lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
No na własnym ślubie trochę tej czułości, emocjonalności i ckliwości poleci, zwłaszcza przy przysięgach małżeńskich, które sami będą musieli sobie napisać. Nie mówiąc już też o toastach ze strony najbliższych oraz matkach, które będą im słodzić na każdym kroku. Cały ten dzień będzie ich dniem, mocno owianym w tą romantyczną otoczkę. Niewiadomo jednak kiedy ten ślub miał mieć miejsce, zaręczonym można było być przez lata, ale nie znaczyło to, że Kang faktycznie już nie mógł zacząć trenować. Damon z pewnością chętnie mu w tym pomoże, bo wiadomo, on akurat umiał w słodkie i czułe słówka, ale przy przesadzie to nawet on dostawał drgawek. Jednak miał dziwne wrażenie, że tego dnia to akurat nie będzie miał tego dość. Chociaż wiadomo, nie można było przypuszczać, że coś się nie odjebie! Niby wszystko miało być idealne, ale niektórych rzeczy nie dało się zaplanować. Jak tańczących na stołach matek, które rwałyby do świadków. No dobra, w tym przypadku świadkowie raczej będą bezpieczni.
Nie odbierał tego jako stawianie się! Kang po prostu z natury był małym upierdliwcem, więc nie zdziwiło go to, że chciał sobie po prostu iść, aby obejrzeć ten nieszczęsny film. Jedzenie im trochę ostygnie, ale najwyżej skorzystają z mikrofalówki. Mieli dla siebie cały wieczór i całą noc, w końcu, więc mogli zacząć od końca, aby potem faktycznie coś zjeść, bo chyba będą zmęczeni! A przez to też bardziej głodni. Poza tym, Kim miał to do siebie, że lubił go przekonywać do pewnych czynności. Miał naprawdę dobre podejścia do narzeczonego kiedy o to chodziło! I zwykle mu się udawało, dlatego nie byłby sobą, gdyby chociaż nie spróbował.
Słysząc i widząc jednak reakcję Kanga na jego… argumenty dlaczego powinni przejść do końcowych spraw już teraz, kącik ust mu drgnął w zadowolonym uśmiechu. Nie jego wina też, że go tak do niego ciągnęło. Niezmiennie tak samo od ponad roku. Kiedy był obok Kim zwyczajnie nie potrafił trzymać rączek przy sobie. Nie potrafił się powstrzymać, aby go pocałować, aby go dotknąć, aby się do niego dobierać. Znaczy, potrafił, chociażby przy dzieciakach, ale to było cholernie ciężkie i wymagało sporo samozaparcia. Teraz na szczęście nie musiał walczyć z samym sobą, bo nareszcie miał Kanga tylko dla siebie i w dodatku pod nim! Tam, gdzie go lubił mieć najbardziej.
Wyczuwając dotyk chłopaka na swoich plecach, podczas pocałunków jedynie wciągnął mocniej powietrze do płuc, czując jak jego mięśnie mimowolnie się spinają. Kiedy jednak wcisnął mu na usta pocałunek, a ten wbił w niego swoje paznokcie, kącik ust mu drgnął w zadowoleniu, gdy przez jego grzbiet przebiegł dreszcz podniecenia przez który instynktownie naparł na chłopaka swoimi biodrami. Już mu się robiło ciepło, nie mówiąc już o ucisku w podbrzuszu, które się pojawiło. I które tak bardzo lubił, bo naprawdę potrafiło odebrać wszystkie zmysły.
Nie odpowiedział mu, jedynie się złośliwie uśmiechnął, a zaraz potem pomógł mu ściągnąć z siebie czarny podkoszulek, który wylądował gdzieś na podłodze koło łóżka. I ledwo poczuł chłód powietrza na swojej ciepłej skórze, od razu wcisnął mu na mordę raz jeszcze głęboki pocałunek, kiedy Kang go do siebie przyciągnął za kark. Wolną ręką sięgnął do krańca jego koszulki, aby ją podciągnąć do góry. Na sekundę się od niego oderwał, aby rozebrać swojego narzeczonego z górnej części ubrania i ją także odrzucić na bok. Zaraz potem wrócił do niego, na nowo wpijając się łapczywie w jego usta, przylegając do jego klatki piersiowej swoim ciałem.
Przeszedł z rozochoconymi pocałunkami na jego szczękę, kolejno w dół na szyję na której zabawił nieco dłużej, kierując się w kierunku obojczyka i jeszcze niżej. Mokre ślady po swoich wargach zostawiał na każdym pojedynczym, zarysowanym mięśniu na swojej drodze, owiewając je także swoim gorącym oddechem. Zatrzymał się na podbrzuszu, tuż przy linii spodni, zostawiając tam kilka pojedynczych pocałunków. Zerknął z dołu złowróżbnie na Songa, a potem sięgnął… do paska w swoich spodniach, co by go wyciągnąć zgrabnym ruchem ze szlufek. Ręce narzeczonego zaraz przeniósł do góry, tuż do zagłówka, aby je ze sobą złączyć i paskiem je ładnie związać, co by mu nie przeszkadzał. Uśmiechnął się zadowolony, a potem jeszcze raz wcisnął mu na usta głęboki, przedłużony pocałunek, który odbierał dech w piersiach. I dopiero kiedy faktycznie nie mógł oddychać, oderwał się i raz jeszcze zniżył się do jego joggerów, aby złapać za ich kraniec wraz z bokserkami i pewnym ruchem ściągnąć je z chłopaka. Przeszkadzały mu w tym momencie! A on miał plany o których myślał od poranka.
Przejechał dłońmi po bokach chłopaka, samemu pochylając się nad ulubioną w tym momencie partią Songa. Językiem przejechał po całej długości oplatając ją dokładnie, koniuszkiem bawiąc się samym czubkiem, a potem wrócić, ponownie nawilżając cały trzon. W końcu wziął całość w usta, do samego końca, a gardło już miał wyrobione i zaczął się poruszać tam i z powrotem. Początkowo powoli, spokojnie, aby go rozpuścić, aby chłopak się delektował tym doznaniem. Pracował wargami i językiem, ale w pewnym momencie przyspieszył, przez co jego ruchy już nie były takie dogłębne, ale zdecydowanie bardziej intensywne. Nie zamierzał dać mu dojść, chciał się z nim pobawić o wiele dłużej, więc po chwili gwałtowności, powracał do powolnych, spokojnych ruchów. Czy to znęcanie się? Może trochę. Ale to była kara za znęcanie się nad nim rano.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Kim doskonale wiedział jak działał Kang, dlatego też potrafił rozpoznawać początek gry wstępnej. To się działo tak często, że teraz wystarczył jeden mały znak, aby podjął działania. Większość osób upierdliwość Songa by wzięła za faktyczną rezygnację i poszliby oglądać ten nieszczęsny film, ale Damon… no on już miał trochę więcej praktyki w dobieraniu się do chłopaka. Wiedział kiedy „nie” było „nie” oraz kiedy „nie” było „yas, take me”. I szczerze mówiąc to lubił się z nim trochę poprzekomarzać i siłować na wstępie, nie żeby Kang faktycznie miał się mu jakoś specjalnie stawiać. Wszystko działo się za obopólną zgodą, a Kim potrafił odczytywać reakcje i sygnały! Przecież nie chciał zgwałcić narzeczonego, nie?
Damon nie potrzebował wiele, aby zacząć się nakręcać, a Song też nie potrzebował wiele, aby go na siebie napalić. Wystarczył jeden mały gest, aby się chłopak odpalił. Teraz to nie był problem, ale kiedyś? Jak Kim jeszcze nie był tego świadomy, że leci na swojego przyjaciela? No, biedny Isaac to za nim latał z bluzą, aby chłopak mógł ją sobie przepasać w pasie, kiedy tylko Kang go zaczął macać po udzie, ucierać się czy przytulać. Czasami to nawet nie potrafił zapanować nad reakcjami własnego ciała, kiedy kręcili teledysk i była partia Kanga w której wyglądał zabójczo! No musiał się chłopak długo ukrywać, ale odkąd wszedł z nim w oficjalny związek i bardzo często dawał upust swojemu ciśnieniu, nie było już tego problemu. Głównie dlatego, że gdy zaszła taka potrzeba, to obydwoje się wtedy brali za kulisami, gdzie nikt inny nie wchodził.
Uwielbiał słuchać i patrzeć jak jego narzeczony rozpływa się pod jego gestami. Czuć jak napinają mu się poszczególne mięśnie, wsłuchiwać się w jego oddech. To było jego własne uzależnienie, rozpieszczać swojego narzeczonego do granic jakiejkolwiek przyzwoitości. I chociaż zaczynał spokojnie, to zaczął przechodzić coraz niżej, bo on już miał w głowie cały plan dzisiejszego wieczora. No dobra, może nie, ale wiedział co chciał z nim zrobić, dlatego też musiał się do tego specjalnie przygotować, chociażby spętaniem wiecznie rozbieganych rączek Songa.
- Wiem, że to lubisz - odpowiedział mu krótko, zanim wcisnął mu na usta przeciągły, głęboki pocałunek, który z czasem nabierał na intensywności. Nigdy nie znudzi mu się jego całowanie, to było jak narkotyk, którego chciało się coraz więcej. Zwłaszcza, kiedy druga osoba tak ochoczo odpowiadała.
Się chłopak przyłożył, należało mu to przyznać. Starał się, aby doznania były dla jego narzeczonego jak najlepsze, dlatego dbał o dokładność swoich ust, a także języka. Zmieniał głębokość i intensywność, bawiąc się jego najwrażliwszą częścią ciała na różne sposoby, nie chcąc jednak przesadzić, bo przecież nie o to chodziło. Chciał go trochę pomęczyć zanim skończą. Językiem owijał się dookoła, drażniąc jego przyrodzenie, ale jak przyspieszył, to stracił na dokładności, a skupił się na tempie, aby dostarczyć mu jak największej ilości bodźców. Kącik ust mimowolnie mu się podniósł widząc reakcję jego ciała, która jedynie go napędzała. Nic dziwnego, że lubił się nad nim znęcać, to było niesamowicie satysfakcjonujące.
Podczas spowolnionych ruchów na jego przyrodzeniu, czasami zerkał do góry, zwłaszcza kiedy wyczuł, że ten podnosi głowę. Brewka mu lekko drgnęła gdy usłyszał jego głos, ale zaraz odwrócił wzrok z jego twarzy, skupiając się głównie na sprawieniu chłopakowi przyjemności. Słuchał go nie zaprzestając swoich działań, jedynie co jakiś czas mocniej zaciskając wargi dookoła jego najwrażliwszej partii, specjalnie utrudniając mu mówienie. Wysłuchał jego propozycji, ale początkowo na nią nie odpowiedział. Zupełnie jakby jej nie słyszał. Dopiero po chwili oderwał się od niego, wytarł przedramieniem usta z wyraźnie zadowolonym wyrazem twarzy i podniósł się, aby znaleźć się bliżej jego twarzy.
- Nie wątpię, że będę zadowolony… ale widzisz - jedną z dłoni zacisnął na jego przyrodzeniu, aby zaraz zacząć nią niespiesznie poruszać - ja naprawdę lubię cię rozpieszczać - powiedział, nieco przyspieszając tempa. Swoją mordę skierował natomiast do jego szyi, aby zacząć drażnić ją swoim oddechem i językiem. - I patrzeć jak reagujesz. - znowu lekko przyspieszył ruchy dłoni, przenosząc się z ustami na płatek jego ucha, którym zaczął się bawić. - Jak tracisz oddech. - tu zacisnął mocniej palce na jego penisie, koniuszkiem języka bawiąc się dalej jego małżowiną. - Jak się rozpływasz - zwolnił ponownie ruchy, aby stać się bardziej dokładnym - bo mam cię w garści. - wyszeptał, a zaraz potem, bez ostrzeżenia zacisnął mocniej dłoń wokół przyrodzenia i przeszedł do robótek ręcznych gwałtownie zwiększając tempo swoich ruchów, jakby faktycznie zaraz chciał go doprowadzić do końca. Był szybki i ostry w tym co robił, widać było, że nadgarstek to miał mocno wyrobiony! Swoją mordę przykleił w międzyczasie do jego ucha, nękając je swoim językiem. Wolną dłoń przeniósł na jego gardło, aby na niego naprzeć i zacisnąć bez większego wyczucia na nim swoje palce. Oj, sam działał teraz mocno na granicy swojej wytrzymałości, ale reakcje narzeczonego mu to wszystko wynagradzały.
I w pewnym momencie, zwyczajnie przestał. Nagle oderwał od niego rękę, dzięki czemu mógł złapać oddech. Odsunął też swoją zadowoloną mordę, aby zobaczyć czy się jeszcze trzyma, bo przecież dopiero zaczynali! Zszedł niżej, wpieprzył się między jego nogi i zgrabnie zsunął z siebie dolną część ubrania wraz z bielizną, aby zaraz potem złapać Kanga za biodra i pewnym ruchem go bardziej do siebie przysunąć. Na tyle, na ile pozwalało mu to uwiązanie rąk narzeczonego. Song miał całe kilkadziesiąt sekund wytchnienia zanim Kim w niego nie wszedł, mało delikatnie, bo sam był już ostro nabuzowany po tych pieszczotach, które mu zaserwował. I jak tylko poczuł go na sobie, to mimowolnie odebrało mu chwilowo oddech. Zadrżał z tego wypełniającego go podniecenia i nie czekając zbyt długo, zaczął się w nim poruszać. Nie był już byt cierpliwy, więc jego tempo było szybkie, ale równomierne. Wcisnął mocniej swoje palce w jego biodra dla pewniejszego chwytu i nie panując już za bardzo nad urywanym oddechem, mało subtelnie go posuwał. Mgiełka potu zaczęła powoli okrywać jego ciało, a widok Kanga pod nim jedynie bardziej go nakręcał. W pewnym momencie opadł na dłonie, nie zaprzestając swoich ruchów bioder. Zawisnął nad nim czując jak serce mu mocniej bije i pochylił się, aby wepchnąć język między wargi chłopaka tym samym odbierając jemu i sobie powietrze, którego teraz coraz bardziej im brakowało. Na domiar złego, podczas tego pocałunku, przyspieszył jeszcze bardziej, przez co zwyczajnie zaczął go pieprzyć dopóki mu starczyło tchu. W końcu jednak musiał oderwać się na milimetry od ust chłopaka, aby haustem złapać powietrze. Wymieniał się z nim jeszcze jakiś czas płytkim oddechem, jedną z dłoni przenosząc na drewniany zagłówek łóżka, który teraz uderzał z dużą częstotliwością i siłą o ścianę wraz z każdym ruchem Kima.
W pewnym momencie się w niego gwałtownie wbił po sam koniec, prawie to ich łóżko wbijając w dekoracyjne cegły za nim, i się zatrzymał. Na bardzo krótką chwilę. Cały drżał, oczy już miał jak przyćpane. Uwolnił dłonie Songa, a potem przyciągnął go do siebie za kark, zmuszając, aby się wyprostował. Wcisnął mu na usta raz jeszcze pocałunek i obiema rękami złapał za tyłek, aby go na sobie wygodniej posadzić, wciąż jednak z niego nie wychodząc. Teraz zamierzał nieco zwolnić i ponownie jako tako unormować oddech, aby przedłużyć do wszelkich granic możliwości ich zbliżenie. Nie był fanem bardzo szybkich numerków, wiadomo, jak nie było czasu, a obydwoje mieli chcicę, to musieli się sprężać, ale teraz nic i nikt ich nie goniło. No, ale w takiej pozycji to nie miał zbyt dużego pola do popisu… więc musiał zdać się na Kanga.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
W ich przypadku znęcanie się miało bardzo dobre podstawy, zwłaszcza, że obydwoje raczej mieli zapędy nie tylko sadystyczne ale też masochistyczne. Lubili jak było ostro, brutalnie, jak bolało, jak się poniewierało. Jeśli po jakimś ich numerku, na przykład po tym wczoraj, Kang miałby iść na policję i zgłosić, że Danon go napadł… to pewnie by mu uwierzyli po tych wszystkich śladach na ciele. Po tych siniakach, bruzdach, zadrapaniach, zaczerwienieniach na gardle, rękach, plecach. To już nawet nie wyglądało jak porządny seks tylko jakby Kim naprawdę go napierdalał! I ten kto ich nie zna, ten nie wie, że dla nich to normalka i zwyczajnie ich podnieca takie działanie poza wszelkimi granicami przyzwoitości i grzeczności. Raczej nie potrafili grzecznie, spokojnie uprawiać seksu. Prawie każde zbliżenie, od samego początku, było pozbawione delikatności… na całe szczęście w tym temacie dobrali się idealnie, więc nie trzeba było nikogo zgłaszać.
Uwielbiał go rozpieszczać, bo uwielbiał wszystkie sygnały, znaki i reakcje, które oznaczały mu, że robi dobrze i Kang naprawdę chce więcej. Jego napięcie mięśni, urywany oddech, jak jęczał mu w usta… Pewnie, zwykle sam też lubił kiedy to Kang miał usta i ręce pełne roboty, nie oszukujmy się, to było fantastyczne doznanie, ale nie można było powiedzieć, że Kim to nie był zadowolony, kiedy sam się do chłopaka dobierał. Może i wyglądało to tak, jakby pozostawał jakoś z tyłu, ale jego robótki ręczne działały w podobnej mierze też na niego, a w połączeniu z oddechem i pojękiwaniem Songa… to miało wielką moc działania. Więc chociaż bardzo kusiło go, aby przyjąć ofertę, to wolał się jeszcze trochę poznęcać nad narzeczonym. Wiedział co lubił, wiedział co na niego działa, wiedział co zrobić, aby sprawić mu przyjemność, więc zwyczajnie to robił. Należało mu się za to wszystko przez co przechodził przez ostatni rok! Będzie mu to teraz wynagradzał do końca życia na wiele różnych sposobów.
Ciężko już było zapanować nad swoimi samczymi zapędami. Nad odruchami, nad reakcjami własnego ciała, które było przyzwyczajone do tego, aby się nie ograniczać w żaden sposób. Podniecenie, które go wypełniało odbierało oddech. Naprawdę ciężko się już nabierało powietrza, zwłaszcza, że jego ciało całe drżało od nadmiaru emocji, które w nim narastały. Sęk w tym, że nie lubił szybko kończyć. Uwielbiał rozwlekać wszystko w czasie, a przez ponad rok sobie wyrobił naprawdę dobrą wytrzymałość i sposoby na to, aby nie dojść zbyt szybko. Musiał to opanować, bo przy ich gwałtowności i intensywności ruchów, nie pobawiliby się inaczej zbyt długo!
W końcu uwolnił Kanga i oddał mu nieco wodze, bo przy takiej pozycji, to on za wiele nie miał do gadania, więc musiał się poddać narzeczonemu. A temu to ufał w dwustu procentach, nawet jeśli uwielbiał go denerwować. Sam doskonale wiedział, że nie należy zbyt długo go podjudzać, bo wtedy staje się bardzo niecierpliwy, a jak jest niecierpliwy, to jest bardzo… brutalny. Nie żeby Songowi kiedykolwiek to przeszkadzało! Nigdy nie narzekał, wręcz przeciwnie. Wydawał się być z tego faktu bardzo zadowolony, a przez to bardzo szybko się nauczył co zrobić, aby na niego podziałać. Jak specjalne jutsu przyzwania! Jak w Naruto czy coś.
Nie był przyzwyczajony do wolnego tempa, ale zdawał sobie sprawę, że go w tej chwili trochę potrzebuje. Odwzajemnił ten jego grzeczny pocałunek, samemu się nieco uspokajając, chociaż w obecnej sytuacji było to ciężkie, bo wciąż czuł obecność Kanga na swoim przyrodzeniu. Oddech mu drżał, spojrzenie miał już przyćpane, a mimo to, dalej starał się poruszać biodrami, aby głębiej wejść w Kanga, dopasowując się do jego ruchów. Zdecydowanie nie jego tempo, było… spokojne, ale nie narzekał. Oczywiście, że nie! Bo te powolne ruchy były zawsze bardzo dokładne, a przez to obydwoje mogli więcej wynieść z takiego doznania. Zamruczał z tej przyjemności, zaciskając mocniej palce na pośladkach Kanga, które miał w swoich dłoniach, w tym samum momencie jeszcze go całując. Niedługo później wyczuł jednak ucisk na swoich włosach. Poddając się mu jakże grzecznie, odchylił głowę, aby jego partner mógł się zapoznać z jego szyją. Kącik ust mu drgnął w zadowolonym wyrazie, a on przymknął oczy, zwyczajnie skupiając się na jego pocałunkach oraz powolnych ruchach na dole.
- Trochę. - wymruczał, bezwiednie bardziej przekrzywiając głowę w bok, kiedy chłopak przeniósł się na jego ucho. W tym samym momencie bardziej się poruszył, aby bardziej się w niego wbić. To była reakcja bezwarunkowa, podniecenie nim kierowało. Nie jego wina! - Naprawdę bardzo chcę cię znowu zajechać. - przyznał, bo przecież to nawet nie w ich stylu, aby to tak… wszystko delikatnie i subtelnie wyglądało. Oni się nie kochali, oni się pieprzyli bez opamiętania, więc teraz to wszystko wydawało się być takie nienaturalne, ale za to bardzo przyjemne. Każde zbliżenie z Kangiem było przyjemne! - Chyba, że chcesz się dzisiaj pobawić w delikatność, to daj znać, uspokoję swojego wewnętrznego demona odpowiednio szybko. - no bo ten to już się wyrywał z sideł. Bardzo mu nie pasowało takie wolne tempo! Był jak taki Luci. To on napędzał, heh, Damona i budził w nim bestię, która wyszła z niego na przykład wczoraj! Ale szanował zdanie Songa jeśli chodziło o ich czas w łóżku, więc jeśli dzisiaj miało być grzecznie, to Kim się dostosuje. Potrafił tak! - A jak nie… to masz minutę. - i to chyba było ostrzeżenie.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Tak już u nich było, że w nocy, kiedy dobierali się do siebie, to ich role oraz charaktery ulegały pewnym zmianom. Jak zwykle to Danon był tą uległą przylepą w stosunku do Kanga, bo dawał mu sobie wejść na głowę wielokrotnie, tak w łóżku się zmieniał, chyba w ten sposób sobie wynagradzając cały ten dzień poddaństwa. Bo każdy w zespole wiedział, że częstotliwość stosunków to oni mają bardzo wysoką, a wszelkie przerwy sowicie sobie wynagradzają. Można to było chociaż zobaczyć, albo raczej usłyszeć, chociażby wczoraj, jak w końcu sobie wszystko wyjaśnili i mieli chwilę dla siebie. Rhys na pewno słyszał, ale czy kiedykolwiek się tym przejmowali? Niespecjalnie. Były przecież pewne odruchu nad którymi nie dało się zapanować, a każdy seks uprawiał! To rzecz ludzka! Co prawda większość nie miała takiej intensywności co oni, no ale… nieważne!
Szczerze mówiąc spodziewał się tego, że jak da Kangowi pole do popisu, to ten go mocno wpieni. Znaczy, to było dobre zirytowanie. Przynajmniej w tym przypadku. Chyba sam miał zapędy masochistyczne, bo lubił, kiedy Song go doprowadzał do szewskiej pasji i balansował na granicy jego cierpliwości, która podczas stosunku była bardzo, bardzo cienka. Zwykle jej miał sporo, ale to za dnia. W nocy się to zmieniało, bo z Kima wychodził bardzo niecierpliwy typ człowieka. I bardzo niedelikatny. Nie żeby komukolwiek miało to przeszkadzać, bo gdyby tak było, to Song chyba by go tak nie podjudzał! A w tej chwili mocno grał na jego nerwach, bo chociaż wciąż było przyjemnie, to to nie było to co zawsze. To nie było naturalne! Przynajmniej dla nich.
Coraz bardziej się denerwował i niecierpliwił. Kang naprawdę wiedział jak go zagotować od środka na przeróżne sposoby. I stawał się coraz bezczelny w swoich działaniach. Damon niby odwzajemniał jego pocałunki, bo nawet jeśli przed chwilą go całował i w tym momencie był w nim, to wciąż mu było mało. Zwłaszcza teraz. Chyba nigdy mu się nie znudzi całowanie chłopaka. To było uzależniające… ale w tym momencie wkurwiające, bo on tu do niego mówił! A ten miał chyba mocno wyjebane na to. Kim wciągnął mocniej powietrze do płuc, czując jak mu się ciśnienie podnosi jeszcze bardziej, kiedy Song się podniósł, prawie go zostawiając. Prawie. Zostawił w sobie ten czubek, najbardziej wrażliwą część, która spięła grzbiet Damonowi. Instynktownie mocniej zacisnął na nim swoje palce, praktycznie, boleśnie wręcz je wpijając w chłopaka.
Z minutą chyba jednak przesadził.
I Kang to wiedział. Na jego nieszczęście. Albo właśnie szczęście.
Mruknął wyraźnie niecierpliwy, kiedy jego partner z powrotem na niego usiadł na całą długość. Zacisnął mocniej zęby, unosząc jednak wyżej kącik ust, kiedy na swojej skórze wyczuł wpijające się w niego paznokcie Songa. Nie przerywał mu, słuchał go, wlepiając w niego swoje przyćpane podnieceniem spojrzenie. Przynajmniej do czasu, kiedy stwierdził, że się poprawia.
— Nie mu- —urwał, bo zaraz odchylił głowę, aby Kang ponownie mógł się dorwać do jego ucha. Wypuścił drżąco powietrze z płuc, które wcześniej wstrzymywał, gdy dodatkowo wyczuł jak Song znowu zaczyna się nad nim znęcać w najbardziej okrutny sposób. Zadrżał, biodrami starając się w niego jakoś bardziej wbić, ale nie był w pozycji do decydowania… więc należało to w końcu zmienić, bo jego cierpliwość się wyczerpała. Zwłaszcza po którymś z kolei ruchu. Za dużo bodźców, za mało nerwów.
Wcisnął w jego tyłek palce jednej dłoni, drugą sięgając do jego karku, aby pewnym, stanowczym ruchem go od siebie oderwać i pieprznąć z powrotem plecami na materac. Wyszedł z niego, ale to tylko dlatego, bo musiał go sobie teraz ułożyć. Rozjuszył go, dokładnie jak chciał. Kim odwrócił go brzuchem do materaca, a kolejno przycisnął mu za kark mordę do łóżka. Nie puszczając chwytu, drugą ręką podniósł sobie jego biodra na odpowiednią wysokość, wypinając go do siebie, a potem wszedł w niego ostro, bez czczej delikatności, bo na to już nie było miejsca. Zdecydowanie za dużo jej było przed chwilą, więc teraz Kim się musiał zwyczajnie wyżyć. Odkąd tylko w niego wszedł na nowo, zaczął poruszać się bardzo agresywnie, wyraźnie odbierając sobie ten czas, który Song przeznaczył na subtelność i… wkurwianie go. Mocniej zacisnął palce na jego karku, jeszcze mocniej wbijając go w materac. Oby się tylko tam nie udusił! Chociaż, jak go trochę poddusi w ten sposób, to może zapamięta na przyszłość. No dobra, nie oszukujmy się.
Oddech Kimowi mocno przyspieszył, stał się urywany. Nie miał czasu na pełne pobieranie powietrza. Podniecenie i zwierzęca rządza przeruchania Kanga przejęła nad nim kontrolę. Wolną dłoń z jego biodra przeniósł na jego przyrodzenie, aby zacząć ją stymulować, chociaż było to mocno niestaranne, ponieważ skupiał się przede wszystkim na czymś innym… ale jak już miał go podjudzać z każdej strony, to z każdej. Tylko tam został dość krótko, bo przyspieszył i wtedy już nie mógł ogarniać dwóch rzeczy jednocześnie. Wrócił tą dłonią do jego biodra, chwycił mocno i wbił się gwałtownie po sam czubek. Zaraz potem znowu. I znowu. I znowu. Wychodził powoli i wchodził brutalnie, co ruch przyspieszając swój odwrót, aż w końcu stał się on niedokładny, za to powrót - coraz mocniejszy. Całe ciało miał spięte oraz oblane kropelkami potu, ale nawet jeśli się męczył, to podniecenie nie pozwalało mu zwolnić, wręcz przeciwnie, stawał się coraz gorszy w tym swoim zwierzęcym pożądaniu. W końcu dłoń z jego karku przeniósł na jego włosy, aby zacisnąć tam swoje palce, dalej wciskając go w materac.
I wtedy zaczął go zwyczajnie pieprzyć, bez jakiejkolwiek litości, ręką przy jego tyłku jeszcze sobie pomagając wbić się w niego jeszcze mocniej. Bardzo dobrze zgrała się z ruchem bioder Kima, nawet tak szybkim i niepełnym. Już kompletnie nie kontrolował swojego oddechu, co chwila się on zrywał, a z ust Kima wydostawały się pojedyncze, krótkie pomruki i pojękiwania z wysiłku oraz jednoczesnej, odczuwanej przyjemności. Miał wrażenie, że zaraz skończy mu się cierpliwość i do gromadzące się w podbrzuszu podniecenie w końcu eksploduje…
I wtedy z niego wyszedł. Ostro i niespodziewanie.
Oderwał dłonie z ciała Songa tylko po to, aby go pewnym ruchem przewrócić z powrotem na plecy. Patrzcie, mógł w końcu wziąć jakiś oddech. Nie na długo.
Miał może kilkanaście sekund, bo Damon jak tylko Kanga sobie ustawił, to wbił się w niego równie mocno co przed chwilą, tylko od przodu, zawieszając się nad chłopakiem. Wcześniej jeszcze złapał go za nadgarstki, aby mu się nie wiercił, przygwożdżając do łóżka. Kim nabrał tempa momentalnie. Jego biodra żyły własnym życiem, pieprząc chłopaka bez pamięci. Krótkie, przerywane pomruki wydobywały się z jego gardła, pojedyncze pasma włosów kleiły się już do jego czoła, serducho mu waliło jak nieopamiętane. Aby uciszyć samego siebie, przywarł ustami do jego szyi, prawie się w nią wgryzając, odreagowując tempo oraz te wszystkie odczucia, które w nim eksplodowały. Oderwał się jednak po chwili, bo musiał oddychać. Ale Kang nie musiał. Przerzucił sobie jego nadgarstki nad jego głowę i złapał w swoją łapę, przynajmniej częściowo, aby drugą dłoń przenieść w ulubione miejsce Songa – na gardziel, aby bez delikatności, wręcz brutalnie zacisnąć na niej swoje palce, tworząc kolejne czerwone ślady. Prawie się na nim podparł, nie zwalniając tempa, dalej agresywnie go atakując, chcąc doprowadzić Songa do prawdziwego wycieńczenia. No cóż… sam chciał.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Ależ mu się morda wykrzywiła w zadowolonym uśmiechu, kiedy Kim go dosłownie wcisnął w materac, przytrzymując go sobie. Niby tak nie znosił poddaństwa, ale jednak nie mógł pohamować wyrazu ukontentowania, kiedy tylko znalazł się w takim układzie. I równie posłusznie dźwignął swoje dupsko, zwyczajnie nie mogąc się doczekać, aż chłopak w niego wejdzie. Gdy to się stało, wciągnął powietrze do płuc, zaciskając jednocześnie palce na pościeli. Mimowolnie też szarpnął się pod jego chwytem, był to odruch, jednak wciąż był na swoim miejscu, wciśnięty policzkiem w materac. Nie potrafił w żaden stłamsić podniecenia, które uciskało jego podbrzusze, które sprawiało, że jego żołądek dosłownie wywracał się na drugą stronę. Nie mógł też zapanować nad swoim drżącym oddechem, który stawał się na nowo wyraźnie słyszalny, w miarę kolejnych ruchów jego partnera. Jedyne, co mógł zrobić, to napierać na niego, kontrować każdy jego ruch, co nie tylko ułatwiało mu robotę, ale jeszcze sprawiało, że wszystko to stawało się takie pełniejsze. Choć ciężko tu było mówić o dogłębności, bo ta została porzucona na rzecz tempa.
  Kolejny dzisiaj, a pierwszy w tej konkretnej serii, zadowolony pomruk uciekł spomiędzy jego ust, kiedy wyczuł, jak ucisk na jego karku przybrał na sile. Spod półprzymkniętych powiek spojrzał w stronę swojego partnera, a na mordzie wpełzł kolejny, mocno ukontenowany, acz w tym zadowoleniu i bezczelny, półuśmiech.
  Spróbował podźwignąć się na przedramionach, kiedy ręka Kima dotarla na jego przyrodzenie. Chciał się dźwignąć, ale nie miał jak. Nie siłował się też z nim za bardzo. Ale to był kolejny odruch, bo chłopak troszkę przesadzał. Jego ciało chyba nie było w stanie znieść tego… wszystkiego. Albo było, na pewno było, bo przecież to nie był pierwszy raz. Niemniej za każdym razem się broniło, bo to jednak było… dużo bodźców. Jeszcze trochę i znowu zacznie odchodzić od zmysłów.
  Dlatego może to dobrze, że jednak Damon porzucił jedną z tych czynności. Tylko co z tego, skoro kolejne jego ruchy sprawiły, że spomiędzy warg chłopaka wyrwał się niekontrolowany jęk, wskazujący na jego zadowolenie. Zdecydowanie było mu dobrze. Może nawet za dobrze. I starał się kontrolować, zamknąć mordę, tylko w tym momencie nie było to takie łatwe. Może udało mu się uciszyć siebie, przynajmniej na tyle, że zdeklasował jęki do przeciągłych westchnięć.
  I przymknął oczy na powrót, kiedy ręka chłopaka wczepiła się w jego włosy.
  Już nawet nie szarpał się; jego ciało nie walczyło, nie stawiało się, a poddawało się temu wszystkiemu. Walczył jedynie sam ze sobą, żeby nie być przypadkiem za głośno, ale… no różnie to wychodziło. Rhys niby miał pokój obok, ale to chyba nie było coś, czego by nie słyszał. Zwłaszcza u nich.
  Oczy otworzył w momencie, w którym Kim z niego wyszedł. Tak bez pytania? Tak teraz? Czasu na pretensje nie było, bo Kim ustawił go sobie jak chciał. Znowu. Song jedynie spojrzał na niego, czując jak jego serce obija mu się w klatce piersiowej, a jednocześnie całe jego ciało ciągnie do chłopaka. Wręcz bezwiednie dźwignął biodra, podstawiając się chłopakowi, bo chciał jeszcze. Nie mógł go teraz tak zostawić.
  I znów zadowolony grymas wykrzywił mu usta, kiedy Kim na nowo znalazł się w nim. Już miał wczepić w chłopaka swoje palce, ale ten zdecydował się go znów obezwładnić, zaczynając na nowo go pieprzyć. Song obciął go jeszcze krótko spojrzeniem, zanim na powrót przymknął oczy, oddając się pozostałym zmysłom. Zacisnął tylko dłonie w pięści, gdy chłopak do niego przywarł. Sam zagryzł wargę, starając się stłamsić w sobie te wszystkie odgłosy, które próbowały się wyrwać z niego pod wpływem tych wszystkich bodźców.
  W punkcie, w którym jego partner zdecydował się jednak na to, by przenieść jedną ze swoich rąk na jego gardło, Kang był na etapie, w który czuł, jak charakterystyczny dreszcz zaczyna spinać jego kręgosłup, wędrując od jego dołu. To był też punkt, w którym już nawet nie zamierzał się hamować, zatrzymywać w sobie jakiekolwiek dźwięki, bo te po prostu, już poza jakąkolwiek kontrolą, wymykały się spomiędzy jego warg. Nawet jeśli teraz ciężej było mu złapać oddech, w wyniku chwytu na swoim gardle.
  Ów dreszcz, który wystąpił, był preludium dla tego, co miało stać się zaraz. Zapowiedzią nadchodzącego spełnienia, które jak już przyszło, to było tym obezwładniającym, acz przy tym piekielnie przyjemnym, kilkusekundowym uczuciem. Czymś, co na ten – wcale nie tak krótki – moment jakby przenosiło w zupełnie inny wymiar, do innego świata.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Damon w pewnym momencie przestał kontrolować nie tylko własne ciało, które było napędzane samczym instynktem, ale także swoje reakcje oraz dźwięki, które wydobywały się spomiędzy jego warg. Jakby nie było, on sam również czerpał z tego zbliżenia ogrom przyjemności, więc nie mógł powstrzymać tych wszystkich westchnięć oraz krótkich pojękiwań, gdy z każdym kolejnym pchnięciem czuł jak tkanki Kanga ciasno oplatają się wokół jego przyrodzenia. To było niesamowicie przyjemne i uzależniające uczucie, zwłaszcza kiedy drugą osobą był jego narzeczony z którym wiązała go silna więź potęgująca wszystkie doznania. No i oczywiście ten satysfakcjonujący fakt, że układał sobie chłopaka jak mu się żywnie podobało. To się działo tylko w nocy, kiedy w końcu mógł się do niego dobrać.
Doskonale wiedział jak na niego podziałać, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Uczył się go każdego dnia przez ponad rok. Czasami nawet kilka razy dziennie, więc można było powiedzieć, że już trochę wiedział co chłopaka kręci. Znał jego zachowania, gierki oraz fetysze, które uwielbiał wykorzystywać na swoją korzyść, zupełnie jak teraz. Jakby ktoś, kto ich nie znał, spojrzał na nich z boku, uznałby ich za mocno pojebanych, bo kręciło ich bestialstwo, agresja podczas stosunku, bycie brutalnym i ostrym, kiedy większość lubiła… no raczej spokojny, bardziej subtelny, emocjonalny seks! Dobrze więc, że oni pod tym względem się dobrali, bo gdyby jedno było sobą, a drugie wolało głaskanie, niż podduszanie, to chyba mieliby lekki problem.
Czuł jak podniecenie coraz bardziej uciska mu podbrzusze, jak rozrywa go od środka, kumuluje się, aby eksplodować w odpowiednim momencie.Wiedział, że nie wytrzyma już długo, ale starał się przedłużyć swój występ jak najbardziej. Mimowolnie zacisnął mocniej palce na jego gardle, zdecydowanie mocniej niż powinien, ale to przez to, że nadchodził finisz jego roboty, a to sprawiało, że stawał się bardziej nieczuły i agresywny niż zwykle. Koniec zawsze taki był - bezlitosny. Gdy w końcu doszedł, poczuł jak jego grzbiet spina dreszcz. Wszystkie mięśnie się nagle napięły, a on poruszył się w nim brutalnie jeszcze kilka razy, aż w końcu zamarł nad Songiem. Zawisnął nad nim, opuścił łeb oddychając głęboko, wyraźnie zmęczony, spocone czoło z przyklejonymi do niego czarnymi kosmkami opierając o ramię chłopaka. Przymknął oczy, bo światło na moment mu zgasło, próbując uspokoić swój rozszalały organizm. Cały drżał z wysiłku oraz podniecenia, które bardzo powoli wracało do stanu spoczynkowego. Rozluźnił swój ucisk na gardzieli Kanga oraz jego nadgarstkach, ostatecznie uwalając się klatką piersiową na chłopaka. Stracił siły, aby nawet nad nim wisieć po wszystkim.
- Wykończysz mnie. - bo to oczywiście wina Songa! Zdecydowanie. To on miał takie masochistyczne zapędy, a Damon to mu tylko ulegał i chciał zadowolić narzeczonego! Dokładnie tak. On wcale nie miał w sobie małego sadysty. W ogóle.
Po dłuższym czasie w końcu podniósł się, wyszedł z niego i przewalił na bok. Westchnął ciężko, wypuszczając to całe zalegające powietrze z płuc i przeczesał palcami włosy, zgarniając mokre kosmki z czoła, następnie sięgając do narzeczonego, aby go do siebie przyciągnąć i ucałować w skroń. Zlustrował go całego spojrzeniem z wyraźnie zadowolonym smirkiem na mordzie, smyrając go delikatnie po skórze ramienia. Wolną dłonią sięgnął do jego szyi, aby przejechać po odnowionych, świeżych śladach, po ich kolejnym zbliżeniu.
- Chyba nie zagoi się do soboty. - a na pewno nie, jeśli będzie je poprawiał raz za razem… zawsze mogli zrezygnować z tego typu ekscesów, albo walnąć celibat do soboty! Ale szanujmy się, w ich przypadku raczej nie było to wykonalne. No chyba, że Kang powie mu „nie”, bo jakby nie było, to potrafił to uszanować, nie był aż takim napaleńcem, że musiał ruchać każdego dnia i nocy. Fakt, miał wieczną ochotę na Songa, ale nie dobierał się do niego jak ten tego nie chciał! - Głodny? - po takim wysiłku, na pewno!
Oddech już mu się powoli uspokajał. Ciało wciąż było rozgrzane i lekko wilgotne od potu, ale chociaż serducho mu już nie wyskakiwało z piersi. Dalej jego bicie było przyspieszone, ale to normalne bo wysiłku jak na maratonie! Raz jeszcze ucałował Kanga w skroń, zaraz potem podźwignął się z łóżka. Nawet się nie ubierał, jakby nie było, to nie było niczego, czego Song by już nie widział! A też nie musiał się przed nikim kryć, więc mógł paradować po mieszkaniu nago, ku uciesze narzeczonego.
Sięgnął po te ich papierowe torby z nieco ostygniętym już żarciem, jak wracał, to sięgnął po pilota od telewizora i wrócił do Kanga, aby raz jeszcze lęgnąć koło niego. Wszedł pod tą wymiętoloną kołdrę, żarcie położył obok nich, a potem nacisnął guziczek, który włączył telewizor z wgranym Netflixem.
- Netflix and chill… chyba znowu spartaczyliśmy kolejność. - nie dość, że zaczęli od deseru, to jeszcze dopiero teraz włączali jakiś film. Bez sensu. Chyba kiepscy byli w te klocki! - To co chcesz oglądać? - spytał, ale w razie czego był już przygotowany na zaczepkę o lustrze i jego śmiesznej mordzie!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Kolejny raz do kolekcji. Nie prowadził licznika dla tych wszystkich zbliżeń, zdecydowanie za dużo tego było by zliczyć. A mimo to, miał wrażenie, że nigdy mu się nie znudzi. Za każdym razem, gdy miało przyjść co do czego, odczuwał taką samą ekscytację, tak samo go ciągnęło do jego partnera. Chociaż… teraz może jakoś tak mocniej – o ile w ogóle to było możliwe. To chyba kwestia tego rozstania i tego, że ich relacja tak oficjalnie weszła na wyższy poziom. Bo Damon zadeklarował, że owszem – jest gotów na to, aby spędzić z Kangiem resztę życia, a Song potwierdził, że nie miał wcale odmiennego zdania co do swojego partnera. On również chciał widzieć go w swojej przyszłości, a skoro to promesa małżeństwa: to w bardzo odległej przyszłości, mówiąc ckliwie: do grobowej deski.
  Ta obietnica sprawiła też, że w Kangu chyba zresetował się poziom wykorzystanej już tolerancji co do tych wszystkich nadużyć ze strony wytwórni i uciążliwości życia idola. Dalej średnio mu się chciało zapatrywać na to, by w tym siedzieć, niemniej gotów był na nowo stanąć do walki, a to tylko po to, by móc trwać przy boku Damona. No i pozwalało mu to wszystko też uwierzyć, że może jednak coś się zmieni, na lepsze oczywiście, w ich obecnej sytuacji.
  — Nie jest mi przykro — odpowiedział na słowa Damona, że niby on go wykończy. Jemu nie było przykro z powodu, że tamten się zmęczył, bo jemu było dobrze. Nie, żeby był jakimś małym egoistą, bo jednocześnie chciał wierzyć, że Kim się nie namachał, hehe, na darmo i sam też wyniósł z tego wszystkiego więcej pozytywnych odczuć. — Poza tym: to byłaby chyba dobra śmierć. — Zdecydowanie lepsza, niż na jakiś COVID, innego raka, czy po prostu oczekiwanie na tę godzinę, czując już w kościach, że ten czas nadchodzi.
  Lubił bliskość partnera zaraz po seksie. Jeśli Damon chciał dalej przy nim być, dalej go dotykać i całować, to takie zachowanie utrwalało w psychice przeświadczenie, że nie było się ze sobą tylko dla samego ruchania. Że było się wciąż ważnym dla partnera, nawet po cielesnych uciechach. I niby po tylu wspólnych miesiącach powinien już być co do tego przekonany, niemniej takie gesty wciąż na niego działały.
  Zerknął w dół. Nie widział swojej szyi, ale mógł się spodziewać, co na niej zastanie, kiedy spojrzy w lustro. Nie było to nic nowego dla niego – niejednokrotnie nosił ślady ich zabaw na sobie, tym intensywniejsze i bardziej widoczne, jeśli przez jakiś czas mieli wolne – żadnych wystąpień publicznych, wyjść, ani widzeń z szefem.
  — I jestem pewien, że nie ma to nic wspólnego z tym, że mój były przyjaciel, a twój ulubiony człowiek na ziemi, będzie w sobotę się z nami widział. — Było to powiedziane tak, że nie pozostawiało cienia wątpliwości, że Song ironizuje. Był święcie przekonany, że te ślady to nie powstały tylko dlatego, że się obaj dobrze bawili, ale też przez to, że Ezra miał być w sobotę na EXPO.
  Kang jednak, kiedy Damon ruszył po jedzenie, czmychnął do łazienki. Nie, że był jakimś pedantem, który zaraz jeszcze wygoni Kima z łózka, krzycząc, że on taki spocony to w pościel ma się nie ładować, ale potrzebował się na szybko ogarnąć. Nie trwało to specjalnie długo, jednak wystarczyło, aby się odświeżył. Na dupę, ku pewnemu niezadowoleniu Damona, wciągnął dres, a potem wskoczył do łóżka, gdzie czekało go już żarcie i Netflix.
  — Myślę, że źle to po prostu wymawiasz. Żadne Netflix and Chill tylko Fucking and Then Eventually Netflix. — Wzruszył ramionami, dekując się w łóżku u boku chłopaka. Przywarł do niego, przyklejając się do jego ciała najciaśniej, jak się dało. Potem zerknął na listę filmów, w momencie, w którym Damon zapytał go o to, co chciałby oglądać. — Obojętnie, Damon. Miała być twoja głupia morda, ale jej się już naoglądałem na razie. — Odpowiedział, przymykając oczy. Ktoś tu był zmęczony. Albo wymęczony. Albo jedno i drugie.
~*~
  — No, jesteście. — Wysoki Amerykanin podszedł do Damona i Kanga, którzy w pośpiechu przekroczyli drzwi wejściowe do ogromnej hali. Cud, że w ogóle się dopchnęli, bo od samego rana przy arenie były korki. A to wszystko właśnie przez to, że to tego dnia było międzynarodowe expo, jeden z najpotężniejszych i najbardziej prestiżowych turniejów, gdzie spotykali się już tytani. Podskakiwanie idoli przy tym to było nic – no ale co się dziwić: idole mieli choreografie tak skonstruowane, żeby móc jeszcze śpiewać.
  Facet przywitał się z Kangiem, a zaraz potem z Damonem. Był to właściciel Millenium, Matt.
  — Jak nastrój? — spytał Songa, ale… No po nim to od rana było widać, że umiera ze stresu. W zasadzie – tej nocy to niewiele spał, a to nie dlatego, że Damon nie dał mu spać. Budził się co chwilę, bo głupie rzeczy mu się śniły, no i poziom stresu miał ponad miarę.
  — Cóż.. — wychrypiał Kang, ale głos mu uwiązł w gardle.
  Choreograf sięgnął ręką do jego ramienia i poklepał go po nim.
  — Oddychaj, Kang. Wszystko będzie dobrze. A nie chcesz, żeby dzieciaki zobaczyły, jak ja, że umierasz ze stresu — powiedział, zaraz potem przerzucając wzrok na Kima. — Musisz go za mnie ogarnąć. Ja muszę ugasić pożar w moim głównym unicie tanecznym, Bailey się posprzeczała z Kacey. Kobiety — rzucił żartobliwie, uśmiechając się, by zaraz dodać: — Dzieciaki będą zbierać się w siódemce, to nasza hala. Wpadnę tam potem do was. — A potem machnął ręką, wskazując kierunek do hali, którą przypisano Millenium, by następnie ich tam podprowadzić. Hala rozbijała się na dwa pomieszczenia, gdzie w jednym już było pełno tancerzy. Tych dorosłych. Ta, gdzie miał być unit dziecięcy była jeszcze pusta. Nie licząc dwóch dziewczyn z ekipy Matta, które odpowiadały za wizaż.
  — Zaraz się zrzygam — powiedział Kang, opierając się dupą o ścianę. Pochylił lekko głowę, próbując uspokoić oddech. Wystarczyło przejść się po hali głównej, by spotkać mnóstwo, ale to mnóstwo tancerzy w różnym wieku. Oni nie wyglądali na zestresowanych! Matt też nie wyglądał na mocno przejętego.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Zdziwiłby się jakby faktycznie było mu przykro. Jemu te przykro nie było, bo to zmęczenie, które ogarniało jego ciało było bardzo przyjemne. Jedno z najprzyjemniejszych uczuć. Gdy mógł się regenerować po tym maratonie, leżąc na Kangu, to nie potrzebował do szczęścia niczego więcej. Miał jedynie nadzieję, że Song to był zadowolony podobnie jak on. Niby wiedział jak go zadowolić i co lubił, ale za każdym razem starał się przebijać samego siebie, aby przypadkiem jego partner nie był zawiedziony czy znudzony! Jak dobrze pójdzie i nic się nie zmieni, to czekało ich wspólne życie, więc Damon już do grobowej deski będzie musiał go zadowalać! Sam się na to pisał, więc naprawdę nie chciał go zawieść, ani w życiu, ani w łóżku.
Uśmiechnął się wymowniej, nie odrywając od niego mordy, kiedy tak na nim leżał, wyobrażając sobie własną śmierć z zajechania. Nie zdziwiłby się jakby w pewnym momencie serce mu zwyczajnie stanęło. Wielokrotnie miał wrażenie, że to zaraz wyskoczy mu z piersi, kiedy ruchał Kanga, więc gdy dostałby zawału w trakcie ich igraszek…
- To byłaby zdecydowanie bardzo dobra śmierć. - mruknął zadowolony. Co prawda dla jego partnera to pewnie byłoby traumatyczne przeżycie, ale dla Danona to byłby naprawdę idealny sposób na zakończenie żywota. Umarłby z uśmiechem na mordzie i tak by go pochowali! Nie chciał jeszcze umierać, ale jakby już miał, to najlepiej właśnie tak! I oczywiście przed Kangiem, bo egoistycznie nie zamierzał patrzeć jak Song umiera.
Nie był tym typem osoby, która po seksie od razu się ubierała i wychodziła z „elo, fajnie było”. Może jakby ruchał kogoś randomowego, z kim nic go nie łączyło, na kogo miał zwyczajnie wyjebane… ale to był Kang, do niego lgnął każdego dnia, na wszystkie możliwe sposoby. Chciał być blisko, chciał go mieć przy sobie i ciągle, nawet małymi gestami, mu udowadniał, że mu na nim zależy. Pewnie do końca życia będzie tak robił, w razie jakby Song miał o tym zapomnieć.
Brewka mu drgnęła na ułamek sekundy. Nie podniósł nawet na niego swojego spojrzenia, wciąż mając je utkwione w szyi chłopaka.
- O nie, kompletnie o tym zapomniałem, ojoj. No cóż - mruknął wielce zmartwiony, że Ezra faktycznie mógłby zobaczyć ślady ich nocnych zabaw na ciele Kanga. Oznaczenia, bardzo wyraźne, które Kim zrobił dzisiaj… i poprzedniej nocy. I zrobi pewnie też jutro. - Naprawdę! Nie myślę o nim w takich momentach - odpowiedział, wzruszając niewinnie ramionami. Podczas podduszania myślał tylko o tym, aby sprawić narzeczonemu jak najwięcej przyjemności, a ślady były tylko konsekwencją jego czynów. To, że ktoś je zobaczy było już tylko dodatkowym atutem! Niech wiedzą. Wszyscy. - Ale jak zobaczy to - przejechał palcem po jednym z zaczerwienień - i to, i to… - okrążał palcami kolejne ślady - to może zacznie trzymać łapy i mordę przy sobie. - bo jakoś mu nie ufał, nawet jeśli Kang z nim rozmawiał na ten temat.
Jak go Kang chciał wypierdolić do łazienki, to Damon musiał się jeszcze zregenerować, najlepiej poprzez leżenie w łóżku. Poza tym… to łóżko już przyjęło tyle różnych płynów z ich strony, że jak Kim poleży trochę dłużej taki „po treningu”, to nie zrobi to nikomu różnicy! Chyba, że Songowi nagle będzie to różnicę robić. W każdym razie nie zamierzał się też nawet ubierać, bo jak był sam z narzeczonym, to ku jego uciesze często latał nago po mieszkaniu, jeśli mógł i nie istniała szansa, że ktoś tu wejdzie nieproszony. W dormie tak nie robił!
- Fakt, brzmi lepiej - stwierdził, no ale wiadomo, „Netflix and chill” było niewinne i mniej oczywiste! Chociaż w ich przypadku nikt by się nie zdziwił, jeśli w połowie filmu znowu by się do siebie zaczęli dobierać. Już dawno temu otrzymali łatkę wśród znajomych na „najbardziej niewyżytych i napalonych na siebie”!
- Na razie.

____________________

Sobota nadeszła zdecydowanie za szybko. Damonowi czas w Los Angeles przelatywał wręcz przez palce. Jak nie latanie z Kangiem na próby, to siedzenie w domu i… robienie rzeczy z narzeczonym. Zawsze kiedy z nim był sam na sam, nawet nie wiedział kiedy kończy się dzień. Im bliżej jednak było soboty, tym bardziej po Songu widział, że się stresował. Ostatnia noc była tego potwierdzeniem. Kim nie spał z Kangiem, bo budził się za każdym razem jak tylko ten się niespokojnie poruszył, a że miał go wciąż do siebie przyklejonego jak zawsze, to wiedział kiedy ten spał, a kiedy się przebudzał. Nie dziwił się, że ten nie mógł spać, ale też nie mógł nic poradzić na ten stres, który minie dopiero po występie dzieciaków. Mógł mu mówić milion razy, że wszystko będzie dobrze, ale dopiero jak będzie po wszystkim, Song będzie mógł w końcu odetchnąć.
Jak nastrój?
- Jak widać - odpowiedział, zerkając na Songa przy jego boku. Wrócił spojrzeniem do Matta, gdy ten się do niego zwrócił i przytaknął głową na jego słowa. Niby wiedział, że musi ogarnąć partnera, ale też chyba nie bardzo wiedział jak. Znaczy, zamierzał robić to samo co zawsze, czyli go wspierać, być obok i trzymać kciuki oraz jego dłoń… no i ewentualnie podać mu niepostrzeżenie jakiś środek na stres w końskiej dawce.
Przeszli do hali wskazanej przez właściciela Millenium, wciąż zerkając w kierunku milczącego Kanga. Trzymając się blisko narzeczonego, rozejrzał się po wielkiej hali, przeskakując spojrzeniem po wszystkich tancerzach, którzy powoli rozgrzewali się i przygotowywali do występów. Gdy tylko Song się odezwał, ciemne tęczówki Kima skupiły się na nim. Na twarz wpłynął mu rozczulony pół uśmiech. Postąpił dwa kroki ku niemu i stanął naprzeciwko. Położył mu dłoń na ramieniu, drugą sięgając do jego podbródka.
- Nie rzygaj, jak się potem wytłumaczysz dzieciakom, hm? - ohoho, ty śmieszku, chyba nie pomagasz w tej chwili Kim. No ale nic dziwnego, słaby z ciebie pocieszyciel. Nie umiałeś za bardzo w słowa, chyba, że miałeś nóż na gardle… jak wtedy gdy Kang z tobą zrywał. Lub jak do niego wracałeś. - Wszystko się uda, Jagi, nie martw się. Dzieciaki są fantastycznie przygotowane, poradzą sobie. Twoja szkoła. - w końcu sam je wytrenował! Damon widział jak każdego dnia stają się coraz lepsze! Poprawiały własne błędy momentalnie, a każdą uwagę brały sobie mocno do serca. Nawet mała Sara poczyniła spore postępy w ciągu tych kilku dni! - Nie pokazuj im, że się stresujesz, bo same zaczną się stresować. Przekaż im dużo pozytywnej energii i wiary, że występ będzie zajebisty, no i że sobie poradzą, to nawet jeśli popełnią jakiś błąd, to nikt go nie zauważy. Dzieciaki są zajebiste, bo ty jesteś zajebistym trenerem, jasne? - kącik ust mu drgnął wyżej w pociesznym uśmiechu, rzucając Kangowi wymowne spojrzenie. On w nie wierzył! W nich wszystkich wierzył.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Ciążyła na nim ogromna presja. Miał tak wiele do udowodnienia, a wiadomo, że Song był bardzo ambitny i nie chciał odpuścić. Można było powiedzieć, że takie rzeczy przypłacał zdrowiem, już niejednokrotnie. Przykładowo rok temu, gdy chciał pokazać, że mimo wyjazdu do Korei, wcale nie uwstecznił się „tanecznie”, a fakt, że był idolem nie oznaczał, że się przestał rozwijać w tej kwestii, w zakresie ruchów, tempa i ewolucji, to mocno zaryzykował. Już teraz było wiadomo, że mógł to wtedy przypłacić nawet swoim życiem. Tak czy siak – kiedy Song sobie coś postanawiał i kiedy w grę wchodziła jego ambicja, to strasznie przeżywał. I naprawdę się starał. Tak i teraz było to widoczne.
  Po odprawie u Matta i oddelegowaniu do hali, gdzie tancerze mieli się szykować, Kanga złapała jeszcze większa trema. Było mu niedobrze, chciało mu się wymiotować, ale przy okazji przecież musiał się trzymać, bo nie mógł zarazić dzieciaków tym stresem, bo to ich występ i to na nich teraz ciążyła największa presja. To one miały zatańczyć, to one miały wystąpić, to na nich skupią się spojrzenia jurorów i ludzi z widowni. Jego zadanie się powoli kończyło. W momencie, w którym wyjdą na scenę, by zatańczyć, będzie już miał tylko jeden obowiązek – trzymać mocno kciuki.
  Miał tylko nadzieję, że dostatecznie je przygotował.
  Musiał się uspokoić, miał jeszcze chwilę, zanim dzieciaki zaczną się schodzić. Podniósł więc spojrzenie na partnera, próbując się uśmiechnąć, ale był to niezbyt przekonujący grymas.
  — Mam wrażenie, że gdzieś nawaliłem — powiedział w końcu, po wysłuchaniu wszystkich słów Damona. Nie mógł się pozbyć tego przeświadczenia, tej obawy, że gdzieś czegoś nie dopilnował, bądź przekonania, że coś mógł zrobić lepiej. W końcu jednak odbił się tyłkiem od ściany i wpadł na chłopaka, wciskając się w niego, w danej chwili nie myśląc nawet o tych dwóch dziewczynach z ekipy, które mogłyby to zobaczyć. Zobaczą i co? Komu powiedzą? Czy może zdjęcie zrobią? Trudno, co kto lubi.
  No, ale jakby nie było, to chyba był dobrym nauczycielem. W końcu kto wyciągnął Damona! Chociaż to był nieco inny kaliber – tutaj odpowiadał za całą formację, w dodatku oceniani będą przez najbardziej surowe jury ze świata, bo jednak było to międzynarodowe EXPO. Taneczne wydarzenie. Finał finałów.
  Podniósł w końcu spojrzenie na niego, by spojrzeć na jego twarz. Wcześniej wciskał swoją mordę w jego klatkę piersiową, możliwe, że próbując się w niej ukryć przed tym wszystkim. Zwłaszcza przed tremą. Kiepsko to jednak wyszło.
  — W razie, gdyby coś nie poszło, to będę musiał przeprowadzić się na Syberię i tam zamieszkać. Bez Internetu, bez telefonu. Żeby nikt mnie nie znalazł. O, albo Islandia. Też wypizdów. Ale mógłbym mieć renifera. I na nim spierdalać, w razie gdyby ktoś mnie jednak znalazł — opowiedział o swoim planie na to, co zrobi w przypadku, gdy zawali sprawę. Tu nawet nie chodziło o to, że nie wygrają. Bardziej o kwestię, że nie wygrają, bo on mógłby poprowadzić dzieciaki lepiej. Choć ile miał czasu? Niecałe dwa tygodnie, nic więcej. Te najważniejsze dwa tygodnie.
  — Liczę, że zdecydujesz się wyjechać ze mną. Pozwolę ci od czasu do czasu wyczesać tego renifera. Nie wiem, co będziesz jadł, bo nie lubisz Skyru, ale coś się wymyśli. Śnieg to też jakaś opcja. — Oczywiście wiedział, że opowiadał teraz same głupoty, ale to ze stresu. Gadał ze zdenerwowania byle co, aby gadać. I po prostu zająć myśli. Wcisnął mu od spodu łapska pod górną część garderoby, by przesunąć palcami po jego plecach, nie odwracając spojrzenia od jego twarzy. Bo to tam szukał ucieczki od tego wszystkiego, co go obecnie przytłaczało. Oparł o niego brodę, nie zauważając, że panie z ekipy już sobie ploteczkują. A raczej: skutecznie ignorując ów fakt.
  Cały problem jednak tkwił w tym, że jego metoda nie była trwała i już czuł, jak zajmuje go na nowo stres i przejęcie całą sytuacją. Ile czasu mógł stać i pierdzielić dyrdymały? Już nawet nie miał pojęcia co gadać.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ