lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Naprawdę był padnięty po poprzednim tygodniu i najchętniej by go zwyczajnie odespał, najlepiej cały cholerny dzień. No ale były rzeczy ważne i ważniejsze, a teraz Kang przygotowywał się do jednego z ważniejszych występów. Nie swoich, ale przygotowywał dzieciaki, więc za nie odpowiadał, a kto jak kto, ale Kim naprawdę widział, że chłopak się tym stresuje. Kang nigdy nie był aż tak odpowiedzialny, ok? Nie odmawiał mu całonocnych numerków nawet jeśli kolejnego dnia mieli super ważny występ na scenie, na żywo. Więc jak teraz się coś takiego stało, to Kim musiał mieć świadomość, że… no sprawa była ważna. I przez to musiał sobie chwilowo wygraniczyć nowe priorytety. Rezygnować z pieprzenia Songa dla jakichś dzieci.
- Ciebie. - odpowiedział bez wahania, bo co to niby miało być za pytanie? Oczywiście, że rozchodziło się o Songa! Bez niego spało się o wiele gorzej. Ostatnie trzy tygodnie musiał to znosić i żaden tydzień nie był przyjemny. Najpierw musiał unikać Abigail, która bezczelnie chciała mu się wbić do łóżka jak cholerny Wang, a potem ledwo przeżył w Meksyku… więc teraz chciał to jakoś odbić, no ale nie mógł za bardzo. Bo Kang miał obowiązki. I to naprawdę ważne, takie, na których mu faktycznie zależało!
Na kolejne słowa narzeczonego uśmiechnął się lekko, ale bezczelnie, charakterystycznie dla siebie pod nosem.
- Blisko. Twojej mordy. - odpowiedział mu, bo skoro już śmieszkowali i po sobie cisnęli, to nie zamierzał brać jeńców. Chyba, że Kang będzie się śmiał z jego twarzy, a Kim z mordy Songa… wtedy obydwoje wyjdą na debili, znowu, zwłaszcza, że zdecydowali się zaręczyć z tymi dziwnymi twarzami, nie? Więc obydwoje byli mocno głupi, to się akurat zgadzało.
Dopił ciurkiem swoją kawę, a potem dogryzł ostatnimi kawałkami donuta, wysłuchując słów chłopaka. Dwadzieścia minut. Ja pierdole. Kto się ogarniał w tyle czasu? A no tak, pewnie normalni ludzie, Danon.
- Ohesu, to mam mało czasu. - mruknął, podnosząc się bardziej na łokciach, aby przeczesać rozczochrane włosy. Był dość mocno zaspany, bo pewnie by pospał jeszcze z kilka solidnych godzin, no ale… obowiązki wzywały. Zwłaszcza, że momentalnie się obudził, kiedy Kang odpowiedział bardzo prawidłowo na jedno pytanie które zadał. Będą się w przerwach pieprzyć. On już więcej do wiedzy i szczęścia nie potrzebował.
- …okay, to ja już wstaję. - powiedział momentalnie, po naprawdę był gotowy, aby wstać, iść się przebrać i pójść do tego całego studia tylko po to, aby w przerwie wziąć Kanga na różne sposoby i to pod nosem Karen oraz ich dzieci. To był bardzo dobry powód dla którego Kim miałby tam iść! Oczywiście wolałby zostać z narzeczonym w łóżku i nigdy z niego nie wychodzić, no ale… jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Westchnął na ten cały wysyp informacji. Naprawdę chciał wiedzieć co jeszcze ma robić poza pieprzeniem Kanga, chociaż samo to mogło mu wystarczyć, no ale wiedział, że to niestety tylko żarcik. Znaczy miał szczerą nadzieję, że jednak nie, no ale… to Damon, on to był wiecznie niewyżytym i napalonym na narzeczonego stworem. Jakby ten mu pozwolił, to by go brał zawsze i wszędzie!
- Nie chcesz abym uczył dzieci moich ekspresji. Naprawdę tego nie chcesz. - stwierdził, bo… no wiedział jak wygląda na scenie. Wielokrotnie się oglądał, chłopaki też mu pokazywali, wielokrotnie się z niego nabijali, ale by tego nie zmienił! Był bardzo ekspresyjny i wyrazisty, długo nad tym pracował! Wcale nie brał Rhysa za swój model. Jak ktoś tak powie, to się wyprze. - Czyli… trzydziestka ciebie, ale nielegalna? - zapytał z wymownym uśmieszkiem. Nie żeby zamierzał ruchać dzieci, ale już ich trenera mógł! Nie żeby zrobił to poprzedniej nocy. Poranka. Cokolwiek to było.
Mruknął wyraźnie zadowolony kiedy Kang sięgnął do jego spiętego karku i zaczął go rozmasowywać. Pochylił łeb w rozluźnieniu, dając też tym samym lepszy, większy dostęp do szyi chłopakowi. Instynktownie przymknął oczy, skupiając się głównie na ruchach narzeczonego.
- O nie nie nie, przekonałeś mnie tym pieprzeniem na przerwach. - powiedział, nawet nie otwierając oczu, kiedy ten go masował. Bo nawet jeśli czuł się padnięty, to jednak to pieprzenie było kuszące! Otworzył jednak zaraz lekko oczy i uniósł lekko głowę, aby spojrzeć na chłopaka. - Mam spędzić kolejny dzień bez ciebie? To już za dużo. Mam traumę. - odpowiedział. Nieważne, że pewnie większość dnia by zwyczajnie przespał i nawet by nie zauważył, kiedy godziny minęły… on by miał świadomość, że chłopaka nie ma obok niego i by się stresował! Pewnie jego podświadomość by mu podsunęła niefajne sny gdzie Song go zostawia, zdradza czy cholera wie co! - I lęk separacyjny. - a to tak na dokładkę, jakby ta, heh, trauma, nie wystarczyła. - Teraz już nie możesz mnie zostawiać. - powiedział, obniżając się na tym materacu, aby znowu się w niego zapaść, odwracając się tak, że głowę ułożył na kolanach chłopaka. Tu dopiero było przyjemnie, ciepło i wygodnie! Objął go jeszcze i się wtulił w jego pas, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Pewnie „już wstaję”.
Zaraz jednak faktycznie wstał. Niechętnie bo niechętnie, ale jednak. Przeciągnął się, westchnął i wstał ociężale z łóżka, aby skierować się do łazienki, gdzie mógł się umyć i przebrać. Tylko, że dalej nie bardzo miał w co. Wyszedł więc na waleta do sypialni, aby przeszukać kilka rzeczy, które mógł ukraść Kangowi, a potem je założyć na siebie, i jak coś ogarnął to wrócił do łazienki, gdzie się obmył i porządnie ubrał. I to w mniej niż dwadzieścia minut! W końcu wyszedł i zasiadł na łóżku, aby jednak tak ostatni raz móc się pieprznąć grzbietem na materac.
- Spóźnić też się nie możemy? - spytał, tak z czystej grzeczności. Bo jego myśli, gdy lustrował narzeczonego spojrzeniem, wcale nie były grzeczne. Raczej mocno grzeszne.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Kang jedynie go szturchnął, bez zbytniej delikatności, kiedy tamten odpowiedział, że to jego morda jest głupia. Nie, żeby to on zaczął. Ale co wolno wojewodzie to wszystko jego, Damon nie mógł tak o nim mówić! Musiał go uwielbiać, przyklejać się, znosić go i w ogóle. To on był tym upierdliwcem, a on mu się teraz, a w zasadzie to bardzo często, wchodził w jego kompetencje. Ale w sumie to tak, jakby i po sobie Damon pocisnął, zupełnie jak Kang. Bo skoro obrażał mordę Kanga to i siebie, bo on z tą mordą się związał i chciał z nią być do końca.
  Czasu nie było wiele, ale też nie szykowali się do wyjścia na estradę! Damon nie musiał się pięknić! I tak był piękny! Chodziło tylko o to, nauczyć dzieciaczki jak się tańczy, a nie super wyglądać. Kim miał pomóc! W ekspresji. Niekoniecznie tej, którą on opanował.
  — I też wolałbym, żeby przez chociaż kawałek występu jednak miały otwarte oczy. — Odparł, spoglądając na niego wymownie, by zaraz potem – wcale się z niego nie nabijał – sparodiować otwierającą partię Damona w odpowiedzi, z zamkniętymi wręcz oczami i wymowną miną (zupełnie jak Seonghwa, który kisnął z Sana), zaraz potem odwalajac kawałek Cudoziemi. Ale naprawdę się nie nabijał. Serio, serio! Może trochę go zaczepiał, ale akurat to nie powinno być dla chłopaka zaskoczeniem, bo Kang był istotą upierdliwą od samego początku. To nie tak, że zwabił go do siebie będąc super miłym, a potem nagle się odmienił jak tylko go usidlił! Gdzie tam Kang przez te wszystkie lata zanim faktycznie się zeszli miałby być milutki dla Damona. Właśnie dla niego był najbardziej nieznośny bo chciał ściągnąć na siebie jego uwagę.
  Spojrzał na niego, równie wymownie co i Damon na niego, kiedy podsumował całą tę gromadę jakoby miała być do trzydziestka Kangów, tyle że nie do wyruchania. No dziwne podejście do dzieci, ale nie będzie komentował. Ani nie będzie dzwonił jeszcze po policję czy prokuratora.
  Mimo wszystko nie mógł mu nie zaproponować, żeby został, bo nawet jeśli Kang był małym debilem, to jednak też umiał się kimś martwić i kimś zająć. Inaczej nie dowlókłby Damona do dnia debiutu, prawda? Nie chciał go zmuszać do tego, żeby poszedł z nim gdzieś, gdzie prawdopodobnie wcale nie odpocznie, a tylko się jeszcze bardziej zmęczy.
  Ale on nie chciał zostać. Song jedynie uśmiechnął się pod nosem na odpowiedź chłopaka. No tak, ruchanie po kątach. Dalej jednak fundował mu darmowy masaż karku. Przynajmniej do momentu, w którym on na niego nie spojrzał. Wtedy też zatrzymał się, pozostawiając jednak rękę na jego szyi. Nie odpowiedział jednak nic, a to była rzadkość, bo przecież był „pyskaty”. Zamiast tego uśmiechał się lekko pod nosem, lustrując go uważnym spojrzeniem.
  — To mi się rzep trafił. — Westchnął, jakże romantycznie. Chociaż to był Song, ciężko aby sobie poradził z czymś ckliwym. Pogładził go krótko po grzbiecie, ale potem Damon już się eksmitował, by się ogarniać. Song dopił kawę, a potem spojrzał na Kima, który wypadł z łazienki taki… goły. Przechylił lekko głowę, ordynarnie obcinając go spojrzeniem.
  — Będzie trzeba przejść się na zakupy, bo nie wydolę. — Stwierdził. A choć podobało mu się wyobrażenie, że Damon paradowałby cały czas nago, to jednak nie podobało mu się to, gdyby miał on tak chadzać wśród ludzi.
  I gdy Damon poszedł się ogarnąć na szybko i wbić w ubrania, Song przebrał się w joggery i koszulkę, a na to bluzę. A następnie przycupnął na krawędzi łóżka, czekając na pojawienie się chłopaka. Jednocześnie napisał do Chunghy, że Rhys się znalazł, wraz z Damonem, Lilith i Isaaciem, ale napisał, że on jej o tym nie będzie opowiadał bo to podobno jakaś pojebana historia.
  I gdy Damon odmeldował się na łóżku, i upadł na nie po raz drugi od przebudzenia, Song zwrócił na niego swoje spojrzenie, odkładając telefon na bok. W następnej kolejności wgramolił się na chłopaka, jak już i tak się rozłożył i zadał to pytanie. Wcisnął mu na wargi przydługi pocałunek, zaraz potem musnął ustami jego szyję w kilku miejscach, zostawiając po sobie mokre ślady na jego skórze. Nie spieszyło mu się, jak widać. Wsunął rękę pod jego koszulkę, przebiegając palcami po mięśniach na jego brzuchu.
  Dalej ucałował niespiesznie jego żuchwę, kierując się z pocałunkami w stronę jego ucha, którego płatek zaraz przygryzł, w chwilę potem muskając go językiem, naprzemiennie grzejąc go swoim oddechem. Naprawdę mu się nie spieszyło. Chyba.
  — Nie możemy. — Mruknął mu do ucha w odpowiedzi, zaraz potem, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nic nie zrobił, wstając. Tak po prostu. Poklepał go tylko po udzie, dodając: — To tak na zachętę. — Bo przecież wspominał o tym, co Damon niby miałby robić w przerwach na zajęciach. Zebrawszy swoje rzeczy, zaczekawszy na Kima, mógł w końcu zejść z nim na dół. W lobby wciągnął czapeczkę na głowę, ale nie zasłaniał mordy maską, tylko wciągnął awiatorki na oczy, zaraz potem skinął na jedną z hotelowych taksówek. Zapakowali się do niej, Song podał adres i przez pół godziny podróżowali – przez korasy w Los Angeles. W tym czasie Song tylko wcisnął się mocniej w Damona obok którego siedział.
  Dojechali do potężnego budynku z napisem, który stanowił, że to Millenium Dance Complex, jedna z najpotężniejszych szkół na świecie. No co? Gwiazdy tu trenowały! Jason Derulo na przykład! I było to miejsce, w którym ludzi było w pizdu. Kang wysiadł, a potem złapał Damona za nadgarstek by wprowadzić do środka. Weszli do środka, do głównego holu, gdzie pośrodku stała recepcja. Song podszedł tam i oparł się o blat, prawą dłonią wspierając swoją brodę.
  — Czeeeeść Hilda. — Powiedział, przejaskrawionym, uwodzicielskim tonem. Tylko do kogo? Za ladą nikogo nie by- I oto wyłoniła się. Orka. Chubby Girl from K-pop party. Makijaż przynajmniej miała bardzo ładny.
  — Kogo moje oczy widzą! Nasz największy przystojniacha! — Zawołała Hilda, wyrzucając w radości obie ręce do góry. — Witaj, witaj, piękniutki. — Oznajmiła, chwytając go za policzek by wytargać za niego. Chwilę potem wcisnęła mu soczystego buziaka w ten sam policzek i to nie tak, że Kang się nie stawiał. Stawiał. Ale jak go złapała to już było po nim.
  — Widzisz, nie możemy się już tak całować na powitanie. — Powiedział Song, prostując się.
  — A to niby dlaczego?
  Song jednak nie odpowiedział, a zamiast tego na nowo podparł brodę na dłoni, tyle że tym razem lewej. Gruba Dama z początku nie rozumiała, ale za chwilę chyba ogarnęła, bo przybliżyła mordę do dłoni chłopaka.
  — No nie wierzę! Ale czy- Co- Ale jak- Kto- Coooooo — to ta to się chyba zapowietrzyła. Zaraz potem Song odwrócił się by spojrzeć na Damona, skinąwszy głową na niego, coby podszedł do tej lady. Hilda spojrzała na Damona i aż zagwizdała. Tam na kejpopach się nie znała, ale ładnych panów potrafiła docenić. Więc oto gwizdała na Damona. Wyciągnęła rękę do niego, żeby się przedstawić jako Hilda, a potem chyba zauważyła kolejkę, która zaczynała się robić za chłopakami. Bo to jednak było zabiegane miejsce. Sięgnęła pod ladę i wyciągnęła klucz, by zaraz potem przekazać go chłopakowi. — Powodzenia dzisiaj! I muszę powiedzieć, że jesteście przesłodcy. Obaj! — Song jej tylko zamaszyście przesłał buziaka, potem machnął na nią zbywająco ręką, a następnie spojrzał na Damona, by skinąć mu głową z sygnałem, że mogą iść na salę.
  Salę otworzył, drzwi zostawił otwarte, ale nie wszedł na nią tylko poprowadził Damona dalej, do szatni dla personelu. Może żeby się ruchać! A nie, w szatni był jakiś okularnik, który przywitał się z Kangiem i niespiesznie się przebierał. Wypierdalaj, Alejandro.
  — Jak zaczniesz się nudzić to możesz podejść do Hildy, ona ci znajdzie jakieś zajęcie. Albo cię będzie komplementowała cały czas! Czasem się przydaje.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
No halo, kto z kim przystaje takim się staje, więc nic dziwnego, że Kim podłapał mocno niektóre zachowania Kanga, na przykład bycie upierdliwym złośnikiem. Czasami przecież należało się odwinąć, aby sobie tak gówniarz nie pozwalał! Znaczy on to go wolał ustawiać w inne sposoby na przykład jak wczoraj, kiedy Damon stwierdził, że młody stał się zbyt pyskaty, nie? No właśnie, ale tak też było można. Dlatego kiedy ten go szturchnął, Kim uśmiechnął się bezczelnie pod nosem, ale mu już nie odpowiedział, bo były ważniejsze pytania i tematy do przerobienia, na przykład co on tam takiego będzie robił. Poza tym on chyba byłby beznadziejnym trenerem, a przynajmniej tak o sobie myślał, wiadomo. Miał wrażenie, że nie potrafiłby przełożyć swojej pasji innym, ale też pracował tylko z chłopakami, kiedy przychodziło co do czego, więc nigdy nie próbował. Cholera wie, może uczenie dzieciaków okaże się jego przeznaczeniem, bo jednak jakieś tam podejście ma i gówniaki go kochają.
Uśmiech z mordy mu zszedł, a zamiast tego wstąpił morderczy wyraz twarzy, kiedy to Song się z niego nabijał, bo przecież… no Kim słynął z tego, że jak już wcielał się w tą swoją seksowną bestię sceniczną, to miał jakiś dziwny nawyk do tego, że mrużył oczy, a jak on mrużył oczy, to wyglądało to tak, jakby faktycznie miał je zamknięte. Każdy miał coś charakterystycznego na scenie, ale jego było takie dość łatwe do zapamiętania! I Kang drugi raz już mu podpadł tego poranka. To o dwa za dużo.
- Chodź tu, kurwa. - rzucił się w końcu na niego, kiedy ten go parodiował, sięgając do niego łapskami, aby rzucić go na ten materac łóżka i zacząć go dźgać w różne miejsca, mając gdzieś, że ten może się bronić. I kopać. I gryźć. Był do tego przyzwyczajony i co ważniejsze, po tylu latach z Kangiem doskonale wiedział jak się bronić! I jak go spacyfikować! A należało dać mu nauczkę, bo się ledwo zaręczył, a już balansował na granicy jego nerwów! Znaczy, Damon to miał do niego złotą cierpliwość i wyrozumiałość, ale no, w żartach można było go pomęczyć.
Po nękaniu chłopaka wrócił na swoje miejsce, aby dopić tą kawę, która miała mu pomóc i dojeść donuta. Poza tym, kto normalny by został, kiedy narzeczony proponuje ci ruchanie na przerwach? No nikt! Poza tym, obiecał przecież, że z nim pójdzie, więc słowa zamierzał dotrzymać nawet jeśli oczy mu się jeszcze lepiły. W Damonie po tym tygodniu i traumatycznych przeżyciach, gdzie wciąż niestety potrafił wracać myślami do momentu w którym Kang wychodził przez drzwi po ich zerwaniu, narodziła się teraz konieczność bliskości. Więc był przylepą, większą niż zwykle. Tak więc… no, faktycznie rzep mu się trafił. I zdecydował się za niego wyjść!
Na wstawkę Kanga, gdy Kim wyszedł nago z łazienki, jedynie uśmiechnął się bezpruderyjnie pod nosem, bo chyba taki efekt chciał też wywołać.
- Oh nie. - rzucił jeszcze przez ramię, bardzo teatralnie się tym przejmując. To byłoby straszne! Znaczy, w domu mógł faktycznie paradować, ale lepiej, aby nikt tu nie wparadował. W dormie raczej nie mógł sobie na to pozwolić, bo tam to jak w markecie, ludzie często przychodzili jak chcieli! A też nie miał wspólnego pokoju z Songiem, więc…trzeba było poczekać, aż faktycznie zamieszkają razem. Wtedy będzie ich dom i ich zasady! I Kang to wtedy z łóżka nie będzie wychodził. Znaczy co.
Dalej mu się nie chciało, nawet jeśli się obmył i jakoś pobudził, to jednak czuł takie wewnętrzne przyjebanie. Jego mięśnie były obolałe, organizm w zasadzie prosił o to łóżko, więc musiał się na nie lęgnąć. Ale kiedy Song zaczął na niego włazić, brewka mu drgnęła w zaciekawieniu. Otworzył oczy, aby spojrzeć na niego nawet głowy nie podnosząc. Kącik ust mu się jednak uniósł sekundę przed pocałunkiem na który momentalnie odpowiedział. Na to zawsze miał siłę. A gdy jego narzeczony zaczął jeszcze schodzić niżej, na szyję, to ponownie oczy przymknął, bezwiednie odchylając bardziej skórę, aby mu zrobić miejsce. Spiął mięśnie kiedy wyczuł dotyk chłopaka pod koszulką, nabierając więcej powietrza w płuca, które przytrzymał, kiedy Kang przeszedł na jego odsłonione ucho, które zaczął pieścić. Wypuścił ciężko powietrze, już się nakręcając na przyjemny poranek… kiedy wszystko poszło w pizdu. Tak się nie robiło.
Otworzył oczy, aby spojrzeć na Kanga z wyraźnie niepocieszonym wyrazem na mordzie, gdy klepał go po tym udzie.
- To nie zachęta, to znęcanie się. - odpowiedział, patrząc się na niego mocno wymownie. - Na zachętę powinieneś dokończyć co zacząłeś. - bo teraz to on już się pobudzał i teraz będzie myślał tylko o tej przerwie. A co jak przerwa nie nadejdzie? Chociaż pewnie jak zobaczy te wszystkie Karyny, to mu się żyć odechce. Zwłaszcza jak któraś się zacznie o coś przypierdalać!
No ale w końcu wstał z tego łóżka, ubrany w czarne joggery i czarną bluzę, bo czarny to przecież jego kolor. Na głowę też założył czarną czapeczkę wpierdolkę i oksy, które też ukradł Kangowi, bo on to przecież nic tutaj nie miał. Zaraz potem wsiadł z narzeczonym do taksówki, aby zajechać w końcu pod wielki budynek. Dał się zaprowadzić do niego za nadgarstek, a kiedy Song skierował się do recepcji, Damon został bardziej z tyłu, rozglądając się po budynku oraz ludziach. Kątem oka naturalnie zerkał w stronę chłopaka, bo nie byłby sobą gdyby tego nie robił i trochę mu naturalnie brewka drgnęła na tego soczystego buziaka od jakiejś typiarki, ale nie był zazdrosny! Nawet się nie przysłuchiwał o czym tam sobie mówią, stał w bezpiecznej odległości po prostu czekając aż Kang załatwi sprawy. Ale kącik ust mu drgnął w momencie kiedy chłopak pochwalił się pierścionkiem na swojej lewej ręce. No obserwował to zauważył! Widział też jak pani z recepcji się jara! I dostrzegł, że narzeczony go przywołuje, więc grzecznie podszedł. Patrzcie jaki wychowany! A słysząc gwizd kobiety, to ta brew znowu mu skoczyła do góry, bo chyba się nie spodziewał i nie bardzo wiedział jak zareagować. Grzecznie przywitał się z nią poprzez podanie ręki, sam też się przedstawił z tym swoim charakterystycznym uśmiechem, który się jedynie powiększył, kiedy powiedziała, że są przesłodcy. No raczej, że byli! Przynajmniej dla publiczności. Bo jak byli sami to… już by tak nie powiedziała.
Poszedł za chłopakiem do sali, po której naturalnie się rozejrzał, a potem przeszedł dalej, do szatni.
- Coś wątpię, że będę się nudzić. - odpowiedział, bo przecież tu będzie trzydziestka małych Kangów, nie? To tu będzie rozpierdol. Znaczy, może jednak dzieciaki będą współpracujące, musiały być skoro już jakiś czas się tu uczyły i były najlepsze z najlepszych, nie? No ale jednak zapanowanie nad trzydziestką dzieci, to… no.
Alejandro w końcu wyszedł z szatni i zamknął za sobą drzwi.
- To kiedy przychodzą dzieciaki? - spytał niewinnie, bo wcale nie myślał o dokończeniu poranka! Znaczy przy Kangu zawsze, ale teraz pytał z czystej ciekawości! Zlustrował narzeczonego spojrzeniem i podszedł do niego, aby przejechać palcami po skórze na jego szyi. - Masz tu coś. - pobrudzony był! Albo się uderzył. Wielokrotnie. Dobrze, że miał bluzę i zakrywał ręce, bo tam to już faktycznie można by pomyśleć, że Damon to Kanga napierdala w domu. Znaczy czasami tak, ale wszystko za zgodą! I z wyczuciem! I tylko podczas seksu. - I tu. I tu. - przejeżdżał opuszkami po kolejnych znamionach, które zostawił poprzedniej nocy. A skoro już był tak blisko jego ust… to sięgnął do jego podbródka, aby go lekko unieść i móc wcisnąć chłopakowi na usta spokojny, czuły pocałunek. Dobrze, że to szatnia dla pracowników! Bo jakby to była sala i dzieci weszły, to matki by się oburzyły, że im dzieci psują i zmieniają je przez takie zachowanie w homo.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  I jeszcze go bił. Normalnie znęcał się nad nim i to w strefie poza łóżkiem. Kang powinien po policję dzwonić. Chyba, że już miał syndrom sztokholmski to nie zadzwoni. Niemniej chyba sam sobie zasłużył bo prowokował. A poza tym on też gryzł, kopał i drapał, ale to przecież w obronie własnej i nawet się przy tym nie miarkował. Jak kiedyś Damonowi wybije szczękę w czasie tej walki to trudno. Będzie miał za swoje! Song się tylko bronił.
  Golasy golasami, ale ubrania należało kupić. Bo naprawdę – o ile nie przeszkadzało mu to, żeby hasał sobie całkiem goły po hotelu (tylko najpierw niech wywiesi „nie przeszkadzać”, żeby nie wpakowała się tutaj radosna pani z hasłem „house keeping!”) to jednak ilość ubrań miał ograniczoną, a ten przemiał się jakoś tak zwiększył, bo na zawartość jednej torby było teraz dwóch chętnych. A niestety torba ta nie była bez dna. A oznaczało to, że Songa czekała czynność, która mieściła się w puli tych, które lubił i to bardzo. To miał wspólne z Rhysem – uwielbiali shopping.
  I na pewno było to paskudne zagranie ze strony Songa, że tak troszkę sobie Damona popieścił, naprawdę delikatnie, a potem go zostawił. Tak się nie robiło, prawda. Chyba, że się było najbardziej upierdliwym stworzeniem na ziemi i sobie na zbyt wiele pozwalało.
  — Na zachętę powiem ci, że dostaniesz tego więcej, jak już się uporamy z moją robotą. — Odparował Song na słowa chłopaka. Gdyby miał skończyć to, co zaczął, to na pewno by się spóźnili, a nie wypadało. Znaczy pewnie świat by się nie zawalił, ale byłoby to mocno nieprofesjonalne z jego strony, no a poza tym – to nie były jego zajęcia tylko pokazywał się tam w zastępstwie za samego Matta Steffaninę. Nie chciał mu psuć nazwiska. Może gdyby jeszcze miał dobrą wymówkę to by to przeszło, ale biorąc pod uwagę to, że był tak mocno oznaczony to i tak żadna by nie przeszła bo widać było, czym się zajmował. Znamiona bardzo świeże.
  Damona wyciągnął i zapoznał z radosną recepcjonistką imieniem Hilda. Była duża, to fakt. Ale jaki makijaż miała dobry! No pozazdrościć. Przekazano jej wieści, ona się ucieszyła i zachwalała, a potem im przekazano klucze. Gdy Alejandro, który nawet nie miał nic wspólnego z Latynosem po mordzie, opuścił pomieszczenie, wcześniej żegnając się z Kangiem, Song przeniósł spojrzenie na Damona. Usłyszawszy jego pytanie, uniósł lekko brew, a zaraz za nim kącik ust.
  — Pewnie już się schodzą na sali. — Po to zostawili ją otwartą, by mogły się już tam zbierać. Aczkolwiek dzisiaj wyjątkowo mogłyby się spóźnić. Wszystkie. Wtedy miałby czas na inne rzeczy. Na… przygotowania do zajęć.
  Ale momentalnie mu serduszko trochę przyspieszyło, kiedy Kim podszedł do niego. Na to nie mógł nic poradzić, to się samo działo. Taki miał na niego wpływ. Jak tamten mu wypomniał, że Kang „tu coś ma”, to wydał z siebie tylko przeciągłe „mhm”, bez oglądania się nawet w tym kierunku, bo cały czas miał spojrzenie ulokowane na twarzy chłopaka. Kim mnie zaprzestawał inspekcji na szyi Songa, a Song nie odrywał od niego spojrzenia, jedynie w pewnym momencie po prostu przygryzając lekko wargę, jak tak dalej go obserwował. Zrobiło mu się nawet cieplej, ale to nie dzięki tej bluzie, którą miał na sobie.
  No a potem doczekał się w końcu pocałunku ze strony Damona. Jasne, że sam mógł go sobie wziąć, ale… Ale no. Po prostu wtedy się poddawał, ale jak ktoś go zapyta to zaprzeczy. Tak czy siak odwzajemnił ten gest z jego strony, za chwilę jednak zaciskając palce na materiale bluzy, którą Kim miał na sobie, a to też tylko po to, by samemu się wycofać pod ścianę, a jego pociągnąć za sobą, przez cały ten czas nie odrywając się od niego.
  Sam pocałunek pogłębił, zaciskając mocniej palce na materiale bluzy, łapiąc chłopaka za fraki jeszcze z użyciem drugiej ręki. Może jednak mógł się spóźnić. Teraz przynajmniej byli na miejscu, to kwestia wejścia na salę to raptem kilka sekund (jak się ogarnie).
  No ale drzwi się otworzyły. Ktoś wlazł. I nie był to ziomeczek Alejandro.
  — Oh la la. — Odezwała się tleniona blondynka, o mocno opalonej karnacji, spoglądając w stronę chłopaków. — Kang, słońce. W miejscu pracy? Ładnie to tak? — spytała, prześmiewczo grożąc mu palcem. Przeskoczyła wzrokiem na Damona. — Tak myślałam, że na siebie lecicie. — Oznajmiła, bo chyba rozpoznała chłopaka. No skoro Songa śledziła, to chyba mordy innych także. Zaraz jednak wyciągnęła rękę w stronę Damona, mówiąc przy tym: — Bailey jestem. Znamy się z Kangiem już długo, prawda?
  — Yeah… — odmruknął Song, spinając się lekko, zaraz potem zerkając na Damona. Nie zdołał mu jeszcze powiedzieć, że ta jego koleżanka z dzieciństwa, o którą na początku był zazdrosny (bo to on był najmłodszą gwiazdą a tu jakaś smarkula się pokazała (rok młodsza!)) a z którą potem się ziomkował, to nagle stała się takim chyba jego bully w MDC, a przynajmniej tak mu się wydawało, że chce mu dojebać.
  — Gratuluję wam nominacji do AMAs, miśku. — Powiedziała do Songa, uśmiechając się do niego. Ale zaraz spotkała się z jego niezrozumieniem wypisanym na twarzy. — No to dzisiaj, kochanie. Nie pamiętasz? Zostaliście nominowani w kilku kategoriach. — Dodała z uśmiechem, zaraz potem odstawiła torbę na ławkę przy szafce, na której widniało jej imię. — Ale najważniejsza to chyba ta, że macie szansę na Artystę Roku. — Doprecyzowała.
  No to Kang na przykład był w sporym szoku, jak to usłyszał. Zerknął kontrolnie na Damona, samemu chyba nie m mogąc nic powiedzieć. Bo to był spory sukces! I niby coś takiego miałby zostawiać Damon w razie gdyby Songowi było źle? Well…
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
O tak, to była bardzo dobra zachęta. Na Kima działała momentalnie! Morda uśmiechnęła mu się wyraźniej, bo już chyba myślami przeszedł do momentu, kiedy wracają do apartamentu. No kto jak kto, ale Song doskonale wiedział jak go zmotywować do działania! Odpowiednia nagroda i już człowiekowi chce się pracować! Dalej uważał to za okrutne zagranie, bo nie wolno było tak bezczelnie przerywać tego co się zaczęło, zwłaszcza kiedy chodziło o grę wstępną, ale powiedzmy, że Kang się trochę zrehabilitował wspominając o tym, że dostanie tego więcej kiedy faktycznie wrócą już do domu. No to wierzył mu na słowo, w tym temacie Song go nigdy nie okłamał! Zwłaszcza, że chyba też sam by chciał się z nim… poprzytulać. Jeszcze się sobą nie nacieszyli. Po jednym razie? Nawet tak intensywnym? To był Kanon. Oni wiecznie byli niewyżyci i nienajedzeni sobą nawzajem.
No ale jakkolwiek by się nie ociągał, to jednak należało w końcu wstać, wyjść i poznać przemiłą Hildę, która była niższa niż niektóre Koreanki, ale za to jakaś bardziej wyrazista! No i budynek mógł sobie zwiedzić! W końcu byli tu tylko w czasach trainee kiedy przygotowywali się do debiutu, aby nauczyć się tańczyć. Kang wracał do domu, a dla Kima to wciąż nieznany teren. Po Songu jednak widać było, że czuje się tu jak u siebie. Aż miło się na to patrzyło tak szczerze mówiąc. Czuł się tu mocno swobodnie. Każdy wiedział o jego orientacji, nikt nie oceniał, każdy wspierał, nie musiał się kryć i nawet mógł się otwarcie pochwalić pierścionkiem zaręczynowym od niego, co wyraźnie poprawiło mu humor i miło połechtało w środeczku. To było coś, czego nie mógł zrobić u nich w Korei. Tam ludzie byli mniej… tolerancyjni na tego typu ekscesy i dlatego właśnie od toku siedzieli cicho, udając jedynie dwójkę bardzo bliskich przyjaciół. I Danon doskonale rozumiał dlaczego Kang chciałby tu zostać na stałe i nie wracać. To było najlepsze wyjście dla jego psychiki, ale… No musieli spróbować chociaż wyjść na światło dzienne tam. I obserwować jak świat płonie.
- Oh nie. - odmruknął wielce przejęty, kiedy okazało się, że dzieci powinny się już zbierać w sali. Za ścianą. No, te ściany pewnie nie były odpowiednio wygłuszone. Żadna ściana nie była, kiedy ta dwójka faktycznie zaczęła się do siebie dobierać. No i pewnie by się dość mocno niosło i dzieci by się nagle wystraszyły, że tu straszy. No chyba, że już teraz puści się głośną muzykę, która ich zagłuszy, ale to by ktoś musiał wyjść, a raczej nikomu by się nie chciało. Tak więc Danon musiał grzecznie czekać na koniec zajęć.
A przynajmniej takie miały być plany, bo kiedy już się zbliżył do chłopaka i poczuł to bijące od niego ciepło oraz zapach, który tak przyjemnie drażnił mu nos… to nie mógł się powstrzymać. Za bardzo go kusiło, a on był słaby w odpychaniu pokus, które były Kangiem. I wszystkim co się z nim wiązało. Dlatego w końcu pocałował narzeczonego, a czując natychmiastową odpowiedź z jego strony, kącik ust mu drgnął w zadowolonym smirku. A jeszcze się ten smirk powiększył kiedy wyczuł palce Songa zaciskające się na jego bluzie. Dał się pociągnąć za nim na ścianę o którą się podparł dłońmi, pochylając się nad chłopakiem. Od razu odpowiedział na zaproszenie do zabawy o wdarł się językiem pomiędzy wargi chłopaka, gdzie zaczął go już bardziej atakować. On był podjudzany już od rana, wiele nie potrzebował. Nigdy nie potrzebował, ale tera tym bardziej. Naparł na niego swoim ciałem, rękę, którą się nie podpierał przenosząc na jego bok po którym przejechał w dół, kierując się wyraźnie ku jego kroczu, kiedy…
Nowy gość. Świetnie. Tego właśnie teraz potrzebował. Nieważne, że to było miejsce do którego można było sobie wejść i działali w świadomości, że to się mogło stać. Jemu się nie przerywało, bo potem ciśnienie które w nim wzrastało podczas dobierania się przemieniało się w sarkazm i uszczypliwość w stosunku do tego, co się nieproszony wtrącił. Więc skoro nie mógł go spuścić w… najlepszy możliwy sposób, to musiał to zrobić słownie. Zwykle ludzie wychodzą jak widzi się taki widoczek jak oni… ale pani postanowiła zostać.
Oderwał mordę od Kanga zaledwie na kilka centymetrów i westchnął niezadowolony pod nosem. Będąc wciąż podparty o ścianę, mając między rękoma narzeczonego, odwrócił jedynie głowę, aby spojrzeć na osobę, która tu weszła. Tleniona blondyna. Ok, pani wybielacz i za dużo solarium, proszę iść.
Tak myślałam, że na siebie lecicie.
- Nie, uprawiamy seks z nienawiści. - odpowiedział sucho, odpychając się dłońmi od ściany, aby połowicznie odwrócić się do super koleżanki, która już mu podpadła tym, że zwyczajnie sobie nie poszła. - Damon. - odpowiedział, podając jej dłoń, niezbyt jednak przekonany co do jej osoby, nie tylko przez to, że mu podpadła, ale głównie ze względu na to jak Kang się przy niej spiął. Spojrzał jeszcze na chłopaka, chcąc jakby odczytać mu w myślach co czuje, kiedy…
Gratuluję wam nominacji do AMAs, miśku.
- Co? - wyrwało mu się, bo on o żadnych nominacjach jeszcze nie słyszał, ale to też nie było nic dziwnego, bo… No nie miał telefonu, a przez to też kontaktu ze światem. Na szczęście dziewczyna wyszła szybko z wyjaśnieniem i kiedy dotarło do niego, że mają szansę na artystę roku, plus jeszcze kilka nominacji to go zwyczajnie zamurowało. Lag mózgu. Dla niego to było cholernie wielkie wydarzenie. Coś na co pracował całe życie o na co szczerze liczył, że pewnego dnia się wydarzy. To jak spełnienie marzeń, nawet sama nominacja! Bo to znaczyło, że zostali zauważeni przez świat, nie tylko Koreę. Niby to wiedzieli bo Traumas była wszędzie, ale… chyba nie zdawał sobie sprawy ze skali popularności zespołu.
Był zaskoczony. Pozytywnie. Nie wiedział co powiedzieć, zwyczajnie stał tam przez chwilę przetwarzając sobie co powiedziała dziewczyna i…
- Mamy szansę na artystę roku? - spytał chyba dalej niedowierzając, a zaraz potem spojrzał wyraźnie podjarany i chyba z zalążkami wzruszenia, które mocno ukrywał, na Kanga, aby zaraz sięgnąć do jego mordy i wcisnąć mu na usta mocny, pełny wielu emocji pocałunek. Naprawdę był zachwycony. I dumny. I przeszczęśliwy z samych nominacji. I… No wiele się teraz w nim działo. Zaraz potem po prostu go mocno do siebie przytulił z tego szczęścia. - Osz ty w życiu, ciekawe czy chłopaki już wiedzą. - powiedział z ucieszoną mordą, bo niby też nie mieli telefonów, ale może ktoś im powiedział! Jak Kanonowi! Nawet teraz nie zwracał uwagi na dziewczynę, bo kiedy ten szok z niego zszedł to myślał już tylko o tym. Mama na pewno jest z niego dumna!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Song naprawdę zaczął rozważać czy się nie spóźnić. Nigdy nie był aż tak obowiązkowy, a to świeżo wyhodowane poczucie odpowiedzialności też nie mogło przez cały czas stawiać twardego oporu Damonowi. Był zbyt potężny! To ten jego zwierzęcy magnetyzm, któremu ciężko było się oprzeć. I naprawdę próbował! Wczoraj, czy raczej – dzisiaj wcześnie rano – dał radę, potem było już nieco trudniej po przebudzeniu, ale też sobie poradził, no a teraz okazywało się, że miał coraz mniejsze pokłady wytrwałości, a to jego poczucie obowiązku wcale jeszcze nie było tak mocno osadzone.
  Tyle, że miejsce na to, żeby w końcu ulec Kimowi po tej przydługiej, aż kilkugodzinnej walce – stawianiu mu oporu – to wybrał sobie kiepskie bo jednak była to szatnia dla personelu, a tego personelu było tutaj naprawdę sporo. A też przez hasło „personel” rozumiano raczej tancerzy ściśle i długo związanych ze szkołą.
  Jak taka Bailey, która się pojawiła w momencie, w którym Kang już zastanawiał się, czym wyjaśni swoje spóźnienie. Bo on już wiedział, że chce to znowu zrobić. Ale Bailey to chyba była ta jego obowiązkowość, która przybrała kształt człowieka po to, by skutecznie sprowadzić go na ziemię. Niemniej był co najmniej rozczarowany, kiedy tu weszła. Podobnie też musiało być w przypadku Damona.
  Sama Bailey chyba była niezrażona podejściem ziomeczka, który niedwuznacznie przyszpilał Songa do ściany. Bo to nie wyglądało tak, jakby właśnie mu groził, że ma oddać kanapki bo inaczej wpierdol! Kim do niej tak niefajnie, a ona im takie dobre wieści przyniosła! No nieładnie z jego strony. Z kolei Kang po usłyszeniu tych informacji to początkowo się ucieszył. Jasne, że się ucieszył. Wskazywało to na tyle, że naprawdę odwalali kawał wielkiej roboty. Choć mając rolę głównie performera, to on tam nie poczuwał się jakoś mocno do tego sukcesu, bo nie tańce hulańce zapewniały nominację do AMAs, a raczej utwory. Ale prócz tego szczęścia to gdzieś tam z tyłu pojawiło się takie… poczucie, jakoby pętelka to mu się zacieśniała na szyi. Bo skoro zdecydował być przy Damonie, to należało być przy Damonie i pozwalać mu się dalej realizować. No to teraz, jak jeszcze faktycznie rozbiją bank nagród na AMAs, MAMA, a także nominują ich do Grammy, to na pewno nie piśnie już słowem, że Korea mu nie pasuje. Byłoby to zabójstwo dla kariery Damona. O ile w ogóle ją utrzyma, bo przecież chciał stanąć do walki z JYP. W tym momencie i do tego Song nie był jakiś taki przekonany. Może jednak nie powinien? Nie teraz, kiedy działy się takie rzeczy.
  Na pocałunek odpowiedział, zaraz potem wcisnął się w chłopaka w uścisku, bo jednak mimo wszystko było się z czego cieszyć, bo zapierdalali jak woły i teraz wychodziło, że mieli zostać za to sowicie wynagrodzeni. Zwłaszcza tytułem Artysty Roku. Znaczy niby to tylko nominacja, ale wciąż.
  — Mieli jechać po telefony jak wstaną — odpowiedział. To może już wiedzieli. Ale skoro nikt się nie kontaktował z Kanonem, to może jeszcze tych telefonów nie zdobyli.
  — No bosko — powiedziała Bailey, otwierając swoją szafkę. Tak, ona dalej tu była. I tak, zaczęła się przebierać na środku szatni w strój do tańca. — To pewnie zaraz będziesz wracał do Korei, co? Szkoda, liczyłam że zostaniesz z nami dłużej. — Gadała, ściągając bluzkę przez głowę. Co się będzie przed homo wstydziła! Znaczy nawet jakby nie byli to i tak robiłaby to samo. I czemu jej ostatnie zdanie brzmiało, jakby się cieszyła jednak, a nie było jej szkoda, że Song będzie wyjeżdżał niedługo. Tak, chciała się go pozbyć! — Nie da się ukryć, że ci się tu podoba, prawda? — zerknęła na Songa.
  — Jest okay. — Odparł, wzruszając ramionami. Oczywiście, że mu się podobało. Ale przecież nie tak, żeby żałować, że wraca do Korei. To nie tak, że tu był zajebiście szczęśliwy, skoro wrócił na stare śmieci, a w dodatku fucha z uczeniem dzieciaków mu mocno pasowała, bo były one naprawdę super. Chrząknął więc, spojrzał na zegar zawieszony nad drzwiami, a że było już parę minut po czasie, zerknął na Damona z hasłem, że musi iść.
  Po przejściu korytarzem trafiało się z powrotem na potężną salę, którą wcześniej otwierali. Song wszedł do środka, a został powitany momentalnie przez grupę dzieciaków, na oko w przedziale siedem do dziesięć, radosnym okrzykiem „Kang!”. Tak jak się witało super kochaną panią przedszkolankę, nie? On też się powitał cześć, przechodząc i zbijając z każdym piątkę. Wysoką, niską, podpuchę, z boku, żółwiową, no każdą. Mordę przynajmniej miał szczerze ucieszoną, zwłaszcza jak ostatnia z dziewczynek to mu bezpardonowo wskoczyła na plecy i uczepiła się go, wołając dramatycznie, że ona to się stęskniła.
  — Widzieliśmy się wczoraj, Zoe!
  — Ale to dla mnie jak wieczność! — powiedziała dalej tym swoim dramatycznym tonem.
  A na Damona to tam czekała inna koleżanka. Malutka, chudziutka, ale w jakim błyszczącym stroju do hip-hopu. I wpatrywała się w niego jak w obrazek, napadając go prawie na samym wejściu, na samym początku.
  — Jesteś cudowny! — powiedziała, wpatrując się w niego, jak w największy skarb świata. Song, na którym oprócz Zoe uwiesiła się jeszcze jakaś inna dziewczynka, która też wołała, że się stęskniła, odwrócił się w stronę Damona, bo ten to już wzbudzał zainteresowanie pozostałych dzieci. Padło nawet pytanie „kto to?”.
  — A to je-
  — Jak to kto — odezwała się Lola, jedna ze starszaków, chyba oburzona, że padło takie pytanie. — Przecież to Damon, jest z Kangiem w zespole. Tym k-popowym. — Wymądrzyła się, wyglądając teraz jak ten spongebob.
  Odpowiedź większości była zgodna: fuuuuu, k-pop. Jak można tego słuchać?
  — Co nie? — odpowiedział Song, odstawiając jedną z dziewczynek na ziemię.
  To ten wiek, kiedy pluło się jeszcze na k-pop, a jak się wkręcałeś to nie chciałeś się przyznać.
  — Ale teraz jak już jest to chyba będziecie musieli się mocno spiąć, bo przyszedł popatrzeć jak wam idzie. I wam pomóc! — Oznajmił, odklejając od siebie drugą z dziewczynek. Ta, która zaczęła na wejściu podrywać Damona, dalej stała przed nim, zadzierając głowę do góry, patrząc na niego swoim maślanym wzrokiem.
  — Sara, daj mu spokój. Podobno jest zajęty. Tak słyszałem — Powiedział Song, próbując przegonić delikatnie dziewczynkę. Nie chodziło o to, że był zazdrosny, ale musiał nakłonić ją do pracy.
  — Uuuuuu, masz dziewczynę? — zawołał jeden z dzieciaków do Damona.
  — Ja go chcę! — powiedziała Sara, wskazując palcem na Damona. Jakby był rzeczą, a ona właśnie go sobie przywłaszczała. — Będzie mój. Bo jest cudowny. I go kocham.
  No to chuj.
  — Jestem pewien, że Damon się nad tym zastanowi, jeśli poradzisz sobie dzisiaj dobrze na zajęciach. Prawda, Damon? — Rzucił, kręcąc przy tym głową, a także odholowując za rękę Sarę do grupy, żeby mogli w końcu przejść do rozgrzewki. — Dobra, do roboty, bo wam puszczę k-pop do rozgrzewki. — zaklaskał, poganiając dzieciaki, instruując je, żeby zaraz zebrały się w kółku. A ten k-pop to chyba był postrach bo grzecznie, z krzykiem, poleciały się ustawiać. Jedne szczerze zniesmaczone, inne udające zniesmaczone, żeby przypadkiem nie podpaść rówieśnikom.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Kimowi nie podobała się w tym przypadku odpowiedzialność Songa, bo krzyżowała mu ona plany, więc gdzieś tam w środeczku miał jednak szczerą nadzieję, że przestanie być ona taka upierdliwa. No ale też niespecjalnie się do niego dobierał! Znaczy, specjalnie, ale to nie tak, że faktycznie chciał mu pokrzyżować plany, to się po prostu działo. Song miał w sobie jakiś wabik i go przyciągał do siebie samoistnie, a teraz po tej przerwie to zwyczajnie nie potrafił utrzymać łap przy sobie. Tu przypadkiem dotknął, tu się zbliżył, a tu posprawdzał jakie ciekawe znamiona ma na sobie narzeczony, bo należało może przebadać. Więc kiedy Kani mu w końcu uległ, a dla niego to trwało całą wieczność, to nie potrzebował dużo czasu, aby się wkręcić. Z wielką chęcią by był powodem spóźnienia trenera na zajęcia. Nawet nie byłoby mu przykro!
No tylko, że chuj im w dupę, bo pojawiła się jakaś laska, która mu przerwała, gdzie on myślał o tym od samego poranka. Nie lubił jak mu się plany krzyżowały, ok? Zwłaszcza, że już mu się ciepło robiło! No ale na szczęście koleżanki, ta się szybko podniosła z tej wpadki, bo oto przyniosła im fantastyczne wieści. Damon był zachwycony wiadomością, że mieli nominacje i szansę na Artystę Roku. To naprawdę jak potwierdzenie, że ich ciężka, kilkuletnia praca w końcu się opłaciła i zostali docenieni na taką skalę. Wcześniej nawet o tym nie śnił, ale im bardziej ich popularność zaczęła wzrastać, to tym wyżej mierzył, aż w końcu się udało. I oczywiście, że czuł się spełniony i dumny z nich wszystkich, że zdołali zajść tak daleko. Ich sukcesy też dodatkowo budowały mu pewność siebie kiedy chodziło właśnie o rozmowę z szefem, bo jednak był częścią PTS(D), dość charakterystyczną i rozpoznawalną. Teraz jeśli udałoby im się zgarnąć kolejne nagrody i to takiego kalibru, to może JYP nawet nie pomyśli o tym, aby go wyjebać z zespołu lub dać na przymusowy hiatus? Nie wiedział, to była jedna wielka niewiadoma, ale AMA’s dawało mu nadzieję, aby myśleć, że może wszystko jednak będzie dobrze.
Ciekaw był czy chłopaki faktycznie już wiedzieli, no ale dowiedzą się pewnie dopiero po powrocie do hotelu. Wtedy to już na pewno wszyscy będą wiedzieli! I… a tak, Bailey wciąż tu była. Zerknął na nią kątem oka, ale kiedy ta zaczęła się przebierać, to brew mu drgnęła z takim „wtf”, a zaraz potem odwrócił od niej spojrzenie na Kanga, gdy powiedziała, że ten to pewnie zaraz wraca do Korei. Z nimi. I wyczuł ten dziwny ton, jakby faktycznie miała się cieszyć z wyjazdu chłopaka. Badawczo obserwował wciąż Songa, zwłaszcza kiedy ta dodała, że mu się tu podoba. No, Kim zdawał się to zauważyć już na wejściu, ale to były tylko jego takie przemyślenia. Przecież wychowywał się w tym miejscu, a LA to jego dom, więc jak nie mógł się cieszyć z tego, że tu był. I jeszcze dostał taką super pracę… no spełnienie marzeń, nie? Jego marzeń.
Nie przekonało go chyba to „jest okay”, no ale zaraz potem zerknął na ten cały zegar i zaraz za chłopakiem wyszedł na salę na której już znajdowała się cała masa dzieciaków. Trzydziestka dokładnie. I wszystkie to takie małe były, ucieszone, że Song się w końcu pojawił, wyraźnie radosne na jego widok. I to ich głośne przywitanie… no, Danonowi na mordę momentalnie wskoczył taki dość rozczulony wyraz, bo jak wiedział, że Kang to podejście do dzieciaków miał, tak teraz ten widok był naprawdę ujmujący. Więc stanął sobie tak bardziej w wejściu i oparł się bokiem o ścianę, krzyżując ręce na piersi, obserwując Songa wraz z jego ekipą taneczną. Tylko zaraz po chwili znalazła się przed nim jakaś mała dziewczynka, która zwróciła jego uwagę. Brewka lekko mu drgnęła w zaciekawieniu, kiedy lustrował ją swoim spojrzeniem. Czy on coś miał na mordzie?
- Uhm, ty też. - odpowiedział z przyjaznym uśmiechem, aby zaraz przy niej kucnąć, bo chciał się z nią przywitać, ale wtedy też inne dzieciaki zwróciły na niego uwagę i… okazało się, że niektórzy nawet wiedzieli kim jest. No nie spodziewał się! Ale uśmiechnął się nieco szerzej na reakcję dzieciaków na k-pop. Wciąż klęcząc przy niejakiej Sarze, podniósł na chwilę wzrok na zbliżającego się tu Songa, który mówił, że teraz to się faktycznie muszą postarać, bo Danon będzie na nich patrzył! A gdy jeszcze dodał, że Kim to jest zajęty, to kącik ust mu drgnął lekko. No… w zasadzie oficjalnie i nieoficjalnie był zajęty! Ten kto znał PTS(D) głównie jako zespół, dalej był przekonany, że Damon był z Abigail, nie? Ci bliżsi jednak wiedzieli co się naprawdę święciło. Nie odpowiedział na pytanie o dziewczynę, bo oto niejaka Sara oznajmiła mu, że ona go chce i go kocha. No morda to mu się uśmiechnęła szerzej! Już miał jej odpowiadać, ale Kang przyszedł i zabrał mu jego nową dziewczynę.
- Ale musisz być naprawdę dobra. - powiedział, bo on to naprawdę musiał się nad tym zastanowić. Musi bardzo dobrze wypaść, aby mieć ułamek szans na to, aby Danon był jej. No… to tak nie działało, a Kang to raczej się dzielić nie lubił, ale może z małą Sarą się podzieli! Musiała faktycznie dobrze wypaść na treningu.
Zaraz potem wstał na nogi i stanął sobie z boku, ale tak bliżej Songa, aby obserwować jak dzieciaki zabierają się do rozgrzewki z jakąś super muzyczką. Wszystkie dzieciaki tu były fantastycznie rozciągnięte, chociaż jeszcze nie były rozgrzane. Jego mała Sara to już w ogóle! Adoptował ją właśnie, bo powiedziała, że go kocha, ok? Aby nie było, z Abigail to nie działa. No ale jakoś tak mu ten delikatny uśmiech z mordy nie schodził kiedy obserwował Kanga w otoczeniu tych wpatrzonych w niego dzieciaków! Wyglądał jakby naprawdę się tu odnajdował. Zwłaszcza, że zaraz potem zaproponował jego ulubioną zabawę w którą bawili się jeszcze za czasów traineee - powtarzanie chwytów i dodawanie nowych. Oni teraz to już się wygłupiali w większości, zwłaszcza na vlive’ach, ale bardzo ją lubił! Kim się tam nie wpierdalał, tylko sobie obserwował, głównie Songa, bo tam to jego spojrzenie uciekało mimowolnie, ale na dzieci też patrzył, aby sprawdzić jak sobie radzą! Aby nie było, że nic nie robił.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Momentalnie nabrał energii pojawiając się na sali. Wcześniej, w towarzystwie Damona, też mu jej nie brakowało, miał jej naprawdę sporo. Tylko potem przetoczyła się taka Bailey i weź tu się ciesz. Tak czy siak – na sali od samego początku była pozytywna atmosfera, bo też faktycznie było widać, że dzieciaki – choć pewnie krótko go znały – przepadały za Kangiem i cieszyły się na jego widok. Jedne bardziej, inne mniej. Jedne po nim skakały, by dramatycznie ogłaszać, że tęskniły, a inne nieśmiało stały z tyłu.
  Szybko się okazało, że nie tylko Kang miał tam swoich fanów, bo oto Damon szybko pozyskał fankę. W sumie to adoratorkę. Taką młodą, z pewnością nielegalną, ale jaką uroczą, małą gwiazdę. Sara to już go uwielbiała. I chciała posiąść! Jakkolwiek to nie brzmiało z ust siedmiolatki. Za to zajarała się, kiedy Song obiecał jej, że Damon to się zastanowi nad tym, czy być jej, jeśli dobrze jej pójdzie. Już mogli być pewni, że da z siebie wszystko, bo pokiwała energicznie głową, patrząc na Kima, jak na jakieś bóstwo czy raczej ciasteczko, a potem podniosła rękę, chyba chcąc mu przybić piąteczkę, która miała być przypieczętowaniem tego, że ona to się już postara. I to wszystko po to, by go zdobyć!
  — Dla ciebie wszystko! — Ogłosiła przy tym, wyraźnie zdeterminowana, by dołączyć już do tego kółeczka, gdzie się mieli porozgrzewać. Swoje stawy, swoje mięśnie, bo to było teraz bardzo ważne. Nikt nie chciał kontuzji na kilka dni przed tak ważnym turniejem, a Song to pilnował tego mocno, żeby nic się nie stało nikomu. Bo niby były to megaformacje dzieci, dużo osób, ale jak wysypie się jedno ogniwo, to wiadomo jak to jest z resztą łańcucha.
  Po rozgrzewce faktycznie przeszli do zabawy, która pomagała rozwijać pamięć i wpływała na to, żeby podłapywać szybciej ruchy pokazywane przez kogoś, w przyszłości: choreografa. Ale Sara to wtedy wyłamała się z kółka i poszła do Damona, żeby pociągnąć go za rękaw i wciągnąć do tego ich kółka, żeby on też brał udział w zajęciach. No a przede wszystkim, żeby stał blisko niej. I jak koleżanka po drugiej stronie Kima spojrzała na niego, to Sara posłała jej bardzo, ale to bardzo groźne spojrzenie, gestem pokazując, że ma ją na oku. A potem już z uroczym uśmiechem patrzyła na swojego nowego ukochanego.
  Czy Kang powinien zacząć się robić zazdrosny? Chociaż… jako-tako znosił Abigail przez pewien czas, więc z taką uroczą Sarą chyba sobie poradzi. Chociaż Abigail to przecież też słynęła z tego, że jest przesłodka i niewinna, jak dzieciaczek.
  — Dobra. To co? To mamy gościa, więc chyba musimy porządnie przećwiczyć wasz układ na sobotę? No, chyba że nie chcecie mu pokazać jak wam super idzie. — Rzucił, wzruszając ramionami, bo może naprawdę tego nie chcieli. Ale cała formacja, znaczna większość raczej, zawołała z entuzjazmem, że owszem chcą pokazać! Najgłośniej to chyba krzyczała Sara! Która przykleiła się do boku Damona, nie wiedzieć nawet kiedy.
  Ciekawe kiedy Kang pójdzie po łom.
  — Tylko zanim to zrobimy, to coś wam pokażę, dobra? — zagadnął, by zaraz potem polecić im, aby rozsiadły się po bokach sali, samemu zatrzymując się przy tej jednej ścianie całej zastawionej lustrami. — O czym wam piłuję odkąd razem pracujemy? Co jest tak samo ważne w występie jak poczucie rytmu i znajomość kroków?
  — Ekspresja! — zawołała od razu Zoe, ta mała w daszku i dwóch kitkach.
  — Ekspresja, dokładnie. Ty Zoe doskonale sobie radzisz, ale część z was, mam wrażenie, że chyba jeszcze nie do końca mi wierzy, że to jednak ma wpływ na występ. — Powiedział Song, uśmiechając się pod nosem. — To wam coś pokażę na przykładzie mojego przyjaciela. — A potem odwrócił się w stronę Damona, posyłając mu wymowny uśmiech… małego diabła. Zatarł dłonie, a potem skinął głową, żeby ten jego „przyjaciel” do niego podszedł. Zaraz potem odwrócił się do reszty. — Damon wykona dla was tę samą choreografię, do tej samej piosenki dwa razy. Za pierwszym razem zrobi to tak, jakby faktycznie dawał performance na scenie – z odpowiednią energią, ożywiając ten występ całym sobą. Za drugim razem zrobi to bez całej energii, którą w sobie ma i bez tej oprawy, o której powiedziała przed chwilą Zoe. — Spojrzał na Kima, którego właśnie wpierdolił, ale raczej w nic, czego by nie lubił. — To ja osobiście proponuję Dzięxx. — Dodał, zaraz potem wyciągając telefon, który miał już połączony z systemem audio na sali. — Postaraj się choć czasem otworzyć oczy. — Dodał jeszcze, ale to już ciszej, jak przechodził obok niego. Przynajmniej teraz go za ten przytyk nie pobije, prawda?
  Odsunął się na bok, by zaraz potem spojrzeć na Damona, chyba sprawdzając czy jest gotowy.
  Sara to już wytrzeszczała oczy jak pięciozłotówki, patrząc na to swoje bóstwo, a Zoe miała bardzo judgemental wyraz twarzy jak na niego patrzyła, bo przecież Kang powiedział jej, że ona sobie doskonale radzi z ekspresją, więc ona teraz będzie oceniała. A jak już Kim był gotowy by dać popis, kto go tam wie – może bluzę wolał zdjąć, to Song mu hehe, zagrał.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Widział, że Kang się czuł tutaj jak ryba w wodzie, nie dało się tego nie zauważyć. Znaczy, Song sam był jak taki słodki dzieciak, więc nic dziwnego, że się odnajdował w tym towarzystwie! Mieli podobną energię i aż miło się patrzyło na nich wszystkich, kiedy się tak cieszono na jego widok. Nie był tu zbyt długo, bo tydzień, a już zdążył zaskarbić sobie sympatię dzieciaków. W zasadzie nie było to nic zaskakującego, od zawsze wiedział, że Kang miał fantastyczny talent do przyciągania do siebie ludzi, nie dało się go nie uwielbiać - no chyba, że były jakieś pojedyncze przypadki, wyjątki od reguły, ale kto by się tam nimi przejmował. Poza samym Songiem.
No ale ledwo się pojawił i sam już zdołał posiąść fankę. I to jaką rozkoszną! Znaczy, początkowo nie bardzo wiedział jak miał się przy niej zachować, bo jednak nie miał aż takiej styczności z dziećmi, zwłaszcza tak małymi, no ale chyba w tym przypadku nie musiał za wiele robić, bo dziewczynka wydawała się być w niego wpatrzona jak w obrazek z jakiegoś powodu! That was cute. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, kiedy pokiwała tak energicznie głową, a potem przybił jej piąteczkę na przypieczętowanie tej obietnicy, że jak ona się postara, to on się wtedy zastanowi nad jej propozycją. Kącik to mu drgnął jeszcze wyżej, gdy powiedziała, że dla niego wszystko. Zwykle ich fani mieli te naście lat plus, więc taka siedmiolatka była czymś innym!
Obserwował tą całą trzydziestkę z boku, a kiedy nadeszła kolej na zabawę i mała Sara do niego podeszła, aby pociągnąć za rękaw do kółka, to nie mógł się jej oprzeć, ok? Zerknął jeszcze tylko na Kanga z takim „pomusz”, no ale dał się wciągnąć! I chyba nie zauważył, że Sara to była terytorialną jednostką, która już go sobie przywłaszczyła.
Po zabawie nadeszła pora na przećwiczenie całego układu i Damon naprawdę był ciekawy co takiego przygotowywali! No bo jak znał ich choreografie, to musiało być coś mega mocnego i genialnego, a Kang to mocno to przeżywał, więc na pewno nie było to też nic łatwego. Zwłaszcza, że z dzieciakami, nawet mocno zaangażowanymi i utalentowanymi, pracowało się nieco ciężej niż z dorosłymi. Uśmiechnął się więc, kiedy wszyscy bardzo chcieli się pokazać. Gdy Sara się przytuliła do jego boku to w pierwszym odruchu nie bardzo wiedział co zrobić. Uniósł ręce z takim „ochui czemu mam hubę” ale zaraz potem dość niezręcznie popatał ją po główce, pat pat.
Gdy obserwował Songa jak tak… wczuwał się w bycie nauczycielem i widział to jak dzieciaki są w niego wpatrzone i wsłuchane w to co mówi, to morda naprawdę sama mu się uśmiechała. Ten entuzjazm to naprawdę było coś co ich wszystkich łączyło! W każdym razie, w końcu przeszli do ekspresji i on już wiedział, że zaraz Kang go w coś wjebie, bo rano go ostrzegał, że tak będzie. I tak się też stało. Ten wymowny uśmiech diabła, który doskonale znał. No to Damon, szykuj się, bo oto miała przyjść twoja kolej i jak się okazało, miał przedstawić jedną piosenkę w dwóch różnych wersjach. I to jedną z jego ulubionych! Uśmiechnął się wymowniej do Kanga, bo on to kochał występować przed innymi i się wczuwać w piosenki, więc… dla niego to przecież nie pierwszyzna! Ale posłał mu wymowne spojrzenie, takie grożące, gdy chłopak kazał mu się postarać otwierać oczy. On mu tego nie zapomni.
Nie rozbierał się, został w bluzie! Stanął przed dzieciakami, a kiedy w końcu Song puścił mu ich piosenkę, momentalnie złapał rytm i się wczuł, starając się tak samo jak podczas występu na koncercie przed kilkoma tysiącami osób. Dokładnie jak na fancamach! To było u niego naturalne i przychodziło samo z siebie, ok? I tańczył przez pierwszą zwrotkę oraz refren, dopóki Kang mu ładnie nie przerwał, bo oto nadeszła pora na część bez ekspresji oraz tej energii, którą w siebie zawsze wkładał… i to chyba było w tym najtrudniejsze, bo to dla niego nienaturalne! No ale się chłopak starał skoro to miało być jako wyraźny przykład dla dzieciaków! Neutralność na mordzie, zdecydowanie mniej energii i chociaż były to te same ruchy to były zupełnie inaczej odbierane, jakby zwyczajnie mu się nie chciało. I jakby nie chciał tu być. Lack of emotions, lack of everything. I w końcu druga część też się skończyła, a dzieciaki mogły zauważyć diametralną różnicę pomiędzy jednym występem, a drugim. On to się nie odzywał, bo to nie w jego kwestii leżało pouczanie i tłumaczenie, a także przemawianie, bo on to nie umiał w tego typu rzeczy. Od tego miał Rhysa, Isaaca i… w sumie Kanga kiedy chodziło o jego zajęcia! Ciulowy byłby z niego nauczyciel.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Przez cały czas Song obserwował Damona, będąc dumnym z niego. Bo jednak postępy jakie poczynił od okresu trajneę do teraz to były... ogromne. Wcześniej też się ruszał, to jasne, ale właśnie przez to też, że trochę bardziej ożywił te swoje występy własną ekspresją, nad którą też pracował, chyba najdłużej z nich wszystkich. Bo to była znacząca część tego. | właśnie miał to dzieciakom udowodnić. I udowadniał. Bo na przykład jak zaczął, to wszystkie grzdyle, małe i duże, gapiły się na niego z podziwem, bo też były tancerzami i potrafiły docenić, jak ktoś sobie dobrze radził.
  A młodzieżówka to była zachwycona. Nawet niektóre ruchy małpowali niektórzy po ich zobaczeniu, wymieniając się z sobą krótkimi komentarzami w ekscytacji. No a Sara? Sara to się chyba zakochała jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. Patrzyła się na niego jak na jakieś bóstwo, a Damon jej taki performens dawał, taki też średnio dziecięcy. Przynajmniej nie tańczył tak do Baby Shark, bo to już w ogóle była przesada. Zoe z kolei wczuwała się, wraz ze swoją koleżanką, podkrzykując hasła, które po prostu zagrzewały tancerzy. Krótkie „eyyy!”, krótkie też „wooo”, jak coś im się wyjątkowo spodobało, zazwyczaj po prostu dzieląc się tą energią, która płynęła z samego występu. Takie małe-stare wyjadaczki.
  Ten drugi występ też przetrwali w ciszy, ale było mniej tego dopingowania. Dzieciaki były bardziej w głębokiej konsternacji, bo jednak była spora różnica między jednym występem a drugim. I właśnie to dostrzegały. Zoe umilkła, coś gadała do tej swojej koleżanki. Reszta wymieniała się komentarzami, pokazując na idola. Sara to wiadomo — dalej wpatrzona jak w obrazek, mógłby tam leżeć i pachnieć, absolutnie nic nie robić, a dalej by go kochała. Pewnie jakby stał i dłubał w nosie to dalej by było to samo.
  Kiedy się skończyło, Song przeszedł się z powrotem na środek do Damona, który pewnie już się
troszkę zmachał, bo się namachał i nabiegał w miejscu, a samo Dzięxx zbyt statyczne nie było, położył mu rękę na ramieniu, a potem odwrócił się do dzieciaczków.
  — No to dobra. Co powiecie o tym pierwszym występie? — zagadnął.
  Zaczęły padać hasła takie jak „sztos”, „mega”, „wow”, ktoś nawet krzyknął „zajebisty”. A zaraz potem Lola zawołała z tłumu, że „ruchable”. Song parsknął, zerkając na Damona. Zaraz potem odwrócił się do dzieciaków.
  — A ten drugi? W porównaniu z tym pierwszym?
  Oczywiście, że do odpowiedzi wyrwała się mała Zoe.
  — U! U! Ja! — zawołała, wymachując ręką. — Ten drugi wyglądał jakby nie do końca wiedział, co robi, jakby się zastanawiał nad krokami. W tym pierwszym przypadku to pewnie jakby się pomylił to i tak swoim występem by nam to wcisnął i nawet byśmy się nie zorientowali. — Wyrecytowała, a Song kiwnął głową, podczas gdy Zgę tłumaczyła reszcie, że to właśnie dlatego jest to ważne — pomagało zainteresować odbiorcę i przekazać energię.
  — Widzisz jaka mi się mała mądrala trafiła? — mruknął do Damona, szturchając go bokiem, słuchając przy tym tego wywodu Zoe, — Dokładnie tak, jak mówi Zoe. Tancerz nie jest pełny bez ekspresji. Zupełnie jak aktor, nie? Może wypowiedzieć swoją kwestię, ale bez odpowiednich emocji i zaangażowania będzie to po prostu wyglądało... sztucznie, mdło. Mało wiarygodnie. — Wyjaśnił dzieciakom, zaraz potem kiwając głową. — To wiecie co teraz zrobimy? Pokażemy mu, co potraficie. I zobaczymy, czy go tym kupicie, co? Taka próba... przedgeneralna.
  — YAS! — zawołała Zoe, wyrzucając obie ręce do góry, zrywając się zaraz potem. Sara na przykład wyglądała jakby nagle załapała tremę. Więc Song, jako że monitorował praktycznie wszystkie dzieciaki, szturcjnął damona, wskazując ruchem głowy na dziewczynkę, która nie podskakiwała zajarana jak reszta, zagrzewając się do tańca.
  — Chyba musisz zająć się swoją... ukochaną. — Oczywiście, że mógł to zrobić on sam, ale był przekonania, że jeśli zrobi to Damon to... no to Sara zyska odpowiedniego powera. Zmotywował ją do ćwiczeń, teraz musiał tylko dalej popchnąć. Bo przecież mieli umowę. I chyba przez to zjadała ją trema.
Zaraz potem odsunął się by przejść do reszty, która miała do niego kilka pytań, więc faktycznie pozostawił Damona z kwestią ogarnięcia małej Sary. A miała ważną rolę w układzie! Musiała dać z siebie wszystko. Znaczy zostawił go z tym bo wierzył, że sobie poradzi! Jakby nie radził sobie to przecież by mu pomógł, no bez przesady!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Uwielbiał występować i to przed każdym rodzajem publiczności, nieważne czy była to mała grupka osób czy kilkunasto tysięczny stadion. Zawsze starał się tak samo, nie było dla niego różnicy czy to dzieci czy ktoś super ważny, czy sam szef, który chciał zobaczyć jak sobie radzą na próbach. I każda opinia była dla niego ważna, a widząc reakcję dzieciaków na jego występ, to… no trochę mu się ego napompowało. Musiał to przyznać! Znaczy miło mu się zrobiło, że jakieś wrażenie tam zrobił. Jeszcze od czasów trainee miał te swoje wątpliwości, że może nie jest wystarczająco dobry, ale Kang je za każdym razem mordował, dzięki czemu Kim teraz był kim był. Komplementy więc chłonął jak gąbka, to mu też zostało z czasów trainee, a no i fajnie było usłyszeć, że ktoś lubi to co robisz, zwłaszcza jeśli to twoja pasja. Dlatego kiedy skończył, jakoś tak instynktownie przeniósł swoje spojrzenie na Kanga, a dopiero później na dzieciaki. I chociaż faktycznie był trochę zmachany, to jednak miał ten swój delikatny, charakterystyczny smirk na mordzie. Zerknął na Songa, gdy ten położył mu rękę na ramieniu, a potem spojrzał na resztę, kiedy padło pytanie odnośnie występów. I wtedy posypała się cała salwa komplementów, więc ten jego smirk to się jedynie pogłębił! No zadowolony był z siebie, że dzieciakom się podobało! Tylko nie bardzo wiedział jak ma się czuć z tym, że jakaś dziesięciolatka chyba powiedziała, że jest ruchable.
Potem komentarze odnośnie drugiego występu, bez tego całego charakteru i energii. I wtedy odezwała się Zoe, która faktycznie sporo wiedziała i bardzo dobrze zauważyła różnicę! A była ona naprawdę diametralna, bo jak Damon się nie wczuwał to było to… nijakie, jakby faktycznie bał się, że zaraz kroki pomyli. Uśmiechnął się więc na odpowiedź młodej mądralińskiej, zerkając tylko na Songa, aby mu przytaknąć, że no widzi! Nie dało się nie zauważyć, że mała Zoe to się wyrywała przed szereg.
Potem już tylko słuchał mądrości chłopaka, bo ten to naprawdę sprawdzał się w roli nauczyciela i przychodziło mu to wyraźnie… naturalnie, a dzieciaki to były w niego wpatrzone jak w obrazek! Miał posłuch u każdego, nikt się nie wymądrzał, nikt się nie nudził, nikt nie udawał, że słucha, tylko naprawdę go słuchały. No on to teraz jak to widział, to był dumny z chłopaka, bo wyraźnie pasował na to stanowisko. I dla nich właśnie stał się taki odpowiedzialny!
Teraz miała nadejść długo wyczekiwana chwila - pokaz młodych ze swoim układem. Damon to już się doczekać nie mógł! Był naprawdę cholernie ciekawy tego co zobaczy, bo on jako też tancerz i performer, bardzo lubił oglądać dobre występy innych ludzi. A to były dzieciaki pod przewodnictwem Kanga, więc tym bardziej chciał zobaczyć co takiego przygotowali. Zerknął po wszystkich, a potem dostrzegł małą, zestresowaną Sarę. Spojrzał na Songa, gdy ten stwierdził, że chyba powinien się zająć ukochaną, taki… mało pewny, że sprawdzi się na tym stanowisku. Nie miał doświadczenia z dziećmi. I podejścia. I nie wiedział co mówić. A przynajmniej takiego był zdania, bo nigdy też nie musiał się z nimi mierzyć! Znaczy może kiedyś, kiedy wytwórnia wysłała ich do programu, gdzie spędzali cały jeden dzień z dziećmi w różnym wieku. No chyba, że Kanga miał liczyć jako dziecko, ale… lepiej może nie. Wtedy poszedłby siedzieć.
W każdym razie, niezbyt przekonany, poszedł z tym swoim uśmiechem na twarzy do małej dziewczynki, aby zaraz przy niej przykucnąć.
- Co się stało, Sara? Stresujesz się? - spytał, mierząc ją swoim ciepłym, przyjaznym spojrzeniem. - To dobrze. Nie rozwijamy się kiedy pozostajemy w swojej strefie komfortu. - kto jak kto, on akurat o tym doskonale wiedział. Za czasów trainee to był co chwila z niej wypychany, głównie przez Kanga, bo ten mu dawał kopa motywacyjnego w dupę, siedział z nim po nocach, komplementował, wspierał, a kiedy było trzeba to też krytykował, ale po to, aby Kim się poprawiał i stawał coraz lepszy. A stres był ważnym motywatorem! - Poradzisz sobie, jak zawsze. Jesteś na pewno świetna i musisz o tym pamiętać. No i pamiętać też o naszej umowie, nie? - spytał i puścił jej nawet porozumiewawcze oczko! - Daj z siebie wszystko i bądź pewna tego co robisz, a na pewno wyjdzie super. Będę ciebie wspierał z boku. To co? Fighting? - wystawił nawet pięść do żółwika dla młodej, bo on będzie trzymał za nią kciuki! Znaczy za wszystkich, ale za nią szczególnie, bo już od samego początku wkupiła się w jego łaski i była na pozycji pierwszej w jego rankingu lubienia! Nieważne, że innych nawet nie znał, to była przewaga młodej! Poczochrał ją jeszcze lekko po głowie, a potem wysłał do ekipy, aby wraz z nimi mogła przygotować się do występu, bo dzieciaki już się w większości jarały i powtarzały ruchy. Specjalnie dla niego! Danon natomiast stanął sobie na środeczku, dla najlepszego widoku.
- No, zobaczmy nad czym tak ciężko pracujecie. - bo skoro Kang to tak przeżywał, to to musiało być coś ekstra.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Mała Sara to naprawdę miała tremę, a to poważna sprawa! Bo co jeśli ta przypadłość zetnie ją na samym expo? To było naprawdę duże wydarzenie, ważny turniej i dla niektórych to był pierwszy taki w życiu. Teraz co prawda dziewczynie chyba nie chodziło o samo to wydarzenie, a o kwestię występu przed swoim ukochanym, niemniej to był dobry trening na zmierzenie się z własnymi oporami. Poza tym Damon pojawi się też na samym expo, a więc znowu będzie oglądał występy małej Sary.
  Spojrzała więc, mocno przestraszona, na swojego przyszłego chłopaka (bo przecież istaniała taka możliwość, zawarli umowę!), już nie patrząc na niego jak na ciasteczko. Wyglądała na nieprzekonaną. I ukryła twarz w dłoniach, jak taki mały wstydek, kiedy zaczął do niej mówić, ale po chwili rozczapirzyła palce by na niego spojrzeć, zaraz znów opuszczając głowę. No zawstydziła się dziewczyna takim sam na sam ze swoim ukochany, zwłaszcza że ten się do niej uśmiechał. I potem do niej mrugnął. Damon, miałeś ją zmotywować a nie podrywać! Po tym, co zobaczyła w trakcie występu, to chyba działał na nią o wiele bardziej niż by się tego spodziewała. A ona przecież miała siedem lat. Jej mama to na pewno będzie zachwycona.
  — O-okay. — Powiedziała w końcu, podnosząc głowę i odejmując dłonie od twarzy. Nieco jeszcze niepewnie przybiła mu tego żółwika, a potem dołączyła do grupy. Choć jeszcze wyglądała na średnio przekonaną, to jednak na buzi miała już uśmiech, jak wpadła między koleżanki.
  Song odprowadził ją spojrzeniem, zaraz potem wykonując jakiś skomplikowany handshake z Zoe, bo to był inny poziom relacji chyba, jak takie rodzeństwo! Na koniec zderzyli się z bioderka i Zoe w podskokach poszła w stronę formacji. Zupełnie inne nastawienie niż u Sary czy połowy dzieciaków, ale po tym poznawało się też najlepszych z najlepszych. A dziewczynie nie brakowało energii.
  Song sprzedał jeszcze kilka wskazówkek zanim dzieciaki zaczęły, a potem cofnął się z Damonem na koniec sali, by włączyć z telefonu muzykę. I wliczył dzieciaki do wejścia w rytm (jeszcze mógł) przez pięć, sześć, siedem, osiem i dalej już ich nie musiał prowadzić. One wiedziały co robić. I oczywiście byli tacy, którym tej ekspresji brakowało, ale były osoby, które doskonale to rozumiały. Jak taka Zoe, jej koleżanka z którą dyskutowała wcześniej w czasie występu Damona, taka Lola, czy taki mały chłopaczek o azjatyckich rysach. No ten to już w ogóle był chodzącym performensem, a miał jakieś osiem lat. Jakby sobie do serca wziął to, co pokazał Damon, bo on to żył tym występem! Może nie robił min, od których można było zajść w ciążę i oczy miał otwarte większość czasu, ale widać było, że się bawi i dobrze się to oglądało. Ale nie bez powodu byli oni na przodach unitów, na które w czasie trwania piosenki dzieliła się ta megaformacja, bo jednak nie było trzydziestki na środku przez cały czas. Ale jak to się u chłopaków działo - też mieli tego, co zazwyczaj był na środku bo sobie najlepiej radził. Tutaj wcale nie było inaczej. Sara większosc występu była w środku formacji, ale nie można powiedzieć, że się nie starała. Tylko wiadomo - była młoda, jej ruchy nie były tak ostre i precyzyjne jak u starszych kolegów, ale nie odstawała jakoś bardzo. Tylko minę miała nieprzekonaną, choć widocznym było, że sobie przypominała o tym, bo co chwila na jakiś czas na jej twarz wpływał jakiś wyraz. No dziecko w stresie. Chciała dobrze wypaść, żeby mieć chłopaka. I to takiego super.
Dzieciaki skończyły, widać że się porządnie zmachały. A większość spojrzeń padła nie na trenera a na gościa, którego przeprowadził. Bo przecież to jemu musieli pokazać, że są super. Więc chyba czekali na opinię. I niezależnie jaka by nie była, bo Kang też na nią czekał, Song podsumował wszystko, czasami pokazując dzieciakom jak dokładniej miałby wyglądać konkretny ruch, dzieciaki powtarzały przed lustrem, a potem ćwiczyły daną ósemkę, która ten ruch zawierała.
  Aż wszystko dociągnęli do końca. Pod koniec ćwiczyli całość, ale bez muzyki a z liczeniem, gdzie momentami Song przerywał liczenie by wrzucić coś pod czymś adresem lub pod adresem całej grupy. Zaczęły się schodzić matki, by odebrać co młodszych i zabrać do domu. Jedna mama to stała i oglądała wszystko z boku, ale zatrzymała się blisko Danona. Po wszystkim dzieciaki poleciały do mam a Sara to poleciała do Damona.
  — I... I jak mi poszło? Czy mogę już planować ślub? — spytała. Miala szczęście, że Song żegnał się z przekoloryzowanym dramatyzmem ze swoją pupilką i jej koleżanką, bo inaczej by jej kopa sprzedał za takie teksty, bo Damon to zajęty!
  — Och, Sara! Widzę, że znalazłaś sobie obiekt westchnień. — Odezwała się Sara, zaraz potem patrząc na Damona. No widać było, że mama Sary. Podobne były. — Bardzo dobry wybór! — Oznajmiła, by zaraz potem jakoś tak się zaśmiać, bo ohoho jaka ona zabawna. Hihih. Odwróciła się do Damona. — Pan tu też uczy? Może ja też w takim razie powinnam zapisać się na zajęcia! — Kang, ratuj. Ale Kang to teraz uginał się teatralnie pod ciężarem swoich pupilek, które mu wskoczyły na plecy, żeby zaraz potem rozpłaszczyć się pod nimi na ziemi, w czasie gdy Zoe udawała, że wykręca mu rękę i tak oto go pokonała.
  — Mamo, zostaw go! To mój chłopak! — Powiedziała oburzona Sara, widząc jak mama jakoś tak dziwnie mruga, kiedy patrzy na Damona. — Obiecał mi, że będziemy razem, prawda? — Sara spojrzała na Damona z miną szczeniaczka, zaraz przyklejając się do jego boku.
  Halo, Kang?
  Zoe właśnie wykonywała na niego skok zapaśniczy. Chyba nie pomoże.
  — Och, Zoe! Podziel się z mamą! Nie można być tak samolubnym, przecież nie tak cię wychowałam!
  — Pani Willson już się z tobą dzieli swoim mężem, mamo! Nie wystarczy? — Powiedziała Sara, chyba nie bardzo wiedząc co tak dokładnie mówi, ale powiedziała.
  Karen, jej mama, to się zaśmiała nerwowo.
  — Co ty pleciesz, kochanie — aheheh, awkward. — Pan Willson czasami przychodzi mi pomóc!
  — No! Pomaga ci, wiem o tym! I wiem, że nie ma czasu przyjśc wcześniej to zawsze pojawia się późno, jak ja już muszę spać. A ja też mogłabym ci pomóc!
  
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ
cron