asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
11.

Trochę bała się tego spotkania z Gwen, jeśli miała być szczera. Od Bena wiedziała tyle, że blondynka nie była zbyt entuzjastycznie nastawiona do pomysłu otwarcia nowej kancelarii, a też mimo jej przyjaźni z adwokatem, wiedziała, że samo wsparcie Mari totalnie tu nie wystarczy. Było jej jednak bardzo miło, kiedy Fitzgerald wyraziła chęć odwiedzenia Chambers w szpitalu. Niby rudzielec zdążył już z niego wyjść, ale nie stało to na przeszkodzie w tym, aby się zobaczyć. Prawdę mówiąc liczyła na możliwość udania się do kawiarni, pierwszy raz od dawna, ale gdy spróbowała zagaić temat u Jony, nie tylko jej zabronił, ale też zaczął ględzić o odpowiedzialności i tym, że może przyjąć gościa tutaj. Trochę ją to zaskoczyło, jego z kolei zaskoczyło jej zaskoczenie, ale ostatecznie podała blondynce adres, a Wainwright dzień wcześniej przygotował dla niej i Gwen zdrowy deser, po tym, jak Mari ubolewała, że to tak nie wypada przyjmować kogoś bez ciasta. Pomalowała się i ubrała w coś innego, niż dresy, chociaż przez opatrunek wciąż stawiała na luźne ubrania i kiedy akurat bawiła się z Gacusiem - starym corgi, którego Jona dla niej adoptował, usłyszała dzwonek. Podniosła się ostrożnie, idąc do drzwi, które zaraz otworzyła. W sumie pewnie to miejsce było mylące, bo też... nie było żadną tajemnicą, że Marienne na podobny lokal nie stać.
- Hej, cieszę się, że już jesteś - przywitała się radośnie. - Bałam się trochę, że być może z przyzwyczajenia zajdziesz do Bena - zażartowała, dłonią wskazując, gdzie może powiesić swoje odzienie, jeśli takie miała. - Kawy, herbaty? Może wody? Niestety nie mam żadnego soku - przyznała od razu, nawet nie próbując takich rzeczy tutaj szukać. Po operacji nawet trudniej, niż zwykle, było znaleźć w apartamencie Jonathana cokolwiek słodkiego, a sama Mari zastanawiała się, czy przypadkiem Wainwright nie posądza go o wyżeranie cukru z cukiernicy, kiedy nie patrzy. Aż tak nisko nie zamierzała upadać, chociaż faktycznie restrykcyjna dieta wdawała jej się mocno we znaki i nie potrafiła podchodzić do tego racjonalnie, tłumacząc sobie, że to wszystko dla jej dobra.
- Och, to Gacuś - wspomniała jeszcze, bo Corgi przydreptał zobaczyć, kto przyszedł, delikatnie podskakując na swoich drobnych łapkach, na tyle, na ile wiek mu pozwalał.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ przed otworzeniem kancelarii

Nie musiała bać się spotkania z Gwen. Fitzgerald nie była przecież żadnym potworem, a jej obawy dotyczące rozkręcania własnego interesu wynikały przede wszystkim z tego, że blondynka nie była pewna, czy dźwignie psychicznie całe to przedsięwzięcie i czy nie zawiedzie Bena. Tego zdecydowanie nie chciała. Nie chciała również, żeby Mari miała o niej złe zdanie. Nie tylko dlatego postanowiła ją odwiedzić. Znały się, pracowały razem, będą razem pracować, Chambers była członkiem zespołu, nie ma wic nic dziwnego w tym, że się do niej wprosiła.
Ha. Nie tylko do niej. Nie oszukujmy się, od czasu wypadku Gwen była skupiona przede wszystkim na sobie i swoich własnych problemach, więc nie było chyba nic dziwnego w tym, że nie do końca wiedziała o tym, co działo się u innych ludzi. Ostatnio coś zaczęło się u niej zmieniać, powoli zaczynała wychodzić do innych ludzi... Chociaż to może za dużo powiedziane. Po prostu zaczęła nieco częściej się uśmiechać. Ale wracając do Mari, Fitzgerald podpytała nieco Bena i dowiedziała się kilku rzeczy o niej i jej facecie. Nie wypadało przecież zaglądać z wizytą i udawać zaskoczenia, kiedy kto zupełnie inny okazywał się być właścicielem mieszkania.
- Umówmy się, jesteś jednak trochę ładniejsza, niż Ben - uśmiechnęła się delikatnie. Nie to, żeby Hargrove był brzydalem, po prostu była ładniejsza jako kobieta. No. Zdejmować z siebie nic nie będzie, bo okryciem był jedynie cienki sweterek, barierę, która broniła jej ręce przed spojrzeniami ludzi. Nadal nie lubiła, kiedy ludzie zerkali na jej blizny i prawdopodobnie dlatego naciągnęła mocniej rękawy na nadgarstki.
- Może być herbata - odparła po chwili. Na kawę nie miała ochoty, woda była zbyt... No, nie miała na nią ochoty. Najchętniej poprosiłaby o wino lub inny alkohol, ale Mari była po zabiegu, a Gwen nie zamierzała sprowadzać jej na złą drogę.
Szkoda tylko, że nie miała nic dobrego dla psiaka. Corgi był naprawdę pocieszny, jego imię również, więc nie trzeba było czekać długo, aż blondynka poklepie go po głowie.
- Charlie i ja chcieliśmy mieć psa, ale nigdy nie mogliśmy zdecydować się na żadną konkretną rasę. W końcu postawiliśmy na kompromis - przygarniemy pierwszego psa, którego któreś z nas znajdzie w okolicach domu, ale jak na złość - a na dobroć zwierzaków - nikt nigdy żadnego nam nie porzucił.
Teraz nie chciała już psa, ale wciąż lubiła te cudze.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Stresowała się tym spotkaniem, chociaż było to absurdalne. Wydawało jej się, że nie jest szczególną mistrzynią w relacjach z kobietami, ostatnie jej spotkanie z przedstawicielką tej płci było z Lisbeth i co by nie mówić, skończyło się raczej tragicznie. W prawdzie Gwen znała i lubiła, ale i tak miała wrażenie, że jak powie coś nie tak, to blondynka wycofa się z kancelarii i z powodu Chambers wszystko pójdzie w pizdu. Nieprzyjemna wizja, tak jakby jej stresów brakowało w życiu.
- Naprawdę? - podchwyciła wypowiedź, której nie należało brać zbyt serio, ale jednak Marysia była Marysią. - Bo jednak Ben przystojny, a ja to taka wiesz... dziołszka - wyszczerzyła się, idąc do kuchni, aby zrobić dla nich herbatę. Doskonały wybór, sama się nią raczyła. - Tylko z cukrem też będzie kłopot, ale mam miód - było jej wstyd, ok? Przeklinała w głowie Wainwrigkta, bo nie miała pięciu lat, żeby chować cukier... nawet jeśli posunięcie to było totalnie rozsądne, ponieważ gdyby go znalazła, na pewno posłodziłaby nim swój napój, nawet jeśli miód nie był złym substytutem. Przy okazji zerkała jeszcze na Gacusia, z którym witała się Gwen i zrobiło jej się nieco głupio, bo nie chciała zmuszać kobiety do żadnych przykrych wspomnień. Nie była najlepsza w pocieszanie, raczej należała do tych niezręcznych osób, co wiecznie się śmieją. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio płakała, jak miała być szczera. Od roku na pewno nie miało to miejsca.
- Może mogłabyś sama zaadoptować? - zagadnęła, trochę głupio, jak już zalała herbaty i skierowała się z nimi w stronę części salonowej, gdzie położyła kubki na stoliku kawowym. - W sensie wiesz... to całkiem miłe i w domu nie jest pusto - przyznała. - Gacuś formalnie nie jest mój, ja nie mam warunków - wyjaśniła też, a zaraz zrozumiała, że mogło to nie brzmieć dość jasno. Speszyła się więc, poprawiając okulary na nosie. - No bo ten... to apartament Jony... Jonathana Wainwrighta w sensie, nie mój... ja tu tylko czasowo zalegam - trochę pokracznie to wyjaśniła, ale wyjaśniła! No i z tego co pamiętała, Gwen kiedyś pomagała prawnie w jakiś spawach blondyna, więc chyba się znali. Przynajmniej miała nadzieję, że niczego nie pomieszała, bo byłoby jej głupio tak mówić o obcym mężczyźnie, jakby blondynka musiała go znać.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Gdyby Gwen miała wycofać się z pomysłu otwierania kancelarii (a nie zamierzała tego robić), to na pewno nie z powodu Mari i tego, co ta mogłaby powiedzieć. Blondynka chyba przywykła już do tego, że Chambers bywa czasem... nieco niezręczna, ale taki już jej urok. Jedno trzeba jej oddać - czy tego chciała, czy nie, potrafiła czasem poprawić komuś humor, bo po jej słowach Fitzgerald wyraźnie się uśmiechnęła.
- Fakt. Jest - przyznała jej rację. - A ty wcale nie jesteś dziołszką.
Cokolwiek znaczyło to w rodzinnych stronach Mari. Domyślała się, ale postanowiła jednak w to nie brnąć, bo i tak Chambers trochę się już wyrobiła. Mieszkała w wielkim mieście, miała zacząć pracę w świetnej kancelarii z dwójką fantastycznych szefów i... Miała Jonę. A do przykrych wspomnień zdecydowanie jej nie zmusiła. Nie było przecież tak, że widok każdego psa sprawiał, że Gwen miała ochotę płakać, a temat przygarniania zwierzaka rozpoczęła ona sama. Musiała o tym wszystkim mówić. Musiała się otwierać. Nie mogła do końca życia przeżywać śmierci męża, bo chociaż było to bolesne, to jednak z jakiegoś powodu jej udało się przeżyć i zamierzała teraz skupić całą swoją energię na tym, by kancelaria, ich wspólne marzenie, rozkwitała z każdym dniem.
I na pewno będzie w niej cukier.
- Rzadko bywam w domu, a pies potrzebuje towarzystwa - odparła, całkiem racjonalnie zresztą. Mogłaby przygarnąć zwierzaka, pewnie, tylko po co? Po to, żeby ten całymi dniami siedział sam? To bez sensu. Fitzgerald i tak nie zmieni swoich starych przyzwyczajeń. Nie zacznie nagle nocować w domu i spędzać mniej czasu w barze. Zamiast tego będzie przesiadywała w kancelarii, więc ostatecznie i tak wyjdzie na to samo.
- Daj spokój. Nie musisz się tłumaczyć. Mieszkasz tu ze swoim facetem, wszyscy to zrozumieją.
Może nieco to wszystko uprościła, ale co poradzić na to, że taka już była? Mari nie musiała się krygować. Przecież nie było w tym nic złego. Faktycznie, znała Wainwrighta i jeśli miałaby coś o nim powiedzieć, to na pewno to, że temperament Mari zdecydowanie do niego pasował. Kogoś takiego było mu trzeba. Ktoś musiał nieco go rozruszać.
- Jak się czujesz? - spytała po chwili. Jakby na to nie patrzeć, zabieg był poważny, więc mogło być różnie.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Uśmiechnęła się wesoło, kiedy Gwen powiedziała, że Mari wcale dziołszką nie była, ale tak po prawdzie sama Chambers nie była taka pewna, czy blondynką ma rację. W każdym razie miło było wiedzieć, że taka elegancka kobieta ma o niej dobre zdanie, bo nie ma co ukrywać... Właśnie do osób pokroju Gwen, Marianne stałe się porównywała.
- Racja, ale Jonathan też tak kiedyś mówił... Prawdę mówiąc zaskoczył mnie niesamowicie tą adopcją - uśmiechnęła się, zerkając w kierunku Gacusia. Ten nadal był raczej nie ufny, ale trudno mu się dziwić. Był chory, stary, a i większość życia spędził w klatce schroniska, a nie w domu. Minie trochę czasu nim przyzwyczai się do ludzi.
Zaskoczyło ją trochę, gdy Gwen tak bezpośrednio wspomniała o tym, że Mari mieszka z Wainwrightem. Rudowłosa aż podskoczyła niczym oparzona, machając rękami na boki.
- Nie no, nie mieszkamy, po prostu mnie zaprosił po operacji - Tak naprawdę zaproponował, żeby Mari się wprowadziła, ale niestety Chambers była głupia i źle to wszystko zrozumiała. - Głupio by tak było, jakbym mu się zwalila na głowę na stałe - zaśmiała się i przyniosła desery, które zrobił Jonathan, ale jeszcze nie siadała, bo przypomniała sobie o czymś jeszcze i musiała pójść do sypialni, by wrócić z niewielką paczuszką.
- Nie jest najgorzej. Myślał, że będzie lepiej, ale staram się nie dołować - przyznała zgodnie z prawdą, w końcu siadając. - Jonathan mówi, że to dlatego, że za mało odpoczywam, ale mi się wydaje, że nic innego nie robię - dodała ponownie się śmiejąc, a następnie nieco spowalniała. Wyciągnęła w kierunku Gwen niewielkie pudełko, w którym schowany był kubek w motocykle, jaki kupiła już jakiś czas temu.
- To prezent świąteczny. Wiem, że do świąt jeszcze trochę czasu, ale boję się, że potem nie będzie okazji. To nic wielkiego, więc oczywiście nie czuj się zobligowana - zapewniła, by jej gość nie czuł się przez ten gest niezręcznie. To był tylko kubek, bo też na więcej Mari nie mogła sobie pozwolić. - Ale otwórz dopiero w święta, żeby teraz nie było mi głupio - poprosiła, sięgając w końcu po swój kubek z herbatą.


Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Może i dziołszką była, ale sposób, w jaki radziła sobie w nowym mieście i to, że znalazła pracę w renomowanej kancelarii (bo w przyszłości biznes Bena i Gwen na pewno taki się stanie, a to, że praca trafiła do niej po znajomości o niczym nie świadczyło) na pewno sprawiało, że Fitzgerald patrzyła na nią nieci inaczej. A porównania... Po co porównywać się do ponuraka?
- To chyba dobrze, że potrafi zaskakiwać cię w pozytywny sposób? - spytała, chociaż tak naprawdę Mari nie musiała odpowiadać. To było oczywiste. - Daj spokój. Twoje rzeczy są w jego mieszkaniu, więc mieszkacie razem, a twój zabieg i rekonwalescencja tylko wszystko przyspieszyły. Nie ma w tym nic złego.
A już na pewno nic zdrożnego, przynajmniej w oczach Gwen. Taka kolej rzeczy, prawda? Najpierw randka, potem druga, aż w końcu przychodzi ten etap życia, kiedy chce się razem mieszkać, nawet jeśli wynika to z okoliczności. Co z tego, że jej choroba nieco pozmieniała układ sił i odrobinę przyspieszyła nieuniknione? Trzeba cieszyć się, że Jona zachował się jak prawdziwy facet i nie zostawił jej samej.
Tego trochę jej zazdrościła. Oczywiście nie miała tu na myśli uszkodzonego serca, ale gdyby tak na to wszystko spojrzeć... Jej własne też było mocno pokiereszowane. Zazdrościła Mari tego, że ma Jonę, tego, że czeka ich wiele wspaniałych chwil, wzajemne poznawanie siebie i swoich nawyków...Wiele oddałaby, żeby znów czuć się tak, jak ona, ale nie chciała dawać tego po sobie poznać.
- I ma rację. Odpoczywaj, póki masz okazję. Nie licz na żadną taryfę ulgową, kiedy zaczniesz już pracę w kancelarii - oczywiście żartowała. - Leżenie w łóżku rzeczywiście może być nudne, ale znajdziesz sobie jakieś zajęcie.
O, na przykład kupowanie prezentów. Trzeba bowiem przyznać, że kompletnie zaskoczyła Gwen. Blondynka ani trochę nie spodziewała się tego, że Chambers będzie coś dla niej miała i zdecydowanie było widać rysujące się na jej twarzy zaskoczenie. Na szczęście udało jej się dość szybko nad nim zapanować.
- Nic dla ciebie nie mam - przyznała od razu. Mari mogła mówić, że Fitzgerald nie mus czuć się zobowiązana, ale ona i tak wiedziała już, że w jakiś sposób jej się zrewanżuje. - Dziękuję - uśmiechnęła się. - Okej, dopiero w święta - położyła pakunek na stole. - Postawisz zdjęcie Jony na swoim biurku w kancelarii? - spytała po nieco dłuższej chwili. Ot, zgrabne przejście od tematu Wainwrighta do nowego miejsca pracy.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie chciała zanudzać Gwen rozmowami o jej związku, bo po pierwsze nie była pewna, czy to na miejscu, a po drugie, czy w ogóle blondynkę to obchodzi. Mimo to uśmiechnęła się na jej pytanie. Jonathan nie był zbyt przystępną osobą, kto, jak kto, ale rudowłosa doskonale o tym wiedziała, tylko że na przestrzeni ostatnich miesięcy zrozumiała też, że mimo swojej szorstkiej skorupy był niezwykle czułym i opiekuńczym człowiekiem, któremu zależy na bliskich.
- No nie wiem... mimo wszystko nie jestem pewna, czy Jona cieszyłby się gdybym mu tu zaległa na stałe - zażartowała, chociaż ona naprawdę obawiała się, że mogłaby Wainwrightowi sprawia problemy. - On ma dużo swoich mega dziwnych zasad, których ja nie potrafię respektować - wyjaśniła, co miała na myśli, a przynajmniej podała jakiś przykład. Nie było co ukrywać, Jona i Mari niesamowicie się od siebie różnili i znalezienie cech wspólnych w ich przypadku nie było zbyt łatwe.
Może i Chambers należała do kobiet roztrzepanych, ale przy tym potrafiła wykazać się empatią, to też mimo wrodzonej gadatliwości, nie chciała zbyt wiele trajkotać o jej związku z Jonathanem. Wciąż poznawała Fitzgerald, ale nawet gdyby nie wiedziała o kobiecie niczego, zrozumiałaby, że szczęście Mari mogłoby budzić w niej przykre wspomnienia. No szczęście... o ile tak nazwać można rozpadające się serce. Przynajmniej w tamtym momencie naprawdę wierzyła, że już jest dobrze i będzie tylko lepiej.
- Nigdy nie liczyłam - przyznała, bo jednak w pracy z Benem zawsze chciała zrobić więcej, niż Hargrove od niej wymagał. Była pracowitą kobietą, którą siedzenie w miejscu nudziło. - Już od dawna leżę i odpoczywam, oszaleć można - przyznała zgodnie z prawdą. - Nie sądziłam, że tyle czasu spędzę w szpitalu - mruknęła jeszcze pod nosem, bo chociaż była już na wolności, to nadal miała żal o ten pobyt. No, ale teraz nie o tym, a o prezencie. te lubiła robić i nie liczyła na nic w zamian.
- Ja niczego nie potrzebuję - zapewniła ją zaraz, a na pytanie o Jonę uśmiechnęła się delikatnie. - W zasadzie... byłoby fajnie to zrobić, musiałabym wywołać zdjęcie... bo no, nie mamy ich za dużo, ale coś wymyślę - uniosła jeszcze wyżej kąciki ust, gdy usiadła wygodniej na kanapie i przysunęła zdrowy deser w kierunku blondynki. - Mam nadzieję, że będzie ci smakowało - nie ona to robiła, więc były na to duże szanse. Sama sięgnęła po swoją łyżeczkę, bo już nie mogła się powstrzymać.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Gdyby Mari zaczęła opowiadać o tym mniej więcej rok temu, reakcja Gwen byłaby zgoła inna. Nie chciałaby wtedy słuchać młodej asystentki i - nie ukrywajmy - niezbyt by ją to interesowało, ale teraz... Teraz nawet i w jej... W jej czymś coś się działo. Nie to, żeby od razu w sercu... Powiedzmy, że ona sama zaczęła dostrzegać wyrwę w skorupie kogoś innego, płci przeciwnej i zaczęła zauważać, że w jej własnej skorupie też coś zaczyna pękać.
- Daj spokój. Od razu widać, że mu na tobie zależy. Jaki inny lekarz robiłby tyle dla swojej pacjentki? A do jego zasad przywykniesz. A on do twoich. Na tym chyba polega kompromis, prawda? Ty zaakceptujesz jego, on zaakceptuje ciebie, tak to już jest. Mój Charlie lubił czasem rozrzucać swoje buty po całym domu. Wiesz, niby je zdejmował, ale robił to tak, że strzepywał je z nogi i za każdym razem lądowały w innym kącie. Z czasem się dotarliśmy. On rzucał buty tylko w jeden kąt, a ja przestałam się na niego wściekać.
Jeszcze rok temu nie byłaby gotowa o tym mówić. Teraz było inaczej. Minęło trochę czasu, coraz lepiej poznawała też Mari i chciała powiedzieć coś o sobie. Nie chciała wydawać jej się kimś tajemniczym i mistycznym. Była człowiekiem i za takowego chciała urodzić.
- Więc czytaj. Będziesz pracowała w kancelarii, więc czytaj kodeksy, artykuły, książki, cokolwiek. Wykorzystaj ten czas, bo kiedy zaczniemy pracować na poważnie, nie będziesz miała u mnie taryfy ulgowej. Zresztą, Ben też nie będzie jej miał.
O tak. Jemu również nie ustąpi. Kancelaria ma działać, z czasem ma stać się najlepszą w tej części kraju. Wiadomo, nie od razu, nie od dziś, ale za tydzień, miesiąc rok... Kto ich powstrzyma? Chyba tylko oni sami siebie.
- Przejrzyjcie je razem. Na pewno wybierzecie coś fajnego - bo to dobry plan na wspólne spędzenie czasu, a wybieranie zdjęcia na biurko do pracy zawsze powinno być ważnym etapem każdego związku. No i ona również sięgnęła po deserek. - To coś domowej roboty?

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Marienne nigdy nie miała problemu z mówieniem o czymkolwiek, była nawet zbyt otwarta, pewnie też przesadnie ufna, bo może bezpieczniej byłoby pewne fakty zachowywać dla siebie, podczas gdy ona sama najchętniej zapoznałaby się z każdym przechodniem. Inaczej wyglądało to w kwestii powierzanych jej tajemnic, bo tych mimo wszystko chroniła za cenę własnego życia.
- Cóż, w naszym związku to raczej ja rozrzucam buty - przyznała zgodnie z prawdą. Z jednej strony dziwnie było jej tak plotkować, o ile można to tak nazwać, z Gwen. W Lorne Bay znała zdecydowanie więcej mężczyzn, więc typowo babskie spotkania nadal były dla niej nowością. No i dodatkowo nie znała aż tak dobrze blondynki, a przy tym wiedziała, że jej życie nie jest aktualnie tak kolorowe, jak te należące do Chambers. W sensie życie uczuciowe, bo jednak na innych polach Mari też obrywała, mimo że nadal nie zdawała sobie sprawy z powagi swojej sytuacji zdrowotnej.
To co rzucało jej się na pierwszy rzut oka, to duże różnice między Gwen, a Benjaminem. Nie, żeby Mari to przeszkadzało, ale czuła się trochę tak, jakby blondynka nie wiedziała, że Chambers przez prawie rok była asystentką Hargrove, więc mimo braku wykształcenia, jakąś wiedzę zdążyła już zdobyć.
- Ben mnie wiele nauczył... jak zaczynałam, pożyczył mi sporo książek, to było rok temu - uśmiechnęła się grzecznie, by dać do zrozumienia, że chociaż nigdy nie dosięgnie poziomu dwójki wspólników, to też nie tak, że startuje całkowicie od zera. Poczuła się delikatnie przytłoczona, a może nawet zestresowana, bo być może... wcale nie będzie takim dobrym pracownikiem dla tej nowej kancelarii, jak sądziła. - Benjamin jest świetnym specjalistą, on na pewno niczego nie spartoli - zauważyła zaraz, bo prędzej Mari miała tam być kulą u nogi. Nawet jeśli prawnikiem nie była, to wiedziała, że jej szef doskonale sobie radzi w te klocki. Zaraz porzuciła jednak ten temat i parsknęła śmiechem.
- Razem? Z Jonathanem? - zachichotała kręcąc głową na boki. - To nie ten typ... myślę, że jakbym mu powiedziała, że chce mieć nasze zdjęcie w kancelarii, to byłoby mu głupio - wyjaśniła co miała na myśli, bo niestety w takich kwestiach Wainwright był niezwykle oporny. Skinęła też na deser. - Tak, coś bez cukru i na jogurcie, musie owocowym... nie ja robiłam, ja kupiłabym pączki, ale mi nie wolno - pożaliła się blondynce, bo jednak o niczym tak teraz nie marzyła, jak o pysznym pączku, a najlepiej pięciu pączkach o różnych smakach.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Nigdy nie podejrzewałabym Jony o coś takiego - zdobyła się na delikatny uśmiech. Jakoś nie potrafiła wyobrazić sobie mężczyzny rozrzucającego obuwie po całym mieszkaniu. Nie potrafiłaby chyba również wyobrazić sobie Mari jako tej bardziej pedantycznej w ich związku. Bez urazy, może jednak nie miała racji i po prostu kierowała się stereotypami, ale kto tego nie robił? Bo owszem, gdyby patrzeć stereotypowo, to między Bene i Gwen było sporo różnic, tyle tylko, że w ostatecznym rozrachunku wszystkie one sprawiały, że stanowili zgrany duet.
Fitzgerald to wszystko wiedziała, tyle tylko, że przez ostatnie dwa lata sama nie pracowała w zawodzie i nie miała okazji, by przekonać się osobiście o tym, jak radzi sobie Chambers. Brak odpowiedniego wykształcenia nie był przeszkodą. Naprawdę. Liczyło się zaangażowanie oraz zaufanie, a skoro Ben ufał swojej asystentce, to robiła to również jego wspólniczka.
- Wiem, że ty też niczego nie spartolisz - przytaknęła. - W zasadzie... Chyba będę miała do ciebie małą prośbę - zaczęła. - Od czasu wypadku nie pracowałam, a przepisy zmieniają się tak szybko, że chyba za tym nie nadążam. Chciałabym być przygotowana, kiedy już zaczniemy działać, rozumiesz. Mogłabyś kiedyś, w jakiejś wolnej chwili, wydrukować mi kilka ustaw albo chociaż zrobić mi jakiś spis aktów prawnych lub kodeksów, które najbardziej się zmieniły?
Kogo miała o to prosić? Mogłaby Bena, fakt, ale Ben i tak zrobił kawał dobrej roboty, załatwiając wszystkie formalności związane z otworzeniem kancelarii (za co już zawsze będzie mu wdzięczna). Uznała więc, że Mari będzie odpowiednią osobą. Zresztą, Hargrove wiedział już, że Fitzgerald nie czuje się do końca pewnie. Chambers również musiała o tym wiedzieć, skoro będzie profesjonalną asystentką.
- Rozumiem - przytaknęła. Przecież nie będzie namawiała jej na siłę. - A co powiesz na zdjęcie naszej trójki stojące gdzieś w recepcji?
Dzięki temu w kancelarii zrobi się jakoś bardziej rodzinnie, a przecież Mari zdecydowanie była ważnym członkiem ich zespołu.
- Całkiem smaczne. Wolałabym coś z alkoholem, wiesz, na przykład z polewą z ajerkoniaku... - uśmiechnęła się, żeby było widać, że żartuje. A pączków w mieście już nie ma. Wszystkie zjadł Thomas Winfield.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Chciała pokazać się od możliwie jak najlepszej strony przed blondynką. Nie miały możliwości ze sobą pracować, a po samych papierach Mari raczej nie robiła zbyt dobrego wrażenia. Wiedziała, że w miejscach takich, jak kancelaria, samo liceum nie robiło wrażenia. Gdyby jeszcze Chambers sprawiała wrażenie genialnego dziecka, czy przynajmniej kogoś rozgarniętego, ale niestety... nic z tych rzeczy. Jedyne co mogła zrobić, to licząc na to, że Gwen da jej szasnę i nie skreśli zbyt szybko. Benjamin to zrobił i chyba przez ostatni rok stanowili całkiem zgrany zespół.
- Jeju, dajesz mi takie odpowiedzialne zadanie? - zaprawdę ją to zaskoczyło, ale pozytywnie, nawet jesli przy okazji poczuła niemały stres z tym związany, bo nie było to wcale takie łatwe. Poza tym ostatnio wszyscy mówili jej, aby się oszczędzała, odpoczywała, więc nowe zadanie było czymś, co w ogóle na swój sposób rozpoczynało w jej życiu w końcu ten stan, za którym tak tęskniła, a od którego kazano jej wziąć nieplanowany urlop. - W sensie ten, no! Cieszę się bardzo! Nie zawiodę cię, a raczej postaram się nie zawieść, może potem dla pewności dam to Benowi do sprawdzenia, żebym cię w jakieś bambuko nie wprowadziła, czy coś... - trochę za dużo słów z siebie wywaliła, ale była jednocześnie podekscytowana i przerażona. Najchętniej już usiadłaby przed swoim komputerem, a w zasadzie laptopem Jonathana, bo przecież własnego nie miała. Oczywiście planowała to robić, jak Wainwrighta nie będzie, nie, żeby nie pożyczył jej sprzętu, ale jeszcze by ględził, że się przemęcza, bo był mocno nadopiekuńczy na tym polu.
- Omg, co? - kolejny szok, którego nie mogła przewidzieć. - Naszej trójki? W sensie, że waszej, Bena i Gwen, założycieli kancelarii i Mari... dzikusa znikąd? Naszej trójki czy jakiejś innej trójki, popraw mnie, jak się mylę - mrugała stanowczo zbyt szybko, by wyglądało to normalne, ale nie spodziewała się takiej propozycji i trochę bała się, że blondyna robi sobie z niej żarty.
- No i jezu, nie musisz mi mówić... zabiłabym za wyjście do baru z piwem, meczem i orzeszkami - rozmarzyła się trochę, bo był to ten typ, który w ten sposób wprost uwielbiał spędzać czas wolny, a to też aktualnie pozostawało poza jej zasięgiem. Niestety, wszystko co dobre było niedozwolone.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
No... Nie oszukujmy się. Gdyby taka anonimowa Mari przyszła do nich z ulicy i ubiegała się o jakąkolwiek posadę, Gwen nie zatrudniłaby jej nawet w sekretariacie. Na szczęście znały się, Chambers zdążyła już całkiem nieźle sprawdzić się, współpracując z Benem, więc Fitzgerald nie miała powodu, żeby jej nie ufać.
- Trochę - odparła po chwili. - To tylko odrobina biurowej pracy, coś, co bez problemu znajdziesz w sieci, nawet leżąc w łóżku z telefonem - dodała. - W pewnym sensie jestem taka, jak ty - ale tylko w pewnym, ok. - Też zaczynam wszystko od początku, nie do końca wiedząc, co powinnam robić. Boję się tego, że nie dam sobie rady, że nie wejdę na odpowiedni pułap, którego chciałby Ben, że po przerwie nie będę dla niego wystarczająco dobra, ale chcę być. Nie zamierzam go zawieść.
Do tego była jej potrzebna pomoc Mari. Jeśli potrzebowała potwierdzenia, Hargrove na pewno wszystko sprawdzi i przy okazji sam odświeży stan swojej wiedzy. Pracowali przecież na swój własny sukces, nie na sukces kogoś innego. Firmowali ten projekt swoimi nazwiskami, ale Gwen naprawę chciała, żeby całość utrzymywała się w przyjemnej i rodzinnej atmosferze.
- Hej, damy sobie radę - puściła jej oczko. - Nie jesteś dzikusem znikąd. Jesteś naszą pierwszą asystentką i jestem pewna, że Ben nie będzie miał nic przeciwko takiemu zdjęciu, a kiedy kancelaria się rozbuduje, kiedy zatrudnimy więcej osób, to ty będziesz najlepszą osobą do pokierowania resztą asystentów.
Bo pewnie kiedyś dorobią się całego tabuna młodych, zdolnych ludzi, którzy będą chcieli zdobywać doświadczenie w tej kancelarii. Wtedy to Mari, jako ta z największym stażem, może nimi dowodzić. Fitzgerald nie będzie miała nic przeciwko temu.
- Okej, do baru cię nie zabiorę, ale jeśli włączysz mecz, to zamówię nam piwo - bezalkoholowe - i orzeszki z Moonlight.
Od razu poruszyła brwiami. Wszystko wskazywało na to, że miała dziś całkiem dobry humor, więc trzeba z tego korzystać!

Mari Chambers
ODPOWIEDZ