lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Się biedny Damon porobił, no ale nie można było powiedzieć, że źle się bawił. W pewnym momencie zacząć się bawić tak dobrze z Mattem, że kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie. Poza Songiem, którego nawet kompletnie najebany miał na uwadze. To już się działo podświadomie. Pies obronny z niego, więc nieważne w jakim był stanie i tak zawsze się ogląda za narzeczonym. Już raz go stracił, to teraz nie zamierzał go spuszczać z oczu, nawet jeśli wydawałoby się, że kompletnie nie kontaktuje! Ale nie dość, że świetnie sobie zdawał sprawę z tego gdzie Song jest, to jeszcze z Mattem się tak zgadał, że obydwoje zrobili mu lapdance. I Kim się na to zgodził, bo Matta kompletnie nie uważał za zagrożenie, a za dobrego ziomeczka, a w dodatku taki występ na pewno wyglądał lepiej w wykonaniu duetu! No dobra, w ogóle dobrze nie wyglądał, ale w ich zapijaczonych umysłach to wygraliby sami EXPO.
Uśmiechnął się bardzo zadowolony z siebie, kiedy Kang przyznał, że bardzo mu się podobał występ. No raczej! Miał mu się podobać! Miał się napalić i jeszcze bardziej zakochać! A tak naprawdę jeśli po czymś takim Song w dalszym ciągu chciał być z Kimem, to znaczyło, że to naprawdę była miłość.
Ja si mohę pohasaś wszystho so chsesz I hdzie chsessz! — przyznał bardzo głośno, głośniej niż powinien, ale na szczęście muzyka go zagłuszała. Przynajmniej w większości. I tak dobrze, że przynajmniej nie zaczął rozpinać rozporka, aby udowodnić swojej racji, że wcale nie żartuje! Jeszcze miał w głowie tyle oleju, aby wiedzieć, że jest w towarzystwie, a rozbieramy się tylko przy Kangu. — O fielu, fieeeelu assach! Duszych! I barso sfinnych. — dodał, pan podrywu, flirciarz pierwszej klasy, cesarz męskich gadek i król romansów. Zarzucił rękę na ramiona swojego narzeczonego, przyciągając go bardziej do siebie, bo Kim naprawdę stał się o wiele bardziej dotykalski w stosunku do narzeczonego! To akurat żadna nowość, przynajmniej dla Songa.
Dlatego też nie spodobało mu się, kiedy jego narzeczony się w końcu podniósł. Damon spojrzał się na niego jak taki zasmucony szczeniaczek. Utrudniał mu to, bo nawet kiedy wstawał, to jego ręka wędrowała mu po plecach, biodrze, a ostatecznie wylądowała na tyłku. I sobie tam była, dopóki Kang się nie oddalił od stolika.
Nie sostafjaj mie. — no patrzcie jaki on smutny, jeszcze brakowało, aby warga mu zaczęła drżeć. Nawet ten drink go chyba nie przekonywał. Włączyła mu się faza na miłość. — Nie chsę jusz drinha, jesem odpofiednio łatwy, nie musisz mi polefaś! — rzucił za nim. Na dobrą sprawę, to Kim zawsze był łatwy gdy chodziło o Kanga. Wystarczyło spojrzenie, gest czy zwykłe „chodź się ruchać” i ten już biegł jak grzeczny piesek.
Szkoda tylko, że jego słowa o byciu łatwym chyba usłyszały wcześniejsze koleżanki, które zaraz pojawiły się obok niego. Spojrzał na nie lekko nieobecnym wzrokiem, starając sobie przypomnieć ich imiona, bo nie bardzo pamiętał. Słysząc jednak ich słowa i widząc ich dziwne zachowanie, bo znowu im coś do oczu wpadło, a jedna to włosy kręciła na palcu jakby o lokówce nie słyszała, to już nabierał powietrza w płuca, aby odpowiedzieć, że on to woli psy, więc żaden kot. No i chciał się zachować jak taka typowa nastolatka „mam chłopaka”, ale nie zdążył, bo oto pojawił się jego nowy przyjaciel - Matt.
Morda mu się wyraźniej uśmiechnęła, gdy koleżanki zostały przegonione, a ich miejsce zajął szefuńcio. Z nim to chociaż wiedział o czym rozmawiać!
O bosze sięki. — podziękował grzecznie, bo przecież uratował mu życie, a potem już chciał się wdawać w super rozmowę, kiedy… nie doszedł do niego ich nowy temat. Dziewczyna Kima w Korei. Abigail. Cholerna jędza, która niesamowicie psuje im humory i życia od roku. Była prowodyrem wielu kłótni i to przez nią Kang ostatecznie miał już dość. Przez te cholerne wakacje na Hawajach, przez komentarze, przez udawanie, że Kim naprawdę ją kocha i za nią szaleje.
Westchnął ciężko pod nosem, bo bycie pijanym i chujowe tematy, to beznadziejne połączenie.
Mam siefszynę w Horei, ale to shomplihofane, bo ja jej nie hoham, ani nafet nie lubię. Ona jes na pohas, szef tak hasał, bo to się spszedaje barso dobrze, a fani hohają Dabihail. Więs ja muszę udafaś przed fszysshimi, sze ją lubię, chosiasz jej nienafisę, bo jes ohropna. — wyrzucił z siebie jak takie smutne, poirytowane dziecko. Zaraz się jednak obudził bardziej i pokazał paluszek wskazujący. — ALE, pofiesiałem Hangowi, sze po pofrosie to sahońszę, bo on ma dośś i ja mam dośś, więs jah tylko frósimy to idę do szefa i stafiam warunki, mófię sze to honies z Dabihail, honies udafania, bo ja chsę byś otfarsie z Hangiem! I wszysssy mają wiesieś! On jusz nie bęsie na druhim planie jaho mój pszyjasiel, ale bęsie na pierwszym jaho mój naszeszony! — patrzcie go, jaki zdeterminowany! — W sasasie to saras napiszę posta w internesie, aby pohasać fszysthim fanom, sze to była manipulacyja i jedno wielhie hłamstwo, bo Dabihail nie istnieje i nihdy nie istniao! — rzucił, zaraz zabierając się na przeszukiwanie swoich kieszeni w poszukiwaniu telefonu. — Choś pomoszesz mi posta napisaś! — szturchnął go ramieniem, bo w jego głowie to był zajebisty pomysł, aby teraz, zaraz wrzucić na media społecznościowe sprostowanie o całej sytuacji. Jeszcze przed rozmową z szefem. I kimkolwiek. — Od szeho zasząś? — bo on to już się pogubił, dlatego miał swojego Flapa i Dumpty, który miał go naprowadzić. I poprawiać błędy. A potem wysłać post w świat, będąc z niego niesamowicie dumnym.
Niespodzianka dla Kanga, na nowy rozdział w ich życiu.
Wojna.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  To mu się amant trafił. Taki chodzący alvaro. Ciężko było się mu oprzeć, ot cała prawda. I naprawdę ciężko było trzymać rączki przy sobie, niemniej jednak nie planował jeszcze krótkiej wycieczki do łazienki z chłopakiem. Owszem, zdarzało im się zniknąć na… trochę. Jednak teraz miał wrażenie, że wcale nie byłoby to takie proste, nie w tym towarzystwie. Przykładowo PTS(D) ich znało i wiedzieli, że kiedy przepadną na trochę, to raczej ich się nie szuka, bo oni robią rzeczy. Tutaj ludzie raczej nie spodziewali się takich wydarzeń, wobec czego o chwilę spokoju byłoby ciężko. Zwłaszcza, że Matt to chyba mocno pokochał Damona i chciał cały czas się z nim trzymać. Song nie był zazdrosny, bardziej się cieszył, że tych dwóch tak dobrze się dogadywało. Jakby nie patrzeć to były bardzo istotne osoby w jego życiu.
  Zmacany po plecach, po biodrze i po tyłku mógł jeszcze zmienić zdanie i pociągnąć jednak Damona za sobą do… dokądś. Wolał jednak zainwestować w jego lepsze samopoczucie, choć procent jego poprawy na następny dzień i może w to, żeby pożył jeszcze chwilę dłużej, coby nie musieli zwijać się za szybko. Dlatego go zostawił i ulotnił się do baru, co miało być szybkim manewrem, jednak szkopuł w tym, że przy barze było gęsto, to raz, a dwa, że kilku znajomych z Millenium zaczepiło go i zagadało, a nie było łatwo im się wyrwać.
  Matt, po przegonieniu dziewczyn, znów wdał się w rozmowę ze swoim nowym kumplem, teraz poruszając kolejny, życiowy temat.
  Wysłuchał opowieści Damona z bardzo smutną miną, bo to było takie przykre, że on miał dziewczynę, ale nie chciał jej mieć. Ale musiał. Miał też Kanga i jak się okazywało, tylko jego chciał mieć. Pokiwał więc głową ze zrozumieniem, kiedy tamten wyjaśniał mu swoje postanowienia, a kiedy tamten uznał, że zaraz napisze posta to choreograf klasnął w dłonie.
  — Świethny pomys! — zajarał się. Zaraz potem przysunął się bliżej, bo Damon chciał jego pomocy w pisaniu posta. Potem wpadł na jeszcze lepsza ideę i pomachał do jakiegoś ładnie ubranego blondyna, który siedział i rozmawiał ze znajomymi. Chłopak podniósł się i podszedł do choreografa, spoglądając na niego pytająco. Matt poklepał miejsce na sofie obok siebie, zachęcając tamtego, by usiadł.
  — Posnaj Marho, to mój spes od Soszjal Mediuf. On nam pomosze. No bo fiesz, ten pos musi byś dobry, bo fiesz… No musi to byś z pomo.
  — Jaki post? — zainteresował się Marco, przechylając w ich stronę, by lepiej słyszeć.
  — Suchaj, Danon musi napisaś posa na swoim profilu o tym, sze sały szas był w sinhofanym sfiąsku, któreho nie chcsiał, tah? Szeby wszysy wiesieli, sze to byua manipulasyja i w ohóle. — Spojrzał tu kontrolnie na Damona, chcąc sprawdzić, czy o to chodziło. — I wiesz, Marho. Szeba to tah fajnie spisaś, ty wiesz jah to srobiś, a posa tym wisisz, sze jeseśmy z Danonem lesiutho, tah tysi tysi pijhani, a nie chcsemy, szeby były tam literówhi. To waszna wiadomoś dla świaha.
  — Och. Uhm, na pewno? — spytał chłopak, przeskakując spojrzeniem z jednego na drugiego, chyba przez stan, w jakim się znajdowali, poddając w wątpliwości słuszność tego przedsięwzięcia. Wiadomo, że po alkoholu miewało się głupie pomysły, których potem rano się żałowało. Choć głównie to było pisanie SMS-ów do byłych czy spanie z randomowymi osobami. Ale post na mediach społecznościowych i to jeszcze kogoś, kto był rozpoznawalny na świecie? I to jeszcze taki post? Sam trochę wypił, ale jeszcze nie na tyle, by mieć taką fazę, jak ta dwójka. Postanowił być chyba ich rozsądkiem. A przynajmniej spróbować.
  — Na so prosent! Prafda, Danon? No, to my si bęsiemy mófiś, co byśmy chsieli, a ty to wiesz, jahoś ładnie w sdania poshładasz. Ty to pszesiesz potrafisz, so nie? No, sa to si płasę! Sa oharnianie sosjali. Chyba moszesz mi trochę pomós? Jah bęsie szeba to się jutro rano rosliszymy!
  — Uhm, no okay. — Marco spojrzał na Damona, wyciągając do niego rękę, żeby ten mógł podać mu telefon. No na czymś ten post musiał napisać, a chyba nie w powietrzu. Przynajmniej mieli teraz gwarancję, że obędzie się bez dzikich literówek i błędów ortograficznych. Choć mogli liczyć tylko na wersję angielską. Chłopak raczej nie potrafił pisać po koreańsku. — To co tam ma być napisane? I jeszcze raz: czy to aby na pewno dobry pomysł, by pisać teraz tego posta?
  — Ja ufaszam, sze pofinienes sasząś od chwytlifeho nahłówha, a potem napisaś z grubej ruhry, sze ta wytfórnia hasała si lusi oszuhifaś!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Takiego Damona to ze świecą szukać! Co prawda po pijaku to kiepski z niego obiekt westchnień, ale on to już nikogo nie musiał wyrywać, bo został wyrwany już dawno temu, a w dodatku za jakiś czas miał być oficjalnie zaobrączkowany, aby przypadkiem nikt się nie pomylił, że tego alvaro to już brać nie można. Na całe szczęście Kang to chyba dalej na niego leciał! Nawet jeśli język mu się mocno plątał, a oczka świeciły jak latarnie. No i należało pamiętać, że Kim to nawet z masą promili na koncie, byłby w stanie iść z Songiem do łazienki, aby sobie go tam potrzymać za rączki. I inne rzeczy. Z dala od wszystkich. Akurat jego pamięć mięśniowa i niektóre popędy nie dawały się alkoholowi. Podniecenie i pożądanie pobijało wszystko!
No ale faktycznie, w tym gronie chyba lepiej było poczekać, aż wrócą do domu.
A w domu to Kim jak poczuje materac pod plecami, to po prostu pójdzie spać.
No ale co pożerał spojrzeniem to jego, a im więcej miał w sobie alkoholu, tym większą ochotę miał na Songa jak ten był obok. To już było nieuchronne i silniejsze od niego, nie mógł powstrzymać swoich własnych rączek, ok? Musiał się teraz zdać na Kanga i jego trzeźwy umysł. Ale kiedy odchodził do tego baru, to jeszcze skroił jego tyłek wzrokiem dopóki mu nie przeszkodzono.
No, jego historia z Abigail była… skomplikowana i w dobrej mierze naprawdę smutna, bo Damon stał się marionetką swojego szefa i nie mógł na to nic poradzić. A przynajmniej tak mu się wcześniej wydawało. Kochał swoje życie idola w przeciwieństwie do swojego narzeczonego. Nienawidził Dabigail, ale do całej reszty już przywykł i chociaż czasami ograniczenia dawały się we znaki, tak występy, treningi i cała reszta mu to wynagradzały. Ale były rzeczy ważne i ważniejsze, a Kang był w jego życiu zdecydowanie najważniejszy i to o jego zdrowie i komfort psychiczny chciał w tej chwili zadbać Kim. Nawet jakby miał zapłacić najwyższą cenę.
Po pijaku wszystko staje się łatwiejsze.
Prafda? — się ucieszył, że jego nowy ziomeczek mu przyklasnął. No to jak Matt mu powiedział, że to świetny pomysł, to Damon w tym momencie był zajebiście przekonany, że powinien to zrobić teraz, zaraz. I będzie po wszystkim! Będzie już to miał z głowy, a Kang na pewno się ucieszy, że Kim nie rzuca słów na wiatr, tylko działa w sprawie porzucenia Dabigail, tak jak obiecywał.
To, że nie powinien tego robić w tym stanie i przed rozmową… z kimkolwiek, to już inna bajka.
Już wyciągnął telefon i to wtedy pojawił się niejaki Marko, który był specem od mediów społecznościowych Matta. No, ten to miał głowę na karku, naprawdę! Damon zadowolony z faktu, że jego nowy przyjaciel tak się wkręcił w pomoc, że zebrał swoich ludzi, pomachał energicznie do Marko, a gdy Matt wyjaśniał o co chodzi i co ten ma w zasadzie zrobić, to kiwał zamaszyście głową, bo o to właśnie chodziło, o to to to. Damon był już mocno nakręcony na tego posta, aby napisać go teraz, bo im bardziej o tym myślał w tym stanie, tym bardziej chciał go już wrzucić i wywołać burzę w internecie. Aktualnie uważał, że to zajebisty pomysł. Należało jednak pamiętać, że był w takim stanie upojenia alkoholowego, że on to ledwo swoje własne imię kojarzył.
Uhm, na pewno?
Pefffnieee! Na so prosent! — bo on to nie miał absolutnie żadnych wątpliwości! — To niesposianha dla Hanga! — na pewno się ucieszy jak się dowie co chłopaki odjebali kiedy on tylko poszedł po wodę. Możliwe, że padnie na zawał, bo to bardzo zła, głupia i destrukcyjna decyzja, której nie powinien był Damon podejmować w aktualnym stanie… no ale zdrowy rozsądek Kima był na barze i rozmawiał z innymi ludźmi. Pojawił się za to Matt, który zamiast go zatrzymać, chciał mu pomóc. Ale to wszystko w dobrej wierze!
Damon to się podjarał, kiedy Marko się zgodził im pomóc. Sięgnął po swój telefon i kilkukrotnie próbował go odblokować, bo kamerka nie rozpoznawała jego mordy, pewnie przez wątpliwy stan, a potem wszedł na media i podał chłopakowi urządzenie.
I jeszcze raz: czy to aby na pewno dobry pomysł, by pisać teraz tego posta?
Nikt tego chyba nie usłyszał.
Ooo, chfytlify nahłófeh to super pomysł, pszysiągnie Traumas! — się zgodził z Mattem, a potem spojrzał na Marko, aby tam paluszkiem go popędzić. — I tah musi byś, sze fytfórnia hasała mi oszuhiwaś dla roshłosu i reklamy! Pisz, sze Dabihail to śsiema i nihdy nie istniao! A potem sasznij, sze drohie Traumas, bo musisz mófiś do fanóf i podhreślaś sze są waszni! Więs drohie Traumas ja chsę soś naprostofaś, bo ja w hłamstfie szyję pszes długi szas i mam jusz dosyś i nie chsę jusz tah szyś i oszuhiwaś fszysthih i raniś blishih! I pisz tam, sze mój swiąseh z Dabihail był ustafiony i to fszystho to hłamstfo, bo ja tah naprafdę pszes sały ten szas byłem s kimś innym i nie mogłem byś sobą i raniłem tą blishą osobę barso barso mosno, asz w hońcu chsiała się ona poddaś, ale ja nie chsę się poddaś, bo chsę aby była szęślifa i ja chsę byś z nią szęśliwy! — się chłopak wczuł. Gadał co mu aktualnie serduszko podpowiadało. Dobrze, że to nie on miał teraz pisać tego posta, bo byłby totalnie bez ładu i składu, ale za to pełen emocji! I alkoholu. — A potem falnij takie dusze KANON IS REAL. — pokazał paluszkiem na ekran, bo to był zajebisty tytuł i Traumas wiedzą o co chodzi! — I napisz, sze ja pszes sały szas podszas udafania swiąshu z Abihail byłem tah naprafdę w prafdzifym swiąshu z Hangiem i jusz nie chsę tego uhryfaś! I DODAJ SZE SIĘ TERAS SARĘSZYLIŚMY I POWIESIAŁ MI „TAH”. — dodał głośniej, bo na pewno go nie słyszał, a to była bardzo ważna wiadomość o której Traumas musiały wiedzieć. — I powies sze liszysz na wsparsie szy soś, a pamiętasz aby podhreślaś, sze fani są waszni i w ohóle? — no musiał się upewnić, bo idole musieli powtarzać, że cokolwiek się nie dzieje w ich życiu, to dalej kochają swój fandom. — I nie fiem so jeszsze. So jeszsze Matt? Nie mohę o niszym sapomnieś! To ma byś doprasowany i super waszny post! — więc może lepiej napisać go na trzeźwo, Danon. Nie? Okay.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Się dobrali. Steffanina z Kimem. Po pijaku najlepsi przyjaciele, wielcy compadre. Vayamos Companieros i inne Baila Para Tu Papi. Przynajmniej okazywało się, że Song jednak miał jakichś bliskich przyjaciół (łamane na: pracodawca) w Ameryce, którzy nie chcą go wyruchać (patrz: Ezra) lub nie są kompletnie zjebani (patrz: Marshall lub dramalord: Eugene). Ale prawda była taka, że Matt mimo rozłąki był zżyty z Songiem i traktował go jak młodszego brata. Dużo młodszego! W końcu był od niego dwanaście lat starszy. No i teraz chciał się dogadać z Damonem, wiedząc że był to ktoś dla Kanga ważny.
  Oni obaj uważali, że wpis to genialny pomysł. W ich stanie to chyba największy przypał byłby genialnym pomysłem. Marco z kolei nie wyglądał na przekonanego, bo tez patrzył z powątpiewaniem to na jednego, to na drugiego, gdy coraz więcej opowiadali mu o tym pomyśle. Nie usłyszał nawet potwierdzenia, że tak, Marco, na sto procent to dobry pomysł, choć spodziewał się, że nawet gdyby którykolwiek z nich to wybełkotał to i tak nie wiedziałby co mówi. Słuchał Damona, początkowo nic nie pisząc, aż szturchnął go Matt, żeby wziął się do roboty. Chłopak z westchnieniem zaczął najpierw udawać, że pisze, ale szybko wywęszono jego scam.
  — To naprawdę nie jest dobry pomysł — wymamrotał, wklepując część słów, które zrozumiał (tak mu się wydawało) z wypowiedzi Damona. Siedział tak i pisał, starając się to jakoś składnie uformować w zdania, tłumacząc sobie, że może to jest post dla rozgłosu. Że gwiazdy odwalają, by było głośno. No nie wiedział jak to było w Korei. Steffanina to potakiwał Damonowi i kontrolował, czy Marco pisze.
  — Dodaj emoszi serhuszka tutah — powiedział, kiedy padło hasło KANON IS REAl. Zaraz potem zerknął na Kima. — Ej, so to Hanon? — dopytał. Nawet nie wiedział, a kazał zaserduszkować. Potem już siedział pochylony nad jednym ramieniem Marco, ślepiąc w wyświetlacz, na którym falowały jakieś szlaczki (nie rozumiał co czytał, choć tekst był po angielsku). Ale kiwał głową z ważną miną. Robili to dla Kanga. Skoro miała to być dla niego niespodzianka to super! Na pewno się ucieszy.
  Marco zamknij mordę, ciebie nikt o zdanie nie pytał.
  Chłopak zapisał myśli Damona, dodał jakieś emoji, o których bełkotał mu Matt, bo to był strażnik buziek i innych symboli, żeby post był cute i tak dalej.
  — Dodaj jaheiś fasze sdjęsie, szeby nie było sze fejh — powiedział, zapytany o radę. Na pewno Damon miał jakieś zdjęcia w galerii, jakieś takie urocze, które dało się dołączyć. Marco przecież nie wybierze tych, których nikt absolutnie nie powinien zobaczyć bo skandal postem to skandal postem ale jakieś fotki, które mogłyby zafundować niejednemu traumę to odpuścił. Po wybraniu zdjęcia, a nawet dwóch bo „dfa będą jesze lepsze, barsiej fiaryhodne” zdaniem Matta, chłopak oddał telefon z przygotowanym postem do ręki Damona.
  — Proszę. Ty to wyślij. Ja za to nie będę odpowiadał — powiedział.
  — O wisisz, jahi mądry? Nie hse, by zasłuha przypadła jemu, f hońsu to post barso faszny dla siebie — odezwał się, pełen uznania dla pracownika, Matt. Pokwiał głową z miną „not bad”, a potem wyciagnał z kieszeni dolary w stówkach i wcisnął pięć takich chłopakowi. — Proohsze, to premia sa prasę po hodzinah. Sięhi Marho. — Tamten uśmiechnął się krzywo, zmieszany, ale kasę wziął. Wstał z miejsca i pospiesznie się oddalił. Steffanina zerknął na Damona i klepnął go w ramię, mocniej niż powinien. — So się tah szaisz? Wysyłaj!
  Zostawić Damona i Matta na pięć minut. Skąd mógł wiedzieć, że tyle wystarczyło, żeby tym dwóm wpadł do głowy jakiś durny pomysł? No dobra, może nie było to tylko pięć minut, bo tyle to on stał w kolejce do baru (nie umiał się wpierdalać jak niektórzy, albo raczej umiał ale uznał, że poczeka, tym bardziej, że zagadał go ktoś z ekipy). A potem znowu ktoś go zaczepił i tak się trochę to wydłużyło. No ale nie pomyślałby, że Damon bez nadzoru odjebie coś głupiego. Nawet jak był pijany. Odpierdalanie głupot to była domena Songa, a on nie był zadowolony, gdy ktoś – nawet Damon – wpierdalał mu się w kompetencje.
  No ludzie, nie oszukujmy się, kto by pomyślał, że gość wpadnie na pomysł napisania posta, od którego mógł wybuchnąć Internet. Może i pijani Matt i Damon zachowywali się trochę jak takie półgłówki, ale czy to nie powinno być tak, że jeden półgłówek plus drugi równa się jeden cały? A nie ćwierćmózg? Naprawdę był beznadziejny z matematyki. Niech on z tą wodą lepiej nie wraca szybko, bo czeka go zawał. Choć może jeśli wróci odpowiednio wszystko to to nie rozniesie się tak bardzo? Usunie się i tyle! O ile Damon postanowi mu się pochwalić swoim dokonaniem, a raczej postanowi, bo przecież w głowie Matta i Kima to to było coś, co na pewno uszczęśliwi Songa.
  Albo zafunduje faktycznie zawał.
  Tak czy siak uporawszy się z rozmowami, a także wyposażony w wodę (jedną szklankę, nie miał pojęcia, że Flap dołączył już do Flipa), przedarł się przez tłumek w postaci ekipy Millenium, by dotrzeć do swojego partnera. I do swojego guru. Dumpty się znalazł.
  — O masz, zaraz zacznę was o coś podejrzewać — sarknął, kręcąc głową. Nie podejrzewał, no kogo jak kogo ale Matta i Damona? — Co to są za miny? — zapytał, mrużąc oczy w podejrzliwym spojrzeniu, widząc ten szeroki wyszczerz Matta. Jeszcze choreograf zachichotał konspiracyjnie. — Co odjebaliście — On już z góry założył, że coś odjebali, skoro tamten się cieszył głupkowato jakoś. No i byli najebani. Na pewno coś odwalili.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ