listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
17.


Każda rodzina miała swoje tragedie. Jedna mniejsze, druga większe, jeszcze inna te ciągnące się od lat. Otis tak szczerze i prosto z serca współczuł najstarszej siostrze, że straciła ukochanego męża. Bo Jack był rodziną. Był kolejnym synem, którego skrycie pragnął pan Goldsworthy i rozpieszczanym zięciem. Natomiast dla Otisa był niczym starszy brat. Może nie mieli szczególnie bliskiej więzi, ale dogadywali się na tyle dobrze, żeby móc spędzać ze sobą czas i nawet zapadająca czasem cisza nie drażniła żadnego z nich. I mimo że Jacke pozostawił po sobie dużą pustkę, to najważniejsze było teraz zdrowie Victorii. To fizyczne i mentalne. Dlatego co jakiś czas zaglądali do niej nie tylko rodzice, ale również młodsze rodzeństwo. Tak było i tym razem, kiedy Otis postanowił zawitać do hotelu, która niespodziewanie i wbrew radom rodziny, postanowiła wrócić do pracy. Nawet on uważał, że to nie był najlepszy pomysł, że to za wcześnie, ale z drugiej strony rzucenie się w wir pracy wydawało się doskonałym sposobem, żeby wyprosić z głowy niechciane myśli.
- Jak twoja noga? - zapytał usiadł już w fotelu, obejmując długimi, szczupłymi palcami kubek z gorącą kawą. Bo z Otisa był chłop jak dąb, a powiedzenie wysoki jak brzoza i głupi jak koza sprawdzało się w jego przypadku w stu procentach? - Nie wolałaś jeszcze trochę wypocząć? Albo gdzieś pojechać? Wziąłbym kilka dni wolnego i moglibyśmy pojechać razem - rzucił pomysł, chociaż podejrzewał, że Ria i tak machnie ręką na jego luźną propozycję. Pomyślał nawet, że w takim wypadzie mogłyby towarzyszyć im pozostałe siostry, ale szybko skarcił się w głowie za takie kombinowanie. Nie mógł na siłę jej uszczęśliwiać, kiedy Victoria sama wiedziała, co było dla niej najlepsze. I jeśli potrzebowała wrócić do pracy, to nikt nie miał prawa tego negować. Jedno było pewne - niezawodne wsparcie rodziny. I nawet jeśli najstarsza córka państwa Goldsworthych zapierałaby się rękami i nogami, że wcale tego nie chce, oni i tak trwaliby przy niej bezwarunkowo. Bo tak to właśnie działało, w końcu ojciec od zawsze uczył ich poczucia jedności i uświadamiał, że rodzina to najcenniejszy skarb. I miał rację. Różni ludzie przychodzili i odchodzili, ale to co mieli oni było na zawsze.

Ria Goldsworthy
towarzyska meduza
-
właścicielka motelu — la costa motel
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
po śmierci męża staram się ogarnąć na nowo swoje życie z czym kompletnie nie mogę sobie poradzić
  • 2

Ria nigdy nie lubiła traktować innych jak jakieś delikatne jajeczka, które trzeba pieścić i przytulać. Teraz kiedy sama znalazła się w tragicznej sytuacji również tego nie oczekiwała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej rodzina i przyjaciele się martwią. Była im bardzo wdzięczna za to, że są obok, wspierają swoją obecnością i ciepłym słowem. Niestety z tą tragedią Victoria musi uporać się sama, nie o tyle co fizycznie, a psychicznie. Musi na nowo nauczyć się życia w pojedynkę.
Wczoraj podjęła pierwszą ważną decyzję, którą było spakowanie rzeczy po zmarłym mężu. Była dzielna, wielkie sprzątanie nie zakończyło się kolejnym potokiem wylanych łez, jakoś dała radę.
Dzisiaj rano wiedziała co było krokiem numer dwa, musiała wrócić do motelu. Prawda jest taka, że lekarz dalej kazał się jej oszczędzać, ale nie mogła znów siedzieć w pustym domu. Powoli zaczynała się tam dusić, ta cisza, która panowała wokoło strasznie ją irytowała, poza tym musiała jakoś pracować na życie. Wystarczy, że już musiała sprzedać samochód aby mieć na kolejną ratę cholernego kredytu. Nie oszukujmy się, życie nie było za darmo, a tym bardziej tanie.
Dlatego Ria ku zdziwieniu wszystkich bladym świtem pojawiła się w la Costa, aby uporządkować kilka zaległych i bieżących spraw.
Przyznać musiała, że czuła miłą odmianę, w końcu porozmawiała z kimś innym niż tylko z wizytatorami w jej domu, w którym czuła się niemal zamknięta. Spotkanie nowych twarzy, zmienienie otoczenia dobrze jej robiło, czuła się o wiele lepiej.
Pchała się do każdej pracy w motelu jaka była do zrobienia, przyjmowała rezerwacje na recepcji, porozmawiała z gośćmi, pomogła pokojówce ogarnąć pokoje. Do kuchni też chciała się dostać, ale szef restauracji widząc ją z nogą w gipsie niemal wykopał jej szanowny tyłek ze swojego królestwa.
Nie mając już nic więcej do zrobienia blondynka zabrała się do swojego gabinetu gdzie wzięła się za ogarnianie dokumentów.
- Dalej na miejscu no i w gipsie. - odpowiedziała bratu odkładając kolejne papiery gdzieś na bok, chwyciła lewą ręką za talerz z makaronem, który został jej tutaj podany chwilę przed pojawieniem się jej brata. Ria kompletnie straciła poczucie czasu, głód poczuła dopiero jak zapach pysznego makaronu z sosem wkradł się jej do nosa. Nabrała na widelec trochę nitek i wsadziła je do ust niemal łykając w całości.
Przysunęła się na czarnym starym fotelu bliżej biurka i przeniosła wzrok na młodszego braciszka.
- Mam dość siedzenia w domu, ciągle te same ściany, ci sami goście, a i na Netflix obejrzałam już wszystkie fajne filmy. - wzruszyła delikatnie ramionami mówiąc zgodnie z prawdą. Jakby po raz milionowy miała oglądać transformerów to wydłubała by sobie sama oczy łyżką do butów.
- Wyjazd? Gdzie? Patrząc na mój stan konta to jedynie stać mnie na wycieczkę do pobliskiego marketu aby obejrzeć suszoną wołowinę. Poza tym na piechotę daleko bym nie doszła, musiałam sprzedać samochód. - dodała i znów wpakowała sobie makaron do ust brudząc sobie brodę niczym małe dziecko. Nie miała za bardzo ochoty wspominać o tym, że sprzedała samochód, ale wiecznie kitu wciskać rodzinie nie będzie, że tyle czasu jest u mechanika.
Niestety taka była rzeczywistość, brutalna.
- Lepiej powiedz jak tam u Ciebie? Wszystko gra? - odwróciła trochę kota ogonem, bo co jak co, ale to ona była starszą siostrą, która zawsze martwiła się o młodsze rodzeństwo, nie odwrotnie.
Otis Goldsworthy
powitalny kokos
Rorka
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie miał zamiaru na nią chuchać i dmuchać, a jednak martwił się, tak zwyczajnie i po ludzku. Może nie o jej nogę, bo ta z pewnością wkrótce znów będzie (oby!) w pełni sprawna, ale o jej zdrowie psychiczne. Nie oszukujmy się - nie można było w tak krótkim czasie pogodzić się ze utratą bliskiej osoby. Nie ma takich szans. Dlatego Otis usilnie twierdził, że siostra tylko udawała, że wszystko było w porządku, kiedy tak naprawdę świat zawalił jej się na głowę. Ale nie miał zamiaru naciskać, nie taka była rola brata, który zamierzał wspierać i dodawać otuchy w tych okropnych chwilach. A tym bardziej nie planował użalać się nad Victorią, żeby jeszcze bardziej nie przytłaczać jej tragicznym zdarzeniem.
- Niedługo zdejmą ci gips i będziesz hasać jak sarenka - oznajmił z uśmiechem, chociaż przed momentem ugryzł się w język, żeby nie palnąć czegoś na zasadzie do wesela się zagoi. Świetne, budujące zdanie. Takie akurat do użytku po śmierci ukochanego męża. W punkt! - I nikt nie mówi, żebyś siedziała sama zamknięta w czterech ścianach. Mogłaś pojechać na farmę do rodziców. Mama na pewno ucieszyłaby się z odwiedzin - tak tylko nieśmiało podsunął pomysł, bo absolutnie nie zamierzał jej niczego narzucać. Po prostu próbował dać siostrze do zrozumienia, że wszyscy martwili się o nią i byli dla niej. I że zawsze mogła liczyć na rodzinę, która niezależnie od wszystkiego zawsze stała za nią murem.
Fakt, ten wyjazd chuj wie gdzie nie był najlepszym pomysłem, ale Otis naprawdę się starał, ok? Nie wychodziło mu to za bardzo, jednak próbował podnieść Rię na duchu.
- Oj, Riri - popatrzył na nią pobłażliwie, kiedy tak po mistrzowsku uwaliła się makaronem. - Zawsze istnieje możliwość pojechania gdzieś bez konieczności wychodzenia z auta. Pojeździć, pozwiedzać. Tata na pewno pożyczyłby nam swojego pick-upa, mimo że ten ledwo zipie - zaśmiał się krótko na wspomnienie o samochodzie ojca. Pan Goldsworthy najczęściej przewoził nim pszenicę, trzcinę cukrową i inne rolne uprawy, jednak nie było ich aż tyle, żeby nimi handlować i wszystko, co rodzice zbierali z niewielkich hektarów pozostawało do użytku własnego. Otis do tej pory pomagał w polu, kiedy tata był w stoczni, a on akurat nie musiał rozwozić listów.
Na pytanie siostry wzruszył ramionami; nie miał zamiaru opowiadać jej o tym, jak podczas spóźnionej zabawy halloweenowej nadepnął na gwóźdź podczas przechadzki po opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, ani o jego telefonicznej znajomości z Jo, chociaż o tym drugim pewnie już jej wspomniał raz czy dwa. Albo nawet i więcej.
- U mnie po staremu - odparł zgodnie z prawdą. - Coraz więcej pracy, bo ludzie powoli zaczynają wysyłać kartki świąteczne. A i pewnie tych niedługo będzie niemało do rozwiezienia - westchnął, bo już oczami wyobraźni widział ten Sajgon i goniące terminy. - Ale jakbyś potrzebowała pomocy tutaj w hotelu, to wal śmiało - dodał pośpiesznie z tym swoim durnowatym uśmiechem. Otis nie należał do najbystrzejszych i często wyglądał jak jakiś przygłup, do którego niewiele docierało. Ale serce miał czyste i szczodre, a w dodatku zawsze palił się do roboty.

Ria Goldsworthy
towarzyska meduza
-
właścicielka motelu — la costa motel
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
po śmierci męża staram się ogarnąć na nowo swoje życie z czym kompletnie nie mogę sobie poradzić
Głupia powtarza, że została sama. prawda była jednak inna, miała rodzinę, która wspierała ją jak nigdy. Wiedziała, że zawsze mogła na nich liczyć, a w tej sytuacji to już nie mogła prosić o nic więcej. Może nie okazywała tego zbyt mocno, ale była im wdzięczna, wszystkim i każdemu z osobna. Nawet jeśli ciągłe telefony z zapytaniem czy czegoś nie potrzebuje czasem doprowadzają ją do myśli samobójczych, hehe.
Wiedziała, że gdyby nie ich wsparcie i wiedza, że ich ma to szczerze mówiąc pewnie popełniłaby samobójstwo. Brzmi to strasznie, owszem, ale taka była prawda. Nie wiedziałaby sensu w dalszym samotnym życiu.
- Pierwsze co zrobię to pójdę na dancing. - mruknęła lekko rozbawiona swoją myślą. Nigdy nie umiała tańczyć, nie lubiła też tego, ale wizja tańca połamańca w jej wykonaniu rozbawiała ją samą. Trochę to przykre.
- Na farmę? - zapytała unosząc brew w górę i aż zatrzymała się w jedzeniu swojego obiadu. Wierzchem drugiej ręki przetarła usta i przełknęła resztki makaronu, które trzymała w gębie.
- Kocham naszych rodziców, ale mama wysyła mi po milion wiadomości dziennie. Rozumiem, że się martwi, ale pytanie mnie po 5 razy czy nie potrzebuję pomocy w myciu pleców to chyba przesadza. A jak bym tam pojechała to nie dość, że kazałaby mi leżeć to jeszcze by mnie karmiła. A wtedy dupa na pewno by mi urosła. - wzruszyła delikatnie ramionami. Mama Goldsworthy była wspaniałą kobietą i matką tego nie można było jej zarzucić, ale jak to wszystkie matki strasznie martwiła się o dzieci, a ta w szczególności. I Ria doskonale wiedziała jakby wyglądał jej “odpoczynek” na farmie. A nie oszukujmy się, ostatnie co chciała robić to znów leżeć w łóżku.
- Otis, gdyby nie to, że motel ledwo co się trzyma niemal od razu zgodziłabym się na wyjazd, bo odcięcie się od wszystkiego to fajna opcja. Niestety chciałabym wrócić do czegoś. - uśmiechnęła się delikatnie, a głową delikatnie skinęła w stronę stosu dokumentów, który leżał na brzegu jej biurka. Brak kasy na takie atrakcje jeszcze by przeżyła, ale musiała też myśleć trochę o przyszłości, która w obecnym momencie malowała się trochę w szarych barwach.
Wróciła do jedzenia swojego pierwszego posiłku tego dnia i uważnie słuchała brata. Podziwiała go bardzo, ale nigdy by nie pomyślała, że jej brat zostanie listonoszem. Z drugiej strony Vicotoria nigdy nie musiała się martwić o to, że paczka czy list zaginie gdzieś w akcji, w domu miliona lat też nie musiała siedzieć i czekać bo zawsze dostawała info od Otisa, że coś na nią czeka. Zdecydowanie to są właśnie takie kontakty, które ułatwiają życie.
- Powinieneś ubrać się w strój elfa! Elf jako listonosz i to jeszcze w trakcie świąt. Wszystkie laski Twoje. - poruszała zabawnie brwiami śmieją się krótko. Taki widok byłby niezapomniany!
Otis Goldsworthy
powitalny kokos
Rorka
ODPOWIEDZ