lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Kiedy Lilith pojawiła się w drzwiach wejściowych, Damon już wiedział, że jego rola wsparcia Isaaca tego wieczora się właśnie skończyła, bo ta dwójka miała sobie do wyjaśnienia więcej niż on i Moon. Tak więc nawet uśmiechnął się do siebie, kiedy ją zobaczył, a jak jeszcze ta się wtuliła w swojego chłopaka, to już tym bardziej stwierdził, że to czas się oddalić. Zwłaszcza, że on musiał iść zobaczyć co z jego narzeczonym się działo, bo dziwnie długo siedział pod tym prysznicem. A co jak zasłabł? A co jak się coś stało? A może faktycznie przeglądał tylko instagram, on jako jedyny miał tutaj telefon! Tak więc oddalił się zostawiając gołąbeczki samych, a następnie skierował się do sypialni w której zrzucił z siebie górną część. Podszedł do torby w której Kang miał kilka jego ciuchów, bo je ukradł i sobie przywłaszczył i wybrał z nich szare joggery, które zamierzał użyć jako pidżamę. Zerknął przezornie w kierunku drzwi zza których słychać było szum wody, a kolejno przeszedł do nich, aby w nie zapukać. W drzwi.
- Kang? Wszystko okay? - rzucił trochę głośniej, bo trochę zaczynał się martwić. Znaczy wiadomo, Song to zawsze najdłużej z nich wszystkich szykował się do wyjść, występów i w ogóle do wszystkiego, ale teraz miał jakieś dziwne przeczucie, że nie wszystko było w porządku. A może teraz po prostu był bardziej przewrażliwiony? Bo wcześniej nie widział, że z Kangiem wcale nie było tak dobrze jak go zapewniano? To też bardzo możliwe, w końcu nie chciał dopuścić do powtórki z rozrywki. To nie była fajna rozrywka.
Westchnął cicho pod nosem.
- Wchodzę. - oznajmił w końcu i nacisnął na klamkę, aby wejść do środka i… znaleźć chłopaka, przeglądającego telefon. Brewka mu lekko drgnęła do góry. Zerknął za siebie, w stronę zamkniętych drzwi od sypialni nie wiedząc jak tam się mają sprawy z Lilaaciem, czy są, czy sobie poszli. Mieli sprawy do wyjaśnienia, a on… no nie chciał przeszkadzać, ani ich wyganiać. Był im naprawdę wiele winien po tym ostatnim tygodniu, więc jeśli potrzebowali czasu dla siebie i to w ich salonie, to nie ma sprawy. Mają tam prywatność, nikt ich nie podsłuchiwał!
Zamknął za sobą drzwi od łazienki i spojrzał w kierunku Kanga, a potem w kierunku wciąż odkręconego prysznica. Łazienka to już cała zaparowana była!
- Wodę marnujesz. - powiedział złośliwie, podchodząc do niego z lekkim, pociesznym uśmiechem na mordzie. - Co jest? - spytał w końcu, kucając przy nim i spoglądając od dołu. Gdyby wszystko było okay to nie udawałby, że się kąpie i nie zamknąłby się tu unikając wszystkich. Damon miał o tyle dobrze, że nie musiał się obawiać, że zastanie go nago! Chyba na to liczył. Znaczy co. - I nie udawaj, że nic nie jest, bo widzę, że jednak jest. - a obiecywał, że będzie mu teraz mówił rzeczy! Znaczy, nie obiecywał głośno, ale przytaknął mu głową, że się z nim zgadza w tej kwestii, a no… odkąd spotkał ich ten cały syf przez który przeszli niemiłe rzeczy, to teraz tym bardziej powinni ze sobą rozmawiać, bo Damon to taki mało domyślny był i nie potrafił zbyt dobrze odczytywać emocji Kanga, które bardzo dobrze potrafił ukrywać. Znaczy, chciał się nauczyć lepiej je odczytywać i nie dać się znowu zwodzić, ale z drugiej strony miał szczerą nadzieję, że nie będzie już musiał.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Taktycznie wycofał się z tej rozmowy, też nie bardzo czując się jakkolwiek w pozycji by radzić, a i przy okazji by nie usłyszeć za dużo, bo jako przyjaciel Lilith to miałby pewnie problemy z trzymaniem języka za zębami. A bycie podwójnym agentem ssało. No i poza tym – miał naprawdę kiepski humor. Chyba jedyne, co go trzymało to była świadomość tego, że był zaręczony i to z gościem – tak, Damona też określał jako „gościu” – który faktycznie był ultraligą i którego skrzywdził. Bo i właśnie – nawet jeśli był w stanie wcześniej sobie podarować to zerwanie, tłumacząc iż było sporo czynników, to jednak po stwierdzeniu, że jak się kocha to się walczy do samego końca poczuł się jak takie… no może nie gówno, ale kiepsko się czuł. Jakby zawiódł Damona w tej podstawowej rzeczy, bo przecież on nie walczył do końca. A też nie mógł wymagać, że Kim będzie walczył na niego, bo też nie na tym to polegało by pracować za obie strony związku.
  Trochę czuł jakby go zawiódł, a najgorsze w tym wszystkim było to, że Kim wcale by mu nie powiedział gdyby tak było, a z kolei on nie byłby chyba w stanie zapytać. A poza tym zakładał, że gdyby jednak znalazł siłę do tego, to odpowiedź nie byłaby odpowiednio miarodajna.
  Potem miał jeszcze wrażenie, że nie popisał się tym, że Hernandez będzie na światowym Dance Expo, wspierać Songa. Bo mógł mu kazać wtedy, pod drzwiami, kazać spierdalać na bambus, powiedzieć mu, że już nie potrzebuje wsparcia bo ma Damona, a w ogóle to ziomeczku trochę sobie przejebałeś, więc lepiej się nie zbliżaj. A może powinien podziękować wtedy, ale powiedzieć, że zważywszy na okoliczności nie byłoby dobrym pomysłem, gdyby jednak przychodził? Inna sprawa, że to wolny kraj i mógł przyjść. Song mógł go tylko nie brać za kulisy.
  Podsumowując – nie czuł się w tym momencie jakby wnosił tyle samo dobrego do związku, co Damon. To on sprawił, że się zeszli, to on po niego ruszył, gdy się rozstali i to on się oświadczył. W międzyczasie Song odwdzięczył mu się całuśnym Ezrą i Ezrą na Expo.
  Nie odpowiedział mu, bo przecież brał prysznic. A na dobrą sprawę to był po prysznicu, tylko jakoś nie bardzo chciał wychodzić. Zamiast tego w swojej piżamce, w której skład wchodziły spodnie dresowe i czarna koszulka, opatulony w biały, ręcznikowy szlafroczek hotelowy, siedział sobie na ziemi, pod ścianą i przeglądał rzeczy w telefonie. I to nawet nic ze świata k-popu, bo jak zaczął swój odwyk, tak się go trzymał dalej.
  I oto Damon wchodził. Jakkolwiek to nie zabrzmiało.
  Zerknął na niego, gdy otworzył drzwi i zaraz opuścił wzrok na telefon.
  — Kąpię się. — Odpowiedział na zapytanie „co jest”. No nie widać, że się kąpał? Może to taka moda, by się kąpać w ubraniach, w szlafroczku i w ogóle nie pod prysznicem. Ale woda leciała, szum się robił. Parno też było, bo woda ciepła, to chociaż się chłopak zagrzał i nie przeziębi się, choć spod drzwi ciągnęło po kostkach.
  Podniósł na niego spojrzenie, kiedy jednak tamten chyba nie przyjął tej odpowiedzi, że Kang się kąpał za „valid”. Zaraz potem wzruszył powoli ramionami.
  — Normalnie powiedziałbym, że jestem po prostu zmęczony i mam dość tego dnia — zaczął, przenosząc spojrzenie z powrotem na telefon. Ale zgasił wyświetlacz przyciskiem, a zaraz potem oparł tył głowy o ścianę, na nowo spoglądając na Damona — ale to też jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, więc nie chcę wyjść na niewdzięcznego chujka. Chociaż i tak mam wrażenie, że takim jestem, ale co ja się będę przyznawał. Kang to teraz był taką kulką różnych emocji, bo tego dnia wydarzyło się sporo i miał prawo czuć się przytłoczony, zwłaszcza że nierzadko obciążenia psychiczne były jeszcze gorsze niż fizyczne. Do tego stresował się wiadomo czym. Do tego wszystkiego trochę się bał. No bo bał się tego, co ma przyjść. Bał się, że znowu zawiedzie. Ale o obawach nie mówiło się łatwo. O wiele łatwiej zmieniało się temat na wygodniejszy niż ten, co obecnie. — To co z tym Meksykiem? Dalej chcę całą historię. — Rzucił, tez nie bardzo mijając się z prawdą w tym momencie. Interesowało go to, przez co przechodzili bo z krótkich wspomnień i po ich wyglądzie to dało się stwierdzić, że no… przez sporo. A kiedy nie spytać o to jak nie w prywatnej pseudo-saunie, którą zrobił w łazience?
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Szczerze mówiąc Kim nigdy nie miał żalu do Songa za to, że ten po prostu postanowił skapitulować i odejść, bo też zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji się chłopak znajdował przez cały ten czas. Zdecydowanie beznadziejnej i tak na dobrą sprawę, on sam nie wiedział czy by sobie na jego miejscu równie dobrze poradził. Jak on nawet Ezry nie mógł znieść, bo chciał go zamordować, to co dopiero jakby każdego dnia miał oglądać jak ktoś się do Kanga przystawia, obłapuje go, całuje, mówi mu te wszystkie miłe, flirciarskie słówka, nazywa go „kochaniem”, „kotusiem” czy innym pet-namem. To wymagało takich cholernych pokładów cierpliwości, wyrozumiałości i samozaparcia, że… no Damon ich za dużo nie miał. Był mocno terytorialny i zazdrosny kiedy chodziło o Songa, dlatego na jego miejscu pewnie sprawdziłby się beznadziejnie. Przez to też rozumiał jego decyzję, która była tak drastyczna. Jednak nie mógł się z nią pogodzić. I tak właśnie wyruszył w podróż, aby wszystko naprawić jak najszybciej, bo nie mógł znieść świadomości, że w jego życiu miałoby zabraknąć tej atencyjnej, głośnej kulki.
Kąpię się.
- Chyba oglądasz jak woda leci. - odpowiedział od razu, bo prysznic działał, a Kang już dawno był wykąpany. Po prostu chciał odstraszyć ewentualnych ciekawskich, tylko, że Kim był innym poziomem upierdliwości jeśli chodziło o jego partnera. Zakręcił więc wodę zanim podszedł do chłopaka, bo nie ma sensu, aby się marnowała, a potem przysiadł naprzeciwko niego, opierając się przedramionami o jego kolana. Zadał grzecznie pytanie, a potem już czekał na odpowiedź, naprawdę mając nadzieję, że będą tam też jakieś szczegóły, ale… w sumie zmęczenie było zrozumiałe i bardzo prawdopodobne. Tylko nie tłumaczyło czemu siedział sam na ziemi udając, że się kąpie, zamiast zwyczajnie wrócić do łóżka. Uśmiechnął się jednak wyraźniej kącikiem ust na jego słowa, jakoby to miałby być też „jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu”, aby zaraz zająć miejsce po lewej stronie Kanga, tuż obok niego, grzbietem opierając się o ścianę. I to oczywiście blisko chłopaka, tak aby stykać się z nim ramieniem!
- Jutro możemy sobie odbić ten dzień. Albo mogę oświadczyć ci się dopiero rano. - to będą mogli zacząć z czystą kartą i nowym, lepszym dniem, który nie był taki… pełny wszystkiego. Wrócił, okazało się, że nie miał Kanga w dupie tylko walczył o życie i przekroczenie granicy Meksyku, prawie zamordował Ezrę, oświadczył się, prawie zamordował Marshalla, zjebali urodziny Lii… no, nic dziwnego, że był zmęczony. Kim też był, cholernie po tym wszystkim, ale to też był jednocześnie najszczęśliwszy dzień jego życia, bo Song zgodził się przyjąć od niego pierścionek zaręczynowy. - Tym razem zrobię to lepiej. - dodał z przepraszającym uśmiechem, bo on dalej nie uważał, aby zrobił to dobrze. Miało to wyglądać przecież zupełnie inaczej! W lepszych warunkach, z idealnie spędzonym dniem, z odpowiednim nastrojem… jedynie słowa się w większości zgadzały.
Sięgnął do jego lewej dłoni, aby ją ująć i tak po prostu sobie ją trzymać, kiedy Kang spytał o dalszą historię tego co działo się w Meksyku. Uśmiechnął się zmęczony, bo wolał już nie myśleć o tym syfie, który ich tam spotkał, bo naprawdę nadawał się na jakiś beznadziejny film przygodowy z elementami horroru, komedii i kryminału, no ale.
- Jedna historia za twoje jedno utrapienie, hm? - powiedział, zerkając na niego wymownie. No co? To była dobra umowa. Win-win, każdy dowie się tego czego chciał, a Kang przecież i tak miał mu mówić co go gryzie, aby nie musiał się z tym uporać sam, nie? Znaczy nie wiedział czy faktycznie coś jest, ale odkąd nie zauważał jego poprzedniego cierpienia, tak teraz będzie naprawdę upierdliwy, nie chcąc drugi raz pozwolić na to samo. Nie wybaczyłby sobie tego… ale no nie mógł pracować nad tym sam, bo jeśli Song nie będzie chciał to i tak nic nie powie, a on go do tego nie zmusi. Musiał więc wierzyć, że Kang faktycznie mu się zwierzy jeśli będzie mu z czymś ciężko. - Nawet zacznę. - dodał jeszcze zaraz, aby wiedział, że to naprawdę super oferta. Nie do odrzucenia! I chyba miał nadzieję, że się przyjmie. No ale jakkolwiek Song by nie zareagował, Kim i tak musiał coś opowiedzieć, chociażby po to, aby odciągnąć jego myśli od tego wieczoru na coś… w zasadzie nie wiedział na co. To nawet śmieszne nie było! No, chyba, że dla osób trzecich.
Kciukiem delikatnie zataczał kółka na skórze dłoni chłopaka, w zamyśleniu spoglądając na okienko z mlecznego szkła w drzwiach do łazienki.
- Hmm, nawet nie wiem od czego zacząć. No ale może od początku. Jak mówiłem, wszystkie loty do LA odwołano i można było lecieć dopiero za dwa dni, a że ja byłem ostro napalony na to, aby lecieć już teraz zaraz, bo nie chciałem tracić czasu, to Isaac wymyślił, że polecimy ostatnim lotem do Chicago, a stamtąd wsiądziemy w pociąg do Los Angeles. No i spoko, tak zrobiliśmy, tyle że byliśmy padnięci po tym locie, więc Rhys poszedł spać jako pierwszy, a ja, Isaac i Lilith na końcu. Mieliśmy jeszcze kilkanaście godzin, więc raczej się nie baliśmy, że miniemy stację. No ale ledwo się obudziliśmy, a już mieliśmy wysiadać i powiem ci, że już mi kurna coś nie pasowało. Znaczy, dziwię się, że mnie nie zdziwiło, że pociąg do LA był praktycznie pusty, no ale nieważne. Lilith wysiadła pierwsza i ja już po jej tonie głosu wiedziałem, że mamy przejebane. Puerto Lobos. Nie wiem czy tam byłeś, ale miasto wyglądało jak po pandemii, po katastrofie ekologicznej, ekonomicznej i w ogóle po wszystkim. Znaki rozjebane, peron nie istniał, dworzec był opuszczony… już byliśmy wkurwieni, no ale spoko, taksówka. Chuj nie taksówka. Jak spaliśmy to ukradli nam wszystko co cenne - telefony, portfele, zegarki, tablety, no kurna wszystko. Mają chuje szczęście, że mnie po spodniach nie macali, bo jakby mi pierścionek dla ciebie zabrali, to bym im wytropił na węch. - a tak to bronił małego pudełeczka za wszelka cenę! - No to nie zostało nam nic innego, jak pójście do miasta. To miasto to koło normalnego miasta nie stało, no ale nieważne. Ledwo przekroczyliśmy próg, a wszystkie zakazane mordy się na nas gapiły. Na każdym rogu jakiś mini gang. No wyraźnie nie pasowaliśmy im do obrazka, banda skosów w Meksyku. Znaleźliśmy telefon - chuj, kable przecięte. No to pomyślałem, aby Lilith poszła zagadać do tych ziomków co się za nami oglądają i poprosiła ich o telefon. Isaacowi się pomysł nie spodobał… więc poszedł Rhys. I kurwa, to było zajebiste, szef gangu to chciał go wyruchać. I to nawet sobie jaj nie robię. Poważnie chciał przelecieć Rhysa. Podwalał się i za dupę go łapał! No, tylko, że Rhys to Rhys, więc jak się odwinął, to sprzedał mu lepę na mordę podobnie jak Marshallowi. I wtedy… no rzucili się wszyscy na jednego, bo typ sobie nie radził z odrzuceniem. To ja się rzuciłem, bo ja to przecież pies obronny, moich się nie bije, nawet jeśli z Rhysem mamy wieczną spinę. Nawet Isaac się dołączył! Mówię ci, srogo było, ładnie oberwaliśmy. Oni też. Tylko nagle się wszyscy zatrzymaliśmy, bo… - cliffhanger. Nie ma za co! Aby poznać dalszą część opowieści, wykup subskrypcję. - No. To co z tymi utrapieniami? - spytał, jak gdyby nigdy nic przenosząc spojrzenie na Kanga, bo on tu teraz czekał na jego odpowiedź.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — Nie trzeba. No i nie masz jak, bo tego to ci nie oddam. — Powiedzial, zamykając lewą dłoń w prawej, odsuwając ją jeszcze od Damona, bo my precious. Teraz to dopiero zostanie gollumem. Pierścień już miał. Teraz musi go strzec, żeby nie przyszedł jakiś frajer Bilbo, który mu go zajebie i to też tylko po to by jego zjebany siostrzeniec cisnął nim do ognia. Znaczy wiadomo, że to był tylko i wyłącznie symbol, jak zgubi robiąc ciasto (a potem Mingi połknie) to niby nic się nie stanie, ale… No wartość sentymentalna.
  — A poza tym tak było najlepiej. — Powiedział Song, spoglądając na niego, oddając jednak mu swoją rękę (nie ufał mu, pilnował żeby pierścienia nie zajebał). Jemu to odpowiadało, sposób w jaki się to odbyło. Bez żadnej wyniosłej oprawy, bez jakiegoś większego planu, bez odstawiania szopki, bo na dobrą sprawę gdyby to pytanie miało poprzedzić coś bardzo ckliwego i emocjonalnego, jakieś wymysły i wszystko to, co miało by budować napięcie to Song nie czułby się dobrze. W sensie – to wszystko by go zwyczajnie przytłoczyło, a on – jak wiadomo – średnio radził sobie z emocjami, zwłaszcza jak było ich dużo. A już i tak było ich sporo przez samo to, że Damon się pojawił po tym rozstaniu i z tym, co powiedział. Song niby sobie poradził, bo się nie wyłączył, nie miał windows shut down sound, ale… no był ścięty na chwilę. Lag. Ale mimo wszystko czuł się dobrze, podejmując tę decyzję. Bez presji, bez ciśnienia, w miarę komfortowo – mając baczenie na poziom wyniosłości tej chwili.
  I to znaczyło, że odpowiedź była jak najbardziej szczera, zgodna z tym co czuł, bo mógł słyszeć, co czuje – nieprzytłoczony niczym innym.
  Jakby nie było to jego ciekawiło to, co się wydarzyło. Choć zrozumiałby, gdyby Damon nie chciał o tym opowiadać. W tym momencie pewnie by mu odpuścił, ale i tak by wiercił dziurę w brzuchu. Słysząc ofertę przedstawioną przez Damona westchnął cicho, opierając głowę o jego ramię. Nie odpowiedział, po prostu przylegając mocniej do niego. Brakowało mu tego. Nie siedzenia w hotelowej łazience na ziemi, ale bliskości chłopaka.
  — Okay. — Powiedział w końcu, kiedy tamten zaoferował się, jakże wspaniałomyślnie, że zacznie. Naprawdę nie chciał opowiadać teraz o tym, co go gryzło, ale faktycznie zadeklarował się, a raczej potaknął, że przydałoby się, aby mówił, jak będzie coś się działo.
  Utkwił w nim spojrzenie, kiedy zaczął mówić i po prostu słuchał. Damon był ostro napalony. Co. A, żeby lecieć. No dobra. Nie chciał dopytywać czemu woleli wziąć pociąg zamiast przelecieć z Chicago do jednego z kilku lotnisk w Los Angeles, mieli jakiś plan, on się nie wpierdzielał. Powód na pewno mieli. Jak się potem okazało, to pomerdali pociągi i wylądowali w Puerto Lobos.
  — O. — Wyrwało mu się, gdy padła nazwa. Niedawno przecież grał w grę z Rhysem, gdzie było miasto o tej nazwie, więc potrafił sobie wyobrazić jak wygląda. Choć w grze chyba jakos lepiej to zaprezentowano, niż zrobił to Damon w opisie.
W dodatku oskubani. Z praktycznie wszystkiego, poza jedną rzeczą. Tą, którą teraz miał na swoim palcu. Chuj w telefon, to najważniejsze, nie?
  —Yeah. Po spodniach cię macać to mogę tylko ja — stwierdził i nawet sięgnął wolną ręką by go faktycznie niedbale pomiziać po materiale. — Pod spodniami też. — Dodał, władowując mu bezceremonialnie swoje łapsko pod materiał. Zabrał ja jednak, bo on tu chcę historię usłyszeć, nie mógł się rozpraszać.
  I z historii wynikało, że ni chuja dalej im się nie układało. Zaraz jednak usłyszał, że oto Rhys miał zostać wyruchany przez jakiegoś szefa gangu. Parsknął pod nosem, bo wiadomo – ich gwiazda i mr. Worldwide Handsome znalazł sobie adoratora. I był przez niego konkretnie obłapiany! Tyle, że potem miała być napierdalanka, to by tłumaczyło te ślady na ciele Damona. Zerknął na nie. I chociaż już schodziły to… no wciąż były!
  — Ta, Isaac się włączył do bójki. — Mruknął bardziej do siebie, niż do Damona, gdy ten opowiadał. No w to akurat nie uwierzy. Te jego szramę na mordzie to pewnie miał stąd, że się potknął i wyjebał, a nie bił. — No weeeeź… — jęknął, kiedy Damon wykonał przerwę i zaraz potem wymagał od niego, by jednak wywiązał się z tego ich małego układu. Spojrzał na te kafelki na ścianie naprzeciwko nich, wciskając się mocniej w Kima. Naprawdę nie chciał mówić. To było głupie. Znaczy nawet nie głupie, ale sprawiało, że czuł się źle i miał wrażenie, że jak powie o tym głośno, to poczuje się jeszcze gorzej.
  — Inflacja w Korei wynosi już siedem procent. — Powiedział, wielce zmartwiony. No był to wysoki poziom, brzmiało jak powód do zmartwień. Wszystko drożało! Ale wiadomo, chyba nie o to chodziło. Z drugiej strony mógłby się wyłgać, bo to też przecież było jakieś tam utrapienie. Westchnął więc, dodając już po chwili: — A poza tym to po prostu myślę o tym, co powiedziałeś Isaacowi. — No i załapał się w tym momencie na mocny sulking. — W sensie… że jak komuś na kimś zależy to się walczy o niego do samego końca. — Wypadałoby wskazać o co dokładnie chodziło, bo Damon Isaacowi mówił różne rzeczy. Tylko, że ta Songowi mocno zapadła w pamięć i przy okazji go… no ubodła. — A ja to no… Nie popisałem się za bardzo. Poddałem się, wycofałem, skrzywdziłem ciebie bo podjąłem decyzję sam… To chyba się nie wpisuje za bardzo w to, co powiedziałeś. — Chwila ciszy. Dalej podziwiał te kafelki. Ciekawe ile za metr kwadratowy. Albo za płytkę? — Po prostu mam wrażenie, że gdyby spojrzeć jakoś na nasz związek to ty wnosisz do niego tyle, a ja… — krótki dźwięk powietrza uciekającego z balona. Czyli, że niewiele. Żeby nie powiedzieć, że nic.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Uśmiechnął się wymownie kiedy Kang zabrał od niego rękę z pierścionkiem, chroniąc swój skarb. No, cieszył się, że to się tak rozwinęło, że Song go nie kopnął w dupę po tym całym cholernym Dabigail, tylko przyjął oświadczyny, dzięki czemu Kim teraz mógł się chwalić tym, że zaręczył się z miłością swojego życia! No, a jak Kang się tym cieszył, to on nie mógł być szczęśliwszy i bardziej pewny tego, że cały ten wypad i walka o dotarcie do LA były tego warte. Więc lepiej, aby jednak Mingi nie pożerał pierścionka, bo wtedy chłopak znowu poczuje się głupio i wyciągnie ten swój wyświechtany portfelik mówiąc, że zapłaci za szkody. Na jego szczęście pierścionek nie kosztował tyle co ten nieszczęsny telewizor Isaaca, no ale… tyle raczej w portfelu też nie nosi.
Skoro Kang mówił, że tak było najlepiej, to nie mógł się kłócić. Miał w głowie inny plan, ale jeśli chłopakowi to odpowiadało, to nie zamierzał tego zmieniać. Znaczy, miał nadzieję, że nie mówił tego tylko dlatego, aby jemu nie było smutno, że wyszło tak biednie i totalnie randomowo. Chociaż pierścionek nie był kapslem od Tymbarka! Ale ten to też pewnie miałby moc, bo chodziło o symbol co prawda, ale Damon zwracał uwagę na takie pierdolety i szczegóły, ok? No i matka to by mu żyć nie dała jakby się dowiedziała, że zamiast normalnego pierścionka dał mu jakąś gąłązkę, której końce ze sobą związał tak, aby tworzyły kółeczko. Ona to wiedziała o planach Kima i jarała się bardziej niż on sam! Więc oczywiście też miała swój wkład w wybór biżuterii.
Damon nie miał większego problemu, aby o tym opowiadać. Nie było to super traumatyczne, ale niesamowicie wkurwiające i irytujące, że wszystko szło nie po jego myśli. I to tak totalnie, od samego początku do prawie końca, bo jeszcze Ezra się mu wpierdolił w samym LA. Jednak jeśli ta opowieść o ich przygodach miała odciągnąć chociaż chwilowo myśli Kanga od dzisiejszego wieczoru, to zdecydowanie mógł się pobawić w storytellera. Zwłaszcza, że chłopak zgodził się na jego propozycję, więc tym bardziej miał motywację.
Tak więc zaczął i nie szczędził mu w zasadzie szczegółów, bo co się chłopak będzie ograniczał. Szczegóły tu były niesamowicie ważne! I najciekawsze na dobrą sprawę. Ale jak Kang mu powiedział, że tylko on go może macać po spodniach i pod nimi, a zaraz potem wyczul dotyk chłopaka, to… no ciśnienie mu trochę skoczyło. Był wyposzczony przez ostatnie trzy tygodnie, ok? A Kang jak na niego działał, tak działał dalej, więc starczał mu jeden gest, aby się na niego napalić. Znaczy zawsze był na niego napalony, ale to Song włączał odpowiedni przełącznik, który zapalał zieloną lampkę.
- Zaraz, Kang. - powiedział z uśmiechem, sięgając do jego ręki, bo tej historii to on nigdy inaczej nie skończy, a chciał jeszcze posłuchać co chłopaka trapi, więc… przyjemności na bok!
No ale tak, jego też dalej bawił fakt, że Rhysa chciał wyruchać jakiś lider meksykańskiego gangu, bo chłopak wpadł mu w oko. Jak widać, chłopak miał wzięcie u Meksykańców, bo Effie to też miała na niego wyraźną ochotę! Tylko tutaj to raczej z wzajemnością.
- Nie, poważnie. Zaraz będzie jeszcze lepiej. - powiedział, mocniej ściskając jego rękę. Wiedział, że Kang to mu nie uwierzy w to, że Isaac się do walki włączył, ale naprawdę, każdego to chyba zdziwiło! Zaraz miało być jeszcze ciekawiej, no ale nie mógł przecież zdradzać wszystkich najciekawszych rzeczy od razu. - Wezmę cię za chwilę. - uśmiechnął się do niego bezczelnie, a zaraz potem spojrzał wyczekująco, bo on naprawdę czekał na jego kolej. Damon się z umowy wywiązał, prawda? Więc jęknął niezadowolony, kiedy ten zaczął mówić o inflacji w Korei. Znaczy, tak, to okropne, ale to raczej nie to go tak męczyło. Dlatego rzucił mu wymowne spojrzenie, aby mu tutaj oczu nie mydlił, bo głupi przecież nie był, a chłopaka znał na wylot. No, prawie.
W końcu jednak usłyszał o co tak naprawdę chodziło i… no nie spodziewał się, że to o to mogło chodzić. Że to on spowodował ten jego gorszy humor. Ścisnął mocniej jego dłoń i przybliżył ją sobie do ust, aby ją ucałować.
- Jagi, związek nie zawsze jest podziałem ról 50/50. Przez ten cały czas wymagałem od ciebie o wiele więcej niż od kogokolwiek innego i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Znosiłeś najgorszą z możliwych rzeczy przez ponad rok i… absolutnie cię nie winię, i się nie dziwię, że w końcu miałeś dosyć. - przyznał, gładząc jego skórę kciukiem, wciąż na niego patrząc tym swoim łagodnym spojrzeniem, które zarezerwowane było tylko dla niego. - Szczerze mówiąc nie wiem czy na twoim miejscu bym sobie poradził, bo widzisz jak reaguję, jak ktoś sobie pozwala na za dużo. - on nie miał do takich ludzi cierpliwości, więc nawet jeśli miałaby być to „tylko praca” to… no. Wcześniej nie stawiał się na jego miejscu, ale jak już to zrobił, to dopiero wtedy dostrzegł ile od niego wymagał. - Kang, walczyłeś każdego dnia i zauważyłem to dopiero jak cię nie było… teraz to ja musiałem zawalczyć o ciebie. - dodał, bo on się czuł mocno winny, że… chłopak zwyczajnie nie wytrzymał. Że nie zauważył, że mu nie pomógł, że skazał go na taką cholerną męczarnię. Teraz musiał mu to wynagrodzić, całe to cierpienie. - Więc nie mów tak, walczyłeś do samego końca. Tyle ile mogłeś. Dalej byś się zwyczajnie zniszczył, a naprawdę bym tego nie chciał. Jesteś najbardziej waleczną osobą jaką znam. - dodał, sięgając drugą dłonią do jego policzka, aby go pogładzić kciukiem. - I chyba nigdy ci nie podziękowałem za to, że tak długo wytrzymałeś. - uśmiechnął się wymownie kącikiem ust, a zaraz potem zbliżył się, aby wcisnąć mu na usta długi, przeciągły pocałunek. I kolejny. I jeszcze jeden. I znowu, tym razem go pogłębiając tylko po to, aby zaraz go bezczelnie urwać i wrócić na swoje miejsce przy ścianie. - No, a wracając do opowieści! - rzucił, przysuwając do siebie jego rękę, której wciąż nie oddawał. - Mówić dalej? - spytał, jebany śmieszek. Historia im w razie czego nie ucieknie. Damon niestety tak szybko o niej nie zapomni.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Songa naprawdę interesowała ta historia! Temu o nią pytał! I chyba też temu zdecydował zawrzeć się ten cały układ, w którym miałby się zwierzyć z tego, co go gryzło. I sprawiło, że się zamknął w łazience, że włączył wodę, właśnie po to by pobyć sam, by mógł mieć spokój przez jakiś czas, dopóki sobie z tym nie poradzi. Jak widać ciężko było o sukces w tym wypadku, bo Damon to nawet do łazienki mu się wpraszał!
  Chyba był niepocieszony, kiedy usłyszał to „zaraz”. Choć na dobrą sprawę nie planował się do niego dobierać – a przynajmniej taki był wstępny plan, to jednak widząc jego reakcję, tę pierwszą, ten odruch, był nawet w stanie swoje postanowienia zmienić. Udaremnił mu to jednak Damon. A mogło się to potoczyć w inną stronę! Mógł się nie zgadzać na to, że się potem mu zwierzy z tego swojego utrapienia – wtedy pewnie Kim inaczej by do tego podszedł. No chyba, że tak bardzo chciał dokończyć tę opowieść. Musiał jednak poczekać. Jakby nie było to wcześniej sam odroczył ich ewentualne zbliżenie, ale to też tylko dlatego, że Damon to pierwszej świeżości nie było. Ta, tak jakby mu to przeszkadzało.
  I naprawdę starał się dalej już skupić. Nawet mu to wychodziło, zwłaszcza iż okazało się, że jakiś ziomeczek macał Rhysa po dupie, bo chciał go ewidentnie wyruchać. Lider był jaki był – po pierwsze: niedotykalski, po drugie: zdecydowanie hetero. Więc nie dziwne, że się nie chciał dać. I skończyło się to walką. I podobno Moon się włączył. Ehe, od razu. Chyba, żeby im kurtki potrzymać. Albo coś. Przecież on do konfliktu był ostatni. Chociaż według Damona miało za tym stać coś jeszcze, ale… No właśnie. Koniec historii. No super.
  Brewka mu drgnęła jednak, kiedy tamten rzucił hasłem, że weźmie go za chwilę. Jaki pewny siebie! A co jak Kang będzie się stawiał? I to aż przez sekundę!
  Tylko szkoda, że zanim to miałoby się w ogóle stać to musiał się zwierzyć z tego, co go gryzło. No dla niego to był momentalny buzzkill, już nawet nie chciał być brany, nie chciał macać po spodniach, ani nic. To zrozumiałe, bo popęd rodził się także w umyśle i jeśli ktoś był obciążony i przytłoczony psychicznie to mu się absolutnie nic nie chciało. Tak jak Songowi teraz, kiedy musiał opowiedzieć chłopakowi o tym, co czuł. A raczej: jak się czuł.
  Zerknął najpierw na niego, potem na swoją dłoń, którą ucałował, a następnie wysłuchał go, na mordzie mając taki… niezbyt przekonany wyraz. Ale słuchał go, obserwował przy tym, tylko czasami opuszczając spojrzenie na… na podłogę. Naprawdę nie wyglądał jakby w pełni mu wierzył, był sceptyczny, wydawało mu się, że teraz to po prostu są słowa, by nie czuł się aż tak źle ze sobą. Z drugiej strony jednak pomagało mu to. Chyba bardziej to, że Damon miał tyle cierpliwości do niego i mimo wszystko dbał o to, by się czuł dobrze. Wspaniały wybór, Song!
  — Skoro tak mówisz…. — powiedział, opuszczając spojrzenie, mimo tego, że Damon dotknął jego policzka i gładził jego skórę. Podniósł wzrok na niego. I uśmiechnął się, mizernie bo mizernie, słysząc jego słowa. Ale chyba go przekonał. W jakimś stopniu co do tego, że powinien sobie trochę odpuścić i nie wyrzucać sobie tej „słabości”. Zwłaszcza tym, co było potem. Pocałunkiem. Jednym, drugim, kolejnym. Na każdy odpowiadał i z każdym był coraz bardziej przekonany co do tego, że Damon wcale nie był zawiedziony tym, że Song w końcu nie wytrzymał. Zresztą – u niego wiele czynników się nałożyło na tę decyzję, ale najbardziej uciążliwym chyba było Dabigail i wszystko to, co z tym się wiązało. Zwłaszcza treści w Internecie.
  I z każdym kolejnym coraz bardziej zapominając o tym, że miał tam jakąś historię usłyszeć dalej, wedle umowy. Jebać samą fabułę. Albo nie, nie fabułę. Jednego z bohaterów!
  Tyle, że Damon się od niego odsunął, tak nagle, kiedy Song z coraz większym zaangażowaniem odpowiadał na jego pocałunki. Łypnął więc na niego nieprzychylnie, kręcąc przy tym głową z wyraźną dezaprobatą, ale kiedy ten wielki śmieszek zapytał, czy ma opowiadać dalej, to Song poprawił się tylko na ty swoim miejscu i odpowiedział:
  — Mów, mów. Proszę. — Choć teraz to średnio ciekaw był treści. Ale skoro on chciał być złośliwy to… No wybrał sobie ciężkiego przeciwnika, bo to zwykle Song był tym upierdliwym. I to mocno. Temu też spojrzał na niego wyczekująco, jakby przed chwilą wcale nie myślał o czymś zupełnie innym. — No dalej, ja cię słucham. — Polecił, a to też tylko dlatego, że w planie miał… No po prostu niewinne przeszkadzanie mu. A bo tutaj rączkę mu na udzie położy, ta rączka zacznie mu się przesuwać w tę i w tamtą, jednocześnie zbliżając się coraz bardziej do wewnętrznej strony uda chłopaka, a tu za chwilę po prostu wychylił się sam bardziej w stronę chłopaka, by złożyć kilka pocałunków na jego szyi, a potem już po prostu się na niego władowując, bo jebać historię, o ile w ogóle jakakolwiek była.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
No to Kim przecież mu wszystko dzielnie opowiadał! Co się działo, te wszystkie szczegóły… opowiadał zwłaszcza to, kiedy chcieli Rhysa w dupę wyruchać. Ich niedotykalskiego Rhysa, bo to chociaż teraz wydawało się przekomiczne, tak wtedy… no zabawne nie było, bo jednak chcieli na siłę się dobrać do jego ziomeczka. Nikogo nie można było brać na siłę, ok? Kobiety i mężczyzny, bo to był zwyczajny gwałt, a nie zamierzał raczej dopuścić do gwałtu na liderze. Jakiejkolwiek spiny by ze sobą nie mieli, to szanujmy się, swoich się broni. I dlatego też nawet Isaac się włączył! Sam oberwał po mordzie to się wkurzył, potem wkurzył się zdecydowanie bardziej, ale do tego Damon jeszcze nie doszedł, bo miał ważniejsze tematy do zaczepienia, między innymi to, dlaczego jego narzeczony był taki przybity. A kiedy się dowiedział o co chodziło… to no nie mógł tego pozostawić bez komentarza, bo zdecydowanie się nie zgadzał z tym, że Kang odpuścił. On odpuścił? On po prostu stracił już siły, a to oznaczało w jego przypadku, że zrobił absolutnie wszystko co mógł do tej pory. Damon naprawdę znał Kanga i wiedział doskonale, że ten nie odpuszcza sobie ludzi. Dlatego to on czuł, ze poległ na całej linii jako partner. Że nie zauważył, że do tego w ogóle dopuścił, że skazał go na tak paskudny los, aby patrzeć jak ktoś dobiera się do twojego partnera i nie móc z tym absolutnie nic zrobić. To jak cholerne tortury, bo nawet nie mógł głośno się przyznać do tego, że on i Damon są razem. Najbliższe grono to wiedziało, ale cała reszta? Cała reszta żyła w przekonaniu, że Dabigail jest prawdziwe i jest idealne.
I Damon na to pozwolił.
Czuł się jak śmieć przez cały ten czas, ale miał wrażenie, że nie miał sił i możliwości, aby stawiać własne warunki. Teraz, po tej terapii szokowej, uznał, że to nie było tego warte. Wolał mieć Kanga przy sobie i walczyć z systemem, niż siedzieć w złotej klatce sam, na warunkach, które mu ustalali i na które musiał się zgadzać. To nie było dobre życie. Na pewno nie dla niego, więc chciał walczyć. Z pomocą przyjaciół, menagerki Isaaca… i cholernie dobrych prawników.
– Musisz mi zaufać. - bo on naprawdę nie uważał, aby Kang zrobił coś złego. Ba, był mu niesamowicie wdzięczny za to, że tak długo wytrzymał. Pewnie gdyby nie to, że w końcu nie potrafił dłużej walczyć, dalej by siedział w tym syfie i Kimowi nie dałoby to nic do myślenia, a tak to w końcu zebrał się w sobie, aby faktycznie zakończyć Dabigail. A miał cholerną motywację do tego, bo właśnie się zaręczył i nigdy więcej nie zamierzał zawieść swojego partnera w tym temacie. Nie chciał go znowu skazywać na tą samą historię, gdzie Kang musiałby oglądać jak jakaś wkurwiająca laska go obłapia, całuje i nazywa jego. No, to nie było to co sam chciałby oglądać. To już było zdecydowanie za dużo, więc należało coś z tym zrobić. Zwłaszcza, że miał w planach potwierdzenie, że Kanon faktycznie jest prawdziwy i istnieje. I to nie tylko plotki. Nie chciał trzymać chłopaka pod kloszem. Już nigdy więcej. Chciał ujawnić ich związek, sympatię i zaręczyny. Niech wszyscy wiedzą, że Damon Kim jest zakochany do szaleństwa w cholernym Kangu Songu.
No a potem… potem to już musiał mu za wszystko podziękować. Dokładnie za to, że miał do niego tyle cierpliwości. Tylko, że te podziękowania były dość wymowne i zmierzające w jednym kierunku, bo jak Damon już raz posmakował z powrotem ust Kanga, z pełną świadomością, że tym razem faktycznie może sobie pozwolić na więcej bo mają czas i możliwości na to, tak bardzo ciężko było się zatrzymać. Dlatego każdy pocałunek był intensywniejszy, czulszy, bardziej dogłębny. Aż poczuł to przyjemne uczucie, które ściskało jego żołądek, a którego nie czuł przez ostatnie trzy tygodnie, bo był na celibacie. Nie, Abigail nie ruchał. Wolał się do niej nie zbliżać na odległość dziesięciu metrów, chyba, że było to niestety konieczne.
No ale on, jak to on, był upierdliwy i złośliwy. Kang go za to kochał! A on go kochał za to, że… no w tym przypadku był podobny. I zaraz miał się o tym przekonać. Biedny Danon, chyba nie wiedział na co się skazał. Albo raczej wiedział i tylko na to czekał, bo bezpruderyjny uśmiech zaraz wpłynął mu na twarz, kiedy zobaczył reakcję swojego narzeczonego. A potem poczuł jego ruchy i gesty, które wyraźnie podnosiły mu ciśnienie i nie pozwalały się skupić.
– No, to więc potem Meksykańce wzięli, uhm, Lilith wzięli.- coraz ciężej się mówiło, zwłaszcza kiedy skupiło się spojrzenie na dłoni chłopaka, która była niebezpiecznie blisko jego krocza, na wewnętrznej stronie uda. – W sensie na zakładnika i zaoferowali Rhysowi, że albo da się wyruchać szefowi - tu już bezwiednie głowę odłożył na bok, bo Kang wczepił się ustami w jego szyję – albo typek wyrucha Lilith… więc skoro już mówimy o ruchaniu. - skończył, bo wtedy Kang się właśnie na niego wgramolił. Momentalnie odnalazł jego usta, aby wpić się w nie w wygłodniałym pocałunku. Zacisnął palce na jego tyłku, bo miał do niego fantastyczny dostęp i zaraz potem wstał razem z nim powoli, nie odrywając się od jego ust, aby się kolejno odwrócić i przywrzeć go do ściany. Naparł na niego, wciąż go podtrzymując i atakując językiem, który wdarł się pomiędzy wargi narzeczonego. Teraz ciśnienie rosło coraz mocniej i rozpierało go od środka, powoli przejmując nad nim kontrolę. Poprawił go sobie jeszcze podrzucając go lekko, aby lepiej go złapać, a kiedy zaczęło mu brakować powietrza, oderwał się na ułamki sekund, aby zaraz przejść na jego szczękę, a kolejno na szyję. Składał tam powolne, mokre pocałunki, jedną ręką go sobie trzymając, a drugą… ściągając mu ten cholerny szlafrok, bo mu wyraźnie przeszkadzał. A po szlafroku należało się wziąć za koszulkę, bo też niepotrzebnie była ubrana. On chociaż nie miał na sobie górnej części odzieży!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Kang to chyba chciał jednego – żeby całe to przedsięwzięcie o nazwie Dabigail przestało istnieć. Chyba nie zależało mu aż tak na tym, by Damon ogłosił całemu światu, że są razem. Z jednej strony: mocno połechtałoby to jego ego, gdyby do wiadomości świata Kim przekazał, że związał się akurat z Songiem (no a przecież fansite Damona był przepotężny, więc teraz ileż tych serc by zostało połamanych!), ale z drugiej: no obawiał się tego. Funkcjonowali jednak w Korei, która wciąż miała dość sceptyczne podejście do relacji jednopłciowych, nawet jeśli fandomy z kpopu samoczynnie shipowały niektórych idoli ze sobą i przeżywały ewentualność takiego zestawienia. Niemniej dla kogoś, kto miał przejścia ze swoją orientacją, jakie miał przykładowo Kang, a raczej przejścia z bycia zaakceptowanym przez otoczenie, to jednak był ten strach. Ta obawa. A Song, wszyscy wiedzą, to lubił czytać rzeczy, których nie powinien i zwracać na nie uwagę, choć nie powinien.
  Wystarczyłoby mu, gdyby faktycznie miał Damona na wyłączność. Choć chętnie by się pochwalił i wtarł całemu światu, że to on go usidlił to ten jeden raz by się przed tym powstrzymał. Tak, on by się przed czymś powstrzymał.
  Ale cokolwiek nie myślał – czy w sprawie tej, czy jednak tego, że zawiódł – miał sto procent zaufania do chłopaka. Więc jeśli on postanowi wetrzeć całemu światu, zwłaszcza szefowi, w twarz, że są razem to… No nie będzie się dąsał. Damon przecież wiedział co robi. Częściej niż Song. Po prostu musiał się chyba przygotować do tego psychicznie bo… No bo to będzie chyba rollercoaster. Tyle samo wsparcia co hejtu, zwłaszcza od wielbicieli Dabigail.
  Tak na dobrą sprawę to on nie słuchał. Niby wyprosił tę historię i początkowo skupiał się na niej, tak kiedy mieli przejść do dalszej części to gdzieś na drugim, może trzecim słowie stracił zainteresowanie. W tym momencie to miał słuch jak taki Allen, który po wszystkim powiedział „słyszałem tylko: coś tam, coś tam rucha”. Bardzo niegrzecznie z jego strony, pewnie by się przejął, gdyby w ogóle kiedykolwiek miał w zespole czy u Damona łatkę „grzeczny”. To nie Isaac. I całe szczęście bo Lilith by się to nie spodobało.
  Jako, że tematyka się nawet zgadzała, władował się na niego, bo sam już zwyczajnie nie wytrzymywał. Niby chciał mu zrobić na złość, sprowokować go, ale czasami przegrywało się z samym sobą. Zwłaszcza, kiedy siedziały w nim takie emocje. Temu też, ledwie odnalazł się z jego ustami, pogłębił pocałunek, na krótką chwilę uśmiechając się kątem ust, przez pocałunki, kiedy tylko wyczuł jak Kim zaciska palce na jego pośladkach. No niegrzecznie. Nawet nie zauważył kiedy znalazł się już przyparty do ściany przez tego samego zawodnika, na którego wlazł przed chwilą. Ale kiedy tylko sobie to uświadomił, kiedy zdał sobie sprawę ze swojej pozycji, to wyczuł ucisk w podbrzuszu, wywołany narastającym podnieceniem. Teraz dosłownie wszystko, co robił Damon, on odbierał z podwojoną intensywnością. Nawet na dobre im wyjdzie ta rozłąka. Trzeba szukać pozytywów w minusach.
  Z pełnym zaangażowaniem wciągnął się w tę wymianę śliną z Kimem, nie pozostając mu dłużnym, ani wcale nie odstając od niego w kwestii rozochocenia. Sam przesunął palcami lewej dłoni wzdłuż linii jego kręgosłupa, prawą już dawno mając wplątaną w jego włosy, trzymając go przyciśniętego do siebie. Bo choć miał go w teorii blisko siebie, to chyba chciał jeszcze bliżej.
  I jakie to szczęście, że jednak w porównaniu do chłopaka to był bardziej kompaktowy. Mógł robić z nim, co chciał, nie? W ścianę wciskać i w ogóle… A żeby jeszcze Songowi to przeszkadzało. I jak tylko Kim zostawił usta i język Songa tylko po to, by całować skrawki jego skóry niżej, to chłopak dość automatycznie odchylił głowę, jednocześnie mocniej, zdecydowanie zaciskając palce na włosach partnera. Jak mu część kłaków zostanie w rękach to trudno. Była to cena, którą Kang był gotów ponieść!
  Nie był w stanie nic poradzić na to, że już przeszywał go dreszcz za dreszczem. Wina tego postu i tego, że… No Kim sam był sobie winien, że był nim samym. Wypuścił jednym haustem całe powietrze z siebie, dosłownie rozpływając się pod tym, co robił. A przecież nawet go nie dotykał here and there. Pomógł mu zrzucić z siebie ten cieplutki szlafrok – i tak było mu już gorąco, a zaraz potem koszulkę. Zrobił to grzecznie, ale nie za darmo chyba, bo sam wcisnął swoją lewą rękę, która do tej pory błądziła po plecach chłopaka, między nich, a to po to by wcisnąć się z nią, całkiem sprawnie mimo tego układu, na którym teoretycznie wychodził niekorzystnie w kwestii manewrowania, pod spodnie chłopaka. Musiał wiedzieć co chce tam znalazł bo znalazł momentalnie! No jakby nie pierwszy raz to robił! Przesunął więc prowokacyjnie dłonią po materiale jego bokserek (jego albo swoich własnych, jakby nie patrzeć to Kim go okradł z ubrań (w większości swoich)), celowo pobudzając jeszcze bardziej jego męskość. No za tym sprzętem też się stęsknił. A był jego, przywłaszczony.
  Ciekawe czy Isaac się już eksmitował czy jednak dalej siedział w salonie. Nie zdołał o to zapytać, ale w sumie – jak został to na własną odpowiedzialność. Choć chyba Song z Damonem nie robili niczego, co byłoby dla Moona nowością w ich zachowaniu.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Zakończenie Dabigail to było jedno. To była podstawa podstaw, pierwszy krok do zmian jakie miały być wprowadzone, ale bez tego nie dało się pójść dalej. Jemu ten pojebany układ od samego początku nie pasował i bardzo go nie chciał, wielokrotnie próbując jakoś go zmienić, ale z marnym skutkiem. Dawał się szmacić i czuł się jak taka męska dziwka za każdym razem, kiedy tylko dziewczyna pojawiała się obok i pozwalała sobie na dotyk oraz te śmieszne, czułe słówka, które miały być wyznacznikiem jej uczucia. Jakby on się do niej odezwał swoim wyznacznikiem co do niej, to by się momentalnie obraziła i popłakała, a na to niestety nie mógł sobie pozwolić, bo od razu poszłaby skarga do szefa, który był zakochany w Dabigail. Skoro tak bardzo uwielbiał dziewczynę, to niech sam się z nią zwiąże, bo on już nie zamierzał tego ciągnąć. Dawał się ruchać, i to nie Kangowi, zdecydowanie zbyt długo i za wiele osób na tym ucierpiało. On to tam chuj, ale Songowi nie zamierzał pozwolić przechodzić drugi raz przez to samo. Nie po to się oświadczał, aby teraz nie miało się nic zmienić.
Ujawnienie się przed światem… no to był kolejny i bardzo poważny krok, który miał zmienić wszystko. Czy się nie bał? Oczywiście, że się bał. W chuj. Bo doskonale wiedział co to oznaczało, jaką cholerną wojnę by wypowiadał. To byłby ogromny skandal w świecie kpopu, ale z drugiej strony, to by prędzej czy później wyszło. Zobaczyliby ich w końcu jak Damon trzyma go za rękę i to nie w ten sam sposób co na publicznych VLIVE’ach, a w zupełnie inny. W końcu by ludzie zobaczyli jak go całuje, jak przytula, a te wszystkie wyjścia, to nie wyjścia przyjaciół, a randki. A kiedy faktycznie miałby wziąć z nim ślub, to media momentalnie by się tym zainteresowały i bardzo szybko doszłyby do tego „z kim”. Nawet jeśli nie byłby on w Korei. Chłopaki byli sławni na całym świecie, więc prędzej czy później ktoś by ich przyuważył i zaczął szpiegować. Teraz też pewnie już wiedzą gdzie są. Nawet się nie zdziwi jak rano pod hotelem będą już koczować Traumas.
No ale to był temat na kiedy indziej. W tej chwili miał ważniejsze rzeczy do roboty, a dokładniej dokończenie opowieści. A przynajmniej pierwszej jej części, bo kiedy tylko Song zaczął mu przeszkadzać i utrudniać złapanie oddechu podczas kolejnych słów, to Damon nie potrzebował wiele, aby sobie darować resztę historii. Był dość mocno wygłodniały, więc wystarczyło mu tylko kilka gestów, aby się nakręcić i przejść do działania, zwłaszcza kiedy poczuł na sobie ten słodki ciężar chłopaka. To już był taki zapalnik, że ruszył jak jebana formuła jeden przed siebie, aby tylko się do niego dobrać. Wina Kanga, naważył piwa, to teraz musiał je wypić.
I chyba bardzo chętnie to robił, bo jego odpowiedzi na działania Kima coraz bardziej uciskały mu podbrzusze. Jego chęć do kolejnych czułości, pocałunków, dotyku. Przez ciało Damona przechodził przyjemny dreszcz, który spinał mu kręgosłup, gdy tylko czuł jak jego opuszki palców przechadzają się po jego nagich plecach. Zaangażowanie Songa sprawiało, że Kim był tylko bardziej nienajedzona i chciał więcej. Niby powinien się nim karmić, a z biegiem kolejnych akcji zdawał się być coraz bardziej głodny i zachłanny. Nic dziwnego, że w pewnym momencie musiał w końcu złapać oddech i zmienić na moment miejsce, czując jak serducho mu wali jak oszalałe. Wpił się w kawałek skóry na jego szyi, nawilżając go językiem, aby po dłuższej chwili go puścić i przejść dalej, robiąc to samo. Znaczył go na nowo w różnych miejscach, aby każdy wiedział, że pierścionek to nie jedyny sposób w jaki zaznacza swój teren. Kang był jego i nie zamierzał się nim z nikim dzielić.
Ucisk w podbrzuszu rósł za każdym razem jak Song go do siebie przyciskał, kiedy oddech mu przyspieszał, jak reagował na jego akcje. Kącik ust nie mógł mu nie drgnąć, kiedy ten wypuszczał z siebie haust powietrza, kiedy się pod nim rozpływał. Dobrze więc, że chłopak pomógł mu ściągnąć z siebie ten nieszczęsny szlafrok i koszulkę, bo Kim naprawdę nie miał cierpliwości w tej chwili do tych wszystkich warstw z ubrań. Więc kiedy już miał pięknie wyeksponowany obojczyk Kanga, nieukryty pod żadnymi materiałami, zszedł ze swoją mordą niżej, poprawiając sobie jeszcze chwyt pod tyłkiem chłopaka, aby jeszcze tam go sobie ładnie oznaczyć. Zaraz potem jednak wrócił do góry i skupił się na płatku jego ucha, łapiąc je wargami i bawiąc się nim językiem. Przynajmniej do czasu w którym nie wyczuł jak ręka Kanga wciska się pomiędzy ich przyklejone do siebie ciała, aby bezczelnie wcisnąć się w dolną część Kima. Momentalnie ciśnienie mu skoczyło, bo kto jak kto, ale Song doskonale wiedział jak go dotknąć, aby odebrać mu cały dech z płuc. Wypuścił więc powietrze ciężko, dalej jednak nie zaprzestając nękania jego ucha w które wpijał się coraz bezczelniej, badając też co jakiś czas jego okolicę, szczękę i szyję, aby zaraz tam wrócić. Jedną rękę przeniósł z impetem na ścianę, tuż obok twarzy Kanga, bo czuł, że musi się solidniej podtrzymać.
- Nie chcesz tego robić. - mruknął złowróżbnie, oddychając już ciężej, czując ten przyjemny ucisk, który rozpierał mu podbrzusze. Jeśli chłopak dalej będzie go tak nakręcał, to nie skończy się to dobrze! A on tu chciał to ładnie rozegrać w czasie! Dlatego też sięgnął tą wolną ręką, którą nie trzymał pod dupą Kanga do jego łapska, aby wyciągnąć je ze swoich spodni, a potem odstawić go na ziemię, aby sobie stanął. Przeniósł się z jego ucha ponownie na usta, atakując je swoimi, od razu wciskając się pomiędzy jego wargi z językiem. Zaczepił swoje palce o krawędzie spodni Songa i kiedy odrywał się od jego twarzy, przykucnął, zsuwając przy okazji odzież z chłopaka. Patrzcie no, klęczy! A nie klęczał jak się oświadczał… chyba należało to teraz nadrobić.
Zerknął na niego od dołu z jakimś takim bezczelnym uśmiechem na mordzie i zaraz potem zabrał się do roboty. Oparł dłoń o klatkę piersiową Kanga, drugą sięgając do jego przyrodzenia, aby zacząć je stymulować. Do tego zaraz dołączył swoje wargi i język, które bardzo dokładnie badały na nowo teren za którym się stęskniły. W końcu miał Kangowi też podziękować za to, że tak długo wytrzymał, nie? No i musieli świętować te ich zaręczyny! To się chłopak przyłożył. Jego ruchy początkowo były powolne, dogłębne, bardzo dokładne, takie, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Wciąż się na niego oglądał, bo sprawdzał reakcję na to co robił i czy, heh, nie zapomniał jak. Dopiero po chwili zaczął nabierać tempa, przyspieszając ruchy dłoni i ust, bo sam też działał na granicy swojej własnej wytrzymałości, no ale najbardziej mu zależało na tym, aby to Songowi wynagrodzić ten cały syf. I naprawdę lubił oglądać jak się pod nim rozpływał.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Traumas to były gule-szpiegule, więc co dopiero, kiedy zobaczą u Kanga ten pierścionek, w dodatku na lewej dłoni, na palcu serdecznym i niezmiennie ten sam. Bo o ile początkowo będą mogły potraktować to jako akcesorium, tak skoro będzie się ono powielało to na pewno zaczną węszyć. I zaczną się tworzyć kolejne teorie. Ciekawe z kim go wyswatają w takim razie. Fanki Kanonu to wiadomo, ale pozostałe, które wierzyły w Dabigail?
  Jak to nie chciał tego robić?
  — Czego? Tego? — Dla pewności, że właśnie o to miało chodzić, zacisnął palce mocniej na jego przyrodzeniu. W końcu musiał wiedzieć, czy dobrze go zrozumiał. — To jest nic przy tym wszystkim, co chciałbym z tobą robić, yaghonja — Poinformował go, ale zaraz Damon miał mu plany pokrzyżować, bo eksmitował tę jego rękę z jego spodni. A przecież on zajrzał tylko pod spodnie, nawet nie pod bokserki! Jakiż on był z tego tytułu niepocieszony. Już nieco mniej, kiedy Kim dalej nie zaprzestawał swoich pieszczot, choć w tym momencie ta bierność to była dla niego i tak uciążliwa. Z drugiej strony – zajebiście przyjemna, bo to on był rozpieszczany. A akurat Damon wiedział jak to zrobić.
  Niby stanął na ziemi, choć nie czuł się aż tak w pełni stabilny. Jego partner skutecznie go rozbrajał, a to sprawiało, że trochę mu nogi miękły (w odróżnieniu do czegoś innego). Zaraz jednak zatkano mu mordę, zbadano migdałki (czy to na NFZ?), a potem wyczuł jak jego chłopak, czy raczej narzeczony, dobiera się do jego spodni. Widząc go w takiej pozycji, tam na dole, nie mógł sobie odpuścić tego, by coś mu powiedzieć:
  — Przecież się zgodziłem, nie musisz już klękać — ohoh, Kang, ale ty jesteś zabawny.
  Do śmiechu mu jednak nie było, zaraz chyba miał pożałować tego, co powiedział, bo oto Kim miał się zabrać do roboty. Zwłaszcza jak spotkał się z tym jego spojrzeniem, to on wiedział, że lekko nie będzie. Ale chyba właśnie na to liczył. Pierwszy ruch, a on już się spiął w wyniku tego dreszczu, który przebiegł po jego grzbiecie, ale potem było jeszcze gorzej, a może właśnie jeszcze lepiej – jak to interpretować? Jakby wiedział, że Damon to mu planuje tak wynagrodzić to wszystko to by nie odwlekał tego wszystkiego przez jakieś historie o Meksyku i w ogóle. Szybciej mógłby przejść do rozpływania się nad tym, co robił jego partner. A im dłużej to trwało, tym bardziej czuł, jak cały drży. Jak mu miękną nogi – no długo to on tak nie postoi, jeśli tak dalej pójdzie. I choć większość czasu oczy miał zamknięte, dzięki czemu mógł to wszystko odbierać jeszcze bardziej, to jednak nie mógł sobie odmówić tego, by czasem zerknąć na niego, spod półprzymkniętych powiek. Bo się już przyjęło, że Damon to ten ich top, ale czasami właśnie zdarzało się, że to Song mógł się poczuć przez chwilę jak pan i władca! Przez chwilę.
  I gdy tylko Kim przyspieszył, to Song wciągnął głośno powietrze, sięgając obiema dłońmi przy tym do swojej mordy, coby przesunąć po niej w stronę swoich i tak wilgotnych po prysznicu włosów, które odgarnął do tyłu – instant stylizacja – na pewien czas zatrzymując tam swoje ręce, wczepiając palce we własne kosmyki.
  Tyle, że on nie chciał jeszcze umierać. Nie chciał swojego końca! Choć wiedział, jak bardzo byłby do przyjemny koniec. Ale gdzie tak teraz? Skoro Damon chciał to przedłużać, a nikt by go przecież nie oceniał, gdyby tak było, to Song też nie chciał się w pełni poddać. Bo niby pan i władca, ale tylko tak to wyglądało w tym układzie.
  Więc mimo, że tamten pracował to Song go pchnął za ramiona, bez miarkowania za bardzo swojej siły, a to też po to, by zwyczajnie zachwiać jego równowagę i przewalić. Jak mu przez to głowę rozbije o kafelki to kurwa dopiero się zdziwi. Ale chyba nie rozbił. Jak rozbił to zaraz potem sam się zabił. Ale się nie zabił.
  Zamiast tego to przewalił go już całkiem na tę ziemię, włażąc na niego. Jeden układ mu się nie podobał czyli to, że nie było równouprawnienia. On miał spodnie. Precz ze spodniami. I wszystkim tym, co było pod nimi! Wlepił spojrzenie w chłopaka, zaraz potem wciskając mu na usta spokojny, acz głęboki pocałunek, w tym samym czasie kładąc mu dłoń na klatce piersiowej, zaraz potem przesuwając tę samą dłoń niespiesznie w dół, jednocześnie rysując paznokciami jego skórę. To była też chwila, w której on sam się uspokajał po tym, co Kim mu przed chwilą zrobił. A potrzebował tego. I oderwał się od jego ust na chwilę, gdy jego dłoń dotarła do linii spodni, ale na nowo zaraz zamknął Kimowi mordę swoją własną, jednocześnie zsuwając z niego ubrania, tylko po to by ująć w dłonie najpierw jego jądra, a zaraz potem przesunąć się na jego przyrodzenie, które ucisnął mocno, ujmując w dłoń, zaraz potem zaczynając masować, jak najmocniej zaciskając przy tym chwyt swojej dłoni. Bo teraz to on nieco tę całą grę spowolnił, a jednocześnie miał zamiar sytuację porządnie zaognić. Tak jakby już nie była gorąca.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Traumas na pewno wywęszą pierścionek, ale raczej długo im zajmie dojście od kogo to. Gdyby jeszcze Damon nosił taki sam, to bardzo szybko wyszłoby, że chłopaki mają matching ringi i to nie byle jakie, bo ten Kanga nie był jedynie atrapą, a prawdziwą obrączką zdobioną najwyższej jakości diamentami, bo jak Kim już wybierał to się nie ograniczał. I cena nie miała tu przecież znaczenia, miał być po prostu… odpowiedni. Coś co przekonałoby nie tylko jego, ale przede wszystkim Songa! Nawet jeśli ten nie patrzył na wygląd tylko samą symbolikę. Więc jak fanki ogarną błyskotkę, która nie znika, to zaraz zaczną się teorie spiskowe. Ciekawe tylko kto będzie pierwszy - Traumas zauważające pierścionek, czy Danon z oświadczeniem… na pewno Traumas.
Kim uśmiechnął się wymownie na jego słowa, czując przy okazji ten przyjemny ucisk w podbrzuszu na samo brzmienie tego określenia, które najwyraźniej mocno przypadło Kangowi do gustu. Chyba bardziej niż Hyung! Nic dziwnego w zasadzie. Było jakoś tak… przyjemniejsze w wypowiadaniu. A w połączeniu z działaniami jego narzeczonego, który wyraźnie działał na granicy zdrowego rozsądku, musiał mocniej zacisnąć zęby, przełykając gulę w gardle. Dlatego musiał też zareagować i zabrać jego rękę ze swojego krocza zanim Damon stanie się mocno nachalny. Chociaż Kang chyba właśnie na to czekał. Specjalnie skubaniec chciał go rozjuszyć, ale Kim miał to do siebie, że naprawdę lubił być upierdliwy i działać chłopakowi na nerwy. Chociaż w tym przypadku to chyba wychodziło mu to na dobre, a przynajmniej tak mu się wydawało kiedy dostrzegł reakcję Kanga na jego ruchy. Czasami trzeba było stać się bottomem, dla dobra drugiej połówki.
- Nie muszę? - spytał z bardzo bezczelnym uśmiechem na mordzie zanim przystąpił do swoich… akcji, do których nie musiał klękać. Ale bardzo chciał. Tak było wygodniej! Przy tym wszystkim to kącik ust wyraźnie mu drgnął, im dłużej obserwował swojego narzeczonego, ale nie zamierzał zaprzestawać, o nie, dostał tylko dalszego kopa do działania. Więc jak początkowo był grzeczny, tak na przywitanie po tych nieszczęsnych trzech tygodniach, tak potem zdecydowanie chciał doprowadzić Songa na skraj wytrzymałości. To było cholernie satysfakcjonujące, zwłaszcza kiedy słyszał jego oddech i jak obserwował jego zachowanie, które go napędzało. Pewnie dlatego też miał rękę opartą o jego klatkę piersiową, aby pomóc mu utrzymać pozycję stojącą, kiedy Danon na dobre bawił się jego przyrodzeniem, urabiając Kanga jak sobie chciał.
I sam też nie chciał doprowadzać Songa do końca, bo miał wobec niego jeszcze trochę zamiarów! Nie spodziewał się jednak, że jego narzeczony w pewnym momencie weźmie spawy w swoje ręce i to dosłownie. Akurat kończył kolejny ruch, kiedy poczuł pchnięcie przez które musiał paść na ziemię ostatecznie. I nie, nie rozbił na całe szczęście głowy o kafelki, bo zamortyzował swój upadek łokciami. Brewka mu lekko drgnęła, to już silniejsze od niego, kiedy obserwował jak Kang się na niego ładuje. No morda mu się ucieszyła, gdy miał go na sobie, aby zaraz potem odwzajemnić ten głęboki pocałunek, który wcisnął mu na usta. Przyjemne ciarki przechodziły mu przez kręgosłup kiedy czuł dłoń Kanga zmierzającą w dół po jego ciele. Gdy poczuł jego drażniące skórę paznokcie. Doskonale wiedział co planował i nie zamierzał mu w tym przeszkadzać, aktualnie skupiając się przed wszystkim na całowaniu narzeczonego, gdy ten był obok. A nawet tyłek podniósł wyżej, kiedy ściągał z niego dolną część ubrania! Takim był pomocnym partnerem. Czasami mu się zdarzało.
I kiedy został już pozbawiony odzieży, niedługo później wciągnął przez zaciśnięte zęby powietrze, kiedy tylko wyczuł chwyt na swoim przyrodzeniu. No, to był bardzo mocny impuls, który momentalnie go rozbroił. Po takim czasie nie potrafił nawet udawać, że nie. Oparł tył głowy o łazienkowe kafelki przymykając przy tym oczy, skupiając się na tym paraliżującym go, przyjemnym uczuciu, które rozchodziło się po całym jego ciele. Wiedział, że był cholernie stęskniony za jego dotykiem, ale kiedy doszło co do czego, to dopiero do niego dotarło jak bardzo go potrzebował. Cielesność w ich związku była… no zawsze bardzo intensywna i częsta, więc jak jej nagle zabrakło, to było dziwnie. A teraz gdy ją odzyskał, to zapomniał na moment jak się oddycha.
Przez pewien czas po prostu wczuwał się w ruchy narzeczonego, sięgając wcześniej do jego karku, aby go do siebie przycisnąć i wcisnąć mu na usta kolejny pocałunek tuż po tym, jak musiał złapać oddech, którego zabrakło w pierwszej reakcji. Jego druga ręka znajdowała się na plecach Songa, aby chwycić go od tyłu za jedno ramię i wcisnąć w nie swoje paznokcie, które wbijały się w niego coraz mocniej z każdą kolejną podnietą, która w nim narastała i rozsadzała.
No ale ile można było być bottomem?
Chociaż bardzo mu się podobało to jednak w końcu sięgnął wolną ręką do dłoni chłopaka, aby go zatrzymać, drugą ręką, którą miał na ramieniu chłopaka, przewrócić go na bok, a potem na brzuch. Trochę nim miotał i się rządził, no ale to nic nowego! Dałby mu jakiś kocyk, ale chyba sam Kang był teraz tak rozgrzany, że chłód ziemi musiał być super przyjemny. W każdym razie, Damon chciał właśnie odzyskać swoją pozycję. Jak tylko się uwolnił, to chociaż było bardzo przyjemnie, to przywarł do niego od tyłu, aby zacząć całować mu kark. Powoli, czule, schodząc coraz niżej. Klatką piersiową przywarł do jego pleców czując jak jest już pokryty lekką mgiełką potu. Jedną z dłoni podpierał się o ziemię, drugą błądził powoli po jego boku, wraz z jego ustami schodząc coraz niżej. W pewnym momencie przeniósł obie ręce na jego pośladki aby mocniej zacisnąć na nich palce, a kolejno chwycić go za biodra i pewnym ruchem je sobie unieść. Ucałował jeszcze jego dół pleców, a potem powoli w niego wszedł od tylu czując jak dreszcz spina mu grzbiet. Musiał wypuścić ostrożnie powietrze z płuc czując jak na sekundę traci kontakt ze światem. Trzy tygodnie a wydaje się jak wieczność! Danon ty niewyżyty samcu.
Gdy tylko już się oswoił z tym że znowu w nim jest, po sekundzie może dwóch, zaczął się poruszać. Początkowo bardzo grzecznie, czule, dogłębnie, aby obydwoje mogli czerpać z tego bliskiego spotkania jak najwięcej. Jak najdłużej. A wchodził w niego aż do końca, ale niestety… albo stety, Damon jest zwykle mało delikatnym stworzeniem gdy chodzi o zbliżenie, więc w końcu zaczął przyspieszać, aż w końcu w niego zwyczajnie uderzał dając się ponieść podnieceniu, które go rozpierało. Wplótł palce w jego włosy mocniej je zaciskając i pociągnął trochę mocniej niż powinien, ale teraz za bardzo nie panował nad… delikatnością, którą wyraźnie mu brakowało.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Może Song też powinien Damonowi podobną rzecz sprezentować. Bo jak to tak, że on był oznakowany, a Damon nieoznakowany? To skąd mieli wiedzieć, że jest czyjś, a konkretniej jego? Wiadomo, że to kwestia tego, co jest w głowie, a nie symbolu, ale skoro Song miał nosić ten symbol przynależności to… To chyba najlepiej by było, żeby zaciągnąć Kima jak najszybciej do ślubu, wtedy obaj będą mieli to kółko przynależności i to faktycznie matching. Brzmiało jak plan. Z drugiej strony nie planował go przecież zmuszać do tego, by było to na już, bo cały świat ma wiedzieć (i on także), że jest jego. I że potrzebuje na to papier. Jemu wystarczyła tylko deklaracja Damona, tylko słowna, że chce z nim dalej być i to… i to tak na zawsze! Reszta to detale. Piękne detale, ale detale. Znów – głównie chodziło o kwestię tego, co siedziało w głowie.
  Choć teraz w głowie mu siedziało zupełnie coś innego, a konkretniej konsumpcja tego całego narzeczeństwa. To zupełnie inny poziom zbliżenia, takiego jeszcze nie mieli! Niby nic się nie zmieniło, bo ciała te same, osoby te same, uczucie to samo, ale jednak. Jakiś awans to był – coś było inaczej. A może to po prostu kwestia tej rozłąki. W dodatku z przedłużonym postem.
  I jak on jego urabiał, wręcz doprowadzał do szewskiej pasji tym, co działał, tak Song chyba chciał albo dokonać zemsty na nim, albo o niego zadbać, albo sprowokować już całkowicie do ataku. Ewentualnie wszystko na raz. Naprawdę nie miałby tez nic przeciwko szybkiemu występowi, takie przecież też mieli za sobą, bo też nie zawsze był czas na to wszystko. Ale tutaj, zdawać by się mogło, że czasu mieli mnóstwo. Więc można było to wszystko zwolnić, nawet jeśli Song całym sobą był już kawałek dalej. I zaraz faktycznie był, bo to on znalazł się nad swoim partnerem i to on skazał go na mękę. Tylko co to za męka. Damon oczywiście widocznie cierpiał, bo i oddychał ciężko i nagle taki całuśny się zrobił – acz tego Song mu nie odmówił, no i jeszcze krzywdę mu robił. Pazury w niego wbijał. Ale żeby jeszcze Kangowi to przeszkadzało – wręcz przeciwnie. Jemu się to jak najbardziej podobało. Taka krzywda w tej sytuacji była jak najbardziej wskazana, bo Songa to podniecało. A kiedy go to podniecało, to odbijało się to też na Damonie – bo to w swoich ruchach na jego przyrodzeniu odreagowywał to wszystko. Był jednak niezwykle usatysfakcjonowany tym, jak mu Kim odpowiadał na to, co robił.
  Zatrzymał się jednak, nie chciał przecież szarpać, kiedy Damon schwycił jego dłoń, a zaraz potem trochę nim sponiewierał. Song, dźwignąwszy się na dłoniach, mógł mu to wybaczyć w tej chwili, bo chyba się chłopak na jedno już nastawił. Nie mógł więc nic poradzić na to rozpierające go od środka podniecenie, które rozchodziło się po jego ciele poprzez dreszcze, jeszcze intensywniej, kiedy jego partner do niego przywarł. Miał go tak blisko siebie, prawie stapiali się w jedno, ale jeszcze nie. Nie znosił czekać. Zawsze w tym momencie denerwowało go już wszystko, włącznie to, co robił Kim. Niecierpliwił się, wyczekiwał tylko jednego, i choć z każdym pocałunkiem po jego ciele rozchodził się przyjemny dreszcz to jednak… Jednak był po prostu zły. Zbyt mocno nakręcony, ciągnący tylko do jednego.
  I gdy już go dostał w sobie, to spiął się wyraźnie, wciągając ze świstem powietrze i zatrzymując je na chwilę w swoich płucach, w czasie gdy jego ciało przyzwyczajało się do obecności Kima. Bezwiednym ruchem sięgnął jedną z dłonią do tej szafki pod blatem umywalkowym, zaciskając palce na klamce od dolnej szuflady. Pochylił przy tym lekko głowę i wyrzucił z siebie jednym haustem, głośno to powietrze, które ugrzęzło mu w płucach, na chwilę przed tym, zanim jego partner zaczął się w nim poruszać. I początkowo oddychał – głęboko wciągając powietrze do płuc i wypuszczając je po cichu przez nos, odbierając teraz całą tę przyjemność, która płynęła z tego, co robił Kim. Gdzieś między tymi oddechami, wraz z wydechem, co jakiś czas wyrzucał z siebie zadowolony pomruk – on sam mu uciekał, nie planował tego. Niełatwo było znosić to wszystko – to rozsadzające go od środka podniecenie wywołane każdym ruchem chłopaka.
  No ale potem miało już być tylko gorzej. Albo lepiej. Jedno i drugie się nie wykluczało w tym wypadku. Kim się uruchomił, Songowi zdołał wpełznąć na usta wyraźnie zadowolony z tego półuśmiech, ale potem musiał już tylko zacisnąć mocniej swoje palce na tym nieszczęsnym uchwycie od szuflady – bo gdzieś jakoś musiał odreagować. A jak urwie to Da- To sam zapłaci, bo Damon pieniędzy nie miał. I jak wcześniej całkiem dobrze szła mu kontrola oddechu, tak teraz – no to troszkę się popsuło. Wydech, nawet jeśli urwany, wydobywał się z niego w towarzystwie stęknięć, wskazujących na to, że jest mu dobrze. Uchwyt w końcu puścił, a to też tylko po to, by podeprzeć się jednak na tych kaflach na przedramionach, nie na dłoni, jednocześnie mocniej napierając na swojego partnera. Ale chyba zaraz uznał, że tak mu też nie pasuje, albo właśnie pasuje i to za bardzo, więc dźwignął się z powrotem na dłonie, a to też tylko przejściowo, by potem wyprostować się i wpakować grzbietem na tors Damona. Nawet jeśli miałoby mu to przeszkadzać. Zwłaszcza, że sam sobie sięgnął po jego rękę i to nie po to by go za nią potrzymać, a wymusić, by osadził ją na jego gardle, a w zasadzie na żuchwie. Trochę się rządził, pozwalał sobie na pewne rzeczy, ale dopominał się o swoje. Co prawda wątpił, by Damon o tym zapomniał, ale on chciał to teraz. I cały czas się szarogęsił. I jak tak trzymał jego łapę przy sobie, to wsunął sobie jego palec wskazujący do ust, by spotkać się z nim językiem, zaraz potem go nim opleść, czyli po prostu jeszcze do tego wszystkiego dopierdalając mu pieszczoty tego typu, bo wiadomo, co to też symulowało. I działało na beret.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ