detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
  • 3
Od spotkania z Duke'm minął ledwo jeden dzień, a Rory już wszystkie swoje myśli skupiała wokoło jego osoby. Sama nie wiedziała co dokładnie czuje, wiele uczuć na raz ją zalało i przez to czuła się jak jedna wielka papką wszystkiego. Na nadmiar złego wymieniła z nim jeszcze kilka smsów, który całkowicie wybiły ją z rytmu pracy. W jej zawodzie było to bardzo zgubne o czym przekonała się naprawdę szybko. Dzisiejszy dzień mogła zaliczyć do tych "kiepskich" (o ile bójka z podejrzaną zalicza się do kiepskiego dnia!) i zapowiadało się, że to nie koniec. Była umówiona ze swoim byłym chłopakiem, aby jak dorośli wyjaśnili sprawy, które miały miejsce całe siedem lat temu. Czy się stresowała? Owszem! Czy wiedziała czego może się spodziewać? Oczywiście, że tak! Była niemal pewna tego, że Duke zmiesza ją z błotem na co Rory całkowicie zasługuje. Ona również uważała, że podejmując lekkomyślną, a przede wszystkim samolubną decyzję zniszczyła ich wspólne życie i plany, których mieli naprawdę wiele. Niestety mleko się wylało, szklanka się stłukła i nie było żadnego wyjścia aby to wszystko odkręcić i naprawić. Pozostało im tylko stawić czoła nieuniknionemu.
Po zakończonej zmianie w pracy Rory wyszła z komisariatu i skierowała się w stronę swojego samochodu, do którego wsiadła. Uniosła spojrzenie na lusterko i uważnie przyjrzała się lekko rozciętej wardze i łuku brwiowym, na którym znajdował się mały plaster. Przyznać musiała, że od ostatniego razu nie oberwała tak soczyście od nikogo. Podejrzana nie dość, że była zwinna to miała mocny lewy sierpowy, który Hammond poczuła na własnej skórze.
Westchnęła tylko cicho i z kieszeni kurtki wyciągnęła telefon, w ostatniej wiadomości Duka odnalazła adres i wbiła go w nawigację, odpaliła samochód i ruszyła.
Dobre 5 minut stała pod drzwiami jego domu nie wiedząc czy ma zapukać czy odwrócić się na pięcie i odejść. Nigdy nie należała do grona tchórzy, zawsze była pewna siebie i leciała do przodu, ale teraz...wewnętrznie była przerażona. Nie była gotowa na tą rozmowę tak bardzo jak sobie wmawiała. Nie chciała usłyszeć tych ostrych słów i stracić tych wszystkich wspomnień, które de facto kilka miesięcy temu trzymały ją przy życiu kiedy przeżywała najgorszy koszmar i ból.
- No dalej, nie pękaj Hammond. - mruknęła do siebie tym samym dodając sobie otuchy. Uniosła lewą dłoń i zadzwoniła dzwonkiem.
Powoli z cichym gwizdem wypuściła z płuc ciepłe powietrze i nabrała jego świeżą dawkę. Nie było obrotu, czas ponieść wszelkie konsekwencje swoich głupich decyzji.

Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Jego czas był ostatnio trudny. Począwszy od kontuzji, jakiej nabawił się na jednej z akcji, problemy z utrzymaniem jednostki w ryzach, a także rozstanie z Sage, która nie mogła pogodzić się z faktem, że jego siostra i rodzina była ważną częścią jego życia. Nie wyobrażał sobie wygonić jej na bruk tylko dlatego, że rudowłosa nie czuła się w domu swobodnie. W jakimś stopniu więc ucieszył się, że rozeszli się jak cywilizowani ludzie, bo życie z młodszą i charyzmatyczną dziewczyną było dla niego męczące.
Teraz jednak miał inne zmartwienie: Robertę. Kiedy zobaczył ją w holu remizy strażackiej, poczuł jak wszystko w nim odzywa się i wypycha z nieświadomości wszystkie wspomnienia. To, jak poznał ją na imprezie w Halloween i od razu stwierdził, że musi zaproponować jej tanie piwo, jak wspólnie wynajmowali niewielką kawalerkę; jak spędzali wspólnie wieczory i grali w kamień, papier, nożyce, aby podjąć decyzję co będą robić. Pamiętał jak uczył ją grać w szachy i to, jak marszczyła nos, kiedy myślała nad ruchem. Buckley siedział na stołku przy blacie w kuchni i wpatrywał się przed siebie. Uśmiechał się do własnych myśli. Nawet do tego, że na jedną z zabaw w ich małą rocznicę przebrał się za Thora i latał po domu z tłuczkiem do mięsa. To były naprawdę piękne czasy. Szkoda, że Roo postanowiła wszystko przekreślić bez szansy na rozmowę i wyjaśnienia. Z jednej strony rozumiał jej motywację. Zawsze była ambitna i angażowała się całą sobą w to, czym się zajmowała. Z drugiej nie zamierzał jej usprawiedliwia. Zostawiła go z karteczką, nieodebranymi telefonami, bez adresu i szansy na to, aby mu nie uciekła. Celowo wymknęło mu się z rąk i teraz, kiedy wróciła po latach, wreszcie dojrzała do tego, aby odbyć to, co winno paść przed siedmioma laty.
Buckley słysząc jak podjechała na podjazd, zgarnął kule i podkuśtykał pod frontowe drzwi. Otworzył je i uśmiechnął się ciepło, poruszając odpalonymi papierosem w swoich ustach.
- Cześć, Roo - powitał, czując jednocześnie jak serce porusza się niespokojnie. Miał dziwne wrażenie, że jeszcze moment, a wyskoczy mu z piersi.
Zawsze chciał, aby tu była. By podkradała mu koszule i bluzy i na boso stąpała po korytarzach. By narzekała, że znowu zostawił w lodowce pusty karton po mleku; by znów cicho pochrapywała po jego lewej stronie.
Dziwnie więc było patrzeć, że chociaż część pragnień potrafiła się ziścić. Gdy weszła, zamknął za nią drzwi i pokuśtykał do salonu, skąd dostęp był do kuchni. Odstawił kule, oparłszy je o ścianę i powoli zaczął się przemieszczać. Dopalając papierosa, Duke wyjął dwa kieliszki do czerwonego wina, a z lodówki wygrzebał butelkę.
- Dalej lubisz półsłodkie? - upewnił się, nie zamierzając mówić, że miał wszystkie możliwe rodzaje we wnętrzu niewielkiego sprzętu chłodzącego. Odnalazł korkociąg i zaczął pozbywać się folii i korka.

Rory Hammond
sumienny żółwik
13#9694
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Słyszała w uszach kołatanie swojego własnego serca i nic nie mogła na to poradzić, po prostu nie umiała tego zatrzymać. Opuszczone luźno dłonie wzdłuż ciała zaczęły delikatnie drzeć, nie z zimna, a raczej ze stresu, który czuła coraz bardziej. Nie wiedziała co ma z nimi zrobić, zacisnęła je w pięści i wzięła kilka oddechów. Pierwszy raz była tak zestresowana, nawet nie panikowała tak przy pierwszym obcowaniu z bronią. Było to dla niej nowe uczucie, które nie koniecznie się jej podoba.
W głowie starała się ułożyć wszystko co chciała mu powiedzieć, przygotowała mowę, w której powie wszystko co chciała powiedzieć mu te kilka lat temu.
- Cześć, Duke. - odezwała się spokojnie i kiwnęła delikatnie głową. Ciemnowłosa jeszcze sekundę stała przed wejściem. W głębi siebie walczyła czy ruszyć nogą czy nie. Koniec końców rozum pierwszy raz wygrał walkę z sercem i zrobiła ten pieprzony krok wchodząc. Weszła w głąb domu i powolnym krokiem szła za plecami mężczyzny.
Nie spuszczała zwrotu z jego pleców, obserwowała w milczeniu jak powoli kuśtyka w stronę salonu, a potem połączonej z nim kuchni. Znów poczuła to poczucie winy, może i niepotrzebnie bo to nie ona zrzuciła na niego wielki kawał betonu, ale podświadomie wiedziała, że po swoim odejściu była winna wielu rzeczy.
Zagryzła delikatnie dolną wargę, rozcięta warga po lewej stronie od razu dała o sobie znać przez co Rory skrzywiła się.
Zatrzymała się przy kuchennej wyspie i odsunęła wysokie krzesełko na którym usiadła. Słysząc pytanie ciemnowłosego spojrzała w jego kierunku.
- Ja ni-... - przerwała w połowie i opuściła ręką, którą uniosła aby wskazać w jakąś mniej konkretną stronę, która miała sygnalizować, że przyjechała tutaj samochodem.
- Tak, nic się nie zmieniło. - dodała za chwilę pewniejszym głosem i uśmiechnęła się delikatnie, ledwo zauważalnie. Prawda była jednak taka, że ostatni raz wino miała w ustach właśnie podczas ich ostatniego wspólnego i normalnego wieczoru. Wino zamieniła na wodę bo nie pozwalała sobie pić nawet po służbie, ale od kilku miesięcy wodę zamieniła na mocniejszy alkohol, najlepiej taki, który idealnie niepasowa do branych przez nią tabletek uspokajających i nasennych.
Więc kieliszek wina nie zrobiłby jej wielkiej krzywdy, a nie oszukujmy się. Na trzeźwo nie dadzą rady wyjaśnić sobie niektórych spraw, a i alkohol pomoże być bardziej szczerym. Bo w tym momencie tylko szczerość pomoże im poukładać wszystko i zamknąć rozdział do końca.
- Więc...Ja, to znaczy. - i cała przemowa, którą sobie wcześniej ułożyła momentalnie wyparowała jej z głowy. Mogła ją spisać wtedy by żadnego takiego problemu nie miała.
Po jej minie i oczach można było wywnioskować, że była totalnie zagubiona, jak takie małe dziecko, które straciło rodzica z pola widzenia.
Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
On sam także nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Emocje, jakie wzbierały w nim lata temu, gdzieś się ulotniły. Pozostał jedynie żal do dziewczyny i świata, a także samego siebie - bo pozwolił sobie na uczucia tak silne, że całkowicie pękło mu serce.
- Zamówimy Ci ubera - widział, jak się plącze. Kątem oka dostrzegał też, że nie czuje się pewnie w jego towarzystwie. Tak jakby cała siła Hammond gdzieś wyparowała, pozostawiając tylko wstyd i bezradność.
Widok ten w jakimś stopniu go ucieszył. Chyba nic nie bolałoby bardziej, niż brak wyrzutów sumienia. Oznaczałoby to, że nigdy go nie kochała. I może też, że nie żałowałaby owej decyzji.
Duke lubił gdybać. Miał wręcz dziwną nadzieję, że Roberta pluła sobie w brodę, że nie potrafiła pogodzić ścieżki prywatnej z tą zawodową. Chciałby, aby czkało jej się tymi cholernymi wyborami i by spoglądając na niego czuła, że czegoś jej brakowało; kogoś.
Z drugiej strony Buckley czuł się źle z tymi myślami. Jak mógł życzyć jej takich krzywd? Przecież zawsze chciał, aby była szczęśliwa - czy to z nim, czy bez niego; nie miało to żadnego znaczenia.
Korek wyskoczył pod naporem pewnej dłoni komendanta. Rozlał czerwony trunek do kieliszków i wychylił się w stronę ciemnowłosej, aby go jej podać. Oparł swoją nogę na posadzkę i przeniósł ciężar na tę nieco zdrowszą.
- Cicho, Hammond - wyburczał, a jego uważne spojrzenie przetoczyło się po jej twarzy. W świetle ulicznych latarni nie dostrzegł tego, co rzucały mu ledy nad głową. Uniósł brwi, a kielich z alkoholem wylądował na blacie. Działając dość instynktownie podkuśtykał do dziewczyny i wyciągnął rękę, chcąc ująć jej podbródek. Trwało to jednak sekundy, gdyż zaraz się wyprostował. Cofnął palce i zwinął je w pięść. Uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Ciężki dzień, co? - zapytał tylko, usadawiając dupsko na krzesełku. Nie zamierzał proponować jej tego samego. Mogła sama podjąć decyzję. Jego myśli krążyły wokół tego, co widział, czując jak pompka w klatce piersiowej się kurczy. Widok jej ran zwyczajnie bolał. Miał ochotę każdą ucałować, tak jak robiła to ona, gdy wracał z podbitym okiem lub złamanym nosem.
- Wieczór raczej też nie będzie lekki - nie groził, nie obiecywał. Stwierdzał fakt, bo rozmowa, jaka miała odbyć się siedem lat temu, wciąż unosiła się nad nimi i sprawiała, że powietrze było ciężkie.
- Ja zacznę, Roo - uniósł uprzednio podniesiony kieliszek do ust i spił łyka. Nigdy nie lubił tego badziewia, woląc zwykle piwko lub też coś innego. To dla Hammond zawsze stał przy sklepowych półkach i się dwoił w nadziei, że te butelki będą pasować do obiadu.
- Ty głupia cipo. Ty cholernie durna i samolubna dziewczyno - ton głosu nawet nie drgnął. Brzmiał tak, jak na zbiórkach w straży. Pewnie, dość ostro, ale wciąż spokojnie.
- Co to w ogóle było, Robby? Ten pieprzony świstek? Tylko na tyle zasłużyłem? - wziął papierosa i wetknął sobie do ust. Zaczął przetrząsać nerwowo kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
- Napisałaś go na karteczce samoprzylepnej. Jak jakaś pieprzona lista zakupów - „Duke, przepraszam. Nie mogę. Kup masło. Całuję, Roo”.

Rory Hammond
sumienny żółwik
13#9694
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Nie zamierzała toczyć awantury o głupi kieliszek wina i powrót do domu uberem, naprawdę. Dlatego w odpowiedzi tylko kiwnęła głową nie chcąc nawet zaczynać tematu. Koniec końców i tak podejrzewała, że wróci do domu własnym samochodem bo wino, które wypiją nie zacznie nawet działać bo prezenty w nim zawarte wyparują z nich lada moment.
Atmosfera, która wisiała w powietrzy robiła się nie o tyle gęsta, co dziwna. Było czuć napięcie, powolne zdenerwowanie i wiele innych uczuć, których nawet nie znała i nazwać nie potrafiła.
Powoli wyciągnęła dłoń w stronę kieliszka, opuszkami palców objęła szkło i złapała je stabilniej, a następnie trunek położyła przed sobą. Nie wiedziała nawet czy wino przejdzie jej przez gardło, ale nie odmówiła, przecież nie wypada.
Nie zareagowała na jego uciszenie, swoje wielkie i przepełnione bólem oczy podniosła na jego twarz, dostrzegła, że swoim spojrzeniem wodził po jej twarzy prawdopodobnie przyglądając się siniaka, których nabawiła się podczas niezbyt udanego chwytania jeden kobiety. Trochę wstyd bo tamta była o połowę mniejsza, no ale to jest kara za to, ze skupiała się na niebieskich migdałach, a raczej na jednym migdale - Nim.
Wstrzymała oddech w momencie, w którym ruszył w jej stronę. Jego relacja ją zaskoczyła co było widać po jej minie, nie ruszyła się nawet o milimetr kiedy jego palce zbliżały się do jej twarzy. Na sekundę zapomniała nawet oddychać. Sam Duke chyba zorientował się co robi bo cofnął dłoń zanim dotarł do jej skóry. W środku czuła dziwnego rodzaju zawiedzenie. Chciała poczuć jego dotyk na swojej skórze, chciała aby położył swoje ciepłe palce na jej policzku. Wiedziała, też, że w momencie kiedy ich skóra zetknie się razem to kompletnie rozbije ją na kawałki, była rozerwana. Jednocześnie chciała poczuć jego dotyk, a z drugiej zdawała sobie sprawę, że to...nie na miejscu?
Mruknęła cicho, nie wiadomo do końca czy to było prychnięcie czy ten dźwięk miał imitować jakiś krótki śmiech. Doskonale wiedziała, że ten wieczór też nie będzie lekki, miała jednak nadzieję, że nie będzie aż tak bardzo przygniatający. Jednak nadzieja matką głupich.
Jego ostry ton spowodował, że Rory poczuła na swoich plecach nieprzyjemne ciarki. Za czasów ich wspólnego związku nie przypominała sobie aby słyszała taki ton z jego ust. Nie spodziewała się nawet, że jest aż tak groźny.
Nie odrywając wzroku od kieliszka z winem słuchała jego żalów, nie ruszyła się tylko gapiła w czerwony trunek, który pod delikatnym ruchem jej ręki zaczął się kołysać. Siedziała spokojnie i wyglądało to trochę jakby totalnie olewała jego słowa, ale tak nie było. Każda litera dochodziła do niej mocno i z wielką siłą.
- Nie, nie zasłużyłeś na to. - mruknęła przenosząc spojrzenie z kieliszka na Duka, wyprostowała się i delikatnie obróciła się na wysokim krześle w jego stronę.
- Nie zasłużyłeś sobie na to jak Cię potraktowałam, nie zasłużyłeś na ten cały ból i wszystko co Ci zrobiłam. - jej głos był spokojny, niemal szeptała, ale całe szczęście siedział tak blisko, że powinien doskonale ją słyszeć.
Ręką którą trzymała na swoim kolanie zacisnęła w pięść tak mocno, że wszystkie żyły na palach jej wyszły, a kostki zmieniły kolor na śnieżnobiałe.
- Byłam samolubna, zachowałam się jak totalna suka, która pozbywa się przeszkody na drodze do swojego celu. - nie patrzyła na niego, głowę miała opuszczoną, a wzrok wlepiła w swoją dalej ściśniętą pięść. Nabrała partię świeżego powietrza.
- Wiem, że to Cię nie pocieszy, ale to nie była łatwa decyzja. Nie wiem jak mogłam być tak głupia aby poświęcić Nas, Ciebie i całe swoje życie dla ambicji. - wiedziała kiedy nawaliła i potrafiła przyznać się do błędu. Szkoda, że zdała sobie z tego sprawę tak późno.
- Popełniłam największy błąd w swoim życiu i zapłaciłam za to cholernie wysoką cenę. - czuła jak oczy zaczynają ją piec, ale nie chciała płakać. Musiała trzymać fason, nie mogła znów pozwolić sobie na to aby rozpaść się na kawałki, szczególnie przy nim.
- Gdybym tylko mogła cofnąć czas, oddałabym wszystko. - tym razem już wychrypiała i dopiero po zakończeniu swojego żałosnego monologu podniosła na niego swoje zaszklone oczy. Mrugnęła kilka razy szybko aby odpędzić od siebie łzy, które grzecznie posłuchały i odeszły tam skąd przyszły.
Chciała mu powiedzieć, chciała mu podziękować za to, że trzymał ją nieświadomie przy życiu kilka miesięcy temu. Ale nie była gotowa na poruszanie tego tematu, nie chciała znów do tego wracać.
Dlatego nie dodała nic więcej, po prostu siedziała, patrzyła na jego twarz i czekała na wylanie całej złości przez Duka. Niech on zakończy to wszystko, musi to zrobić bo Rory nie potrafiła, nie mogła i chyba nie chciała stawiać kropki w tej historii.
Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Nie spodziewał się takiej reakcji. Czekał na to, aż z jej ust padnie coś więcej, niż przeprosiny i autopociski. Pochylił się przy tym do przodu i z niekłamanym zdziwieniem, jakie malowało się na jego twarzy, obserwował swoją byłą dziewczynę. Powoli przesuwał wzrokiem po jej ciele. Wyłapywał drżące dłonie i zaciskające się w grymasie niezadowolenia usta. Przypominała mu trochę Penny, która świadoma tego, że napytała sobie biedy, nie wojowała z Dawsonem czy Nalą, a po prostu… po prostu robiła się najsłodszą i najbardziej bezbronną istotką na ziemi.
Buckley od razu pożałował swoich słów. Tego, że zbeształ ją - nieważne czy zasłużenie, czy też nie - i nie szczędził w słowach. Mógł poczuć się źle. Mógł być wściekły. Ale czy wylewanie na kogoś wiadra pomyj przynosiło choć trochę ulgi? (Nie odpowiadajcie). Nie dokończył swojego papierosa. Niedopałek wcisnął w popielniczkę, a szklane naczynie odstawił na drewniany blat stołu. Dłonie oparł na swoich udach, a w płucach zaświszczało od powietrza, kiedy głośno go zaczerpnął. Podniósł się i łypnął na nią z góry, nie bardzo wiedząc co robić.
- No już, już - mruknął zrezygnowany.
- Tylko nie płacz - dość niepewnie postąpił kilka kroków w jej stronę. Czy miał ją przytulić? Postawił więc na coś, co robił przed laty, kiedy Roo ewidentnie coś frapowało. Uniósł swoją dłoń i koniuszkiem kciuka potarł jej zmarszczkę na czole. Zawsze wywoływało to ten sam efekt: ciche parsknięcie. Nawet wtedy, kiedy bywała na niego naprawdę wściekła. Wystarczyło magicznie ją rozetrzeć, a ta zaraz wyzywała go od skończonych dupków i przytulała się.
- Ale jesteś chociaż zadowolona, Roo? - wyprostował się i odciążył chorą nogę. Czy była szczęśliwa? Był w stanie przełknąć wszystko, byleby Hammond była zadowolona.
- Udało Ci się to, co sobie założyłaś? - doprecyzował, choć zaraz zaczął zastanawiać się, czy powrót do Australii nie był czasem odpowiedzią na jego pytanie.

Rory Hammond
sumienny żółwik
13#9694
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Hammond była kobietą, która potrafiła przyznać się do błędu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jakie będą efekty podejmowanych przez nią decyzji. Wiedziała, że nawaliła na całej lini, a nie zależała do grona kobiet, które całą winę za wszystko zrzucają na facetów.
Płacz - to coś czego nie robiła dawno, naprawdę. Po całej historii w Nowym Jorku unikała wylewania z siebie łez, tym bardziej publicznie. Zazwyczaj udawało jej się to kontrolować, umiała się powstrzymać, tym razem też tak było. Łzy, które zbierały się w jej oczach odeszły tak szybko jak się pojawiły pozostawiając tylko delikatne pieczenie.
Niespodziewanie poczuła jego ciepłą skórę na swoim czole, efekt był taki, że po jej ciele od głowy do stup rozlało się ciepło, które kiedyś tak uwielbiała. Jego dotyk sprawił, że po ciele Rory przeszły ciarki i zadrżała we wnętrz siebie.
Na jej ustach zarysował się mały uśmiech, ledwo zauważalny, ale w środku był jeden wielki kocioł emocjonalny, który został jeszcze bardziej podkręcony przez jego dotyk.
Pytanie, które usłyszała potem spowodowało, że ciemnowłosa odwróciła głowę tym samym powodując, że ręka mężczyzny musiała odsunąć się od jej twarzy.
Zgrabnie odwróciła spojrzenie w stronę swojego nieruszonego kieliszka z winem, za który chwyciła i uniosła do ust. Niemal jednym ruchem wypiła całą jego zawartość.
- Tak, spełniłam swoje marzenia. - odpowiedziała krótko, a jej ton był spokojny, ale można było wyczuć w nim zadowolenie i wielką dumę. Szkoda, że ich spotkanie po latać znów zaczynała od kłamstwa. Praca jako detektywa nauczyła ją kłamać niemal perfekcyjnie co w tym właśnie momencie się przydało.
Nie była gotowa mówić o wszystkim co działo się przez te siedem lat, nie chciała przyznawać przed nikim, że zamiast spełniać marzenia przeżywała najgorszy koszmar i to na jawie!
Robiła to też dlatego, że nie chciała martwić Duka tym wszystkim, nie chciała obarczać go swoimi problemami, straciła do tego prawo kilka lat temu wychodząc przez drzwi ich wspólnego mieszkania.
- Co działo się u Ciebie przez ten czas? - zapytała spoglądając na niego z pewną miną. Była na serio ciekawa, miała jednak nadzieję, że oszczędzi jej kolejnego wiadra pomyj i chociaż spróbują porozmawiać ze sobą w miarę normalnie, tak jak kiedyś.
- Jak...doszło do wypadku? - zadała kolejne pytanie unosząc brew w górę, szybkim spojrzeniem zilustrowała jego niesprawną nogę, a potem znów na jego twarz.
Nie czekając na pozwolenie czy zaproponowanie sama nachyliła się delikatnie nad blatem i chwyciła za butelkę wina dolewając czerwonego trunku do ich szklanek.
Oby miał tego więcej.
Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Buckley nie bardzo wiedział, jak należało reagować w chwili obecnej. Ich relacja przecież uległa pogorszeniu, a właściwie to całkowitemu rozpadowi, ponad siedem lat temu.
Kiedyś złapał by ją i przyciągnął do siebie. Albo właśnie spróbował zetrzeć zmarszczkę, która pojawiała się na czole. Kiedyś to by zadziałało. Dziś jednak obserwował, jak po łagodnym naprostowaniu jej, ta zaraz wskoczyła na swoje miejsce. Dlatego też cofnął swoje ręce i usiadł na stołku, czując jak ciąży mu nie tylko ciało, ale i umysł, bo ten uparcie przywracał mu przed oczami wspomnienia z ich wspólnego życia. Czasem chciałby móc do nich wrócić. Wyjmować jej myśli, jak ubrania z szuflady, patrzeć na to jak wścieka się, bo znów przypaliła jego ulubiona szarlotkę, lub jak próbowała zdjąć z niego kołdrę, bo obiecał, że pójdą razem biegać. To ostatnie było dla niego obecnie jakąś abstrakcją: w końcu odkąd się rozeszli, dbał przesadnie o zdrową kondycję - aby być pewnym swoich umiejętności na akcjach strażackich. Pamiętał także te rzeczy, które nie należały do miłych. Kłótnie o to, że znikał w straży na długie godziny i nie dawał żadnego znaku życia, albo że ona wracała do domu z podbitym okiem, bo jakaś akcja wymknęła się spod kontroli. Nie znosił tego wtedy i teraz stanowczo też nie. Widok jej posiniaczonej buzi sprawiał, że zaciskał swoje zęby w grymasie niezadowolenia.
Zamiast tego, skupił się na tym, co powiedziała: była szczęśliwa, że dopełniła swoich zamierzeń, choć kosztowało to ją jej związek. Gdzieś w środku niego coś zachrobotało, jakaś niewielka cząstka duszy odłamała się od pozostałego fragmentu i osunęła się w nicość. A więc to tylko tyle znaczył dla niej? Czy naprawdę nie żałowała niczego? Obrzucił ją chmurnym spojrzeniem, nie umiejąc odczytać tego, czy mówiła prawdę, czy też kłamała. Był raczej prostym typem faceta, który zorientowałby się jaka jest prawda dopiero w chwili, w której by się o nią potknął.
- Cieszę się - odparł tylko, chociaż miał olbrzymią ochotę znów na nią nawrzeszczeć. Powiedzieć jej wprost, że jest niepoważna, jeśli dla niej ich kilkuletni związek był wart porzucenia. Całym sobą chciał upewnić się, że dla niej był niczym przechodzeń w parku.
Podał jej butelkę, widząc jak nie jest w stanie jej dosięgnąć. Obserwował zachowanie brunetki, zastanawiając się co też ono oznaczało. Czemu była tak poddenerwowana, skoro już wyrzucił jej wszystkie zarzuty? Nie zamierzał do nich wracać.
- U mnie nic szczególnego - próbowałem o Tobie zapomnieć, Hammond. Jakby się tak zastanowić, to jego życie było wyjątkowo proste. Raczej nie chodził po knajpkach i nie szukał zaczepki. Uciekał się w pracy. Wziął kredyt na dom, w którym teraz byli, awansował.
- Ale Dawsonowi urodziła się córka. Penny - uniósł dłoń i przeczesał włosy, uśmiechając się pod nosem. Pennywise, jak ją nazywał, była rozkoszną dziewczynką, która jeszcze do niedawna myliła ich dwójkę. Początkowo było to całkiem zabawne, lecz Nala raz czy dwa palnęła dwójkę po głowie i się skończyło. Poza tym Dawson chyba czuł się urażony tym, że nie poznaje go własne dziecko i ogolił swoją głowę praktycznie na zero.
- A to, to… to w sumie mało ciekawa historia - zastanawiał się, czy był sens ją w ogóle zaczynać. Z drugiej strony, co mu szkodziło? Wziął kieliszek swojego wina i dopił zawartość, po czym podstawił go pod dłoń Hammond, aby i jemu go zapełniła.
- Nie musisz się martwić, to nie pierwsza i jedyna butelka - uśmiech nasilił się, gdy dostrzegł jej zawahanie. Skąpiradło.
- Co do nogi, to spotykałem się z jedną dziewczyną ze straży - Sage była typem osoby, który jak coś chciał, to osiągał swój cel. Znał ją od kiedy była smarkiem i właściwie, to nawet nie przypuszczał, że go upoluje.
- I byliśmy razem na akcji, gdzie byłem dowódcą całej roty. Nie posłuchała się, kiedy zabroniłem jej wchodzić wyżej. Rozumiem, że chciała się upewnić, że nikogo nie ma - westchnął ciężko, przypominając sobie autentyczne przerażenie, kiedy zorientował się, że Rudowłosa zamierza wspiąć się na kolejne piętro po opalonych kawałkach drewna.
- Ale nasze bezpieczeństwo jest najważniejsze. Budynek już się walił. Poleciałem za nią, złapałem i odepchnąłem. Nie wiem co mnie przytrzasnęło, czy belka, czy osuwający się strop, ale jaki jest efekt, to widzisz. Jestem jak Wolverine, ale tylko w nogach - większość siniaków już zniknęła. Żebra nie bolały przy każdym oddechu, prawdopodobnie wreszcie się nieco zrastają.
- Miałem złamanie otwarte i musieli mnie poskładać kilkoma blachami i śrubkami. Dlatego też te pręty są na wierzchu - dłonią niedbale pomachał ręką w kierunku dołu, gdzie znajdował się aparat od metody ilizarowa.

Rory Hammond
sumienny żółwik
13#9694
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Atmosfera jaka panowało wokoło nich była...dziwna, naprawdę dziwna. W powietrzu czuć było wiele emocji, których sama Hammond nie potrafiła ogarnąć. Z jednej story cieszyła się, że to spotkanie przebiega w miarę dobrze (poza tym jednym wybuchem mężczyzny), ale z drugiej strony nie spodziewała się, że po tylu latach i takim zakończeniu będą potrafili zamienić kilka słów jak normalni ludzie.
Słysząc o dziecku, które pojawiło się w rodzinie Buckley nie mogła się nie uśmiechnąć, była to wspaniała wiadomość i niezmiernie się cieszyła z tego. W prawdzie nigdy nie myślała o swoich dzieciach, nie pamiętała nawet czy będąc z Dukem rozmawiali o nich. Patrząc jednak na to jak kiedyś byli zapracowani pewnie nawet nie myśleli aby aż tak bardzo zaangażować się w budowanie rodziny. Czy Rory żałuje, że nie ma dziecka? Nie, nie była gotowa wtedy i teraz tym bardziej, jak miałaby sobie poradzić z bezbronnym człowiekiem w momencie, w którym zbyt dobrze nie potrafi zająć się sobą? Byłaby to czysta głupota.
- W takim razie gratuluję, wujku. - uśmiechnęła się delikatnie i uniosła delikatnie swój kieliszek w ramach krótkiego toastu i upiła z niego łyka.
Informacja o tym, że w zapasie mają więcej niż jedną butelkę bardzo ją uspokoiła, czuła jak wewnętrznie zalewa ją fala spokoju co jest niepokojące bo jednak nigdy nie można przesadzać z procentami.
Prychnęła cicho na jego słowa, nie chciała tego zrobić ale wyrwało jej się to zanim o tym pomyślała. Kiwnęła tylko głową aby kontynuował i swój wzrok zatrzymała na trzymanym przez siebie kieliszku z winnem, które delikatnie drgało w szkle przy ruchach Rory.
Uważnie słuchała jego historii, która jego zdanim była mało ciekawa, a dla ciemnowłosej wręcz przeciwnie. Z każdym słowem czuła jak jej zęby zaciskają się coraz mocniej. Słyszała ich tarcie w swoich uszach.
Historia jaką usłyszała od niego całkowicie wyprowadziła ją z równowagi, nie mogła uwierzyć. że ta laska była na tyle głupia. Chociaż w tym wszystkim jeszcze głupszy wydawał się Duke. Ludzie pod wpływem adrenaliny robią głupie i pochopne rzeczy, nie wiele myślą i robią coś pchani przez impuls, sama Hammond doskonale to zna. Zastanawiam się tylko czy bardziej wkurza ją fakt, że przez jakąś kretynkę mężczyzna mógł stracić życie czy to, że On był gotowy poświęcić swoje życie dla jakiejś dziewczyny.
- Dlatego nigdy nie można mieszać łóżka z pracą. - odpowiedziała, a jej ton głosu był dziwny, wyczuć można było w nim powagę, gniew, a i nawet odrobinę zazdrości.
- Szczególnie jeśli w pracy ryzykujesz życie. - dodała i upiła kolejnego łyka z kieliszka tym samym go opróżniając. Poprawiła kosmyk ciemnych włosów za ucho i przekręciła głowę w bok patrząc wprost w oczy byłego chłopaka.
- Była chociaż tego warta? - zapytała głosem obojętnym, chcąc tym samym wewnętrznie przygotować się na odpowiedź, której nie do końca chyba chciała usłyszeć.
Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
On również nie był gotowy na to, aby zostać tatą. Jego życie składało się w głównej mierze z pracy i… właściwie to poza wyjściem z psem na spacer, czy trening na siłowni, to skupiało się tylko na tym jednym aspekcie. Poza tym był zdania, że dzieci były olbrzymią odpowiedzialnością, na którą należało się odpowiednio przygotować: pomijając rzecz jasna coś tak ważnego, jak szkolenia w ich obsłudze, należało mieć spore zaplecze finansowe. Duke widział po swoim bracie, że Penny generowała koszta, które z roku na rok nie miały tendencji spadkowej. A raczej przeciwnie. Poza tym, Buckley wciąż był staroświecki. Uważał, że w jego życiu była jedyna kobieta, która skradła jego serce i choć ona wybrała zupełnie inną przyszłość, to na razie był zdania, że tylko z nią mógłby poważniej zacząć zastanawiać się o potomku.
Dlatego też całe pokłady miłości ładował w tę istotkę, którą udało się stworzyć Dawsonowi. Był dobrym wujem, takim, co czytał bajki przed snem i zabierał na kilka dni na wakacje. Ubierał w mundur strażaka i woził po okolicy w strażackim Mercedesie. Ścierał łzy, kiedy spadała z krzesła i kiedy piana z kąpieli szczypała ją w oczy. Wtedy zawsze spanikowany zawijał ją w ręcznik i pędził do byłej swojego bliźniaka. Teraz była już „prawie dorosła”. Bieganie nago po domu i śmiechy, że nie założy piżamy, odeszły w niełaskę.
- A żebyś wiedziała. Jeszcze nie dalej jak dwa lata temu robiliśmy z Dawsonem tak, że stawał z nią na swoich rękach naprzeciwko mnie. I ona wtedy wyciągała ręce, że chce do mnie, krzycząc „tata” - potarł brodę. To było miłe wspomnienie. Miłe do chwili rzecz jasna.
- Dopóki Nala nie urządziła nam awantury. Teraz zresztą Dawson ma krótko ścięte włosy, a ja „zarosłem jak jakiś dzik”. - pani Buckley była bezwzględna dla swojego syna. Co rusz przypominała mu, że istnieje coś takiego, jak nożyczki i fryzjer. Ten zdawał się jednak słuchać wybiórczo. Uniósł kieliszek i upił łyk swojego wina na ten niewielki toast. A następnie wsadził sobie papierosa do ust. Odpalił go i zaciągnął się dymem, kiwając głową.
- Owszem. Nie ruchaj dupy z grupy - poczuł się paskudnie, kiedy zorientował się, jak nazwał Sage. Choć właściwie nigdy nie kręciło go nazywanie swoich kobiet w ten mało przyjemny, raczej uwłaczający im sposób. W tym przypadku chodziło o utwierdzenie Hammond w przekonaniu, że miała rację. Wypuścił kłąb powietrza i na chwilę się zamyślił. Nie dostrzegał tego, że policjantka aż zgrzyta zębami na opowieść. Bo dla niego nie było w niej nic, co mogłoby go zezłościć. Już od dawna nie. Sage, jakakolwiek by nie była, wiedział, że chciała dobrze. Zabrakło jej zwyczajnie doświadczenia, aby oszacować ryzyko zawalenia się stropu.
Następnie zaś, wciskając papierocha do ust, zastukał palcami.
- Dobrze wiesz, Roo, że ja nie patrzę na to w ten sposób - ponownie się zaciągnął, a popiół strzepnął do popielniczki. Ruda na pewno mu pomogła. Uświadomiła wiele, w tym także i to, że życie jest kruche. O mały włos, a by o tym zapomniał. I przeżył je nijak, skupiając się na pracy.
- Każdy jest wart ratunku - tyle tylko, że z głową. A tutaj tego zabrakło. Chłodnej głowy i odrobiny wyobraźni.
sumienny żółwik
13#9694
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Z miną jaką Duke opowiadał o swojej małej siostrzenicy była naprawdę urocza. Każdy głupi i ślepy zobaczył by, że teraz w jego głowie pojawia się masa pewnie przyjemnych wspomnień z dziewczynką. Rory dalej nie była w stanie pojąć jak taki mały człowiek może mienić nie o tyle co czyjeś życie, ale samą świadomość. Przez sekundę w jej głowie pojawiła się myśl czy chociaż w malutkim procencie można było dostrzec na twarzy mężczyzny ten specyficzny błysk kiedy mówił w przeszłości komuś o Rory tak samo jak dzisiaj mówił o małej Penny.
- Zgadzam się z tym. - rzuciła krótko mają na myśli to, że faktycznie zarósł. Niestety skłamałaby mówiąc, że wygląda fatalnie, wręcz przeciwnie. Brew opinii jego matki, której Rory nie słyszała przyznać musiała, że jej były ukochany w takim wydaniu wygląda jeszcze lepiej niż miała okazję go zapamiętać. Broda nie pasowała każdemu, ale jemu, owszem. W niej wyglądał o wiele dojrzalej, nawet trochę groźniej. I to chyba ją w jakimś stopniu kręciło.
Ciemnowłosa uniosła po raz kolejny kieliszek z winem, z którego upiła łyka. Uniosła drugą rękę i opuszkiem swojego kciuka przetarła lewy kącik ust, na którym czuła kroplę czerwonego alkoholu.
Sama Hammond popełniła ten sam błąd co Duke, tylko w przeciwieństwie do niego nie ryzykowała życia, a wręcz prawie je komuś odebrała. Nie bez powodu ktoś wymyślił zasadę, że sypianie ze współpracownikiem to nie jest najlepszy pomysł. Ludzki organizm jest bardzo prosty, wiadomo, że inaczej patrzymy na osobę, która jest dla Nas kimś więcej niż kolegą/koleżanką z pracy. W sytuacjach stresujących w pierwszej kolejności martwimy się o tego kogoś niż o to aby wykonać zadanie jak najlepiej. Nie ważne jakbyśmy się przed tym chronili czy zapewniali, że prawda jest zupełnie inna. Tak było niestety i nic nie było w stanie tego zmienić.
- Może powinieneś, bo nim się obejrzysz kolejny strop może Cię zabić. - warknęła, nie chciała aby brzmiało to aż tak...agresywnie, ale nie mogła nad tym zapanować. Nie powinna tak reagować, ale co miała zrobić? Poklepać go po plecach i przyznać, że zachował się jak bohater i każdy powinien zrobić to samo na jego miejscu? Gówno prawda. ta jak to sam określił Duke "dupa" powinna wykonywać rozkazy swojego przełożonego, a nie bawić się w supermena. Było to brutalne, niestety.
Zapach dymu papierosowego nieprzyjemnie drapał ją w nozdrza kiedy zaciągnęła się powietrzem. Przeniosła spojrzenie na bruneta i powoli oczami wodziła po jego twarzy, od czoła po przez oczy, nos, usta, brodę. Nie odzywała się kilka dobrych chwil, po prostu patrzyła na jego twarz, którą starał się zakryć, za wypuszczanym przez siebie dymem.
Uwolniła ze swojej dłoni kieliszek, który trzymała i kierowana jakby magiczną siłą przeniosła tą dłoń na jego kolano. Momentalnie poczuła jak po jej plecach przeszły ciarki, a małe włoski na karku stają dęba.
- To jest właśnie jedna z wielu rzeczy, które w Tobie kochałam. Potrafisz dostrzec w ludziach dobro i uważasz, że każdy jest wart ratunku. - odpowiedziała spokojnie, a jej usta wykrzywiły się w miękki i ciepły uśmiech.
Nie zabierając dłoni z jego kolana podniosła się ze swojego stołka i stając przed nim przez co jej biodra znajdowały się po obydwu stronach jego rozchylonych ud. (jezu, mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi bo jeśli nie to przypał trochę, hehe.) Przez ten ruch tym samym zmniejszyła dzielącą ich odległość. W swoim nosie poczuła intensywny zapach dymu papierosowego i jego perfum, taka mieszanka powodowała, że trochę zakręciło się jej w głowie.
- Niestety świat jest o wiele bardziej brutalny, niektórzy po prostu nie zasługują na ratunek. - ostatnie słowa niemal wyszeptała, ale była na tyle blisko, że ten doskonale ją powinien usłyszeć. W jej oczach pojawiło się coś dziwnego, ból wymieszany ze smutkiem, a na twarzy nie pozostało nic poza czystą powagą.
Ja nie zasługiwałam na ratunek - dodała w swoich myślach to co uważała od samego początku. Rory Hammond, którą znali wszyscy została zabita w pieprzonym starym magazynie pięć lat temu. To co z niej zostało to tylko powłoka, resztki świadomości i pustka, jedna wielka czarna pustka.
Duke Buckley
ambitny krab
rora
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Kiedyś rzeczywiście uśmiechał się na myśl o brunetce. Uwielbiał każdy jej aspekt: długie i czarne jak smoła włosy, wnikliwe spojrzenie i to, że kiedy zaśmiewała się z jego żartów, to robił jej się drugi podbródek. Kochał to, że potrafiła paradować po domu w jego koszulkach i kiedy miała koszmar, przychodziła do niego i wtulała się w jego szyję. Pamiętał wszystko; każdą zmarszczkę na jej czole, kurze łapki przy oczach i miękkie usta, z których spijał wypowiedziane słowa.
Ale jej wygląd to przecież nie wszystko. Hammond była bystrą dziewczyną, która miała wiele do powiedzenia. Lata temu potrafili spędzać noce na różnych dywagacjach. Słońce już dawno skryło się pod osłoną czerni. Za oknem słychać było tylko cykady świerszczy i od czasu do czasu przejeżdzające samochody. Leżeli w łóżku, wtuleni w siebie lub w poduchy i nie zamykały im się buzie. To wtedy opowiadał jej o konstelacjach na nieboskłonie, przyznawał się do palenia skrętów w szkole i o swoich największych pragnieniach. Roo dopingowała go we wszystkim, była jego kręgosłupem moralnym i powodem, dla którego mógł wstawać. Przy niej nawet kłótnie były czymś, co nie było złe. Poprawiało ich komunikację i jeszcze bardziej ich do siebie zbliżało.
Duke żywił do Roberty olbrzymi żal. Był wściekły i rozgoryczony tym, że odrzuciła go ja rzecz kariery, że uciekła i nie pozwoliła mu za nią pójść. Miał żal, że tak łatwo pozbyła się go ze swojego życia. Czuł się przez to taki nieważny. Podczas gdy ona była całym jego światem.
Uśmiechnął się cierpko i westchnął, przekrzywiając lekko głowę. Dzięki różnicom w wyglądzie, mała Penny nie myliła go ze swoim ojcem. Poza tym ciemnowłosy czuł się całkiem dobrze, będąc tak zarośniętym. Co prawda włosy coraz bardziej zaczynały sterczeć i trudno było je okiełznać, lecz… czy ktokolwiek zwracał na to uwagę? Jego mama zawsze mówiła, że woli gładko ogolonych synów, bo widać było „śliczną buzię”. Tym bardziej Buckley nie chciał się golić. Matka nie potrafiła zrozumieć, że był dorosły i inferencja w jego styl bycia i życie było wyjątkowo irytujące.
- Nie zamierzam już więcej do tego dopuścić, Rory - Sage nie była złym strażakiem, lecz na pewno już nie będzie biegła w pierwszej rocie. I nie z nim. Zadba o to, aby ich zmiany nie były w tym samym momencie. Dick z przyjemnością przejmie obowiązek dbania o jej bezpieczeństwo. Bo pomimo tego, że się rozeszli, Ruda była dla niego ważna. Była w końcu częścią strażackiej społeczności. Była rodziną. A o rodzinę zawsze będzie się troszczył.
Dopił wino i dopalił papierosa, zerkając na Robertę. Czas przeszły w jej słowach sprawił mu ból, który załagodził jej dotyk. Mogła dostrzec, jak momentalnie się spina. Nie zrobił tego celowo: nie spodziewał się po prostu takiego gestu. I tego, że momentalnie poczuł, jak bardzo jej brakowało.
Przymknął oczy, przygryzł policzek od środka, powoli się rozluźniając. Znajome ciało było tuż obok niego, na wyciągnięcie ręki. Dłoń mimowolnie przesunęła się na jej palce. Skubnęła miękkiej i cieplej skóry. Wodziła nieco wyżej, na jej ramię. Pogładził ją czule, pochylając głowę.
- Wiem - wymruczał, nie będąc pewnym, czy może pozwolić sobie na więcej. Chciał ją objąć w pasie i przytulić. Albo wziąć pod pachę i rzucić na kanapę. Tyle myśli krążyło mu w głowie. Chciał badać dłońmi jej wgłębienia w talii, odgarniać włosy z twarzy.
Chciał złożyć na jej wargach pocałunek. Przycisnąć swoje czoło do jej i zajrzeć w oczy. Upewnić się, że gdzieś tam była dziewczyna, którą kocha; że jest jakaś wzajemność.
Zamiast tego, Duke po prostu gładził ją po ramieniu, tak jakby chciał ją uspokoić.
No już, Mała. Świat nie jest zły. Owszem, są miejsca tak czarne, że żadne światło nie rozproszy mroku. Ale obiecuję Ci, że póki jesteś przy mnie, będziesz stąpać tylko podczas słonecznego dnia.
- Ale nie min to oceniać. Nie umiem i nie chcę, aby na mojej zmianie ludzie tracili życie. Choć, jak wiesz, różnie bywa. - wzruszył smętnie swoimi ramionami. Śmierć była nieodłączną towarzyszką życia. I Buckley to wiedział.
- A jak było z Tobą, Roo? Czy… czy było dobrze? - mruknął cicho, bojąc się przerywać intymną chwilę. Nie chciał, aby się odsunęła. Nie chciał, aby zniknęła ta namiastka ciepła, jaka przypominała mu o ich przeszłości.

Rory Hammond
sumienny żółwik
13#9694
ODPOWIEDZ