Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Stan zdrowia Marienne nadal nie był zbyt dobry. W zasadzie poruszała się tylko po lofcie Wainwrighta i to w sporych ograniczeniach, bo gdy Jona był z domu mogła praktycznie przemieszczać się tylko z łóżka na kanapę i do łazienki. Oczywiście był świadom tego, że pod jego nieobecność pozwalała sobie na znacznie więcej, ale przynajmniej, gdy on był w domu, grzecznie wypoczywała. Sytuacja więc nie pozwalała im na eskapady na miasto, a więc Jonathan postanowił zaprosić Lisbeth do siebie. Nie był dumny ze swojego postępowania, ale nie miał wyboru. Po tym jak Wesbrook wróciła z olimpiady dzierżąc w dłoni brązowy medal, spotkali się tylko raz i znów nie było to zbyt miłe spotkanie. Jonathan był absolutnie przeciwny jej wyjazdowi do USA z tym, całym Soriente. Ogólnie był przeciwny ich związkowi i temu, że ten człowiek nadal miał tak wielki wpływ na dziewczynę. Z drugiej strony skoro tak uparcie trwała u jego boku, musiało być coś na rzeczy. Jona jednak niewiele mógł zrobić, póki nie poznał jej wybranka osobiście, dlatego poniekąd zmusił Lisę do przyjścia z nim na wspólną kolację. A czemu zmusił? Bo jako jedyny znał jej sekret związany z Shadow i bezczelnie zaszantażował chrześnicę tym, że zdradzi go jej... temu Remigiusowi. Określanie tego człowieka mianem jej partnera z wielkim trudem przechodziło mu chociażby przez myśl.
- O co ci chodzi? - Zapytał Chambers, gdy ta śledziła go dość osobliwym wzrokiem. - Widzę jak na mnie patrzysz - dodał po chwili i sam przelotnie na nią zerknął, ale zaraz potem skupił się ponownie na przystawce, którą chciał skończyć przed przybyciem gości.
Oczywiście postarał się jak mógł, aby ta cała kolacja wyglądała zupełnie normalnie. Nawet starał się nastawić na tyle pozytywnie na ile było to możliwe, ale Marysia wcale mu niczego nie ułatwiała. Owszem przyjmował jej rady, gdy odnosiła je do Lisy, ale gdy mówiła o Soriente.... Cóż tutaj sprawy się komplikowały.
Niedługo po tym cichy dzwonek oznajmił, że za drzwiami czekali już goście. Żołądek Jony skurczył się nieprzyjemnie, bo cała ta sytuacja była dla niego niezwykle niewygodna, ale nie mógł od tak pozwolić swojej małej Lisie na popełnianie wielkiego życiowego błędu. Musiał dowiedzieć się kim był ten człowiek, który zawrócił jej tak w głowie i musiał mieć pewność, że nie zrobi jej krzywdy... Chociaż w zasadzie już był przekonany o tym, że było za późno.
- Otworzysz? Muszę umyć ręce - poprosił Marienne, chociaż było to raczej formą wymówki. Po prostu potrzebował jeszcze chwili, aby dojść do siebie i chyba wolał, aby to Chambers była pierwszą osobą, która ich powita. Dopiero po tym jak już weszli do środka, wyszedł zza aneksu kuchennego i przelotnym spojrzeniem potraktował blondyna, ale póki co go ignorował skupiając się na Lisie. - Hej, Lilibeth - cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy. - Poznaj proszę Marysię, opowiadałem ci o niej - dodał zaraz, obejmując przy tym ramieniem rudzielca i usilnie starając się ignorować rosłego mężczyznę stojącego u boku małej Lisy.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
13.

Kompletnie nie chciała w tym wszystkim uczestniczyć. Generalnie nie lubiła spotkań z innymi, bo podobało jej się życie pod kamieniem. Każda wzmianka o jej rodzicach, czy braciach, w kontekście relacji z Remigiusem, wywoływała u niej dreszcze, więc nic dziwnego, że kolacja z chrzestnym, też nie przyszła jej łatwo. Już bez tego stresował ją wyjazd do LA, gdzie miała poznać państwo Soriente. Zwyczajnie bała się spotkania Remy'ego z Joną, bo obawiała się, że jeden podejdzie do tematu zbyt swobodnie, a drugi z kolei z przesadną dokładnością.
- Pamiętaj, nie żartuj głupio i nie wiem, najlepiej nie przesadzaj z okazywaniem czułości i no, nie pytaj o wojsko, nie patrz mu też za bardzo w oczy, ale też nie unikaj kontaktu wzrokowego - tłumaczyła, gdy jechali jeszcze samochodem do apartamentu Wainwrighta. Cały czas sprzedawała mu porady, które składały się na to, że lepiej, aby generalnie przy wujku nie oddychał. - Ma być też ta jego panna, więc w ogóle będzie niezręcznie - dodała, wyłamując sobie palce w ramach odstresowującego zajęcia. Liczyła na to, że droga będzie dłuższa, ale Remy znalazł miejsce i nie pozostało nic innego, jak wjechać na odpowiednie piętro. Kiedy zatrzymali się pod drzwiami, zadzwoniła do nich, a gdy te się otworzyły, przeżyłą pierwszy szok.
- Cześć, jestem Mari! Wy to pewnie Lisa i Remy, wchodźcie - otworzyła im jakaś uśmiechnięta, rudowłosa panna w możliwie najbrzydszych oprawkach, jakie Lisbeth kiedykolwiek wiedziała. Idąc tym tropem zmierzyła Chambers od stóp do głów. Miała na sobie jakąś luźną sukienkę z dzianiny, w której wyglądała tak, jakby nie miała żadnych kształtów, ale Jonathan uprzedzał Westbrook, że jego dziewczyna jest po operacji. Jeśli chodzi o Lisę, mogła mieć na sobie dres, bo ten tłumaczyłby jej stan zdrowia. Dziwnej sukienki nic nie tłumaczyło.
- Gdzie Jonathan? - zapytała w ramach powitania, wchodząc do znanego sobie apartamentu, chociaż jej ostatnie wizyty w tym miejscu zwykle kończyły się nieprzyjemnie. Nie chciała, aby chrzestny wyjawił jej tajemnice co do pracy w Shadow, dlatego musiała udawać, że jej wizyta wcale nie jest ostatnim, na co miała ochotę. Poza tym Wainwright w końcu się zjawił, więc odetchnęła odrobinę z ulgą.
- Miło mi poznać - po zapowiedzi lekarza, Mari wyciągnęła rękę, a Lisa zmierzyła ją spojrzeniem, ale ostatecznie złapała.
- Lisbeth - mruknęła w ramach powitania, po czym spojrzała na Remigiusa, nie chciała, żeby ten czuł się pominięty. - Ja także ci opowiadałam o Remym, ale żeby było profesjonalnie... Remigius, poznaj Jonathana i jego... - zawahała się na moment. - Marienne - takie zakończenie, wydawało jej się być wystarczająco dobre.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Remigius nie stronił od kontaktów z ludźmi. Ba! Zwykle był wręcz przesadnie chętny do nawiązywania nowych relacji, ale od każdej reguły istnieje jakiś wyjątkiem i właśnie tym dla Remy'ego było poznanie chrzestnego Lisbeth. Sam fakt, że ten człowiek zaprosił ich na kolację, wydawał się Remigiusowi już podejrzany, a to tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę, że nie chodzi tutaj o miłą pogawędkę nad dobrze upieczonym łososiem, a wywiad... Z jednej strony przywykł już do tego, że jego rola jako partnera Lisy jest postrzegana przez wielu w czarnych barwach, ale z drugiej zaczynało go męczyć to nieustane udowadnianie innym, że nie ma zamiaru jej skrzywdzić. Starał się jednak podchodzić do sprawy na spokojnie, bo Lisbeth byłą wystarczająco zestresowana, a jego podenerwowanie w niczym by nie pomogło.
- Chcesz żeby mnie polubił takiego jakim jestem, czy jakąś wersję, którą oczekuje poznać w roli twojego faceta? Bo jeśli tak to musimy mi podrobić metrykę w dokumentach... - Burknął niby oburzony, ale zaraz potem wyszczerzył się na tyle, na ile pozwalał mu humor i złapał Lisę za udo. - Będzie dobrze - rzucił w ciemno.
Nim się obejrzał stali już w przestronnym lofcie, a drzwi otworzyła im drobna, urocza rudowłosa kobieta, której uśmiech jakby odjął z barków Soriente kilka kilogramów. Szkoda tylko, że Lisa nie umiała go docenić, bo dość nieprzyjemnie zignorowała powitanie wypytując o swojego wujka. Remigiusowi nie było śpieszno do jego poznania więc nie szukał go wzrokiem, a skupił się na Lisie i jej czapce.
- Mówiłem ci coś o tym... - Wyszeptał i nim zjawił się ten cały Jonathan, Remigius złapał za bejsbolówkę Lisy i schował ją za plecami. Już w aucie odrzucił ją na tylne siedzenie, ale jak widać nie powstrzymało to Westbrook od ponownego skrycia się za daszkiem czapeczki. Tylko, że byli na polu walki we dwoje i niestety Lisa musiała stawić czoło wrogowi.
- Bardzo mi miło mi poznać - skłamał zaciskając palce na silnej dłoni Jonathana i spoglądając mu w oczy. Nie dostrzegł żadnej emocji na twarzy tego człowieka, a przynajmniej tak sobie tłumaczył jego ponury wyraz twarzy, gdy przyszło im wreszcie zwrócić na siebie uwagę. - I dziękuję za zaproszenie - dodał, gdy już mógł się skupić na przyjemniejszej części tego wieczoru, czyli Marienne. Uścisnął lekko jej rękę i ucałował wierzch. - Lisbeth wspominała o tym co ostatnio przeszłaś. Współczuję i mam nadzieję, że czujesz się już lepiej - zagadnął chcąc okazać swoje zainteresowanie i fakt, że nie jest obojętnym, ani na to co Lisa mu mówi, ani na to co spotyka ludzi wokół.
- Napijecie się czegoś? - Soriente uniósł wzrok na Jonathana, który przez dłuższą chwilę milczał obserwując jego wymianę zdań z Marienne.
- Lisbeth zapewne wina, a ja zdecyduję się polegać na twoim dobrym smaku, Lisa mówiła, że znasz się na kuchni i dobrym alkoholu - zagadnął uśmiechając się przy tym lekko i poświęcając swoją uwagę Wainwrightowi, tak jak wypadało. Starał się nawiązać z tym człowiekiem jakąkolwiek nić porozumienia, zupełnie jak z każdym.
-Dobrze - Jednak Jona burknął tylko ponuro i nie odniósł się do żadnej kwestii, którą Remigius starał mu się podsunąć. - Lilibeth, wolisz różowe, czy białe wino? A może jednak coś innego? - Zapytał za to Lisę o jej wybór, czym już kompletnie zagrodził Remigiusowi możliwość konwersacji.
Całe szczęście w tym samym momencie do pomieszczenia wdreptał mały, pocieszny corgy i zaczął kręcić się między wszystkimi, czym rozproszył nieco tę napiętą atmosferę.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
10.

Chyba jako jedyna, Marienne była naprawdę podekscytowana tym spotkaniem. Po pierwsze Jonathan powiedział jej kim jest chłopak jego chrześnicy, więc już była cała w skowronkach, po drugie... w końcu coś się miało zadziać, bo czuła się trochę, jakby żyła pod kluczem w apartamencie Wainwrighta. Zasugerowała, że mogą gdzieś wyjść wspólnie, ale Jona nie chciał o tym słyszeć, a ona też się nie upierała, bo ostatnie dni pokazywały jej, że faktycznie funkcjonowała z trudem. Mimo to chciała dobrze wypaść i pierwszy raz od dawna nałożyła makijaż, uczesała się porządnie i nawet planowała ubrać coś dopasowanego, zakładając pod spód biustonosz, ale niestety jej plany zostały rozwiane dość szybko i skończyła w luźnej sukience, bocząc się jakiś czas, ale bez większej przesady.
- O nic, po prostu spróbuj się rozluźnić, co? - odpowiedziała na pytanie Jonathana, a potem już przyszli goście, więc za jego prośbą skierowała się do drzwi, aby ich przywitać. Nie widziała żadnych zdjęć Lisy, więc... musiała przyznać, że całkiem inaczej ją sobie wyobrażała. Niby miała świadomość, że tak naprawdę nic nie łączy jej z Jonathanem, ale jakoś tak w swojej głowie widziała wysoką blondynkę, a nie czarnowłosą panienkę jej wzrostu. Trochę jej ulżyło na ten widok.
- Myje ręce - odpowiedziała jeszcze na pytanie dziewczyny, a potem zachichotała, kiedy Remy ucałował wierzch jej dłoni. - Dziękuję. Jest już świetnie, namawiałam Jonę, żebyśmy spotkali się w jakiejś knajpie na neutralnym gruncie, ale to twardy negocjator - odpowiedziała Soriente, gładząc przy tym dłonią ramie Wainwrighta. Niedługo po tym, gospodarz odszedł do aneksu kuchennego, a Mari przysunęła się do Remigiusa, szepcząc konspiracyjnie. - On tylko wydaje się być taki straszny - puściła mu jeszcze oko, ale po tym jej uwagę przykuł Gacuś.
- Odrobinę różowego... ale tak symbolicznie, będę prowadzić, co Remy? - Lisa odwróciła się do nich i chyba dopiero wtedy dostrzegła psa, który najwyraźniej wprawił ją w niemałą konsternację.
- Wow, masz swój samochód? - Mari bardzo chciała jakoś nawiązać rozmowę z Lisą, zbliżyć się do niej, w jakikolwiek sposób, mimo, że słyszała o jej wycofaniu.
- Miałam na myśli samochód Remy'ego...
- Och, no proszę. Mi tam Jonathan nie pozwala prowadzić swojego - zażartowała, podchodząc bliżej aneksu, a chociaż sama chętnie wypiłaby wino i to nie symbolicznie, wiedziała, że musi obejść się smakiem.
- Jakoś mnie to nie dziwi - odpowiedziała brunetka, czym nieco zaskoczyła Mari. Naturalnie rudzielec nadal próbował robić dobrą minę do złej gry, więc zaśmiała się jedynie, jakby Lisa powiedziała jakiś wyborny żart. - Rozumiem, że to twój pies? - przynajmniej o coś zapytała bezpośrednio Marienne i przez moment wyglądała znacznie przystępniej, kiedy kucnęła przy zwierzęciu i zaczęła gładzić go po mordce.
- W zasadzie to Gacuś jest Jony - uśmiechnęła się ciepło, chociaż widziała, że ta informacja jeszcze bardziej zamieszała w głowie najmłodszej osoby w towarzystwie. No cóż, Mari też to dziwiło, więc nie miała jej tego za złe.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Rozluźnić? Niby w jaki sposób miałby to zrobić. Udawanie dobrej miny do złej gry w niczym nie pomagało, a już na pewno nie Lisbeth, która odnajdywała się doskonale w świecie kłamstw. Jonathan miał wrażenie, że sam zaczyna pogrywać w jej gierkę, ale z drugiej strony to było jedyne rozwiązanie. Gdyby zadziałał zbyt gwałtownie, zapewne straciłby Lisę na zawsze, a cóż.... Nie miał w swoim życiu zbyt wielu osób ich tych kilka, które posiadał, chciałby zatrzymać przy sobie. Dlatego też nie wyjawił jej sekretu o Shadow, a po kilku burzliwych dyskusjach doszedł do wniosku, że Lisbeth nie wybije tak prędko Remigiusa z głowy. Musiał więc go poznać, aby w razie czego móc zareagować w odpowiedniej chwili, nim będzie za późno.
Wiedział kogo się spodziewać, ale i tak widok dojrzałego, potężnego mężczyzny u boku małej Lisbeth zrobił na nim niemiłe i niemałe wrażenie. Zborsuczył się więc jeszcze bardziej i nawet silenie się na uprzejmości przychodziło mu z trudem. W dodatku nie podobało mu się to, że Marienne zachwycona była pojawieniem się [i[takiej gwiazdy[/i] jak to mawiała u nich na kolacji. Dla Jonathana Soriente był co najwyżej zwyrodniałym i rozpuszczonym celebrytą, który dla podbudowania swojego upadłego ego zaczął spotykać się z małolatami.
- A ty, Marysiu? Masz ochotę na coś specjalnego? - Zapytał w domyśle mając oczywiście jakiś sok, ewentualnie ciepły napój, a nie alkohol, bo o tym póki co Chambers mogła tylko pomarzyć.
Niestety w rozmowę wtrącił się wątek auta i o ile już sama odpowiedź Marysi sprawiła, że Jona spiął się lekko to nieprzyjemny komentarz Lisy automatycznie sprawił, że spojrzenie Wainwrighta wylądowało na młodej Westbrook.
- A widzisz powinno, bo Marysia jest dobrym kierowcą - skłamał, pamiętał jak opowiadała mu o swoich drogowych wpadkach i za nic nie dałby jej swojej tesli. - W tej kwestii to mnie można posądzać o niesprawiedliwy osąd, ale cóż... Mam tylko jedno auto. - Na koniec uniósł spojrzenie na Chambers i uśmiechnął się do niej lekko, aby zaraz potem zamazać tę emocję swoją naturalną, poważną miną.
Mógł się martwić o Lisę, ale Marysia była dla niego ważniejsza i nie mógł pozwolić na to, aby poczuła się w towarzystwie niepewnie. Tym bardziej, że chrześnica nie omieszkała podzielić się z nim swoją opinią na temat Chambers, a nawet jej nie poznała. On przynajmniej słyszał o Remym to i tamto z różnych źródeł, także obiektywnych. - Formalnie jest mój, ale praktycznie należy do Marienne - wyjaśnił, bo mina Lisbeth była jedną z najbardziej zdziwionych jaką dostrzegł w życiu. - Chciałem, by jej rekonwalescencja przebiegła lżej - dodał zaraz i przeszedł parę kroków, aby podać Lisie i Marienne ich napoje, a potem skierował się do Soriente.
- Dziękuję - mruknął blondyn z tym swoim sztucznym uśmiechem, a po tym jak upił łyk zamyślił się na moment. -Dwudziestojednoletni Macallan? - Zapytał spoglądając na Jonathana i ponownie próbując nawiązać jakąś rozmowę.
- Owszem - odparł niezadowolony z tego, że Remigius nie dość, że trafnie odgadł alkohol, który mu zaserwowano to jeszcze w opinii Jony miał dobry gust. Z drugiej strony, gdyby nie miał tylu lat na karku i doświadczenia pewnie nie mógłby wyrazić takiej opinii. Chociaż młokosa z mlekiem pod nosem u boku Lisy, Jonathan także by nie zniósł... Ogólnie mało kto miał w ogóle jakiekolwiek szanse, aby mu się przypodobać.
- Doskonały - Jona nie prosił o dalsze opinie, wiedział, że szkocka była dobra. - Tradycyjna dwudziestka także wyborne, ale ten posmak... Robi różnicę, prawda?
- Skoro tak uważasz - mruknął i spojrzał smętnie w stronę tarasu, bo z chęcią by zapalił i uciekł na kilka chwil. - Myślę, że możemy zacząć kolację. - Oznajmił i odszedł od Soriente jakby im konwersacja nie miała żadnego znaczenia. - Przygotowałem coś z myślą o tobie, ale najpierw przystawki - oznajmił spoglądając na Lisbeth, bo zależało mu na tym, aby poczuła się nie tylko pod przymusem bycia tutaj, ale także wyjątkowo. Przecież, gdyby nie była tak istotna w życiu Jonathana to nigdy nie zdecydowałby się na odstawienie takiej szopki. To nie była ani w jego stylu, ani na jego siły.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Pytanie Remigiusa nie było łatwe, a raczej... chodziło o to, że niekoniecznie pasowało do sytuacji, w której się znajdowali, chociaż mężczyzna nie mógł tego wiedzieć. Wahała się chwilę, czy mu to wyjaśnić i ostatecznie westchnęła.
- Sęk w tym, że nie liczy się, co ja chcę. On i tak ciebie nie polubi... nie dlatego, kim jesteś, a dlatego, że jesteś ze mną. Po prostu - wyjaśniła to dość rzeczowo, ale miała nadzieję, że także dość delikatnie. Nie zamierzała mydlić mu oczu, znała swojego chrzestnego. Potem dotarli już na miejsce, a Lisa skrzywiła się nieładnie, kiedy Remigius zabrał jej czapkę. Oczywiście, kiedy mężczyźni zajęci byli alkoholem, Westbrook wróciła po swoje nakrycie głowy, kiedy już przywitała się z psem, którego widok był dla niej niemałym zaskoczeniem.
- Nie ma nic specjalnego w soku, Jona - mruknęła rudowłosa w odpowiedzi na pytanie Wainwrighta, które padło chwilę po tym, jak Lisa wróciła już w swojej czapeczce. Denerwowało ją to, że Remy jej ją zabrał, kiedy przebywała w towarzystwie kogoś tak obcego, jak ta cała Marienne. Poza tym chrzestny też ją denerwował, kiedy upomniał ją co do tego, jakim kierowcą jest jego... jest jego rudzielec. - No, ale kiedyś mógłbyś dać mi poprowadzić - wydęła usta, jak jakiś podlotek. Kto tak się zachowywał? Lisbeth na pewno nie i kompletnie nie wiedziała, jak ma na to zareagować.
- Wiesz, że branie zwierząt wiąże się z długotrwałą odpowiedzialnością? - zapytała wujka, bo sama zawsze marzyła o własnym zwierzaku, ale nie mogła sobie na takie pozwolić, bo nie znalazłaby na nie czasu. Jonathan też dużo pracował, a Mari jawiła jej się jako kobieta, której Lisa nie powierzyłaby pod opiekę swoich tenisówek. Podeszła do stołu, kiedy mężczyźni rozmawiali o alkoholu, o którym Lisa nic nie wiedziała, poza tym, że ten ma procenty, a piwo jest żółte. Skrzywiła się na widok zastawy, a jeszcze bardziej, gdy Mari usiadła tam, gdzie ona zwykła siadać. Mimo to nie robiła scen, a przynajmniej nie o to.
- Mówiłam ci, żebyś nie przesadzał - rzuciła za Jonathanem, kiedy już usiedli, a on powiedział coś o przystawkach. - Jadłam spory lunch - dodała zaraz, już czując lekki stresik.
- Kuchnie Jony to można zjeść i przy pełnym żołądku - zaśmiała się Marienne, próbując nawiązać jakiś kontakt. - Raz na czas warto sobie pozwolić.
- W dobrze zbilansowanej diecie lepiej unikać przejedzenia...
- Jeju, na pewno nie jesteście z Jonathanem spokrewnieni? - parsknęła śmiechem, chociaż Lisbeth nie uważała, aby powiedziała cokolwiek zabawnego. - On też jest taki zafiksowany na zdrowie jedzenie, więc może dobrze, że nie uległ moim namową na zamówienie pizzy - dodała, pierwsze słowa kierując w stronę Remigiusa. Temat jedzenia dla Lisy był możliwie najmniej wygodny, więc zaraz postanowiła go ściąć.
- W twoim stanie pizza jest raczej niewskazana - mruknęła więc, mając wrażenie, że już ją to wszystko przerasta. Jedno danie byłoby wyzwaniem, a co dopiero kilka.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Zwykle Soriente nie miał problemu z pozyskaniem sympatii u innych. Wierzył jednak w słowa Lisbeth i spodziewał się, że jej Chrzestny będzie wyjątkiem, który potwierdza tę regułę. Właściwie już powitanie i pierwszych kilka zdań wymienionych z Jonathanem przekonało Remigiusa do tego, że chociaż wychodziłby z siebie to nie ma szans, aby z Wainwrightem nawiązał choćby nić porozumienia. I nie miał z tym problemu, póki nie zagrażało to jego relacji z Lisbeth. W zasadzie to ze względu na nią zgodził się na tę absordalną kolację i także ze względu na nią miał zamiar obić dobrą minę do złej gry tak długo jak starczy mu na to sił. Całe szczęście Marienne idealnie łagodziła srogi wizerunek chrzestnego Lisbeth i to na niej Soriente miał zamiar się skupić w pierwszej kolejności. Trochę jakby była buforem między nim, a gburowatym lekrzem stojącym kilka kroków za Marysią.
- Podobnie jak Lisa, wcale nie jest taka nieprzystępna - odpowiedział podobnym konspiracyjnym szeptem w stronę rudowłosej, a potem faktycznie skupił się już na uroczym psiaku do czasu, aż Wainwright nie wspomniał o drinkach. - Myślę, że tak, bo nie śmiem odmówić dobrego alkoholu - odpowiedział na pytanie Westbrook, a zaraz potem uśmiechnął się delikatnie w stronę Jonathana, który przyniósł mu szkocką. Ponownie starał się nawiązać jakiś dialog z mężczyzną, ale niestety z marnym skutkiem. - Zaczynam podejrzewać ciebie o kłamstwo - zażartował w stronę Marysi, gdy znów na moment mogli pozwolić sobie na chwilę konspiracyjnego szeptu.
- Porozmawiamy o tym jak przyjdzie na to czas - Jonathan uciął temat odnośnie prowadzenia jego wozu przez Marienne, a Soriente tylko rzucił znaczące spojrzenie w stronę Lisy, ale w porę powstrzymał się od skomentowania tego wszystkiego. Dla niego nie było problemu, aby Lisbeth pożyczała jego wóz. Oczywiście nie każdy, ale ufał jej na tyle, by mogła swobodnie korzystać z tych mniej istotnych
- Kochanie, myślę, że Marysia i Jonathan doskonale zdają sobie z tego sprawę - Remy postanowił się wtrącić w chwili, w której Lisa ponownie niezbyt przyjemnie podjęła kwestie w rozmowie. Swoją drogą zaczynał odnosić wrażenie, że podobnie jak jego Jona, tak ona Mari traktowała z pewnym dystansem. - Wygląda wspaniale - skompelemntował za to kuchnię Wainwrighta, bo trzeba przyznać, że zaserwowane przystawki robiły wrażenie. Swoją drogą Remy od razy poznał, że nie ma do czynienia z laikiem w kwestii gotowania, bo nawet zastawa stołowa była z njawyższej półki. Mimo wszystko Soriente znał się nieco na tych bardziej ekskluzywnych markach w każdej dziedzinie życia, bo w końcu od małego było mu dane z nimi obcować.
- Zaprosiłem was na kolację, czego się spodziewałaś? - Blondyn mruknął przyglądając się Lisie podejrzliwie i w tym też momencie, Soriente poczuł jakby nić więzi z tym facetem, zupełnie jakby poniekąd rozumiał co on sam czuł i myślał.
- Poza tym ten twój koktajl ciężko nazwać jedzeniem - postanowił się więc wtrącić, bo sam był wyczulony co do kwestii żywieniowych Westbrook. Podobnie jak do jej nawyku noszenia czapeczek, więc gdy tylko nadarzyła się okazja po raz kolejny zdjął z głowy Lisy bejsbolówkę, a gdy dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem, odwzajemnił się jej tym samym.
- Chciałbym przyjrzeć się tej twojej zbilansowanej diecie - burknął Wainwrighta na co Chambers zażartowała dość trafnie, a przynajmniej na tyle, by Remigius parsknął pod nosem nie umiejąc się powstrzymać.
- Ja z chęcią bym zjadł dobrą pepperoni - wyszczerzył się do rudzielca, a zaraz potem spojrzał łagodniej w stronę Jony, bo czuł jak jego wzrok powoli zaczyna wypalać mu dziurę w czole. - Ale za nic w świecie nie zamieniłbym tegoo - wskazał na jedzenie znajdujące się na stole. - Na jakąś tam pizzę - dodał zaraz, po czym odsunął krzesło dla Lisby, by ta mogła usiąść.
-Dobrze wiedzieć... - Mruknął Jona, po czym znów spojrzał na Lisbeth. - Marysia jest fanem pizzy, ale to może także moja wina, bo na naszą pierwszą, udaną randkę zdecydowałem się ją przygotować...
Dziwny był to człowiek. Z jednej stony Soriente czuł bijącą od niego surowość i niechęć, a z drugiej za każdym razem, gdy wyrażał się o Marienne, w jego słowach dało się wyczuć ciepło i opiekę, którą właściwie bardzo ciężko sprecyzować.
- Ja niestety mam dwie lewe ręce do gotowania, ale za to lubię dobrze zjeść - rzucił i puścił oczko do Chambers, bo tak czuł, że na tym polu na pewno by się doskonale dogadali.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie była pewna czego się spodziewała, chyba wierzyła, że Jonathan przesadza, gdy mówił, że jego chrześnica nie jest jak inne młode dziewczyny, ale teraz wiedziała już, że powinna była go słuchać. Czuła się nieswojo, mimo to próbując jakoś się zachować. Przynajmniej na niej samej Remigius zrobił dobre wrażenie i kiedy on sam powiedział, że Lisa też nie jest nieprzystępna, zrobiło jej się nieco lepiej.
- Yhm, czyli nigdy - burknęła w odpowiedzi na słowa Jonathana. Z jednej strony miło jej było, e wstawił się za nią przed Lisbeth, ale z drugiej nie zamierzała liczyć na zbyt wiele, bo miała wrażenie, że Wainwright wcale nie wierzył w jej możliwości za kierownicą. Nie rozumiała do końca tej napiętej atmosfery i miała wrażenie, że ciemnowłosa szuka dziury w całym, szczególnie gdy wyrażała się na temat jedzenia, którego Marienne nie mogła się już doczekać. Ostatnimi dniami Jonathan pozwalał jej jeść tylko kleiki, gotowane warzywa, zupy kremy o śladowej ilości przypraw i... gotowanego kurczaka. Nie była zbyt wybredna, ale gotowanie kurczaka powinno być karalne.
- Nie jesteś dietetykiem, tylko kardiochirurgiem - odburknęła Lisbeth, zaraz po tym, jak posłała do Soriente nieprzyjemne spojrzenie, które sprawiło, że samą Mari na moment zmroziło. - Poza tym jadam zwykle raczej symboliczne kolacje - dodała jeszcze, przez co rudowłosa przechyliła głowę, bo ona... chętnie zjadłaby przystawki za wszystkich. Nie należała do osób stroniących od przejedzenia, a raczej ten stan uważała za jeden ze swoich ulubionych.
- Tylko twoja pizza, jak wszystko, co przygotowujesz, była taka mega fą fi fą - odpowiedziała na słowa Wainwrighta, szczerząc się wesoło, bo miała wrażenie, że jeśli czegoś im tu brakuje, to właśnie uśmiechu. - Myślałam, że wywali mnie za drzwi, jak chciałam na swoją dodać więcej składników, niż to sobie zaplanował - to dodała już żartobliwie w kierunku gości, chociaż głównie Remigiusa, bo twarz Lisbeth pozostawała niewzruszona. Nie rozumiała, jak tu czepiać się Soriente, kiedy to on starał się jakoś wypaść, podczas gdy jego partnerka niewiele od siebie dawała. - Ja myślałam, że potrafię gotować, ale wtedy poznałam Jonę... - parsknęła, kręcąc głową, a jako, że chciała bardzo, by mimo wszystko Lisbeth wzięła udział w rozmowie, zaraz na nią spojrzała. - A ty jak radzisz sobie w kuchni?
- Jako tako. - no i tyle by było z rozmowy. W sumie teraz też Mari przypomniała sobie, że Remy zabrał brunetce czapkę i znała, ze może to będzie ciekawym powodem do dyskusji.
- To jakaś wasza zabawa? Zabieranie sobie czapek? - zagadnęła, sięgając po sztućce, bo kiedy tylko stanął przed nią talerz, zamierzała spróbować tego, co się na nim znajdowało.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Mógł mieć pretensje tylko do siebie samego za wymyślenie tej wspólnej kolacji. Przecież mowy nie było, aby złapał z tym szczerzącym się pozerem chociaż nić porozumienia po tym, co już wiedział. Jonathan zrobił to wszystko tylko z jednego powodu - by Lisa nie odsunęła się jeszcze bardziej od wszystkich. Otwarte przeciwstawianie się jej decyzjom nie wnosiło niczego dobrego; Westbrook była uparta i zamknięta w sobie - tym zdecydowanie przypominała swojego chrzestnego, ale też sama o pomoc nigdy nie prosiła, więc Jona wolał wiedzieć kiedy powinien zainterweniować, gdy Lisa będzie wymagała wsparcia, a przekonany był, że taki czas nadejdzie.
- Więc tym bardziej wiem, co dla ciebie dobre zdrowe - odparł spoglądając na chrześnicę. Wcale nie spodobało mu się to jakich argumentów używała. Były one dość kiepskie zważywszy na to, że kilka metrów od nich w kącie loftu znajdowała się mini siłownia, a Jonathan równie wiele czasu poświęcał medycynie, co zdrowiu i aktywności fizycznej. Jednak... Zaczynał podejrzewać, czemu Lisa znów szuka wymówek i przez to zmarszczył się spoglądając na nią podejrzliwie.
-Ale dziś wyjątkowa okazja, więc zajadaj Lisku - wtrącił się blondyn, a Winwright swoje spojrzenie zaraz przeniósł na niego, bo określenie jakiego użył w stosunku do Lisbeth, nie umknęło jego uwadze. -Ewentualnie mogę ci pomóc z tą przystawką, bo jest wyśmienita - dodał, po czym zerknął na Joną, ale prawdopodobnie widząc jego minę uznał, że ten komplementu nie dostrzegł.
- Wiedziałem, że łatwo z tobą nie będzie. Dlatego przygotowałem coś co lubisz - mruknął ignorując totalne Remigiusa i skupiając się tylko na swojej chrześnicy.
Dopiero temat pizzy nico rozproszył jego myśli, aczkolwiek nadal w głowie Jony rozbrzmiewało to jedno [i[okreslenie[/i]. Mógł się tego spodziewać. Lisa nie była dzieckiem, ale co innego słyszeć o [i[teoretycznym]i] Remym, a co innego oglądać go z nią na żywo i przekonywać się, że naprawdę są ze sobą... blisko.
- Chciałem byś posmakowała czegoś innego i doceniła prostotę i jakość.... Ostatecznie jednak i tak postawiłaś na swoim, Marysiu - wtrącił i skoro Marienne siedziała po jego prawej stronie to delikatnie na moment ułożył palce na jej dłoni. - Nie doceniasz siebie; gotujesz wyśmienicie - dodał, a zaraz potem zerknął na Lisę, które tak krótko ucięła rozmowę z Mari. - Może warto się podszkolić, Lilibeth? - Zapytał, może trochę uszczypliwie, a może po to by temat nie ucichł. Tylko, że Marienne w tym czasie skupiła się na czymś innym i na moment zrobiło się cicho. Jona odniósł wrażenie, że każdy przy stole poza Chambers wiedział z czym powiązane są czapeczki Lisy i niekoniecznie umiał odpowiedzieć na postawione przez rudowłosą pytanie.
-Poniekąd - milczenie przerwał blondyn, który złapał ostatecznie czapkę Lisy i rzucił nią w stronę salonu. - Chociaż to bardziej zabawa Lisy. Przegrała zakład z koleżankami i nie powinna zdejmować czapki przez tydzień, ale trochę wymogłem na niej to, aby dzisiaj zostawiła ją w domu - ostatnie słowa wypowiedział bardziej dosadnie, ale nadal rozbawionym tonem i spojrzał na siedzącą obok niego brunetkę nieco mocniej otwierając przy tym oczy.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Denerwował ją temat jedzenia, już czuła, jak dłonie jej się pocą, a i bez tego ta kolacja miała nie należeć do najłatwiejszych. Po dwóch stronach miała nadopiekuńczych mężczyzn, a na przeciwko jakąś przaśną dziewoję z prowincji, wprost wyborny plan na wieczór.
- Akurat serce mam jak dzwon - przypomniała chrzestnemu, przewracając oczami. Zerknęła na swoją przystawkę, nie kupując słów Remyego o wyjątkowym dniu, ale już nic nie powiedziała. To nie tak, że nie chciała tego zjeść, ale wiedziała, jakie będą tego konsekwencje.
- Ja nawet nie wiem co to - wtrąciła się Mari, a Lisa zmarszczyła czoło. Nie rozumiała czemu ta kobieta chwaliła się swoją niewiedzą. Lisbeth zwykle wolała ukrywać własne braki, bo tak robili normalni ludzie.
- Przegrzebki...
- Smakują lepiej, niż brzmią - podsumowała radośnie rudowłosa, jakby wcale nie wyczuła w tonie Lisbeth nieprzyjemnej nuty. - Moja ostatnia dieta jest mega nudna i mam już jej dość - pożaliła się, co zasadniczej Westbrook też nie przypadło do gustu.
- Jesteś po ciężkiej operacji i tak mnie dziwi, że dzisiaj jesz to, co mu - mruknęła, bo sama dość poważnie podchodziła do różnych zaleceń, nie licząc tego, że z jedzeniem generalnie miała problem. Wierzyła jednak, że nad wszystkim panuje, a tak, to przyświecał jej racjonalizm. Kątem oka dostrzegła, jak chrzestny łapie tą całą Chambers za dłoń i kompletnie tego nie rozumiała. Nie znała go ze strony takich gestów, a już na pewno nie w kierunku osób takich, jak Marienne. W dodatku jeszcze zwrócił uwagę Lisie, czym w ogóle ją podenerwował.
- Jasne, bo przecież tak niewiele potrafię - burknęła, podrygując nogą pod stołem. Jeszcze poruszona została kwestia czapek, a Remy po raz kolejny zabrał nakrycie głowy Lisie, więc już w ogóle miała serdecznie dosyć. Jego wymyślona na poczekaniu historyjka sprawiła, że posłała mu spojrzenie spode łba i złapała za widelec. Musiała zajeść zdenerwowanie. Poza tym tak prosili, żeby jadła, więc niech mają. - Ciekawe z jakimi koleżankami - mruknęła, ale nawet nie uniosła spojrzenia, tylko nabiła na widelec pierwszy kęs, a zaraz po nim kolejne znikały w jej buzi. Faktycznie było to przepyszne, miała ochotę poprosić o więcej, ale nie chciała wzbudzać żadnych podejrzeń.
- Mi te czapki nie przeszkadzają - rzuciła jeszcze Marienne, chyba nadal zaskoczona tym, że czapka Lisy poleciała przez pomieszczenie. Może wyczuła jakieś napięcie i chciała to załagodzić, ale zamiast pozwolić dyskusji ucichnąć, brnęła w nią nadal. - Każdy lubi coś innego... ja na przykład dobrze czuję się w okularach, a Jonathan kręci na nie nosem - i bardzo dobrze - to już pomyślała Lisa. Według Westbrook na nosie Mari znajdowały się możliwie najbrzydsze oprawki świata, jakby kupiła je w sklepie z oponami.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Jak tylko mógł skupiał się na Marienne. Nie miał zielonego pojęcia jak taka urocza i miła osoba mogła związać się z takim gburowatym i surowym typem jak Winwright, ale cóż... On sam był z Lisbeth, a przecież Westbrook także daleko było do bycia przyjacielską osobą.
- Czasem trzeba złamać kilka zasad, aby życie nabrało smaku - rzucił apropos uwagi Lisy co do tego, że Mari nie powinna jeść dzisiejszej kolacji. - Sam zwykle trzymam się diety, ale bez przesady... Każdy czasem musi zjeść hot-doga, czy nie mam racji? - Zagadnął oczywiście Chambers, ale niestety głos musiał zabrać ktoś inny.
- Śmiem stwierdzić, że nie masz. Niektórzy odżywiają się racjonalnie i zdrowo nie odczuwając przy tym żadnych pokus i nie ulegając swoim słabością, ale cóż... To niektórzy, jak na przykład Lisbeth . - Komentarz Jony był nie tylko nieuprzejmy, ale sprawił, że Soriente poczuł się jak dzieciak, a przecież siedzący na przeciwko niego chirurg był niewiele starszy. Cholernie go to poirytowało i nie miał zamiaru dłużej robić dobrej miny do złej gry. Miał swój honor to raz, a dwa doskonale wiedział co Wainwright tak naprawdę chciał osiągnąć zapraszając go tutaj.
- I chwała wam za to, ale nie musicie tak krytycznie odnosić się do każdej innej osoby - odpowiedział więc póki co siląc się na uprzejmość.
Całe szczęście Marysia przerwała tę atmosferę, która stawała się coraz bardziej gęsta, ale niestety zrobiła to dość nieumiejętnie. Niby Remigius postarał się jakoś wygasić konwersację odnośnie czapki, ale Mari pociągnęła temat dalej.
- Może te z pracy? - Wtrącił Jona, na komentarz Lisy, który prawdopodobnie miał być skierowany tylko do Remigiusa, więc ten uniósł wzrok na chirurga.
- O właśnie, kochanie - uśmiechnął się uroczo i trochę sztucznie, ale zaraz potem spojrzał na Lisę i irytacja nieco z niego zeszła. - Co tam w pracy? Niewiele o niej mówisz ostatnio - zapytał w sumie szczerze zainteresowany.
Biedna Marysia ponownie chciała zainterweniować i przez to Remigiusowi zrobiło się jej szkoda. Była naprawdę niewinną ofiarą tego cyrku, w którym zapewne nikt nie chciał brać udziału, i starała się jak mogł, aby kolacja się udała.
- Moim zdaniem wyglądasz uroczo - skomplementował ją, bo... Po pierwsze to było najmilsze określenie jakim mógł nazwać te przyduże i niemodne oprawki. Jakby w kontekście całej osoby Chambers faktycznie wyglądały całkiem uroczo, chociaż zdecydowanie odejmowały jej urody. Jednak Remigius musiał powiedzieć cokolwiek co by jej poprawiło nastrój, ale też... Chyba chciał nieco zagrać na nosie Wainwrightowi, tak po prostu, bo też potrafił być uszczypliwy.
- Słońce, przecież wiesz, że chodzi o twoje dobro i wygodę - odezwał się sztywniak kompletnie ignorując Remy'ego, aczkolwiek ten dostrzegł jak lekarz zacisnął jedną z dłoni w pięść, aż pobielały mu knykcie.
-Moim zdaniem każdy ma prawo wyglądać jak mu się podoba - wtrącił ponownie Soriente.
- A więc czemu zabrałeś czapkę Lisie? - Zapytał Jona, czym ponownie poirytował Remigiusa, bo przecież ten odniósł wrażenie, że Wainwright wie o co chodzi. Jedynie, że specjalnie zagrał nie fair, aby go rozdrażnić.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Bez wątpienia Mari nie odnajdywała się w tej sytuacji, ale chciała, aby spotkanie przebiegało w miłej atmosferze. Zawsze była niezwykle rodzinną osobą, ale po przyjeździe do Lorne Bay i rozpoczęciu pracy w Cairns zrozumiała, że ludzie kariery zapominają o takich podstawowych wartościach. To spotkanie zdawało się być kolejnym potwierdzeniem tej reguły.
- Właśnie Jona, ja się zgadzam z Remigiusem - postanowiła wstawić się za Soriente, ponieważ ten zwrócił się do niej, a Wainwright postanowił przechwycić wypowiedź, co nieszczególnie spodobało się Mari. Poza tym to, że udawała, że jest dobrze, nie znaczyło, że nie czuje się tutaj najgorsza. Siedziała przy jednym stole z wice dyrektorem szpitala, medalistką olimpijską i producentem, a sama nie miała aktualnie pracy i nawet stanika czy szpilek, w których mogłaby się zaprezentować bardziej rasowo. Była jak wyżuty papeć przez cały ten przeszczep i akurat ona miała cholerną ochotę na hot doga. - Ja na przykład lubię fast foody, sprawiają mi radość, a to chyba lepsze od bycia skwaszonym - zauważyła, przewracając oczami. Była miłym akcentem, starała się, ale nie zamierzała udawać, że nie krzywdzi jej to wszystko. Spodziewała się jakiegoś komentarza ze strony Lisy, ale ku jej zaskoczeniu, czarnowłosa milczała. Panowie sami ją zagadali i wyraźnie było widać, że Westbrook nie pali się do odpowiedzi.
- Bo też niewiele się w niej dzieje - odpowiedziała w końcu, odkładając złożone widelce na pusty talerz. - Normalna praca kelnerki - te słowa wypowiedziała z lekkim naciskiem, szczególnie kierowanym w stronę swojego chrzestnego.
- Dziękuję - Mari zarumieniła się delikatnie i od razu było jej lepiej, więc uśmiech powrócił na jej twarz. - Wiem, że nie są najpiękniejsze, ale miło mi - przyznała zgodnie z prawdą, bo to nie tak, że była ślepa. To znaczy... trochę była, ale wiedziała, że wzięła ze sklepu najtańszy model, bo na inny nie było jej stać. Jonathan też zaraz się wtrącił, więc rudzielec spojrzał w jego kierunku, nie spodziewając się, że panowie zaraz ponownie się ze sobą zmierzą.
- Zachowujecie się, jak przedszkolaki - burknęła niespodziewanie Lisa, nie podnosząc wzroku znad stołu. - Idę do łazienki - dodała po tym, po prostu sobie idąc... Mari to zaskoczyło. Sytuacja była napięta, a Lisbeth wstała i wyszła. Chambers nawet przy najsilniejszym parciu na pęcherz nie umiałaby w takiej sytuacji się zmyć, więc zaraz klasnęła w dłonie, gdy zostali na moment sami.
- Panowie! Zależy wam na niej, więc może... przestańcie się siłować na słowa? - zaproponowała, chociaż nawet jej trudno było utrzymać teraz uśmiech. - Kochanie, wszyscy zjedli już przyssawki, a mi burczy nadal w brzuchu, więc może przejdziemy do dania głównego? - zaproponowała, licząc, że temat jedzenia pozwoli Jonathanowi ochłonąć. Wcześniej uważała, że kolacja będzie dobrym pomysłem, ale teraz nie była już tego taka pewna.

jonathan wainwright
ODPOWIEDZ