lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Odzyskanie pieniędzy dla Rhysa to było jak… No. Jak odzyskanie życia. Bo chociaż nie było tak, że nie miał absolutnie nic, pozostawiony bez grosza przy duszy, to jednak posiadanie limitu w postaci tej gotówki, którą przekazał im Song było dla lidera nieco… uwłaczające. Tak, uwłaczające. Jakieś ograniczenia. On od lat nie żył z ograniczeniami. I to jakimikolwiek. Nie tylko pieniężnymi, bo moralnymi także. Ale teraz, gdy odblokowano jego kartę, której notabene nie potrzebował, bo miał ją zakotwiczoną w telefonie, to czuł że żył. Znaczy poczuł, że żył, kiedy dokonał swojej pierwszej transakcji. Kiedy w końcu mógł kupić jakieś ubrania, które nie były po pierwsze: po kimś, po drugie: noszone już drugi dzień, a po trzecie: nijakie. Nie ubliżając Ezrze, ale Lia to i tak przekazała im to, czego pewnie jej brat najmniej by żałował, ergo: nie było to nic fancy. Więc Rhys miał kilka godzin do spożytkowania, oczywiście na odzyskanie podstawowych produktów. Bo oto on oczywiście zostanie z przyjacielem do tego całego jego show, bo przecież musi go wspierać.
  To był oczywiście jedyny powód dla tego, że jednak zmienił zdanie, a tym samolotem do Korei dzisiaj posłał samego Isaaca z Lilith.
  Musiał wspierać przyjaciela. Co z tego, że jeszcze nie tak dawno temu, bo też dzisiaj, mówił iż jego wsparcie teraz to średnio jest potrzebne, skoro przyjaciel się zaręczył. Na pewno to Lilith go przekonała słowami, że Song to zawsze będzie go potrzebował. I tego się trzymajmy.
  W pierwszej kolejności to oczywiście na te papiery z ambasady, na ten duplikat paszportu wynajął samochód, bo przecież Kang zawsze powtarzał, że „nikt normalny nie chodzi po Los Angeles”. Rhys nie zamierzał nigdzie łazić z buta, ale też nie chciał jeździć uberem bo… Bo Uber, nawet premium, to chujnia z grzybnią. Tak więc samochód. Oczywiście, że sportowy, bo on rodzinnym combi nie jeździł. Fu, rodzina. Fu, zobowiązania. A z samochodem to mógł już dostać się wszędzie. Właśnie na ten rajd po sklepach, po tych wszystkich alejach i przede wszystkim – do stacjonarnego sklepu Ralpha Laurena, żeby tam odegrać klasyczną drama queen o tym, jak źle mu w tych ubraniach co ma na sobie i jak bardzo potrzebuje czegoś nowego. Oczywiście, że panie go rozpoznawały, był w końcu ambasadorem tej marki, był na ich reklamach i w ogóle. Więc rzuciły mu się do pomocy, bardzo zaangażowane. Skompletowały zakupy, a nawet płacić nie musiał, bo przecież on jak to nosił to od razu reklamę robił, prawda?
  Potem jeszcze parę przyborów potrzebnych i mógł wrócić do hotelu. Gdzie się chłopak w końcu odświeżył, wypachnił jak należy, włosy poukładał, no i ubrał. I wreszcie czuł się sobą, a nie jakimś… biedakiem.
  Spojrzał na ten swój nowiutki zegarek – nowy, ładny, markowy, a skontrolowawszy godzinę uznał, że czas się zbierać, bo miał zajęcia zaplanowane. Więc zszedł do lobby, pani recepcjonistka to go chyba nie poznała, jak on taki odmieniony, a potem przeszedł do tego swojego auta by wsiąść za kółko i ruszyć z miejsca. Oczywiście, że wciągnął okulary słoneczne mimo tego, że słońce już powoli zachodziło.
  Zajechał na miejsce, wysiadł z auta, wcześniej zerkając w lusterko wsteczne, coby musnąć dłonią swoje perfekcyjnie ułożone włosy (bo tylko perfekcja dla narcyza była istotna, w końcu to jego Worldwide Handsome, musiał się prowadzić). A potem przycupnął na masce półdupkiem, wciskając dłoń do kieszeni spodni, w drugiej trzymając telefon, który też odzyskał.
  I podniósł spojrzenie dopiero, kiedy ktoś się pojawił na chodniku i to ktoś, na kogo czekał. Rozpoznał od razu, taki był dobry! Uśmiechnął się markowo, jakże czarująco, zaczepiając spojrzenie na dziewczynie:
  — Hola! — Patrzcie, jaki international. Języki znał. Potrafił się dogadać. Zaraz potem wymownie spojrzał na zegarek, a potem na dziewczynę. — A ciebie zawsze w pracy tyle przetrzymują? — spytał. Bo miała być ósma, a było już prawie pół godziny później. — Może o tym też powinienem porozmawiać z panią kierownik? — spytał, dalej dialog kontynuując tym swoim pięknym „płynnym” angielskim. A jak już porozmawiał z kierowniczką wcześniej to się podziały rzeczy, więc w razie czego by mógł. Tylko pewnie nie za darmo, bo jednak był człowiekiem chciwym, który lubił osiągać korzyści.
  Znaczy… był super gentlemanem!
  Albo raczej: idealnym przykładem tego, że ładne opakowanie nie zawsze idzie w parze z ładnym wnętrzem. Ale wnętrze przecież zawsze można przearanżować, prawda? A przynajmniej spróbować.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Odkąd tylko jej znajomi poszli, kierowniczka zaprosiła Effie na rozmowę, aby wyjaśnić sobie co tu w zasadzie się zadziało podczas jej nieobecności. A trochę rzeczy było, bo Kitty wyraźnie nie wyrobiła z tych emocji oraz faktu, że została porzucona na dwa sposoby – przez chłopaka, którego wyrywała oraz kierowniczkę, która wypowiedziała jej umowę ze skutkiem natychmiastowym. No i zrobiła się burda, bo jak to tak? Ona odpowiadała na zaczepki jak zawsze, a tu tym razem nie skończyło się jak planowała, tylko dość sporymi konsekwencjami. No, a że to byli znajomi Effie, to kierowniczka chciała się dopytać czy złożą skargę, czy byli źli, czy bardzo źle to wyglądało, czy załagodziła sytuację, przeprosiła ich za nią i… no ogółem przeżywała mocno. Jak właściciel restauracji się dowie co tu się odwaliło, to może mieć srogo przejebane! Nic więc dziwnego, że się martwiła!
Potem dzień wcale nie był spokojniejszy. Dla niej nigdy nie jest, zwłaszcza kiedy jest się na kelnerce i obsługuje się bogatych ludzi, którzy myślą, że wszystko im wolno. Ona jednak miała trochę więcej rozsądku w głowie niż Kitty i chociaż ładnie się uśmiechała dla większych napiwków, to nigdy się tak ordynarnie nie wdzięczyła, ale wiadomo, niektórzy potrafili mieć niezłą wyobraźnię. Myślą, że pieniądze wszystko załatwią! Że każda laska leci na hajs i tylko hajs. Takiego pana dzisiaj obsługiwała. Przyszedł pod koniec jej zmiany z kolegą i wypili o jedną whiskey za dużo. To był jej ostatni stolik na dzisiaj, a panowie zachowywali się bardzo… frywolnie, zdecydowanie na za dużo sobie pozwalali. I Effie nigdy nie pozostawała im dłużna. Gdy rzucali brudnymi tekstami i aluzjami, ona sarkastycznie i bezczelnie odpowiadała na zaczepki, bo ona to się w tańcu nie pierdoliła. Jednak kiedy została złapana za dupę, to na pięcie jak się odwinęła tak plask na mordzie podstarzałego biznesmena słychać było chyba w całym LA. No i oczywiście kolejna burda, bo przecież kelnerka nie będzie podnosić na niego ręki, nie? No to kierowniczka, odwracanie kota ogonem i na całe szczęście świadkowie, którzy byli też po stronie dziewczyny. Sytuacja trochę się przedłużyła, bo pan bardzo nie chciał odpuścić i się upierał, że to wina Effie, no ale… kamery mówiły co innego. I przez to zamiast o dwudziestej, wychodziła pół godziny później.
Ubrana w czarną, skórzaną kurtkę, wychodziła przodem i w wyjściu jeszcze rozmawiała z kolegą o całej sytuacji, ale wtedy ten ktoś spojrzał za jej plecy i miał oczy jak pięciozłotówki. Nawet usta rozdziawił, a potem stuknął dziewczynę palcem w ramię i pokazał sniki gestem, aby obejrzała się za siebie. Szepnął jej coś jeszcze na ucho z uśmiechem. Effie brewka lekko drgnęła, a potem odwróciła się, aby dostrzec nikogo innego jak znajomą twarz, która wyraźnie na kogoś czekała. Kącik ust jej drgnął w lekkim, zadowolonym uśmiechu, pożegnała się z kolegą i z rękami w kieszeniach kurtki skierowała się w stronę sportowego samochodu oraz jego kierowcy, który się z nią przywitał w jej ojczystym języku.
- Hola, carino. - powiedziała, zatrzymując się w końcu i zlustrowała go uważnym spojrzeniem, bo zdecydowanie różnił się teraz od obrazka, który widziała wczoraj wieczorem oraz dzisiaj rano. Nie widziała go w takiej bogatej, nowej wersji. Całego odpicowanego. Aż emanował przepychem.- Jakiś ty… inny. – no chodząca reklama Ralpha Laurena, jak Rachel z Przyjaciół. A wiedziała czym był Ralph Lauren! Logo potrafiła rozpoznać, ok? Żyła w LA. - Czekaj czekaj, czy to nowa fryzura? - no to to na pewno, miło, że zauważyłaś! Koleżanki z pracy i kierowniczka to teraz sniki podglądali ich w oknie pewnie. - Czasami się zdarza. Miałam bardzo… upierdliwego klienta, któremu sprzedałam liścia na mordę z czego potem musiałam się tłumaczyć. - wzruszyła ramionami, bo to akurat nie pierwszyzna u niej. Często zmagała się z tym typem człowieka niestety, a zaczęła już w liceum. To nie był łatwy okres dla Ezry, który musiał się napierdalać z połową szkoły. - Nie trzeba, poradziłam sobie sama. Jestem dużą, silną dziewczynką. - odpowiedziała, wciąż lustrując go tym samym, niezmiennym spojrzeniem. - Co tu robisz? Stęskniłeś się za moją cudowną osobą czy po prostu zgłodniałeś? Jak zgłodniałeś, to masz pół godziny do zamknięcia. - no chyba, że ładnie się uśmiechnie do kierowniczki, wtedy spokojnie będzie mógł z nią posiedzieć po godzinach. No ale nie mówił czy faktycznie wpadnie! Zasugerował, ale ona zwykła nie brać sobie tego typu obietnic na serio, bo słyszała je kilka razy dziennie. Tylko, że Rhys faktycznie się pojawił!
I wtedy pojawiła się ona, awanturnicą numer jeden. Kierowała się chodnikiem do wejścia do brunchowni, ale jej oczy to przede wszystkim dostrzegły sportowe auto oraz plecy mężczyzny, którego zapach to czuła już kilka metrów dalej. W Kitty włączył się już tryb łowcy.
- Oh, Effie, a ty jeszcze tutaj? Myślałam, że już skończyłaś zmianę. - pewnie dlatego przyszła później, aby przypadkiem na nią nie natrafić. - Przedstawisz mnie swojemu koledze? - spytała, podchodząc bliżej, ale wtedy zerknęła na jego twarz i… no rozpoznała z kim miała do czynienia. A mimo to, uśmiechnęła się jakoś niewinnie do niego. No hard feelings, co?
- Już się znacie. Co tu robisz?
- Przyszłam odebrać swoje papiery… - mruknęła szybko do dziewczyny, swoje flirciarskie spojrzenie jednak mając skupione cały czas na Rysie. Przestąpiła z nogi na nogę i przeczesała rozpuszczone, długie blond włosy palcami. Effie to wywróciła oczami na tą szopkę nie wierząc w to co widzi. Aby aż tak się zniżać. Ta to w ogóle się nie szanowała. - Wybacz za tę szopkę wcześniej, to był naprawdę ciężki dzień. Wyżyłam się na was chociaż nie powinnam… mam nadzieję, że wiesz, że nie będę robić niczego na waszą niekorzyść. Mówiłam to wszystko w emocjach. - wytłumaczyła się jakże skruszona, a po jej tonie i wyrazie twarzy naprawdę można byłoby pomyśleć, że żałuje! No, teraz widząc Rhysa to na pewno żałowała. Wszystkiego!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  To aż zaskakujące, że w ogóle go poznała! Bo się chłopak trochę zmienił. Takie przejście z żebraka w ciuchach po kimś innym, bez ułożonej fryzury, do… No, teraz wyglądał zupełnie inaczej. A wiadomo jak to z Azjatami dla innych! Na przykład dla takiej Echo! Niby wychowywała się z Lilith, ale i tak zgubiłaby ją w tłumie, a co dopiero gdyby przeszła taki makeover. Ale chyba Kang lepiej wychował Effie, niż Lilith Echo, a może po prostu Effie miała talent. Tak czy siak to dobrze, że nie pomyślała, że jakiś typ się do niej przypierdala i szuka gold diggerów. Znaczy Rhys może i by tak robił, ale w obecnej sytuacji czym innym był zajęty i na co innego nastawiony.
  Znowu nazwała go małym samochodzikiem. Carino wzięło się od angielskiego „car”, a że brzmi jakoś tak uroczo, to na pewno zdrobnienie. Więc samochodzik.
  Oderwał się od tej maski, żeby potem rozłożyć ręce jak Jezus z Rio de Świebodzineiro, by powoli się obrócić wokół własnej osi, tak oto się właśnie prezentując, mówiąc przy tym:
  — Piękny, to słowo, którego szukałaś. — To nie tak, że teraz odwalał klasyczne „fishing for compliments”. Z drugiej strony przecież sam się określił i stwierdził, że najlepszym określeniem będzie, że jest „piękny”. Pasowało mu to hasło, chociaż mówiło się, że w sumie do faceta to bardziej „przystojny”. Ale jemu było dobrze i nie miał nic przeciwko, jak mówiono o nim także piękny czy śliczny! Chwalili, doceniali, to się liczyło.
  Zaraz potem przeciągnął dłonią po swoich ułożonych włosach. On się nawet nie krył z tym, że uważał, że wygląda zajebiście.
  — Stara fryzura wreszcie w ryzach. — To nie fryzura. To perfekcja. Żeby nie było: sam przecież też potrafił ją sobie ułożyć, nie był wiecznie zdany na stylistów. Trzeba było sobie radzić. Zresztą – nie od początku ich miał, bo zanim w ogóle został trainee to był zdany na siebie. A on już za dzieciaka miał manię dbania o siebie i wyglądania dobrze, więc…
  Uniósł lekko brew słysząc jej skróconą opowieść co do tego, że miała przyjemność ciepnąć kogoś w mordę bo był on upierdliwy. I znowu musiała się tłumaczyć. Przed kierowniczką na pewno, więc… No miała dzisiaj dzień pełen wrażeń.
  — Ah-ha. To widzę, że lubisz rozmowy ze swoją kierowniczką. — I to sam na sam, w końcu sobie poradziła. Jeszcze pracę chyba miała, skoro wyszła tak późno. Zaraz jednak pokręcił głową na jej kolejne słowa, w których rozprawiała nad możliwym powodem jego przybycia tutaj. — Nie chciałem, żebyś ty za bardzo się stęskniła. — Wyjaśnił, bo to przecież ją przestrzegał, gdy stąd wychodził, aby nie tęskniła. Zadbał o nią. — A poza tym- — No i nie zdołał dokończyć, bo ktoś inny się pojawił. Głos już rozpoznał, twarz tym bardziej, a na jego mordę wpłynął jego firmowy filuterny półuśmiech, kiedy on na nowo podparł się półdupkiem o maskę samochodu, splatając przy tym ramiona na torsie.
  No to przyszła koza do woza. I szczerze? Wywindowało mu to jego ego, bo jeszcze kilka godzin temu pokazywała mu jak bardzo go nie znosi, wygrażała mu, a teraz co? Teraz chciała chyba w łachę wrócić. Więc odzyskał swoją straconą atencję, hehe. Da się? Da się? Wystarczyło wyglądać zajebiście, prowadzić się zajebiście i już się ludzie podkładali mimo wszystko.
  — No oczywiście, skarbie. Przecież się na ciebie nie mogę zbyt długo gniewać. — Powiedział swoim przejaskrawionym w dramatyzmie i sztucznej empatii tonem, dalej mając ten swój uśmiech na mordzie, choć można było się pokusić, że był w nim też wyraz protekcjonalizmu, taką pobłażliwą przychylnością. Pojawiał się często, kiedy Rhys był już zdania, że trafił na taki bardzo łatwy cel, od którego dostałby wszystko, czego by chciał – włącznie z uwagą – jeśli tylko odpowiednio pociągnąłby za sznurki. — Pewnie będziesz chciała zostawić mi swój numer, tak na wszelki wypadek, jakbym chciał trafić na twój „lepszy dzień”. — Powiedział, sięgając do kieszeni po swój nowy telefon. Skoro ten był ciężki, to może by przycelował w ten taki nieco lżejszy. Nie obiecał jednak, że spróbuje. Bo może na dobrą sprawę nie będzie chciał się z nią spotykać. Chyba, że będzie mu potrzeba by ktoś się nim pozachwycał. Takie kontakty warto mieć, bo czasami (często) miał potrzebę bycia w centrum czyjejś uwagi.
  Swoje zainteresowanie lokował jednak w „koleżance” panny awanturnicy, bo też na nią zerkał, podając blondynie swój telefon. Wzruszył tylko ramionami, bo co on może poradzić na to, że ta to już się na niego nie pakowała. Nic jej nie obiecał, ale na pewno dzień zrobił. A gdyby była ostrożniejsza i rozważna to wzięłaby poprawkę na to, że Rhys to ją bezwzględnie udupił za to, że mu podpadła, akurat w momencie, w którym pojawiła się Effie.
  I teraz chyba też nie czuła się przegrana!
  — A teraz przepraszam, jestem umówiony z twoją koleżanką. — W sumie to nie był. No, ale zawsze mógł! W końcu to ona mu powiedziała kiedy kończy, więc... się pojawił!
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W LA przebywało naprawdę wielu Azjatów, a że Effie dodatkowo wychowywała się z Kangiem, to zwykła zwracać na nich uwagę i nie miała większego problemu nigdy z ich rozróżnieniem! Pracowała też z wieloma na przestrzeni lat, więc jakoś tak się dziewczyna wyrobiła. Poza tym, rysy twarzy miał wciąż takie same, po prostu ubranie inne. Mocno inne. Zdecydowanie nie wyglądał jak zwyczajny, przeciętny człowiek, a jak ktoś cholernie bogaty. Włosy, zegarek, ubranie, samochód, perfumy, ta pewność siebie wypisana na jego mordzie… wszystko od niego wręcz krzyczało, że doskonale wie, że wygląda jak miliard dolarów.. Odmieniony był, fakt, nie dało się ukryć, że przyciągał wzrok i to nie tylko jej, ale też wszystkich lasek dookoła, które jak tylko przechodziły, to się za nim odwracały. Nawet jak ich chłopak był zaraz obok. Brewka jej jednak drgnęła, kiedy sam się określił. I teraz nie wiedziała czy on tak na poważnie, czy… chociaż nie, sądząc po jego wyrazie twarzy oraz tonie głosu, zdecydowanie mówił na poważnie.
- Niekoniecznie. - odpowiedziała z tym swoim złośliwym uśmiechem, wciąż mając schowane dłonie w kieszeni skórzanej ramoneski. Oczywiście to nie była prawdziwa skóra, szanujmy się, Effie raczej nie wywalałaby tylu pieniędzy na kurtkę. Wszystko skóropodobne! I z New Yorkera lub Sinsay’a.
Fryzury już nie skomentowała, ale Ezra to się podobnie woził. Żel, guma do włosów, jakieś lakiery… nawet ona z takich rzeczy nie korzystała. Włosy jedynie myła i czasami stylizowała jak jej się chciało! Na kolejne jego słowa wzruszyła jedynie ramionami z takim „no co ja mogę”.
- Dzień bez dywanika u kierowniczki, to dzień stracony. - przyznała, bo przecież zwykle jak była w pracy, to coś się musiało odwalić! Jak nie teraz Kitty, to potem jakiś ziomeczek co na za wiele sobie pozwalał, a ona na to nie zezwoliła, ale ci to się zdarzali naprawdę często, więc nie pierdoliła się, tylko od razu sprzedawała takiemu lepę na ryj. Tylko kierowniczka jednak była zdania, że nie powinna bić klientów, zwłaszcza tych, którzy zostawiają dużo pieniędzy w brunchowni i spokojnie mogą złożyć skargę. Uśmiechnęła się jeszcze wymownie na jego stwierdzenie, że jest tu aby ona się za bardzo nie stęskniła i już miała się odezwać, kiedy pojawił się nieproszony gość, który raz jeszcze się jej wpierdzielał. Znaczy, to ona wcześniej się wpierdzieliła, ale Kitty zabrała jej stolik. Nieważne, że to dlatego, że ta się spóźniła do pracy.
No i się zaczęło. Kitty zaczęła bajerować, a Rhys nie pozostawał jej dłużny i widać było, że dziewczynie niesamowicie się to podobało. Oczka to jej od razu zabłyszczały, a Effie to chyba nie wierzyła w to co widzi, zwłaszcza kiedy obserwowała też zachowanie chłopaka, któremu wyraźnie schlebiała uwaga ze strony byłej kelnerki. Kitty to tam co chwila przestępowała z nogi na nogę, kręciła włosy na palec, ładnie się uśmiechała i zagryzała wargę.
- To cudownie. - odpowiedziała tym swoim flirciarskim tonem, bardzo się wewnętrznie ciesząc, że jej nowy kolega już się nie gniewał za ten występek w brunchowni. A kiedy ten zaproponował jej jeszcze, aby zostawiła mu swój numer, to mordą momentalnie jej się uśmiechnęła. Przejęła od niego telefon, zahaczając palcami o jego dłoń, aby przypadkiem po niej przejechać, rzucając mu przy tym wymowne spojrzenie. - Teraz mój wieczór jest wyjątkowo udany, jakbyś chciał zmienić towarzystwo. - powiedziała i zaczęła wpisywać mu swój numer telefonu, aby zapisać się jeszcze jako „Kicia” a nie Kitty. Jeszcze sobie puściła strzałkę, aby też miała do niego numer.
Effie w międzyczasie patrzyła się na to ze srogim politowaniem na twarzy i spojrzała się na Rhysa z takim „serio?”. No teraz to ostro zmalał w jej oczach i szczerze odechciało jej się gdziekolwiek z nim iść. Przecież nie będzie jeść takich samych ochłapów co Kitty, szanujmy się. Poza tym, Effie zdecydowanie nie była typem laski, która po takim przedstawieniu będzie do niego lgnąć czując się „wybraną”. Na ten wieczór przynajmniej. Znaczy, ona to czasami działała na podobnej zasadzie jeśli chodziło o wyrywanie, jak kogoś chciała, to się za niego brała, jak wczoraj na imprezie, ale teraz to już straciła zainteresowanie. Momentalny anty-sex. Dlatego kiedy Kitty oddała mu telefon, ponownie zahaczając dłonią o jego rękę, z tym swoim flirciarskim uśmiechem, a Rhys ją przeprosił, bo był umówiony z jej koleżanką, ta nie wyjmując nawet dłoni z kieszeni stwierdziła krótko:
- Nie jesteśmy umówieni. - bo nie byli! Powiedziała mu tylko o której kończy jakby się ciekawił. - Ale jak widzę, Kitty na pewno chętnie dotrzyma ci dzisiaj towarzystwa. - powiedziała, zerkając w stronę koleżanki, która nawet na nią nie patrzyła, bo obcinała Rhysa spojrzeniem.
- Oczywiście. Z przyjemnością urozmaicę twój wieczór. - mruknęła i nawet wymowne oczko mu puściła.
- Chciałabym, aby moje życie było tak łatwe jak ty, Kitty. - stwierdziła krótko. Pokręciła głową i zaraz uśmiechnęła się do nich jakże miło. - Bawcie się dobrze, amantes. - powiedziała i machnęła ręką na pożegnanie, odwracając się w tym samym czasie na pięcie, aby zacząć z buta iść w przeciwnym kierunku, najpewniej do domu, bo taksówki nie będzie przecież brać! Wolała przyoszczędzić. Była tą osobą, która chodziła po LA.
Kitty za to pomachała Effie paluszkami, a potem podeszła dwa kroki bliżej do chłopaka, wyraźnie się przystawiając.
- To… gdzie idziemy? - spytała, patrząc na niego z dołu, paluszkami wędrując po jego klatce piersiowej w górę. No z jej spojrzenia to już sam seks płynął. Ah ten Rhys, każda na niego leciała! No, prawie.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Fakt, że niejedna osoba wykręcała wręcz szyję, by się za nim obejrzeć, pozwalał mu myśleć, a raczej: utwierdzał w przekonaniu, że wyglądał naprawdę dobrze; że był, jak to określił, piękny. I odpowiedź ze strony dziewczyny w żaden sposób nie zaburzyła tego jego spojrzenia na to. Poza tym taki Rhys, w odróżnieniu od Isaaca, to w zaczepki umiał. Więc jako takową potraktował słowa! Co jedyne zrobil na to, to po prostu uniósł brew, spoglądając na nią przy tym bardzo wymownie. Niech sobie uważa, niech sobie nie folguje, bo on jej to zapamięta! Nawet taką niewinną zaczepkę.
  — No tak, jeszcze byś skonała z nudów. — Stwierdził. Zawsze jakaś atrakcja przecież, nie? — Czyli mówisz, że jesteś z tych "niegrzecznych"? — zagadnął, chociaż odpowiedź to chyba i tak znał. Jakby nie było to i wczoraj pokazała, że nie jest cichą, grzeczną imprezowiczką, ale także i dzisiaj, jak ustawiała swoją koleżankę.
  Koleżankę, która się pojawiła zaraz, Jak to się mówi? O wilku mowa.
  Chłopak niby ciągnął dialog w stronę flirtu, ale przecież wystarczyło się wsłuchać w ton jego głosu, że traktuje dziewczynę pobłażliwie, właśnie z tym określonym protekcjonalizmem, tą wyższością. Ona mu podpadła już raz, teraz chciała wrócić w łachę, czego w sumie mógł się spodziewać, ale nie znaczyło to, że traktował ją poważnie; zwyczajnie sprawiał, że tylko bardziej się pogrążała swoim występem. Wziął jej numer, pobawił się nią, pozwolił wierzyć. Taki był.
  Oczywiście, że patrzył w stronę Effie, kiedy tamta owieczka, która już stała się ofiarą jego sideł i nawet się nie nawysilał przy tym jakoś bardzo, wpisywała mu swój numer. A widząc wyraz twarzy Meksykanki, Rhys jedynie wzruszył powoli ramionami, bo cóż on poradzi, że jej koleżanka jest taka łatwa, o czym dziewczyna chyba wcześniej wspominała. A też nie zamierzał się kryć z tym, że dla jego ego takie coś było po prostu pożywką. Taką przekąską. Czymś, czym i tak się nie naje.
  Usłyszał jednak, że stracił zainteresowanie ze strony Effie, a to niedobrze. Nie dlatego, że mu jakoś strasznie na niej zależało - w końcu nie znał jej. Ale była ładna, charakterna i, jak się teraz okazywało, nie tak łatwo dostępna, a to tylko podbijało jej, heh, wartość rynkową. I sprawiło, że sam jeszcze mocniej się nią zainteresował.
  Uniósł jednak brew w reakcji na jej słowa, nie zerkając nawet na Kitty, która - rzecz jasna - potwierdziła swoją gotowość na to, by przejąć chłopaka, ale to właśnie przez to jej notowania leciały na łeb na szyję. Tak jakby już nie były dostatecznie niskie.
  Zaraz jednak jego nowa koleżanka zaczęła się odprawiać, a Rhys został z "Kicią". Słysząc zapytanie z jej strony, zerknął jeszcze krótko w stronę Effie, by zaraz potem położyć dłonie na ramionach dziewczyny i odwrócić ją w stronę wejścia do lokalu.
  — Ty idziesz załatwiać sprawy, a ja w kompletnie inną stronę, dziecino. — Powiedział do niej, zaraz potem wymijając ją, żeby móc nadgonić przyspieszonym krokiem koleżankę Kitty-Skarżypiti.
  Wyrównał z nią kroku, zaraz potem splótł dłonie za sobą, przez chwilę po prostu idąc obok. Zerknął na nią, zaraz potem mówiąc:
  — Zostawiłaś mnie na pastwę koleżanki. — Poskarżył się, zerkając przez ramię, czy tamta się przypadkiem za nimi nie ciągnie. — Tak się nie robi. — Bo dopiero co go w knajpie wyratowała, jeszcze koleżankę przegoniła, a teraz co? Teraz nic. Porzuciła go na pastwę Kitty. Bo co? Bo niby wziął od niej numer? Bez sensu powód. To, że wziął nie znaczy, że zamierzał wykorzystać! Znaczy pewnie by wykorzystał, ale... — Nie możesz mnie najpierw nazywać pieszczotliwie małym samochodzikiem, a potem tak po prostu zostawiać. — Bo tak, nazwała go małym samochodzikiem. Dalej był przecież tego przekonania. No wiadomo, on z hiszpańskim to miał styczność w Vincenzo tylko. Już pomijając fakt, że Vincenzo było włoskie. — Nazwałaś mnie. Jesteś za mnie teraz odpowiedzialna. — Dodał zaraz po swojej poprzedniej wypowiedzi. Bo jak to było? Żeby nie nazywać w żaden sposób niczego, bo się zaczyna przywiązywać? A ona chciała go porzucić. Poszła sobie. Zostawiła go.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że umiał w zaczepki, bo Effie była ich pełna. To była jej jedna z głównych form porozumiewania się z innymi, poza sarkazmem i ironią. Ona nie mogłaby się spotykać z kimś grzecznym, bo zwyczajnie by tą osobę zdemoralizowała i zepsuła. Albo ten ktoś by z nią nie wytrzymał. Nic dziwnego, skoro jej rodziną byli Hernandezi i przyjaźniła się z Kangiem! Dobrze więc, że zwykła nie patrzeć na to co mówią o niej inni. Wtedy musiałaby cenić sobie ich zdanie, a raczej nie była jedną z tych osób, które na to patrzą. Pewnie jakby wylądowała na miejscu Lilith, to miałaby zwyczajnie wyjebane na zawistne komentarze i hejt osób, które zwyczajnie chciałyby być na jej miejscu. I z Amandą pewnie też by sobie poradziła! A przynajmniej takiego była przekonania, tylko, że zawsze mogła trafić na przeciwnika silniejszego od siebie na każdym polu.
- I pyskatych. - odpowiedziała bez zawahania, lustrując go wymownie spojrzeniem. To też już można było zauważyć, bo ona nie przebierała w słowach, do nikogo. Szanowała oczywiście każdego, kto do niej odnosił się z szacunkiem, potrafiła być najukochańszą osobą pod słońcem, kiedy tylko tego chciała! Tylko rzadko kiedy to praktykowała.
Kitty to już tam znowu się nadęła, bo skoro chłopak odpowiadał, to nawet nie zauważała protekcjonalnego tonu z jego strony. Chyba była święcie przekonana, że już się odkuła od dna i spędzi miło swój wieczór w jego towarzystwie, zwłaszcza, że naprawdę nie patyczkowała się w tym swoim flircie. Była tak zapatrzona w niego i swój żałosny seksapil, że teraz była zdania, że na pewno jej się uda. Dała mu nawet swój numer! Teraz pewnie będzie sprawdzać co chwila czy przypadkiem nie napisał… albo sama do niego napisze i zaproponuje spotkanie wieczorem, a dokładniej kolację ze śniadaniem. Effie tylko pokiwała głową na tą całą szopkę. Znowu brakowało tylko tego, aby guziczki w tej jej napiętej na napompowanych cyckach koszuli wystrzeliły. Tak je wypinała w jego kierunku. A, że Rhysowi najwyraźniej to odpowiadało, to nic dziwnego, że stwierdziła, że ich zwyczajnie zostawi, bo wyglądało na to, że dogadaliby się co do planów na wieczór! Dlatego sobie po prostu poszła, raczej skreślając chłopaka z listy zainteresowań, bo nie zamierzała przecież być kolejnym haczykiem na jego liście, wypełnieniem alfabetu. Co jednak ważniejsze, nie chciała brać się za tą samą osobę co jej koleżaneczka. Szanujmy się. Jeszcze się czymś zarazi.
Kitty to się bardzo ucieszyła kiedy Meksykanka sobie poszła, bo teraz poczuła się mocno na wygranej pozycji. Nawet otarła się o niego tymi swoimi cyckami, chcąc go chyba zachęcić do tego, aby pojechali do niego, bo ktoś tu się mocno napalił. Kto by się nie napalił? Chłopak okazuje ci zainteresowanie, ma sportowy samochód, ogrom pieniędzy, wygląda jak miliard dolarów, ludzie się za nim oglądają, pewnie niektórzy już fotki cyknęli, bo to LA i ktoś go już chyba rozpoznał, nie? Traumas były wszędzie, a brunchownia była w samym centrum bogatej dzielnicy. Zwłaszcza, że Rhys mocno rzucał się w oczy. Dodatkowo był idolem! Nogi Kitty same się przed nim rozkładały. Dlatego też nie spodziewała się, że… dostanie kosza. Znowu. Odwrócona do wejścia byłego miejsca pracy, przybrała na twarz mocno zszokowany wyraz.
- C-co? Ale… przecież..- rzuciła zaskoczona, oglądając się zaraz za nim, ale ten już kierował się w kierunku cholernej Meksykanki. Stanęła tam jak taki Travolta, nie wierząc w to co się właśnie wydarzyło. Naprawdę? Kto odmawiał chętnej lasce! Się zdziwiła.
Effie za to nawet nie oglądała się za siebie, po prostu kierowała się w kierunku swojego mieszkania, kiedy chwilę później ktoś dorównał jej kroku. Zerknęła kątem oka w bok, na chłopaka i kącik ust jej drgnął w prześmiewczym smirku. No to Kitty teraz na pewno jej nienawidzi. Nie odzywała się jednak dopóki on tego nie zrobił, wciąż chowając swoje dłonie w kieszeniach.
- Nie wyglądałeś jakbyś miał cierpieć w jej towarzystwie. - powiedziała, patrząc dalej przed siebie. No jej koleżanka to na pewno by mu wieczór urozmaiciła. W każdy możliwy sposób. Wyraźnie pokazywała, że mógłby z nią zrobić co chciał! Więc ją zostawił. - Ja się do trójkątów nie wpierdalam. - odpowiedziała, bo przecież nie chciała im przeszkadzać, a szanowała się na tyle, aby nie dzielić się z Kitty chłopakiem. Brewka jej jednak zaraz drgnęła, kiedy usłyszała jego kolejne słowa. - Małym samochodzikiem? - bo ona to chyba nie ogarnęła o co mu chodziło. I tak, w życiu nie pomyślałaby, że jej określenie carino jest przez niego odbierane jako „mały samochodzik”. - Chyba nie chcę być za ciebie odpowiedzialna. - przyznała, zerkając w jego kierunku. No wyglądał na mocno problematycznego, więc jakby zaraz miała dostawać milion zażaleń, że je wykorzystał i porzucił, a tyle im naopowiadał miłych słówek, to ona nie chciała się w to mieszać. - Ale doceniam fakt, że zostawiłeś łatwe ruchanie, aby za mną pójść, tylko nie jestem pewna na co liczysz. - znaczy, chyba wiedziała patrząc na jego osobę, zachowanie i postawę, a także na to co było między nimi wczoraj, no ale… - Bo nie wiem czy wiesz, Rhys, ale to ja zaciągam innych do łóżka, nie oni mnie. - co znaczyło mniej więcej tyle, że z ruchania dzisiaj nici, bo po tym przedstawieniu z eks kelnereczką to jej się odechciało. I nieważne jakkolwiek by się starał, to mocno spadł w jej oczach, a ona nie sypia z pierwszym lepszym co się podwala! Wtedy to by z łóżka nie wychodziła, skromnie mówiąc. - A ja nie zwykłam żywić się tym samym co Kitty. - no bez przesady, miała swoje standardy, a jej koleżanka była słabym wyznacznikiem jakości. - Więc może lepiej zawróć, na pewno ci wybaczy to porzucenie… a jak nie, to za godzinę i tak przyjdzie pod twoje drzwi na kolanach. - wystarczyłaby pewnie jedna wiadomość od Rhysa i to nie żadna romantyczna. Sam adres by już sprawił, że ubrałaby swoją seksowną bieliznę i na zawołanie przyjechała o każdej porze dnia i nocy, nawet jeśli miałaby być „nagrodą pocieszenia”.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Z łatwością przyszło mu porzucenie Kitty. To aż zaskakujące, że się zdziwiła, aczkolwiek jej mina na pewno zapadnie mu w pamięci. Ale to nawet nie była kwestia wyboru, on wiedział w którym kierunku będzie zmierzał już dawno temu. Jeszcze zanim przyszła była kelnerka od latających sztućców. A nawet się za biedaczyną nie obejrzał.
  — Och, uwierz mi. Skazałabyś mnie na wieczne cierpienie. — Dodał, z tym swoim dramatyzmem, bo oto przecież towarzystwo Kitty byłoby dla niego najokropniejszą rzeczą. W porównaniu z opcjonalnym towarzystwem Effie to na pewno.
  — Też się nie wpierdalam. Po prostu jestem zapraszany. — Odparł na jej stwierdzenie, bo przecież nikt tu nie mówił o wpierdalaniu się! A poza tym gdyby miała się faktycznie "wpierdolić do trójkąta" to by się z tego trójkąta zrobił czoworkąt. Tak to chodziłoby chyba o upgrade lub, idąc tym tropem, wpieprzenie się do spotkania 1v1. A na takie w danej chwili i tak się nie zapowiadało, ku wielkiemu rozczarowaniu Kitty. Może później, jeśli faktycznie będzie musiał obejść się smakiem, ale lider też nie był jednym, wielkim ruchadłem jak jego protoplasta Dante. Wszystkiego nie ruchał! Potrafił się obejść bez ruchania. Jak już wyjeżdżał zdradzać Chunghę to nie z byle czym, z łatwym celem. Inaczej miałby nieco inny problem niż narcyzm. Numer dziewczyny wystarczył mu do tego by utwierdzić się w przekonaniu, że tak łatwo mógł sobie ją owinąć wokół palca. Prawdopodobnie i tak szybko ją zablokuje, bo też musiał dbać o to, żeby żaden większy skandal się nie wywiązał, a przynajmniej o to, żeby nie było twardych dowodóch na to, że faktycznie jakiś był..
  — Znajomość mojego hiszpańskiego opiera się na znoszeniu tego, jak jeden z naszego zespołu ogląda Dorę na cały regulator, toteż stwierdzam z całym przekonaniem, że carino, bo od "car" jest po prostu zdrobnieniem dla "samochód". — Odparł, starając się przy tym kontrolować swoją mordę tak, żeby wyglądał na śmiertelnie poważnego i przekonanego co do tego, co właśnie mówił. Na dobrą sprawę nie zastanawiał się dokładniej nad tym, co oznacza owe określenie, nie zadał sobie trudu by sprawdzić, ani też nie podpytał Kanga. Nie ma to jak żyć w słodkiej nieświadomości. Nawet, jeśli wtedy go obrażała cały czas.
  — Teraz to już chyba nie masz większego wyboru. — Przyznał, bo jak już nazwała to za późno, Chyba, że go porzuci, ale to tak jakby porzucić małego dinozaura na pastwę losu! Więc tak się nie robiło, to byłoby paskudne zagranie. Małe dinozaury się przgarnia i chroni przed światem a nie! A potem daje się im siebie zjeść, ale to już nieco inna bajka.
  Wysłuchał jej, dalej sobie maszerując obok, mając dłonie splecione za sobą. Zerknął na nią, posyłając jej swój markowy, czarujacy uśmiech z serii "co złego to nie ja".
  — Nie ma sprawy, nie ma sprawy. To ja się będę stawiał i udawał niedostępnego. — Odparł na jej wypowiedzi, bo skoro miała zaciągać to jednak jakiś tam opór musiał być wytworzony, bo czym innym było zaciąganie a czym innym proponowanie. Jemu roleplay jest niestraszny, w końcu przetrwał już tyle cosplayowych śród i tych cyrków chłopaków, że sam był wprawiony. Choć pomysłowości to mógł im pozazdrościć!
  Co go tam "łatwe ruchanie" interesowało. Wolał nie mieć go wcale, niż żeby miało nie nażreć się jego ego przy tym. Uniósł jednak brew słysząc, jak ona dalej peroruje na ten temat Kitty, tym bardziej, że on jej nawet nie ruszył.
  — Zaraz zacznę myśleć, że jesteś zazdrosna. — Rzucił. — Bo nawet jej nie tknąłem. — To ona go macała, a to też przez to, że Effie postanowiła go porzucić mimo tego, że go nazwała. No, ale taka była prawda. Wziął jej numer, możliwe że nie wykorzysta, tym bardziej bacząc na to, w jaki sposób - mocno pobłażający - ją traktował. A ona dalej o niej! Jakby naprawdę odjebał jakąś ciężką manianę. A to nie z Kitty się prze- No, miał pocky challenge. — Ale skoro już była mowa o tym "na co liczę" — choć pewnie to wiedziała i ona w tym wszystkim wcale też nie była taka święta, bo biorąc pod uwagę jej wczorajsze zachowanie a także dzisiejsze z rana to jednak za bardzo się nie rozmijali w tym "liczeniu" — to, uwierz mi lub nie - zakładam, że pójdziesz w kierunku "nie" - nie napisałem sobie scenariusza na to spotkanie. — Oznajmił, co w zasadzie było zgodne z prawdą. Niekoniecznie właśnie musiała mu wierzyć. Ale u niego nie było to na zasadzie: "odjebię się i zarucham". Bo w sumie on odjebany był zawsze, chyba że go przetrzymywali Meksyku to wtedy już niekoniecznie, zwłaszcza że dla niego to była wręcz męczarnia - nie wyglądać dobrze. — Ale świetnie radzę sobie z adaptacją, więc jeśli chcesz, możesz "policzyć" za mnie. — Oznajmił, no i patrzcie na niego jaki to dobry człowiek. — Nie ukrywam, że ta część z "zaciąganiem" brzmiała naprawdę interesująco, ale — uniósł tutaj obie dłonie — nie traktuję tego jako obowiązek, ale w razie czego, skoro to twoja rola by zaciągać, to ci podpowiem, że po kilku drinkach może zrobię się łatwiejszy. — Bo tak to przecież łatwy nie był. To już na rola tego trudnego do zdobycia i tak dalej. W razie gdyby chłopaki szukali kogoś do cosplayowej środy do wejścia w rolę to... Rhys będzie spierdalał.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnęła się wymownie patrząc w jego stronę, kiedy stwierdził, że on to do trójkątów był zapraszany. No, ona raczej nie chciała dzielić się z Kitty, była bardzo zachłanna, więc możliwe też, że jak już jakimś cudem przyjęłaby zaproszenie, to jej koleżanka nie bardzo miałaby co tam robić. Jej rolą byłoby siedzenie sobie w rogu, albo pójście po jakieś kanapki, bo może zgłodnieć po wszystkim. No ale nawet nie chciała tego próbować, jednak ta jego pewność siebie i bezczelność robiły wrażenie! Rzadko kiedy się spotykało kogoś takiego, więc nic dziwnego, że zwrócił na siebie jej uwagę. Mocno się wyróżniał nie tylko przez ten swój wygląd, ale przez aurę, która się za nim ciągnęła. Dlatego też przyciągnął jej spojrzenie wczoraj na imprezie. I dzisiaj rano. Nie mogła temu zaprzeczyć, nawet też nie chciała.
Zaśmiała się jednak, kiedy wyznał jej, że znajomość jego hiszpańskiego opiera się głównie na programach z Dorą, które ogląda jakiś jego kolega z zespołu. A to chyba Kang kiedyś o nim wspominał, kiedy ze sobą pisali, no ale żeby brać carino za małego samochodzika? Musiała przyznać, że to było całkiem urocze i zabawne! Dlatego też pokręciła głową w niedowierzaniu, zerkając na niego. I jeszcze był taki poważny w tym co mówił!
- Carino mój drogi, znaczy skarbie lub kochanie, nieco się różni od carro pequeño, małego samochodu. - wyznała z tym swoim delikatnie rozbawionym uśmiechem, zaraz jednak przeradzając go na ułamek sekundy w swój firmowy smirk. - Jest trochę bardziej pieszczotliwe. - dodała, wracając wzrokiem na drogę przed nimi. Nawet nie zamierzała mu zmyślać, że to miało inne znaczenie! No ale flirtowała wcześniej, więc się nie ograniczała, kiedy go nazywała!
No ale właśnie skoro go już nazwała i to w dodatku tak pieszczotliwie, to wychodziło na to, że teraz była za niego odpowiedzialna. Westchnęła jedynie wielce, sztucznie niezadowolona z tego faktu. No to żeś sobie przejebałaś, Effie, bo trafił ci się dość kłopotliwy przypadek. Kitty na pewno już będzie jej go wypominać, że ten to nie wie co traci! Dobrze, że została zwolniona i już nigdy więcej nie zobaczą się na zmianie w pracy… i pewnie nigdy, chyba, że przypadkiem.
- Tylko się postaraj, lubię wyzwania. - powiedziała z wymownym uśmiechem, nie mogąc się powstrzymać od tego flirciarskiego tonu, który sam przychodził. Nie zamierzała co prawda się dzisiaj za niego brać, no ale kto wie… może faktycznie zrobi na niej jakieś tam dodatkowe wrażenie i zapomni o jego frywolnym podejściu na chwilę. Nie żeby sama nie miała czasami podobnego, no ale wiadomo, o wiele lepiej jest być po drugiej stronie płotu!
Uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc głową na jego kolejne słowa.
- Nie jestem zazdrosna, jestem po prostu dobrym skrzydłowym. - powinien to docenić! Co prawda sam sobie świetnie radził, kiedy chodziło o sprawy łóżkowe, bo wystarczyło przez chwilę go poobserwować, aby już wiedzieć, że wystarczy tylko jego pstryknięcie palcami, aby laski się do niego ustawiały w kolejce. No ale mogła mu jeszcze kogoś nagonić jakby chciał! Miała jeszcze kilka koleżanek, jakby Kitty była dla niego niewystarczająca. Patrzcie ją jaka kochana.
Zerknęła na niego, kiedy pojawił się temat tego na co może liczyć na tym spotkaniu, będąc wyraźnie zainteresowaną co może jej powiedzieć. Kiedy jednak stwierdził, że nie ma ułożonego planu na dzisiejszy wieczór, to brewka mimowolnie powędrowała jej lekko do góry.
- To ciekawe, bo wyglądasz na takiego, który jednak planuje swoje spotkania.- i to jak one się skończą! Znaczy, nie znała go jakoś super, w zasadzie w ogóle, oceniała go na ten moment na podstawie tego co zdążyła zauważyć. Może było to trochę płytkie i powierzchowne, no ale… żyjąc w LA jako często zaczepiana Meksykanka, musiała szybko dochodzić do różnych wniosków, zwłaszcza kiedy chodziło o facetów.
Uśmiechnęła się jednak wyraźniej na jego kolejne słowa, że ten to się świetnie adaptuje. Zwłaszcza, że mogła policzyć za niego! Lubiła liczyć za innych! Brewka jej jednak drgnęła wyżej, kiedy sprzedał jej kilka podpowiedzi na to jak miałaby go zaciągnąć do łóżka. Po kilku drinkach staje się łatwiejszy? To już nie był łatwy? No… niby nie, Kitty mogła o tym opowiedzieć, bo dwa razy już dostała kosza.
- Zdążyłam zauważyć. - powiedziała, bo wczoraj to przecież byli po kilku i żadne z nich się nie ograniczało, dość bezproblemowo się do siebie kleili. Możliwe, że gdyby nie ta cała akcja, którą odwalili Marshall z Damonem, to poprzedniej nocy raczej nie spędziliby osobno. No ale dzięki temu mogła też go spotkać dzisiaj i popatrzeć sobie jak zachowuje się przy Kitty! Niby seks byłby niezobowiązujący, to tylko wspólna zabawa, ale dalej nie pasowała jej opcja, że jej koleżanka bawi się na tych samych wyżynach, bo Effie to była raczej zdania, że stoi w rankingu wyżej od niej. Tak skromnie mówiąc. Wolała więc nie spadać ze swojej pozycji.
Zatrzymała się w końcu i odwróciła w jego stronę, trochę zadzierając głowę, bo różnica wzrostu jednak była dość spora.
- No dobrze, tak więc co chcesz dzisiaj ze mną robić, skoro zadałeś sobie tyle trudu, aby zapamiętać o której kończę, pojawić się przed moją pracą zwracając uwagę wszystkich dookoła i jeszcze odsunąć od siebie napaloną Kitty? - no, musiała to docenić! Nie każdy miał w sobie tyle samozaparcia, aby powiedzieć „nie” wyraźnie chętnej lasce. No ale mówił też, że nie ma scenariusza na to spotkanie. - Nieopodal jest fajna kręgielnia jeśli nie boisz się dostać ode mnie wpierdolu. - przyznała, nie bardzo też wiedząc czy on to w ogóle może chodzić do publicznych miejsc, no ale… ona też go nie widziała jako idola. I na jego szczęście też się nie pokusiła, aby poczytać o nim w internecie. Wtedy pewnie dowiedziałaby się kilku rzeczy.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  No skąd miał wiedzieć! Nie sprawdzał, nie zadał sobie tego trudu. Co prawda średnio wierzył w to, że to był jednak ten "mały samochodzik", ale zadziałało jak miało zadziałać. Punkt dla Rhysa, bo tą swoją "niewiedzą" to w jakiś sposób rozbroił dziewczynę i na pewno ujął trochę z tej... innej atomsfery, która powstała wskutek pojawienia się Kitty. Ciekawe gdzie teraz była!
  — To nawet lepiej. Tylko teraz wychodzi, że niepotrzebnie ćwiczyłem to, żeby brzmieć jak ten cały Zygzak McQueen. — Oznajmił, zaraz potem faktycznie robiąc to całe "wrum wrum" jak taki samochodzik, bo Zygzak tak robił. No, ale skoro nie musiał, bo jednak nie o mały samochodzik się rozchodzilo. I na marne ćwiczył. Trudno, może kiedyś jeszcze wykorzysta taki talent. Jak mu Effie w łóżku powie, żeby ją, hehe, rozjechał. Znaczy co. Nie wybiegał tak daleko z myślami. Może trochę.
  Ale właśnie to, że nie był małym samochodzikiem a kochaniem oznaczało, że tym bardziej nie mogła go zostawić, że była za niego odpowiedzialna. Sama się wkopała! Było mniej pić na imprezie u Lii to może by go tak ładnie nie nazwała! I by się nie przyczepił. A tak to już po ptokach. Znaczy Rhys też miał to do siebie, że gdyby kazała mu spierdalać i odpierdalała królową, o którą trzeba wiecznie i przez cały czas zabiegać, a sama nie da nic od siebie, to by sobie odpuścił, bo też nie o to chodziło. To on miał być w centrum uwagi, a nie dawać uwagę.
  No z tym jego oporem to wiadomo, względem Effie chyba go nie było, bo też co go miało zatrzymywać? Że niby miałby się szanować? Po co? Wolał po prostu mieć to, co chciał. Jak to w tej jego piosence, którą potem skopiuje Ariana "I want it, I got it". Tylko niech się nie chwali Effie może tym, że to była jego życiowa maksyma.
  — Uuu, oceniasz mnie po wyglądzie? — spytał, niby z wielkim zaskoczeniem i rozczarowaniem, że mogłaby coś takiego w ogóle zrobić. Co to znaczy "wyglądasz na takiego"?! Znaczy wiadomo, że u niego to głównie chodziło o to, żeby faktycznie ściągnąć uwagę na jego wygląd i to też na to wabił ludzi, Co nie zmieniało faktu, że mógłby udawać urażonego. Mógł! Ale nie był. — To stąd to kochanie? Jak tak to dla mnie może być, oceniaj sobie dalej. — Dodał, uśmiechajac się lekko pod nosem. No bo nigdy mu to nie przeszkadzało. Jego cała osobowość skupiała się głównie na tym jak wyglądał, a jeśli ktokolwiek zastanawiał się nad tym, jakie wrażenie sprawia to znaczy, że o nim rozmyślał. A to mu już wystarczyło. Bo jednak o nim myślał!
  Ale tego spotkania nie planował. Jego zakończenia. Znaczy... może myślał o tym, jak mogłoby się zakończyć, ale to nie było w jego planie.
  Na imprezie to nawet nie potrzebował alkoholu by się skleić z Effie. Jej zachowanie odbierał, jakoby jej się spodobał, ona mu się podobała wizualnie, więc nie potrzebował więcej. Więc był łatwy nawet bez drinków. Pod warunkiem, że ktoś mu podpasował. Estetyka była ważna! U innych także, hehe.
Kiedy zatrzymała się i odezwała do niego, zerknął na nią, uśmiechając się półgębkiem.
  — Nie powinnaś mnie pytać co chciałbym z tobą robić, bo po pierwsze: nie masz tyle czasu by o tym wszystkim posłuchać, po drugie: agent zabronił mi mówić publicznie wypowiadać się w sposób nieprzyzwoity. — Odparł, dalej mając na mordzie ten swój filuterny półuśmiech. Chrząknął jednak, po czym kiwnął głową. — Kręgielnia brzmi przyzwoicie. — Powiedział neutralnie, nie brzmiąc na jakiegoś zrażonego czy własnie rozczarowanego tym pomysłem. — I'm down if you're down. — Dodał, chyba deklarując tym swoją gotowość. Byli w Los Angeles, to było bardziej niż pewne, że nawet kręgielnie mają strefy VIP, gdzie nie przetaczał się "każdy", w tym Traumas, więc mógł powziąc tę opcję. — Co nie zmienia faktu, że będę musiał cię tam wyjaśnić. — Bo myślała, że mu wjebie w grze? Psh, sure.
  Sięgnął więc po telefon, a to po to, by zaraz potem za pomocą aplikacji przywołać ten swój samochód. Tę sportową Teslę Roadster, którą wynajął. To był bajer, to przyzywanie auta. Bo nawet jeśli nie mieli daleko, bo przecież nie odeszli jakoś super od tego jego pojazdu, to co będą się cofać, kiedy mogli zrobić to... tak. I owszem, usłyszał że ta kręgielnia to miała być "nieopodal", ale żeby tak łazić? Kiedy auto było... no już zaraz pod nosem? Bo czerwona Tesla bezproblemowo sama wysunęła się z parkowania równoległego, włączając się do ruchu i niespiesznie, bardzo ostrożnie przejechała ten dystans między nimi by zatrzymać się na szosie, obok chodnika.
  Wcisnął zaraz potem na aplikacji przycisk, by zaraz potem otworzyły się drzwi, z jednej i drugiej strony, następnie teatralnie pokazując gestem na pojazd.
  Tak, uwielbiał bajery. I wszystko co drogie. I nie chodził piechotą do miejsca "nieopodal", zwłaszcza jak miał pod nosem swój pojazd. Taką Teslę, która zrywa się do setki w ciągu dwóch sekund, więc bije na głowę wszystkie inne pojazdy. I jeszcze była eco! Zanim jednak wsiedli, to zerknął jeszcze na dziewczynę:
  — Chyba, że chcesz poprowadzić. — zagadnął. No i wtedy może pojadą naokoło, skoro było niedaleko. Bo tam w trakcie ewentualnej gry to nie wiadomo czy nie przejdą do tych drinków i wtedy Tesla to ich nawet nie puści do kierowania tylko sama szurnie ich odstawić.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Fakt, to poszło mu na plus, bo naprawdę ujął ją trochę tą swoją niewiedzą! I tym małym samochodzikiem. Może powinna zmienić to jak go określa? W każdym razie, słysząc jego odpowiedź i wzmiankę o Zygzaku McQueenie, zaśmiała się krótko pod nosem, kręcąc przy tym głową. No normalnie jakby dwie osoby w nim były, jedna - alvaro, pan żigolo „kocham jak na mnie patrzą i uwielbiają” i druga - normalny, zabawny chłopak, który potrafił oczarować w zupełnie inny sposób niż ta pierwsza odsłona. Wczoraj poznała tego drugiego, więc nic dziwnego, że ją oczarował już na wstępie! Bo jeszcze mordę miał naprawdę względną, a wiadomo, najpierw patrzy się na wygląd, dopiero potem zauważa resztę, a Rhys… Rhys zdawał się być bardzo różny, zależnie od sytuacji. I ludzi obok.
- Takiego lubię cię jakoś bardziej. - przyznała, po tym jego jakże uroczym „wrum wrum”. No nic dziwnego, ale też pamiętała wciąż z kim ma do czynienia, a miała dziwne wrażenie, że mógł ją uznać za wyzwanie dlatego też poszedł za nią. Problem w tym, że potrafiła być naprawdę mocno upierdliwa i zawzięta, kiedy miała na sobie uwagę tak zwanego fuck boya! Nie żeby uważała go za takiego, ale trochę jednak tak. Wystarczyło przedstawienie z Kitty.
Trafił swój na swego w tym przypadku. Effie nie miała jakichś większych oporów, aby faktycznie spędzić miło wieczór z Rhysem, w końcu wczoraj wyraźnie się do niego kleiła, ale chyba zamierzała obudzić w sobie teraz swoją upierdliwość i utrudnić mu całą akcję. Nie zamierzała być takim łatwym obiektem jak Kitty, która otwierała przed nim nogi o ile ładnie się uśmiechnął. Effie miała to do siebie, że była małą szmatą i bardzo lubiła ucierać nosa zbyt pewnym siebie osobnikom.
- Oceniam cię też po zachowaniu. - poprawiła, aby nie było, że tylko po wyglądzie! Bo gdyby tylko po wyglądzie, to zachowałaby się jak Kitty pewnie, bo jednak należało mu przyznać, że był przystojny. No ale wygląd to nie wszystko! - Mogę zmienić na samochodzik, po twoim „wrum wrum” bardziej ci jednak pasuje. - stwierdziła z uśmiechem. Skarbem był kiedy z nim flirtowała! A teraz… no dobra, dalej zamierzała to robić, tylko nie było w planach pójścia z nim do łóżka. Przynajmniej tak szybko. Znaczy co.
Uśmiechnęła się bardzo wymownie na jego odpowiedź.
- Oj, carino, zdziwiłbyś się ile mam czasu. Zwłaszcza na nieprzyzwoite rzeczy. - odpowiedziała krótko, rzucając mu wyzywające spojrzenie z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem. No bo miała naprawdę sporo czasu! Całą noc. I jutrzejszy poranek. A w razie czego, zawsze mogła iść na NŻ, nie? Czasu na pewno by mu wtedy starczyło. W każdym razie, zaproponowała kręgle, taka pospolita zabawa dla plebsu. I proszę! Pasowało mu. - I’m top. I’m always top. - odpowiedziała krótko, wcale bez żadnych aluzji czy podtekstów. Znaczy może trochę. Trochę bardzo, ale to akurat nic nowego! - Powodzenia, będą ci potrzebne. - bo ona była mistrzynią kręgli! I zamierzała mu to chyba udowodnić wdeptując go w ziemię.
Ona spokojnie przeszłaby się z buta do tej kręgielni, bo naprawdę nie była daleko, a jej się przyjemnie szło! Takim spacerkiem. Co prawda jacyś randomowi ludzie co chwila zerkali w ich kierunku, swoje spojrzenie lokując przede wszystkim w Rhysie, mając też dziwne wrażenie, że został przez jakieś dziewczyny rozpoznany. No ale chłopak miał inne plany co do drogi. Zerknęła przed siebie, gdzie czerwona Tesla się sama uruchomiła i wyjeżdżała z miejsca parkowania, aby do nich podjechać. Kitty, która tam wciąż stała chyba w nadziei, że jej crush wróci rozdziawiła usta w szoku, bo samochód przecież nie miał żadnego kierowcy! A jechał! Tesla się zatrzymała przy nich, a Effie lekko drgnęła brewka. Przeniosła spojrzenie z auta na chłopaka.
- Lubisz się popisywać, co? - spytała, ale chyba nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Kiedy jednak zapytał się jej czy chciałaby poprowadzić, wymowny , złowróżbny uśmiech wpełzł jej na twarz.
- Jeszcze pytasz. - odpowiedziała i zaraz po tym sięgnęła po kluczyki (czy tam kartę, cokolwiek ona miała) i samej skierowała się w kierunku drzwi od strony kierownicy, aby wsiąść za kółko. Uwielbiała szybką jazdę, ok? Z Ezrą się wielokrotnie ścigała na motocyklach! Zwykle przegrywała, bo ten to nie miał sobie równych, no ale… było fajnie! Teraz jak miała taką opcję, to nie zamierzała z niej nie skorzystać.
Usiadła, zapięła pasy, poczekała jeszcze na chłopaka, a potem uruchomiła samochód. W oczach to miała jakieś takie złowieszcze ogniki, bo chyba chciała się trochę pobawić. Zerknęła w lusterko, a potem wyjechała, aby zaraz potem wcisnąć gaz i zwyczajnie zacząć zapierdalać. Wymijała kolejne samochody slalomem, jadąc do tej kręgielni wyraźnie drogą okrężną, kierując się na bardziej opuszczone trasy, gdzie mogła się bardziej rozpędzić. Była trochę jak Kang w tej chwili, gdy dostał motocykl Ezry! Podjarała się dziewczyna! Ale nawet jeśli zapierdalała, to miała na uwadze innych! Nie chciała przecież doprowadzić do wypadku. LA jednak miało to do siebie, że miało fantastyczne ulice dla sportowych aut, które były częstą częścią krajobrazu.
W końcu jednak zajechała już spokojniej wgłąb miasta, gdzie było gęściej, a niedługo potem zatrzymała się pod jedną z większych kręgielni w okolicy, której neonowa nazwa rozświetlała okolicę.
- Mogłabym do tego przywyknąć. - stwierdziła, po tej swojej przejażdżce, a potem zerknęła wyraźnie ucieszona na Rhysa. - Żyjesz? - spytała, bo może umarł jej gdzieś po drodze, ale coś wątpiła! Ten to chyba nie do zdarcia był. - To tu, chodź. - dodała, odpinając pasy, a potem wychodząc z samochodu. Zamknęła go i rzuciła kluczyki Rhysowi, oddając auto w stanie nienaruszonym! Chyba będzie trzeba je podładować, no ale to LA, tu już większość parkingów miała ładowanie dla tego typu samochodów. Zaraz potem przeszła po schodkach do dużego budynku z wielkim, uśmiechniętym, rozświetlonym pionem, otworzyła drzwi i podeszła do recepcji, aby przedramionami oprzeć się na blacie. Ziomeczek, który tam pracował momentalnie rozpromienił się na jej widok.
- Hola, piękna! Zmieniłaś zdanie co do naszej randki? - spytał, pochylając się nad blatem i uśmiechając się jakoś tak flirciarsko.
- Hola, Chris. Nie, z tego co widzę piekło dalej nie ochłonęło. - rude, Effie. A chłopak tak się stara! Plus za cierpliwość i wytrwałość! - Daj nam jeden tor.
- Wam?
- Mi i temu alvaro. - powiedziała, zerkając w stronę Rhysa.
- Jest z tobą?
- Ze mną. - no to się chłopaczek zasmucił teraz. Westchnął pod nosem i już wprowadzał ich imiona do systemu, Rhysa najwyraźniej zapisując jako „Alvaro”. - Tylko daj ten prywatny, kolega nie lubi ludzi. - dodała jeszcze z proszącym, jakże uroczym uśmiechem, któremu nie sposób odmówić. Chris zerknął podejrzliwie w kierunku chłopaka, a potem coś wykreślił na komputerku, wpisał ponownie i spytał się ich jeszcze o numer buta. Znaczy Rhysa, bo Effie to znał na pamięć chyba. Dał im buty na przebranie, bo nie mogli być w tych swoich, poprosił o opłatę, a potem mogli się już kierować na osobną salę z własnym, zamkniętym torem. Taką… wyraźnie nową i nowoczesną. Panował tu lekki półmrok, ale sam tor był idealnie oświetlony. Effie odwróciła się na pięcie i szła tyłem, frontem skierowana do chłopaka.
- Pokazać ci jak się trzyma kulę? I jak się rzuca? Mogę ci dać fory jeśli chcesz, ale zwykle miażdżę swoich przeciwników bez litości. - stwierdziła, zatrzymując się przy początku toru. - Ty możesz mieć taryfę ulgową, bo czasami jesteś uroczy. - stwierdziła. I zostawił dla niej Kitty! A to już było coś.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Jak się go poznawało to łatwo było zauważyć na jakiej zasadzie funkcjonuje. Ten pazerny na atencję żigolaczek to ktoś, kto funkcjonuje na pierwszy ogień, przynajmniej do momentu, w którym nie złapie czyjejś uwagi. Później się trochę wycisza, nie jest już aż tak krzykliwy we wszystkim, co robi, ale po zdobyciu atencji robi wszystko by ją utrzymać na sobie. I czaruje! Bo to taki narcyz w trybcie czarusia. Wciąż nieco manipulative, ale mało groźny, a nawet mało upierdliwy. Noi miał gadane, wręcz bajerę! Pewnie dlatego Chungha dalej się go trzymała, bo będąc w swojej strefie adoracji to był nawet znośny. I jasnym jest, że do Damona nastawiony był sceptycznie nie tylko dlatego, że pilnował tego swojego Kanga, który też mu dawał uwagę notabene, ale temu że chłopak miał tak samo pokaźny fansite, no i razem mogliby być w Rape Line, i to "e" to specjalnie, a nie przez pomyłkę, Mingi. Więc z czystej zazdrości to jego nastawienie do Kima było ambiwalentne. No co? Walka o terytorium.
  Ale fakt, miał dwa oblicza. Tylko ciekawe które było bardziej fałszywe! To mocno atencyjne czy to takie całkiem-całkiem, bardziej lubiane przez Effie.
  — Zostańmy przy kochanie. Nie możesz tak zmieniać bo zaraz się pogubię. — Powiedział, kręcąc przy tym głową. Zmiany też nie zawsze były dobre, a ta mu się nie podobała. Wolał jednak być kochaniem niż małym samochodzikiem, nawet jeśli to całe "wrum wrum" miał wypracowane! I brzmiało dobrze. Jeśli jednak miałby wybierać, to wiadomo.
  W Korei nie mieli aż tak dobrze rozwiniętych petname'ów. Chyba, że wyłamie się bariery i zrezygnuje z tych utartych pojęć. Ale jeszcze żadnego jej nie przypisał. Może potem. To zależnie od sytuacji. I jej preferencji. Bo może będzie czasami chciała zostać nieczystą samicą psa. Albo niewypraną ścierką.
Nie będę się krył z tym, że chętnie wybrałbym cały limit. — A jak nie miała limitów dla tego czasu na "nieprzyzwoite rzeczy" to tym lepiej, bo on też nie lubił być ograniczany za bardzo. Jak miał karty kredytowe to platynowe.
  Ale nie mógł nie unieść brwi, a zaraz po tym kącika ust w lekkim uśmiechu, słysząc jej słowa. Może jego angielski był taki 4/10 i niektórych aluzji nie ogarnie, ale to akurat ogarnął. Nie odpowiedział jednak, po prostu zatrzymując na dziewczynie spojrzenie na dłużej. Jemu tam pasowało w jakimś stopniu. Jakby nie było to jego narcyzm robił z niego królewicza, którego trzeba było czasem porozpieszczać, prawda? He wouldn't mind.
  Oczywiście, że lubił się popisywać. Popisując się tak czy tak ściągał na siebie uwagę, a w zasadzie o to, w głównej mierze, się rozchodziło. Temu tylko rozłożył ręce, bo co on miał na to poradzić. Póki nikomu krzywda się nie działa to chyba nie było problemu, że szpanował, prawda? Poza tym koleżanka nie wyglądała na taką, co to się nie ucieszyła z tematu tego "popisu" bo wyraźnie chciała się pobawić Teslą. Kluczyki będące małą repliką samochodu były jej niepotrzebne, więc zostały w jego kieszeni. Mogła sobie na spokojnie wybrać ustawienia, a potem jechać. I tak mieli farta, że nie wjebali się w jakieś większe korki, a taka Tesla... to ona zrywała się na światłach jak rakieta, zostawiając w tyle nawet Lambo. I sobie dziewczyna poświrowała. Wybawiła się chociaż!
  — Patrzyłem cały czas na ciebie, było łatwiej przeżyć. — Przyznał się na podsumowaniu tejże wycieczki, bo przynajmniej wtedy nie zastanawiał się nad tym, czy zaraz przypadkiem nie pierdolnie w nic. Ani nad tym, że pewnie gdzieś dostanie mandat bo w Ameryce akurat speedingu mocno pilnowali i monitorowali większość skrzyżować. Potem zwróci się do niego firma wynajmujaca auta przesyłając list z prośbą o wskazanie osoby kierującej. Nawet jeśli ją widać.
  Podążył za dziewczyną do lokalu, zamykając wcześniej auto. Zaraz potem zobaczył jakiegoś pikolaka, który zaczął się wdzięczyć do Effie. Lider jedynie skrzyżował ramiona na torsie, przez moment oglądając ziomeczka, zaraz jednak skupiając swoje spojrzenie na Effie. Znaczy na jej dupie, skoro już się tak wypinała, opierając się o ladę. Nawet głowę przechylił, z tą miną "not bad". Ale jakby ktoś sprawdzał, to on wcale tam nie patrz- No dobra, patrzył. Nawet się z tym nie zamierzał kryć. Ale jak coś to naprawdę sama się wypięła.
  Do tego jej kolegi musiał zasalutować krótko, patrząc na niego z wyższością, jak się okazało, że oto Effie była z nim tutaj. Hehe. Suck it.
  Odebrał te buty z miną tej małej dziewczynki z auta. Naturalnie wiedział do czego służą, bo jednak na kręglach byli już kiedyś, niemniej nie zmieniało to faktu, że tego nie potępiał. Jakieś noszone buty. Niby dezynfekowane, ale wciąż. To buty! Jak zapłacił za tor telefonem, to mógł przecież zapłacić za nowiutką parę! Czemu nie dostał nowej. Sterylnie zapakowanej? Sigh. I żeby to jeszcze jakoś wyglądało a nie... jakieś gówno. Nie pasowało mu do stroju. Co to? Na górze bogactwo a na nogach bieda? Skarpetki miał droższe niż te buty.
  Nieukontentowany podążył za dziewczyną.
  — Możesz mi pokazać jak się trzyma kulę — how you hold a ball? heheh. Tak czy siak mogła go pouczyć i się popopisywać, przynajmniej dopóki była z nim i się nim zajmowała. To było istotne. — Możesz mnie też potraktować łagodnie, skoro jestem taki uroczy. — Dodał jeszcze, nie spuszczając z niej spojrzenia. Wiadomo, że nie napierdalał dzień w dzień w kręgle, ale on to chociaż widział, że kulę się puszcza po ziemi a nie wyrzuca z ręki! To już coś, to ważne. — Możesz też wyznaczyć jakie bonusy obowiązują w tej rozgrywce. — No, że za strike'a dostanie na przykład buziaczka, za spare'a usiądzie mu na kolanach, za wygraną rundę pójdą w ślinę a jak w ogóle z nią wygra to pojadą od razu do niego. No jakaś motywacja. Poza tym dla niej chyba nie brzmiało to aż tak źle! Zresztą była przekonana o swojej dominacji, więc... A tu ją rozjebie szczęściem początkujacego i amen. — Wiesz, zmotywować mnie.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No to jak chciał zostać przy skarbie i kochanie to nie zamierzała się z nim kłócić, bo jej to jak najbardziej pasowało! Jakoś tak carino już do niego przylgnęło od samego początku i nawet nie chciała tego zmieniać. Co prawda Ezra to na nią wywracał oczami w niedowierzaniu, bo on wiedział co to znaczy i chyba nie bardzo mu się to podobało, ale… no mieli się podobno nigdy więcej nie zobaczyć. To się chłopak zdziwi jak się spyta czemu dziewczyna tak późno do domu wróciła! W każdym razie, Rhys został jej skarbem. Przynajmniej w pet-namie. Chociaż ten samochodzik to też jej już pasował, zwłaszcza po tym uroczym „wrum wrum”. Kto by się spodziewał, że ten alvaro to potrafił być faktycznie urzekający.
Uśmiechnęła się jednak wymownie, kiedy powiedział jej, że najchętniej wybrałby cały limit jej czasu na niegrzeczne rzeczy.
- Domyślam się. - powiedziała nieskromnie, bo przecież wyczuwała od niego tę chemię, a raczej dziwne przyciąganie, któremu nawet ulegała wczoraj. I w ogóle tego nie żałowała, bo było naprawdę fajnie. Zwłaszcza ta zabawa w pocky challenge w której nikt nie zrezygnował co skończyło się… no szokiem wszystkich dookoła, bo chyba nikt się tego nie spodziewał. Tylko nie wiedziała czemu się aż tak zszokowali.
No a potem to już pocisnęła nie tylko z tekstem, bo ona to lubiła faktycznie być topem, ale też z samochodem, aby móc się trochę pobawić nową zabawką. I nie chodziło tu o Rhysa, a o samochód. To, że lubił się popisywać i szpanować drogimi rzeczami już zdążyła ogarnąć i wcale jej to nie dziwiło, pasowało jej to do niego, ale też nie zamierzała tego potępiać. Pewnie jakby miała hajs, to też by kupowała drogie rzeczy i się nie ukrywała z tym, że ją na coś stać. Po coś te pieniądze się zarabiało, nie? A to, że teraz mogła sobie wykorzystać okazję i popędzić przez ulice LA, to było tylko na jej korzyść! Dlatego też wysiadała z samochodu wyraźnie zadowolona, a na jego słowa zerknęła tylko na niego z takim „oh really”. Ej, ale pilnowała drogi! I tego, aby przypadkiem nikogo nie zabić, bo wtedy sama by miała traumę. Może i była badass bitch, ale jednak nie mordercą.
A potem już znaleźli się w kręgielni gdzie pracował jej dobry kolega z crushem, którego niestety nie odwzajemniała. Za to była super koleżanką! Zawsze nią była. No i załatwiła im dzięki temu prywatny tor i to pewnie ze zniżką, bo się ładnie uśmiechnęła. No co? Czasami wykorzystywała swoje wdzięki i sympatię dla pewnych korzyści! Poza tym, nikt na tym nie ucierpiał, a pewnie jak Traumas ogarną, że Rhys z PTS(D) chodził do tej kręgielni, to będą mieli momentalną reklamę i napad nastolatek, które będą tu przychodzić jak do brunchowni z nadzieją, że tym razem może go spotkają.
Zaraz potem poszła na ten cały tor, zamykając za nimi drzwi i skupiła się od razu na swoim nowym koledze, którego tu zaprosiła. Czy to była randka? Czy po prostu spotkanie dwójki znajomych, którzy się dzień wcześniej przelizali i najchętniej by się ze sobą przespali? Skomplikowane.
- Tylko czasami ci się zdarza. - odpowiedziała, chcąc to naprostować. Bo teraz na przykład uroczy nie był! Był uroczy jak udawał Zygzaka McQueena i myślał, że nazywa go małym samochodzikiem. Wczoraj też miał swoje momenty! Najbardziej uroczy był jak sprzedał lepę na mordę Marshallowi.
Brewka jej jednak drgnęła kiedy usłyszała, że ten chce jakieś bonusy za rozgrywkę. Stanęła i skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na niego dość wymownie. W dodatku jeszcze morda jej się wykrzywiła w jakimś takim bezczelnym smirku, gdy przekrzywiała głowę, aby na niego spojrzeć.
- Mam cię zmotywować? To twoje ego nie chce wygrać samo z siebie? Być najlepszym? - spytała, bo no… jakoś jej się wydawało, że przede wszystkim chciał wygrywać we wszystkim! W końcu jak to tak, przegrać z laską? - Jakoś wierzyć mi się nie chce. - powiedziała podejrzliwie, no ale zaraz westchnęła z jakimś takim uśmieszkiem. Oparła się tyłem o okrągły stolik przy którym znajdowały się wygodne siedzenia i podparła się o niego po bokach. - No ale okay, carino, jeśli ze mną wygrasz, będziesz mógł sobie wybrać nagrodę. Tylko, aby było jasne – żadnego seksu, nie jestem Kitty. Nie prześpię się z tobą tylko dlatego, ze miałeś szczęście. - powiedziała, bo aby tak zaraz wskakiwać mu do łóżka? Znaczy, miała szczerą nadzieję, że jednak przejebie i jej umiejętności w kręglach jej nie zawiodą, no ale lepiej dmuchać na zimne, ok? Poza tym, nie krył się z tym, że chciałby się z nią przespać! Nie żeby ona też nie chciała, ale No… może kiedyś! - Ale skoro ty coś dostajesz za wygraną, to ja też chcę być odpowiednio zmotywowana. - bo przecież co to za układ w którym tylko on coś dostaje? Uwielbiała wygrywać, więc skoro mogła jeszcze dostać przy tym jakąś fajną nagrodę, to w to wchodziła.
ambitny krab
Effie Michaelson
ODPOWIEDZ