wielkie ciasto z czterdziestoma świeczkami. Mogła je albo zdmuchnąć, albo wymienić na wypicie czterdziestu shotów tequili. Jeśli nie chciała skończyć jak typowy menel pod płotem sąsiada, wybór pozostawał oczywisty.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Wytarła ręcznikiem mokre ciało biorąc pod uwagę ewentualną ucieczkę. Nie tylko z powodu przyłapania na seksie, czym nie przejmowałaby się, gdyby chodziło o kogoś innego, ale właśnie dlatego bo rozchodziło się o rodzinę Warren. Czuła, że to coś ważnego. Nie byle jakie powitanie i pogawędki o niczym. Mogłaby tak, bo umiała jednocześnie zachęcając do zwierzeń, ale nigdy nie miała do czynienia z bliskimi kogoś, na kim jej zależało. Niby część rodziny już poznała, ale z ciocią Prii nie rozmawiała zbyt długo a Jarrah nie wydawał się pałać do niej sympatią. Nie czuła się z tym wszystkim pewnie i choć mogłaby się przed nimi wdzięczyć i trzepać rzęsami, to przecież Warren od razu zauważy te gierki. Na pewno miała z nimi do czynienia w więzieniu (w wykonaniu innych osadzonych) i w niektórych klubach. Joan nie chciałaby się z tej strony prezentować przed kobietą, ale czy umiała inaczej? Czy potrafiła być kimś innym niż osobą z Perth tłumiąc typowe odruchy? Łatwiej było dawać porady przez telefon i bawić się w psychologa niż rzeczywiście wchodzić w interakcje z innymi ludźmi (jako Joan a nie terapeutka).
Wybrała długie spodnie, w których podwinęła nogawki i t-shirt, który schowała w to pierwsze. Ostatni raz rozejrzała się dookoła, jakby szukała czegoś, co mogłoby ją tutaj zatrzymać. Niestety nic takiego nie znalazła, dlatego wzięła głęboki wdech i wyszła na zewnątrz. Pomyślała, że była w miarę gotowa. Jakoś to będzie, ale po wyjściu strzeliły w nią kolejne bomby.
Pierwsza, gdy po paru krokach wśród gości zauważyła Leah. Stała obok Warren z kieliszkiem w ręce i ochoczo angażowała się wypowiadany przez siebie toast. Momentalnie cała się spięła i popatrzyła w bok znów szukając drogi ucieczki. Gdyby wyszła teraz nikt by nie zauważył, lecz wtedy do jej uszu dotarło podsumowanie toastu.
- Sto lat stara kumpelo.
- Sto lat! – Siup. Zawartość kieliszków trafiła do gardeł pijących.
To była druga bomba.
Urodziny.
Kurwa.
Zapomniała. Właściwie teraz nawet nie była pewna, czy kiedykolwiek poznała datę urodzenia Prii. To było tak dawno, a potem przeżyła tyle traum, że mogło jej umknąć. Mogło, ale to niczego nie tłumaczyło zwłaszcza, że w swoje urodziny Joan dostała prezent od Warren.
Pria pamiętała. Ona nie. To była bardzo prosta matematyka.
Ktoś ją zauważył. Nie znała tej osoby, ale zaraz za jej spojrzeniem powiodły inne na co Joan zrobiła krok w tył. Od razu machnęła ręką rzucając coś w rodzaju „zapomniałam o czymś” i wróciła pod pokład. Mogła udawać, że nie wzięła swojego telefonu albo po prysznicu zapomniała założyć stanik. Miała wiele możliwości, dlatego uznała to za dobry argument, żeby się wycofać i w samotności wziąć kolejnych parę wdechów. Teraz już się nie wykiwa. Nie zwieje niezauważona, dlatego musiała się ogarnąć a przynajmniej postarać się udawać, że wszystko było dobrze. Że wcale nie przejmowała się tym, że – zapomniała – i że na widok Leah nie poczuła uścisku w gardle.
To nic. Może udawać. Może być taka jak w Perth i czarować. To umiała.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Kogo tam ukrywasz? - Leah nie zdążyła dokładnie przyjrzeć się kobiecie, nagle znikającej z powrotem pod pokładem łodzi. Lekko zmrużyła oczy i wlepiła wyczekujący wzrok w Warren, spijającą kolejny łyk pełnoprawnego szampana, skombinowanego przez jednego z braci. Tak wielkiej imprezy Val się nie spodziewała, nawet, jeśli rozchodziło się jedynie o grono najbliższych i wielki stół zastawiony jedzeniem i napojami. Była szczególnie wdzięczna za przenośną lodówkę z lodem, obowiązkową na każdym, alkoholowym spędzie.
- Za chwilę sama się przekonasz - odpowiedziała z tajemniczym błyskiem w oku, otrzymując w zamian niepocieszone spojrzenie. - Nie uwierzyłabyś jeśli teraz bym ci powiedziała.
- Znowu jesteś z Mią?
- Chyba zwariowałaś - syknęła przyciszonym tonem, zerkając na pozostałych gości, całe szczęście, zajętych rozmową. - O niej też będziemy musiały pogadać. Znowu panoszy się po okolicy, jakby była pieprzonym Heisenbergiem.
- Jest aż tak źle?
Kiwnęła ochoczo głową, sygnalizując przy okazji, że nie ma ochoty na rozwlekanie tematu. Nie tutaj, gdzie przebywała aktualnie z większą częścią swojej rodziny.
- Później o tym pogadamy - zaznaczyła, odstawiając na stół pusty już kieliszek po szampanie. Przy okazji zerknęła w stronę Valhalli, nigdzie nie dostrzegając Joan. Powinna już siedzieć obok, na jednym z przyszykowanych krzesełek, wokół ustawionego stołu.
Aubree, siedząca tym razem na wspomaganym, elektrycznym wózku, podjechała nieco bliżej, z tacą pełną ciast na kolanach.
- Siadajcie, nie będzie przecież tak stać do końca imprezy! - jak na komendę, Val poczuła zaczepne szturchnięcie w przedramię, zachęcające do wybrania jednego z wielu ciast, oglądanych uważnie przez Leah. Korciło ją, aby wypytać dawną wspólniczkę o podróż do Australii, przy jednoczesnym nakładaniu wszystkich pyszności na talerz, ale jeszcze musiała z tym trochę poczekać.
- Za chwilę, ciociu - zapewniła, ruszając w stronę przycumowanej do pomostu łodzi. - Muszę jeszcze kogoś zgarnąć.
- Niecierpliwimy się! - zawołał wujek, mieszający w swojej szklance szkocką z dodatkiem przezroczystego napoju gazowanego. Nie wydawał się ani trochę speszony zastanym pod pokładem widokiem. Wręcz przeciwnie: był podekscytowany możliwością poznania tajemniczej kobiety, ukrywanej we wnętrzu łodzi.
Nie minęły więcej, niż dwie minuty, kiedy Warren z powrotem znalazła się pod pokładem. Przy okazji zgarnęła porozrzucane na pokładzie ubrania, które zapewne Terrell będzie chciała odzyskać. Nikt z zebranych i tak nie zwrócił na to większej uwagi. Wszyscy zdawali się pochłonięci drinkowaniem i próbowaniem podanych na stół specjałów.
- Hej, co się dzieje? - zapytała, obserwując uważnie Joan siedzącą na materacu (albo chodzącą w kółko). Podeszła nieco bliżej, odkładając na jeden z blatów zebrane ubrania.
- Za dużo ludzi? - dopytała, sądząc, że to właśnie obecność członków rodziny była sprawą kłopotliwą. - Gdybym wiedziała, że tu wpadną, wybrałabym inne miejsce.
Pokręciła głową, czując lekkie ograniczenie spowodowane kręcącymi się w pobliżu braćmi, wujostwem i całą resztą. Nie brała takiej ewentualności pod uwagę, dlatego czuła się winna całej sytuacji.
- Jakoś ci to zrekompensuję, ok? - uznała, obejmując Joan w pasie. Nie chciała, żeby Terrell czuła się osaczona, szczególnie po tej całej, poważnej rozmowie, którą niedawno przerobiły.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Łatwo było jej doradzać. Żyła z tego i czuła się dobrze w nakierowaniu innych na właściwe dla nich tory. Z drugą stronę to nie działało. Nie chodziła na terapie, bo nie chciała zwierzać się przed kimś ze swoich problemów. Musiałaby wtedy powiedzieć prawdę o śmierci matki a tego przecież nigdy by nie zrobiła. Nie mogła, chociaż brat już i tak wygadał się swojej ex, co uważała za głupotę i swoistą zdradę. Nic więc dziwnego, że sama dalej uparcie milczała, co wcale nie pomagało, bo musiała kiedyś ułożyć sobie pewne sprawy w głowie. Musiała, ale nie miała jak. To był jej największy problem, przez który teraz nie umiała zdecydować jak powinna się zachować. Poprawka. Wiedziała, że umiałaby się zachować wyśmienicie, ale obawiała się przekroczenia granicy. Tego, że się zapomni i po prostu zrobi albo powie za dużo; jak kiedyś i jak przez większość swego życia, bo właśnie tak zarabiała i w taki sposób poznawała ludzi. W całej sprawie nie pomagała obecność Leah. Wiedziała, że Warren z nią pracowała, czego szczerze nadal nie rozumiała, ale nie spodziewała się obecności kobiety. Tej zawszonej.. miała o niej same złe myśli. Nic dziwnego, bo w przeciwieństwie do Warren ona nie wybaczyła tego co kiedyś zrobiła.
Siedząc na kanapie po lewej uniosła wzrok na małe okienko w łodzi. Znów pomyślała o ucieczce, ale wiedziała, że ostatecznie by tego nie zrobiła. To po prostu był odruch; uciekaj albo daj się pożreć.
Weź się w garść.
- Nic takiego. – Postanowiła nagiąć prawdę i szybko wstała z miejsca na znak, że była gotowa wyjść na zewnątrz. – Trochę. – Pokręciła głową, bo liczba osób to nie aż tak duży problem, ale owszem – mogło to ją nieco zaskoczyć i wstrząsnąć. Jednak bardziej chodziło o rodzaj niespodziewanych gości niż o samą ich liczbę. Wiedziała, że najlepiej będzie unikać Jarrah a na samą myśl o siedzeniu przy jednym stole z Leah czuła złość. To drugie jakoś przełknie a pierwsze nie będzie trudne jeśli wybierze sobie miejsce z dala od bratanka.
- Co? Ty mi? – zapytała zaskoczona i przecząco pokiwała głową. – Prii, to ja zawaliłam. Okazuje się, że masz urodziny a ja.. – Zrobiła krok do tyłu i rozłożyła ramiona pokazując, że nic nie miała i niczego nie przygotowała. – Zapomniałam – przyznała wprost, chociaż możliwe, że nawet nigdy nie poznała daty urodzin Warren. Jednak Terrell przeczuwała, że było inaczej i prędzej stawiałaby na to, że „zapomniała”. – Czuje się jak najgorsza osoba na świecie. – Odwróciła głowę w bok i zacisnęła szczękę, bo jedyną osobą na którą mogła być zła była ona sama (i Leah, ale to z innego powodu). – Boję się co ty sobie myślisz. – O tak ogromnej wtopie. Ba, o poważnym zaniedbaniu, do którego nie powinno dojść, bo przecież niedawno rozmawiały o wspólnym wyjeździe i o niedzieleniu się sobą. – To okropne, bo ty mi zrobiłaś niespodziankę a ja.. – Westchnęła rozczarowana sama sobą. – Na pewno jesteś zawiedziona. – Znowu. - Przepraszam. To twój dzień. Chodźmy na zewnątrz. - Machnęła ręką w stronę wyjścia. Była gotowa zmierzyć się z tyloma gośćmi, ale za żadne skarby nie usiądzie przy Leah, nie będzie z nią rozmawiać i na pewno się z nią nie przywita (co najwyżej rzuci jej oschłe spojrzenie). Wybierze najodleglejszy zakątek stołu, ale zrobi to sama. Nie będzie uprzedzać Warren, która powinna czuć się swobodnie, więc będzie robić co jej się żywnie podobało. W końcu to jej urodziny i powinna zająć się sobą. Joan sobie poradzi. Umiała czarować, więc najwyżej przez cały wieczór będzie urabiać wujka Prii (ha).

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- To nic takiego - zapewniła, bo konkretny dzień urodzin najhuczniej świętowało się za dzieciaka, spodziewającego się prezentów, tortów i innych przyjemności. Z wiekiem nastawienie do odhaczania kolejnego roku spędzonego na tym świecie, znacznie się zmieniało. Im więcej lat upływało, tym starzej czuł się człowiek, zupełnie jakby czas przelatywał mu przez palce, przypominając o ulotności życia.
- Sama o tym zapomniałam, zważywszy na to, jak wiele się działo. Z resztą… już trochę mi się zrekompensowałaś.
Zaznaczyła ostatnie słowo z podstępnym uśmiechem na nowo zmniejszając powstały dystans, aby nachylić się tuż przy szyi Joan. Sama propozycja wspólnego wyjazdu była mile przyjętym prezentem, o który nawet się nie upominała. Chciała, aby ta decyzja wyszła z inicjatywy Terrell, tak, aby nakreślić konkretne intencje. Nie zawiodła się na nich ani trochę.
Z tego, co pamiętała, chyba nie podała Joan konkretnego dnia swoich urodzin. Mogła jedynie wspomnieć, że na świat przyszła na początku marca… i tyle. Nic konkretnego.
- Weź dwa głębokie wdechy, ok? - zaproponowała, tuż po tym, jak Joan machnęła dłonią w stronę wyjścia na zewnątrz. - Posiedzimy trochę i… później zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Czy będziemy chciały zostać do końca, czy odpadniemy po tym, jak wujek zacznie śpiewać.
Miro miał słabość do wszystkiego, co wiązało się ze sztuką. Najbardziej upodobał sobie muzykę, dlatego swego czasu chętnie sypnął pieniędzmi na nową gitarę dla Prii. Na szczęście, poprzestał jedynie na byciu patronem zespołu i nie wymagał od dziewczyny przynoszenia kasety z każdym nowym utworem. Ostatecznie otrzymał kilka w ramach wdzięczności i zapewne trzymał je po dzień dzisiejszy, schowane w specjalnej szafce.
Po wyjściu z Valhalli na powierzchnię, w towarzystwie Joan, od razu usłyszała podekscytowany głos, dobiegający ze strony rozstawionych stołów.
- Wujek nalał ci rumu z colą! - Hector odezwał się jako pierwszy, wyraźnie odblokowany za sprawą pochłonięcia przynajmniej dwóch drinków. - Nie wiedział tylko, co pije twoja… koleżanka. Wolał poczekać.
Uśmiechnął się na widok Joan, wyciągając rękę na przywitanie. Wymamrotał przy okazji, że chyba nie mieli okazji się wcześniej poznać (albo to on był za bardzo wycofany żeby wyjść z inicjatywą).
- A niech mnie… myślałam, że siedzi w Perth - Leah, racząca się mentolowym papierosem odezwała się obok ramienia Val, kiedy ta popędziła po ciasto, za sprawą zachęcających słów ciotki.
- Co ją tu przywiało? Nagle uznała, że po latach się z tobą spotka? Rychło w czas, na pewno węszy w tym interes.
Warren właśnie uzmysłowiła sobie, że nigdy nie zdradziła Leah, skąd pochodziła Joan. To mogłoby za bardzo namieszać w więziennej rzeczywistości, w której bardzo ostrożnie dawkowała pewne fakty. Dlatego też nigdy nie powiedziała Leah o swojej pierwszej robocie w mundurze.
- Musisz być taka podejrzliwa? - łypnęła na dawną wspólniczkę, podgryzając kokosowe ciasto, przy jednoczesnym trzymaniu drinka z rumem w drugiej dłoni. Wolałaby po prostu usiąść obok Joan przy stole, ale czuła, że Leah tak łatwo jej nie odpuści. Sama domagała się jej obecności w związku z wybrykami Mii, więc teraz musiała kombinować.
- Znając twoje szczęście do kobiet, to przynajmniej odrobinę trąci przekrętem, sama przyznaj.
Niczego nie zamierzała przyznawać. Chociaż z drugiej strony…
- Jednym wielkim przekrętem jest Mia. Wiesz w ogóle co ją ściągnęło w te rejony?
Leah wzruszyła ramionami, odprowadzając wzrokiem ciocię Aubree, podjeżdżającą na wózku w stronę Joan, proponując jej cały zestaw domowych ciast i innych wypieków. W tym samym czasie Jarrah próbował gdzieś na boku uruchomić spory głośnik bluetooth.
- Możliwe, że próbuje odbudować swoją reputację w taki sposób, abyś to dostrzegła.
Val parsknęła pod nosem, patrząc na Leah z politowaniem.
- Nie sądzę, aby zależało jej na opinii kogokolwiek.
- Mogłabyś się zdziwić. Ludzie wcale nie są tylko źli, albo dobrzy. Gdyby Argentynka była socjopatką, nigdy bym ci jej nie poleciła w pierwszej kolejności.
Być może. Pytanie czy Leah rzeczywiście brała pod uwagę socjopatię, przy wyborze pracowników oraz wspólników do przemytów. Ktoś, kto działał w takiej branży nie mógł być wzorem obywatela oraz wszelkich praw moralnych.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Długo żyła we własnej bańce. Poznawanie ludzi ograniczała do koniecznego minimum, czyli takiego dającego jej zysk. W pracy miała znajomych, ale nie wychodziła poza tę strefę komfortu i nie spotykała się z nimi poza centralą helpline. Często kłamała na swój temat, dlatego wolała uniknąć sytuacji, w której inni docieklej wypytywali o jej życie. W efekcie spędzenie czasu z rodziną Warren okazało się ogromnym wyzwaniem. Takim na miarę chwili, kiedy wyszła z więzienia. Poprawka. Wtedy było gorzej, co jednak nie umniejszało tej konkretnej sytuacji i konieczności dostosowania się do niej. Musiała odnaleźć rytm, rozpoznać otoczenie i unikać kłopotliwych pytań. Najlepiej jak zachęci innych do mówienia o sobie, w czym miała wprawę, więc jakoś to będzie. Da radę.
- Poradzę sobie – zapewniła, kiedy postanowiła odejść na bok od Warren, a raczej byle z dala od Leah. Nie była agresywna i nie stosowała przemocy, ale przy tej kobiecie nie ręczyła za siebie. Joan nie miała pojęcia po co tamta przyszła, ale wyczuwała, że miała w tym interes (o ironio, bo Leah podejrzewała ją o to samo). Nie wierzyła w dobrą wolę, przysługę albo zwyczajne odwiedziny. Ta cała impreza była pretekstem i w nic innego Terrell nie uwierzy.
- Panienka sobie życzy rumu? – Wujek zachował się szarmancko prezentując butelkę niczym pan na włościach.
- Nie odmówię. – Uśmiechnęła się nie wiedząc, że to właśnie on był głównym widzem intymnych uniesień mających miejsce pod pokładem. – Jestem Joan. – Wypadało się przedstawić, chociaż podejrzewała, że ciocia Aubree od razu to zrobiła, gdy tylko dostrzegła Joan wychodzącą z Valhalli.
- A ja jestem wujaszkiem tej o to niesfornej panny – Wskazał na Prie. – a tu masz rum z colą. – Podał jej szklankę ze wspomnianym drinkiem i nim Joan zdążyła wziąć łyka Aubree zaczęła zachęcać ją do zjedzenia jednego z ciast (a najlepiej to wszystkie).
- Dawno cię nie widziałam. – Starsza kobieta zabrzmiała tak, jakby miała o to delikatny żal.
- Miałam parę spraw na głowie. – To była prawda, ale tylko częściowa, bo przecież nie będzie zagłębiać się w szczegóły zawirowanego życia w Lorne Bay oraz w relacjach międzyludzkich, co wpłynęło na pewne sytuacje z Warren.
- Mówię, że nie widziałam cię u Prii.
- Dawno pani jej nie odwiedzała – odbiła piłeczkę z delikatnym uśmiechem. – Ostatnio spędzam u niej dużo czasu. – Właściwie cały, ale nie chciała za Warren oświadczać wszystkim, że u niej mieszkała.
- Czyli jednak jesteście blisko?
- Można tak powiedzieć. – Aubree wbiła w nią takie spojrzenie, jakby na odległość czuła, że Joan kręciła. – Lepiej żeby pani porozmawiała o tym z Val. – Teraz już się pilnowała i nie nazywała przemytniczki „Prią”. Raz przy Aubree się zapomniała, ale już tego nie powtórzy.
Słysząc muzykę automatycznie spojrzała w kierunku Jarrah, który podobnie jak ona wobec Leah, zamierzał ignorować obecność Joan. Nie dziwiła mu się. Nie ufał jej i nie miał ku temu żadnych powodów.
- Kochanie, zagadujesz nową koleżankę Val. Nawet się biedna nie napiła. Tylko to ciasto i ciasto. Oczywiście pyszne ciasto. – Starszy mężczyzna uniósł swoją szklankę zachęcając Joan do wypicia chociaż łyka. Wzięła trzy. Cieszyła się, że Aubree przy niej była. Na pewno nie przez cały czas, ale chociaż tyle wystarczy, żeby nie zrobić niczego głupiego i nie zacząć mizdrzyć się go Hectora. To byłoby głupie, a jednak z automatu mogłaby tak zrobić. Ot, po prostu żeby osiągnąć cel a ten był prosty – nie uciec i w miarę dobrze się bawić. Wszystko dla Prii.
- Skąd jesteś?
- Przyjechałam z Perth, ale urodziłam się tutaj.
- O proszę. Czemu akurat Perth?
- Tak wyszło.
- A wróciłaś tutaj, bo?
- Tato, jesteś strasznie wścibski. – Hector wreszcie postanowił się wtrącić.
- To nic takiego. Przyjechałam załatwić rodzinne sprawy.
Dopiła drinka do końca zerkając w stronę Jarrah, który uważnie ją obserwował. Zaczynała mieć poważne obawy, że młody zaraz coś powie byleby ją stąd wykurzyć. Chyba najbardziej denerwowało go, że ta dziwna nieznajoma beztrosko rozmawia sobie z mamą jego ojca i na dodatek bzyka się z ciocią.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Aubree zdecydowanie nie spodziewała się słów, świadczących o bliskich relacjach jakiejkolwiek kobiety z siostrzenicą. Była świadoma upodobań Prii, ale nigdy nie poznała osobiście żadnej delikwentki, określającej się, jako ktoś znaczący. Nie musiały to być wielkie słowa, ale ciotka już wiedziała swoje, co zdradzał przyczajony w kąciku ust, uśmiech.
- W takim razie chętnie ją zapytam - zdecydowała, nie spuszczając spojrzenia z Terrell. Nie sądziła, aby Pria była wielce wylewna, ale spróbować nie zaszkodzi. Być może pozytywnie się zaskoczy, dowiadując nieco więcej, niż zwykle.
Wydawało się równie, że wycofanie Jarrah mogło mieć związek z ostatnią akcją, powiązaną z Mią. Został bezczelnie odsłonięty ze swoimi zamiarami i przyłapany na gorącym uczynku, o którym Joan niestety wiedziała. Gdyby tylko chciała, mogłaby wszystko wygadać dziadkom i ojcu, a to stanowiłoby już nie lada problem dla młodziaka. Nie wiedział, czego spodziewać się po tej kobiecie, dlatego trzymał dystans, próbując w pokrętny sposób, na odległość, jakoś ją rozgryźć.
Wujek nie omieszkał dodać, że sam przekonał się, jak bardzo zażyła była relacja kobiet, kierując przyciszone słowa bezpośrednio do małżonki. Aubree jedynie uśmiechnęła się tajemniczo, powstrzymując się przed szturchnięciem męża. Zrobiłaby to z miłą chęcią, gdyż użył niezwykle barwnego określenia igraszek pod pokładem jednak dnia dzisiejszego jedna z rąk niekoniecznie chciała współpracować.
- Będziemy rozpalać ognisko, pomożesz trochę z naostrzeniem patyków i usypaniem wiór na podpałkę? - Hector postanowił pomóc Joan się nieco zaaklimatyzować, a przy okazji, skombinować dodatkową parę rąk do pracy. Frapował go też temat, który chciał z kobietą poruszyć, toteż gdy ta przystała na propozycję i ruszyła razem z nim w stronę przygotowanego miejsca, zbił sobie w myślach piątkę.
- Zobaczysz, ile starczy szaszłyków dla gości? Mama mówiła coś o dziesięciu, przeliczysz? - po drodze, popijając pochwycone piwo, Hector zaczepił swojego syna, również chcąc znaleźć dla niego jakąś robotę. Głośnik był już rozpracowany, więc pora przejść do następnej części. Przekazał Joan kilka solidnych patyków razem z krótkim nożem myśliwskim, po czym sam przystąpił do formowania małego stosu drewna, w środku wypalonej ziemi, otoczonej kamieniami. Tym razem nie zamierzał jednak pracować w ciszy.
- Jak mniemam znasz tą całą Leah? - zagaił Terrell, zaledwie katem oka zerkając w kierunku wspomnianej osoby. Niewiele zdążył dowiedzieć się od samej Val, będącej dosyć powściągliwą, nawet względem dawnych wspólników. Być może Joan wiedziała coś więcej, co mogłoby mu nieco rozjaśnić sytuację.

- Ok, spełniłaś swoje marzenie z młodych lat, co dalej?
Leah wlepiła w nią wyczekujące spojrzenie, pijąc do tego, czy Warren planowała cokolwiek z Joan, skoro już ją pozyskała.
- To nie było żadne marzenie - zarzekła się dosyć marnie, co rozmówczyni podkreśliła wymownym spojrzeniem na zasadzie „nie ze mną te numery”. - Musi być jakieś dalej?
- Zamierzasz przez cały czas przerzucać jakieś lewe towary dla pojebów? To ciekawa robota, trochę jak przygoda, ale z dłuższej perspektywy zbyt ryzykowna. Mogłabym cię wkręcić w nieco bezpieczniejszy biznes jeśli wolałabyś nieco osiąść.
Nie bardzo wiedziała, co powinna rozumieć przez tą propozycję. Miała trochę gotówki zachomikowanej w piwnicy, ale jeśli chciałaby ją pomnożyć, potrzebowałaby szybkiego przypływu gotówki. Pytanie z jak wielkim ryzykiem by się to wiązało. Być może powinna przemyśleć to, co miała na myśli Leah.
- Co to za biznes? – zapytała, otrzymując odpowiedź w formie szklanki z drinkiem, przesuniętej w jej stronę.
- Wypij jeszcze ze trzy i może ci powiem.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Zmarszczyła brwi słysząc propozycję Hectora. Miał do dyspozycji wiele męskich rąk, a jednak wybrał ją do pomocy w czym przeczuwała ukryte intencje. Nie zamierzała jednak wykładać wszystkich kart sugerując, że wyczuwa w tym podpuchę ani nie odmówiła, bo potrzebna jej była dynamika. Gdyby zbyt długo przesiadywała z jedną osobą poczułaby się mało komfortowo i przy tym mogłaby zrobić coś głupiego. Wolała uniknąć sytuacji, w której nagle kładzie swą dłoń na czyimś ramieniu i trzepocze rzęsami.
Odchodząc na bok razem z bratem Warren dopiła drinka. Nie była świadoma, że wujek już wyczaił jej pustą szklankę i szykował się na zrobienie kolejnej partii, ale w porę powstrzymała go Aubree. Na pewno nie na długo. Chwila nieuwagi i Joan znów będzie miała w szklance alkohol.
- Jasne – odpowiedziała krótko. Musiała przyznać, że czuła się nieco dziwnie; w tej normalnej dla większości ludzi komunikacji i integracji społecznej. Pomóż, policz i pogadaj; bądź częścią czegoś i przy tym nie zapomnij, że nie musisz robić niczego co dodałoby zera na koncie.
- Skąd ten wniosek? – zapytała trochę zbyt defensywnie, jak na kogoś, kto częściowo powinien się tej rodzinie przypodobać. – Znam ją z dawnych czasów. Z tych samych, w których poznałam Val. – Nie musiała mówić ostatniego zdania, ale nie mogła każdej relacji budować na kłamstwie. Przynajmniej nie wszystko musiało nim być.
- Jaka jest? – A raczej, kim jest
- Wtedy każdy miał coś za uszami. Nie wiem jaka jest teraz.
- To bardzo dyplomatyczna odpowiedź. – Hector uśmiechnął się rozumiejąc, że choćby próbował to nie wyciągnie z Joan niczego więcej. Nie wygada się, więc będzie musiał przycisnąć doczepianą siostrę.
- Czy tak może być? – pokazała mężczyźnie naostrzony patyk na co ten z lekkim zdziwieniem podszedł do niej i spojrzał uważnie, jakby serio oceniał pracę Terrell.
- Wybacz. Myślałem, że znasz się na takich sprawach jak Val.
- Nie jestem nią.
- To prawda, ale widać, że nie robisz tego pierwszy raz.
- Kiedyś strugałam patyki dla brata. – Przełożyła patyk do drugiej dłoni i dokładnie przyjrzała się prawej (bo była leworęczna, więc prawej się obrywało). – Miałam całą pociętą rękę. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Przynajmniej na początku. Potem nabrałam wprawy. – Spojrzała na Hectora swymi ciemnymi oczami pełnymi delikatności, którą chciałoby się utulić i zaopiekować. Owszem strugała kiedyś patyki, ale to było wieki temu, dlatego chciała wiedzieć czy teraz robiła to dobrze.
- Gdzie on teraz jest?
- Wyjechał w poszukiwaniu szczęścia.
- Czy nie każdy tego szuka?
- Nie jesteś szczęśliwy? – Odwróciła kota ogonem sprytnie nakierowując temat na Hectora. Dobrze wiedziała, co robiła.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale?
- Chyba nie ma „ale”. Raz człowiek jest szczęśliwy a raz wszystkim przytłoczony.
- Teraz jesteś przytłoczony?
- Nie. Teraz jestem zadowolony, że wszyscy możemy być razem. Rozluźnić się, napić i pobawić.
- Dawno tego nie było?
- Tak, głównie z powodu choroby mamy, ale przy tym każdy ma swoje obowiązki. – Uśmiechnął się rozczulony, co mogło być efektem wypitego alkoholu, ale chyba również poczuł się nieco lżejszy bo mógł się komuś wygadać (nieświadomie, ale jednak).
- Hector, nie gadaj tyle tylko rozpalaj. - Niespodziewanie wujek pojawił się za nimi domagając się przez Joan podstawienia szklanki, do której nadal kolejnej porcji alkoholu.
- Pomoże mi pan? - Dobrze wiedziała, jak wykorzystać obecność mężczyzn.
- Oczywiście. - Wujek był dumny, że mógł wesprzeć kobietę. Zwłaszcza tak młodą. Nie, nie było w tym żadnego intymnego podtekstu, ale kto nie lubił czuć się potrzebny?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wyłączyła się, gdy Leah zaczęła gadać o kryptowalutach. Kompletnie nie rozumiała konceptu sprzedawania wyimaginowanych rzeczy. Siedziała w głęboko zakorzenionym, rękodzielniczym przekonaniu, w którym klient wymagał rzeczy namacalnej. Czegoś, co dało radę dalej wykorzystać, albo użyć w określonym celu. Te całe NFT brzmiało ślisko i chociaż napędzało przekonanie o walce z bankami, wykorzystującymi tradycyjne formy waluty, ta cyfrowa wydawała się kompletnie nowym tworem, bez bezpiecznie ugruntowanej pozycji na rynku. Chyba by oszalała, gdyby wybrała bitcoin, jako formę przechowywania życiowych oszczędności.
Potrzebowała czegoś innego; niekoniecznie związanego z przekrętami, albo niestabilnymi opcjami.
Po trzecim z kolei drinku, który wypiła całkiem sprawnie, zerkając w stronę przygotowywanego ogniska, powitała spóźnioną żonę Hectora oraz kolejnego brata, w towarzystwie młodzieży, będącego rodzeństwem Jarrah. Mahlee i Coen nieśmiało złożyli ciotce życzenia, szybko przechodząc do wystawionych na stole ciast. Wśród gości nie zabrakło nawet małego Felixa, którego trzeci z braci łagodnie podrzucał w rękach. Do całego obrazu brakowało tylko najmłodszego, wciąż buszującego w Japonii. Przynajmniej wysilił się na tyle, aby wysłać kartkę z życzeniami, kilka miesięcy temu. Zawsze to coś więcej, niż neutralnie brzmiący SMS, albo wiadomość mailowa.
Gdy Leah przeszła na stronę, aby odebrać dzwoniący telefon, Pria postanowiła urządzić sobie krótki spacer w stronę rozpalanego ogniska. Czuła, że wujek nalewał już Joan kolejnego drinka, opowiadając przy okazji o swoich szaleńczych, młodzieńczych przygodach, przy struganiu kolejnego kijka na kiełbaski. Do całej reszty zamarynowanego mięsa Hector zamierzał użyć rusztu, który ustawiał pokrętnie nad ułożonym stosikiem drewna.
Czuła już na sobie działanie alkoholu, ale to jeszcze nie stan, który powodowałby plątanie języka, nóg, albo podwójne widzenie. Joan nigdy wcześniej nie widziała jej w takim stanie i wolałaby to utrzymać. Bez siary.
- Wszystko w porządku? - zagaiła towarzystwo, zaostrzające patyki. Zatrzymała wzrok na Joan, jakby dzięki temu mogła wyłapać wszelkie możliwe reakcje - pozytywne, albo niekoniecznie, związane z przebywaniem nie tylko w towarzystwie Miro, ale i całej rodziny, której było… sporo.
W razie potrzeby byłaby w stanie czmychnąć razem z Terrell z powrotem na łódkę i uraczyć ją kolejnymi buziakami, których tak bardzo się domagała pod pokładem.
Wystarczyło tylko słowo, albo sugestywne spojrzenie.
- W jak najlepszym. To Hector się obija - stwierdził wujaszek, zerkając na syna, zaczepiającego ruszt na ogniwach o wystający bolec stojaka. Nie musieli się z niczym śpieszyć, ale lepiej uniknąć sytuacji, w której po podaniu głównych dań, brakuje do nich przystawek. Reszta towarzystwa nie próżnowała i raczyła się alkoholem, zagryzanym ciastkami, sałatkami i innymi przekąskami.
- Dobrze że jesteś, pomożesz mi z wiórami? - Hector zwrócił się do Val i wskazał ruchem podbródka na mały stos wiór usypany z zaostrzanych kijków. Ognisko powinno już płonąć przynajmniej od piętnastu minut, więc każda minuta zwłoki działała na ich niekorzyść.
- Gdzie jest Leah? - brat dopytał o tajemniczą kobietę, kucając przy stosiku. Pria kucnęła tuż obok, próbując za pomocą rozpalarki podpalić uprzednio zebrane przy wujku i Joan, trociny.
- Poszła odebrać telefon, pewnie za chwilę wróci do stolika - mruknęła, czując na sobie wyczekujące spojrzenie Hectora. Nie miała pewności czy rozchodzi się o niecierpliwość związaną z ogniskiem czy chęcią poznania kolejnych faktów na temat Leah; czy jej obecność tutaj nikomu nie zagrażała i czy nie miała w tym wszystkim jakichś ukrytych planów. Póki co, Warren milczała, skupiając się przede wszystkim na odpaleniu paleniska, przy wykorzystaniu dmuchania, zapalarki i być może, w ostateczności, płynnej podpałki. Gdzieś musiała ją trzymać na prowizorycznej „stoczni”.
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Terrell uniosła spojrzenie znad ostrzonego kijka najpierw patrząc na Warren, a potem przez ramię jakby z obawy, że za kobietą przyszła także Leah. Całe szczęście nie było jej na widoku, więc powróciła ciemnymi oczami na Prie i powoli mrugnęła na znak, że wszystko było dobrze. Czy było za dużo ludzi? Owszem, bo to nie byli jacyś tam ludzie, którzy tłoczyli się w klubie nocnym. To rodzina Warren, której ocena miała znaczenie. Ci ludzie byli ważni w życiu Prii, której przecież teraz nie powie, że sama czuła się nieco przytłoczona. To były urodziny (niespodzianka) i cała uwaga powinna skupić się na solenizantce, co Joan zamierzała uskutecznić.
Uśmiechnęła się więc delikatnie do Prii podkreślając, że poprzednie mrugnięcie było znakiem akceptacji całej sytuacji.
Żona Hectora, pod ostawieniu tego co zapewne przyniosła, przytrzymała się przy mężu tuż po tym gdy złożyła życzenia odpowiedniej osobie. Uśmiechała się do nich i dyskretnie podpytała męża o nieznajomą.
- To nowa „przyjaciółka” Val. – Dwuznacznie pomachał brwiami na co jego żona zareagowała cichym śmiechem i klepnęła go w ramię, żeby się uspokoił, bo przecież tak nieładnie (nawet jeśli sama zainteresowana – Warren – stała tuż obok).
- Nigdy nie przedstawiałaś nam swoich przyjaciółek.
- Trzeba było przyjść wcześniej. Miałabyś pełen wgląd w ich zażyłą relację. – Hector nie mógł sobie darować wzmianki o tym, co widział wujek. Przynajmniej się domyślał, co staruszek mógł ujrzeć, bo biedak prawie dostał zawału.
- Racja! Bo nie wiedziałaś o niespodziance. – Żona Hectora powiedziała to tak, jakby dopiero teraz dotarły do niej istotne fakty. – Może Val wcale nie chciałaby jej zapraszać na swoją imprezę urodzinową? – zasugerowała patrząc na swojego partnera. – Biedna nie wiedziała, że tu wpadniemy i głupio jej było tak po prostu powiedzieć tamtej, żeby spadała bo ma teraz lepsze rzeczy do roboty. – Było miło, seks super, ale teraz sio bo rodzina wpadła z drinkami.
- Co ty gadasz. – Hector się zaśmiał pewien, że żona czerpała swą wiedzę z książek typu „365 dni” lub innych romansów a jakimiś gangsterami. – Bo tak nie jest, co Val? – dopytał, jakby jednak obawiał się, że faktycznie jego siostra nie miałaby ochoty na dalsze towarzystwo Terrell. Przecież tak naprawdę żadne z nich nie wiedziało, co łączyło obie kobiety. Raz już widział Joan, ale to nie oznaczało, że Warren chciałaby dzielić się z nią chwilami z rodziną.
- A ta dama, to kto? – zapytał drugi z braci, którzy podszedł do Joan i Mira wciąż zaangażowanego w opowiastki, których ta pierwsza chętnie słuchała. Była doskonałą słuchaczką.
- To koleżanka Val. – Wujek musiał być pierwszy. W końcu to wujek a jak wiadomo ci zawsze mieli dużo do powiedzenia a jakby to było wesele to obracałby w tańcu wszystkie panny.
Joan odłożyła nożyk i kijek głównie ze względu na małe dziecko, wstała i podała rękę mężczyźnie.
- Jestem Joan. Ten maluch to?
- Felix. Masz dzieci?
- Ja? – Zdziwiło ją to, ale przecież nikt tutaj jej nie znał. – Nie mam. – Nie była pewna, jak mężczyzna na to zareaguje, ale ten się uśmiechnął.
- Szczęściara. Ja mam tego szaleńca i już padam z nóg. – Zaśmiał się, bo oczywiście tylko sobie żartował. Kochał swoje dziecko, ale chwilami był nim zmęczony. Mały chłopiec często miewał kolki, jest wieczne marudny i zarazem ma tyle energii, że w mgnieniu oka potrafił przemieścić się z podłogi na oparcie kanapy.
Terrell zerknęła w stronę stolika, przy którym dostrzegła Jarrah z resztą młodych. Stali w zwartej grupce słuchając czegoś, co J. miał im do powiedzenia. Szybko jednak odwróciła od nich wzrok zauważając, że Leah wraca do stołu. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się w stronę Warren chcąc wyłapać jej wzrok.
- Ogień rozpalony! – Triumfalnie zawołał Hector i klepnął siostrę w ramię. – Całe szczęście, bo jeszcze trochę a wszyscy byśmy się zataczali. – Alkohol bez porządnego jedzenia to słaby pomysł.
Joan wykorzystała okazję i podeszła do ognia niby chcąc go popodziwiać, ale tak naprawdę zamierzała na chwilę odciągnąć Val na bok. Delikatnie złapała kobietę za przedramię nie wiedząc, czy łapanie za rękę będzie w tych okolicznościach odpowiednie i zasugerowała odejście na krok albo na dwa. Nie musiały iść daleko. Wśród rozmów innych jej szept nie był w stanie przebić się dalej.
- Co tu robi Leah? – zapytała wprost najciszej jak mogła przy tym nie odrywając wzroku od Prii.
ODPOWIEDZ