starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
5
Wycieczka do Cairns raz w tygodniu to już taka jego mała tradycja. W każdy sobotni wieczór wsiada w auto i jedzie do sąsiedniego miasta, aby zrobić ogromne zakupy na cały tydzień, załatwić przy okazji kilka innych sprawunków i, przede wszystkim, kupić sobie swoje ulubione piwo, którego w Lorne Bay nigdzie nie ma. Nie inaczej jest w tym tygodniu, choć tym razem jest to dość krótki wypad, bo nic więcej oprócz zakupów nie musi załatwiać. Godzinę później jest już więc w drodze powrotnej do domu, z radiem ustawionym na jakąś popową stację, na której lecą same aktualne hity, których pewnie by nie znał, gdyby codziennie nie leciały one na komendzie. Całe szczęście, że kiedy ma ich dość, może zamknąć się w swoim gabinecie i zignorować lecącą muzykę, ale zawsze jedna czy dwie piosenki wpadną mu w ucho, gdy akurat wyjdzie na korytarz. Dzięki temu kojarzy parę z utworów i czasem, oczywiście kiedy jest sam, nuci je sobie pod nosem — dokładnie tak, jak teraz. Ot, aby nieco urozmaicić sobie podróż, szczególnie że ta dzisiejsza będzie dłuższa, niż zwykle, ze względu na lejący na zewnątrz deszcz. Deszcz, przez który ledwo co widzi, pomimo ciągle pracujących wycieraczek, dlatego musi jechać co najwyżej trzydzieści na godzinę, aby przypadkiem w nikogo ani nic nie wjechać. Dzięki temu jednak może nieco uważniej rozglądać się po okolicy, i tak w pewnym momencie zauważa stojącą na przystanku znajomą postać.
Marszczy ze zdziwieniem brwi, zastanawiając się, co o tej porze i w taką pogodę robi Dottie na przystanku w Cairns. Zamiast jednak zastanawiać się dalej, szybko skręca w przystankową zatoczkę, podjeżdżając tuż pod stojącą na chodniku blondynkę. Przecież nie zamierza jej tu tak zostawić, szczególnie że z daleka widać, jak się biedaczyna cała trzęsie.
Dottie? Co ty tu robisz? Wsiadaj szybko, bo się przeziębisz! — rzuca, gdy otwiera drzwi od strony pasażera i ruchem ręki popędza ją, aby wsiadła do środka. Co prawda już i tak wygląda, jak zmoknięta kura, ale im szybciej znajdzie się w ciepłym i suchym miejscu, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że potem faktycznie coś złapie. — Nie mogłaś się gdzieś schować i przeczekać tej ulewy? — wzdycha, gdy Dottie znajduje się już we wnętrzu jego auta, a on przesuwa po niej wzrokiem z niemą dezaprobatą. Wcale nie przejmuje się tym, że zamoczy jego auto, bo to chyba jedna z ostatnich rzeczy, o jakie się martwi, a bardziej o to, że nazajutrz naprawdę się rozchoruje.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
#11

Gdyby Dottie opanowała chociażby podstawy rozsądnego zarządzania pieniędzmi, jej życie z całą pewnością byłoby o wiele łatwiejsze - na razie jednak sam fakt, że żyła wydawał się przejawem finansowego braku odpowiedzialności. Dlatego też choć wydawała właśnie krocie, żeby zrobić licencję pilota, to brakowało jej pieniędzy aby zapewnić sobie jakikolwiek inny środek transportu niż ten publiczny i właśnie dlatego kilka razy w tygodniu jeździła autobusem do Cairns, a z Cairns na aerodrom. Czasami udawało jej się ubłagać kogoś, żeby chociażby zabrał ją do miasta (albo z powrotem), ale czasami - tak jak właśnie dzisiaj - była zdana tylko na siebie i na absolutnie nie zgraną ze sobą siatkę połączeń.
Choć często mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, w przypadku Buchanan zaczynały one przypominać już liczne zgromadzenia - nie dość, że utknęła w korku jadąc z portu lotniczego i uciekł jej autobus, to w międzyczasie zrobiło się ciemno, zimno i rozpętała się taka ulewa, jakiej nie widziała od dawna. A jej nie pozostawało nic innego, jak tkwić na pustym przystanku, mając nadzieję, że wkrótce coś podjedzie i skróci jej katusze - najwyraźniej jednak komunikacja miejska źle znosiła taką pogodę, bo dwa autobusy z rozkładu już nie przyjechały.
Kiedy zaczynała już powoli tracić nadzieję, a przed oczami widziała nagłówki w lokalnej telewizji o tym, jak prawie trzydziestoletnia kobieta, nie potrafiąca ogarnąć swojego życia zamarzła na przystanku autobusowym, w całym tym nieszczęściu pojawił się mały promyk nadziei w postaci czarnego Range Rovera, który właśnie podjechał na przystanek. I w którym siedział nie kto inny, jak Caden.
- Czekam na męża numer dwa, a co innego mogę robić? Miałam nadzieję, że przyjedzie autobus, żebym mogła wrócić do... a psik!... domu - odpowiedziała, bez zastanowienia wsiadając do środka. Naprawdę nie musiał jej powtarzać tego dwa razy. - Dzięki - westchnęła po chwili, szczękając z zimna zębami. Nigdy by nie przypuszczała, że może aż tak przemarznąć w Australii o tej porze roku, ale najwidoczniej kiedy ma się pecha i wiecznie zapomina się zabrać z domu jakiejś kurtki albo parasola, samemu prosi się o nieszczęście. - Pewnie mogłam, to byłoby rozsądne. I nawet już próbowałam, ale tu nie ma niczego blisko przystanku, a jak schowałam się w sklepie, to jeden autobus mi uciekł zanim dobiegłam, a nie mogłam ryzykować, że ucieknie drugi bo inaczej do domu wrócę. Na nocleg w Cairns też mnie nie stać, więc uznałam, że lepiej zmoknąć, niż musieć zostać tu na noc. A poza tym nie jestem rozsądna - jak zwykle rozgadała się, opisując mu całą swoją dzisiejszą przygodę i równocześnie przesuwając dłońmi po swoich ramionach, starając się jakoś rozgrzać. - Nie wiedziałam, że lubisz bawić się w księcia w lśniącym powozie, który ratuje damy z opresji - uśmiechnęła się na Cadena, nawet w takiej sytuacji nie potrafiąc się powstrzymać przed odrobiną kokieterii. Co prawda, pewnie osiągnęłaby lepszy rezultat, gdyby nie wyglądała jak zmokła kura, nie ociekała wodą i nie trzęsła się z zimna, ale przecież nie mogła przegapić takiej okazji.

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Już dawno nauczył się, że nie ma co liczyć na komunikację miejską, szczególnie tę, której kurs ustawiony jest na Lorne Bay. Sam parę razy się na niej przejechał, co prawda jeszcze w latach młodzieńczych, ale ma wrażenie, że przez ostatnie dwadzieścia lat nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nic dziwnego, że bardziej polega na taksówkach czy takim uberze, choć i tak uważa, że najbardziej niezawodne jest własne auto. Nie zawsze jednak jest się w stanie go prowadzić, wystarczy kilka drinków w barze i już trzeba szukać innego środka transportu. W takich sytuacjach szczególnie lubi dzwonić do kumpli, którzy czasem wiszą mu przysługę, ale to tylko wtedy, gdy znajduje się w innym mieście. W Lorne Bay bowiem zazwyczaj nie ma sensu szukać sobie jakichkolwiek podwózek, skoro wszędzie jest blisko. Dwadzieścia minut spacerem z centrum i jest już we własnym domu. No, chyba że pogoda jest równie straszna, co dzisiaj — nawet on nie jest takim szaleńcem, aby wracać w deszcz na piechotę. Czasem jednak nie da się nic na to poradzić; czasem deszcz potrafi złapać w najmniej odpowiednim czasie. W jednej chwili niebo jest czyste i świeci słońce, a pięć minut później mokniesz, bo pogoda nie mówiła nic o żadnych opadach, więc zostawiłeś parasolkę w domu. Jemu też się to przydarzyło, więc poniekąd wie, jak czuje się Dottie.
Naprawdę próbuje się nie zaśmiać, gdy ociekająca wodą Buchanan wsiada do jego auta, ale nic nie może poradzić na to, że to zabawny widok. Domyśla się jednak, że Dottie zaraz mogłaby strzelić focha, gdyby się zaśmiał, więc zaciska usta w cienką linię, włączając ogrzewanie fotela, na którym usadawia się blondynka. Może tym sposobem odrobinę szybciej wyschnie.
Jeszcze się nie nauczyłaś, że na autobusy nie ma co liczyć? — Spogląda na nią spod wysoko uniesionych brwi, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Następnym razem lepiej zamów od razu taksówkę. Albo po prostu do mnie zadzwoń i zaczekaj w jakimś suchym miejscu — dodaje, choć nie jest przekonany, czy ta propozycja z jego strony, to na pewno dobry pomysł. Powinien raczej pilnować, aby jak najrzadziej znajdowali się w sytuacji sam na sam, minimalizując ryzyko popełnienia przez niego jakiejś głupoty. Z drugiej strony chęć pomocy Dottie, to już taki jego naturalny odruch, bo ostatnie, czego chce, to aby coś jej się stało. Nieważne czy to zwykłe przeziębienie, czy coś bardziej poważne. — A na znalezienie męża numer dwa są lepsze miejsca — rzuca jeszcze, po czym z powrotem włącza się do ruchu, choć wszystkie auta nadal poruszają się w tym samym żółwim tempie. Cóż, najwyraźniej czeka ich długa podróż.
Zerka na nią kątem oka, widząc jak próbuje się rozgrzać, ale wie, że dopóki ma na sobie mokre ciuchy, nie na za wiele się to zda.
No co ty, zawsze i wszędzie — mówi, wywracając teatralnie oczami z lekkim uśmiechem na ustach. Cóż, tak naprawdę rzadko bawi się w ratowanie dam z opresji, ale przecież nie mógłby zostawić jej na takim deszczu i pozwolić jej moknąć i marznąć. Dlatego też po chwili zerka na tył samochodu, po czym sięga tam ręką, aby z tylnego siedzenia zgarnąć swoją bluzę, którą zostawił tam parę dni temu. — Masz, nałóż ją, będzie ci cieplej. Tylko najpierw zdejmij tę mokrą bluzkę, bo inaczej będzie to bezcelowe. — Rzuca na jej kolana swoją czarną, rozpinaną bluzę, wbijając wzrok w drogę. Bo przecież nie będzie się gapił, jak się przebiera, tak? Nawet jeśli cichy głosik z tyłu głowy podpowiada mu, że nic złego nie zrobi, jak tylko zerknie.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Aby móc liczyć na takie wygody, trzeba było najpierw mieć własne auto - a choć Dottie mogła się pochwalić prawem jazdy każdej kategorii i na dobrą sprawę, mogłaby taki autobus sama poprowadzić, to jednak własne cztery koła wydawały jej się teraz odległym marzeniem. Jej sytuacja finansowa zdawała się mocno niestabilna od czasu rozwodu - nie służyły jej ani przeprowadzki, ani częste zmiany pracy, ani wrodzona nieumiejętność do gospodarowania finansami. Weston jakimś cudem potrafił utrzymać ją w ryzach i sprowadzić na ziemię, ale kiedy go zabrakło, wszystkie złe nawyki Buchanan tylko się umocniły. Nie można też zapomnieć o tym, że w międzyczasie musiała też doprowadzić swoje nowe lokum do stanu zdatnego do zamieszkania, gdyż i tu musiała wybierać spośród najtańszych ofert. Co prawda, w ostatnim czasie udało już jej się przy pomocy braci odremontować i odmalować większość chatki, miała też z niej przepiękny widok na rzekę, ale jednak kręcące się w pobliżu krokodyle nie podnosiły wartości nieruchomości.
Tym samym, o aucie chwilowo mogła zapomnieć, a z autobusami trzeba się było nauczyć współpracować, bo choć często udało jej się ubłagać kogoś o podwiezienie, to jednak zapotrzebowanie było o wiele większe, niż pozwalała jej na nie przyzwoitość.
- Byłoby świetnie, gdybym miała jakikolwiek wybór i mogła liczyć na coś innego, niż autobusy - mruknęła z przekąsem, bo łatwo było mu mówić, gdy sam miał samochód i mógł zawieźć się gdzie tylko mu się uwidziało. - Nie stać mnie na taksówkę, niedawno było Halloween. Tobie, co prawda, mogłabym się odpłacić w inny sposób, ale pewnie szybko uznałbyś, że nie jest to warte wożenia mnie trzy razy w tygodniu do Cairns i z powrotem, żebym mogła sobie polatać. Nie wspominając już o tym, że nie wydaje mi się, żebyś był szczególnie szczęśliwy, gdybym rzeczywiście do ciebie zadzwoniła i poprosiła o pomoc - niezależnie od tego, jak bardzo nie wydawałaby się kusząca jego propozycja, Dottie zdawała sobie sprawę, że nie mogła jej przyjąć. Oczywiście, w przeciwieństwie do niego robiła wszystko, aby jak najczęściej znajdowali się w sytuacji sam na sam i wpadała na coraz bardziej kreatywne wymówki, żeby to osiągnąć, ale przecież musiała istnieć jakaś granica. - Naprawdę? Masz coś konkretnego na myśli? Bo mi akurat wydaje się, że całkiem dobrze trafiłam - zatrzepotała niewinnie rzęsami, czego Reyes nie mógł zobaczyć, bo był skupiony na drodze.
Z lekkim zdumieniem obserwowała jak na tylnym siedzeniu zaczął czegoś szukać, jednak kiedy zorientowała się po co tak naprawdę sięgnął, odetchnęła z ulgą. Naprawdę było jej zimno, a w tej sytuacji nawet nie śmiała marzyć o czymś ciepłym do ubrania. Co również, przy dobrych wiatrach, pachniałoby Cadenem, więc dwie pieczenie przy jednym ogniu. - Na rozebranie mnie są lepsze sposoby - przedrzeźniła go, z wdzięcznością biorąc jego bluzę. Nie miała większych oporów, by się przy nim przebrać, bo po pierwsze prowadził właśnie samochód, po drugie było ciemno, a po trzecie... niech patrzy i wie, co traci. Aż podziękowała sobie w duchu, że nie założyła dzisiaj żadnego powyciąganego sportowego stanika, tylko ładny koronkowy biustonosz, głównie dlatego, że liczyła na to, iż na aerodromie wpadnie na Phillipsa, ale jak widać przydał się zupełnie do innych celów. - Oczy na drodze, Reyes - zażartowała, kiedy już zdjęła swoją bluzkę, bo jednak lepiej, aby dojechali do Lorne Bay w jednym kawałku. - Pracowałam kiedyś jako striptizerka, dobrze wiem, kiedy ktoś patrzy - rzuciła przewrotnie, zerkając na niego ukradkiem. Mimo podłączonego ogrzewania, wciąż jednak było jej zimno, więc szybko ubrała na siebie bluzę Cadena, która była na nią tak dużo, że szybko zdecydowała się również zdjąć przemoczone jeansy i po prostu się w niej skulić. Mokre ubrania zrzuciła szybkim ruchem pod fotel, na wycieraczkę. - Masz jeszcze w zanadrzu jakieś inne sposoby na rozgrzanie? - zapytała figlarnie, by uświadomić Cadenowi, że czekała go naprawdę trudna godzina drogi do miasteczka.

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Fakt, posiadanie własnego auta to duży plus, ale zdaje sobie sprawę, że nie wszystkich na niego stać, nawet takiego rozklekotanego za parę tysiaków, aby przejechać z punktu a do punktu b. Ale podobno wszystko da się zrobić, tak? Wystarczy jakiś czas pooszczędzać, zrezygnować z paru udogodnień, jak codzienne jedzenie na wynos czy niepotrzebne duperele do domu, aby w kilka miesięcy uzbierać na mały, ale swój samochód. Tylko, cóż, łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Trzy razy w tygodniu faktycznie może i nie, nie miałbym na to czasu, ale czasami… W szczególnych przypadkach, czemu nie — rzuca, wzruszając ramionami, bo może i faktycznie nie chciałby robić za taksówkę tak często, ale od czasu do czasu nie miałby nic przeciwko ją podwieźć, szczególnie że i tak w każdy piątek jedzie do Cairns i wraca kilka godzin później, więc mogliby się jakoś zgadać. Nie wie tylko, czy byłby to dobry pomysł, bo kilka godzin spędzonych sam na sam z Dottie w ciasnym samochodzie mógłby być dla niego ciężki do zniesienia. Szczególnie, gdyby Dottie była sobą i uśmiechała się do niego słodko, jak to ostatnio ma w zwyczaju. Doskonale widzi, co chce osiągnąć, ale, choć bardzo by chciał ulec, ma w sobie jeszcze jakieś resztki samozaparcia. Powód ten sam, co pięć lat temu — zwyczajnie nie chce jej skrzywdzić. Wystarczy spojrzeć na to, jak wygląda jego obecny związek, czyli kolejny powód, dla którego nie powinien ulec urokowi panny Buchanan. Co prawda już raz zdradził Paisley, ale tym razem chodzi tu o to, jak zareagowałaby Dottie, gdyby o wszystkim się dowiedziała — na pewno nie byłaby szczęśliwa. Dlatego, zamiast dopytać w jaki sposób by mu się odpłaciła, woli skupić się na drodze, aby przypadkiem nie spowodować żadnego wypadku. Nie odpowiada też na jej kolejny komentarz, bo wtedy chyba musiałby wymienić całą listę powodów, przez które zdecydowanie nie byłby dobrym mężem numer dwa.
Wiem, że są. Tylko, jak widzisz, na ten moment chcę cię ubrać, żebyś przypadkiem się nie rozchorowała — mówi poważnie, znowu wywracając oczami, co przy niej robi wręcz notorycznie. I, choć naprawdę stara się skupić na drodze, jego wzrok mimowolnie zjeżdża w bok, aby kątem oka zerknąć na przebierającą się Dottie. Oczywiście stara się przekonać samego siebie, że robi to tylko po to, aby sprawdzić, czy blondynka się go posłuchała, ale prawda jest zdecydowanie zupełnie inna. Najgorsze jest w tym wszystkim jednak to, że ona to zauważa. Odchrząkuje więc cicho, momentalnie odwracając od niej wzrok, by znowu skupić się na jeździe, choć kiedy słyszy odgłos rozpinanego zamka w spodniach, pokusa, by spojrzeć, znowu staje się ogromna. Przeciera więc twarz dłonią, zaraz potem wyciągając rękę, aby na powrót włączyć radio, nieco je tym razem przyciszając. Nie jest pewien, czy Dottie robi to specjalnie, ale naprawdę by się nie zdziwił, gdyby tak właśnie było, co w zasadzie udawania swoim kolejnym pytaniem.
Tak się składa, że znam — mówi, posyłając jej figlarny uśmiech, gdy jest pewien, że może na nią znowu spojrzeć bez krępacji. Zaraz potem, wciąż wbijając w nią spojrzenie, wyciąga w jej kierunku dłoń — ale tylko po to, by szybkim ruchem zarzucić na jej głowę kaptur, a następnie włączyć nieco ogrzewanie. Jeśli liczyła na coś innego, zapewne mocno się rozczarowała, ale dla niego była to zabawa wręcz wyśmienita. Skoro ona może drażnić jego, to dlaczego on nie może drażnić jej? Co prawda w nieco inny sposób, ale wciąż.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Zdecydowanie łatwiej powiedzieć, niż zrobić - oszczędzanie również nie należało do najsilniejszych stron Dottie. Kiedy tylko w jej domowym budżecie znalazła się jakaś wolna gotówka, od razu wydawała ją na nowy kostium do kolekcji, która - notabene - potrzebowała już osobną szafę, bo nigdy nie wiadomo kiedy znowu pojedzie z Darby na jakiś konwent. Tym samym problematyczne okazywało się nie tylko odłożenie nieco większej sumki na samochód, ale przecież trzeba też było pamiętać o tankowaniu go. I być może dlatego alternatywne środki transportu jednak okazywały się koniecznością.
- Naprawdę? Mógłbyś? Dziękuję! - rozpromieniła się, słysząc jego słowa. W przypływie radości ułożyła dłonie na jego prawym ramieniu i nieco wsparła się na nim, by móc cmoknąć go przelotnie w policzek. - Obiecuję nie nadużywać twojej dobroci. I obiecuję dotrzymać tej obietnicy przynajmniej w siedemdziesięciu procentach... no dobrze, w pięćdziesięciu jeśli będzie padało - dodała jeszcze, nie odsuwając się od niego. Ot, zastanowiło ją czy biorąc pod uwagę to, z jaką gorliwością unikał jej w ostatnim czasie, zaczął już żałować swojej propozycji, więc postanowiła jeszcze nieco go potorturować, tak by zapach jej perfum dotarł do jego nozdrzy. Po chwili wróciła jednak na swoje miejsce, uśmiechając się do niego zalotnie. Nie rozumiała dlaczego tak bardzo się przed tym wszystkim wzbraniał, skoro jego zachowanie odkąd wróciła do Lorne Bay dawało jej jasno do zrozumienia, .że czuł dokładnie to samo - wystarczyło, że znaleźli się w jednym pomieszczeniu, a atmosfera natychmiast zagęszczała się, przyciągało ich do siebie i rzucali sobie ukradkowe wspomnienia. Co więc go hamowało? Dlaczego nie chciał dać jej szansy albo przynajmniej tego wyjaśnić? To wszystko sprawiało, że poziom jej frustracji i samozaparcia szybował do góry, nie pozostawiając miejsca na logiczne myślenie. Bo nawet przez chwilę nie pomyślała, że mógł kogoś mieć - przecież o czymś tak ważnym powiedziałby jej od razu, prawda?
- Technicznie rzecz biorąc najlepiej ogrzewa drugie ciało, zanim się sama rozgrzeję różne rzeczy mogą się wydarzyć. Poważnie nigdy nie widziałeś jak na filmach ludzie przytulają się do siebie kiedy zmarzną albo zmokną, żeby wytracić jak najmniej ciepła? To wygląda naprawdę legitnie - kontynuuje z nim rozmowę, wydostając się jednocześnie z przemoczonych ubrań. Nie byłaby sobą, gdyby nieco się z nim nie podrażniła mając przed sobą taką okazję i widząc jak to wszystko wpływa na niego. Ewidentnie walczył ze sobą, aby na nią nie spojrzeć - a przecież ona chciała, żeby spojrzał. Spojrzał, odpuścił i przestał im to wszystko utrudniać, bo czekali na to wystarczająco długo.
Gdy naciągnął jej kaptur na głowę i podkręcił ogrzewanie, skrzywiła się niczym obrażone dziecko. - Bardzo zabawne - mruknęła obruszona i skrzyżowała ramiona na piersi. - Może lepiej powiedz mi, co robiłeś o tej porze w Cairns, co? Choć bardzo chciałabym wierzyć w przeznaczenie, jakoś wątpię, by to ono przygnało cię dzisiaj do mnie - zażartowała, pochylając się nad deską rozdzielczą i z zainteresowaniem zaczynając przestawiać mu wszystko, co się tylko dało, żeby nacieszyć się przynajmniej tak pięknym autem, skoro Caden skąpił jej innej rozrywki. - Ile to ma koni? Mogę poprowadzić kiedyś? - wyrwało jej się, nim zdążyła ugryźć się w język.

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
On za to nigdy nie miał problemu z oszczędzaniem — żony ani dzieci nie ma, a samemu nie wydaje zbyt wiele, bo zwyczajnie nie ma na co. Dupereli nie lubi, nie ma drogich hobby, a przez większość swojego życia i tak siedzi w robocie, więc nawet na długie i drogie wakacje nie jeździ. I to właśnie dzięki temu teraz stać go na duży dom w lepszej dzielnicy i nowy, nie taki znowu tani samochód. Wcześniej bowiem mieszkał w niewielkim mieszkaniu i jeździł starym, powoli już rozpadającym się autem — tylko po to, by po latach oszczędzania, wreszcie kupić coś porządnego. Poza tym, po takim czasie, mało też nie zarabia, więc może sobie wreszcie pozwolić na życie na wyższym poziomie.
Uśmiecha się z rozbawieniem, gdy Dottie nagle się rozpromienia. Kiedy jednak nagle znajduje się bliżej niego, a jej usta lądują na jego policzku, mimowolnie mocniej zaciska dłonie na kierownicy, gdy przez jego ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
Cholera jasna, dlaczego ona musi to robić?!
Dlaczego on musi tak na nią reagować?!
Próbuje jednak nie dać po sobie poznać tego, jak blondynka na niego działa. Spogląda więc na nią kątem oka, delikatnie mrużąc przy tym oczy.
Tylko pamiętaj, że jeśli jej nadużyjesz, skończy się wożenie dupy — ostrzega niby poważnie, ale zaraz po tym lekko się uśmiecha, więc widać, że tylko sobie żartuje. Gdyby tylko mógł, pewnie woziłby ją codziennie, aby nie musiała się tłuc autobusami i nie mokła w trakcie deszczu. Niestety wciąż ma swoje życie i natłok obowiązków w pracy, która zabiera mu większość każdego dnia. Czasem nawet w weekendy nie może się powstrzymać i przegląda w domu zabrane z roboty papiery. — Ale wiesz, nie obiecuję, że przyjadę za każdym razem. Wszystko zależy od pracy — dodaje, teraz już naprawdę poważnie. Nie chce jej przecież obiecywać gruszek na wierzbie. — A jeśli nie chcesz spowodować wypadku, to lepiej wracaj na swoje miejsce. No już! — Przegania ją delikatnie, bo faktycznie to, że wciąż jest uwieszona na jego ramieniu, może mu odrobinę przeszkadzać w prowadzeniu auta. Nie tylko dlatego, że ma mniejsze pole do manewru, ale mając ją tak blisko, nie jest w stanie sensownie myśleć — ale o tym już wiedzieć nie musi.
Jeśli grozi im zamarznięcie, to może i jest to najlepsza opcja. Ale, przypominam, ty znajdujesz się już w ciepłym aucie i masz na sobie suche ubranie, więc jeszcze chwila i powinno być ci lepiej — rzuca, wywracając oczami. I może to i lepiej, że musi się skupić na jeździe, bo nie dość, że w innym wypadku trudniej byłoby odwrócić od niej wzrok, to jeszcze faktycznie by ją do siebie przytulił, aby szybciej ją ogrzać, a to… Cóż, nie byłoby zapewne zbyt dobrym pomysłem. Już to, że znajdują się sami w jego samochodzie, wystawia go na próbę.
W każdy piątek jeżdżę do Cairns na większe zakupy. Poza tym lubię od czasu do czasu przejechać się autem gdzieś dalej, niż tylko od pracy do domu i z powrotem — odpowiada, zerkając na nią spod wysoko uniesionych brwi, gdy zaczyna się bawić jego autem. Przez chwilę co prawda ma ochotę trzepnąć ją po ręce, ale koniec końców pozwala jej na tę chwilę zabawy. Może jeśli zajmie się jego samochodem, przestanie doprowadzać go na skraj cierpliwości. — Pięćset siedemdziesiąt pięć. I nie. Dopiero go kupiłem i chciałbym się nim nacieszyć jak najdłużej — mówi, kręcąc delikatnie głową. To nie tak, że jej nie ufa. Po prostu… No dobrze, akurat w tej kwestii jej nie ufa. Bo może i ma prawo jazdy, ale skoro nie ma samochodu, to zapewne bardzo dawno już nie siedziała za kołem. Może kiedyś, jak już mu udowodni, że potrafi jeździć, pozwoli jej chwilę poprowadzić, ale na ten moment woli dmuchać na zimne.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
To naprawdę zaskakujące, jakim cudem tę dwójkę tak do siebie ciągnęło, skoro najwyraźniej nie mieli ze sobą zupełnie nic wspólnego. Czy to było coś o przeciwieństwach? Dottie podziwiała ludzi, którzy umieli na coś odłożyć, być może dlatego, że sama żyła od wypłaty do wypłaty (tak, jasne - chyba raczej do połowy wypłaty), a pracę traktowała jedynie jako niezbędny środek do życia i nie miała zbyt wielkich ambicji, żeby się w niej rozwijać. Swój wolny czas (i środki na koncie) wolała poświęcać raczej na przyjemności, takie jak spotkania z przyjaciółmi, liczne konwenty czy jeszcze bardziej kosztowne hobby, jakbym było latanie szybowcami.
Czuje, jak przez jego ciało przebiega dreszcz i nawet nie próbuje ukryć, że jej się to podoba - z resztą, przed kim miałaby, skoro Caden uporczywie wpatruje się w drogę, a nie w nią? Choć wciąż nie do końca to wszystko rozumie, dostrzega więcej, aniżeli mu się wydaje; to zaś sprawia jedynie, że domaga się odpowiedzi, bo ciekawość nie daje jej spokoju. Jednocześnie chciałaby więcej: ma ochotę przesunąć nosem po jego policzku i poczuć zapach wody po goleniu, której używać; wpleść palce w jego ciemne włosy i przekonać się, czy gdzieś pod tą idealnie ułożoną czupryną kryją się już pierwsze siwe pasma; wtulić się w jego umięśnione ramię, przymknąć oczy i wyobrazić sobie, że jest jej. Ale nie jest, a co gorsza - nie chce być jej. - Oj, cały czas próbujesz zgrywać groźnego pana sierżanta, a ja doskonale wiem, że pod powłoką twardziela, kryje się naprawdę wielkie, ciepłe serducho... No i jak bym go przypadkiem nadużyła, to tylko byś na mnie trochę pofukał dla zasady, pozwoliłbyś wynagrodzić sobie trudy jakimś dobrym ciachem i nie zostawiłbyś mnie w potrzebie - zaśmiała się perliście, układając głowę na jego ramieniu. Czyżby właśnie dlatego miał do niej słabość? Od samego początku patrzyła na niego z tak ogromną ufnością, dostrzegając w nim wszystko to, co najlepsze... czego czasem chyba nawet on nie widział w samym sobie. - Tak, tak - praca jest najważniejsza i te sprawy - mruknęła lekceważąco i machnęła na to wszystko ręką. Jakimś trafem wypadło jej z głowy, że aktualnie był jej przełożonym i powinna ugryźć się w język. - Oj, zawsze musisz psuć najlepszą zabawę? - westchnęła zrezygnowana, jednak potulnie wróciła na swoje miejsce i poprawiła przydużą na nią bluzę.
- Wcale tego nie wiesz. Może przemarzłam na tym przystanku do szpiku kości i teraz jest zbyt późno na to, żeby rozgrzać się bez użycia zdecydowanych środków? Zobaczysz, jak się przypadkiem pochoruję to jeszcze ci będzie głupio, że nie zrobiłeś wszystkiego co w twojej mocy, by uchronić mnie przed groźnym katarem - jeśli sądził, że ją przegada to najwyraźniej znajdował się w błędzie, bo ostatnie słowo zawsze musiało należeć do niej. Nawet, jeśli teraz wygodnie siedziała po stronie pasażera i naciągała sobie rękawy na dłonie, żeby nieco je ogrzać, to i tak była w stanie zapaplać go na śmierć.
- Jakbym miała takie auto, to też bym lubiła się nim przejechać gdzieś dalej - zgodziła się z nim, bo przecież takie auto to marzenie. A Reyes, jak typowy facet, najwyraźniej nie lubił, gdy ktoś dotykał jego cacuszko, bo widać, że ostatkami sił powstrzymuje się, by nie odgonić jej od deski rozdzielczej. - Nie bierz tego do siebie, Caden, ale jestem o wiele lepszym kierowcą od ciebie - zaśmiała się niezbyt subtelnie, bo choć mógł nie ufać jej pod wieloma względami, to akurat o prowadzenie samochodu mógł być spokojny. - Mam uprawnienia do kierowania wszystkimi możliwymi pojazdami, włącznie z czołgiem (tatuś pomógł), a dzisiaj utknęłam w Cairns, bo właśnie kończę licencję pilota. Poza tym, dość długo pracowałam jako tirówka... to znaczy jako kierowca tira, a nie jako pani lekkich obyczajów, no już się tak na mnie nie patrz!, więc prowadziłam potwory, które pod maską miały w tysiącach, a nie w setkach - oznajmiła z dumą, wypinając pierś do przodu, bo tego Reyes pewnie się po niej nie spodziewał. Z resztą, nie oszukujmy się - na pierwszy rzut oka Dottie wyglądała na kobietkę, która po złapaniu gumy stanęłaby na poboczu i czekała na ratunek przystojnego mężczyzny. I choć niewykluczone, że w poszukiwaniu męża nie zawahałaby się przed tym nawet przez chwilę, to jednak gdy nikt nie patrzył, potrafiła wymienić koło i w ciężarówce. - Zatkało kakao, co?

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Tak, na pewno musi być coś w tym powiedzeniu, że przeciwieństwa się przyciągają. I, gdyby dłużej się nad tym zastanowić, ma to całkiem niezły sens. Oczywiście nie mówimy o kompletnych przeciwieństwach, bo jednak coś trzeba mieć wspólnego, ale w niektórych kwestiach może to być całkiem niezła równowaga. On niemal wszystko oszczędza, ona niemal wszystko wydaje — może razem znaleźliby ten złoty środek. Nie przeszkadza mu też to, że ona, w przeciwieństwie do niego, potrafi paplać jak najęta — on bowiem chętniej słucha, niż się produkuje. Nic dziwnego, że czasami te różnice, zamiast ludzi poróżniać, zwyczajnie się dopełniają. I może tak jest właśnie z nimi; może dzięki temu ich związek, gdyby już doszedł do skutku, byłby całkiem udany. On jednak, wiedząc doskonale, jak wyglądały wszystkie jego poprzednie związki (i wygląda aktualny, o którym Dottie wciąż nie wie), boi się, że ten z panną Buchanan mógłby wyglądać podobnie. A ostatnie, czego chce, to ją zranić.
Mimo to on też chciałby więcej. Chciałby częściej czuć jej usta na swoim policzku, jej ciało przytulone do jego własnego i przyjemny zapach jej szamponu połączonego z perfumami. Serce rwie się do niej za każdym razem, gdy jest blisko; gdy może na nią choć przez chwilę spojrzeć. Wciąż jednak stara się myśleć rozumem, a nie sercem, dlatego przy każdym ich spotkaniu cały czas powtarza sobie zapomnij. Oczywiście najłatwiej byłoby zrobić wszystko, aby Dottie wreszcie dała sobie spokój; zniechęcić ją do siebie tak mocno, że odwracałaby się za każdym razem, gdy znaleźliby się w jednym pomieszczeniu. Nie byłoby to takie trudne, wystarczy, że byłby dla niej oschły, nieprzyjemny; gdyby na jej oczach flirtował z innymi policjantkami albo pokazał jej, że kogoś ma i jest z tym kimś szczęśliwy. Sęk w tym, że to wszystko byłoby kłamstwem, a on nie wie, czy jest aż tak dobrym aktorem. Już i tak ma czasem wrażenie, że cholernie źle idzie mu ukrywanie faktu, że wciąż coś do niej czuje.
Za dobrze mnie znasz — wzdycha ciężko, choć odrobinę ironicznie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Bo pewnie by tak było. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że jest taki tylko i wyłącznie wobec niej. Ona mogłaby go obudzić w środku nocy z powodu byle gówna, a i tak czym prędzej by się ubrał i do niej poleciał — ale gdyby zrobił tak ktoś inny, pewnie tylko tą osobę by opierdolił i wrócił do spania. Oczywiście nigdy by się do tego przed nią nie przyznał, stąd też ironiczny ton, który miał dać jej do zrozumienia, że niekoniecznie byłoby tak, jak mówi. Niech lepiej nie robi sobie nadziei, a obawia się, że tak właśnie mogłoby być.
Jeśli przypadkiem zachorujesz, obiecuję, że wtedy do ciebie przyjadę, by się tobą zająć — rzuca, licząc na to, że wreszcie przestanie tyle gadać. Ale właśnie na takie rzeczy powinien uważać; właśnie takimi obietnicami daje jej nadzieję. Bo kto wie, czy faktycznie nie zachoruje? A wtedy musiałby swoją obietnicę spełnić, bo kto jak kto, ale Reyes jest zazwyczaj słownym człowiekiem. Co prawda nie musi się martwić, że Dottie by sobie nie poradziła bez niego, bo przecież na pewno otrzymałaby pomoc ze strony rodzeństwa czy przyjaciół, no ale skoro już obiecał...
Spogląda na nią z zaskoczeniem, gdy wymienia całą listę rzeczy, których umie. Oczywiście o jej pewnych zainteresowaniach wiedział, ale i tak jest pod wrażeniem tego, co potrafi. Zdecydowanie nie każda kobieta może się pochwalić takim wachlarzem. Większość bowiem zajmuje się jakimiś paznokciami, makijażami i innymi dziewczyńskimi rzeczami i, chociaż nie uważa tego za coś złego, zdecydowanie bardziej imponuje mu to, czym zajmuje się Dottie.
Nie zatkało, ale jestem pod wrażeniem — przyznaje, kiwając głową z uznaniem, po czym parkuje obok domu Dottie, pod który właśnie dojechali. Musi przyznać, że w miłym towarzystwie czas leci o wiele szybciej, bo ma wrażenie, jakby zgarnął ją z przystanku raptem dziesięć minut temu, tymczasem minęło o wiele dłużej. Korzystając więc z tego, że nie musi już skupiać się na drodze, odwraca się w pełni w jej stronę. — A skoro jesteś taką twardą babką, to na pewno nie zachorujesz od lekkiego przemarznięcia — dodaje ze śmiechem, wracając na moment do ich poprzedniego tematu. — Także liczę, że widzę cię w poniedziałek w pracy — mówi, w duchu licząc na to, że blondynka nie spróbuje wykręcić mu jakiegoś numeru. Już i tak ledwo nad sobą panuje, bo dosłownie przed momentem ręka go świerzbiła, by odgarnąć z jej twarzy wilgotny kosmyk włosów, ale w ostatnim momencie się powstrzymał.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Nie tak łatwo było zmienić jej zdanie, gdy już się na coś uparła - a w tym przypadku, uparła się na niego. Odkąd wróciła do Lorne Bay, podjęła się pracy na posterunku policji, a on pojawił się ponownie w jej życiu, robiła wszystko co w jej mocy by tym razem nie stracić swojej szansy. Uciekała się do mniej lub bardziej subtelnych sztuczek, nawet na moment nie pozwalając mu zapomnieć o tym, że jest obok. Bo wbrew temu, co powiedział jej osiem lat temu w Townsville, wciąż uważała, że mieli szansę.
Skoro była inna, niż wszystkie kobiety w jego życiu, dlaczego z takim trudem przychodziło mu uwierzenie w to, że z nią mogło być inaczej? Że przy tej nieznośnej i gadatliwej kokietce mógł w końcu zbudować coś trwałego, co sprawiłoby, że w końcu przestałby uciekać w pracę. We wszystkich romansach, w których z tak ogromnym zamiłowaniem zaczytywała się Dottie, głównej bohaterce zawsze udawało się zburzyć mur otaczający niedostępnego amanta. Zmieniał się dla niej, więc dlaczego Reyes nie mógłby w końcu pozbyć się tego, co ewidentnie go uwierało?
- O nie, zapomnij. Nie ma szans, żebym cię nawet wpuściła do domu, gdybym była zasmarkana, rozczochrana i w dresach. Bo nie wiem czy wiesz, ale ciężko choruje się w mini i pełnym makijażu - od razu zaprotestowała, gdyż to mogłoby zmienić wyobrażenie Cadena o niej raz na zawsze. I choć wyobrażenie sobie, jak opiekuje się nią w czasie choroby sprawiało, że po jej ciele rozpływało się przyjemne ciepło, kumulujące się zwłaszcza w okolicach serca, to zaraz po tym widziała swój czerwony nos, nieład na głowie i dochodziła do wniosku, że Reyes mógłby uciec gdzie pieprz rośnie, gdyby przyszło mu się zmierzyć z takimi widokami. Jednak mężczyźni byli w tych sprawach o wiele delikatniejsi, umierali już przy męskiej grypie, więc to zdecydowanie nie wydawało się przystosowane do ich wrażliwych oczu.
Niech nie odnosi mylnego wrażenia - Dottie również zajmowała się paznokciami, wydawała zbyt wiele na ubrania i rozklejała się przy każdej komedii romantycznej (których notabene oglądała nieprzyzwoicie dużo). Jej zainteresowanie motoryzacją zaczęło się zupełnym przypadkiem i jakoś tak się złożyło, że zaczęło się rozwijać - z drugiej strony, miała aż czterech braci, więc od najmłodszych lat męskie tematy nie były jej obce.
Gdy podjeżdżają pod jej chatkę, z uwagą rozgląda się po okolicy by upewnić się, że nigdzie w pobliżu nie ulokował się żaden aligator, który uniemożliwiłby jej wejście do domu. Zwykle doprowadzało ją to do szewskiej pasji, jednak dzisiaj mogło wyjątkowo kupić jej nieco więcej czasu sam na sam w towarzystwie sierżanta. Jak na złość, wszyscy "rdzenni mieszkańcy" Sapphire River pochowali się gdzieś z dala od jej werandy. - Nie chciałabym cię teraz rozczarować, ale moja umiejętność prowadzenia ciężarówki nie ma wpływu na odporność - zaśmiała się, gdyż chyba nikt do tej pory nie nazwał jej twardą babką. Wyglądała jak cynamonowa bułeczka i w głębi duszy była właśnie cynamonową bułeczką. - Oczywiście, że widzisz mnie w poniedziałek w pracy. Musiałabym chyba być umierająca, żeby nie przyjść bo aktualnie nie stać mnie na chorowanie - zażartowała. Choć było w tym sporo prawdy, bo i tak nie wiedziała już z czego ma zrobić opłaty, a do walentynek będzie chyba musiała żebrać o jedzenie u swojego rodzeństwa, więc zdecydowanie nie mogła sobie teraz pozwolić na siedzenie w domu. - Pomyślałbyś, że niewiele brakowało, a pracowalibyśmy razem o wiele dłużej? - zagaiła z ciepłym uśmiechem. Gdyby wszystko poszło zgodnie z jej planem, zaczęłaby pracę w australijskiej policji i niewykluczone, że ich ścieżki splatałyby się ze sobą o wiele częściej. Te słowa sprawiły jednak, że jej myśli zeszły na zupełnie inne tory - bo przecież od tego wszystko się zaczęło, prawda? Wstąpiła do akademii policyjnej, on był jej przełożonym... a ona była gotowa zrobić naprawdę wiele, by stał się kimś więcej. Podświadomie zbliżyła się nieco do niego. - Myślisz czasem o tym, co stało się w Townsville? - zapytała cichutko, doskonale wiedząc, że zrozumie jej pytanie. Ona myślała, o wiele częściej, niż chciałaby przyznać. Myślała o tym nawet teraz, zdając sobie sprawę, że wciąż pamiętała jak smakują jego usta. Czy teraz smakowałyby tak samo? Delikatnie przygryzła dolną wargę, gdy dystans między nimi zmniejszył się jeszcze mocniej. Był wtedy przeszło osiem lat młodszy, nie miał na twarzy zarostu i zdawał jej się smuklejszy - widać, że przez te wszystkie lata spędził wiele czasu na siłowni. A jednak to wciąż ten sam Caden, dla którego wtedy straciła głowę. Dla którego wyrzuciła swoją przyszłość przez okno. Dla którego bez zastanowienia zrobiłaby to po raz drugi.
Nim zdążyła się zastanowić nad tym, co tak właściwie robi, delikatnie i wręcz ostrożnie musnęła jego wargi własnymi. Chwila zawahania pojawiła się dopiero potem, gdy na moment zamarła tuż przy nim, zdając sobie sprawę, że właśnie przekroczyła pewną niepisaną granicę. - Przepraszam - szepnęła cichutko, jednak wcale nie żałowała. Tak samo, jak i wcale nie odsunęła się od niego nawet o milimetr, ufnie wpatrując się w jego zielone tęczówki. Chciała móc zdobyć się na więcej, ale nie potrafiła.
Chciała więcej, ale wykorzystała już wszystkie swoje ruchy.

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
To zawsze był dla niego trudny temat — ta jego słabość do tej uroczej, wiecznie gadatliwej blondynki oraz chęć jej chronienia przed wszystkim i wszystkim, szczególnie przed samym sobą. Bo oczywiście, że istnieje szansa na to, że mógłby się dla niej zmienić, że poświęciłby wszystko dla niej i ich związku, ale obawa, że istnieje również szansa na to, że tak się nie stanie, trzyma go uparcie z daleka. Chociaż nie tak daleko, jakby chciał, bo gdyby miał więcej samozaparcia, już dawno uciąłby wszelki prywatny kontakt z Dottie, w pracy traktując ją tak, jakby byli tylko i wyłącznie współpracownikami. Niestety aż nazbyt dobrze pamięta to, co stało się w Townsville — pamięta jej miękkie usta, ciepło jej ciała, drobne dłonie błądzące po jego przedramionach. Pamięta, że chciał więcej; dużo więcej. Naprawdę nie wie, jak udało mu się wtedy od niej oderwać, a potem wszystko między nimi zakończyć. Nie wie skąd znalazł siłę, by nie ruszyć za nią i nie błagać ją o wybaczenie.
A teraz jest jeszcze trudniej. Nic dziwnego, że tak uparcie robi wszystko, aby nie ulec jej kokieterii, bo kiedy już przekroczy tę granicę, czuje, że wtedy nie będzie już odwrotu. Tym razem już nie znajdzie siły, aby się wycofać. I gdyby widok Dottie z czerwonym nosem, rozczochranymi włosami i w rozciągniętym dresie faktycznie był w stanie go odstraszyć, prawdopodobnie już dawno wypróbowałby ten sposób. Prawda jest jednak taka, że najpewniej byłoby wręcz odwrotnie — widok ten tylko by go rozczulił i sprawił, że chciałby się nią zaopiekować. Dla niej byłby to wręcz idealny sposób, aby go przyciągnąć, ale chyba lepiej dla niego, że nie jest tego świadoma i myśli odwrotnie.
Twoja strata — rzuca tylko, wzruszając przy tym ramionami. — Szczególnie że zawsze wolałem cię bez pełnego makijażu — dodaje, sam nie wiedząc po co. Tak, jakby jego podświadomość uparcie chciała jej podpowiedzieć, co zrobić, aby było łatwiej jej go zdobyć. Bo zdecydowanie bardziej woli naturalnie wyglądające kobiety, niż te z toną tapety na twarzy, które po jej zmyciu wyglądają zupełnie inaczej. Nawet czerwony i zasmarkany nos nie jest mu straszny, szczególnie że w czasach, gdy był na froncie, widział o wiele gorsze obrazy. Rozszarpane twarze, oderwane nogi, rany postrzałowe — na ich tle widok przeziębionej osoby wypadał bardzo, bardzo słabo. Szczególnie widok chorej Dottie, która pewnie i w takim wydaniu byłaby dla niego piękna.
Rozgląda się mimowolnie po okolicy, również szukając nieproszonych gości, o których w tej okolicy bardzo łatwo. Całe szczęście nigdy w niej nie mieszkał, choć tak po prawdzie, żadna część Lorne Bay nie jest bezpieczna. Nieważne czy mieszkasz na obrzeżach, czy w centrum, ogromne pająki i węże w toaletach zdarzają się równie często. Mimo to i tak wolałby, aby Dottie mieszkała w jakichś lepszych warunkach, ale wie, że nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. Chociaż mógłby.
Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie — mówi, licząc na to, że naprawdę się nie rozchoruje. Bo gdyby przyszła w takim stanie do pracy, prawdopodobnie i tak byłby zmuszony odesłać ją do domu. Nie tylko dlatego, że w takim stanie niewiele by zrobiła, ale jeszcze zaraziłaby połowę komisariatu i co wtedy? Nie mówiąc o tym, że osobiście nie chciałby, aby się męczyła i przypadkiem zrobiła sobie krzywdę. Osoba chora powinna leżeć, odpoczywać i brać leki, aby szybciej wyzdrowieć i nie nabawić się nieprzyjemnych powikłań. Dlatego też czym prędzej powinna wrócić do domu, wziąć gorący prysznic, napić się herbaty i wskoczyć do łóżka. Tymczasem nadal siedzi w jego samochodzie, wpatrując się w niego tym swoim jasnym, przeszywającym spojrzeniem, z lekkim uśmiechem na ustach, a on nie potrafi oderwać od niej swojego wzroku.
Mhm — mruczy, nie mając pojęcia, co innego mógłby w tej chwili odpowiedzieć. Ma bowiem wrażenie, że ich rozmowa zaczyna schodzić na bardzo niebezpieczne tory. I upewnia się w tym, gdy blondynka zadaje mu kolejne pytanie, na którego dźwięk jego spojrzenie momentalnie ciemnieje.
Czy myśli o tym, co się stało w Townsville?
Naprawdę chciałby powiedzieć, że nie, wcale — ale wtedy by skłamał. Myśli o tym bowiem niemal każdego dnia, a przynajmniej odkąd znowu pojawiła się w Lorne Bay. Wcześniej wyparł to ze swojej głowy, zablokował te wspomnienia i bez niej w pobliżu łatwo było udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ale odkąd znowu się obok niego kręci, niemal cały czas zastanawia się, co by było, gdyby wybrał inaczej — gdyby wybrał .
Nie jest świadomy tego, w którym dokładnie momencie Dottie znajduje się tak blisko niego. Nie ma też pojęcia, czy to ona przysunęła się do niego, czy on do niej — a może ruszyli się oboje, czując to cholerne przyciąganie. Jedyne, co się teraz liczy to jej bliskość, która odbiera mu wszelkie zmysły i, przede wszystkim, zdrowy rozum. Właśnie dlatego się nie cofa; właśnie dlatego pozwala jej przysunąć się jeszcze bardziej i musnąć wargami jego usta. Tyle wystarczy, aby jego bariera, którą usilnie próbował zbudować przez ostatnie lata, runęła w mgnieniu oka.
Kurwa — rzuca niemal bezgłośnie, gdy jego ręka wędruje do jej policzka, na którym kładzie swoją dłoń. Wie, że nie powinien, a jednak jest to silniejsze od niego. Gładzi więc kciukiem jej miękką skórę, wzdychając ciężko w wyrazie poddania, by chwilę później złączyć ich usta w kolejnym pocałunku. Tym razem mocniejszym i pewniejszym, pełnym tęsknoty, którą czuł od tamtego nieszczęsnego dnia w Townsville. W tej chwili nic go nie obchodzi. Nie przejmuje się tym, że miał tego nie robić, że znowu daje jej nadzieję, że nie powinni. Teraz liczy się jedynie ona i jej bliskość.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
- Bardzo lubię męską definicję pełnego makijażu - parsknęła śmiechem słysząc jego słowa. Bo rzeczywiście, prawie za każdym razem, gdy słyszała od jakiegoś mężczyzny, że podobają mu się kobiety bez makijażu, miał na myśli kobiety w minimalnym makijażu. Gdyby natomiast jakaś delikwentka odważyłaby się pokazać mu w wersji saute, szybko byłaby posądzona o chorobę lub niewyspanie. - Ale tak czy siak, bardzo mnie to cieszy, bo rzadko kiedy noszę pełny makijaż... w sumie, nie jestem nawet pewna, czy kiedykolwiek mnie w takim widziałeś - mrugnęła do niego porozumiewawczo. Rzeczywiście, Dottie była dość oszczędna w kwestii makijażu i zwykle ograniczała go do niezbędnego minimum. Nie dlatego, że jakoś szczególnie manifestowała swoją naturalność, ale lubiła pospać i zwykle rankiem nie miała ani czasu ani ochoty by bawić się w blendowanie cieni. Może to i dobrze? Gdyby była nieco mocniej umalowana, teraz po staniu w deszczu wyglądałaby jak panda z rozmazaną pod oczami maskarą, ale na szczęście udało jej się tego uniknąć.
Dottie też wolałaby mieszkać w jakichś lepszych warunkach, ale niestety był to luksus, na który nie mogła sobie pozwolić. Jej finanse w ostatnim czasie znalazły się w opłakanym stanie, a ona sama potrzebowała nieco czasu dla siebie, by jakoś przepracować ostatnie zdanie, więc nie chciała współlokatorów - wynajęcie czegoś w najtańszej możliwej dzielnicy zdawało się najlepszą opcją. Z drugiej strony, znana była z tego, że bardzo szybko decydowała się na wspólne mieszkanie ze swoimi aktualnymi partnerami, więc przy dobrych wiatrach, przeprowadzka mogła być bliżej, niż dalej!
- Znasz jakiś indiański taniec, odpędzający przeziębienie? Jeśli tak, to najlepsza pora by go odtańczyć. Jestem prawie pewna, że nikt z sąsiadów nie ma tu założonych kamer, więc spokojnie, nasze popisy nie trafią na youtube - zażartowała sobie, jednak po króciutkiej chwili musiała nieznacznie się od niego odsunąć i zastawić buzię oraz nos dłońmi ponieważ... zebrało jej się na potężne kichnięcie. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco i wzruszyła ramionami - nie dało się ukryć, że zdecydowanie cieplej byłoby jej teraz w domu, po gorącym prysznicu, jednak nie potrafiła zdobyć się na to, by ukrócić ich spotkanie. Każda chwila spędzona z Cadenem była wyjątkowa i choć nie planowała wpadać dzisiaj na niego, to teraz równie dobrze mogłaby wcale nie ruszać się z samochodu.
Prawdę powiedziawszy, nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. Z jednej strony nie odsunął jej od siebie, nie zarysował żadnej granicy, ale z drugiej? To przekleństwo z jego ust wcale nie zabrzmiało przekonująco. Trwała więc w zawieszeniu, nie zdolna ruszyć się ani w jedną, ani w drugą stronę, czekając na jego ruch. Szala mogła przechylić się w każdą stronę, a mijające sekundy zdawały się trwać w nieskończoność. Jej serce zaczęło bić tak mocno, że miała wrażenie, iż w końcu wyskoczy jej z piersi... zaskakujące, że Caden nie usłyszał, jak mocno łopotało. Do niego.
A może jednak usłyszał? W końcu dotknął czule jej policzka, nie ukrócając jednak jej cierpień od razu, tylko każąc poczekać jeszcze chwilę, nim w końcu przerwie te tortury. Gdy jednak przyciągnął ją do siebie i całuje zdecydowanie, to wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo w końcu była jego. Ochoczo odwzajemniła jego pocałunek, napierając na niego nieco bardziej. Jedną dłoń ułożyła na jego policzku, drugą na szyi - zupełnie jakby bała się, że zaraz może jej uciec i chciała zatrzymać go przy sobie.
Bo przecież ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Ale musiała w końcu się skończyć, prawda? Niezależnie od tego, jak długo nie czekałaby na ten pocałunek i jak cudownie nie smakowałyby jego usta. Gdy w końcu, dość niechętnie, oderwali się od siebie, oparła czoło o jego czoło i spojrzała mu w oczy, delikatnie gładząc jego pokryty ostrym zarostem policzek. - Wcale nie chcę stąd iść - szepnęła niepewnie, trącając nosem jego nos. Wiedziała, że powinna opuścić jego samochód, nawet jeśli teraz drżała już nie tylko z powodu chłodu.

Caden Reyes
sumienny żółwik
.
ODPOWIEDZ