lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Rhys nawet nie odpowiedział, kiedy ona potwierdziła mu, że on, kiedy nawet o to nie pytał. A może i odpowiedział: po prostu wydał z siebie krótkie, ironiczne tsknięcie, dźwięk z którego słynął sam Levi. Bo nawet nie chciał dyskutować o tym, że to nie on zachował się tu jak buc, a ten jej kochany koleżka, który pewnie gdyby nie musiał im teraz przynieść tych drinków, to dalej by się czaił za tą ladą kolejne milenium by poprosić dziewczynę o jakieś wyjście. A tak to wbił nieproszony i jeszcze się wpierdalał ze swoim słownym interesem (spróbowałby jakiś inny interes wepchnąć) w coś, co jego nie dotyczyło. Już mógł sobie dać spokój na wejściu, bo tam też odstawił, ale wtedy można było go wytłumaczyć, że nie wiedział, że ta dwójka przyszła tu razem. A teraz? Teraz wiadro mu w oko. Na pewno siedział teraz za ladą i szlochał po cichu.
  On jej przynajmniej nie obrażał słownie!
  — Czyli po prostu: domówka. — A nie, że biedna. Jakby miała być biedna to by siedzieli na ulicy z kubkiem i zbierali drobniaki, a nie. Był też kiedyś szczeniakiem, tez chodził do szkoły, a że był piękny, ładny i wypacykowany to go dziewczęta bardzo chętnie zapraszały na swoje imprezy. Był też popularny w swojej budzie, więc niejedną taką posiadówkę miał za sobą. Jednak to było dawno i nieprawda. Kiedy nie był dziany i faktycznie sławny.
  — Człowiek, który wyjeżdża do Los Angeles i chwyta pracę w jednej z najbardziej wziętych szkół miałby się martwić, że ktoś mnie zobaczy i z tego będzie skandal? — Aż się teatralnie, prześmiewczo zdziwił, jakby zaraz chciał powiedzieć „No nie może być! Serio?!”. No przecież Song sam też się narażał, bo zdecydowanie nie powinien zajmować się takimi rzeczami. Nie bez zgody jaśnie JYP. Nawet jeśli był na urlopie. Isaac tez był na urlopie i jak poszła fama, że hasa sobie po Australii, to kazano mu natychmiast wracać.
  Wolał się upewnić czy ma iść incognicto, bo może jego nowa koleżanka wolała zachować jego tożsamość dla siebie i nie dzielić się z innymi. Ale najwyraźniej nie chciała go dla siebie, bo uznała, że nie będzie go ograniczać. On się zaoferował, ona nie chciała, no to cóż.
  — Och, Kitty. Rozumiem, że wspominasz ją, żebym wiedział, że będę miał towarzystwo, w razie gdy ty pójdziesz w tango ze swoim kolegą z kręgielni? — spytał, patrząc na nią, bo ona raz kolejny się czepiała tej biednej dziewczyny! A co ona takiego zrobiła? Poza byciem wrednym, pyskatym kurwiem i, jeśli wierzyć temu, co mówiła o niej Effie, poza leceniem i chęcią przeruchania bogatego typa.
  Ale na jej kolejne słowa to już musiał wywrócić oczami, nic już przy tym nie mówiąc. No to nie bardzo wiedział czego ona od niego chce. Ale skoro nie umawiała się z, jak to określiła, dupkami, to co mu zostało? Przecież nie w jego stylu było skakać wokół kogoś i prosić go o chwilę uwagi, spotkanie czy nawet randkę. W jego naturze to on miał być obskakiwany, jeśli już. A koleżanka wyjaśniła się jasno, toteż: nie to nie. Temat uznany za niebyły. Jeszcze by się próbował jakoś z tego twierdzenia wymiksować, mówiąc iż on dupkiem to nie jest, ale to przecież ona przed chwilą potwierdziła mu, że owszem – to on był dupkiem. Przynajmniej chyba według niej.
  — Musisz się zdecydować jak mnie nazywasz bo, jak mówiłem, zacznę się gubić — powiedział neutralnie, zerkając na nią. Bo najpierw mu kochaniuje, a potem jednak jest dupkiem. Czy to nie podchodziło pod jakąś dwubiegunówkę?
  Chlapnął sobie krótko drinka na drogę, by zaraz potem odwrócić się w stronę toru. Podszedł do maszynerii z kulami i wybrał jakąś inną, bo ta poprzednia to go zdradziła. Wyważył ją sobie w dłoni, a zaraz potem szurnął kulą po parkiecie by potoczyła się ona, a następnie z impetem wpadła w środek formacji, rozrzucając wszystkie kręgle na boki, co do jednego. Bo jak generator wypluwa dziesięć i dziewięć to co innego?
  Przechylił lekko głowę, przyglądając się temu, co właśnie zaszło, a następnie zerknął na monitor. Może niby miał szansę nadgonić, ale kto go tam wiedział. W poprzedniej rundzie przytulił dumne trzy punkty, więc…
  Cofnął się do tego swojego drinka, który mu nawet nie smakował teraz – kto wie, może go tamten śmierdziel jednak zatruł. Zaraz potem przeniósł wzrok na swoją koleżankę, ostentacyjnie wskazując na tor, bo przecież – jak sama mówiła – jeszcze kilka rund i się rozstrzygnie, kto jest championem.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie tak, że tylko on zachował się chujowo, ale Chris dostanie zjebę później. No ale faktycznie, powinien chłopak mu podziękować za te drinki, bo gdyby nie to, to faktycznie by się czaił i czaił, a pewnie na imprezę nigdy by nie zaprosił bez Rhysa, który był zapalnikiem do jakiegoś działania! Tylko no, słaby to był timing, zapraszać dziewczynę na randkę, kiedy przyszła z kimś innym. To raczej nie była randka teraz, tylko zwykłe spotkanie, chyba, no ale… mało honorowe zagranie! Znaczy wiadomo, chyba się bał, że kolega zwinie mu Effie sprzed nosa, kiedy on tu robił podchody tyle czasu, ale i tak nie wyszło to najlepiej, bo Meksykanka nie pierwszy raz mu odmawiała. I to nie powinno być dla niego zaskoczeniem, że teraz też się od razu nie zgodziła. No ale Rhys to swoje niektóre komentarze i wstawki mógł też zachować dla siebie, bo nie były one tu konieczne czy potrzebne! Tak, ona miała w sobie jakieś pokłady subtelności i delikatności, ale tylko dla wybranych.
No tak, domówka, ale są domówki… i są domówki. Jedne są z czerwonymi, plastikowymi kubeczkami, tanim alkoholem z wallmartu i prowizorycznym sprzętem do zabawy, a są też imprezy z wyjebistymi basenami, w ogromnych apartamentach, z najdroższym alkoholem rodziców z barku, obsługą i na sporą skalę kiedy chodziło o gości. Takie też się tu trafiały, ale to już w bogatszych środowiskach ludzi ze szkoły, bo oczywiście były bogate, popularne dzieciaki, które nie zapraszały kogoś takiego jak ona do siebie. Pyskata Meksykanka, która wszystkim zachodzi za skórę, zwłaszcza tym najpopularniejszym. Fakt, że była w kadrze narodowej łyżwiarstwa figurowego, swego czasu była też cheerleaderką i była… no popularna wśród męskiej części szkoły oznaczał jedynie, że była większą rywalką dla bogatych koleżanek, które chciały ją upokorzyć. Nie żeby miała się nimi przejmować, bo brak zaproszenia na super imprezy wcale nie był dla niej jakimś specjalnym ciosem. O wiele lepiej bawiła się na prostych imprezach, jak ta u Chase’a! Dobrze, że szkołę już skończyła.
- …jak tak to ujmujesz, to faktycznie nie brzmi to dobrze. - bo wiadomo, Kang to naprawdę nie był mistrzem odpowiedzialnych, dobrych decyzji, no ale on to on. On mógł popełniać takie gafy, ale kiedy przyjaciele mieli to zrobić, to starał się ich od tego odwodzić. Słynna zasada - co wolno wojewodzie… - Wiesz o co mi chodzi, nie chcę, aby potem był jakiś przypał. - zwłaszcza, że o taki naprawdę łatwo w LA! A też Kang się czasami żalił jak ich szef ich krótko trzyma. W końcu byli jego skarbem, kurą znoszącą złote jajka i każdy skandal mógł się na nim odbić, bo knetizens to jednak były trochę mocno powalone na punkcie idoli oraz tego co mogli. International fans byli normalni, wiadomo, tu raczej nie było skandalem to, że jakaś gwiazda pije i bawi się na imprezie z fanami, ale w Korei? To już przeprosiny trzeba własnoręcznie pisać.
Brewka jej drgnęła na jego słowa i instynktownie zerknęła w kierunku drzwi gdzie zniknął jej wstydliwy kolega, aby zaraz potem wrócić ze wzrokiem pełnym politowania do Rhysa.
- Nie pójdę w tango z Chrisem. On jest praktycznie pluszakiem zrobionym przez babcię, a ja nie jestem miła i puchata. - i by się chłopak zdziwił. Znaczy, pewnie nie, bo jednak Effie znał, ale… no by z nią zwyczajnie nie wytrzymał. Był zbyt grzeczny i miły, nie miał w sobie tyle energii. Szybko by się zmęczył, a ona by go zniszczyła. I tłumaczyła mu to wielokrotnie, ale chłopak był święcie przekonany, że wcale by tak nie było. I tak w kółko.
No to byli w impasie, bo też nie w jej stylu było uganianie się za kimś, przynajmniej nie na początku znajomości. Później, z biegiem czasu, sama ciągnęła do kontaktu, a kiedy już jej zaczynało zależeć na człowieku to jednak wolała go przy sobie zatrzymać, bo w jej życiu wartościowych ludzi było naprawdę mało. Musiała jednak przyznać, że z Rhysem całkiem miło spędzało się jej wolny czas, nawet jeśli miał te swoje dziwne zachowania, ale nie była jedną z jego adoratorek, aby skakać dookoła niego i uważać na słowa. Była na to zbyt bezpośrednia, bezczelna i złośliwa. No i fakt, nie umawiała się z dupkami, ale zawsze były wyjątki od reguły, nie? Czasami się zdarzały.
- Wszystko zależy od tego jak się zachowujesz. Niezmiennie jesteś carino, czasami alvaro- jak było napisane na ekranie z ich punktami - a czasami najwyraźniej dupkiem - opowiedziała spokojnie. Ona na przykład wielokrotnie była nazywana szmatą! Albo suką. Nie utożsamiała się z tym oczywiście, może czasami na to zasłużyła, ale ludzie zwykli nazywać ją różnie, a to i tak były te ładniejsze określenia.
Obserwowała jak przechodzi na początek toru, aby zaraz wykonać rzut, który okazał się być bardzo celny, bo Rhys strącił wszystkie stojące piony. Nawet jeden się nie ostał. Brewka jej drgnęła w zaciekawieniu, a potem sama zerknęła kontrolnie na monitor. No tymi strike’ami sobie nadrabiał, musiała na niego uważać, bo jak tak dalej pójdzie, to faktycznie z nim przejebie. I tyle z jej kolacji.
Odłożyła swojego do połowy wypitego drinka na blat stołu i skierowała się w kierunku toru, bo nadeszła jej kolej na rzut. Minęła się z chłopakiem w połowie drogi i odwróciła za nim, lokując na nim swoje spojrzenie.
- Chcesz buziaczka czy się obraziłeś? - spytała. Miała dziwne wrażenie, że był na nią zły za tego dupka! Albo jej się wydawało.
Niezależnie od jego odpowiedzi, poszła wziąć kulę, niezmiennie tą samą, bo całkiem dobrze leżała w dłoni, a potem przytuliła ją do piersi, zrobiła wykrok i rzuciła na tor. Ta dziwnie zatoczyła łuk, ale jakiś taki mniejszy niż zwykle i zbiła siedem pionów. Trzy pozostałe były rozłożone dwa do jednego po dwóch różnych stronach, więc kij jej w oko. Zagryzła dolną wargę w zamyśleniu jak by to rozegrać, a potem sięgnęła po wyplutą przez maszynę kulę, aby zbić dwa po jednej stronie. Miała nadzieję, że jak tamte będą padać, to zahaczą może o ten jeden po przeciwnej stronie, ale tak się nie stało.
- Bez sensu - skomentowała tylko, odwracając się, aby przejść do stolika i napić się kilku kolejnych łyków trunku. - To idziesz ze mną? - spytała, zerkając na chłopaka, chcąc chyba doprecyzować czy idzie sama, czy jednak miała partnera do jutrzejszej zabawy.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  — Nie musisz się o mnie martwić, jestem dużym chłopcem — odpowiedział dziewczynie. Zwłaszcza teraz po ogłoszeniu nominacji do AMAs to czuł się pewniej. Co prawda dupa mu się zapaliła, kiedy wyszedł cały ten syf z Wonho i zawieszeniem, ale z tego wyszedł bez szwanku. A był sobą, a nie przebranym sobą.
Tak czy siak – posłał dziewczynie lekki półuśmiech. Podobno nie była urocza, ale jednak się o niego martwiła. Oczywiście nie podciągnął tematu, bo chyba domyślał się, co by usłyszał – że nie jest słodka, a przy tym nie martwi się o niego, tylko nie chce potem słuchać narzekania Kanga, że mogła go powstrzymać, a nie jeszcze namawiać na tego typu wyjścia. No tak, bo Kang przecież jest taki straszny.
W podobny sposób jak ona nie robiła sobie nic z jego spojrzenia, nawet gdy było nieprzychylne, tak i on nie zareagował w żaden sposób na to, jakim wzrokiem go potraktowała. No tak samo jak ona nękała go tematem Kitty, to wziął odwet na niej z wykorzystaniem Chris-misia.
  — Ale mimo to dalej za tobą lata. To musi być miłość — stwierdził, nie bez ironicznego wydźwięku w tembrze jego głosu.
  Rhys to chyba nie wierzył w miłość. Chyba, że w miłość do samego siebie, a takową się darzył! To było istotne – samoakceptacja, kochanie się mimo wad. Inna sprawa, że był pewnie zdania, że wad to on nie ma żadnych. Tak to w taką miłość romantyczną? Nie, zdecydowanie nie. Nie spotkał jej na swojej drodze, niewiele o niej słyszał, w domu rodzinnym jej nie widział wśród rodziców, więc… Nie powinno być zaskoczeniem, że poddawał w wątpliwości jej istnienie.
  A w to, co miałoby łączyć jego syna-brata-przyjaciela z Damonem, nie chciał się zagłębiać. Sami się wystarczająco mocno, a przede wszystkim często i długo w to zagłębiali. Jak nie istniała miłość damsko-męska to męsko-męska też nie mogła, nie byli wyjątkiem. Mieli coś tam sobie, jakiś związek, ważne że się zgadzali i żaden w tym wszystkim nie był jakoś pokrzywdzony. Choć jak tak patrzył na Songa z boku, jeszcze przed rozpadem Kanona, to tylko bardziej utwierdzał się w tym, że miłość to nie istnieje, a związki są przereklamowane.
  — Mhm — odmruknął, chyba nieprzekonany, co do tego jej twierdzenia. On jej nie obrażał! A może powinien, bo może w tym szaleństwie miała być jakaś metoda. Jakkolwiek by nie było – wolał jak mówiono o nim ładnie. To nie tak, że „nieważne co, ważne aby mówili”.
  Ten strike był dla niego kolejnym zaskoczeniem, bo naprawdę go nie planował. W jego rzucie nie było żadnej techniki, chyba że jej używał, ale o tym nie wiedział. I z tego wszystkiego chyba nawet zapomniał, że za takie coś należało mu się coś. Dziewczyna mu o tym przypomniała.
Zerknął na nią, unosząc przy tym lekko brew.
  — Odbiorę sobie go później. — Po tym stwierdzeniu uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie mówiła mu, że ma to być od razu, ani nie wskazywała, że tylko tutaj. Może właśnie pozbiera sobie takie nagrody – wydębi w jakiejś innej konkurencji dodatkowe – a potem będzie wypłacał. Na oczach takiego Chris-Misia. Ten to byłby zachwycony!
  Przyglądał się jej rozegraniu i po tym, jak jej się te kręgle rozjechały po pierwszym rzucie, to już był zdania, że żadnego spare’a z tego nie będzie. Jeśli by był to już by wiedział, że ma starcie z profesjonalistką. A to by było nie fair! Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Triumfalny uśmiech, bo tę rundę to zdecydowanie wygrał. Potwierdził to tylko jej drugi rzut, który zgarnął jeden z dwóch kręgli.
  — To ma sens. Zacznę faktycznie myśleć o mojej nagrodzie — odparł, rozsiadając się wygodniej na tym krzesełku, na którym wylądował, gdy to ona rzucała. — Z tobą czy obok ciebie, doprecyzuj. — Po tym poleceniu upił nieco swojego drinka, by zaraz potem go odstawić. No bo skoro chciała być jego skrzydłowym to raczej chodziło, żeby był tam „obok” a nie „z”. Nie, żeby mu na tym drugim jakoś specjalnie zależało. Chyba. Nie no nie, gdzie tam. Ale przynajmniej gdyby był z nią to miałby pewność, że będzie jednak tę jej uwagę dostawał. Tak to musiałby szukać pocieszenia u kogoś innego.
  Podniósł się, podszedł do maszynerii z kulami do kręgli i wybrał tę, która poprzednio zafundowała mu zbicie wszystkich dziesięciu za jednym zamachem. Raz kolejny cisnął nią po torze, bez większej techniki, bez większych nadziei, a skończyło się to tak, że poleciało siedem pionków. Wynik dobry, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że rzuty miały być liczone podwójnie. Szansa na podniesienie się po tej punktacji, która w tabelce rundy trzeciej wyglądała jak średnia Kanga w ogólniaku. 3,0.
  Drugi rzut zmiótł pozostałe trzy kręgle, więc Rhys odwrócił się w stronę Effie, by wycelować do niej z fingerguna i strzelić, puszczając przy tym wymownie oczko, a do tego wszystkiego dokładając swók firmowy półuśmiech/
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie odpowiedziała mu, jedynie spojrzała się na niego z powątpiewaniem, bo chyba jej nie przekonał, że faktycznie jest dużym chłopcem. To, że był starszy, w sumie nawet nie wiedziała ile ma lat na dobrą sprawę, to nie znaczyło, że był odpowiedzialny! No ale też nie w jej naturze należało martwić się przesadnie o innych, zwłaszcza nowo poznanych kolegów. Z drugiej strony, to ten kolega miał być bardzo bliskim przyjacielem Kanga, a tego to już naprawdę nie chciała zawieść! No ale jakby ktoś pytał to, wcale się o niego nie martwiła! Martwiła się o siebie i o to, że jej przyjaciel mógłby mieć potem do niej jakiś problem! A nie chciała, aby był na nią zły, więc to było zagranie czysto pod siebie, a nie… że niby się martwiła o niego. Pff.
Się dobrali się, żadne z nich nie brało do siebie tych nieprzychylnych spojrzeń, bo każde z nich miało swoje własne. Fakt, że temat puszczalskiej Kitty był wciąż dla niej zabawny i żałosny jednocześnie, zwłaszcza, że ten wziął jej numer ku jej uciesze. Alvaro! Chris chociaż nie był takim małym kurwiem! Gorzej jak na imprezę faktycznie przyjdzie z jej uroczą koleżanką, aby wzbudzić w niej zazdrość. Jakby to miało zadziałać.
- Zazdrosny jesteś? - spytała, na ustach mając ten swój złośliwy uśmieszek. - Pamiętaj, że ty Kitty kopnąłeś w dupę dwa razy, i to tak bezczelnie, a ona dalej do ciebie biegnie. - jak taka suka podczas cieczki, co kładzie się przed każdym samcem i się rozkłada. Ona Chrisa kopnęła w dupę co prawda więcej razy, ale zrobiła to subtelniej! A przynajmniej jej się tak wydawało, bo z łagodnością i grzecznością zbyt wiele wspólnego nie miała, ale się starała! Czasami.
Effie nawet nie wiedziała czy wierzy w miłość, czy jednak nie. Nigdy nie była zakochana, nigdy nikt jej tak nie zakręcił w głowie, aby faktycznie to poczuła. Jej rodzice od lat żyli osobno, chociaż byli razem. W dodatku też nigdy ślubu ze sobą nie wzięli, bo byli zdania, że nie jest im on do szczęścia potrzebny. Jak się spotykali, to nie było między nimi przesadnej czułości i romantyczności, jej matka zdecydowanie nie była takim typem człowieka, a ona… ona to odziedziczyła. Potrafiła świetnie udawać wiele emocji, ale żeby tak faktycznie coś czuć? No niespecjalnie, dlatego też ciężko jej było odwzajemnić takie zauroczenie czy, co gorsza, zakochanie. A może to ona była zbyt wybredna? To już też usłyszała.
Może Rhys miał w sobie jakiś wrodzony talent do kręgli? Nie musiał się starać, aby wychodziło świetnie? No patrzcie go, kolejny strike przez który nabijał sobie punkty i był coraz bliżej, aby ją prześcignąć. Nawet nie upomniał się o buziaczka! Nie żeby miała się na niego rzucać, bo sama tego chciała, to przecież jego nagroda! A jak jej nie chciał, to nie, nie będzie się kłócić.
- Później? Czyli kiedy? - spytała z zaintrygowanym uśmiechem na twarzy. No faktycznie, nie powiedziała nigdy, że te buziaczki musi odebrać zaraz po zbiciu wszystkich kręgli. To było sprytne zagranie! Jeśli faktycznie będzie chciał je odebrać na oczach Chrisa, to dopiero będzie zagranie dupka. Nie będzie mógł znowu się wypierać, że nim nie jest!
Kiepski ruch z jej strony, no ale nie zawsze wychodzi jak powinno! Zawodowcem też nigdy nie była, po prostu bardzo lubiła tę grę, a to, że szło jej lepiej niż przeciętnym osobom, to tylko zwiększało radość z rozgrywek! Naprawdę lubiła wygrywać. Dzisiaj jednak jakoś coraz mniej jej zależało na wygranej, chociaż tą kolacją to by nie pogardziła! Jedzenia nigdy nie odmawiała, ale było ono coraz mniej prawdopodobne, chyba, że zaraz się podniesie. Zerknęła jeszcze na Rhysa, gdy wracała do stolika i uśmiechnęła się krótko półgębkiem, nie komentując jego słów o nagrodzie. Skupiła się za to na jego prośbie o to, aby doprecyzowała co ma na myśli.
- Zależy jak bardzo zależy ci na tym, aby iść ze mną. - odpowiedziała złośliwie, sięgając po drinka, aby go sobie sipnąć. No co? Chrisowi niby bardzo na tym zależało, ale z nim to na przykład nigdy nie poszłaby tak… oficjalnie, bo potem chłopak by sobie wyobrażał i dodawał niestworzone rzeczy, a wolała tego uniknąć. Był słodki, ale dziecinny, naiwny i mocno niewinny, zdecydowanie nie dla niej.
Podążyła za nim spojrzeniem, kiedy przeszedł na początek toru, aby wykonać kolejny rzut i gdy strącił większość kręgli, brewka jej drgnęła w zaciekawieniu. No naprawdę, albo miał talent, albo cholerne szczęście nowicjusza, zwłaszcza, że zaraz potem zbił ostatnie piony i teraz już żaden się nie ostał na torze. Pokręciła głową z niedowierzaniem na te jego zadowolone z siebie fingerguny, mając jednak na twarzy jakiś taki rozbawiony uśmiech. Dopiła do końca swojego drinka, aby wstać od stolika i przejść do maszyny wypluwającej kule, aby po jedną sięgnąć. Zostały cztery rundy… i ona przez te cztery rundy raz miała strike’a, raz spare’a i dwa razy nie strąciła wszystkich kręgli, więc niby nie było źle, ale zajebiście też nie. Po ostatniej, niezbyt udanej rundzie, podeszła znowu do stolika i wycelowała palcem w Rhysa.
- Dawaj, ostatni rzut, carino. Obyś przejebał. - kochana! Zwykle nie dopuszczała do siebie faktu, że może przegrać, ale teraz to było bardzo prawdopodobne, wszystko zależało od jego finalnego zagrania. Albo dostanie kolację, albo to on zgarnie nagrodę. Wóz lub przewóz!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  I znów ta Kitty! Co ona z nią miała? Chyba widocznie nie mogła przeboleć tej całej akcji z dziewczyną!
  — To ciebie powinienem zapytać czy jesteś zazdrosna, bo non stop przywołujesz temat Kitty. Nooonstop. Całyyy czas. Kitty to, Kitty tamto, dokuczasz mi z jej powodu, nawet jeśli sam o niej nie mówię i nie myślę. — Już kilkukrotnie, zupełnie bez większego powodu, bo nawet tematyka nie sugerowała, przywołała postać dziewczyny, zupełnie jakby nie mogła ścierpieć tego, że chłopak się z nią znał, z nią rozmawiał i, o zgrozo, wyciągnął od niej numer telefonu! I teraz, mimo iż ją spławił, bo jednak zdecydował się pójść za Effie – choć od początku był na miejscu właśnie dla niej, bo wskazała mu kiedy kończy pracę – dalej o tej dziewczynie słuchał. A on ją z pamięci wyrzucił! No, w każdym razie z bieżących przemyśleń.
  Chciał zapomnieć, a Effie mu nie pozwalała.
  — Dam ci znać, kiedy przyjdzie czas na wypłatę — odpowiedział jej. Uśmiechnął się przy tym jakże tajemniczo, bo przecież nie musiał jej mówić, że w planie ma wetrzeć w twarz koledze sam fakt, że dostaje buziaczki od Effie. Wygrane czy nie – dostaje. A ile on buziaczków wygrał? Co dopiero gdyby całość wygrał – przecież obiecała mu, że powtórkę z rozrywki z pocky challenge otrzyma, jeśli wygra rundę. A cała rozgrywka to swoją drogą. Rozbiłby bank w takim wypadku. Wtedy, drogi Chris-Miś, miałby przegwizdane. Chociaż wątpliwe by Rhys wykorzystał to wszystko tylko po to, by Effie się na nim wieszała. Nie był jak Kitty!
  Uniósł zaś jedną brew słysząc jej odpowiedź w kwestii doprecyzowania. Nie odnosiło się to bezpośrednio do jego „prośby” sprzed chwili.
  — Myślałem, że to ty mnie zapraszasz — podjął, obserwując ją. — To mi ma zależeć? — I on miał skakać wokół niej? Prosić, żeby poszła z nim? No przecież nie miał na imię „Chris”. Raczej kiepska opcja. On jedynie zapytał czy idą razem-razem, czy razem-obok siebie. Umiał się zachowywać (czasami), tylko musiał wiedzieć jak. Bo mógł pójść w tryb attention hoe. No i też kwestia tego, czy się nie znudzi towarzystwem i czy otrzyma odpowiednią garść uwagi. Bo jak jej nie dostawał to… no chłopak się psuł. Chungha chyba coś o tym wiedziała. Albo nie wiedziała, ale przeczuwała. W końcu nie zawsze mogła mu zapewnić tyle uwagi, ile by chciał. Nie dało się, choćby na głowie stawała.
  W kolejnych rundach poszło mu różnie. Sugerując się rzutami z losowego to był to spare, strike, kolejny strike, a ostatni rzut (wobec którego dostał tak urocze życzenie powodzenia od dziewczyny) skończył się na czterech zbitych w pierwszym rzucie i pięciu w drugim. Czyli jeden chujek się ostał. Zerknął na tablicę wyników, splatając dłonie za sobą, a potem odwrócił się na pięcie w kierunku Effie. Oczywiście poprzednich buziaczków też nie odebrał, tylko je sobie zbierał!
  Uśmiechnął się szeroko, chyba nie mogąc powstrzymać tego cisnącego się na jego mordę triumfalnego wyrazu.
  — No popatrz, popatrz. Chyba będziesz miała co robić — stwierdził, przechodząc niespiesznie w jej stronę. Zatrzymał się obok niej i odwrócił w stronę toru i monitora, na którym widniały wyniki. Szturchnął ją zaczepnie z bioderka. — To teraz jako nowy champion powinienem faktycznie zastanowić się, czego od ciebie chcę. — Po tych słowach odwrócił się w jej stronę, utrzymując swój charakterystyczny półuśmiech. Zaraz potem ostentacyjnie przytknął palec do swojej wargi, udając głębokie zamyślenie, zapewne nad tą całą nagrodą, którą miałby otrzymać. O ile sobie przypominał to nie wytyczała jakiś mocnych granic. A może sobie źle przypominał? Może jedną, że się z nim nie prześpi. A bo jemu miałoby tylko na tym zależeć, no dzięki!
  — Dalej jesteś głodna? — zapytał jednak po chwili, cofając się w stronę siedzisk, by odzyskać swoją kurtkę. Bo chyba zamierzali się zbierać? A z jego zapytania wynikało raczej, że tej opcji z kolacją to nie przekreślił. Najwyżej zabierze ją do jakiegoś McDonalda i każe zrobić coś głupiego! — Mamy Happy Hours, dwie wygrane w cenie jednej — oznajmił. Patrzcie go, jaki miły. Chyba właśnie oferował, że faktycznie mógłby zrealizować swoją część obietnicy, w razie gdyby wygrała. Oczywiście nie rezygnując przy tym ze swojej własnej nagrody, no bo nie. Co wygrał, to jego.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Może jestem. - przyznała, wzruszając niewinnie ramionami. Czy ona była zazdrosna o Rhysa? Pewnie, że nie, nie znała go na tyle, aby faktycznie być zazdrosną. Nic ich większego nie łączyło poza tym, że chyba przypadli sobie do gustu jeśli chodziło o wygląd. No ale dopiero się w zasadzie poznawali jeśli chodziło o charaktery, a to na tym się budowało relacje, nie? - Nie no, bawi mnie to. Niedługo może mi się znudzi. - dodała, bo ta Kitty to teraz będzie dla niej memem. Dobrze, że już nie pracowała w brunchowni, bo Effie to by jej żyć nie dała z aluzjami i żarcikami. Jaka szkoda, że dziewczyna będzie jeszcze na imprezie! Tam to dopiero będzie zabawnie, zwłaszcza jeśli Rhys też się pojawi.
Uśmiechnęła się krótko na jego kolejne słowa, będąc jednak nieco podejrzliwą co do tego czasu na wypłatę buziaczków, bo jak się tego nazbiera, to już trochę przekichana sprawa. Znaczy, nie żeby miała narzekać jakoś specjalnie, bo przecież się na to zgadzała! Tylko ciekawiło ją czemu chciał to odwlekać w czasie, bo jej to się wydawało, że coś kombinował! Nie żeby go o coś podejrzewała, ale trochę tak. A czy mu odmówi, kiedy będzie chciał, aby mu dała buziaczka przy Chrisie? No w sumie nie. Chujowe zachowanie, ale w sumie buziaczek z policzek to nic takiego, nie? Co prawda kolega nigdy nie dostał, może kiedyś w trakcie zabawy czy podczas życzeń urodzinowych, ale no.
Skrzyżowała ręce na piersi, lustrując go swoim spojrzeniem, na twarzy mając jakiś taki delikatny, ale nieco rozbawiony uśmiech.
- Mogłoby. Nie ujęłoby ci to męskości. - no nie? Dziewczyny lubiły jak komuś zależało! Chociaż w kwestii Rhysa to chyba nie robiło im różnicy czy mu zależy, czy jednak ma na nie wyjebane, bo i tak do niego leciały. Więc czemu chłopak miałby się tym przejmować! - Niech będzie, carino, chodź, zapraszam cię na randkę. Na super domówkę. - patrzcie jak romantycznie. Będą tylko on, ona i jakieś kilkadziesiąt innych osób. W dodatku dostaną tani alkohol, dziwne alkoholowe imprezy, głośną muzykę i mizdrzenie się na każdym kroku! Znaczy, jakichś dziwnych par, a nie ich. Chociaż… who knows!
Potem to już musieli dograć tych kilka ostatnich rund, aby zobaczyć kto faktycznie wygrał - czy ona, dzięki czemu mogłaby coś zjeść na jego koszt, czy jednak on. Jak tak patrzyła przez cały czas na tablicę wyników, to musiała przyznać, że jej pozycja lidera była mocno zagrożona, bo chłopak chociaż początkujący to miał cholerne szczęście i co chwila zwalał kolejne piony. W pewnym momencie to patrzyła na ekran punktowy przez palec środkowy i wskazujący, gdy przykładała dłoń do twarzy. Ona już wiedziała, że ma przekichane, a kiedy nadeszła ostatnia runda… to no. Westchnęła cicho i przeklnęła pod nosem po hiszpańsku, kręcąc w niedowierzaniu głową. Podniosła na niego wzrok, aby spotkać się z jego zadowoloną mordą, ale mimo, że przejebała, to wciąż się uśmiechała. Chyba jednak dobrze się bawiła. To niespotykane!
Zerknęła na niego, kiedy zatrzymał się obok, a potem na tą nieszczęsną tablicę wyników.
- Zastanów się dobrze, drugiej takiej okazji nie będzie. - bo może już nigdy z nim nie zagra. Albo nie da mu po prostu wygrać! Albo już się z nim nie założy o takie coś! No, różne mogły być powody, a on miał niepowtarzalną szansę na wymyślenie sobie co takiego by od niej chciał! Poza pójściem do łóżka. Nie żeby go o to podejrzewała, ale podejrzewała.
Sipnęła sobie drugiego drinka, kiedy on się tak wielce zastanawiał nad tą swoją nagrodą, cały czas go obserwując zaciekawiona co takiego wymyśli. Kiedy jednak zadał jej pytanie, podniosła zaciekawiona brew do góry. Głodna? Że ona?
- A co? - spytała podejrzliwie, bo przecież to ona miała wygrać kolację! Chyba, że on też był głodny i miała mu coś ugotować. Uwielbiała gotować, często to robiła, więc nie miałaby z tym większego problemu. A kuchnia meksykańska to już w ogóle jej broszka! Ale to nie o to chodziło… jednak faktycznie chciał ją zabrać na kolację. Nie mogła się na to nie uśmiechnąć wymownie. - Uwielbiam Happy Hours. - przyznała, biorąc dwa ostatnie łyki drinka, który był chyba nieco rozrobiony, bo alkoholu to tam praktycznie czuć nie było… ale czego się spodziewać po kręgielni.
Sięgnęła po swoją czarną ramoneskę i założyła ją na siebie, a potem razem z Rhysem mogła przejść na korytarz gdzie momentalnie poczuła na nich wzrok jakichś ran domowych lasek z torów obok. Widać było, że pokazując na nich „sniki” palcami i rozmawiają między sobą. Chris obejrzał się, kiedy zobaczył, że wychodzą, ale nic nie powiedział. A widział, że chciał! Otwierał już usta, ale spojrzał na Rhysa i je zamknął. Szmata z ciebie Effie, że kolega zaprosił cię na party, a ty idziesz z kimś innym! W zasadzie zaprosiłaś go po tym, jak odmówiłaś innemu! Rude.
Przebrali buty, oddali kluczyk od sali.
- To co? Gdzie jedziemy? - spytała, wstając z kubków po wiązaniu buta. Odwróciła się do Rhysa, aby wraz z nim skierować się w stronę wyjścia. - Na co masz ochotę? Maczek? Subway? Pizza? Nie jestem wybredna, ale jestem super głodna. - a ona potrafiła naprawdę dużo zjeść! Dalej chyba nie zdawała sobie sprawy, że Rhys to raczej nie jada w tego typu miejscach… ale mogło się to dzisiaj zmienić!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Czyli randka. Samą propozycję skwitował wymownym, bardzo zadowolonym uśmiechem. Można było się pokusić na stwierdzenie, że triumfalnym, bo tak – trochę sobie wyżebrał tę ofertę. Jakby nie było: trochę targowania i negocjowania Ale wyżydził. Oczywiście nie to, żeby mu jakoś strasznie zależało!
  Zaproponował całkiem interesujący układ. Nikt mu teraz nie będzie mógł powiedzieć, że jest samolubnym, egocentrycznym dupkiem, kiedy w tak szlachetny sposób zaoferował nowej koleżance, że i o na będzie mogła odebrać swoją nagrodę, która jej się absolutnie nie należała. Nie w momencie, w którym przegrała rozgrywkę, której zasady ustaliła sama. Ale to prawda – nie był aż taki zły!
  Przemieścił się w jej towarzystwie do wyjścia z sali, wcześniej jednak zamieniając budy na swoje własne. Drogie, nie jakieś takie biedne, które nosili inni. Fujka. Zerknął, oczywiście, w kierunku wszystkich osób, które znajdowały się przy torach (dla biedaków), nie przejmując się za bardzo tym, że część spojrzeń padała na nich. Jak się patrzyli to dobrze, przecież było na co!
  Śmierdziochy zwrócił na ladę, by zaraz potem odwrócić się w stronę swojej koleżanki, która zapytała go o dalsze plany na dzisiaj. Chodziło przecież o tę jej kolację, bardzo późną zresztą. Może, jeśli Rhys to dobrze rozegra, to będzie to kolacja ze śniadaniem! No co? Po prostu będą spali, a nie że się prześpią. Znaczy prześpią w takim wypadku, tylko tak… nienamacalnie. I w sumie mógłby się kłócić, bo użyte przez nią hasło w tym zakazie było takie… niedookreślone!
  Tylko to nie była ta wersja z opcją „przyszły prawnik”.
  On bardziej miał prawników.
  Zmarszczył czoło, wyglądając na nieprzekonanego, kiedy wymieniła swoje propozycje.
  — Co? — Ona tak naprawdę z tym? Gość oświadcza, że zabierze dziewczynę na kolację, a ta wymienia fastfoody? W dodatku – gość, który jest chodzącą reklamą Ralpha Laurena i wozi się Teslą. — Nie, nie. Daj mi chwilę. — Bo musiał się zorientować gdzie zjedzą i gdzie nie będzie… biednie. Już mu te buty z kręgielni na cały tydzień wystarczyły. Musiał się teraz odkuć.
  Sięgnął zatem po telefon, by dość sprawnie przejrzeć wyszukiwarkę, jednocześnie nie zwracając uwagi na to, że koleżanki z toru siódmego wpatrywały się w niego tak, jakby im oczy z orbit miały wystrzelić. Obgadywanie obgadywaniem – niech się dziewuszki bawią, jak chcą. W razie czego przecież wyprze się, że to on. Mało to Skosów po świecie biegało? Co to tak nagle? Wszyscy mają skaner i rozpoznają z miejsca, który Azjata jest kim?
  Zerknął na dziewczynę znad telefonu, kiwnął głową, wskazując tym ruchem na wyjście, aby następnie, bez większego pośpiechu, właśnie tam się udać. Tym samym opuścili lokal, a przez to: oddalili się od plotkar.
  Podszedł do swojej Tesli, a następnie za pomocą kluczyka, będącego repliką samego samochodu w skali, otworzył drzwi pojazdu po obu stronach. Sam wszedł do środka, już od strony kierowca, by potem na panelu sterującym wpisać adres, spisując go bezpośrednio z telefonu. Maszyna samodzielnie wyjechała z zajmowanego miejsca parkingowego i płynnie włączyła się do ruchu.
Nie mówił dziewczynie dokąd jadą. Zapytany o to, jedynie spojrzał na nią, rozkładając ręce, w niemym wyrazie „nie wiem”. Oczywiście, że wiedział. Tą informacją zwyczajnie nie chciał się podzielić.
  Sama podróż nie trwała długo, a Tesla poradziła sobie na drodze w Los Angeles bez problemów. Finalnie zatrzymała się pod jakimś przeszklonym wieżowcem, jednym z wyższych w mieście. Rhys wysiadł, a gdy Effie zrobiła to samo, zamknął auto.
  Była to miejscówka, gdzie na szczycie budynku mieściła się knajpa na tarasie widokowym. Ekskluzywna knajpa, należało nadmienić. Choć czego innego się spodziewać, kiedy to on wybierał miejsce?
  — Chodź, chodź — powiedział do dziewczyny, gestem wskazując na przeszkloną windę, do której zaraz wsiedli, aby wybrać przycisk odpowiedni dla ostatniego piętra.
  W czasie, nie tak krótkiej, podróży na samą górę, chłopak obserwował widok, jaki rozciągał się za szybą dźwigu, znajdującego się coraz wyżej. Los Angeles nocą – robiło wrażenie. Robiłoby, gdyby był osobą, która zwracała uwagę na takie pierdolety.
  Ledwie opuścili windę, po dotarciu na szczyt, a znalazła się przy nim kierowniczka sali, która swoje spojrzenie ulokowała na Koreańczyku. Chyba był lepiej ubrany! Adekwatnie to miejsca, to na pewno. Choć może po prostu chodziło o to, że jej się spodobał! Tak czy siak – nie był to typ a’la Kitty, mimo wszystko zachowywała się o wiele bardziej profesjonalnie. Przeprowadziła ich do stolika, który mieścił się na tarasie, zewnętrznej części restauracji, a następnie podała karty, od razu przedstawiając im propozycje dnia. Po zebraniu zamówień na napoje oddaliła się, z poleceniem przyniesienia dobrego wina.
  — Maczek — mruknął pod nosem, niby wielce rozbawiony, wspominając propozycję dziewczyny. Zerknął na nią znad karty, w sposób zaczepny. Bo trochę szydził z wymienionej wcześniej opcji. Choć widać było po jego uśmiechu, że choć jej dokuczał, to nie w prześmiewczy sposób.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdjęcia z kręgielni zapewne niedługo obiegną cały świat. Traumas miały to do siebie, zwłaszcza te zapalone, że potrafiły rozpoznać swoich idoli praktycznie zawsze i wszędzie, nawet jeśli nosili maski na mordzie oraz czapki na głowie. Wiele z nich uważało, że nie wolno się im naprzykrzać w wolnym czasie, ale… nikt nie powiedział, że nie można fotografować, kiedy ich spotkają. Kilka z nich aktualnie nie wierzyło własnym oczom, wyraźnie dyskutując między sobą, czy faktycznie dobrze widzą. Niby Azjatów w LA było od groma, ale nie wszyscy mieli taką względną mordę. I nie każdy się tak woził. Nie oszukujmy się, byli Azjaci i Azjaci, którzy wyglądali jak idole, a takich było cholernie mało. I to oni przede wszystkim skupiali na sobie spojrzenia wszystkich. Zupełnie jak teraz.
Effie to chyba nawet tych fanek nie zauważyła.
One za to zauważyły ją.
Naprawdę nie była wymagającą personą. Jej randki przede wszystkim opierały się na wspólnym, biednym żarciu, gdzieś w randomowym miejscu. Rzadko kiedy była zabierana do restauracji. Potrafiła usiąść przed stacją paliwową i jeść z kolegą hot doga, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nie miała też problemu wziąć jedzenie na wynos z jakiejś chińskiej knajpy i usiąść nielegalnie pod znakiem „Hollywood”, aby obserwować Los Angeles nocą, tak więc dla niej propozycja maczka wcale nie była czymś śmiesznym, a raczej… normalnym. Jak na nią. Mogła się spodziewać po tej Tesli, drogich perfumach oraz skarpetkach droższych niż jej cały, dzisiejszy outfit, że raczej jej propozycje nie przypadną mu do gustu. No ale próbowała! Może by się przekonał.
Poczekała grzecznie kiedy powiedział, że ma mu dać chwilę. Schowała dłonie do kieszeni i dopiero teraz rozejrzała się po kręgielni, aby dostrzec koleżanki, które były w nią mocno wpatrzone. Uniosła lekko brew do góry, a te, widząc, że je obserwuje, odwróciły momentalnie spojrzenie. Dalej coś mówiły między sobą, ale Effie chyba nie zamierzała na nie zwracać dalszej uwagi, bo oto wyszło, że mogą iść. Skierowała się więc z nim do wyjścia, a stamtąd do zaparkowanego samochodu. Te Traumas to chyba poszły za nimi, aby przylgnąć do przeszklonych drzwi wejściowych i sprawdzić, czy oni faktycznie są razem. No ale wsiedli razem do Tesli. Niezbity dowód! Ciekawe kiedy Chungha się dowie o tym wypadzie! Jakby nie było, to nic złego nie robili. Po prostu byli na kręglach!
Oczywiście, że spytała gdzie jadą, a podczas drogi jeszcze nie dawała mu spokoju. Bo był strasznie tajemniczy! A ona niesamowicie upierdliwa. I złośliwa. W końcu się jednak zamknęła i obserwowała za zaciekawieniem drogą dzielnicę, którą aktualnie mijali. W pewnym momencie chyba zaczynała się domyślać gdzie jadą… jak się mieszka w LA całe życie, to zna się najdroższe knajpy w okolicy.
Tylko się tam nie chodzi.
Gdy zaparkowali, zerknęła na niego, potem na budynek i znowu na niego, na twarzy mając wymalowane „are u serious?”. No, mogłaby się tego spodziewać, ale jednak dalej nieco ją zaskoczył, bo po raz pierwszy miała przejść przez drzwi wejściowe wieżowca bez „oj przepraszam, pomyliłam budynki”. W jej przypadku ochrona pomyślałaby, że przyszła tu coś ukraść. W końcu Meksykanka.
Przeszła z nim do przeszklonej windy, a jak ta ruszyła, to… no miała na mordzie uśmiech, raczej zadowolony, bo ona to prosta dziewczyna była i jarały ją takie widoki! I pierdolety. Prawie jak przy napisie „Hollywood” ale nieco lepiej. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a do nich podleciała kierowniczka. I po raz pierwszy chyba nie została wyproszona! Znaczy, nigdy nie była wyproszona, bo nie chodziła do takich miejsc, więc nie miał ją kto wypraszać. No ale zwykle to ona podlatywała do klientów, a nie ktoś do niej. To było coś nowego. I chyba jej się to całkiem podobało. Znaczy, dziwnie, ale mogłaby się do tego przyzwyczaić. Co prawda to nie na niej skupiono spojrzenie, a na przyciągającym wzrok Rhysie, który wyglądał jak żywcem wyjęty z okładki magazynu modowego, ale co się dziwić?
Usiadła na swoim miejscu, tuż przy barierce za którą rozciągał się niesamowity widok na Los Angeles nocą, a potem jakże grzecznie podziękowała za kartę. . Dla kelnerek należało być miłym. Kto jak kto, ale ona to wiedziała! Nie można być opryskliwym i niegrzecznym dla kogoś, kto nosił ci jedzenie. Podstawa podstaw.
Wino to zawsze była dobra opcja, zwłaszcza jak już się było w takiej ekstrawaganckiej restauracji. Tu raczej nie należało zamawiać wody!
— Nie mają tu drwala, bez sensu — odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem, przyglądając się pozycjom na karcie. Przepiórki, owoce morza, jadalne złoto, wołowina Kobe… znała się na drogim jedzeniu! Głównie dlatego, że sama je serwowała klientom. Wiedziała co polecać i jak polecać, ale w praktyce to raczej nigdy nie jadła tego typu dań. Teraz miała niepowtarzalną okazję! — Mogłeś mnie ostrzec, bo mam stylówkę na maczka, a nie „jadam w restauracjach z gwiazdkami Michelin” — dodała, zerkając w końcu w jego stronę. No może nie wyglądała jak ze śmietnika, nigdy tak nie wyglądała, ale chociażby sukienkę ubrała, a nie czarne jeansy w których była w robocie, luźną koszulę w kolorze khaki i czarną, skórzaną kurtkę.
Zerknęła raz jeszcze w pozycje w menu, wybierając sobie coś co zawsze chciała spróbować, ale nigdy się o to nie pokusiła, bo w fast foodach nie ma tego typu jedzenia. Uber Eats też nie dowozi takich dań.
— Swoją drogą, to mam nadzieję, że już wiesz jaki kostium jutro ubierzesz — powiedziała, odkładając kartę na bok, spoglądając na niego dość wymownie. To była przecież impreza halloween! Teraz mieli… no mało czasu na ogarnięcie mu przebrania, ale chyba miała nadzieję, że faktycznie się jakoś odwali! Chyba, że przyjdzie znowu ubrany w Ralpha Laurena od stóp do głów i powie, że jest manekinem wystawowym w sklepie.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Nie miał sobie nic do zarzucenia! To były jego klimaty. Jeśli było drogo, w dodatku ładnie, to jemu to odpowiadało. Fakt faktem, że dziewczyna raczej nie była specjalnie przygotowana na takie wyjście, ale gdyby wzięła przykład z Rhysa, to by się nauczyła, że wyglądać dobrze (i drogo) trzeba zawsze, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie los!
  Inna sprawa, że nie wyglądała źle. Nie mogła wyglądać źle. Wszak Rhys lubił to, co ładne. Co do ludzi, konkretniej jego towarzystwa, też się tyczyło. Nie przepadał być w otoczeniu czegoś bądź kogoś, co mu się wizualnie nie podobało.
  — Jakbyś się bardzo uparła to, jestem pewien, że wykonaliby przebieżkę do McDonald’ s po jedzenie. — Bo przecież chodziłoby o zadowolonego klienta. Pewnie nie od razu by się zgodzili, na pewno należałoby do tego podejść jakoś sprytnie i pociągnąć za odpowiednie sznurki i ucisnąć w odpowiednich miejscach, ale dla chcącego, nic trudnego. Zwłaszcza dla narcyza czarusia, który swój urok lubił wykorzystywać do osiągania własnych korzyści. I całkiem dobrze mu to szło.
  Zlustrował ją spojrzeniem, kiedy wspomniała, że jest bardziej ubrana na wizytę do tego nieszczęsnego fastfooda, niźli do odwiedzin w ekskluzywnej restauracji. Nie wyglądała źle! Nie prowadzała się w dresach, z potarganymi włosami, z powyciąganej koszulce. Zapewne, gdyby tak wyglądała to i tak by ją tu przyprowadził. Nie wstydziłby się, bo nie miałby czego. To bardziej ona by miała ku temu powód.
  — Wiesz, jak na stylówkę do maczka to nie ma tragedii. — Rhys, ależ ty przemiły. Przynajmniej jej nie zjebał tekstem, że faktycznie wygląda beznadziejnie i trochę to żenujące, że pokazała się w takim miejscu ubrana o tak. Nie jej wina zresztą – nie zapowiedział, że będą się wybierać do takiego miejsca. — Jeśli chcesz to możemy zrobić do tego drugie podejście w piątek. — Bo jutro niekoniecznie, skoro to ona zabierała go na randkę na imprezę do kolegi.
  A jak nazwać okoliczności, w których znaleźli się teraz? Dla osób, które obserwowały to z boku wyglądało to raczej niedwuznacznie, bo na randkę. W końcu dwoje ludzi w ekskluzywnej restauracji. Ewentualnie mogło to też wyglądać tak, że dziewczyna szukała sponsora, chociaż… Oni chyba, co do zasady, byli o wiele starsi.
  — Oczywiście, że wiem — odpowiedział, skinąwszy głową, ujmując w dłoń kieliszek do wina, kiedy to właśnie pojawiła się przy nich kobieta z trunkiem, który miała w propozycji. Po opowiedzeniu krótko o tym, jakie to było wino i skąd, a zaraz potem, po uzyskaniu aprobaty od chłopaka, kelnerka odkorkowała butelkę, następnie nalewając niewielką ilość zawartości do kieliszka swojego klienta. Rhys zakręcił zawartością, zaraz potem pobieżnie spoglądając na sam płyn. — Będziesz zachwycona tym przebraniem — dodał, unosząc kieliszek pod swój nos by sprawdzić po samym zapachu, czy nie jest zepsute. Jeśli nie ona się zachwyci, to na pewno jej koleżanki! Jak na kogoś w przeddzień Halloween wydawał się być całkiem pewny kostiumu. W Walmarcie to półki już na pewno były opustoszałe, więc jeśli chciałby coś organizować na ostatnią chwilę, to może zawinie się w papier toaletowy?
  Spróbował wina, a potem potwierdził wybór kelnerce (a raczej przyklepał fakt, że nie było ani zepsute, ani zanieczyszczone), która skinęła głową z uśmiechem, by postąpić w kierunku Effie, aby uzupełnić jej kieliszek, a potem napełnić ten, który należał do chłopaka.
  Kobieta pozostawiła butelkę, a następnie sięgnęła po swój kajecik, by zebrać ich zamówienia. Rhys zasugerował się tym, co ona by poleciła, wcześniej zamawiając dla swojej towarzyski to, co ona chciała. Kelnerka, po spisaniu ich wyborów oraz zgarnięciu kart, oddaliła się.
  Chłopak rozsiadł się wygodniej na krześle, zatrzymując palce swojej dłoni na dolnej części nóżki kieliszka. Przez chwilę przyglądał się swojej towarzyszce, by w końcu odezwać się:
  — Proponuję, żebyśmy w coś zagrali. U nas nazywa się to baelleonseu geim, uhh… Na ten nasz wspólny będzie to chyba — i tu zamyślił się na chwilę, szukając odpowiednika. Należało pamiętać, że wcale nie mówił tak płynnie po angielsku jak Kang, Isaac czy Damon. Nie można jednak powiedzieć, że się nie starał. I tak mu dobrze szło. Już abstrahując od tego nienaturalnego dla tego języka akcentu (podobno jakże uroczego) to dość sprawnie się porozumiewał. Czasem tylko potrzebował czasu, by znaleźć odpowiednie słowo. W końcu pstryknął. — Mam. Would you rather. — A jaki z siebie był dumny, że znalazł słowo! Chyba nie musiał tłumaczyć, każdy to znał. — Wolałabyś kopnąć szczeniaczka czy dostać z liścia od swojego ojca przy innych ludziach, w tym przyjaciołach. — Świetne pytanie, Rhys. Ty już zaczynasz od kopania szczeniaczków! No co? Gra polegała na wskazaniu wyboru i najlepiej też powodu dla wskazania tej opcji. Wiele się można było dowiedzieć. Na przykład czy Effie byłaby w stanie kopnąć szczeniaka by uchować godność! A żeby miała o czym myśleć to dorzucił jej jeszcze: — Wolałabyś czytać ludziom w myślach czy móc kontrolować ich umysły? — To też ważne!
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Kusisz. - odpowiedziała z rebelskim uśmieszkiem, zerkając w kierunku kelnerek, chyba sobie wyobrażając jak te faktycznie muszą popierdzielać w dół budynku, aby stanąć w kolejne i kupić jej kanapkę drwala. To byłoby okrutne, bo jej to zdecydowanie by się nie chciało dla jakiejś typiary latać do McDonalds trzy przecznice dalej, skoro przyszła tu, do jednej z najdroższych restauracji w Los Angeles, aby zjeść drwala w oprawie ładnej scenerii. No chyba by ją wyśmiała, a że szanowała bardzo wszystkie kelnerki, bo wiedziała jaka to przejebana praca, to w życiu by się na takie zagranie nie zdecydowała. Miała w sobie odrobinę człowieczeństwa, ok? Chyba, że kelnerka zajdzie jej za skórę, wtedy wiedziała z autopsji co potrafi wkurwić najbardziej.
Niby nie wyglądała najgorzej, ale też nie wyglądała najlepiej. Może nie ubierała się u najlepszych stylistów oraz nie nosiła najlepszych, modowych marek, jednak znała się na modzie oraz stylu, lubiła ładnie wyglądać, ok? Nawet jeśli były to tanie rzeczy z sieciówek. Sukienki też miała! Nie za miliony dolarów co prawda, ale mama to jej mówiła, że ona nawet z worka na śmieci zrobiłaby kreację! Wystarczyła odpowiednia pewność siebie i sprzeda się wszystko, nie? Podobno tak to działało.
- Z twoich ust brzmi to prawie jak komplement - odpowiedziała z uśmiechem, zerkając na niego znad karty. No właśnie, nie powiedział, że faktycznie wygląda słabo w stosunku do niego, a to już jakiś plus. Nie żeby faktycznie miałaby się tym przejąć i wziąć uwagę do siebie, ale no. - Możemy. - uśmiechnęła się na propozycję, bo to chyba oznaczało kolejny wspólny wieczór, no proszę, dnia bez siebie nie wytrzymają. Wczoraj, dzisiaj, jutro, pojutrze, a potem sobota… jak tak dalej pójdzie, to jeszcze będzie za nim tęsknić jak wyjedzie z powrotem do Korei! - Wtedy już ubiorę się odpowiednio - odpowiedziała, wracając spojrzeniem do karty. Chyba już nawet wiedziała co założy! Jakby nie było, to nawet ona miała ubrania na specjalne okazje. A to była specjalna okazja!
W ogóle by się nie zdziwiła jakby ludzie faktycznie pomyśleli, że przyszła tu ze swoim sponsorem. Wyglądała gorzej od Rhysa, to na pewno, co bogatsi i bardziej wprawieni w temacie mody, od razu mogli zauważyć różnicę i dopowiedzieć sobie dlaczego ktoś taki jak chłopak zadaje się z kimś… takim. On to był dla łatwego numerka z ładną laską, ona dla jego pieniędzy. I proszę, historia dopowiedziana. Tylko, że w jej przypadku zdecydowanie się to nie zgadzało, bo nawet jeśli nie śmierdziła groszem, to nigdy nie patrzyła na człowieka przez pryzmat tego ile pieniędzy ma na koncie. Ale to wiedział tylko ten kto ją znał, dla osoby postronnej wyglądało to raczej wymownie. Takie zdanie na jej temat na pewno wyrobią sobie Traumas po tym wieczorze. I kolejnym. I kolejnym.
Zerknęła krótko w kierunku kierowniczki, która przyniosła im butelkę wina, spojrzenie jednak przekierowując na chłopaka, kiedy przyznał, że ma już wybrany kostium na jutrzejszą imprezę.
- Tak? - spytała wyraźnie zaciekawiona, krzyżując ręce na piersi. No teraz to się zainteresowała, bo wszystkie sklepy były zwyczajnie zamknięte, a wszystkie kostiumy wykupione. W LA kupowało się tego typu rzeczy miesiąc wcześniej, conajmniej. Wypożyczalnie też puste, ale ten to raczej nawet by nie pomyślał, aby znowu nosić rzeczy po kimś. Kiedy jednak przyznał, że ona to będzie zachwycona, nie mogła się wymownie nie uśmiechnąć pod nosem. - A co, przychodzisz nago? - no co? Nie byłaby sobą jakby nie spytała! Może by się jej spodobało to co widzi! Mordę miał przystępną, ciało pewnie też skoro był idolem, więc może nawet kąciki ust by się jej podniosły. I pewnie nie tylko jej, jakby się tak faktycznie pojawił na imprezie. A jaki skandal by poszedł! Laski, które były Traumas umarłyby z zachwytu. Te, które nie były fankami możliwe, że też.
Jakby ktoś na nią spojrzał, pewnie w życiu by nie pomyślał, że zna się na winach… ale się znała! Musiała, skoro miała je polecać bogatym, często mocno wybrednym, klientom. Była nawet na szkoleniu opłaconym przez pracodawcę! Zwiększało to jej zdolność obsługi, a przez to też zadowolenie klienta! Dlatego nawet wiedziała co to za wino było, które polecała im kobieta. Patrzcie ją, jaka obeznana. Uśmiechnęła się grzecznie do kobiety, kiedy ta jej polała i podziękowała, a następnie zamówiła wybraną przez siebie pozycję z menu.
Odprowadziła kobietę spojrzeniem, a potem skupiła swój wzrok na Rhysie, bawiąc się przy tym nóżką od swojego kieliszka, gdy ten proponował grę. Uniosła w zaciekawieniu jeden łuk brwiowy, unosząc szkło do ust, aby upić dwa łyki wina wybranego przez chłopaka, przysłuchując się jednocześnie jego propozycji gry. Would you rather. To była bardzo dobra gra! Uśmiechnęła się więc wymownie w geście, że jej to odpowiada.
- Dawaj - rzuciła, aby zaraz potem wysłuchać swoich opcji do wyboru. Nawet nie musiała się specjalnie długo zastanawiać. Czy to dobrze? - Dostać z liścia. Szczeniaczek nic mi nie zrobił, a ojcu bym oddała. - taka prawda. Została tak wychowana, że nawet ojcu by przywaliła, gdyby ten podniósł na nią rękę. I pewnie by jej jeszcze przyklasnął, że wzięła ładny zamach.
Już otwierała usta, aby zadać mu pytanie, ale wtedy ten się wtrącił z drugim wyborem.
- Te, te, te, nie rozpędzasz się za bardzo? - spytała, wciąż się jednak przy tym uśmiechając. Oparła się wygodniej na siedzeniu krzesła i bawiąc się nóżką od kieliszka między swoimi palcami, ponownie odpowiedziała bez większego kłopotu. - Kontrolować umysły, duh. - wtedy miałaby tyle fantastycznych opcji do wyboru! Poza tym, czasami miała wrażenie, że nie potrzebuje super mocy, aby czytać ludziom w myślach, bo robi to już bardzo dobrze. Zwłaszcza niektórym facetom. - A ty, wolałbyś być bogaty, ale całkowicie samotny, czy biedny, ale z rodziną i prawdziwymi, wspaniałymi przyjaciółmi? - super pytanie dla kogoś kto był bogaty i otoczony całą masą osób, Effie. No ale jakby nie patrzeć, to wśród fanów miał bliskie mu osoby, nie? Chociażby taki Kang! Czy Isaac! A tak to byłby sam jak palec, to musiałoby być przykre, nie? Tylko czy poświęciłby swój luksus? - No i z innej beczki, wolałbyś patrzeć jak twoi rodzice uprawiają seks, czy aby twoi rodzice patrzyli jak ty go uprawiasz? - ale masz kurwa rozstrzał w pytaniach. To było jednak bardzo ciekawe, bo ona to nawet nie wiedziałaby co wybrać!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  — To prawie był komplement — oznajmił, rozkładając ręce. Prawie! Tylko prawie, żeby nie pomyślała, że ją podrywa, czy coś! No bo gdzie tam. On? Choć z drugiej strony to zaraz potem zaprosił ją jakby na… kolejną randkę? No bo jutro też miała jakaś być, a to spotkanie dzisiaj to czym było? Bezpieczniej było powiedzieć „kolejna” randka. I że niby on jej nie podrywał.
  Nie podrywał, bo przecież miał dziewczynę! On by takiego świństwa jej nie zrobił! Inna sprawa, że kiedy nie dostawał atencji od Chunghy, a dostawał ją od kogoś innego to… Chyba trochę mu się zapominało o tym, że był w coś zaangażowany. W coś, w czym na co dzień czuł się całkiem dobrze.
  — Nago mogę wystąpić na afterparty, żeby nie powielać kostiumów — odpowiedział, unosząc lekko brew, patrząc w tym czasie bardzo… wymownie na swoją towarzyszkę.
  Pani kelnerka zachowała się naprawdę profesjonalnie. Nawet jeśli oni rozpoczęli taką rozmowę przy niej. Nie uśmiechała się głupkowato, nie miała też zdziwionej miny, ani zmieszanej także. W zasadzie to wyglądała tak, jakby w ogóle nie słyszała tego, co sobie teraz opowiadali. Prawdopodobnie gorsze rozmowy odbywały się w jej towarzystwie, może nawet jakieś świntuszenie. Tak czy siak – należał jej się szacunek za postawę, bo po prostu cierpliwie czekała na to, co ją interesowało w danym momencie – czyli na moment, w którym Rhys zaakceptuje przyniesione przez nią wino. Gdy tak się stało – wykonała swoją robotę na ten moment i się ulotniła.
  A oni mogli przejść do gry, którą wynalazł. To był dobry sposób na poznanie drugiej osoby, sposobu w jaki myślała, o ile druga osoba raczyła swoje wybory uzasadnić. Znaczy niby sam wybór nieco odsłaniał, ale wciąż… Nie chodziło o wypluwanie A lub B.
  Uniósł lekko brew słysząc, że wolałaby dostać liścia od ojca, jeszcze potem mu oddać, niż przekopać szczeniaczka. No wiadomo, piesków się nie biło. Nawet on to wiedział. Nie, żeby uwielbiał zwierzaki, ale to była niepisana zasada. Jedna z niewielu, których się trzymał w życiu. Jakieś minimum przyzwoitości należało jednak zachować.
  Z kolei po drugiej odpowiedzi nie dowiedział się zbyt wiele. No bo… No to już nie było tak oczywistym wyborem, a ona go nie uzasadniła!
  — Tylko czemu? — spytał, bo czy nie to było istotą tej gry? By dowiedzieć się, dlaczego ta osoba wybrała tę, a nie tamtą drugą opcję? Poznać trochę jej myślenia. Bo na chwilę obecną wysnułby tylko jeden wniosek, a konkretniej to, że lubiła się rządzić. Przynajmniej na to wskazywałaby odpowiedź, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia.
  Słysząc jej pierwsze pytanie, Rhys spojrzał na nią, unosząc powoli brew. Wyglądał, jakby chciał jej spytać, czy ona serio o coś takiego zagadnęła. Myślał, że było to oczywiste! Jasne, że rodzi- Ha-ha.
  — Samotny. Nie potrzebuję do szczęścia ani rodziny, ani przyjaciół. — Wzruszył ramionami. Tak mu się raczej wydawało. Wolał mieć pieniądze, bo to one go uszczęśliwiały. A raczej nie pieniądze, tylko to wszystko, co mógł za nie kupić. Pieniądze były super! Mając je można było mieć towarzystwo. Patrzcie na taką Kitty! Ta to od razu chciała być przy jego boku, a on nie oczekiwał żadnej takiej głębszej relacji od… no nikogo. Uważał, że nie była mu do szczęścia potrzebna.
  Napił się wina, słuchając kolejnego zestawu, który dla niego przygotowała. No był on dość osobliwy.
  — To drugie, zdecydowanie. To pierwsze już, niestety, widziałem, żadna frajda. W tym drugim to ja mam frajdę, a wywalone w nich. — Co się będzie przejmował tym, że mieliby cringe. Dorosły był! Robił takie rzeczy, nie powinni być zdziwieni. Oni też robili takie rzeczy, wiedział o tym aż za dobrze! I niestety nie dało się takich rzeczy wyrzucić z pamięci. Chociaż jego rodzice to nic w porównaniu z tym, co działo się u Kanona.
  Napił się znowu wina, zaraz potem odstawił kieliszek i zastanowił się nad kolejnym pytaniem.
  — Wolałabyś za każdym razem wykrywać cudzy bullshit czy jednak żeby każde twoje kłamstwo nigdy nie zostało wykryte? — spytał w końcu, utkwiwszy spojrzenie w dziewczynie. Teraz jej nie podawał dwóch pytań, tamto to było tylko na otwarcie, teraz grzecznie mógł się wymieniać kolejkami.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że ona nie wiedziała, że on ma dziewczynę! Wtedy zdecydowanie nie byłoby żadnej randki, ani pierwszej, ani drugiej, ani żadnej imprezy halloweenowej, bo jednak jakieś zasady moralne miała! Mało kto w nie wierzył, zwykle były mocno zatarte, ale Effie nie zwykła umawiać się z zajętymi facetami! I to nie tylko dlatego, że szanowała tą drugą połówkę, której jakaś szczerość się należała, ale głównie dlatego, że nie zamierzała być czyjąś cizią na boku do której się chodziło z doskoku, kiedy pierwszej dziewczyny nie było obok. Za bardzo się szanowała, aby być „tą drugą”. No i była bardzo terytorialnym stworzeniem, nie lubiła się dzielić czymś lub kimś, co miało być oficjalnie jej.
- To będzie afterparty? - spytała, podnosząc jeden łuk brwiowy w zaciekawieniu, bo ona to o tym nie słyszała! Mogła się spodziewać co prawda, że jakiś sobie zorganizują na własną rękę i odbiją sobie chociaż wczorajszą imprezę, która nie poszła po ich myśli. Przynajmniej ta końcówka, gdzie wybuchła drama pomiędzy narzeczonym Kanga, a Marshallem, który wypił odrobinę za dużo i gęba mu się nie zamykała. I tak miał szczęście, że Effie mu nie wyjebała za to jak się do niej odezwał, powinien jej podziękować! Kiedyś.
Widać było różnicę w brunchowni dla bogatych, a w naprawdę luksusowej restauracji z reputacją na całą Amerykę, bo tutaj obsługa była nienaganna. Panie kelnerki doskonale wiedziały, że należało ignorować rozmowy gości, bo nie były one częścią towarzystwa, które miałoby się wypowiadać, nikt się nie podwalał, nie chodził z rozpiętą koszulką do połowy cycków, wszystko było bardzo profesjonalne. Kitty pewnie zostałaby stąd wywalona pierwszego dnia po przyjęciu ze swoim podejściem… Effie pewnie też, bo nie nadawała się do obsługiwania nadętych bufonów, no ale przynajmniej miała gadane, a to już niektórzy ludzie lubili i szanowali!
Szanujmy się, nikt nie może bić szczeniaczków, ani żadnych innych zwierzątek. Jeśli ktoś na jej oczach się zacznie znęcać nad pieskiem czy kotkiem, to dostanie momentalny wpierdol, nawet jeśli będzie większy i silniejszy! Ewentualnie wyśle swoich ludzi, aby mu wpierdzielili za nią! Na przykład Ezrę. Ten się bił za nią i z nią już nie jeden raz.
Słysząc jego zapytanie, wzruszyła powoli ramionami.
- Czasami wolę nie wiedzieć co inni myślą, ale jeśli mogłabym wpływać na innych na przykład sugestią… to jest to ciekawe, daje duże pole do popisu. Co prawda nieco to destrukcyjne i w nieodpowiednich rękach taka moc mogłaby doprowadzić chociażby do wojny, ale mi to nie po drodze. Mogłabym za to pozmieniać kilka rzeczy w życiu. I może na świecie jeśli Biały Dom by chciał ze mną pogadać - odpowiedziała. Czy to znaczyło, że się chciałaby się porządzić? Cholera wie, ale z chęcią usunęłaby mur między jej ukochanym Meksykiem, a Ameryką, aby mogła swobodniej podróżować między krajami, bez miliona pytań, podejrzliwych spojrzeń i dokumentów. Wystarczyłoby pogadać z prezydentem, a aby pogadać z nim, to musiałaby przekonać jeszcze kilka innych osób, a posiadając moc kontrolowania umysłów, spokojnie dostałaby to co chciała! Fajna moc, przydatna. Możesz wszytko.
Spodziewała się takiej odpowiedzi. Uśmiechnęła się jedynie lekko, nie spuszczając z niego spojrzenia. Oparła się wygodniej plecami o oparcie krzesła, krzyżując ręce na piersi.
- Nie potrzebujesz nikogo? Ani rodziny, ani przyjaciół? Jesteś samowystarczalny, silny i niezależny? Pieniądze ci wystarczą? - spytała, chyba prześmiewczo nie bardzo w to wierząc. Nawet ona potrzebowała rodziny. Kochała Ezrę, Lię, wujka, rodziców, a także każdego ze swoich przyjaciół, bo bez nich byłoby… źle. Bycie samemu na dłuższą metę nie zdawało egzaminu, zwłaszcza kiedy przychodziły złe czasy i nie miało się obok nikogo. - Ciekawe na jak długo - mruknęła, wciąż lustrując go spojrzeniem. Za pieniądze mógł kupić sobie fałszywych przyjaciół, którzy się od niego odwrócą momentalnie, gdy tylko przestanie być opłacalny, lub będą mieli ważniejsze rzeczy do roboty, no ale… co ona go będzie umoralniać.
Kącik jej ust drgnął lekko po wysłuchaniu jego odpowiedzi na jej drugie pytanie, ale nie skomentowała jej. Sama tylko raz wpierdoliła się do rodziców, bo się bała w nocy i… no to był błąd, którego nigdy później nie powieliła. Sama chyba jednak nie chciałaby, aby jej rodzice oglądaliby jak uprawia seks, bo znając jej matkę, to ta by pewnie jeszcze dopingowała!
Sięgnęła do kieliszka z winem, aby upić kilka łyków w momencie, gdy Rhys zadawał jej kolejne pytanie. Przełknęła trunek i odstawiła szkło, bawiąc się jego nóżką.
- Wykrywać bullshit, nienawidzę być okłamywana, a niestety nie jestem chodzącym wykrywaczem kłamstw, nawet jeśli bardzo bym tego chciała. No i jestem raczej bezpośrednią osobą, rzadko kiedy kłamię, więc tak, zdecydowanie to pierwsze - przyznała całkowicie szczerze. Wiele jej można było zarzucić, ale nie zwykła okłamywać nikogo, zwłaszcza bliskich, chyba, że faktycznie miała co do tego dobry powód, ale i wtedy czuła się z tym źle! Była zbyt pewnym siebie, wyszczekanym człowiekiem, aby owijać w bawełnę! Ciekawe więc jak zareaguje, kiedy dowie się prawdy o niektórych rzeczach.
Upiła jednego łyka, kiedy wpadło jej do głowy kolejne pytanie.
- Wolałbyś się nie starzeć psychicznie czy fizycznie? - spytała zaciekawiona. Mieć wiecznie ciało młodego boga, ale psychicznie być starszy, a potem też schorowany, z zanikami pamięci i w ogóle, czy jednak starzeć się ciałem, ale czuć się wiecznie młodo! To ważne!
ambitny krab
Effie Michaelson
ODPOWIEDZ