lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Sprezentuje mu taki prezent za jakiś czas, kiedy faktycznie obydwoje będą mogli już sobie powiedzieć sakramentalne „tak”. Wtedy obydwoje zostaną zaobrączkowani, Kang to nawet podwójnie, tak jakby ktoś nie zauważył pierścionka numer jeden. No ale Damon też sam nie zamierzał się do tego specjalnie spieszyć, zwłaszcza, że po drodze miał jeszcze kilka rzeczy do roboty i to dość poważnych, bo jednak szykował się na wojnę. I to niemałą. Poślubić Songa oczywiście planował, to nie podlegało wątpliwości, ale najpierw należało wszystko poukładać i uporządkować. Nie wiedział ile czasu im to zajmie, ale tym razem ślub chciał mieć odpowiedni. Bez stresu, bez zbędnego pospieszenia, bez problemów, bez żadnej Abigail za plecami… w spokoju. To miał być kolejny najlepszy i najpiękniejszy dzień jego życia, więc aby o to zadbać, należało się do tego specjalnie przygotować.
Ale musieli przyznać, że konsumpcja narzeczeństwa naprawdę wychodziła im wyśmienicie. Zwłaszcza, że faktycznie teraz to wszystko było… smaczniejsze, bardziej wyraziste. Było inne, a jednak takie samo, ale ta świadomość, że jego partner z którym właśnie się pieprzy, to nie jest już tylko jego chłopak, ale narzeczony, który zdecydował się mu oddać rękę, który chciał z nim spędzić resztę swojego życia nie zważając na przeciwności losu. I chyba Damon w tym momencie też zapomniał, że powinien uważać na zdrowie chłopaka, aby przypadkiem go nie zajechać, bo by się zabił jeśli przez jego dzikie, zwierzęce rządze Kangowi faktycznie się pogorszyło. No ale jak tak na niego na razie patrzył, to miał się bardzo dobrze, a jego zagubiony oddech nie był spowodowany chorobą, a wyraźnym podnieceniem.
Wiedział, bardzo dobrze wiedział, że Song był niecierpliwy, kiedy się już mocno napalił. Dlatego tym bardziej się nie śpieszył, bo był bezczelny, Bo chciał, aby czekał. Bo chciał, aby ten moment w którym w niego wejdzie był jeszcze bardziej wyczekany i wyczuwalny. I kiedy w końcu się to stało to jemu samemu na moment oddech odebrało. To było inne, jakoś o wiele bardziej przyjemniejsze niż kiedykolwiek. Nie wiedział czy to przez spotęgowane odczucia spowodowane przez tęsknotę czy narzeczeństwo, ale… stawiał na oba. Dlatego też początkowo rozpływał się nad tym uczuciem, powoli, ale dogłębnie, po sam koniec penetrując Kanga, opierając dłonie na jego biodrach. Widok jego pracujących w tej chwili mięśni pleców i zawieszonej głowy był satysfakcjonujący bardziej niż kiedykolwiek. A gdy słyszał jego drżący oddech, to sam nakręcał się coraz bardziej.
Nic dziwnego, że w końcu pojawił się Damon, którego Kang tak doskonale znał.
Uderzał w niego coraz bardziej, coraz mocniej, coraz szybciej, dając się ponieść swoim własnym emocjom. Nie potrafił się powstrzymywać w jego otoczeniu, a zwłaszcza kiedy dochodziły do niego jego stęknięcia i pojękiwania, które dawały znać Kimowi, że zdecydowanie mu się podobało. Każda jego reakcja była jak zapalnik, który go podkręcał, a przez to wyżywał się na biednym Songu, zwyczajnie się nad nim znęcając. Więc kiedy ten się wyprostował, momentalnie go pochwycił, drugą ręką sięgając do jego podbrzusza, aby go tam podeprzeć. Przywarł do niego swoją wilgotną od potu klatką piersiową, wciskając usta w jego szyję, aby składać na niej urwane, krótkie pocałunki, naprzemienne z westchnięciami i płytkimi oddechami. Złapał go za żuchwę, tam gdzie go poprowadził, a kiedy wyczuł na palcu jego język, wydał z siebie krótkie jęknięcie rozkoszy. I w tym momencie zwolnił, bo wiedział, że jak tak dalej pociągnie… to zaraz skończy ich zabawę. A miał co do Kanga jeszcze trochę planów.
Dłoń z podbrzusza przeniósł na jego gardło, aby zacisnąć na nim mocniej swoje palce, chyba brutalniej niż zwykle, drugą ręką pewnie zwracając do siebie jego mordę, aby wpić mu się w usta, mając gdzieś, że może nie mieć jak oddychać. Damon chciał go całować. Teraz, w tej chwili. W międzyczasie jego biodra żyły swoim życiem, bardzo upierdliwym, bo odkąd zwolniły tempa, to Kim z niego wychodził całkowicie, aby zaraz ostro się w niego ponownie władować, na pełnej. Potem znowu powoli się wycofywał całkiem, zostawiając w nim tylko sam czubek przyrodzenia, aby po krótkiej chwili znowu w niego agresywnie wejść. I tak działał dopóki wciskał język w gardło Kanga, wciąż zaciskając na jego gardle swoje palce. Co jakiś czas dawał mu chwilę na złapanie powietrza, ale zaraz do niego wracał.
- Muszę cię wymęczyć. - wymruczał mu w usta, ponownie brutalnie się w niego ładując od tyłu. - Stałeś się zbyt pyskaty. - bo chociaż zawsze był, to teraz należało go, heh, ukarać. Więc ponownie się w niego wcisnął po sam koniec, aby powoli z niego wyjść… i znowu wbić. I znowu. I znowu jeszcze ostrzej, bo komuś się tu też cierpliwość kończyła.
W pewnym momencie pewnym ruchem ręki odsunął od siebie jego szczękę, zostawił jego gardło i pchnął do przodu. Oplótł sobie ręce wokół jego rąk i złapał pewnie za jego ramiona, zawieszając go tym samym nad ziemią. I kiedy miał go już tak jak sobie ułożył, zaczął go pieprzyć jak cholerny królik, nie zwalniając tempa, bez czułości, bez delikatności, zwyczajnie chciał go zajechać. Kompletnie nie panował już nad oddechem, urywał się przy każdym kolejnym ruchu, oczy mu zamroczyło. Nie zwracał uwagi absolutnie na nic, miał przed oczami tylko i wyłącznie sylwetkę Kanga. Był jak naćpany, nastawiony tylko na jedno, jak jakieś niewyżyte zwierzę. Trzy tygodnie i zaręczyny jednak robiły swoje, bo Damon jak zwykle był nienajedzona, tak teraz działało to potrójnie.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Caption this: „ślub bez stresu”.
  Bez stresu to mogą mieć noc poślubną. Skoro i tak tyle prób do niej przeprowadzają. Jak na przykład teraz. Ćwiczyli jeszcze zanim wiedzieli, że będą chcieli ten ślub brać.
  Ale w tym nowym układzie miał Damona niebezpiecznie blisko swojego ucha, a to było groźne. Bo, podobnie jak i on, też mocno działał na dźwięki, a słysząc, że Kim to się świetnie bawi w tym wszystkim, zwłaszcza jak Kang sobie pozwolił na troszkę więcej, niż chyba Damon w ustawie przewidział, to… no wręcz szalał w środku z podniecenia. Za wspólnym zakłócaniem ciszy nocnej w różnych miejscach bardzo tęsknił. Jego zmysł słuchu to już w ogóle.
  Nie dał mu się bawić zbyt długo – ciekawe czemu. Pan ważny, pan władca. Nie, żeby mu to jakoś przeszkadzało, akurat w tej oprawie rzadko kiedy tak się działo. W życiu codziennym to tak, nie chciał dać się ustawiać i to on się rządził, ale tak? No nieco inne oblicze. Więc gdy wyczuł jego palce na swoim gardle, to Song był wręcz wniebowzięty. Nawet jeśli prawie mu tchawicę zmiażdżył czy coś – nawet jeśli jego organizm w obronnym odruchu kazał mu odkaszlnąć. To było dla niego nic – a raczej coś, czego i tak, mimo tego że organizm się bronił, chciał. Zwrócił ku niemu swoją mordę, z tym prowokacyjnym półuśmiechem i dalej już musiał odbierać od niego kolejne pocałunki, w międzyczasie kładąc swoją lewą dłoń na tej łapie Kima, którą trzymał go za gardziel. Lewej ręki ostatnio coś chętniej używa. Ciekawe czemu.
  Co nie zmieniało faktu, że jego oddech się zrywał. Może i Kim zwolnił, ale to nie znaczyło, że mu odpuścił. Pasowało mu to, choć czasami kończyło się tym, że wyrzucał swój gorący oddech prosto w jego usta, starając się jednak złapać tchnienie. A nie było to łatwe bo jego partner atakował go z wielu stron.
  Otworzył oczy, by zerknąć na niego, półprzytomny, kiedy usłyszał jego głos.
  Nie mógł nie uśmiechnąć się bezczelnie, kiedy to Kim oświadczył, że musiał go wymęczyć. Zdecydowanie musiał, miło, że był tego świadom. Najwyżej Kang mu zejdzie faktycznie w trakcie stosunku, ale przynajmniej umrze szczęśliwy. A Damona zostawi z traumą. Ale to akurat byłoby w stylu tego małego atencjusza i egoisty. Zaraz jednak przygryzł lekko wargę, tym samym tłamsząc w sobie ten grymas zadowolenia, który cisnął mu się na twarz. Nie mógł przecież pozwolić, by to zobaczył, bo jeszcze pomyśli, że mu się podoba to, co robił. Bo przecież wcale tak nie było.
  I że niby on zbyt pyskaty. Zaraz i tak miał dać ku temu dowód. Skoro już go tak nazwał, to czemu miałby nie zachowywać się adekwatnie?
  — A ty strasznie delikatny. — Odpowiedział mu, z chwilą przerwy po tych słowach, bo znów się w niego władował. — Może wolisz się poprzytulać? — spytał jeszcze ironicznie. Znaczy – przytulanie też było spoko, jak się chcieli przytulać to się przytulali, tyle że w kwestii jak dochodziło do ich zbliżeń, to tam właśnie przytulania nie było (chyba, że po), a zaczynało się poniewieranie. I jednemu i drugiemu to odpowiadało. Chyba, że akurat mieli dzień na to, by się pobawić w delikatność, ale to raczej nie był ten dzień. Wobec tego Song bezczelnie postanowił go sprowokować, bo jak niby nie miał mu nic do zarzucenia, to przecież nic nie stało na przeszkodzie aby troszeczkę mu ciśnienie podnieść – bo przecież wciąż było za niskie.
  Ale zaraz miał tego chyba pożałować – lub wręcz przeciwnie. Ale Damon na nowo przypuścił atak, bo chyba skończyła mu się cierpliwość do tego „zbyt pyskatego” Songa. Tak jakby jemu wcale o to teraz nie chodziło. Wcale nie było tego widać, bo jego zadowolony wyrazie mordy, po tym lubieżnym uśmiechu, który wpełzł na jego usta. Musiał być z siebie bardzo dumny skoro dostał to, czego chciał. Playing mind games, are we? Ale jak już się do niego dorwał to Kang miał problem nad zapanowaniem… nad czymkolwiek. W ogóle nad swoim ciałem. Był kompletnie poddany Kimowi i jak na co dzień miał problem z podporządkowaniem się tak teraz mu to odpowiadało. Nawet ten urwany oddech by odpowiadał. Te wszystkie pojękiwania wywołane rozkoszą, te potakujące pomruki, wyrażające chyba pełną dezaprobatę dla tego, co się właśnie działo, dające do zrozumienia, że jak chciał to potrafił się za niego wziąć! A w łazience to się niosło jak należy, więc jeśli jutro miałaby wpłynąć jakaś skarga, to… nawet mu nie będzie przykro, nie będzie niczego żałował. Najwyżej się powie, że dobry koncert był, bo ktoś tam mocno klaskał.
  Jakkolwiek cwany by nie był w starciu, to zaczynał faktycznie odchodzić od zmysłów. Jak wcześniej był wręcz półprzytomny, jak przyćpany, tak teraz wcale nie było lepiej.
  — Damon-ah. — Mruknął, chyba sam nieświadom tego, że zabrzmiał w tym momencie mocno prosząco. Ale za to jak ładnie go zdrobnił, tak po koreańsku! — Nie przestawaj mnie pieprzyć. — Rzucił, a choć to chyba miał być rozkaz, to jednak brzmiało dalej jak prośba. Ale nie było „proszę”, wiec w razie czego będzie mógł się wyprzeć i użyć koronnego argumentu „wcale nie” jeśli Damon kiedykolwiek wykorzysta to przeciwko niemu. Jeszcze się chłopczyk przełączył na koreański, chyba się pogubił troszkę. Albo faktycznie nie był w pełni zmysłów na tym etapie. Nic tylko powinszować partnerowi.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Tylko ślub to będzie takim… przyjemnym stresem. O wiele przyjemniejszym niż to całe Dabigail, rozmowy z szefem czy przyznanie przed światem i wszystkimi fanami, że Kanon jest prawdziwy. To był mocno nieprzyjemny stres, taki, który w efekcie przynosił same złe rzeczy, jak chociażby to nieszczęsne zerwanie po którym się teraz tak… godzili. Tak więc jak chociaż ślub faktycznie będzie jednym wielkim stresem, aby wszystko przygotować, przyszykować, aby wszystko było idealnie, to szczerze nie mógł się go doczekać. A zwłaszcza nocy poślubnej! Bo wtedy to miał dziwne wrażenie, że wejdą na kolejny poziom zbliżenia, jakby właśnie teraz nie wchodzili na cholerne wyżyny. Niby znali się na wylot w tym temacie, a jednak potrafili się jeszcze zaskoczyć.
Dźwięki bardzo mocno na niego działały. To było coś co go niesamowicie nakręcało. To był niezbity dowód na to, że to co robił, było dobre. A zwłaszcza te wszystkie oddechy i nieproszone pojękiwania, których nie dało się zatrzymać. To jego ulubiony dźwięk i nigdy nie miał dosyć, gdy tego słuchał. W ten sposób stawał się tylko lepszym kochankiem, bo bardzo szybko uczył się czego chciał jego partner. A on bardzo chciał sprawić, aby każdy ich stosunek był dla Kanga niesamowicie przyjemny i warty zapamiętania. Akurat w tym temacie zgrali się bardzo dobrze, bo i jeden i drugi chciał tego samego - bezlitosnego pieprzenia. A jakim on byłby partnerem, jakby nie dał tego Songowi? Zwłaszcza kiedy go tak ładnie prosił swoimi gestami o więcej. Nic dziwnego, że Damon dawał się ponieść swoim wewnętrznym rządzom, biorąc się ostro za swojego narzeczonego. Jakoś ostrzej niż zazwyczaj, bo nie dość, że ruchy miał bardziej brutalne, to jeszcze jak go złapał za gardło, to miał wrażenie, że zaraz go udusi, nawet jeśli wszystko było wywarzone na tyle, aby faktycznie chłopaka nie skrzywdzić.
No ale pyskaty mu się trafił ten narzeczony, musiał to przyznać. Znaczy, widziały gały co brały i bardzo się z tego cieszyły, ale w kwestiach łóżkowych (czy tam łazienkowych), to czasami należało przywrócić Songa do parteru. Kim był bardzo władczy jeśli już się dobierał do chłopaka. Chociaż za dnia był przyjemną kulką, która uwielbiała się przyczepiać do Kanga i wielokrotnie dawała mu zajść sobie za skórę, tak gdy dochodziło co do czego, to… sprawy wyglądały diametralnie inaczej. Dlatego też jak usłyszał kolejną pyskówkę chłopaka, to nie mógł bezczelnie się nie uśmiechnąć pod nosem. Jakby tego jeszcze chciał. To było wyzwanie. Wiedział, że go podjudza. Nie musiał już mówić nic więcej, bo oto Damon zamierzał spełnić oczekiwania pyskacza, aby go zamknąć w tym temacie. Byle tylko nie narzekał potem, że Kim przesadził. Chociaż na to akurat nigdy się nie skarżył, bo chociaż Damon był brutalny, to jednak wszystko miało swoje granice i nigdy nie zrobił niczego, czego Song by nie chciał.
A dzisiaj wyraźnie chciał być zajechany jak nigdy wcześniej.
Tak więc jak już się Kim za niego wziął, to nie okazywał litości, nawet jeśli Kang faktycznie miałby go o to błagać. Zaciskał mocniej palce na jego ramionach, trzymając go w pewnej pozycji zwiśniętej nad ziemią, aby przypadkiem mu nie zjechał. Ktoś tu będzie miał jutro siniaki na… wszystkim. I pieprzył go bez opamiętania, a reakcja Songa coraz mocniej oddziaływała na jego zmysły i uczucie podniecenia, które wzrastało z kolejnymi ostrymi ruchami w chłopaku. Jego pojękiwania, jego urywki oddechu, jego pomruki, które były potwierdzeniem, że Kang właśnie tak chciał być przez niego poniewierany… wszystko na niego działało z taką siłą, że nie zwalniał swojego tempa, mimo, że cały był już zlany potem jak po srogim maratonie. Jego oddech też się urywał, a im szybciej i brutalniej wchodził w narzeczonego, tym trudniej mu też było utrzymać pojedyncze jęki i pomruki za ustami. Całkowicie odchodził od zmysłów. Źrenice całkowicie się rozszerzyły od tych wszystkich hormonów, które teraz w nim buzowały. Kompletnie nie przejmował się tym, że mogli ich słyszeć. W tej chwili skupiał się jedynie na tym, aby wypieprzyć za wszystkie czasy Kanga i to tak, aby go jeszcze błagał o więcej.
I wtedy faktycznie to się stało.
Kiedy usłyszał jego proszący ton jeszcze z tą koreańską wstawką, gdy usłyszał swoje własne imię, wypowiedziane w ten sposób, to podniecenie w nim weszło na wszystkie możliwe wyżyny, na jebane granice wytrzymałości. Jak to na niego podziałało. Jak to kurewsko podziałało. Momentalnie. Chyba jeszcze nigdy nie poczuł się tak… jak w tym momencie. Taki nakręcony, podniecony do takiego stopnia, że jak myślał, że nie może być bardziej brutalny, szybszy i ostrzejszy, tak jeszcze mocniej zacisnął chwyt na skórze chłopaka, wręcz wbijając w niego boleśnie swoje palce tylko po to, aby trzymać go pewniej kiedy zaczął się w niego wbijać - bardziej bezlitośnie, bezwględnie, wręcz zdziczało. Kompletnie gubił swój oddech, całkowicie go przyćmiło. Skupiał się tylko na tym, aby coraz okrutniej, dziko wchodzić w chłopaka doprowadzając go do samego końca. Sam w końcu nie mógł dłużej pociągnąć tego przedstawienia, bo chociaż starał się jak mógł, tak ten proszący ton Kanga zadziałał na niego jak nic nigdy wcześniej. W końcu czując zbliżający się koniec, przyspieszył do granic możliwości, raz jeszcze przyciągając narzeczonego do siebie, aby zbyt mocno chwycić go za gardziel i ostatnie bestialskie ruchy wykonać już go podduszając, gdy jego spocona klatka piersiowa ponownie zetknęła się z jego plecami.
W końcu nadszedł koniec, doszedł w nim, na koniec jeszcze kilka razy się w niego ostro wbijając, jakby chcąc przedłużyć ten moment, ale jak tylko podniecenie się z niego ulało, tak momentalnie stracił siły, a to był… naprawdę wymagający trening. Oddychał bardzo ciężko. Oparł mokre czoło z przyklejonymi do niego kosmkami czarno-czerwonym włosów o ramię Kanga, drżąc z wysiłku, ekscytacji i tej żądzy, która powoli się w nim uspokajała, luzując przy tym swój chwyt na jego gardle, nie ściągając jednak ręki. Tam też chyba będzie ślad po jego chwytach. Jak na ramionach. I przedramionach. No posiniaczony chłopak będzie. I w malinkach. I zadrapaniach. Jego nierówno chodząca klatka piersiowa przyklejona była do mięśni jego pleców, wciąż nie potrafiąc się od niego oddalić. W dalszym ciągu był dookoła niego opleciony, drugą z rąk mając go objętego w pasie, tylko już nie tak mocno, jak przed chwilą. Nie miał na to siły w tym momencie.
- To co z tym przytulaniem? - spytał w końcu, nie podnosząc z niego czoła, kiedy mógł wydać z siebie jakiś inny dźwięk niż łapanie oddechu. Na mordzie jednak wciąż miał wyraźnie zadowolony uśmiech, taki w chuj usatysfakcjonowany. Gorzej jak mu Kang powie, że było tak 2/10. Wtedy dopiero zostanie wdeptany w ziemię.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Z całą stanowczością mógł stwierdzić, że nigdy nie było mu tak dobrze. Znaczy: należało wspomnieć, że zawsze był zadowolony z ich „pożycia”. Chyba, że akurat próbowali czegoś pojebanego, co im dwojgu nie pasowało ostatecznie, bo jednak eksperymenty jakieś wlatywały, ale tak to zawsze sobie chwalił przebieg tego wszystkiego. Nawet jeśli narzekał w trakcie to też tylko po to, by najczęściej sprowokować Damona.
  I też nigdy, absolutnie nigdy wcześniej Song nie poprosił go o to. Nie w taki sposób, nie takim tonem. To tylko wskazywało na te jego sto procent poddaństwa. Nigdy nie dawał mu stu procent! To teraz je dostał. I jak się okazało to wystarczyło poprosić, a Kim przeniósł go na wyżyny lub nawet ponad wyżyny rozkoszy. To naprawdę było takie proste?
  Już nawet nie kontrolował tego, że nie mógł siedzieć cicho. Poza zrywanym oddechem, spomiędzy jego ust uciekały kolejne, jeszcze głośniejsze dźwięki, wskazujące na to, że było mu dobrze. Wręcz zajebiście dobrze. A ten ból tylko to wszystko podsycał. Uwielbiał to, kochał jak nim poniewierał i jak nie okazywał mu żadnej litości. Chyba lubił być jego szmatą! Czasem mu się zdarzało. A zapytany akurat o to, to się nawet nie wyprze tylko przyzna z całym przekonaniem. Układał go jak chciał, zadawał ból, był pozbawiony delikatności, a Songowi to naprawdę odpowiadało. Jak go kiedyś zadusi w trakcie seksu to przynajmniej będzie mógł na pogrzebie chłopaka powiedzieć, że no cóż – Kang umarł szczęśliwy.
  Spełnienie przyszło. O wiele bardziej intensywne niż kiedykolwiek wcześniej. Te kilka sekund, kiedy zdawało mu się, że jest w zupełnie innym świecie, po upływie których wróciła mu świadomość. Świadomość tego, że był zmęczony. Nawet jeśli to on został ordynarnie wygrzmocony to nie znaczyło, że w żaden sposób nie odbiło się to na jego kondycji. Wraz z tym, jak schodziło z niego całe to podniecenie, to odchodziły też siły. Dosłownie cały drżał od tego wszystkiego, co się w nim nazbierało w tym czasie. Spojrzał nawet na swoją dłoń i ona też całe się trzęsła, jakby właśnie przed chwilą rzucił się na sprzedaż biletów na koncert jakiegoś idola i wydarł te bilety z gardeł innych napalonych fanek, lolol. Ale tak – jego organizm dalej próbował się uspokoić po tym wszystkim. Wyciszyć po tej fali rozkoszy, jaka się po nim rozlała. Miał wrażenie, że słyszy bicie własnego serca, a obok po prostu oddech swojego partnera.
  Zerknął kątem oka na Damona, kiedy usłyszał jego głos, samemu będąc wciąż jeszcze trochę naćpanym po tym wszystkim. Ale uśmiechnął się półgębkiem, z wyraźnym zadowoleniem. Podobno przytulanie po seksie wzmacniało uczucie! Czyli co? Powinni teraz zaliczyć jakąś sesję z uścisków? Tak jakby ich uczucie nie było wystarczająco trwałe. Przetrwało chyba wszystko, choć na horyzoncie były kolejne przeszkody i to całkiem sporego kalibru.
  — Wiedziałem, że jednak wolisz się przytulać. — Powiedział, opierając się policzkiem o jego głowę. — Mogę to nawet rozpatrzyć bo sobie zasłużyłeś. — Patrzcie go, jaki miły. I jaki ugodowy. Damon sobie zapracował na przytulanie, bo przecież Kang to był antyprzytulaśny. Znaczy wiadomo, że był ogromną przylepą, nie tak dużą jak Damon, co prawda, ale był. — Ja nie wiedziałem, że z ciebie może wyjść taka bestia. — Rzucił, podnosząc głowę, by zerknąć na niego. — Ale cię ta wycieczka odmieniła. — Duch chupacabry w niego wstąpił czy co? Czy to znaczy, że Damon teraz będzie wpierdalał owce? Baraninę na śniadanie. Najlepiej krwistą.
  Spojrzał, zaraz potem na swoje ręce, jednocześnie nawet nie oszukując się, że nie ma wcale więcej śladów na sobie poza tymi właśnie tam. Jak mieli wolne i Kim nie musiał się miarkować, by Song nie nosił tak widocznych i oczywistych śladów, to właśnie wyglądał po ich seksie jak ofiara wojny. Albo przemocy domowej. Tylko takiej, którą lubił. Czy to przypadkiem nie zakrawa na syndrom sztokholmski? Nie no, Damon przecież go nie bił. Jakby spróbował to Kang by mu tak odwinął, że już nigdy by o tym nawet nie pomyślał!
  Westchnął cicho.
  — Idziesz jutro ze mną i tłumaczysz to wszystko dzieciakom. A później ich matkom. — Oznajmił. Bo zrobił, to niech to teraz wyjaśni. Dzieciom będzie musiał sprzedać jakąś bajeczkę, że Kang walczył z wkurwionym szopem, a co mamom powie to już inna sprawa. „Ruchałem Kanga”.
  Chyba, że Kang pójdzie w golfie, wtedy chyba w miarę wszystko sobie ukryje. A wyglądał bardzo dobrze w golfie, zwłaszcza takim slimfitowym! Ale weź siedź na sali, w zaduchu, ćwicz z dzieciakami ich choreografię w golfie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Nie wiedział w zasadzie dlaczego to wszystko się aż tak różniło od ich wszystkich poprzednich razów, ale… coś dzisiaj było wyjątkowego. Wszystko było takie same, ale lepsze. Może to przez pierścionek, może przez fakt, że mieli trzy tygodniową przerwę, może przez obydwie rzeczy, a może też przez ostatnie przeżycia, ale ten stosunek był inny niż wszystkie poprzednie. Bardziej emocjonalny, bardziej brutalny, a przez to obydwoje go bardziej odczuwali. Coś się zmieniło, ale zdecydowanie na lepsze, bo od samego początku zdawał się odczuwać każdy gest czy dźwięk wydawany przez narzeczonego o wiele intensywniej niż kiedykolwiek i było to coś, czego nie mógł porównać z niczym innym. Jego reakcje wzmacniały wszystkie przeżycia, a przez to podjudzały w nim wszystko co najgorsze, co jedynie powodowało, że… no, naprawdę wyżywał się na biednym chłopaku. Jakby chcąc spełnić jedynie swoje własne zachcianki. Nie żeby miało to specjalnie Kangowi przeszkadzać, bo przez cały czas, mimo, że mocno zamroczony przez podniecenie i swoje zwierzęce żądze, zwracał na niego uwagę, chociaż można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że w ogóle o to nie dbał. Zawsze na niego patrzył, ale jego odpowiedź na działania Damona były tak wymowne, że nie dało się ich pomylić z niczym innym. Dlatego nie przestawał, a jedynie działał coraz intensywniej, wspinając się na wyżyny swoich własnych możliwości.
W życiu by nie pomyślał, że te proszące jęki Songa tak na niego podziałają, ale były jak włącznik, jak otwarcie jebanej kłódki do bramy za którą trzymał najgorsze, najbardziej skrywane w sobie demony. Kang więc musiał mu wybaczyć to, że go tak… poniosło, jednak w pewnym momencie po prostu przestał być starym sobą, a stał się zwyczajnie jebanym sadystą, który chciał wziąć to co należało do niego. Nic tylko czekać, aż pewnego dnia faktycznie przesadzi, chociaż pilnował się mimo, że zdawał się być całkowicie pozbawiony delikatności. W ich przypadku brutalność i pełna dominacja była o wiele lepszym rozwiązaniem, niż grzeczne pieszczoty. Obydwoje woleli ostrzejsze zabawy. O wiele bardziej bestialskie. Wystarczyło tylko wsłuchać się w stękanie chłopaka i pojedyncze dźwięki wysiłku oraz spełnienia uciekające z ust Kima, aby być pewnym, że ta dwójka dobrała się do siebie idealnie pod względem seksu.
Nie podnosił czoła z ramienia chłopaka, uśmiechając się wyraźnym, bezczelnym smirkiem, kiedy usłyszał jego słowa. Zasłużył. Czyli się jednak spisał, a to co słyszał, to naprawdę był dobry znak. Nie wydawało mu się! Zawsze bardzo lubił spełniać oczekiwania swojego chłopaka, a teraz już narzeczonego. No lubił być przez niego chwalony! Zwłaszcza kiedy chodziło o sprawy łóżkowe, bo wtedy wiedział, że to co robił, było dobre i nie powinien tego jakoś specjalnie zmieniać.
Na kolejne stwierdzenie, prychnął krótko pod nosem.
- To nie wycieczka. - odpowiedział, w końcu podnosząc ociężale głowę z jego ramienia, zatrzymując usta przy jego uchu. - Widzisz… wystarczy tylko poprosić. - a już dostawał co chciał. Ucałował krótko płatek jego ucha, a potem poruszył się w nim niespiesznie, bo przecież jeszcze z niego nie wyszedł, a potem się z niego w końcu wycofał. Wziął głębszy oddech, bo serce to dalej mu waliło jak oszalałe. Przeczesał palcami mocno potargane włosy, a potem zerknął wyraźnie usatysfakcjonowany na to jak Song ogląda swoje nowe zaczerwienienia, zadrapania i zasiniaczenia, które jutro na pewno przybiorą na kolorze. No nie mógł być bardziej zadowolony, zwłaszcza, że oznaczył go na każdy możliwy sposób. Na szyi i obojczyku również miał znamiona jego obecności. Teraz nikt się nie pomyli i nie pomyśli, że Song może być wolny. Oj, teraz to by chciał, aby Ezra go takiego zobaczył. Tylko bardziej ubranego. Niech go kurwica bierze. W piątek wieczorem powinien wyruchać go tak samo. - To co, powtórka za trzy tygodnie? - spytał jakże złośliwie, bo on to pewnie potrzebował tylko chwili, aby zebrać na nowo siły i znowu mógłby się za niego brać. Jakby nie było, to na swojego narzeczonego od zawsze na zawsze był wiecznie napalony, nieważne gdzie, nieważne kiedy.
Słysząc jednak jego stwierdzenie, że to Damon będzie musiał się jakimś dzieciom i ich matkom tłumaczyć z tych wszystkich śladów na ciele chłopaka, odwrócił go do siebie frontem, a potem sięgnął do jego mordy, aby ją ująć i wcisnąć mu na usta przeciągły pocałunek.
- Chyba nie chcesz, abym im to wytłumaczył. - wymruczał mu w usta, zaraz potem znowu go całując, tym razem krótko. Jakby Kim miał im powiedzieć co się stało, to by się pewnie nie bawił w bajeczki, tylko zdeprawowałby dzieci, co mogłoby się pewnie nie spodobać ich matkom! Albo by się właśnie spodobało na tyle, że chciałyby tego samego i nie dałyby mu spokoju. - Teraz to ja muszę się wykąpać. - powiedział, puszczając jego podbródek i odwracając się w kierunku prysznica, aby znowu puścić wodę pod dużym, prawie trzy osobowym prysznicem. Zerknął jeszcze na Kanga przez ramię z tym swoim wciąż nieco przyćpanym, bezczelnym uśmiechem na mordzie. - Też idziesz czy masz już dosyć na dzisiaj? - spytał. Teraz pytanie czy chodziło mu o sam prysznic, który brał wcześniej, czy o coś innego. Jakby nie było, to Kim ręce wciąż miał sprawne. I bardzo doświadczone. W namydlaniu partnera pod prysznicem oczywiście.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Ciało Songa nigdy nie miało za sobą takiego przejścia. I teraz chyba samo nie wiedziało, jak ma sobie z tym wszystkim poradzić, z tym przesyceniem. Bo choć w teorii było „po wszystkim” to wszystko i tak dalej się w nim gotowało. Pikawa bardzo długo pracowała na zwiększonych obrotach, oddech nie mógł się uspokoić, był cały rozdygotany, bo był wręcz naszprycowany emocjami i wywołującymi je bodźcami. Damon go wyjątkowo dzisiaj rozpieścił, więc jeśli sam uważał, że te zaręczyny to były takie 2/10 z jego strony, to teraz powinien wiedzieć, że tę ocenę sobie mocno podbił. I to tak poza skalę.
  — Poprosić? — powtórzył, wielce zaskoczony, a raczej zdziwiony, że Damon w ogóle mu coś takiego zasugerował. — Nie znam takiego słowa. — I będzie się wypierał, że coś takiego w ogóle z niego wyszło, bo przecież on nie prosił, a już na pewno nie błagał o więcej. Coś musiało się Damonowi pomylić. Co nie zmieniało faktu, że nie był w stanie stłamsić w sobie tego pomruku zadowolenia, na te detale, które potowarzyszyły Damonowi zaraz po jego wypowiedzi. On dalej był cały zaogniony, mocno wrażliwy na bodźce wszelkiego rodzaju, serwowane przez chłopaka.
  Podniósł wzrok na niego, kiedy ten mistrz dowcipu za dolara odezwał się, sugerując powtórkę za trzy tygodnie.
  — Skoro tak mówisz. Szanuję twoje wybory życiowe, Damon. — Odpowiedział, wzruszając ramionami. Tak jakby jeden i drugi dał radę w ogóle coś takiego wytrzymać. Zwłaszcza, że jednak byliby dalej w swoim otoczeniu, a nierzadko zdarzało się, że jeden drugiego podjudzał. I to praktycznie wszędzie, no i też przy chłopakach. Więc gdyby udało im się wytrwać już w takim celibacie, bo jednak to już byłby celibat sam w sobie – z wyboru brak zbliżeń mimo takiej możliwości, to czapki z głów. On osobiście nie chciał tego, ale skoro Damon proponował coś takiego to może mu to faktycznie po głowie chodziło, a przecież on nie będzie niczego na nim wymuszał!
  Z pełnym zaangażowaniem odpowiedział jednak na ten pocałunek, który mu wepchnął na usta. Nawet jeśli miałby on paść zaraz po tym, jak Kang tymi samymi ustami wspominał dzieci i ich matki. Różne rzeczy mogły kręcić, a jeśli to był nowy kink Damona to on… postara się to zaakceptować. Nie był pewien, czy będzie w stanie z nim go współdzielić, ale na pewno nie będzie go shame’ował.
  A kto niby miał się z tego tłumaczyć? Bo przecież nie Kang, on nie będzie się wpierdalał w te niezręczne pytania. Znaczy on to miał wbite, to Damon był tym bardziej taktownym publicznie, a przynajmniej co do zasady tak było. Co innego było w sypialni (mówiąc w przenośni), ale tak to przecież on był lepszy w te klocki, jeśli chodziło o zręczne wymigiwanie się. Wiadomo, że mistrzem taktu był ich Isaac, ale tego biedaka raczej do tego nie zaangażują.
  Nie zdołał mu odpowiedzieć, bo tamten zaraz zatkał mu usta kolejnym pocałunkiem, a ten – choć krótszy – w zupełności wystarczył, by Song zamknął mordę. Ale niekoniecznie na długo. Jeszcze przecież do tego wróci bo on to się tłumaczył nie będzie.
  Odprowadził go spojrzeniem, wcale nie obcinając go przy tym wzrokiem, wcale nie przechylając przy tym głowy. Podniósł spojrzenie z jego dupska na jego mordę, kiedy tamten obejrzał się za siebie, a potem to jemu brew się delikatnie uniosła.
  — Nigdy nie można mieć dość prysznica. — Odpowiedział, podchodząc bliżej niego. Bo oczywiście, że nie miał dość kąpieli. Poza tym jemu też by się akurat to przydało, bo jeszcze się przyklei do Kima na swoje spocone ciało. Wciągnąwszy się pod strumień z deszczownicy odwrócił na nowo spojrzenie na Kima. Pokręcił lekko głową, jak gdyby z niedowierzaniem, na mordzie dalej mając półuśmiech, ale jednocześnie wzrok od niego odsunął, sięgając przy okazji dłońmi do swojej twarzy by przesunąć nimi po niej ku górze, a zaraz potem zebrać tym ruchem swoje mokre, przyklejone do czoła, blond kosmyki i zaczesać je do tyłu. Spojrzał zaraz potem na swoje dłonie, które wciąż lekko drżały po tym wszystkim, a zaraz po tym odwrócił się w stronę Kima, podnosząc spojrzenie na niego. Sięgnął dłonią do jego karku, na którym zaraz potem zacisnął palce, wymuszając na nim, by się pochylił i zetknął z nim wargami, żeby Song mógł go przeciągle pocałować. Znaczy wiadomo, trzy tygodnie przerwy! Ale chyba nie od całowania, nie od wciskania mu języka między wargi, nie od wciskania mocniej palców w kark chłopaka. Ale tak to przerwa.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Chyba obydwoje przenieśli się na zupełnie inny, nowy poziom cielesności. Czy to znaczyło, że Damon w tym momencie sam sobie podniósł poprzeczkę? Kolejne razy przecież nie mogą być gorsze! Znaczy, Kang zwykle nie wydawał się być niezadowolony, ale też nigdy go o to nie pytał, bo wydawał się widzieć jego reakcję. Ta z dzisiaj była na tyle wymowna, że… no wiedział, że to było coś nowego. Sam też poczuł się jak nigdy wcześniej, wydostał z siebie jakąś bestię o której istnieniu nawet nie wiedział. Ale chyba będzie musiał ją ładnie oswoić i przywoływać kiedy zajdzie taka potrzeba. Chociaż to nie on ją przywoływał. Tylko Kang. Wystarczyło tylko wiedzieć jak!
- Ale znasz ton. - odpowiedział z tym swoim wymownym smirkiem na mordzie. Kang nie musiał nawet mówić słowa „proszę”, ale to jak się do niego zwrócił wystarczająco mocno robiło robotę! I mógł zaprzeczać, że cokolwiek było, bo przecież wydarzyło się to tylko raz podczas tych setek razy, kiedy ze sobą współżyli, ale wystarczyło, że Kim wrócił do tego momentu umysłem, a już to na niego działało od nowa, więc w tamtej chwili… no nic dziwnego, że zadziałało jak zadziałało! Czyli gwałtownie.
- Okay. - uśmiechnął się wielce złośliwie na jego stwierdzenie, bo kto jak kto, ale Kim to czekać nie zamierzał. Jak wiadomo, on był raczej mało cierpliwy jeśli chodziło o dobieranie się do Kanga, bo bardzo dużo (w zasadzie połowę) i tak inicjował, w bardzo różnych miejscach i w mało przychylnym czasie (jak na przykład łazienki na imprezie), ale jeśli to miało być wyzwanie… to by je przejebał. Jakby nie było, miał bardzo duże pokłady popędu seksualnego gdy chodziło o jego narzeczonego, bo zwyczajnie był na niego wiecznie napalony. I mu to nie mijało. Można by się pokusić o stwierdzenie, że ma jakieś problemy czy coś, ale to jego pożądanie było tylko skierowane do jednej, szczególnej osoby. Nikogo więcej. Więc jak Songa nie było w pobliżu, to nie dobierał się do nikogo innego, nie obcinał nikogo spojrzeniem, nie myślał o tym, aby kogoś zaraz zaciągnąć do łazienki czy go zmacać przy wszystkich działając na granicy zauważenia! Tylko przy Kangu się to zmieniało, nie jego wina!
No pewnie jakby faktycznie miało już dojść do tego, że musiałby wyjaśniać dzieciom czemu Kang jest taki poharatany i poobijany, to by wymyślił jakąś zgrabną wymówkę, ale ich matki to pewnie doskonale by wiedziały co takiego zaszło. Pewne oznaczenia i siniaki były mocno charakterystyczne, łatwo dało się połączyć kropki! Więc im pewnie by tego nie musiał tłumaczyć ani zmyślać historyjki o bitwie z rekinami, one same by wiedziały! A potem powiedziały, że deprawują im niczego nieświadome dzieci, które uwierzyły w rekiny.
W każdym razie, teraz się dość mocno kleił, więc należało wejść pod prysznic i zmyć z siebie ten cały pot, który wytworzył podczas wysiłku. A musiał przyznać, że ostro się zmachał, bo dawno nie był tak zmęczony. Ale to było bardzo przyjemne zmęczenie, chętnie by je powtarzał częściej! Musiał się tylko spytać Songa czy by nie chciał przypadkiem do niego dołączyć, bo skoro już chłopaka odzyskał, to jakoś tak… nie mógł się od niego odkleić. I chciał spędzać z nim tyle czasu ile mógł, a że bardzo lubił ich wspólne prysznice i namydlanie się, to nie byłby sobą, jakby nie zaproponował!
- No tak, o prysznicu mówię. - powiedział z bezczelnym pół-uśmiechem na mordzie, a zaraz potem wpakował się do środka, odkręcając gorącą wodę. Prysznic w ich apartamencie był… no był taki spokojnie trzy osobowy, więc mieli sporo miejsca, aby się pomieścić, chociaż w ich przypadku im mniej go było, tym lepiej. Gdy Song wpakował się do niego, zlustrował go spojrzeniem z góry do dołu, nie mogąc się przy tym nie uśmiechnąć, zwłaszcza jak widział te wszystkie ślady po nim na jego nagim ciele. Na rękach, plecach, biodrach, pośladkach, szyi i karku… no wszędzie gdzie tylko było można. Wtedy też właśnie Kang pokręcił na niego głową z niedowierzaniem, na co on tylko grzecznie, bardzo niewinnie wzruszył ramionami. No co? Przyglądał się swojej robocie. Musiał popodziwiać!
Gdy się odwrócił, raz jeszcze obciął go spojrzeniem, a potem przejechał dłońmi po mordzie oraz włosach, zjeżdżając na kark. Nieco się obmył z tej lekkiej warstwy potu na sobie, kiedy Kang się do niego odwrócił. Spojrzał na niego spod mokrych rzęs, a gdy ten sięgnął do jego karku, bezpruderyjny uśmiech wcisnął mu się na mordę, zaraz potem pochylając się i wpijając językiem pomiędzy wargi Songa. Bardzo szybko i z równym zaangażowaniem odwzajemnił pocałunek, w tym samym czasie sięgając jedną ręką do jego biodra, aby pewnym ruchem go do siebie przyciągnąć, co by mogli do siebie przylgnąć na całej długości. Drugą dłonią bardzo sprawnie odnalazł między nimi jego męskość na której zacisnął swoje palce, aby bardzo powoli i bardzo prowokacyjnie zacząć się poruszać wzdłuż jej długości.
- To co? Runda druga? - wymruczał mu wyzywająco w usta, zanim znowu się w nie nie wbił z językiem… a potem oczywiście te trzy tygodnie przerwy! Czy coś. Tygodnie, sekundy, kto by na to zwracał uwagę.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — Nie wiem o czym mówisz. — Odpowiedział Song, wpatrując się w niego dość twardo, bo przecież on to nie wiedział. Nie prosił, nie używał proszącego tonu, a na pewno nie robił tego w trakcie trwania ich zbliżenia, bo przecież to by wskazywało na jego maksymalne poddaństwo względem Damona, a tak nie było. On nigdy nie dał się podporządkować w stu procentach. Był wolny i dziki! A tak poza tym to zachowa sobie to jako tajną broń, po którą będzie sięgał od czasu do czasu. Co innego tak, a co innego w te cosplayowie środy, bo wtedy to się odgrywało role, a więc no zdarzało się nawet bycie podporządkowanym i proszenie o coś, ale tak bez niczego? No właśnie.
  Jak już po wszystkim zdecydowali się jednak na to, że wezmą ten wspólny prysznic i, podobno, tylko prysznic to chyba się do tego zabrali. I nawet zaczęło się całkiem zgodnie z tym planem, który obaj na głos przyjęli, że „no prysznic, prysznic, tylko to”. Tylko potem coś poszło nie tak, wszedł, hehe, jakiś przerywnik, zainicjowany przez Songa. Nie mógł sobie po prostu odmówić tego, by Kima pocałować. By złapać go za to jego karczycho i zmusić go do tego, by podsunął tę swoją mordę. I nie byłoby takiego problemu, gdyby to był tylko zwykły pocałunek, a nie tak intensywna wymiana śliny, w jaką przeszli. A przeszli. Bo Song, podobnie jak Damon to nie odpuszczał tylko wciągał się w to jeszcze bardziej, z każdą kolejną chwilą. Zwłaszcza jak przywarł do jego ciała.
  No a kiedy poczuł jego dotyk, to najpierw bezwiednie mu brew podskoczyła – naprawdę miał to po Damonie, zdarzało mu się, ale przecież kto z kim przystaje takim się staje. Mruknął tylko coś krótko, w zasadzie samemu nie wiedząc co, zaciskając jeszcze mocniej palce na karku chłopaka.
  Runda druga? Chyba w czasie tego kolejnego pocałunku miał się zastanowić. Ale sięgnął do tej bezczelnej łapy chłopaka, zatrzymując ją wolną dłonią, jednocześnie odsuwając się od jego ust.
  — Wróć za trzy tygodnie. — To są jego słowa i teraz Song chyba zamierzał go tym nękać. Wiadomym było, że sam raczej w tym nie wytrwa, ale każda okazja do bycia złośliwym kurwiem zawsze była przez niego wykorzystywana. Tak i teraz. Chociaż chciał, bardzo chciał tę, jak to Kim określił, rundę drugą. Nawet jeśli jego ciało jeszcze nie do końca poradziło sobie z tym, co było po pierwszej.
  Cofnął się o pół kroku.
  — Będziesz musiał obejść się smakiem, bo wyhodowano we mnie poczucie odpowiedzialności niedawno, więc… Jakkolwiek bym nie chciał to muszę jednak jutro rano być żywy, a jedyną osobą z bólem dupy w kompleksie Millenium jutro powinna znowu być tylko Karen. — Oznajmił. Bo ona to zawsze bóldupiła. W inny sposób, ale wciąż. Ale patrzcie go, jaki się zrobił nagle odpowiedzialny. Ciekawe jak długo to u niego potrwa, bo chyba nie zostanie na stałe? Ale przecież widać było, ze jest mocno w temat zaangażowany. Halo, on rezygnował z, prawdopodobnie, całonocnego ruchania tylko po to by jutro być w stanie poprowadzić zajęcia. Bo jakby puścił Damona i sam się z nim puścił to chyba nie dałby rady po pierwsze wstać na rano, gdzie już było grubo po czwartej czy piątej pewnie – nie wiedział, stracił już dawno rachubę – a po drugie nie dałby rady normalnie funkcjonować taki cały obolały.
  I musiał Damona zostawić wielce niepocieszonego. Song wyszedł spod prysznica i wytarł się ręcznikiem, wciągając na powrót swoją pseudopiżamkę, którą Damon z niego wcześniej zdjął. Osuszył włosy ręczniczkiem, a zaraz potem oporządził się do końca na szybko, by walnąć się do łóżka. Oczywiście, że opuszczając łazienkę, kiedy zamknął drzwi za sobą, to zgasił mu to światło wewnątrz. Klasyka gatunku u niego.
  Sięgnął po telefon, sprawdził godzinę, sprawdził wiadomości – a żadnych nie dostał, a przynajmniej żadnej, która by go teraz interesowała – konkretniej od Lii. Ustawił więc budzik, odłożył telefon na półeczkę, a zaraz potem walnął się całkowicie grzbietem na materac, układając wygodniej w pościeli. W sumie nie poszedł sprawdzić czy Isaac przypadkiem dalej nie siedzi w apartamencie, no ale chyba nie był głupi no! Albo przegoniły go hałasy, gdyby jednak został. Zapeklował się więc wygodniej pod pierzynką i wcisnął obie dłonie pod glowę, w sumie nie pokładając się do spania, bo jednak czekał aż Kim wyjdzie. No chyba, że w tych ciemnościach się wyjebał o coś, poślizgnął, zajebał głową o kant blatu umywalkowego i umarł, to wtedy sobie jeszcze poczeka, no ale… Raczej nie umarł! A jak umarł to przypał bo Song bez niego teraz zwyczajnie nie zaśnie. Z nim czasem też miał problemy, ale… No.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Na całe szczęście Damon wiedział. Nie skomentował więc odpowiedzi Songa, jedynie uśmiechając się w dalszym ciągu bezczelnie pod nosem, bo ilekroć nie wracał do tamtego momentu myślami, to zawsze go to jarało. I pewnie jeszcze będzie przez pewien czas, bo jak widać chłopakowi mocno się to spodobało. Miało zupełnie inny wydźwięk niż w środy, kiedy udawali i wcielali się w różne role. Teraz było o wiele fajniej, efekt na pewno był wyraźniejszy, no ale nie spodziewał się, że Song przyzna się do swojego stu procentowego poddaństwa, które się w nim obudziło na skutek działań Kima. Obydwoje jednak wiedzieli jak było i to mu wystarczało. Przecież i tak nie będzie chodził i tego rozpowiadał. Nikt by nie chciał o tym słuchać… wystarczyło, że wszystkie pokoje hotelowe dookoła ich wiedziało co się stało tej nocy.
Kim to jeszcze trochę musiał do siebie dochodzić, bo jednak ten wspólny występek mocno odebrał mu sił, więc musiał się zregenerować, ale i tak jak na faceta bardzo szybko to robił. Sprawka Songa. No i bardzo, ale to bardzo lubił prowokować chłopaka, zwłaszcza, że faktycznie mieli już za sobą wiele takich nocy, które zwyczajnie nie były przespane, bo potrafili się pieprzyć kilka razy w ciągu jednej nocy, na przeróżne sposoby. Gdy tylko dochodzili jako tako do siebie, zaczynała się kolejna runda. Potem rano byli martwi na treningu, no ale były rzeczy ważne i ważniejsze. I to nie tak, że Damon liczył na powtórkę, ale trochę liczył. Zawsze liczył, to żadna nowość! Nawet jeśli by się słaniał na nogach, to i tak by się do Songa dobierał, chociaż organizm by nie był w stanie spełnić jego zachcianek! To było silniejsze od niego. Dlatego też jak Kang wpił się ze swoim językiem między jego wargi, pocałunek momentalnie przeistoczył się w głęboki i intensywny. A ręka Kima to tak przypadkiem tam zabłądziła. Naprawdę! Żyła swoim własnym życiem.
Ale wtedy poczuł rękę Songa, która miała być znakiem stopu. Na słowa, że ma wrócić za trzy tygodnie, mimowolnie wywrócił oczami. Jego własny żart użyty przeciwko niemu!
- Żebyś się nie zdziwił. - odpowiedział, zabierając rękę, za to przenosząc ją na jego bok, po którym sunęła powoli w górę, aż w końcu się zatrzymała, kiedy Kang znowu podjął się głosu. Teraz to jemu brewka drgnęła, kiedy okazywało się, że Song naprawdę chciał być rozsądnym dorosłym, który wstanie na budzik i pójdzie pracować. No co? Nie przywykł za bardzo do tego, że jego narzeczony miał takie… przejawy odpowiedzialności. I dorosłości. I chociaż faktycznie był z niego niesamowicie dumny, że się tak starał, bo widać było, że mu zależało, aby wypaść dobrze, to jednak Kim musiał zrezygnować też z całonocnego ruchania! I to na rzecz dzieci. Jeszcze aby te dzieci z Ugandy czy Somalii były, ale to były dzieciaki z LA, pewnie jeszcze z bogatych rodzin!
Westchnął pod nosem, jednak się przy tym nieco rozbrojony uśmiechając.
- Nienawidzę twojego poczucia odpowiedzialności. - stwierdził. To poczucie mu rujnowało plany! Znaczy nie, bo jak już zaruchał to tak za wszystkie czasy i jak nigdy wcześniej, więc było zajebiście, no ale trzeba mu było wybaczyć tę jego zachłanność. - I tej całej Karen. - bo podobno tylko ją jutro mogła dupa boleć. Kolejny powód, aby nie robić rundy drugiej. No nic, jutro, a raczej dzisiaj, też był dzień! Przecież musiał utrzymać ślady oznaczenia na Kangu aż do soboty! To miał jeszcze kilka dni na ich… poprawę. - Poradzisz sobie. - powiedział, sięgając na moment do jego podbródka, aby go unieść i spojrzeć mu w oczy gdy to mówił. Naprawdę w niego wierzył! Był jego największym fanem i kiedy on w siebie wątpił, to po to miał Danona, aby ten robił to za nich dwóch. Zaraz po tych słowach pochylił się i tym razem już na spokojnie oraz czule pocałował chłopaka, jakby chciał przyklepać to stwierdzenie. Że sobie poradzi. Bo kto jak nie on?
Odprowadził chłopaka spojrzeniem spod tego prysznica, nie mogąc się powstrzymać, aby nie obciąć go spojrzeniem, a potem, jak ten się ubrał, wrócił do obmywania się z brudu oraz potu. I kiedy już kończył, nagle zgasło światło. On to już chyba jednak przyzwyczaił się do mycia w ciemnościach, bo to gaszenie świateł to nic nowego! Wkrótce więc wyszedł, otarł się ręcznikiem, założył swoje szare joggery i wyszedł z zaparowanej łazienki, aby walnąć się na łóżku koło Songa. Przeciągnął się jeszcze, a potem jak gdyby nigdy nic, przyciągnął do siebie narzeczonego i ucałował go w czubek głowy, aby zaraz potem oprzeć o niego policzek. Nie potrzebował dużo czasu, aby w tej pozycji zasnąć. Teraz, w normalnym łożku, ostro wymęczony po wysiłku i tym całym pojebanym tygodniu, a co ważniejsze - mając w końcu przy sobie Kanga, mógł normalnie zasnąć. Spokojnie, bez stresu, bez tej dziwnej pustki w środku. Teraz zdecydowanie miał wszystko czego potrzebował. I tego swojego wszystkiego nie zamierzał tej nocy puszczać. Ani żadnej kolejnej.
Nie wiedział ile spał, ale zdecydowanie za krótko. A mimo wszystko, spało mu się naprawdę dobrze… przynajmniej do czasu w którym nie usłyszał cholernego budzika za którego dźwiękiem się w ogóle nie stęsknił.
- Na litość, wyłącz to. - mruknął, mocniej przyciągając do siebie Kanga, bo był tą dużą łyżeczką, a rękę miał przerzuconą przez pas chłopaka. Wcisnął w jego kark swoją zaspaną mordę. Naprawdę nie chciało mu się wstawać. Na dobrą sprawę nie musiał, ale chciał wspierać swojego narzeczonego i iść z nim na te zajęcia, aby zobaczyć na czym mu tak zależy. Co sprawiło, że stał się odpowiedzialny. Przynajmniej teraz. - Dzieciaki na pewno nie poradzą sobie same? - spytał w niego, naprawdę nie chcąc go puszczać. Jeszcze się nim nie nacieszył! Damon przylepa powrócił. Kiedy nie wchodzili w etap gry wstępnej, a potem seksu, Kim był o wiele łagodniejszym stworzeniem. Bardziej emocjonalnym i uczuciowym. Przynajmniej dopóki nikt mu na odcisk nie naciskał. Nie to co bestia, którą pokazał wczoraj. No ale tak to było, że w łóżku ludzie stawali się kimś… innym. Więc może nie powinni skreślać Moona już na samym początku!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  A wszyscy zawsze powtarzają mu, że mógłby być bardziej odpowiedzialny. A jak się stał to nagle taki Damon był mocno rozczarowany. Choć w jego przypadku było to w pełni zrozumiałe, bo jednak doszło do tego, że Kang odmówił im obojgu zbliżenia, właśnie przez tę swoją obowiązkowość. To było coś nowego! Pewnie w innych okolicznościach by aż tak nie męczyło, ale teraz? Wśród tych wszystkich okoliczności, które wręcz namawiały do tego, by się od siebie nie odklejali? Żeby nie było to sam też nie był z tego zadowolony, ale ta presja wywołana tym zadaniem, które dostał tak nagle, nieco go przytłaczała i naprawdę nie chciał zawieść.
  Te wszystkie mistyczne siły powinny mu to potem wynagrodzić.
  Chociaż też nic nie stało na przeszkodzie by wrócili do tematu po wykonaniu tych wszystkich obowiązków, które ciążyły na Kangu.
  Był wykończony, bo ten dzień dla niego to był emocjonalny rollercoaster. Zaczynając od kolejnego poranku z dołem, gdzie musiał się oswoić z myślą, że Damon go skreślił, przez przygotowania, w których naprawdę nie chciał brać udziału, ale nie chciał być niewdzięcznym cwelem, po wieczór gdzie już w ogóle była eksplozja smaków. Jak nie Ezra i jego wyznanie, a także to, że się przykleił do niego nagle z mordą, to pojawienie się Damona, to że się prawie z Ezrą pozabijali, a potem rozmowa z Kimem, która też była pełna zakrętasów i emocji i obaw, gdzie zakończyła się jak zakończyła, potem znów impreza, która się zjebała, potem znów przytłaczająca rozmowa, potem siedzenie w kiblu, potem kolejna rozmowa z Kimem, która finał już miała bardzo pozytywny. I przyjemny.
  I kiedy Damon w końcu wyszedł z tej łazienki – bo Song tylko na to czekał, to mógł się już faktycznie pokładać do spania. Wreszcie tak, jak należało! Znaczy w Korei też nie zawsze tak spali, bo jednak dormy mieli oddzielne i zdarzały się dnie, kiedy po prostu sypiali każdy u siebie (ku uciesze współlokatorów). No ale biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło przez ostatnie trzy tygodnie to była jedyna właściwa opcja, by zasypiać.
  Dźwięk budzika. Coś, z czym Song zwyczajnie się spotykał na co dzień, zwłaszcza jak miał podjętą tę fuchę. Zareagował… no nie od razu. Wcześniej nie miał z tym problemu, ale biorąc pod uwagę to, jak spał i przede wszystkim – z kim, to się po prostu nie chciało ruszać. Ale jako, że miał Ajfona i ten klasyczny dźwięk budzika to… No wkurwiało. Zwłaszcza, że zaraz usłyszał Damona, więc wyciągnął się by złapać na smartfona i po omacku go wyciszyć. Zaraz po tym sam wcisnął się mocniej swoim ciałem w chłopaka.
  — Nie poradzą. — Odpowiedział, przymykając oczy. Tylko na chwilę. Zaraz potem dodał: — Ale ty, jeśli jesteś padnięty, możesz zostać. Ty sobie poradzisz sam. — Odmruknął, zaraz potem swoje oczy otwierając, bo jednak musiał wstawać. Nie mógł zaspać.
  Ostatecznie Song wyślizgnął się z tego uścisku, choć łatwe to nie było, bo Damona chyba ktoś klejem potraktował. Nie żeby za tym nie tęsknił, bo tęsknił, bo mimo wszystko to uwielbiał, zresztą sam też przyczepiał się do Damona. Tylko Song miał już dzień zaplanowany, więc po coś ten budzik był.
  — Możesz jeszcze poleżeć, ja muszę zejść i coś załatwić. — Więc Kim mógł dospać te kilkanaście minut, a w jego przypadku chyba byłoby to zbawienne. A też nie było sensu by razem z Kangiem się szlajał i te rzeczy załatwiał, skoro mógł to zrobić sam, a też nie było to takie istotne. — Wyciągnę kasę i zostawię Rhysowi bo wątpię, żeby szli z nami. — Choć może się zaskoczy. Tak czy siak podniósł się, wybrał rzeczy z torby i wskoczył na chwilę do łazienki, by zaraz potem z niej wyjść i przejść przez sypialnię do części salonowej a stamtąd opuścić pokój.
  A nie było go pół godziny! To dużo czasu na spanie! Albo chociaż leżenie i dogorywanie. Tak czy siak przyszedł, wnosząc dwie papierowe torby w jednej ręce, papierową podstawkę z kubkami termicznymi w drugiej, kartę do pokoju już w zębach. Przycupnął na krawędzi łóżka, w nogach. Odstawiając torby i podstawkę. No i kartę. Zdjął okulary słoneczne i czapeczkę z daszkiem, przeczesał na szybko palcami włosy i spojrzał w kierunku Damona.
  — Dospałeś trochę? — spytał, pakując dłoń do jednej z papierowej torby z logiem Dunkin’ Donuts by wyciągnąć z niej nic innego jak właśnie donuta.
  Bo przecież to była jego słabość.
  Wpakował sobie go do mordy, przesuwając torbę bliżej Damona, bo oto śniadanie mu przyniósł i kawę, zaraz potem wyciągając telefon z kieszeni coby przejrzeć instagrama w trakcie żarcia.
  — Co chcesz dzisiaj robić? — spytał, zerkając na niego.
  Oczywiście po tym, jak wrócą z treningu młodzieżówki, który zajmie im sporą część dnia. No, ale przecież potem mieli wolne i mogli robić wszystko. Prawie wszystko. Chyba, że po prostu wrócić do hotelu i się ruchać, choć i na to by narzekał. Wręcz przeciwnie. Niemniej zawsze mogli gdzieś jeszcze wyjść!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Damon był po tym całym tygodniu praktycznie wykończony. Przez cały ten czas ani razu się dobrze, porządnie nie wyspał, bo co chwila spotykały ich dziwne rzeczy lub spali w niewygodnych pozycjach oraz miejscach. Więc jak już padł, to naprawdę padł i miał wrażenie, że będzie spał przez kolejnych kilkanaście godzin. Pewnie z chęcią by to zrobił, gdyby nie fakt, że zadzwonił budzik ustawiony przez narzeczonego, który ostatecznie wybudził go z tego pięknego snu. Przez cały czas przytulał do siebie Songa, więc… tym bardziej nie chciał wstawać. W końcu miał wygodne łóżko, w końcu było ciepło, bezpiecznie i miał przy sobie chłopaka o którego tak walczył, więc nic dziwnego, że nie chciał wstawać za nic w świecie. Dlatego gdy ten irytujący dźwięk w końcu ustał, a Kang się w niego wcisnął, mocniej go objął i do siebie przycisnął, swoją mordę ukrywając w jego karku.
- Bez sensu. - mruknął mu w skórę nawet nie otwierając oczu. Jak to dzieciaki sobie same nie poradzą! Powinny! A co jak Kang bardzo zachoruje? Musiałyby poćwiczyć same! Albo z Karen. - Nie poradzę. - powiedział, naprawdę nie chcąc go puszczać. Był jego wielkim miśkiem do którego musiał się przytulać. Jeszcze się nim na tyle nie nacieszył po powrocie, aby znowu musiał go puszczać. Naprawdę teraz stanie się o wiele bardziej dotykalską przylepą! Ciekawe ile to potrwa.
Jęknął niezadowolony, kiedy Song się wyślizgnął z tego jego uścisku. A Kim to na pewno mu przeszkadzał w tym, aby się wyrwać, bo był upierdliwy! I nie chciał, aby ten sobie szedł, no ale… rzeczy ważne i ważniejsze. Musiał się pogodzić z obowiązkowym i odpowiedzialnym Songiem. To dalej była jego część, a kochał każdy skrawek narzeczonego, więc nie miał innego wyboru jak zaakceptować nowe oblicze chłopaka.
- Na pewno? - mruknął zaspany, podnosząc się na łokciach w tym łóżku, aby zlustrować spojrzeniem Kanga. Przytaknął na jego kolejne słowa, że pójdzie wyciągnąć hajs, aby dać reszcie, która była na jego łasce, a potem padł plecami na materac, zamykając momentalnie oczy. Przewrócił się na brzuch i przytulił poduszkę pod głową, bo Kang to już go zostawiał.
Zasnął momentalnie, bo naprawdę był padnięty, w dalszym ciągu. Niby się coś zregenerował, ale to dalej nie było to! Dlatego te pół godziny, które dał mu Song było naprawdę zbawienne. I nie obudził się nawet jak chłopak wszedł z powrotem do apartamentu. Przebudził się dopiero w momencie kiedy ten przysiadł na łóżku. Damon wtedy otworzył niespiesznie jedno oko, potem drugie, zerknął w kierunku papierowych toreb, a potem przeniósł wzrok na chłopaka. Podniósł się ledwo do siadu i przeciągnął, ziewając szeroko.
- Trochę, ale kiepsko się dosypiało, bo mi kogoś brakowało. - stwierdził, przecierając oczy. No co? O wiele lepiej mu się spało, kiedy jednak miał się do kogoś przytulić. I to nie byle kogo!
Sięgnął do torby, aby wyciągnąć z niej swojego donuta i go ugryźć, drugą ręką zabierając z podstawki gorącą kawę. Zdecydowanie była mu dzisiaj potrzebna. Albo nawet kilka.
- Szczerze? Nic. Absolutnie nic. - odpowiedział na zapytanie Songa, biorąc kilka łyków napoju. Wiedział, że czeka go ten trening młodzieżówki na który miał iść z narzeczonym, ale zaraz po tym miał wrażenie, że nie będzie miał sił i chęci na cokolwiek. Na pewno nie dzisiaj. - Mam dosyć tamtego tygodnia i potrzebuję się zregenerować. - powiedział, bo nawet nie zamierzał mu ściemniać, że pada na mordę i potrzebował posiedzieć w domu, odpocząć od ludzi, od życia, hałasów i dziwnych przygód. Spokój i takie domowe zacisze, nawet to hotelowe, to było coś czego faktycznie teraz potrzebował. - Więc jak zostaniemy, zamówimy jedzenie i obejrzymy coś głupiego, to będę przeszczęśliwy. - dodał, biorąc kolejnego gryza donuta. Hesu, jak on tęsknił za tym smakiem!
Upił kilka solidnych łyków kawy z nadzieją, że ta go postawi na nogi i zmyje z niego to cale przyjebanie. Przejechał dłonią po mordzie i zaczesał włosy do tyłu, potrząsając mordą, aby się trochę ogarnąć. Zerknął za okno sypialniane zza którego był piękny widok na panoramę LA, jakby chcąc zgadnąć, która jest mniej więcej godzina, pewnie zbyt wczesna, a potem spojrzał na chłopaka.
- O której tam mamy być? - spytał, chcąc wiedzieć mniej więcej ile ma czasu na ogarnięcie się. - I co będziemy robić? Albo ja co będę robić. Poza tłumaczeniem matkom czemu trener ich dzieciaków wygląda jak po wojnie. - nie mógł się tu nie uśmiechnąć zadowolony, bo na szyi chłopaka to dalej widział te purpurowe malinki, które mu zrobił. Nie mówiąc już o śladach na rękach, ale te chociaż można było ukryć pod długim rękawem! - I czy mam się jakoś przygotować? - bo on to w zasadzie nie wiedział czy będzie tam po prostu sobie stał, czy pomagał, czy obserwował, czy pomagał dzieciom buty wiązać. Nie dopytał, bo miał wtedy ważniejsze rzeczy do roboty, ale skoro zaraz mieli się zbierać, to chyba należało się zapytać!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Kang był tylko zastępstwem za Matta, który osobiście prowadził unit juniorów do występu na EXPO i nie powinno to być zaskoczeniem, skoro to było jedno z największych wydarzeń. Ale, że skończył w szpitalu to musiał komuś powierzyć opiekę nad młodymi i to w finalnych dniach. I niby powinny już być gotowe, bo jednak ćwiczyły od dawna, ale to o ten ostateczny szlif się rozchodziło. A kto mógł zadbać o to lepiej od tzw. performera w zespole k-popowym, który teraz surfował na fali hallyu po całym świecie? Poza tym – śledził przecież poczynania Kanga, był tez z nim w kontakcie i niejednokrotnie zasięgał po jego opinię. Miał szczęście, że był na miejscu, kiedy to się stało. Dlatego wybór był taki prosty.
  A nie powoływało się zastępstwa zastępstwa bo to już byłaby przesada. Nie mógł się więc rozchorować, ani nawalić.
  W sumie to źle mu było z widokiem padniętego chłopaka i myślą, że miałby go faktycznie wyciągać z łóżka i go ciągnąć… gdziekolwiek. Jeszcze jakby jemu miał ciągnąć to w porządku. Zaraz, o czym to on? A, tak. Stąd też postanowienie, że on pójdzie i te rzeczy pozałatwia, a Damon sobie dośpi. I też wracał do hotelu z postanowieniem, że jeśli to mu nie pomoże, to po prostu będzie go namawiał, żeby został w apartamencie, wyspał się, doszedł do siebie, bo jednak miał za sobą niemałą traumę w postaci wycieczki do Meksyku.
  I tak jak go widział po swoim powrocie to tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że powinien zostać. I nie dlatego, że Song chciał iść na miasto sam!
  — Kogo? — spytał, bo przecież nie wiedział kogo mogło Damonowi brakować. Znaczy chyba miał pomysł, bo już otworzył usta, ze swoim złośliwym wyrazem na mordzie, ale zaraz je zamknął, machnąwszy ręką, że nieważne. Nie będzie mówił.
  Wysłuchał odpowiedzi chłopaka na zapytanie o to, co chciałby po tym robić. No niczego innego chyba się nie spodziewał. Nie zakładał, że Damon krzyknie „dawaj, lecimy na miasto w bajlando po wszystkim”. W sumie to wtedy by się dopiero zdziwił.
  — Rozumiem. — Kiwnął głową. Zaraz jednak uśmiechnął się tym grymasem upierdliwca. — Chcesz obejrzeć coś głupiego, czyli będziemy stali i patrzyli na odbicie twojej mordy w lustrze? — No co za komik. No mistrz dowcipu. Ale jak to też świadczyło o nim, skoro on na tę „głupią mordę” poleciał. No to chyba on był jeszcze głupszy.
  Przyglądał mu się w milczeniu, dokańczając tego swojego donuta, spojrzeniem oceniając go jako „zmęczonego”, by zaraz potem samemu upić trochę zawartości swojego kubka.
  — Zaczynam za godzinę, stąd jest w miarę blisko do Millenium — taktycznie wybrał hotel w Hollywod. — Jedzie się tam pół godziny — to rzeczywiście blisko, no ale skoro Los Angeles jest miastem o długości 150km to co się dziwić. — Muszę być tylko chwilę wcześniej, odebrać salę i inne takie. Więc za piętnaście, max dwadzieścia minut muszę być na dole. — Wyjaśnił mu. Zaraz usłyszał kolejne pytania dotyczące całej tej fuchy i… Uniósł lekko brew. On już wiedział, co Damon będzie tam robił! — A w przerwach będziesz po prostu się ze mną pieprzył. — Poinformował, posyłając mu wymowny uśmiech. Oczywiście żartował. Tam nie było przerw. Znaczy może nie żartował. Ale przerw naprawdę nie było. Przynajmniej dla niego. Na przerwie dla dzieci musiał po prostu je ogarniać. No ale dodał, już nieco poważniej: — Wiesz, do expo zostały już tylko trzy dni z próbami, one znają już choreografię, teraz została kwestia tego by to doszlifować i faktycznie zrobić z tego performance. Więc głównie skupić się na środkach, żeby działo się tam coś na tych ich mordach — no taniec to jak aktorstwo też, ekspresja była ważna — zresztą kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć o tym, jak to działa. — Spojrzał tutaj na niego wymownie, bo to Damon z Rhysem byli tymi ich najbardziej ekspresyjnymi. I zapładniali powietrze swoimi zmodyfikowanymi ruchami, gdzie potem Kang na nich syczał, jako naczelny nazi choreografii, że to nie tak szło. — I nie, nie musisz się specjalnie przygotowywać. Chyba, że psychicznie do tego, że będzie trzeba zapanować nad trzydziestką huraganów. — Kang był energiochłonny jak dzieciak, ale no był jeden. Co prawda pewnie odpierdalał za pięciu, ale to wciąż nie ten kaliber. Z drugiej strony dzieci się słuchały w większości, a on to na przykład nie. No Damon by sobie poradził.
  Odstawił kawę i przysunął się bliżej chłopaka na tym materacu, a zaraz potem sięgnął do jego karku, by go zacząć rozmasowywać.
  — Ale widzę, że jesteś padnięty, więc powinieneś zostać. Ja sobie poradzę, tobie należy się odpoczynek, a dzieciaki wysysają ogromne pokłady energii. — A w stanie chłopaka było to raczej niewskazane, żeby jeszcze tę energię oddawał. Jedno dziecko potrafiło być męczące, a co dopiero trzydziestka roztańczonych ośmiolatków z możliwym ADHD. I widać, że Song też potrafił się martwić o kogoś. Znaczy głównie o Damona, czasami o Rhysa, bardzo rzadko o kogokolwiek innego. — Nic się nie stanie jeśli tu zostaniesz, tym bardziej, że jutro też jest dzień. Bym po prostu wrócił, przyniósł to żarcie, o którym wspominałeś i moglibyśmy gnić.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ