Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mogłabym nazywać Cię, Stara Republiko. Ale to znacznie za długie. – fakt, jej wiedza nie wykraczała poza kanon filmowy. I chyba nie miała ani czasu, ani tak dogłębnego zainteresowania, by przeszukiwać strony internetowe, publikacje, książki i komiksy. Wiedziała, że ma za mało midichlorianów aby dusić ludzi siłą woli. Ten smutny fakt wprawiał ją w rozgoryczenie i szczery wyrzut względem Gwiezdnych Wojen. Życie byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby posiadała taką umiejętność. Czyniła by wiele dobra, likwidując mnóstwo pasożytów.
O wiadomościach prywatnych i zwykłej skrzynce mailowej. Gmail czy inny hotmail. – wzruszyła lekko ramionami, chowając swój telefon do tylnej kieszeni. Skywalker znowu próbował ją ująć w tańcu, ale ten rozdział stanowczo mieli już za sobą. Mimo to, przez kilka pierwszych chwil poruszała biodrami i kierowała się w stronę baru, podążając za rytmem muzyki.
Dobrze płatne. Poza tym to polecenie służbowe. – dodała, gdy w końcu znaleźli się przy barze. Ponagliła barmana, by ten naliczył wszystkie drinki i wystawił rachunek. Przecież nie będą tutaj czekali całej nocy, aż ktoś nauczy się podstawowych zasad rządzących matematyką.
Masz jeszcze wolne. Weekend się kończy, a dorzucę Ci premię. Oczywiście o ile się spiszesz, bo na razie to nie widziałam żadnych umiejętności, a tylko domaganie się zapłaty. – bezradnie rozłożyła ręce, podając kartę płatniczą. Nie trwało to długo, gdy zapięła kieszeń skórzanej kurtki i skinęła głową, by kierowali się w stronę wyjścia z klubu. W tym czasie, na telefonie szukała już jakiejś taksówki. Uber, Bolt, cokolwiek działało w tej mieścinie.
To nasz. – podniosła rękę, gdy jakiś samochód wjeżdżał w ich ulicę.
Oczywiście to zostaje między nami. Jak się domyślasz, to nie jest do końca legalne. Ale z drugiej strony nikt nie potrzebuje prawa. Dobrym ludziom jest zupełnie zbędne, a skurwysyny i tak znajdą sposób, by je ominąć. – wzruszyła ramionami, kiedy wsiadali na tylne siedzenie taksówki.
Ile czasu to mniej więcej zajmie? Musisz najpierw namierzyć adres e-mailowy, potem wejść i przeszukać czy znajdziemy ciekawą korespondencję... – mruknęła, scrollując coś na swoim telefonie.
przyjazna koala
Melville
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Właśnie widać braki! Lucas, bo Disney jest niestety na to za głupi, otwarcie powiedział, że cała ta akcja z midichlorianami to wielki niewypał i legendarne midichloriany nie są już kanoniczne. A Stara Republika to gra komputerowa, a nie komiks/książka. To jednak Ci wybaczam :*
- Jak dobrze - jakby się zaciął, ale bardzo cenił sobie pracę w Lewis Corp dlatego, że do tej pory pracował w normalnych godzinahc. Wchodził, pracował, wychodził. Praktycznie brak nadgodzin, dodatkowego myślenia. Cenił sobie swój czas wolny nawet bardziej. Jej fantazja bardzo burzyła wizję świata TJa - I polecenia służbowe przyjmuję w godzinach pracy. Możesz mnie albo ładnie poprosić albo zaoferować ekstra zapłatę. - darował sobie oskarżanie jej o mobbing, straszenie sądem pracy (ciekawe, czy to tylko polsko-socjalistyczny wymysł, czy w innych krajach też mają takie dziwactwa). W każdym razie nim się spostrzegł znaleźli się przed klubem, a zaraz potem w samochodzie.
- Dzięki za cynk - prychnął tylko, bo to było oczywiste. Darował sobie jednak przerywanie jej, ewidentnie wpadła w coś w rodzaju monologu, poczekał aż skończy - Po pierwsze i tak potrzebuję dostać się do komputera. Cudów nie zdziałam przez telefon, nie jestem tym psycholem z Człowieka Demolki co hackował przez bankomat -piękny film, szkoda że powoli zmienia się z SF w dokument jeżeli chodzi o nieudolność służb porządkowych - Jak namierzyć? Przecież wiadomo od kogo przychodzą maile... - podjął, ale potem machnął ręką by ją uciszyć gdyby chciała coś powiedzieć - Powiem Ci jak siądę przed komputerem, jest to do zrobienia. Co wiemy o właścicielu tego adresu? - zadał kluczowe pytanie. Bardzo często w łamaniu szyfrów i haseł... nie potrzeba pokończyć szkół hackerskich. Trochę kojarzenia faktów, kilka informacjil Szkoła Richarda Feynmana.
Melville Lewis
sumienny żółwik
TJ Buchanan
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie. Nie wiemy. – wzruszyła lekko ramionami.
Wiemy, że Richard posiada osobny adres e-mail, z którego wysyła wiadomości do swoich kochanek. A ja muszę te e-maile dostać, razem z załącznikami. – Richard to nikt inny, jak jeden z członków zarządu firmy. Nie miał większościowego udziału, ale wciąż był wrzodem na jej pięknej i zgrabnej dupie. Był wielkim i oddanym fanem jej ojca, który obecnie leżał grzecznie w śpiączce. Melville była jedyną z rodzeństwa, która aktywnie brała udział w życiu firmy. Chociaż wszyscy zasiadali przy stole rady nadzorczej, to raczej unikali jakiejkolwiek odpowiedzialności. Najstarszy brat bawił się w drobnego przestępcę, włochaty Salinger udawał Anglika. Katastrofa. Zero przyzwoitości. Nic więc dziwnego, że Melville została sama na placu boju. Była kobietą. Blondynką. W dodatku ładną. Same wady, jeśli chodzi o budowanie respektu czy autorytetu wśród starych, seksistowskich wyjadaczy, przywykłych do posiadania kobiet jak ona w formie asystentki. Richard był nad wyraz upierdliwy i wyraźnie zaszedł jej za skórę, skoro musiała wyciagnąć poważne argumenty.
Wiemy o Richardzie całkiem sporo. Znam imiona jego... nie, stop. Nie znam imion ani dzieci, ani tej wysuszonej miotły, która jest jego żoną. – pokręciła głową.
Ale wiem jakim jeździ samochodem. A także chętnie scharakteryzuje jego osobowość. – oczywiście był to żart. Miała w zanadrzu tylko określony wachlarz przytyków i negatywnych określeń. Nie były wystarczające, aby opisać tego padalca.
A odnośnie wynagrodzenia. – mruknęła, wyciągając znowu telefon.
Monzo? – nie wiem czy w Australii działało, ale zapewne tak! W każdym razie przelała mu jakąś okrągłą sumę, żeby uspokoić te zszargane nerwy. Przecież rzucał się jak ryba bez wody. O ile dobrze pamiętam, była niedziela. Wieczór. Jego weekend właśnie się kończył, a dramat niesłychany! Skywalker, niech Moc będzie z Tobą.
przyjazna koala
Melville
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Uniósł wyżej brew... Gubił się w tym co ona kombinuje bo jeszcze jak długo żył nie widział wiadomości, która nie miałaby żadnego nadawcy. Nadawca mógł być dziwny, przechodzić przez dziesiątki serwerów i innych aliasów tak, że można się było w tym pogubić... darował sobie komentarz. Zobaczy co jest do zobaczenia, wtedy będzie wiedział więcej. Niemniej wątpił w to, że będzie to bułka z masłem. Trochę wyjaśniła chwilę potem.
- Ten Richard? Spoko. To tylko wpuść mnie do jego gabinetu, facet nie wygląda na speca w dziedzinie komputerowej, a skoro ma kochanki to myśli chujem... na bank wysyła wiadomości z komputera w pracy. Nie będę zaskoczony jak na jakiejś karteczce będzie napisane hasło i login - na końcu to naturalnie żartował, ale momentalnie napięcie z niego spadło. Robota wydawała się być całkiem do ogarnięcia. Po chwili jednak pojawił się poważny minus, bo niejako pomagał jednemu szefowi zająć się drugim. Typowa definicja trafienia między młot a kowadło. Nawet żarcik Mel o jej rywalu humoru mu nie poprawił...
- Nie będzie raczej konieczne - ewidentnie już zaczął się zastanawiać jak ugryźć ten problem - Co? A tak, tak, jest... - przytaknął, a jak powiadomienie dostał to się uśmiechnął. Miła kwota... - Mogę spróbować dostać się do jego komputera z serwerowni, to nie będzie jakiś przesadny problem, ale... dużo bezpieczniej będzie to zrobić bezpośrednio u niego. Kamerami się mogę zająć przez ten czas, ale nie mam dostępu do biura jednego z członków rady... - wyjaśnił jej spokojnie i rzeczowo. Pewnie nawet gdyby nie miałą tej kurtki zapiętej pod szyją i byłoby cokolwiek widać to i tak teraz bardziej zamyślony był nad dodatkową robotą.
- Nigdy nie planuje swoich wieczorów, ale na penwo nei zakładałem, że dzisiaj skończę w biurze przed komputerem. - burknął jeszcze widząc jak przed nimi powoli wyrasta Lorne Bay.

Melville Lewis
sumienny żółwik
TJ Buchanan
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ten Richard. Ale jeśli Ty też z nim sypiasz to zaczynam wątpić w przyzwoity koniec tego wieczoru. – uśmiechnęła się lekko, niemal niezauważalnie.
Nazywam się Lewis, mam dostęp do każdego pomieszczenia w tym budynku. – wywróciła oczami. Przecież to oczywiste! Nie tyle miała dostęp, co pomaszeruje do recepcji i sobie takowy dostęp zorganizuje.
Gdybyśmy tylko mieli ranking pracownika miesiąca, zadbałabym aby Twoje urocze zdjęcie zawisło na ścianie. – poklepała go nawet po ramieniu, aby dodać mu nieco otuchy. Czasami zapominała, że normalni ludzie - mający wybór i nie posiadający narwanego ojca tyrana - lubią mieć życie poza pracą. Ona chyba nawet mogła takowe posiadać, ale zwyczajnie nigdy nie chciała. Rutyna pomiędzy umowami, spotkaniami biznesowymi, a butelką tequili zupełnie jej wystarczała. Fakt, brak seksu nieco doskwierał, ale ostatnimi tygodniami chyba zaczynała ten problem nawet rozwiązywać.
W końcu dotarli pod budynek firmy, a Melville przemaszerowała do szklanych drzwi. Były zamknięte, więc z finezją i charakterystycznym dla siebie wkurwieniem, zapukała w szybę. Raczej uderzyła otwartą dłonią. aby ochroniarz się nieco ogarnął i odblokował automatyczne drzwi.
Długo każecie na siebie czekać. – powiedziała tylko, mijając nieco zdezorientowanego ochroniarza. Przeszła przez cały główny hol do biurka recepcji, wymijając je dookoła.
Nie mam swojego klucza. Otwórz mi tę szafkę z kartami do biur. – niemal poprosiła, a ochroniarz tylko pokiwał głową. Zapewne ją pamiętał - trudno nie pamiętać takiego zdenerwowanego, acz ładnego przełożonego. Kiedy tylko otworzyli jej szafkę, rozejrzała się po zawieszonych tam kartach otwierających biura. Oczywiście, że zgarnęła nie swój, a klucz Richarda.
Skywalker jest ze mną. – skinęła na chłopaka, gdy ochroniarz zaczął dość niepewnie zadawać pytania.

TJ Buchanan
przyjazna koala
Melville
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
- Skąd pomysł, że z nim sypiam? - to było tak absurdalne, że dal sie podejść. Chwilę mu zajęło nim znalazł dobry, ejgo zdaniem, sposób na to by się odgryźć - Jak na razie jesteś jedynym członkiem zarządu, którego przeleciałem - palnął jeszcze, a potem - jak i ona - przewrócił oczami - Gracja słonicy - burknął pod nosem na takie podejście do tematu na pałę. Może za dużo widział seriali kryminalnych w młodości, ale już widział jak w razie sprawy w sądzie prawnik Richarda w dwie minuty łączy fakty, że dziwnym trafem w dzień gdy wypłynęły kompromitujące dane, na niedługo wcześniej zainteresowana druga strona wparowała do jego biura w środku nocy na pełnej kurwie, do tego z firmowym informatykiem. Oj przepraszam, w wieczór, nie dzień.
- O tej porze mają pilnować, nie otwierać - mruknął pod nosem, do pleców i jędrnego tyłka Mel, a mijając ochroniarza tylko wzruszył ramionami i przepraszająco skinął głową. Nie znał tych z nocnej zmiany, jako się rzekło wcześniej, TJ był przeciwnikiem nadgodzin. Stał grzecznie na uboczu coby wyglądać jak najmniej podejrzanie. Widząc, że ochroniarzowi mija pierwszy szok podszedł do niego i po przyjacielsku objął mu barki ramieniem. Mówił konspiracyjnym szeptem.
- Słuchaj, nie wiem jak, ale ta baba znalazła mój numer i kazała mi tu przyjechać. Zawiesiła komputer, ale coś tam sie wali i pali, widzisz jaka jest wkurwiona - tutaj pochylił się jeszcze bardziej - Pewnie dawno nikt jej komina nie przedmuchał - tak TJ jak i pan ochroniarz stłumili parsknięcie - Daj jej ten klucz, nie zawracaj nam głowy, a ja zrobię wszystko aby jak najszybciej ogarnąć jej problem i aby się stąd wyniosła... - cóż, pomogło. Pan ochroniarz nie protestował, odblokował windę, w której znaleźli się Mel z TJem. Podróż mineła bez niespodzianek... a może jakieś były?
- Prowadź. w sumie nie wiem gdzie jest jego biura, nigdy mu nie musiałem ogarniać komputera... może dlatego, że z neigo nie korzysta - rzucił tylko i czekał, aż Mel ruszy przodem. Wolał aby ona prowadziła, na kamerach będzie to widać, on tylko powie, że kazała mu za sobą iść, to szedł, to nie był jego pomysł, wysoki sądzie, ja jestem tylko informatykiem, co mialem robić? No i jeansy były mocno opięte na jej tyłku. To chyba lubił w niej najbardziej, nawet jeżeli tylko raz mógł sobie poużywać.

Melville Lewis
sumienny żółwik
TJ Buchanan
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jak na razie. – nawet się lekko uśmiechnęła, powtarzając po nim. – To jakiś challange? Zamierzasz przerobić każdego z członków zarządu? – pokiwała głową z uznaniem. Ciekawe zadanie.
O każdej porze mają wykonywać polecenia 'pełniącego obowiązki CEO'. – ukróciła te jego docinki, które nie wiadomo czemu miały służyć. Ostatecznie, była jego przełożonym, z którym niewiele miał do czynienia. I raczej nie należało igrać z ogniem, biorąc pod uwagę rynek pracy w miejscowości takiej jak ta!
A Ty myślisz, że co to jest? Tajna misja Jamesa Bonda? – spojrzała na niego lekko zdezorientowana, gdy zarzucił jej brak dyskrecji. Przecież nie zamierzała anonimowo grozić Richardowi. Chciała dostać fotografie, nagrania i e-maile, wydrukować je grzecznie, a potem rzucić mu na biurko. Nie było tutaj mowy o żadnych sprawach sądowych, ani finezji. Jasne ultimatum, a nie żadne podchody. Chodziło o poparcie w sprawach firmy, a nie o morderstwo. Zresztą, Richard stanowczo nie zaryzykuje sprawy sądowej, bo wtedy cały materiał sprawnie wypłynie na światło dzienne.
Przestań się komukolwiek tłumaczyć. – mruknęła tylko, widząc jak sobie słodko szczebioczą. Widocznie TJ znalazł kogoś na swoim poziomie, skoro tak świetnie się dogadywali.
Jutro możecie razem stanąć w kolejce do urzędu pracy. – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a potem skinęła głową w lewo, w stronę wind. Przecież nie będzie czekała, aż TJ wczuje się w rolę tajnego agenta i wymyśli byle wymówkę. Czasami Melville nawet nie wychodziła z biura, pracowała przez całą noc albo wpadała tutaj w najmniej odpowiednim momencie. Nikogo to nie dziwiło, ani nikogo nie powinno interesować.
No dobrze, to działaj. – powiedziała spokojnie, wchodząc do gabinetu. Rzuciła klucz na blat biurka, a sama usiadła wygodnie na skórzanej sofie. Richard miał tak samo zły gust do mebli, co do kobiet i obrazów. Skrzywiła się lekko, widząc jakiś landszafcik zawieszony nad biurkiem. Pokręciła głową i podniosła się, przechadzając wzdłuż regału z jakimiś książkami.
I jak idzie? Znalazłeś coś ciekawego? – zapytała, przesuwając palcem po jednej z książek, jakby sprawdzając ilość osiadającego tam kurzu. No tak, Richard pewnie niechętnie sięgał po słowo drukowane.

TJ Buchanan
przyjazna koala
Melville
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
- Pierdolenie o szopenie zakompleksionych buców - burknął gdy zostali sami, naturalnie odnosząc się do wykonywania poleceń. Podejrzewam, że samo Lewis Corp nie zatrudniało ochroniarzy, to był zwykły outsourcing i choć wiadomo, że żaden ochroniarz nie mógł tutaj chodzić z kutasem na wierzchu czy kłaść lachę na wszystko, tak skakanie jak cyrkowa małpka dookoła jakiegoś ważniaka, który zwykle go w ogóle nie zauważał, na pewno nie należało do ich obowiązków. Ale tę uwagę rzucił Mel dopiero gdy szli do windy, a zostawiony w recepcji najwyraźniej został uspokojony.
- Dzięki dzięki, nie wiedziałbym co robić bez Ciebie - mruknął gdy znaleźli się w gabinecie - Twój lepszy - rzucił tylko coby pokonać panującą tutaj ciszę. Odpalił komputer, z przyjemnością uznam, że mimo wszystko był tam stary dysk HDD, który sprawiał, że to wszystko szło wolniej niż wolno. W tym czasie Taylor (nie wiem co Ci się nie podoba w akronimie TJ. Nie dość, że krótki to jeszcze piękny (bo krótki)) starał się przejrzeć pierdoły dookoła. Wreszcie komputer się uruchomił, standardowa procedura. Szybki restart, wizyta w BIOSIE, bla bla bla... nie jestem hakerem, moja wiedza o hackowaniu sprowadza się do starego mema, gdzie niejaki Haxor wciska przycisk "CHAKUJ" na klawiaturze i dzieje się haking.
- Naoglądałaś się za dużo filmów akcji, to zabiera trochę więcej czasu - zganił ją, ale już mógł swobodnie poruszać się po systemie. - Boże, co za idiota - on naprawdę nie rozumiał jak będąc w radzie nadzorczej korporacji można mieć klienta poczty... bez hasła. Tyle, że wiele w nim nie było. Trochę podumał, coś tam poklikał - Zaraz będziesz mieć dostęp do jego wiadomości, nawet tych niewysłanych z tego komputera, ale może zanim to to przejrzymy jego pliki? - zerknął na Mel ponad monitorem komputera i nie czekając na zaczął poszukiwać jakiś zdjęć, obrazków, filmów... wszystkiego co mogło być kompromitujące.

Melville Lewis
sumienny żółwik
TJ Buchanan
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wciąż, Lewis Corp z łatwością mogło pozbyć się upierdliwych ochroniarzy. Poza tym, to nie Nowy Jork, ani nawet Seattle. Melville regularnie zarywała noce, a nawet zostawała w biurze do samego rana. Była pewna, że każdy z ochroniarzy doskonale ją pamiętał. Niektórzy pewnie nawet zamawiali jej taksówki i asystowali w dotarciu do drzwi, gdy była zbyt pijana. Nie zamierzała jednak dyskutować, ani z ochroniarzem, ani informatykiem. Na koniec dnia, oni mogli tylko ponarzekać, a ona wydać kilka tysięcy na przyjemności. Ta świadomość zawsze poprawiała jej nastrój i napawała starym, poczciwym wyjebaniem na wszystko.
Mistrz zawsze wspiera swojego Padawana. – a zatem nic dziwnego, że bez jej dobrodusznych instrukcji, czułby się zagubiony, pewnie wręcz wystraszony i skonfundowany.
Oczywiście, że mój gabinet jest lepszy. Tutaj zajeżdża babcinymi firankami. – mruknęła, siadając wygodnie. Nie będzie przecież przeglądać po kolei wszystkich książek, jakie Richard zebrał na półkach. Poza tym, wyglądały na całkowicie nietknięte. Jakieś encyklopedie, czy serie zabytkowych starodruków? Nie, zbyt wyszukane. Pewnie zwyczajne, czarne okładki encyklopedii i kodeksów, których Richard nigdy nie przyswoił. A nawet jeśli zrobił to podczas studiów, to epoka dawno się zmieniła. Ludzie zdążyli nawet wynaleźć koło.
Przecież Cię nie poganiam. – spojrzała na niego, wywracając oczami. Bawiła się swoim telefonem, przeglądając zdjęcia i czytając wiadomości. Mruknęła tylko coś pod nosem, czytając następne wpisy o sytuacji politycznej na świecie. Oderwała wzrok dopiero, gdy TJ zdołał przyciągnąć jej uwagę przeglądaniem plików. Podniosła się wprawnie, zrzucając z siebie skórzaną kurtkę. Rzuciła ją na sofę, przechodząc na biurko. Stanęła za chłopakiem, skupiając wzrok na monitorze.
To jego... rodzinne wakacje. – skrzywiła się zniesmaczona, widząc Richarda w slipach kąpielowych.
Myślałam, że nasi pracownicy mają darmowe wejściówki na siłownię. – mruknęła.
Dalej, dalej. To jego brzydka żona. – dodała jeszcze kilka uwag, zanim w końcu znaleźli zdjęcie jakieś młodej dziewczyny.
Oho, tutaj zaczyna robić się ciekawie. – pokiwała głową, z lekkim uśmiechem.

TJ Buchanan
przyjazna koala
Melville
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Prawda jest taka, że gdy TJ usiadł przy komputerze trochę jakby odleciał. Czuł się przed sprzętem elektronicznym dobrze, oprogramowanie w firmie i sieci komputerowe nie miały przed nim tajemnic. Poruszał się w tym wszystkim niezwykle swobodnie i pewnie, dlatego po pierwszych paru sekundach większość komentarzy Melville trafiało do niego jakby zza ściany. Coś słyszał, jakiś wewnętrzny instynkt mówił mu, kiedy warto przytaknąć, kiedy wystarczy mruknąć. Pokonał jedno hasło, odnalazł pliki. Aż się zaśmiał, bo szczytem zabezpieczeń Richarda było wykorzystanie ukrytego folderu. Bezpieczeństwo z najwyższej półki.
Dostał się do interesujących plików, wtedy niejako pałeczkę przejęła Melville. On wciąż tkwił przy komputerze, przewijał poszczególne pliki i tylko wsłuchiwał się w komentarze szefowej.
- Nawet nawet... - mruknął z uznaniem komentując wdzięki filigranowej azjatki z zaskakująco obfitym biustem - Przesadziła z rozmiarem, ale zwykle stare pryki lecą na wielkie dojce - dodał trzy grosze od siebie. Sprawdził metadane pliku z pierwszym interesującym zdjęciem oraz paru następnych o podobnej tematyce. Przeskoczył do danych mailowych, poszukał w podobnym okresie wiadomości. Znalazł adres mailowy, trochę pogrzebał, sprawdził logi...
- Wysłała to z telefonu, niestety, ale... - zamilkł na kilkanaście, kilkadziesiąt sekund. Trochę klikania, trochę stukania w klawiaturę - Jakieś pięćdziesiąt kilometrów za miastem, stamtąd przyszły te wiadomości. Promień kilka kilometrów, tak jak łapie nadajnik, nic dokładniej niestety nie wymyślę... poszukam, może inne ciekawe fotki są z innego adresu, ale jak masz pod ręką jakiegoś detektywa to może tam szukać. Może gdzieś w tych okolicach mają swoją schadzkę miłości? - zaśmiał się pod nosem i szukał dalej.
Ile czasu spędzili w biurze? Pewnie kilkadziesiąt dobrych minut, podczas których Melville przy pomocy TJa na pewno dowiedziała się wielu interesujących rzeczy o Richardzie i pozyskała wiele kompromitujących lub obciążających go danych. Happy end był potem!
zt zwei mal
Melville Lewis
sumienny żółwik
TJ Buchanan
ODPOWIEDZ