żona — poszukuje czegoś odpowiedniego dla siebie
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że wiedziała, że mogła olać nieznajomą dziewczynę, nawet jeśli ta nie sprawiała wrażenia, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Addie nie posiadała przesadnie altruistycznej natury. Przez większość swojego życia wychowywała się w przekonaniu, że każdy powinien troszczyć się przede wszystkim o siebie i o tych, którzy byli mu najbliżsi. Bezinteresowna troska o zupełnie obce osoby znajdowala się dopiero na dalszych miejscach listy życiowych priorytetów. W tamtym momencie jednak nie musiała tak naprawdę martwić się o żadną z innych rzeczy z listy – ani o pieniądze, ani o jedzenie, ani o siebie samą. Nie chciało jej się nawet sikać. Równie dobrze mogła więc wetknąć nos w nie swoje sprawy… I być może (choć tylko być może) pomóc komuś, kto mógł tej pomocy potrzebować. W ramach poprawy swojej życiowej karmy albo czegokolwiek w tym stylu.
- Mogłabym – przyznała po prostu, bo nie zamierzała sypać z rękawa głębokimi i ckliwymi frazesami o tym, że nie miałaby serca pozostawić zagubionej dziewczyny samej sobie albo jakimikolwiek pierdołami w tym stylu. Mogła wyglądać, ale w gruncie rzeczy nie była pretensjonalna. Nadal była tylko prostą dziewczyną, której ojciec stracił niemal wszystko z powodu złych decyzji biznesowych, gdy miała kilkanaście lat i najtrudniejsze lata życia przed sobą. No, nieważne, to nie było przecież jej show, nie? Nie planowała mówić o sobie, nikt nie pytał. To ona była tą zaczepiającą stroną. - Ale może mogłabyś mnie poczęstować papierosem i jeśli chcesz coś z siebie wyrzucić, to całkiem nieźle idzie mi w słuchanie – zaproponowała i nawet nie była to nieprawda. Faktycznie potrafiła słuchac. Słuchanie było kluczem do odkrywania, w jaką rolę powinna się w danym momencie wcielić, aby spełnić oczekiwania otaczających ją ludzi. No i tak już zupełnie swoją drogą, miała wrażenie, że wygadanie się zupełnie obcej osobie może być znacznie prostsze niż wyżalenie się komuś bliskiemu, z bezpośredniego otoczenia. Obca osoba siłą rzeczy była totalnie bezstronna i obiektywna, a na dodatek po tej jednej rozmowie miała zniknąć, a wraz z nią wszystkie opowieści i zwierzenia, które wrzuciło się do niej jak do studni bez dna.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Wmawiała sobie, że nie chce być przez nikogo znalezioną, ale to chyba nie do końca było prawdą i to wkurzało ją jeszcze bardziej. Czuła się przez to żałośnie, bo okłamywała samą siebie, że jest silniejsza i bardziej niezależna, niż w rzeczywistości. Wydawało jej się, że jakoś to wszystko lepiej zniesie. Sama rzuciła Remigiusa, robiła to dla jego dobra, może nie był znanym aktorem, ale był rozpoznawalny na tyle, by plotki pod postacią zbyt młodej dla hejterów dziewczyny, nie służyły dobrze jego osobie. Poza tym gdyby przynajmniej Lisa potrafiła zjednać sobie każdego uśmiechem... może wtedy byłoby łatwiej, dodawałaby przynajmniej te trzy punkty do PR'u, ale niestety... była wiecznie ofukanym gremlinem, który przygryzał policzek od środka, za każdym razem, gdy uśmiech próbował zakwitnąć na jej twarzy. Była po prostu dziwna i to jedno wiedziała już od dawna, nawet na długo przed Soriente, ale durne uczucia pozwoliły jej wierzyć, że pomimo tego mogłoby im się udać. Tych wszystkich myśli było tak wiele, a jednocześnie nie potrafiła ubierać ich w słowa, więc rozmowa wydawała się kiepskim pomysłem. Z resztą sądziła, by komuś mogło na niej zależeć, więc tym bardziej zdziwiło ją, że nieznajoma blondynka jeszcze sobie nie poszła. Szybko jednak uznała, że jest tu dla papierosa, nie dla samej Lisy.
- Proszę - przetarła twarz rękawem i uniosła paczkę, aby nieznajoma się poczęstowała. Chociaż Westbrook nie sprawiała wrażenie niezwykle przyjacielskiej dziewczyny, to jednak nigdy nie należała do skąpych osób i nie najlepiej szło jej odmawianie. Przynajmniej nie te w temacie dzielenia się. - Nie wiem, gdzie miałabym zacząć i to raczej brzmiałoby jak basic problemy typowej gówniary - ostatnie słowa powiedziała z nieskrywaną odrazą, bo linczowanie samej siebie i umniejszanie temu, co aktualnie równało się dla niej końcowi świata, było jakimś dziwnym systemem, w który wpadła i z którego nie potrafiła się uwolnić. Prawdę mówiąc nie próbowała nawet. Podała blondynce jeszcze zapalniczkę, a chociaż jej gardło błagało, by tego nie robiła, dla siebie też odpaliła kolejnego papierosa. Jakby na złość Remigiusowi, bo wiedziała, że tego nie pochwalał, ale... wmawiała sobie, że dobrze mu tak, bo go tu nie było, by ją powstrzymać. No idiotka. - Serio, nie wyjdziesz na wredną jędzę, jak mnie olejesz. Jestem mało przyjacielska, mam chamski wyraz twarzy i ostentacyjną manierę wypowiedzi. Nic we mnie nie zachęca do tego, by - starała się mówić z tą typową sobie nonszalancją, jakby nic nie mogło jej złamać, kiedy tak naprawdę nic, co ją tworzyło nie było całością. Nawet nie wiedziała kiedy głos jej się załamał, broda zaczęła drgać, a oczy, które miały być wysuszone, znów zaczęły wilgotnieć. - By marnować na mnie swój czas - mimo to musiała dokończyć wypowiedź, jakby od tego zależało jej życie. Te aktualnie i tak nie posiadało żadnego ciekawszego sensu.

adeline tremaine
żona — poszukuje czegoś odpowiedniego dla siebie
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie szukała przyjaciół. To znaczy okej, może jeszcze nie tak dawno temu faktycznie zagadywała nieznajome kobiety w lokalnym supermarkecie tylko po to, aby nawiązać jakikolwiek kontakt z potencjalną nową koleżanką, ale akurat w tym konkretnym przypadku nie zagadywała młodej nieznajomej dziewczyny, planując zostać jej najlepszą przyjaciółką. Nie potrzebowała zachęcających uśmiechów, pełnych otwartości spojrzeń czy zaproszeń innego rodzaju. W gruncie rzeczy nie potrzebowała niczego i tak na dobrą sprawę, gdyby dziewczyna kazała jej tak po prostu spadać, to spadłaby do swojego życia, nie protestując jakoś specjalnie. Nie była żadną Matką Teresą od ratowania zagubionych nieszczęśliwych dusz wypłakujących oczy pod pomostem w małym, spokojnym miasteczku pośrodku niczego w Australii. Ale skoro już znalazła się w pobliżu i nie miała niczego innego do roboty… Nie była tak zupełnie i całkowicie nieczuła. Tylko odrobinę. I było milion rzeczy, które mogła obarczyć za to winą!
- Możesz zwyczajnie od początku – zaproponowała coś, co wydawało jej się rozsądne. Historie zawsze najlepiej było zaczynać od początku. Inną kwestią było to, że w niektórych przypadkach określenie tego, gdzie leżał ten właściwy początek, wcale nie należało do najłatwiejszych. Czasami nie był to ten chronologiczny start całej opowieści, zdarzało się przecież, że najważniejszym punktem wyjścia były konsekwencje… Ale hej, to nie jej własna historia wisiała teraz pomiędzy nimi i papierosowym dymem. To nie Addie była tutaj narratorem. Ona tylko mogła być słuchaczką. - Albo od dzisiejszego poranka... Wczorajszego wieczora – zaproponowała, mimo wszystko podejmując próbę bycia przydatną w tej całej sytuacji. No bo ej, niezależnie od tego, czy faktycznie zależało jej na nowych przyjaciółkach, skoro już wpakowała się w samotność tej konkretnej dziewczny, równie dobrze mogła dać coś od siebie, prawda? Albo przynajmniej się postarać. - Nie przejmuj się, sama nie tak dawno temu byłam bardzo basic typową gówniarą – dodała z cichym parsknięciem. Nie czuła się stara. Niby miała męża, własny dom i cała serię problemów, które wiązały się z tym całym dorosłym życiem, ale czasami miała wrażenie, że jest tylko głupią, prostą gówniarą, która jedynie udaje, że jest dorosła znacznie bardziej, niż była faktycznie, podczas gdy w rzeczywistości wcale nie potrafi poradzić sobie ze wszystkim, z czym wiązało się dorosłe życie.
- Słuchaj… - zaczęła po prostu, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że nie jest odpowiednią osobą do prawienia komplementów nieznajomym dziewczynom i to tylko dlatego, że ewidentnie wpadły w dołek i potrzebowały jakiejś pomocnej dłoni. Mimo wszystko jej ton był łagodny. - Już tu jestem, tak? Ja i mój czas, którego mam naprawdę sporo. Nie znamy się, czasem tak jest łatwiej – powiedziała, po czym wzruszyła ramionami. Nie mogła jej zapewniać, że jej twarz wcale nie wyglądała chamsko – bo ledwo widziała ją spod kaptura, że jej maniera wypowiedzi była ostentacyjna – bo nie miały okazji faktycznie porozmawiać, nie posiadałą nawet odpowiednich kompetencji do tego, by stwierdzić, czy ta rozmowa była warta jej czasu czy nie, ale tak czy siak już postanowiła poświęcić swój czas na bycie tutaj, więc to tak naprawdę nie miało znaczenia. Nie znała tej dziewczyny, nie czułaby się komfortowo, żeniąc jej jakiś kit tylko dla poprawienia jej nastroju. Ale nadal mogła jej wysłuchać. Chyba że nie była do tego słuchania odpowiednią osobą, to też w porządku.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Tłumaczyła sobie, że nie musi z nikim rozmawiać... nigdy z nikim nie rozmawiała, poza Margot, ale ona od dawna już nie żyła. Tylko jej przyjaciółka wiedziała, jak podejść do Lisy, a może raczej ona jako pierwsza była w stanie się do Westbrook zbliżyć i po jej śmierci, Lisbeth usilnie wmawiała sobie, że dopuszczenie do siebie kolejnego powiernika sekretów będzie równoznaczne ze straszliwą zdradą. Jakoś żyła w takich założeniach, bo miała obok Remigiusa, ale teraz? Teraz było trudniej. Bo nie było nikogo, kto mógłby jej doradzić, a gdy doradzano, to były to raczej osoby z otoczenia Soriente, a ich złote myśli doprowadziły ją do miejsca, w którym znajdowała się obecnie. Niezbyt ciekawego, mówiąc oglądnie.
- Zerwałam z chłopakiem - odpowiedziała więc po dłuższej chwili, kierowana słowami nieznajomej kobiety. Nic o niej nie mogła powiedzieć, poza tym, że gdy spojrzała do boku, uznała ją za atrakcyjną, ale też taką, której również można by zarzucić, że nie sprawiała wrażenie najmilszej na pierwszy rzut oka. Ten typ pięknej, ale chłodnej, ale może też Westbrook miała po prostu wybitnie złe zdolności w ocenianiu innych. W każdym razie nie zamierzała się swoją opinią dzielić, a przy tym... gdyby patrząc w obok, zobaczyłaby istne słoneczko, pewnie jednak by uciekła. Także tak... poczuła, że być może ta kobieta faktycznie mogłaby ją zrozumieć. Albo też była już naprawdę zdesperowana, opcji było wiele. - Nie chciałam tego robić, ale... wszyscy mówili, że powinnam i myślę, że będzie beze mnie szczęśliwszy... tylko, że wszystko bez niego jest strasznie słabe - wciąż starała się mówić w miarę swobodnie, jakby nie bolało jej to to nawet po części tak, jak bolało. Obawiała się, że jak tylko pozwoli sobie na emocje, to zaraz się poryczy przed obcą kobietą i w ogóle wtedy zaprezentuje się wybitnie żałośnie. Zaciągnęła się więc papierosem, udając że dłonie jej się nie trzęsą, a broda nie drży z emocji. Jej gardło błagało, by przestała już palić, ale robienie sobie na złość ostatnio należało do jej ulubionych rozrywek.
- Zerwałaś kiedyś z kimś? - zapytała cicho, dyskretnie spoglądając w bok, by przyjrzeć się jej spod kaptura. Skoro faktycznie mówiła, że miała sporo czasu, to może rzeczywiście mogłaby z nią porozmawiać... odrobinkę. - Ja nigdy - przyznała, wzruszając ramionami z wymuszoną manierą, po czym znów zaciągnęła się papierosem. - To był mój pierwszy chłopak - dodała żałośnie, wiedząc jak to brzmi, ale taka była prawda. Poza tym był... samo mówienie w czasie przeszłym działało na nią, jak silne uderzenie w twarz, która i tak przez ostatnie dni była już całkiem mocno poobijana.

adeline tremaine
żona — poszukuje czegoś odpowiedniego dla siebie
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie miała złudzeń – nie była mistrzynią w dawaniu dobrych rad, a o życiu wiedziała w gruncie rzeczy niewiele. Była raczej prostą kobietą, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie sprawiała takiego wrażenia. Miała proste potrzeby i starała się patrzeć na świat w równie prosty sposób. Chciała mieć ładny, zadbany dom, kochającego męża, spokojne życie i być może pewnego dnia parę dzieciaków, które swoją energią zajmą całą przestrzeń dostępną w ich willi w Pearl Lagune. Do tego może kilka koleżanek, parę kieliszków wina wypitych wieczorem raz na jakiś czas… Małe i większe dramaty miała już chyba za sobą. Potrafiła jednak z odmętów swojej pamięci wyciągnąć wspomnienia, jak to było, kiedy była młodsza. Nie zawsze była mężatką, prawda?
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości ten wstęp i przez chwilę zastanawiając się, czy ciąg dalszy nastąpi samoistnie czy może powinna zadać jakieś kolejne pytanie pomocnicze, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Z jej doświadczeń wynikało, że to nie sam fakt zerwania był powodem sercowych rozterek, a przyczyny tego zerwania. Słysząc jednak o przyczynach… Zaciągnęła się, wypuściła dym na spokojnie, po czym przeniosła wzrok na dziewczynę.
- I jest? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. - Szczęsliwszy, to znaczy – uściśliła. Być może nie powinna była o to pytać. Może zapędzała się odrobinę za daleko w sprawy, które nie były jej sprawami. A już na pewno nie powinna oceniać sytuacji. Ale nie potrafiła nic poradzić na to, że z natury nie wierzyła w rozstawanie się w imię czyjegoś dobra. Bo ta jedna ze stron uważała, że wie lepiej, czego potrzebuje druga. Oczywiście, to mogło być błędne założenie, a sprawa mogła być znacznie bardziej skomplikowana. Pewnie była. Właśnie dlatego Addie zakończyła na swoim pytaniu pomocniczym.
- Zdarzało się – odpowiedziała szczerze. - Ale to nigdy nie było nic tak poważnego. Licealne miłostki. Rozpadało się zawsze z głupich powodów – wyjaśniła, uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami. Czy musiała rozstać się z kimś, kogo naprawdę kochała? Raczej nie. To znaczy ja na tym etapie tego nie zakładałam, więc niech tak będzie. - Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że trudne decyzje są częścią życia – dodała i skinęła głową. Bo chociaż jej własne życie składało się częściej ze wzlotów niż z upadków i nie musiała podjąć w nim wielu trudnych decyzji, to… Oglądała dużo filmów, okej?

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Siedziała na tym piasku, z obcą osobą u swojego boku, patrząc na morze i próbując zrozumieć, czym jest jej życie. Tak naprawdę nie miała nikogo, do którego byłaby teraz w stanie pójść po pomoc. Owszem, byli rodzice, ale oni nie byli zwolennikami jej związku z Remigiusem. Jak miałaby spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że tyle o niego walczyła, by teraz po prostu odpuścić. Byli jej bracia, ale ponownie... czy nie wyszłaby na głupią gówniarę, gdyby im powiedziała, jak to zakończyła? Cóż... z drugiej strony zasługiwała na miano tej głupiej gówniary. Najbardziej jednak - dość samolubnie - bała się tego, że nikt by jej nie żałował. Nawet trochę. Że po prostu każdy uznałby, że dostała dokładnie to, co sama sobie zgotowała. Może słusznie, może właśnie tak miał wyglądać jej koniec, a innego wyroku dla niej nie było, ale przy tym... miała dwadzieścia dwa lata i pęknięte na kawałeczki serce i po prostu... było jej ciężko. Znienawidziła już samą siebie, ale wciąż tliła się w niej nadzieja, że może ktoś spojrzy na nią inaczej. Dostrzeże w niej jakąś wartość... jakąkolwiek.
- Nie wiem, co jest z nim teraz - przyznała spokojnie, może wręcz tonem wypranym z emocji. - Ale obawiam się, że w końcu będzie szczęśliwy. Jestem cholernie zjebana - to nie tak, że przeklinanie było dla niej czymś normalnym. Wręcz przeciwnie. Zwykle stroniła od wszelkich wulgaryzmów, ale w ostatnich dniach zostały jej tylko one, jako jedyna forma tego, by sobie ulżyć. Krótkotrwało, bo krótkotrwało, ale jednak...
- Czyli nie cierpiałaś po tym jakoś strasznie? - podpytała, nadal nie rozumiejąc do końca jak to się stało, że faktycznie rozmawia o tym z kimś, kogo tak naprawdę nie znała. Zamiast jednak poddawać wątpliwością słuszność tej chwili, zaciągnęła się ponownie papierosem. - To do dupy jest to życie - nie chciała wyjść na niewdzięczną, czy ujmować temu komuś mądremu, ale nie miała już siły i wraz z tym nieszczególnie górnolotnym wyzwaniem, jej oczy ponownie wypełniły się łzami, a ona kopnęła piętą w piach, musząc pewnie wyglądać, jak totalna idiotka. - Nawet nie wiesz, jak bardzo go kocham - rzuciła, nie myśląc o tym, jak zażenowana byłaby swoim wyznaniem w innych okolicznościach. - I teraz... teraz do mnie dociera, że może... może mogłam to wszystko zrobić lepiej, może się dało dać więcej, może... kurwa... - straciła wątek i przycisnęła rękaw bluzy do oczu, bo mimo wszystko wstyd zaczął w niej kiełkować. Mieszał się z tą bezdenną rozpaczą, zmęczeniem, złością... przytłaczał ją ciężar tych wszystkich emocji, bo nawet z jedną z nich ledwo byłaby w stanie sobie poradzić. Zjebała. Zjebała wszystko i nie było już szansy by to naprawić, a nie umiała się odnaleźć w świecie, w którym miałaby zacząć gdzieś indziej, od nowa... bez niego.

adeline tremaine
żona — poszukuje czegoś odpowiedniego dla siebie
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie była mistrzynią z wiedzy o życiu. Miała dopiero dwadzieścia siedem lat, a jej doświadczenia były naprawdę skromne. Wychowywana w większości pod kloszem, nawet kiedy jej rodzice stracili wszystkie swoje pieniądze i klosz ze złotego stał się papierowym. Mimo wszystko była lubiana w szkole, a większość rzeczy, za które się chwyciła, wychodziło jej prędzej czy później – może przez to, że nie miała zbyt wielu ambicji ani wielkich oczekiwań wobec świata. Brała zycie takim, jakie było, a jeśli coś nie działo się do końca zgodnie z tym, czego mogła chcieć, próbowała sobie z tym poradzić. Nie myślała o sobie jak o optymistce, ani trochę – bardziej jak o młodziej kobiecie, która potrafiła znajdować optymalne rozwiązania, gdy życie dawało jej cytryny… A zdecydowanie wolała gin z tonikiem od lemoniady, umówmy się. Nie czuła się na odpowiednim miejscu, aby kogokolwiek oceniać. Zresztą, niech pierwsza rzuci kamieniem kobieta, która nigdy nie miała złamanego serca, nigdy nie zrobiła czegoś głupiego, za co by się do bólu obwiniała, nigdy nie złamała serca mężczyźnie, którego szczerze kochała… Cholera, chyba powinna szukać jakiegoś kamienia… Ale hej, ona najwidoczniej sama była nieczułym kamieniem, a na dodatek wyjątkiem, nie regułą – i brała to pod uwagę.
- Może będzie… - przyznała. - A co jeśli będzie równie nieszczęśliwy bez ciebie jak ty teraz? – spytała. Nie chciała czegokolwiek zakładać z góry, zwyczajnie dzieliła się swoimi przemyśleniami, z perspektywy osoby, która – nadal – niewiele wiedziała o czymkolwiek i w swoim małym ciasnym móżdżku nie rozumiała za bardzo konceptu ranienia kogoś dla jego własnego dobra.
- Chyba jestem szczęściarą – uśmiechnęła się lekko. Chociaż sama brała pod uwagę bardziej fakt, że zwyczajnie nie kochała nigdy nikogo aż tak mocno, żeby faktycznie mógł zranić jej serce. Włączając w to mężczyznę, który był jej mężem. - No pewnie, że jest. Dlatego… - urwała na moment i spojrzała na nią uważnie. Nie była najlepszą osobą do wygłaszania truizmów, bo ani ich nie lubiła ani nie znała zbyt wielu z pierwszej ręki. Chociaż o tym, co zamierzała powiedzieć, akurat miała pewne pojęcie. - Myślę, że zawsze trzeba robić wszystko, aby było lepsze, niezależnie od kosztów – stwierdziła. Dla niej lepsze życie polegało na mieszkaniu w ładnym domu, z szafą pełną ładnych sukienek. Koszt? Mąż, z którym dobrze jej się żyło, ale który miał niezdrową słabość do kobiet na boku. Najwidoczniej nigdy nie ma nic za darmo i wszystko ma jakiś koszt.
- Hej… - zaczęła i łagodnie wyciągnęła dłoń w jej stronę. Nie chciała przesadzić, w końcu się nie znały, więc położyła ją w okolicach jej łokcia. - Wszystko się ułoży, okej? Płacz, wyrzuć to z siebie… Hej, chcesz pokrzyczeć ze mną na tej plaży? – zaproponowała, bo krzyk też był rzeczą, która pomagała. Od czasu do czasu, niektórym, wiadomo.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
W trakcie całego swojego życia, Lisbeth w zasadzie miała tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę. Doczekała się jej naprawdę późno, a kiedy poznała prawdziwy smak tej relacji, wypadek odebrał jej Margot i znów pozostała całkowicie sama. Nie znalazła po tym nikogo na jej zastępstwo, nie miała też możliwości, jeszcze gdy żyła, zwierzać jej się z podobnych problemów, jak teraz tutaj, nieznajomej blondynce. Sądziła w zasadzie, że nie potrzebuje niczyjej obecności, a już na pewno kogoś obcego, ale w zasadzie... całkiem dobrze było wyrzucić z siebie to wszystko, co zalegało jej na wątrobie. Nie, żeby z miejsca poczuła się lepiej, ale przynajmniej pierwszy raz od dłuższego czasu nie przygniatało jej takie poczucie, że każdy ma ją gdzieś. Nie było to w pełni sprawiedliwe, bo to ona do nikogo się nie odzywała, ale rozsądek nigdy nie idzie w parze z rozpaczą. Poza tym nieznajoma powiedziała coś, czego w zasadzie pragnęła, aby usłyszeć.
- Naprawdę myślisz, że jest taka możliwość? - głupie to było dopytywanie, bo kobieta nie znała Remigiusa, nie znała struktury ich relacji, ale teraz tą kwestią Lisa się kompletnie nie przejmowała. Jedynie przetarła i tak już wymęczone oczy, nie panując nad nadzieją, jaka wkradła się w jej spojrzenie. - Że mógłby być równie nieszczęśliwy, jak ja? Że może naprawdę możemy być szczęśliwi tylko i wyłącznie będąc ze sobą? - wyrzucała z siebie słowo za słowem, przez co ostatecznie zachłysnęła się powietrzem, ledwo powstrzymując szlochanie. Była już tym wszystkim wykończona, ale nadzieja zadziałała, jak kolejna porcja energii do dręczenia samej siebie.
- A jesteś? - zapytała, bo pierdoliła tak głównie o samej sobie, więc teraz pociągnęła nosem i zadała to mało precyzyjne pytanie, zerkając na nią z jakąś skruchą. - Szczęśliwa... w sensie, nie tylko w kwestii tego zrywania, ale ogólnie? - wyjaśniła, co miała na myśli, nie przejmując się póki co dość osobistym wydźwiękiem tego pytania. Przynajmniej parsknęła cicho, gdy przyznano jej rację co do tego, jakie jest życie, chociaż na próżno było w niej szukać szczerego rozbawienia. A już na pewno po chwili, w której pozwoliła sobie na krótką zadumę i skupienie się na papierosie. - Nie wiem, jak teraz miałabym zrobić z tego coś lepszego... w zasadzie od kilku dni nie wiem nic - przyznała na powrót ponuro, z tym niezbyt ładnym grymasem na twarzy. Kompletnie nie miała pomysłu na to, jak naprawić swoją sytuację i to dołowało ją jeszcze bardziej. Drgnęła delikatnie, gdy poczuła kontakt fizyczny i znów spojrzała na swoją rozmówczynię.
- Boję się, że się nie ułoży i... i wiesz, ja nie wiem, czy potrafiłabym krzyczeć i... przepraszam, nawet nie zapytałam, jak się nazywasz - uświadomiła sobie dopiero teraz, że rozmawiała z nią już dłuższą chwilę, a nie znała w dalszym ciągu jej imienia. Jak widać zawieranie relacji nie było dla niej najłatwiejsze.

adeline tremaine
żona — poszukuje czegoś odpowiedniego dla siebie
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nadal wychodziła z założenia, że znacznie łatwiej zwierzyć się z problemów komuś całkowicie nieznajomemu niż osobie, którą znało się od lat i która w każdym innym przypadku była naprawdę bliska. Adelina, będąc dla Lisbeth praktycznie obcą osobą, nie posiadała o niej żadnego wyrobionego zdania, więc nie mogła go zmienić pod wpływem zwierzeń, których słuchała. Nie patrzyła też na dziewczynę przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń, mogła też zachować pełen obiektywizm podczas odnoszenia się do jej historii. A gdyby cokolwiek poszło nie tak – gdyby jej opinie okazały się zbyt kontrowersyjne lub zupełnie nietrafione – mogła zwyczajnie zniknąć z chwili na chwilę, jakby nigdy jej tutaj nie było. Tak, wygadanie się obcej osobie zdecydowanie posiadało pewne plusy…
- Jasne – odpowiedziała szczerze, bo chociaż nie znała ani Lis ani jej tajemniczego chłopaka, to uważała, że w tym przypadku rzeczywiście zachodziła taka możliwość. Chociaż nie zamierzała zapędzać się w głęboko romantyczne rozważania o tym, że dwie osoby mogły być szczęśliwe tylko ze sobą i co tam jeszcze, bo nie była ani trochę romantyczna w ten sposób. W gruncie rzeczy była prostą dziewczyną, o prostym spojrzeniu na świat i na relacje międzyludzkie. - Jeśli wasze rozstanie nie było spowodowane kłótniami ani tym, że się nie dogadywaliście, to myślę, że jest taka możliwość… - Addie wzruszyła luźno ramionami. - Nie obraź się, ale decydowanie za kogoś, co jest dla niego najlepsze, bardzo rzadko się sprawdza… Może ci się wydawać, że to, co robisz jest słuszne i że wszystkim wyjdzie na dobre, ale stawianie kogoś przed faktem dokonanym, nie rozmawiając z nim wcześniej, może tylko prowadzić do niepotrzebnych nieporozumień. I do tego, że wszyscy są niepotrzebnie nieszczęśliwi – wyłożyła, starając się mówić to najbardziej łagodnym tonem, na jaki była w stanie się zdobyć. Wiedziała, że przedstawiane przez nią argumenty mają więcej wspólnego z chłodnym realizmem, mniej z narracją typową dla wielkich romansów, ale jednocześnie była świadoma tego, jak wrażliwy może być ten temat dla młodej dziewczyny. Ewidentnie był. Inaczej Lisbeth nie znajdowałaby się w takiej sytuacji, w takim stanie.
- Myślę, że tak – odpowiedziała po prostu z lekkim uśmiechem, bo właśnie tak jej się wydawało. Uwazała, że była na tyle szczęśliwa, na ile mogła być. Miała piękny dom z niesamowitym widokiem, przystojnego męża, który może nie bywał często w domu, ale troszczył się o nią, jakby nie było i zapewniał jej wszystko, czego mogła chcieć i potrzebować. Czy można chcieć czegoś więcej? - To zabrzmi może naiwnie, ale szczerość jest zawsze najlepszym rozwiązaniem. Porozmawiaj z nim – zaproponowała. - Powiedz, czego ty chcesz, czego się obawiasz, zapytaj, jak to wygląda z jego strony. Komunikacja jest podobno najlepszym rozwiązaniem – zakończyła z lekkim wzruszeniem ramion. Nie żeby miała w tej kwestii sporo doświadczeń. Sama trzymała własne problemy głęboko w sobie a i Pan Tremaine nie należał do szczególnie wylewnych osób. A z drugiej strony nie spędzała też poranków płacząc na plaży, prawda?
- Jestem Addie – przedstawiła się zwyczajnie. - Każdy potrafi krzyczeć. I to czasami naprawdę pomaga, jeśli masz w sobie zbyt dużo emocji – zapewniła, po czym podniosła się i zerknęła na Lis wyczekująco.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Rzeczywiście, gdyby znała Addie, a raczej, gdyby znała ją zarówno ona, jak i Remigius, raczej by się jej nie zwierzała, nawet nie tylko dlatego, że nie czułaby się z tym komfortowo, ale dlatego, że czułaby, że nie ma do tego prawa. Z tego też powodu nie potrafiła powiedzieć nikomu z rodziny o swoich aktualnych problemach, bo przecież znali Soriente i nie chciałaby od nich usłyszeć jakiś frazesów, w stylu tego, że jeśli ją puścił, to nie był jej wart. To ona była tu problemem i nie chciała, by ktokolwiek ją wybielał. W zasadzie, chociaż to głupie, czuła, że potrzebuje raczej słów potępienia. Wątpiła w prawdzie, że usłyszy je od nieznajomej blondynki siedzącej obok, ale też... też to co od niej usłyszała sprawiło trochę, że zauważyła swoje błędy. Nie tam, gdzie chciała je widzieć, więc troszeczkę zbiło ją to z tropu, bo w zasadzie... nie umiała się z Adeline nie zgodzić. Nikt wcześniej, ani ona sama, tak jej tego nie przedstawił i miała wrażenie, że nie odnajdzie się w tych nowych faktach.
- Nie wiem co mam teraz robić - przyznała po chwili ciszy, a broda jej zadrgała niebezpiecznie, na tyle, by za słuszny plan uznała schowanie twarzy w dłoniach. Musiała wziąć parę oddechów, ale nawet te niczego w jej głowie nie poukładały. - Jego kuzynka mówiła, że mu szkodzę... myślałam, że robię dobrze, przerasta mnie to wszystko - wyznała więc kolejne informacje, czując, że ostatnie bariery przed tą spowiedzią w niej puszczają. Teraz chciała jedynie by ktoś za nią to wszystko poukładał, jakkolwiek w zasadzie... byleby sama nie musiała szukać rozwiązania, nawet jeśli było to tchórzliwe. Nie była wystarczająco silna, by to wszystko udźwignąć, by wypić piwo, które sobie naważyła.
- To chyba rzeczywiście jesteś szczęściarą - nie wiedziała, jak inaczej mogłaby odpowiedzieć. Chciała też stłamsić w sobie ukłucie zazdrości, które zakiełkowało w niej na widok delikatnego uśmiechu blondynki. - Chciałabym z nim porozmawiać, ale bardzo się boję... nie wiem, to głupie, ale czuję, że nie mam prawa tego robić... bo wiesz, ja zawsze wszystko komplikuję, wprowadzam dramaty, jestem jak taki pojebany serial, który ciągną w nieskończoność, a ludzie oglądają go, ale jedynie irytują się na fabułę - wyjaśniła, wyłamując ręce, bo kiedy już odsunęła je od twarzy, czuła, że musi zająć palce czymś innym. Rozmowa z Remigiusem... była w zasadzie wszystkim o czym marzyła, od chwili zerwania z nim. Ale potem przypominała sobie słowa Laurissy, to, że Remy pewnie zawsze ją przyjmie, bo czuje się za nią odpowiedzialny. Westbrook nie mogła tego wykorzystać, a przynajmniej wmawiała sobie, że nie ma do tego prawa.
- Lisbeth - zadarła głowę, przedstawiając się, a po chwili wahania, uniosła się z piasku, machając przez chwilę rękami, bo nie wiedziała, co ze sobą zrobić. - A zaczniesz? - zapytała głupio, przestępując jeszcze z nogi na nogę. Czy krzyczenie na plaży miało jej pomóc? Nie miała pojęcia, ale jeśli była szansa... jak już mówiła, zrobiłaby teraz wszystko, byleby ktoś poukładał cały ten bałagan za nią.

adeline tremaine
lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Stawiając kroki na chodniku, pilnowała żeby nie nadepnąć na linie oddzielające od siebie płyty. Lepsze to był niż unikanie wzroku przechodniów, ewidentnie zerkających na nią z zaciekawieniem. Ale może to tylko przewrażliwienie. Może ktoś spojrzał, akurat dlatego, że wdepnęła w kałużę, ochlapując nogawkę jego świeżo wypranych, zaprasowanych w kant spodni.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce. O ile randką można było nazwać spotkanie się z kimś przypadkowo poznanym w internetowej aplikacji. Otóż można. Te czasy rządziły się innymi zasadami. Nakazywały po wyborze miejsca, w dniu o ustalonej porze stawić się w wybranym miejscu, w ubiorze najlepiej seksi, ale nie wyuzdanym, jak twierdziły nagłówki durnych artykułów na plotkarskich stronach. Szkopuł w tym, że większość obecnej garderoby Noah stanowiły jeansy i dresy. Więc postawiła na jeansy i bluzkę jakąś wygrzebaną z dna szafy, z dekoltem, który uznała jednak za nader śmiały. Ale uznała to już po wyjściu z domu, kilka przecznic dalej, więc nie było odwrotu. To znaczy był, ale ryzykowała spóźnieniem. Raz kozie śmierć, mawiają, a ona za dużo myślała. Tak dużo, że niemal przeoczyła bieloną konstrukcję restauracji, w której umówiła się ze swoją randką.
Coś mówiło jej to nazwisko. Coś.
- Matt Hammett? - zapytała niepewnie, tył głowy odpowiadający zdjęciom na Tinderze. Nikt inny, siedzący samotnie przy stoliku nie dysponował takim tyłem głowy, więc uznała ten za właściwy. - Długo czekasz? - ot zarzuciła small-talkiem, zupełnie zbędnym, ale wypełniającym lukę czasową pomiędzy podejściem do stolika i zajęciem przy nim miejsca.
Kuurwa, nie wiedziała jak zachowywać się w takich sytuacjach. Mogła rzucić dowcipem na powitanie. Mogła. Ale jej dowcipy były krótko mówiąc chujowe.
Zmrużyła oczy, wpatrując się intensywnie w kolesia, ale za nic nie była w stanie sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć. Z drugiej strony to Lorne Bay. Tutaj raczej wszyscy się tak dobrze nie kojarzą.
- Wiesz, jak coś uprzedzam, że dawno nie chodziłam na takie spotkania, więc jakby było naprawdę żenująco i chciałbyś uciec, to naprawdę się nie obrażę - uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego, jakby sama siebie próbowała przekonać, że to był tekst na miarę wyluzowanej laski, a nie... cóż. Każdy niech dokończy to we własnym zakresie.

Matthew Hammett
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
fotograf — galeria sztuki
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
outfit
Obrazek Obrazek
Co on robił? Zdecydowanie był już za stary na internetowe głupoty typu randka w ciemno. Przede wszystkim to wcale nie był jego pomysł: przegrał głupi zakład z najlepszym przyjacielem, kiedy obydwoje wstawieni wymyślali typowe dla siebie żarty. Oczywiście zapomniał, że w tych grach zazwyczaj miał pecha i Ernest ograł go do zera. Tym oto sposobem miał zainstalować na swoim telefonie aplikację randkową i znaleźć sobie kogoś do przyszłego spotkania. Nie wiedział dlaczego kumplowi aż tak na tym zależało: czy chciał, żeby wyrwał się z własnej strefy komfortu i z poza ich paczki znalazł w końcu kogoś innego aby łatwiej było stworzyć z kim związek? Tak naprawdę ostatnim czasem nie miał do tego głowy aby zająć się swoim życiem uczuciowym, które ewidentnie krzyczało wewnątrz niego o pomoc. Przypadkowe spotkania w klubach, które potem kończyły się nocnymi igraszkami w przypadkowym pokoju hotelowym zwyczajnie się do tego nie zaliczały. Prawdopodobnie zaczynało być to na tyle widoczne, że nawet Ernest, który zwykle mu nie zawracał głowy takimi rzeczami stwierdził, że trzeba coś z tym zrobić. Te przypadkowe spotkania, które kończyły się tym wspomnianym szybkim numerkiem były wynikiem ostatnich ciężkich przeżyć: nie łatwo było mu otrząsnąć się po definitywnym, ostatecznym pożegnaniu najlepszego przyjaciela. Obiecał sobie jednak nie brnąć dalej w mrok, tak jak było to w Londynie.
Starał się nie okazywać tego, jak bardzo był zestresowany kiedy jeszcze w domu się szykował pod czujnym okiem kumpla: oczywiście, myślał, że mężczyzna aż tak się w to nie zaangażuje i w ostatniej chwili będzie mógł odwołać spotkanie, aby nieznajomej pannie mógł zrzucić ten sam balast spotkania. Ernest jednak go pilnował do samego końca, upewniając się, że dotarł na umówione miejsce i przede wszystkim, nie zwiał. Zasiadając w zarezerwowanym miejscu wyjął od razu telefon, odczytując wiadomość od kumpla: nie panikuj, dasz radę, ziom!
Naprawdę nie wierzył w ten jego optymizm jaki pokładał w to dziwaczne spotkanie. Z zacięciem wymalowanym na twarzy, z zmarszczonymi brwiami ze złości odpisał mu jedynie w swoim stylu coś w rodzaju: fuck you!! a potem oparł się bezradnie o oparcie krzesła. Jego ręka zwisała bezradnie, a w palach obracał telefon. Mógł przysiąc, że Ernest wcale nie poszedł do domu tylko krył się za rogiem, aby bacznie obserwować to spotkanie.
-Oh, cześć... - poderwał się z krzesła kiedy usłyszał swoje nazwisko. Odwrócił się, zastanawiając się czy to własnie przyszła jego randka czy może jakaś inna znajoma. Jednak nie kojarzył tej twarzy. Tych oczu. Prawdopodobnie to była ona. Uśmiechnął się, kiwając przecząco głową -Nie, skąd. Dopiero przyszedłem. Ty musisz być... - o cholera, czy właśnie wyleciało mu z głowy imię tej dziewczyny? Uśmiechnął się skrępowany, czując, że zalicza właśnie pierwszą wpadkę i może się właściwie zaczyna obrażać. -...cholera wybacz mi, ale nie mam pamięci do imion - jęknął zażenowany, przyznając otwarcie kobiecie, że nie może sobie przypomnieć tego nieszczęsnego imienia, a nie chciał bezczelnie zaglądać w telefon. Stres. To wszystko wina stresu, a dopiero teraz poczuł nieprzyjemny skurcz żołądka - To obydwoje właściwie mamy teraz powód, by zwiać, ale jeśli mogę liczyć na szansę naprawy spieprzonego pierwszego wrażenia, obiecuję, że nie będziesz tego żałować - uśmiechnął się, z dziwnym, nieco zachęcającym błyskiem w oku, jakby właśnie odblokował w sobie chęć udowodnienia sobie i przede wszystkim kumplowi, że nadaje się na pieprzone, internetowe randki.
noah baker
ambitny krab
Kama
brak multikont
ODPOWIEDZ