kelnerka i kieszonkowiec — shadow
20 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
mother says there are locked rooms inside all women; kitchen of lust, bedroom of grief, bathroom of apathy
  • jeden
Jakkolwiek mocno kuszona tak bardzo sobie naturalnym nietaktownym milczeniem, Ronja musiała mieć uwierającą w sumienie świadomość, że tym razem nie należał jej się przywilej bycia jawnie niewdzięczną. Ciężej niż zmusić się odezwania było tylko znaleźć właściwe słowa, które w tej atmosferze, obrzydliwie lepkiej i gęstej, nie wybrzmiałyby jak najzwyklejsza kpina. Tak jak ubogie w zdolności komunikacji kilkuletnie dziecko, tak i Rona, ewidentnie nie poczuwając się rybą w wodzie tej co najmniej przewrotnej sytuacji, swoją postawą – nieco zbyt grobową miną i nieregularnie nabieranymi oddechami, które były niczym innym jak po prostu natychmiast zatrzymywanymi myślami, które usiłowały wbrew woli opuścić usta – wyrażała pełną, absolutną i całkowitą bezradność. Ręce – co się robi z rękami, gdzie się patrzy, jak się uśmiecha i co się mówi, kiedy ktoś kogo zna się krótko, szybko i raczej odrobinę od niechcenia (ktoś z pracy, po prostu) wyświadcza Ci przysługę na miarę tej. Nie pomagało nawet gorączkowe zapewnianie siebie samej – w myślach, rzecz jasna, choć stan roztargnienia już kilka dobrych razy o mały włos nie pchnął jej do przypadkowego wypowiedzenia tych słów na głos – że było to ledwie rozwiązanie tymczasowe. Sęk w tym, że tymczas wydawał się wyjątkowo obszerną miarą czasu, gdy mówiło się o scenariuszu, w którym przy duszy miała marne kilka groszy, a najbliższa wypłata nie miała do samodzielnego życia przybliżyć jej specjalnie mocno; bo choć Ronja Shadow ceniła sobie na wielu płaszczyznach (głównie na tej którą był szczątkowy brak wymagań do zatrudnienia się w tej ruderze), to akurat zarobków nie mogła przyrównać do nieco bardziej sensownej, lukratywnej pracy... no, kogokolwiek właściwie, kogokolwiek, kogo największą nadzieją nie były niechętnie pozostawiane przez przeciętnie dystyngowanych klientów napiwki.
Tak więc oto stały tutaj we dwie, jedno krzywe spojrzenie po drugim, dziwny ciąg zaszyfrowanych wiadomości, które niezupełnie adekwatnie komunikowały to, co wisiało w powietrzu. Boże. Ugryziony w ostatniej chwili język był jedynym, co powstrzymało umysł przed wyprodukowaniem wybitnie dosadnego, ciężkiego westchnienia, niby symbolu wielkiego umęczenia. Nie wolno jej było, nawet jeśli podobne dylematy – to znaczy takie jak ten, co należało powiedzieć, bo nadszedł najwyższy czas, żeby w końcu powiedzieć naprawdę c o k o l w i e k – były najprawdziwszą siłą napędową dla wątpliwości, które podkładały wciąż nieco rozedrganej podświadomości pomysł udania się gdzieś dalej, do innego miasta, może Melbourne albo Sydney, zupełnie jakby miało to być jej jakimś niespodziewanym zbawieniem, a nie zwykłym utrapieniem pod postacią jeszcze wyższych cen najmu. Nie, koniec.
- Dzięki. – Niewykluczone, że miał być to najbardziej nieudolny wyraz wdzięczności, jaki przytrafił się ludzkości w tym tysiącleciu. To niezdarne „dzięki” usta Ronji opuściło na długo zanim zdążyła takie posunięcie w ogóle przemyśleć – nic więc dziwnego, że moment albo dwa zajęło jej zrozumienie, jak dziwnie nienaturalnie i niezręcznie zabrzmieć musiało to słowo, tym bardziej, że przerwało im którąś już minutę zawziętego milczenia. – Za pomoc – wyjaśniła więc w ramach równie niezdarnej próby zachowania honoru, tym samym czyniąc jasnym i zupełnie oficjalnym fakt, że podobne porywy ludzkiej dobroci wprawiały ją w najszczersze zakłopotanie. Za pomoc, bo przecież nie za wczorajszą reprymendę za rozlanego w przejściu pracowniczym szampana, pierwsze tak znaczne pracownicze faux pas, choć nie pierwsza okazja dla Yary ku temu, żeby jasno dać nowej koleżance do zrozumienia, że robiła coś źle. Najdotkliwszą częścią tego słownego ambarasu był chyba fakt, że Ronja dotąd czuła się człowiekiem raczej w słowach zręcznym, rozumianym; mając więc na podorędziu nie więcej niż ten szalenie obszerny arsenał sztywnych zwrotów grzecznościowych i niepotrzebnych wyjaśnień, czuła się nie tylko do szpiku kości zmieszana, ale też stuprocentowo gotowe do tego, żeby pod betonowe płyty chodnika zapaść się tak naprawdę w dowolnym tego spotkania momencie. Dzięki za pomoc i szybko dobiła się do niej przemożna potrzeba zmiany tematu na jakiś inny, lżejszy i prostszy w obsłudze, ale na myśl nie przychodziło nic, co nie byłoby najdurniejszym komplementem świata. Ładny dom. Znów prawie powiedziała to na głos, ale wcale nie musiała, bo nieco rozbiegane spojrzenie przez dłuższy moment mierzyło sylwetkę budynku, jakby tym taktycznie przedłużonym odwróceniem wzroku starała się jakoś... organicznie przepchnąć tą niezręczność na bok, tak. Naprawdę ładny dom, Yara.

Yara Vanderberg
powitalny kokos
r.