- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
1.
outfit

Ten, kto wynalazł jakiekolwiek substancje odurzające powinien dostać nagrodę Nobla. Dzięki tej osobie rzeczywistość potrafiła być ciut bardziej znośna. Kovu nie potrafił dobrze rozpocząć dnia bez chociażby małej działki. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że to wpędza go w uzależnienie. Dla niego problem nie istniał, po prostu lubi się bawić i tyle. Zresztą ma na to pieniądze, tak? Pieprzyć to, że cały majątek należy do ojca. Skoro ma go głęboko w dupie to może korzystać ile wlezie, byle nie sprawiał problemów. Reszta go nie obchodziła, w końcu chłopak powinien żyć wedle ustalonych przez niego zasad. Jakie to były zasady? Po pierwsze, no i najważniejsze, nie przynosić wstydu rodzinie. Drugie, przejąć interes wraz z synem jego wspólnika. Trzecie, spłodzić syna oraz posadzić drzewo. Żenada.
Tu właśnie pojawiał się spory problem, Kovu nie oglądał się za swoją dziewczyną... W jego głownie ciągle tkwił ktoś, kto nie powinien. Zakazany owoc, każde spotkanie było katorgą. Chciał poznać smak jego ust, ich strukturę, poczuć ciepło dłoni na swoim ciele... Pragnął go cholernie, chociaż ciągle nie dopuszczał do siebie takich myśli. Tkwił w związku z pewna panną... Jest cudowna, ma dosłownie wszystko, czego mężczyzna mógłby chcieć. Jednak nadal nie była mu odpowiednio bliska. Traktował ją dobrze, nie dawał po sobie poznać, że ciągle myśli o innej osobie.
Mniejsza, dziś akurat wrócił z imprezy. Był dość podpity, zataczał się po rodzinnej willi w której standardowo nikogo nie było. Matka ciągle gdzieś wyjeżdżała na różnego rodzaju konferencje, otwierała kolejny oddział swojej kliniki. A ojciec? Cóż, wolał spędzać noce w firmie niż wracać do domu. Zresztą młodszy Laurier jest pewien, że znalazł sobie kogoś na boku. W końcu jego żona zaczynała bardziej przypominać plastikową lalkę niż normalną kobietę. Wszystko się coraz bardziej rozpadało, chociaż dla innych tworzyli idealną całość.
Zasiadł na kanapie w salonie, a na szklany stół przed sobą wysypał zawartość strunowego woreczka. Potrzebował mocnego kopa. żeby doprowadzić się do porządku. Wiedział, że nie powinien mieszać alkoholu z narkotykami, jednak w tej chwili miał to głęboko gdzieś. Przygotował sobie o wiele za grubą kreskę, którą momentalnie wciągnął nosem. Jakby wypaliło mu mózg, automatycznie poleciała krew z nosa, oczy zaczęły łzawić, a sam Laurier opadł na oparcie kanapy z wywróconymi gałkami ocznymi. Miewał w szufladzie strzykawkę z odpowiednią dawką adrenaliny, ale nie myślał, że kiedykolwiek będzie mu potrzebna. Takie rzeczy dzieją się jedynie na filmach... Kto chciałby odstawiać akcję rodem z Pulp Fiction?

Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
Było z nimi tak, że często rozumieli się bez słów. Może to kwestia czasu, jaki kiedyś ze sobą spędzali, albo tego, że byli ulepieni z jednej gliny. Trochę jebnięci, z pociągiem do używek i wydawania rodzinnych pieniędzy. Mieli klucze do własnych mieszkań, w których gościli równie często jak w swoich, chociaż to skończyło się z momentem jak w życiu Kovu pojawiła się kobieta. Casper na własnej skórze odczuł solidną granicę, wycofał się o kilka kroków w tył i po prostu był, tyle, że o wiele mniej obecny w życiu przyjaciela.
Każdą nieobecność Lauriera wypełniał alkoholem i dragami, często jednonocnymi przygodami albo dłuższymi zdjęciami filmowymi, na które wyjeżdzał bez zapowiedzi i bez głupiego pożegnania. Robił wszystko, żeby załatać dziurę w sercu, żeby wrócić do tej normalnej, czystej przyjaźni, bez ciążących na barkach uczuć, których wyjawienie mogłoby zaprzepaścić wszystkie lata ich wspólnej relacji.
Nie pamiętał kiedy ostatnio rozmawiali bez wyczuwalnego w powietrzu dystansu. Każda wzmianka o partnerce Kovu wprawiała Caspera w furię, która najczęściej kończyła się kłótnią albo uszczypliwością. Reakcja obronna - nie chciał słyszeć o jego szczęściu, które sprawiało, że sam miał ochotę zniknąć raz na zawsze. Między nimi było ozięblej, ale nadal mogli na siebie liczyć.
Ellison nienawidził mówić o swoich uczuciach, dlatego pił, bo im bardziej był pijany, tym ludziem niej chcieli z nim rozmawiać. Na alkohol łatwo było zrzucić wszystko, od problemów z relacjami po głupie wybryki, chował się więc za kieliszkiem jak za obronnym, trzymetrowym murem. Czekał tylko na dzień, który na pewno niedługo nastąpi - dzień sądu, w którym jego przyjaciel poinformuje go o ślubie.
Oprócz samej przyjaźni, łączyły ich też obowiązki. Wspólne rodzinne bankiety, obiady ze sponsorami, wszystkie pożal się Boże okazje, które organizowali ich ojcowie, by pokazać się z jak najlepszej strony. Casper z całego serca nienawidził tej szopki; ubrany pod krawat w markowe ciuchy, wylizany, grzeczny - karykatura idealnego syna. Robił to bo musiał; miał swoje pieniądze, ale przyzwyczajony do luksusu raczej niechętnie podchodził do gróźb ojca o zakręceniu złotego kurka z funduszami.
Zawsze więc, razem z Kovu opatentowali plan idealny, by przetrwać sztywne przyjęcia - najpierw spotkanie u jednego z nich, szybki blant na rozluźnienie i mogli jakoś spędzić resztę wieczoru w towarzystwie rodziny.
Tego dnia jednak Kovu nie odbierał telefonu, nie odpisał na wiadomości, a Caspera powitała skrzynka głosowa, kiedy po raz setny próbował się do niego dobić. Poirytowany przyjechał do jego willi, poprawiając jeszcze garnitur i wciskając telefon do kieszeni spodni, zanim wszedł do środka, trzaśnięciem drzwi omal nie rozbijając szybek.
- Mógłbyś odebrać, kurwa jego mać! - wrzasnął wściekle, rozglądając się uważnie po pomieszczeniach. - Twoja dupa do reszty już Ci mózg wyprała? - burknął kwaśno. - Za godzinę mamy się widzieć z moim ojcem - dodał, zagłębiając się do salonu.
I zamarł, dostrzegając przyjaciela, jego bezwładne ciało wykrzywione na kanapie i stróżkę śliny zmieszanej z pianą, która leniwie wydobywała się z jego ust.
- Kurwa! - zawołał, dobiegając do niego w kilku krokach. Złapał go gwałtownie za ramiona i potrząsnął nim, uderzając dłonią w jego policzek, w próbie ocucenia przyjaciela. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy dostrzegł ślady rozsypanej kokainy na stole, a opuszki palców nie mogły odnaleźć mocno bijącego tętna.
Chyba po raz pierwszy poczuł się tak bardzo przerażony.
- Ty kretynie - wysyczał, pochylając się, by pootwierać szuflady i wysypać z nich wszystko, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc mu w uratowaniu przyjaciela. I kiedy już chciał dzwonić na pogotowie, dostrzegł leżącą na dnie szuflady strzykawkę.
Niewiele myśląc popchnął Kovu na plecy i rozpiął guziki jego koszuli, by odsłonić klatkę piersiową. Wziął głęboki wdech, a później wbił igłę w odpowiednie miejsce, modląc się, by to rzeczywiście, było, kurwa, odpowiednie, miejsce.
Nie był jebanym ratownikiem!
On nawet nie był dobrym człowiekiem!
- Budź się, kurwa! - wrzasnął histerycznie, pochylając się i opierając czoło o czoło przyjaciela. - No już, Kovu, nie rób jaj!

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
Był jego najlepszym przyjacielem, towarzyszem niedoli. Razem nie pasowali za bardzo do wyznaczonego im obrazka. Kiedyś byli praktycznie nierozłączni, dorastali wspólnie i dzielili każde doświadczenie życiowe wspólnie. Casper wiedział o nim wszystko, bardzo szybko stał się dla niego... Bratem. Tak, nie widział w nim przez długi czas nic więcej, traktował go, jak członka rodziny. Jednak świat stanął na głowie, kiedy nagle go zabrakło, wyjechał na pieprzony rok do Hiszpanii. Niby Kovu mógłby w każdej chwili go odwiedzić, jednak ciągle coś było ważniejsze. Wtedy do niego dotarło, że nie myśli o Casie, jak o przyjacielu. Tęsknił, pierwszy raz przeżywał coś takiego. Próbował zapić smutki, skakał z kwiatka na kwiatek, imprezował cały czas. Zaczął o wiele mocniej zażywać narkotyki, nie potrafił zrozumieć samego siebie. W końcu zawsze kierował się zasadą ojca, powinien znaleźć żonę i zmajstrować dzieciaka, aby ktoś mógł po nim zająć się biznesem. Jednak Kovu czuł do siebie coraz większe obrzydzenie. Może powinien to podpiąć pod zaburzenia osobowości?
W końcu Ellison wrócił, ale on już wtedy nie był sam. Udawał przed nim zakochanego po uszy, najszczęśliwszego na całym świecie. Przecież jego dziewczynie niczego nie brakowało, zasługiwała na prawdziwe uczucie bez chociażby odrobiny fałszerstwa. Zaczął szaleć, kiedy całując jej wargi, miał przed sobą twarz przyjaciela. Bronił się przed tym, jak tylko mógł. Pazurami trzymał się pewnych zasad, normy. Wiedział, że jeśli rodzice się dowiedzą to będzie skończony. Ojciec bardzo szybko mógłby go zniszczyć.... Popsuliby im ten kurewsko perfekcyjny obrazek.
Nie potrafił zrozumieć dystansu, który pojawił się między nimi. Pewnie podświadomie sam nieco się odsunął od Casa, tak było bezpieczniej. Zresztą każde ich spotkanie kończyło się kłótnią, trzaskaniem drzwiami i samymi nieprzyjemnościami. Napięcie między nimi rosło coraz bardziej, dlatego widywali się o wiele rzadziej. Kovu szukał ukojenia w ramionach różnych osób, nigdy nie należał do najwierniejszych... Chciał wierzyć, że to przez brak prawdziwego uczucia.
Całkowicie zapomniał o spotkaniu z ojcem przyjaciela, zresztą często wypadały mu takie ważne wydarzenia. Zazwyczaj był pod wpływem, wolał imprezować w klubie niż zakładać garniak od sławnego projektanta i szczerzyć się do obiektywów lokalnych reporterów. Obecnie zalewały go fale potu, a z ust potoczyła się piana zmieszana z krwią. W życiu nie odleciał aż tak bardzo, nie słyszał wołania, ledwo kontaktował. Każde słowo docierało do niego, jakby miał głowę pod wodą. Oddech stał się płytszy, a bicie serca ledwo wyczuwalne. Nie mógł pomóc, balansował na granicy życia oraz śmierci.
Dopiero strzał adrenaliny prosto w serce postawił go po chwili na nogi, otworzył gwałtownie powieki, zaczynając się nieco miotać. Wyczuł dłońmi skórę, którą była obita kanapa. Oddychał szybko, błądząc rozbieganym wzrokiem po wszystkim dookoła, aż zobaczył przed sobą dobrze znane mu tęczówki.
- Kurwa, kurwa, kurwa. - wymamrotał, próbując złapać normalny oddech. Spojrzał na strzykawkę, która miał wbitą w pierś. - Wyciągniesz to ze mnie? - zapytał, widocznie przestraszony.

Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
outfit

Wypuścił ze świstem powietrze, dostrzegając, że przyjaciel się budzi. Wyprostował się odrobinę, lustrując szeroko otwartymi oczami jego spoconą twarz. Dopiero teraz dostrzegł, że nadam mocno wbija palce w jego ramię, możliwe, że niemal boleśnie.
Ulżyło mu. Tak cholernie i mocno, że przymknął powieki i odetchnął jeszcze kilka razy, zanim do głosu nie dopuścił złości.
- Czy Ty jesteś poważny? Mogłeś się wykręcić! - wysyczał. Coś przekręciło mu się nieprzyjemnie w żołądku, kiedy uzmysłowił sobie ten fakt. Gdyby przyjechał dziesięć minut później? Albo stwierdził, że nie przyjedzie wcale? Co by było, gdyby jutro chciał go odwiedzić? Zastałby jego martwe ciało na tej zasranej kanapie?
Zadrżał, nie spuszczając z niego spojrzenia. Wolno potarł swoja twarz dłonią i w końcu sięgnął delikatnie do strzykawki, wyciągając ją sprawnie. Przytrzymał jeszcze przy tym ciało Kovu, dociskając go do kanapy, by nie szarpnął się w nieodpowiedni sposób - igła była naprawdę solidna, byłoby miło, gdyby mężczyzna nie narobił sobie więcej kłopotu.
Odrzucił ją niedbale na bok i zawahał się na ułamek sekundy, zanim nie zbliżył dłoni do jego twarzy, ocierając z kącików ust krew. Spojrzał mu w oczy, dostrzegając rozszerzone źrenice, niemal całkowicie wypełniające ładny kolor jego tęczówek. Przemknął leniwie palcami od jego policzka na bok szyi, dociskając palce mocniej. Tętno było wyczuwalne, szybkie i chaotyczne, prawie tak samo jak jego własne.
- Coś Ty sobie myślał? - warknął, odsuwając się od niego i stając na równe nogi. - Do cholery z Tobą, Kovu - z wściekłością chwycił stojącą na stoliku butelkę, ciskając nią z całej siły w ścianę. Szkło rozprysnęło się na boki w drobnych, błyszczących drobinkach. Chciał dać upust emocjom, ale nic takiego nie nastąpiło; poczuł się jeszcze bardziej poirytowany i przestraszony niż chwilę temu.
Potarł jeszcze raz twarz dłońmi, chcąc wymazać z głowy widok jego nieprzytomnego ciała. Najchętniej wykrzyczałby mu wszystko w twarz, całą żółć jaką w sobie gromadził, ale chyba najbardziej - ale tak najbardziej - był po prostu nim zawiedziony. Jak mógł być taki głupi?
Odszukał w kieszeni paczkę papierosów i drżącą dłonią wsunął jednego z nich między pełne wargi. Odpalił używkę, zaciągając się, kiedy drugą dłonią pisał wiadomość do ojca, że rozłożyła ich grypa żołądkowa - okropna choroba, jedli wczoraj to samo! Niesamowite, że oboje nie mogą zejść z kibla.
Byli mistrzami małych kłamstewek, ale na ten moment nie miało to znaczenia. Ellison schował telefon, znowu zerkając w kierunku przyjaciela.
- Zadzwonić po...Jak jej tam? - spytał obojętnie, nigdy nie trudząc się nawet na tyle, by zapamiętać imię partnerki Lauriera.

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
Trzeba przyznać, że to był trip jego życia, chociaż prawie się z niego nie wybudził. Przecież sam nie byłby w stanie zapodać sobie dawki adrenaliny, zresztą rzadko kto zdecydowałby się na tak radykalne kroki. Wystarczałoby, żeby Cas nie wbił się w odpowiednie miejsce i Kovu mógłby już gryźć ziemię. Czy dało mu to nauczkę? Teraz na pewno był przerażony, ale za moment ponownie sięgnie po kolejną działkę. Niestety, nie docierało do niego, że ma spory problem z nadużywaniem różnego rodzaju substancji. Przynajmniej na moment mógł się znaleźć w świecie, gdzie wszystko było proste. Nie musiał myśleć o Casperze, swojej dziewczynie oraz wielu innych rzeczach, które spędzały mu sen z powiek.
Adrenalina buzowała w jego żyłach tak mocno, że nawet nie odczuwał bólu. Czuł się, jakby jego głowa miała za moment eksplodować, a oczy wypaść z oczodołów. Puścił syk przyjaciela mimo uszu, próbując jakoś ogarnąć swój organizm, doprowadzić się do jakiegokolwiek porządku. I dlaczego akurat Ellison musiał go uratować? Teraz miał ochotę po prostu mocno się do niego przytulić, jak dzieciak, który najzwyczajniej w świecie potrzebuje bliskości. Patrzył na bruneta zdezorientowany, jeszcze ta pieprzona igła, która sterczała wbita w jego pierś... Naprawdę porypana akcja.
- Kurwa mać! - syknął, teraz faktycznie poczuł, jak wyciąga strzykawkę z jego ciała. Gdyby ojcowie ich złapali na tym to Laurier byłby skończony.... Chociaż jego tatulek pewnie machnąłby ręką na wszystko, oczekując od syna, że za moment się podniesie i zjawi na spotkaniu biznesowym w rewelacyjnym stanie. Adrenalina powoli zaczynała znikać, a na jej miejsce przychodziło piekielne zmęczenie. Przymknął na moment oczy, kiedy przesunął palcami po jego policzku oraz szyi.
- Przestań! Nie mam na to siły. - warknął, chowając twarz w dłoniach. - Wziąłem za dużo, zdarza się. - dodał jeszcze. Kolejne spotkanie, kolejna kłótnia... Znaczy dla niego tak wiele, a nawet nie mógł się zdobyć na to, żeby wszystko wyznać przyjacielowi. Bał się, zachowywał się, jak pieprzony tchórz, uciekający od prawdy.
- Nie, nie chcę jej tutaj. - odpowiedział stanowczo za szybko, przecież miał udawać, że żyje w szczęśliwym związku. - Siadaj i się uspokój. Daj mi papierosa. - dawno nie był w aż tak złym stanie, jak teraz. Potrzebował odpoczynku, chwili wytchnienia, nie przejmowania się czymkolwiek. Przecież przed chwilą mógł kopnąć w kalendarz. Jeśli chłopak usiadł obok niego to Kovu oparł głowę o jego ramię, oddychając spokojnie. Chryste, teraz dotarł do niego zapach Casa.... Do tego w garniturze zawsze prezentował się tak cholernie dobrze....

Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
- Zdarza się?! - powtórzył głośniej niż zamierzał, znowu spoglądając na niego groźnie. Wypuścił spomiędzy warg dym i na nowo podszedł do niego, celując w niego palcem. - Zdarza to się zabalować całą noc, albo przespać się z nieznajomym. to się, kurwa, zdarza! - wrzasnął. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel najwyraźniej do końca zgłupiał, albo był tak głupi, by nie uważać na to, co bierze. Casper nie był święty - ba, daleko mu było do przykładnego człowieka. Pił do nieprzytomności, ćpał i nagrywał filmy porno. Był więc ostatnią osobą, która mogłaby go pouczać. A jednak coś powoli w nim pękało i widząc Kovu w takim stanie, pozwalał sobie na trochę karykaturalny upust swojego zmartwienia.
Kurwa! Kochał go. Jak nic innego na tym pieprzonym świecie, a on właśnie próbował się zabić w najgłupszy z możliwych sposobów!
Otworzył usta by jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął je szybko, słysząc kategoryczny zakaz sprowadzania tu kobiety. Poczuł się mile połechtany? Czy w tej sytuacji w ogóle mógł? Może się pokłócili, w końcu każde związki przechodzą kryzysy, no i Ellison był pewien, że po prostu nie chciał by oglądała go w takim stanie. W jego najgorszym, możliwym wydaniu.
Zawahał się, podchodząc jeszcze bliżej, aż w końcu siadając obok. Nie patrzył na niego, wyciągając w połowie spalonego papierosa z ust by wetknąć filtr między wargi przyjaciela, zamierając, kiedy oparł głowę na jego ramieniu. Spiął się momentalnie, czując ciepło rozchodzące się po spoconej ze stresu skórze, do której przylegała biała koszula skryta pod garniturem. Boże, czego by nie robił, te uczucia zawsze wracały. Uderzały w niego ze zdwojoną siłą i niezapowiedzianie. Nawet wyjazd nie zdołał zetrzeć tej głupiej miłości, którą czuł. A teraz jedyne co mógł robić, to siedzieć jak kołek uważając, by nie dotknąć Kovu w niestosowny sposób. By nie dotknąć go w ogóle, bo za każdym razem, gdy jego palce natrafiały na jakiś odsłonięty fragment jego skóry, cały wrzał.
- Nie zmuszaj mnie, żebym musiał się o Ciebie martwić - mruknął. - Nie chcę też stać nad Twoim nagrobkiem, rozumiesz? - dodał, obracając głowę i wtykając nos w jego miękkie włosy. - Powinienem Ci jeszcze przywalić, bo zachowujesz się ostatnio jak skończony kretyn - westchnął, przyjacielsko obejmując go ramieniem. Znał ten stan - zjazd po dobrym haju, kiedy wszystko wydawało się spotęgowane i wyostrzone. Szczerze mu współczuł, chociaż może to da mu minimalną nauczkę.
- Powinieneś wziąć prysznic.

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
- Zdarza się również przedawkować. Przestań ciągle mi ojcować i drzeć na mnie mordę! - ryknął, podnosząc się nieco na kanapie, czego od razu pożałował. Opadł trochę bezwiednie, próbując złapać oddech. W końcu przed chwilą był jedną nogą na tamtym świecie, tak? Teraz potrzebował nabrać sił, odpocząć, a nie wysłuchiwać wiecznie kazań... Czego on od niego chce? Sam ćpał ile wlezie, mieszał dragi z alkoholem, zachowywał się równie nieodpowiedzialnie. Potrafili się razem świetnie bawić, nie patrząc na jakiekolwiek konsekwencje. Teraz Kovu nie potrafił odwrócić sytuacji... W końcu gdyby to on znalazł ledwo żywego Casa to chyba umarłby ze strachu. Życie bez przyjaciela byłoby cholernie puste, na pewno złapałoby mu to serce. Spadał coraz bardziej na dno, nie potrafiąc się od niego odbić. Zawsze był zimny, zdystansowany, wyniosły... Liczyła się jedynie dobra zabawa, teraz cholernie go to męczyło. Potrzebował bezpiecznej przystani, kogoś, kto otworzy przed nim serce, szczerze bez fałszu, który otaczał go z każdej możliwej strony. Chciał to wszystko wykrzyczeć, jednak ojciec nauczył go, że musi być twardym i zduszać swoje emocje w zarodku.
Nie miał pojęcia o tych filmach, gdyby tylko wiedział to.... No właśnie, co mógłby zrobić? Próbowałby wybić to Casowi z głowy, ale są dorośli więc przecież chłopak może robić na co tylko ma ochotę. Zabolałoby go to w pewien sposób. Dlaczego tyle innych osób może go mieć, a on nie? Niektórzy płacili grube pieniądze, żeby Cas w ogóle się pojawił. Tymczasem Kovu mógł się mu jedynie przyglądać, a potem wyżywać się na worku treningowym.
Nie potrzebował tu swojej dziewczyny, byłaby naprawdę zbędnym elementem. Zaczęłaby panikować, do tego doszłoby do kolejnej sprzeczki. Casper dziwnie na nią reagował, co Laurier w końcu zaczynał zauważać. Zresztą dla niej był Panem Idealnym, rozpuszczał ją prezentami, zabierał w najpiękniejsze miejsca i robił dobrą minę do stanowczo okrutnej gry. Przebywając z nią, czy też innymi kobietami próbował wybić sobie z głowy Ellisona. Zaciągnął się mocno papierosem, kiedy mu go podał. Przytrzymał dym w płucach, wypuszczając go dopiero, gdy brunet go pouczał. Westchnął cicho, sęk w tym, że nie musiał się nim w ogóle przejmować...
- Co się z nami stało, co? Dlaczego jest tak, jak jest? - zapytał po chwili milczenia. - Mój ojciec byłby zachwycony, widząc nagrobek z moim imieniem. Pewnie nawet zadbałby o to, żeby pochowali mnie gdzieś pod płotem, jak anonimowego trupa. - prychnął, nie chciał się zabić, ale wizja świętego spokoju była naprawdę kusząca.
- Nie chcę... Mam dość udawania. - było mu wszystko jedno, dlatego po prostu przytulił się mocniej do przyjaciela, wdychając jego zapach. Co on wyprawia? Znajdował się stanowczo za blisko, zaraz doprowadzi do katastrofy.... Trwał tak przez kilka dłuższych chwil, po czym podniósł nieco głowę, ich twarze znajdowały się bardzo blisko. Spoglądał na Casa z nieznanym wyrazem twarzy, jakby nie do końca kontaktował.

Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
Casper prychnął pod nosem na to całe ojcowanie. Zawsze drażniło go porównywanie do ich ojców - żaden z nich nigdy nie chciał być taki. Bez życia, zaślepieni pieniędzmi i kolejnymi biznesami, bez prawdziwej miłości i szczęśliwej rodziny.
Całe to ojcowanie , było jedną, wielką troską, której Kovu znowu nie dostrzegał, co było jak kolejne wbicie ostrza prosto w serce Ellisona, który od zawsze miał problem z normalnym okazywaniem ludzkich uczuć czy chociażby ze szczerą rozmową o nich.
W milczeniu pozwolił mu ochłonąć, dalej zaciskając mocno wargi. Bał się odezwać, targany sprzecznymi emocjami - bał się nawet poruszyć, by nie wywołać kolejnej awantury albo wybuchu gniewu. Miał tego powoli dosyć, był zmęczony grą, którą musiał prowadzić od tak dawna. A teraz? Kiedy najbliższa mu osoba omal nie przedawkowała miał się zachowywać po prostu jak kumpel?
Kurwa.
- Kovu...- zaczął, zerkając na niego. Mielił w głowie odpowiedzi, w końcu jedynie wzdychając. - Nie wiem - mruknął, przymykając na moment powieki. Trochę za długo, z ociąganiem, jakby próbował wymazać kilka poprzednich minut. Albo większość swojego życia. Dlaczego było tak jak było? Oboje powinni wieść szczęśliwe życie, prawda? Byli przystojni, ustawieni, bogaci. Mieli charyzmę, ludzie do nich lgnęli, sęk w tym, że to zawsze były nieodpowiednie osoby.
Casper potrzebował tylko jednej, by poczuć, że żyje, jednak ta osoba miała już inne plany na przyszłość. Nie z nim.
Zaskoczony zamarł, kiedy mężczyzna go przytulił. Mocno i szczerze, powodując, że kolejna fala ciepła przepłynęła przez jego ciało, kumulując się przyjemnie gdzieś w okolicy lędźwi. Czuł jego zapach, nieporównywalny z żadnym innym; zapach perfum i skóry - rozpoznałby go chyba wszędzie. Gdy otworzył oczy, twarz Kovu znajdowała się zbyt blisko, a gorący oddech muskał jego usta w nieświadomej pieszczocie. Serce zabiło mu mocniej, jednak nie poruszył się, nie drgnął, nie wiedząc czy chce to przerwać czy chce, by ten moment trwał nadal.
- Ja nie byłbym zachwycony - powiedział cicho, patrząc mu głęboko w oczy. - Nie wiem co bym zrobił gdybyś...- urwał. Wypowiedzenie tego na głos było zbyt trudne. - Rozmawiaj ze mną. Unikasz mnie ostatnio. Unikasz mnie od dłuższego czasu. Nie wiem co siedzi Ci w głowie i nie wiem jakie masz problemy - powoli oparł dłoń na jego policzku, ponownie prześlizgując się spojrzeniem na jego rozchylone wargi. Zaklął w duchu, powstrzymując się przed pokonaniem ostatnich, dzielących ich milimetrów.
- Nie bądź głupi i nie marnuj sobie życia jak ja - dodał szeptem, trącając kciukiem jego dolną wargę, a następnie zachowując resztki rozsądku, odsuwając się i wstając na równe nogi z nieznacznym zażenowaniem.

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
Robili wszystko, żeby nie stać się tacy, jak ich ojcowie. Jednak mocno się w tych staraniach pogubili, podejmując mnóstwo zgubnych decyzji. Cóż, podobno człowiek młody powinien popełniać tuzin błędów, aby zyskać jakiekolwiek doświadczenie oraz nauczki na przyszłość. Jak widać Kovu to średnio wychodziło, u niego historia ciągle zataczała okrutne koło. Gubił się coraz bardziej, nie wiedząc już kim tak właściwie jest. Czy to przez uczucia do przyjaciela? Możliwe, im bardziej spychał je na dalszy plan, tym bardziej wyrywały się na ten główny. Potrzebował odskoczni, dawały mu ją narkotyki.
Ciężko było mu dostrzec troskę, jedyną osobą, której zależało na nim była niania. Rodzice dość szybko ją zwolnili, pozostawiając pustkę w sercu syna. Była dla niego, jak rodzina. Widziała w nim coś więcej niż kolejnego rozpuszczonego dzieciaka. Uważała, że jeśli będzie ciężko pracował to osiągnie wszelkie wyznaczone sobie cele. Według niej był zdolnym i rezolutnym chłopcem, który ma przed sobą świetlaną przyszłość. Poniekąd miała rację, w końcu pieniądze potrafią wiele w życiu ułatwić. Laurier brzydził się już forsą ojca. Roztrwaniał majątek na totalne bzdety, próbując w ten sposób zrekompensować sobie to, co bywa najważniejsze w marnej ludzkiej egzystencji.
Każde kolejne słowo, pouczenie zadziałałoby na Kovu, jak płachta na byka. Miewał spore problemy z agresją, które powinien leczyć. Przynajmniej podczas treningów jakoś dawał ujście negatywnym emocjom, całą złość ładował w worek treningowy. Tęsknił za tym, co mieli... Czy w ogóle kiedykolwiek do tego wrócą? Czy da się całkowicie wykasować pewne uczucia?
Przygryzł mocniej dolną wargę, nie odpowiadając. Sam nie wiedział, co ich poróżniło... Chociaż dystansował się z wiadomych powodów, ograniczenie kontaktu było łatwiejszą opcją na poradzenie sobie z własnymi rozterkami. Kiedy go tak przytulał to przez moment poczuł, jakby znalazł prywatny azyl. Chciał się schować w jego ramionach, zapomnieć o wszystkim, ale nie mógł spieprzyć tego, co budowali przez lata. Krótki dotyk był niesłychanie słodki.
Patrzył w jego oczy, mógłby w nich utonąć. Spijał każde słowo z jego warg, jakby to były najpiękniejsze obietnice, które niestety nie będą miały pokrycia. To wszystko jest cholernie skomplikowane, chciał po prostu pieprzyć jakiekolwiek zasady, pozwolić sobie na odrobinę szczęścia. Chociaż nie miał pewności czy Cas patrzy na niego w podobny sposób. Związek z Cookie był pozerstwem w czystej postaci, zdradzali siebie na prawo i lewo, a potem udawali, że wszystko jest w porządku. On doskonale wiedział o tym, co wyprawia jego dziewczyna. Jedynie Kovu potrafił się doskonale maskować.
- J- ja po prostu.... - urwał, omiatając jego twarz wzrokiem. Pozwolił sobie zatrzymać się ciut dłużej na wargach bruneta, tak niewiele brakowało, żeby poczuł ich smak. Nie wiedział, co ma powiedzieć, jak się wytłumaczyć. Jego umysł nie potrafił wymyśleć żadnej sensownej wymówki... - O czym Ty mówisz? - zapytał, odprowadzając go wzrokiem. Nie chciał przerywać tej bliskości, serce biło mu, jak oszalałe. Potrzebował więcej, nie mógł już dłużej z tym walczyć. Dlatego powoli się podniósł, stanął na chwiejnych nogach i podszedł do Caspera. Przytulił się do jego pleców, po raz kolejny przekraczając pewną barierę.
- Nie chcę Cię unikać, potrzebuję Cię... Nie zostawiaj mnie samego, błagam. - zabrzmiał, jak dzieciak, który boi się wszystkiego. - Tak bardzo się staram udawać.... - dodał jeszcze o wiele ciszej.


Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
Casper spiął się, kiedy Kovu dopadł do niego w kilku krokach, mocno go przytulając. Serce znowu podskoczyło mu do gardła, a on czuł się zupełnie tak, jakby gdzieś w środku pękał na małe kawałeczki. Stał nieruchomo dłuższą chwilę, zagryzając wargę i w końcu wolno obracając się przodem, nie pozwalając jednak odsunąć się przyjacielowi.
- Udawać? - powtórzył po nim głucho, uważnie obserwując jego twarz. Nie był pewien o czym mówił, nie chciał też robić sobie złudnych nadziei, które tylko pogrążyłyby jego aktualny stan. Był więc ostrożny, uważnie stąpając po kruchym lodzie, na którym oboje najwyraźniej stali.
Nie zostawiłby go samego, to oczywiste. Nigdy tak naprawdę tego nie zrobił - wystarczyłby jeden telefon, jedna wiadomość i byłby tuż obok niego jak głupi, zakochany szczeniak. Zawsze wyciągnąłby do niego rękę, chociaż mogłoby się zdawać, że przez ostatnie miesiące znacznie oboje się od siebie odsunęli. Nie ważne z kim sypiał Casper, myślał tylko o nim, widział tylko jego i wściekał się, gdy musiał słuchać o wspaniałym i szczęśliwym związku przyjaciela z Coco. Zapijanie smutków na dłuższą metę nie dawało nic, prócz samodestrukcji, w którą zagłębiał się coraz mocniej, powoli nie mogąc odnaleźć już odpowiedniej ścieżki.
- O czym Ty mówisz? - spytał cicho, unosząc dłoń, by oprzeć ją wolno na jego klatce piersiowej, w miejscu, gdzie chwilę temu spoczywała igła. Ciepło jego skóry rozeszło się po opuszkach palców delikatnym drżeniem, a on sam bezwiednie westchnął, przysuwając się bliżej i przylegając ciasno do jego ciała.
- Kovu? - ponaglił go, przenosząc dłoń na jego policzek, zmuszając go by spojrzał mu prosto w oczy.
- Odsunąłeś mnie - mruknął z wyraźnym bólem. - Po moim powrocie i po pojawieniu się Coco. Przestałem się dla Ciebie liczyć, więc czego Ty ode mnie oczekujesz? - wyszeptał z napięciem, nie wiedząc czy to jego własne serce tak mocno wali, czy może serce przyjaciela, które wyczuwał tuż obok siebie. Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko - jego bliskość, jego słowa, nawet drobne spojrzenia, jakie mu rzucał. Casper gubił się w tym wszystkim, jednocześnie walcząc się z chęcią pocałowania go, zamknięcia mu ust raz na zawsze, chociażby za cenę...No właśnie. Za dużą.
Był jeszcze naćpany? To zdecydowanie wiele by wyjaśniało.
Ellison westchnął ciężko, zaplatając palce na wilgotnym od potu karku przyjaciela i przyciągając go do siebie. Objął go, wspierając podbródek na jego ramieniu.
- Zawsze będę, okej? Nigdzie się nie wybieram. Ale nie możesz...- urwał, szukając długo odpowiednich słów. - Nie możesz być tak blisko. Bo to dla mnie zajebiście trudne. Rozumiesz?

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
- — -
24 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Heaven knows that I'm born too late
For these ghosts that I chase
With these dreams, I inflate, painted skies in my brain
To nie tak, to wszystko nie tak... Potrzebował go cholernie, bez niego nie dawałby rady. Chciał to wszystko wykrzyczeć, powiedzieć całemu światu o tym, co do niego czuje, jednak ciągle coś go blokowało. Czy naprawdę aż tak bardzo bał się ojca? Robił mu latami na złość, pewnych granic nigdy nie przekraczał, ale śmiało można stwierdzić, że zachowywał się, jak wrzód na tyłku. Albo bardziej, jak dzieciak, który błaga o to, aby ktoś zwrócił na niego uwagę. Czyżby był aż tak mocno spragniony uczuć? Nigdy nie zaznał prawdziwej miłości... Chociaż jedynie niania dawała mu przedsmak tego, co mogłoby się wiązać z tym pięknym uczuciem. Później zaczął czuć się dziwnie przy przyjacielu. Jego wyjazd sprawił, że nie potrafił o nim nie myśleć. Początkowo myślał, że to zwyczajna tęsknota... Jednak to coś znacznie większego, czego nie potrafił w pełni zrozumieć. Nie chciał wszystkiego spieprzyć, stracić Casa.
Przymknął na moment oczy, zaciskając mocno powieki. Może o wiele lepiej byłoby po prostu zniknąć? Wtedy każdy problem rozwiązałby się sam. Potrzebował bliskości chłopaka, a to utrudniało mu zachowanie dystansu. Powinien się odsunąć, opamiętać, jednak nie miał już siły z tym walczyć.
- Nie ważne, ja... Nie mogę. - pokręcił głową, nadal nie otwierając oczu. Miał w głowie jeden wielki mętlik. Nie wiedział, jak to wszystko rozwiązać, co zrobić... A jeśli faktycznie zaraz dojdzie do tragedii? Narkotyki chyba nie do końca opuściły jego organizm, co sprawiało, że nie potrafił oprzeć się pokusie. Był dla niego, jak zakazany owoc, który przyciągał go coraz bardziej do siebie.
Lekki dreszcz przeszedł przez ciało Kovu, kiedy przyjaciel ułożył dłoń na jego klatce piersiowej. Nigdy tego nie czuł przy swojej dziewczynie. Dawała mu wszystko, czego tylko chciał, nigdy nie stronili od czułości. Jednak nic nie wywoływało u niego takiej reakcji, jak dotyk Casa. Kurwa mać. Ponownie został zmuszony, żeby spojrzeć w jego oczy.
- Nigdy nie przestałeś się dla mnie liczyć, to nie tak... - przygryzł mocniej dolną wargę, a na jego twarzy nadal malował się ten bliżej nieokreślony grymas. Bolało go całe serce, ale nie przez narkotyki czy też strzał adrenaliny. - Ty nie rozumiesz Cas. Ona... Ona nie jest dla mnie tak ważna, jak Ty. - skronie zaczynały mu pulsować w rytm walącego serca. Na moment zapomniał o oddychaniu. Otoczył go ramionami mocno, rozpaczliwie, jakby za chwileczkę miał mu uciec.
- Nie mogę o Tobie przestać myśleć... Przepraszam, tak cholernie staram się to od siebie odsunąć, zapomnieć... - wydusił z siebie, chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka. - Wszystko spieprzyłem, kurwa. To zaczęło się, kiedy wyjechałeś... Ten pieprzony związek z Cookie, to wszystko na pokaz, żeby ojciec się w końcu odpierdolił. - dodał jeszcze, wbijając palce zbyt mocno w koszulę Ellisona.

Casper Ellison
powitalny kokos
dagger
Aktor :) — Internet :)
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'll chew you up and I'll spit you out,
'Cause that's what young love is all about.
So pull me closer and kiss me hard,
I'm gonna pop your bubblegum heart.
Nie mogę.
To zawsze było jak szmatą w ryj, prawda? Wiecznie Kovu rzucał mu nic nie znaczącym nie mogę, czy to w chwilach kryzysu, poważnej rozmowy czy głupiej chęci spędzenia z nim czasu. Znowu go odtrącał, na co Casper prychnął rozeźlony, mrużąc nieprzyjemnie powieki.
- Nie ważne? Wydaje mi się, że to zajebiście ważne, Kov - mruknął stanowczo. - Nie będzie między nami jak dawniej, skoro nie potrafisz się przede mną otworzyć. Ciągle robisz uniki i ciągle wszystko utrudniasz - powstrzymał się od warknięcia, odwracając od niego na moment spojrzenie. Właściwie czy chciał, by wszystko wróciło do tego jak było dawniej? Do ich czystej przyjaźni, wspólnego imprezowania bez udawania, bez dwuznaczności w gestach Ellisona? Czy może wolałby pozwolić wszystkiemu zniknąć, bo może tak byłoby lepiej i łatwiej dla nich dwóch?
Wstrzymał powietrze, słysząc kolejne jego słowa, a w głowie przyjemnie mu zaszumiało. Wolno zerknął na jego twarz, doszukując się w niej jakiegoś żartu, grymasu, który mógłby świadczyć o tym, że sobie z niego kpi. To nie były jakieś tam słowa - to były poważne słowa osoby, która może nie chce widzieć w nim tylko przyjaciela.
Wymyślił to sobie? Uroił?
- Co? - powtórzył głucho. Czuł jego twarz przy swojej szyi, gorący oddech, który muskał rozpaloną skórę. Oparł dłonie na jego plecach, mocniej dociskając go do siebie, jakby zaraz miał się rozlecieć na kawałki.
- Nie rozumiem - mruknął, starając się ułożyć wszystko w głowie na odpowiednim miejscu. - Jesteś jeszcze naćpany - ani nie spytał, ani nie stwierdził. O ile łatwiej byłoby uznać, że wszystko co powiedział Kovu było tylko wynikiem narkotyków? Bo niby co miałby teraz z tym wszystkim zrobić?
Kurwa. Czekał na to tyle czasu, a teraz stał jak kołek, nie wiedząc co ma mu powiedzieć.
Odsunął się na wyciągnięcie dłoni, by spojrzeć mu w oczy.
- Kłamałeś przez cały ten czas? Odtrącałeś mnie tylko dlatego? - zacisnął mocniej palce na materiale jego rozpiętej koszuli. Zawahał się, a później ujął jego twarz w dłonie, wspierając czoło o czoło przyjaciela.
- Nie masz pojęcia przez co musiałem przechodzić. Przez całe to gówno, żeby nie myśleć o Tobie w nieodpowiedni sposób. Ten cały, jebany wyjazd, powrót, wszystkie imprezy, pieprzenie przypadkowych ludzi. Wszystko dlatego, że myślałem, że jesteś szczęśliwszy beze mnie.

Kovu Laurier
ambitny krab
Mów mi jak chcesz
ODPOWIEDZ