stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Od wydarzeń w lesie minęło parę dni. Może tygodni? Właściwie wszystko zlewało jej się w jego, bo albo pracowała – a pracowała dużo, biorąc trochę więcej lotów niż powinna – albo imprezowała. Jakby bała się, że siedzenie w domu albo po prostu zwykła samotność sprawi, że zrobi coś głupiego. A może bała się też, że ktoś jeszcze zrobi coś głupiego i ona poniesie tego konsekwencje? Trudno nie popaść w paranoję. A najlepszym sposobem na paranoję wydawał jej się alkohol i imprezy.

[akapit]

Bardzo odpowiedzialne, panno Overgaard, bardzo!

[akapit]

Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że silny stres prawdopodobnie sprawiał, że coraz częściej dokuczały jej rzeczy, których czuć nie chciała. Przyspieszone tętno? Kołatanie serca? To wszystko, co sprawiało, że natychmiast powinna się pojawić na wizycie kontrolnej u swojego lekarza, a co skrupulatnie odkładała na… kiedyś. Kiedyś tam. Nie chciała lekarzy, nie chciała badań, nie chciała mieć z tym więcej niż wspólnego. Nie zamierzała znowu chorować. Była cała, zdrowa i po prostu musiała odreagować.

[akapit]

Dlatego kolejny wieczór spędzała na imprezie. Kilka kolejek tequili, głośne rozmowy, brylowanie na parkiecie i… coś ją tknęło. Pierwszy raz poczuła, że wcale nie chce być w tym tłumie ludzi. Niewiele myśląc złapała za swoją torebkę, na ramiona zarzuciła marynarkę i ruszyła na spacer w kierunku domu. Miała złapać taksówkę, ale chyba chłodne wieczorne powietrze dobrze jej zrobiło. Na pewno ją otrzeźwiło. Chociaż przy jej pechu ostatnio późnowieczorne spacery nie były dobrym pomysłem… i słowo honoru, że właśnie o tym pomyślała, gdy przejeżdżający obok niej samochód zwolnił. Naprawdę? Znowu? Ciśnienie trochę jej skoczyło, skłamałaby gdyby powiedziała, że się nie przestraszyła, ale ostatecznie wzięła głębszy oddech i spojrzała na kierowcę.

[akapit]

- Czy ty chcesz żebym dostała zawału? Miałbyś mnie na sumieniu Buchanan i słowo honoru, że byłabym najbardziej upierdliwym duchem w twoim życiu… – wymamrotała mało poważną wiązankę w jego kierunku i nie mogła się przy tym nie uśmiechnąć – Wracasz z pracy? Od dziewczyny? Zaproponowałabym spacer, jest piękna pogoda… – naprawdę była… uśmiechnęła się ładnie, zgarnęła kosmyk włosów za ucho i podeszła bliżej, obniżając się żeby móc spojrzeć na mężczyznę za kierownicą – I już wiem dlaczego mnie tknęło, żeby wyjść z baru. Miałam wpaść na ciebie. To przeznaczenie! – znów rzuciła raczej niezbyt poważnie – Napijesz się ze mną drinka?


wesley buchanan
sumienny żółwik
nie#5225
strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
1
Praca zmianowa nie była dla niego łaskawa. Chociaż odpowiedniej byłoby posądzić o bezduszność planistę w straży, który to ewidentnie odbijał sobie wszystkie słabe żarty Wesleya nocnymi zmianami. Bo tych ostatnimi czasy miał aż nadto. Powroty o nieludzkich porach były nieodłączną częścią zawodu, który wykonywał i doskonale zdawał sobie sprawę na co się pisze już w momencie wysyłania aplikacji do akademii. Jednak w praktyce był tylko człowiekiem - nie superbohaterem, jak to często przypisuje się strażakom - i miał swoje potrzeby, swój rytm i z każdym kolejnym kończeniem zmiany w środku nocy czuł, jak ciężko będzie mu wrócić do ‘normalności’ po zmianie maratonu na tryb dzienny. W tym momencie można było rzucić stwierdzeniem, że po takim stażu powinien być przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy. Owszem, nie była to czynność nie do zniesienia. Jednak wraz ze zmianą grafiku nachodziły na siebie nadgodziny, wypełnianie luk po współpracownikach, którzy z przyczyn losowych nie stawiali się na zmianę i cała odpowiedzialność spadła na barki kilku osób, a przecież żaden z nich nie był maszyną ze stali.
Na zegarze dochodziła trzecia, gdy zapadła decyzja o szczęśliwym zakończeniu zmiany. W domyśle, obyło się bez nagłych przypadków, wyruszenia do niespodziewanej akcji czy jakiegokolwiek innego kataklizmu, którego zadaniem byłoby zatrzymać Wesleya na dłużej w budynku straży. Przemierzając samochodem alejkę za alejką, nie oczekiwał spotkania z żywą duszą, dlatego też nieskrywany uśmiech błądził po jego twarzy za każdym razem, gdy mijał grupki wychodzące z okolicznych barów. Zdążył zapomnieć, że nocą takie miejsca tętnią życiem najbardziej, co więcej, dawno w niepamięć porzucił fakt, iż kiedyś sam należał do grona częstych bywalców miasteczkowych pubów. Ale było to na długo przed burzliwymi relacjami, na linii czasu oznaczone jako beztroska. Jego pomysły nigdy nie były przemyślane, nie miał w zwyczaju wertować tej samej idei w kółko, tak więc dorównanie tempa jazdy do kroku znajomej sylwetki nie było jego popisowym numerem. Jednak o tym przekonał się później, gdy tylko opuścił szybę i zanim zdążył cokolwiek rzucić na swoje usprawiedliwienie, ona jak zwykle w gadce była pierwsza.
- Czyli wolałabyś, żebym najpierw zatrąbił a dopiero później podjechał? Zanotowane. - wycelował w nią palcem, puszczając przy tym oko w iście szelmowskim stylu. - Całkiem urocze, że całe swoje pośmiertne życie skupiłabyś właśnie na mnie - rzucił żartobliwie, śmiejąc się pod nosem. - Wracam z pracy - szybko sprostował, zanim brunetka zdążyła wymierzyć kolejną serię pytań, które zmęczony umysł Wesa rejestrował znacznie wolniej, niż zazwyczaj. W pewnej chwili zorientowany był jedynie w temacie ładnej pogody. - Owszem, jest całkiem przyjemnie. Jednak to nie zmienia faktu, że to skrajnie nieodpowiedzialne szwendać się po nocach - nie byłby sobą, gdyby po drodze nie przemycił drobnego pouczenia. Nie chodzi o zboczenie zawodowe, a zwykłą troskę. - Drinka? - powtórzył za nią, jakby właśnie odkrył sprawcę jej nad wyraz dobrego humoru. Oj, właściwie to tak właśnie było. - Obawiam się, że w tym momencie mógłbym jedynie przejąć fuchę szofera, co ty na to? - wskazał dłonią na kierownicę pojazdu, co miało dać jasny sygnał, iż z drinkowania w barach raczej nici. Nie wyobrażał sobie zostawienia samochodu na obcym parkingu, nawet jeśli propozycja Odette była dość kusząca.

Odette Overgaard
powitalny kokos
k.
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Nieodpowiedzialnie szwendać się po nocach. Cóż. Zamiast prychnąć lub oburzyć się, że w ogóle miał czelność ją upominać – skwitowała wszystko wymownym uśmiechem. Nie mógł wiedzieć, że aktualnie szwendanie się po nocach było najmniejszym problemem Odette. Wszystko zaczęło się sypać, grunt osuwał jej się pod nogami, nie mogła spać, źle się czuła, przepracowywała się… a imprezowanie było ukoronowaniem tego niezdrowego trybu życia. Bardzo to odpowiedzialne.

[akapit]

Cyknęła wymownie, kręcąc głową, bo nie… żadnego drinkowania w barach. Wyszła, miała na dzisiaj dość.

[akapit]

- Właśnie to miałam na myśli. – jego fuchę szofera, a jakże. Uśmiechnęła się do niego ładnie i właściwie niewiele myśląc i nie dając mu dużej szansy na zmianę planów albo wymiksowanie się z jej towarzystwa… rozejrzała się, czy nic jej nie przejedzie – bo nawet pijana nie chciała zginąć na środku pustej ulicy, chociaż idealnie wpisywałoby się to w jej aktualny poziom szczęścia. Zajęła miejsce pasażera, poprawiła przykrótką sukienkę i wbiła uważne spojrzenie w mężczyznę za kierownicą, ładnie się do niego uśmiechając. Najładniej i najpogodniej jak w tym momencie potrafiła. Na szczęście tequila w tym procesie pomagała – Nie oferuję ci drinka w barze. Oferuję ci drinka jak już pojedziemy do mnie, zaproszę cię na górę i no wiesz… – nie wiedział! A ona wbrew pozorom wcale nie oferowała mu niczego niestosownego. Nawet jeśli w pierwszej chwili faktycznie mogło to tak zabrzmieć. Nie próbowała go jednak uwodzić, a zapraszała tylko na przyjacielskiego drinka – A wracając do tego, co mówiłam wcześniej… a może ty mówiłeś. – zdecydowanie, ale chyba można jej wybaczyć to zakręcenie – Oczywiście, że byłabym w stanie skupić całe moje pośmiertne życie na tobie. Zresztą nie wiem jak to działa… może można straszyć kilka osób jednocześnie? Jeśli nie… to tak, znalazłbyś się w mojej czołówce. – stwierdziła pogodnie, jakby wcale nie mówiła o życiu pośmiertnym i generalnie umieraniu, co w jej przypadku było całkiem realne. Bywały w jej życiu momenty, gdy jedną nogą praktycznie była na tamtym świecie. I znów – jej ostatnie szczęście również wskazywało na to, że w każdej chwili może tam wylądować.

[akapit]

Dawno Cię nie widziałam, Wes. – spoważniała, bo uświadomiła sobie, że przez te wszystkie zawirowania miała mało czasu dla znajomych, przyjaciół i wszelkiego rodzaju bliskich – a za takiego go właśnie uważała – Dobrze wyglądasz. Bycie supebohaterem ci służy. – dokończyła już pół żartem, pół serio, ponownie szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.


wesley buchanan
sumienny żółwik
nie#5225
strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
Rzeczywiście, w gruncie rzeczy nie wiedział nic. Ani jej motywu samotnych, nocnych wędrówek. Ani na dobrą sprawę, jakie bary właśnie odwiedziła. Tym bardziej, nie miał pojęcia o wszystkich problemach, jakie nad nią zawisły i jak skutecznie starała się odciągać od nich myśli. Jednak był pewien, że w tamtym momencie nie zostawi jej samej i dopilnuje, by równym krokiem trafiła pod same drzwi mieszkania. Jej mieszkania, oczywiście. Nie widywali się z częstotliwością, która pozwoliłaby mu rozpoznać, czy jej stan podchmielenie wymykał się spod kontroli, ale przez wzgląd na dawną znajomość i wciąż płonącą sympatię, czuł się zobowiązany do towarzyszenia jej przez resztę wieczoru. Z resztą, to też nie tak, że tego nie chciał. Wręcz przeciwnie.
Nie spodziewał się jej śmiałego działania, więc zanim zdążył sam przejąć pałeczkę i łaskawie zaprosić ją do zajęcia miejsca pasażera, Ode siedziała tuż obok niego. I chyba właśnie w tym momencie uświadomił sobie, jak bardzo docenia jej spontaniczność. - W takim razie witam na taryfie nocnej, klient nasz pan! - rzucił rozbawiony, zerkając na nią kątem oka. - Zamknąć pani szybę, czy powiew świeżego powietrza jest potrzebny? - kontynuował śmiejąc się pod nosem. Wcale nie pił do jej imprezowego stanu, raczej pozwalał sobie na niewinne żarty. Przynajmniej w jego odczuciu tak to brzmiało i miał nadzieję, że Overgaard nie odbierze tego inaczej. Tak jak i on nie powinien dopowiadać sobie dalszej części historii do przedstawionej przez nią propozycji. I rzecz jasna, tego nie robił. Szczególnie nie w momencie gdy dziewczyna na siedzeniu pasażera była pod wpływem tequili. Koniec końców, była to jedynie przyjacielska propozycja. Nad którą, swoją drogą, myślał przez chwilę. - Na to mogę się zgodzić, ale… - zawahał się na moment, po czym wycelował w nią palcem. - Zanim wejdziemy na górę musisz zrobić jaskółkę - a że z powagą w tamtym momencie nie było mu do twarzy, pozwolił sobie na przepełnione rozbawieniem prychnięcie. Może tego mu brakowało od dawna? Rozrywki, rozmów przepełnionych irracjonalnymi scenariuszami, z których można by jedynie się śmiać, niżeli traktować poważnie? Minęło sporo czasu, od kiedy czuł się po prostu beztrosko. - Nie mam pojęcia, ale jeśli kiedykolwiek butelka tequili zniknie w akcji to od razu będę wiedział, że to ty mnie nawiedzasz. Chyba, że wolisz rum to daj znać, może zostawię ci gdzieś na wierzchu, ale musisz obiecać, że będę numerem jeden na tej liście - czy był okropny w swoich żartach? Oczywiście, że nie. Uszczypliwa część jego natury całkiem dobrze się przy tym bawiła i po licealnych latach, Odette powinna być już bojowo przeszkolona do prawidłowego reagowania na jego słowa.
Zwiedziony jej komplementem, odwrócił głowę w stronę brunetki i automatycznie prychnął pod nosem, słysząc wzmiankę o superbohaterze. To porównanie prześladowało go jeszcze zanim przekonał próg akademii, a już wtedy wiedział, że nigdy do niego nie przywyknie. - Poczekaj, aż zobaczysz nowy kalendarz strażacki. Załatwić ci jeden? - zażartował. Wprawdzie, ów kalendarz nie istniał a nawet jeśli, raczej tak ochoczo by się nie chwalił udziałem. - Ty też wyglądasz dobrze. Nawet lepiej, niż dobrze - chociaż w zasadzie nic się nie zmieniła, ale tę uwagę zachował dla siebie. - A więc kierunek, twoje mieszkanie?

Odette Overgaard
powitalny kokos
k.
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.
Spontaniczna lub po prostu pijana… jedno z dwóch. Ewentualnie wybuchowa mieszanka tych dwóch z kroplą załamania nerwowego, które przechodziła od czasu wydarzeń w domku w lesie, o którym nie mogła nikomu powiedzieć. Albo może inaczej – o którym i tak wiedziało zdecydowanie za dużo osób. W końcu podobno troje to już tłok. Dlatego właśnie odreagowywała. I dlatego cieszyła się, że spotkała Wesleya… był wspomnieniem czasów, w których nie było żadnych problemów. A przynajmniej nie tak… poważnych jak te, które ostatnio rozbijały się po głowie. Choroba? Tą zdecydowanie musiała zrzucić na drugi plan – nawet jeśli z każdym kolejnym dniem jednocześnie upewniała się w tym, że powinna iść do lekarza, że wcale nie jest dobrze.
Tequila z powodzeniem topiła wyrzuty sumienia i resztki zdrowego rozsądku.
- Myślisz, że duchy mogą pić tequilę? – zadała całkiem poważne (jak na ten moment) pytanie, nawet na moment nie spuszczając z niego spojrzenia, bo to co powiedział było ważne. Bardzo ważne! – Bo jeśli tak… jeśli po śmierci zostaje trochę radości z tego życia ludzkiego to może nie jest to wcale takie straszne? – może wcale nie było powodu się tego bać? Może wystarczyło się z tym pogodzić? Zawiesiła się nad tym na moment, ale na szczęście dość szybko sobie uświadomiła, że to szalenie ponury temat (i myśl) jak na miły wieczór w miłym towarzystwie. Szeroki uśmiech wrócił na jej twarz, gdy spojrzała na Wesleya – Skoro tak bardzo chcesz zostać moim numerem jeden to chyba nie mam wyjścia. – zakończyła pogodnie ten temat, mając nadzieję, że nie zwrócił większej uwagi na jej chwilową niedyspozycją albo raczej śmiertelną powagę. Chociaż to może wcale nie było takie dziwne? Znał jej historię, wiedział że naprawdę blisko otarła się o śmierć, więc miał większą tolerancję na takie głupie teksty? Nie chciała go przestraszyć.
- Kierunek moje mieszkanie i oczywiście, że chcę kalendarz strażacki. Co za idiotyczne pytanie, Wes… – przewróciła teatralnie oczami – Jakim jesteś miesiącem? Chociaż nie, czekaj… daj mi zgadnąć! – przez kilka sekund wpatrywała się w niego intensywnie – Czerwiec! Nie wiem dlaczego, ale czerwiec. Byłbyś czerwcem. – zadecydowała. Ale nawet nie dała mu większej szansy na skomentowanie tego w tym konkretnym momencie, bo zaparkowali przed odpowiednim budynkiem, więc wysiadła – Co miałam zrobić? Jaskółkę? Chcesz mnie zbierać z chodnika, czy po prostu wejdziesz na górę? Chodź. – pospieszyła go i przytrzymała drzwi od budynku. Wystarczyło tylko wdrapać się na odpowiednie piętro.



wesley buchanan
sumienny żółwik
nie#5225
strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
Każda mieszanka wybuchowa była dobrą odskocznią od problemów, a przynajmniej takich pozytywów doszukiwał się w tej sytuacji Wesley. Nie był niepoprawnym optymistą, ale w towarzystwie starej znajomej zdecydowanie rzadziej zdarzało mu się oglądać za siebie w poszukiwaniu trapiących zmartwień. Zresztą, czy oboje dla siebie nie byli symbolem pewnego rodzaju beztroski? Lata licealne pamiętał dokładnie, kiedy to przez pewien czas stanowili dwójkę naprawdę zgranych znajomych, chociaż sielanka nie trwała długo to jednak zawsze wspominał wszystko z uśmiechem. Na tyle, na ile mógł. Problemy, z którymi mierzyła się Ode w tak młodym wieku stanowiły katastrofę, jakiej Wesley nawet jako stary kawaler nie doznał. I cholernie ją podziwiał.
I równie cholernie nie mógł powstrzymać śmiechu widząc jej poważną minę w zestawieniu z serią niedorzecznych pytań. Jednak dzielnie trwał przybierając kamienny grymas.- Myślę, że mogą. Mi często znika nalewka mojego ojca. Jednego wieczoru odstawiam ją do barku, za dwa dni już jej nie ma i przysięgam, że to nie moja sprawka - wzruszył ramionami unosząc przy tym brwi ku górze, bo wiadomo, udawał że mówi z pełną powagą i to wszystko naprawdę miało miejsce w ich rzeczywistości! Chociaż, to był dość trafny punkt. Czy życie pośmiertne oznaczało wieczną imprezę? - Ważniejsze pytanie, czy duchy mogą mieć kaca? - skoro już podążali tym tropem, dlaczego nie zapuścić się głębiej? Kto wie, może ich na wpół-pijackie przemyślenia właśnie łamały największe tajemnice ludzkości? Jak niedorzecznie by to nie brzmiało. - Wyjście zawsze jest, więc cieszę się, że wybrałaś to prawidłowe - odpowiedział żartobliwie, wszak zdawał sobie sprawę, że to jedynie niewinne przekomarzanki. Bo tak właśnie było, prawda? Nie miał na myśli nic innego? Złapał samego siebie w momencie niepewności.
Tytuł szofera zobowiązywał jednak do dotrzymania obietnicy odstawienia jej pod same drzwi, tak więc nie zwlekając dłużej, zapalił silnik i ruszył w dobrze znanym mu kierunku. Nie od zawsze wiedział, że są sąsiadami, ale z pewnością odkąd był bogatszy w tę informację znacznie częściej korzystał z jej gościnności. Tak jak to robią dobrzy znajomi, oczywiście. - Ten kalendarz to świętość i ilość jest ograniczona a lista chętnych bardzo długa - zaświergotał złośliwie, bo przecież tak łatwo nie pozwoli jej posiąść rzeczy, która skompromitowałaby go na pełnej linii. - Pudło, ale byłaś blisko. Maj. Pasuję do maja? - zapytał już całkowicie poważnie, w końcu piąty miesiąc roku był całkiem blisko czerwca i w tamtej chwili miało to dla niego ogromne znaczenie. - Nie, ale teraz poważnie. Naprawdę chciałabyś przez całe trzydzieści jeden dni mieć moją klatę na ścianie? - nie potrafił zachować pokerowej twarzy, mimowolne rozbawienie zagościło i z pewnością zepsuło zamierzony efekt.
Odpuścił tę jaskółkę. Wizja zbierania jej z chodnika nie jawiła się przed nim kolorowo, tak samo jak podnoszenie jej ze schodów na klatce, dlatego w ramach bezpieczeństwa wybrał podróż na górę windą, dzięki której znacznie szybciej znaleźli się pod znanym numerem mieszkania. Bacznie obserwował jej poszukiwania kluczy do apartamentu, jednak nie zaproponował pomocy w obawie przed urażeniem jej. Na szczęście, dostanie się do środka lokum nie przebiegło problematycznie. - I jak? Nadal chętna na drinkowanie? - wolał się upewnić, nim zażyczy sobie wypełnienia szklanki alkoholem aż po same brzegi. Równie dobrze mógł po prostu dopilnować, by grzecznie położyła się spać po imprezie.

Odette Overgaard
powitalny kokos
k.
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Mówił z powagą, więc i jej się ona naturalnie udzieliła. Ściągnęła mocniej brwi i przyglądała mu się uważnie, przez ułamek sekundy zastanawiając się, co naprawdę mogło się stać z nalewką jego ojca. Dopiero po tych kilku sekundach opóźnienia zdała sobie sprawę, że z niej żartował i to w tak perfidny sposób. Na szczęście zamiast się obrażać – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu – Zastanów się nad sobą, mój drogi… naprawdę się zastanów! A nie obwiniasz o to te biedne duchy swoich byłych! – czy tam kogokolwiek innego, ale jednak nie oszukujmy się… jakie inne duchy miałyby go ścigać? Z drugiej strony byli koło trzydziestki, raczej nie mieli wielu byłych po drugiej stronie, ale nad tym już nie zdążyła się zastanowić! Nie można też było od niej wiele wymagać, stan upojenia alkoholowego robił swoje. Oj robił…

[akapit]

- Czyli… – no i znów zaszedł u niej alkoholowy proces myślowy i spojrzała na niego podejrzliwie – Już ustaliliśmy, że będziesz moim numerem jeden do nawiedzania cię po śmierci… – bo oczywiście, że wybierała prawidłowe wyjście! Jedyne i słuszne – A ja po twój kalendarz mam się ustawić w kolejce twoich fanek? I nie jestem twoim numerem jeden?! Rozczarowałeś mnie właśnie, Buchanan. Chociaż wiem, że byłbyś cholernie seksownym majem… – rzuciła urażona, śmiertelnie wręcz – Więc oczywiście, że bym ją chciała. Ale nie będę miała. Bo inne są przede mną w kolejce! – wytknęła raz jeszcze, prychnęła i naprawdę… jej schorowane serduszko właśnie zostało poważnie złamane. Całe szczęście, że trwało to jakieś trzydzieści siedem sekund i zapomniała o tym, że była obrażona. Śmiertelnie.

[akapit]

Zwłaszcza, że skupiła się na dotarciu na odpowiednie piętro, wyciągnięciu kluczy i walce z zamkiem. Ale udało się i otworzyła drzwi jak szeroko, gestem zapraszając go do środka – Oczywiście. Jesteś zupełnie trzeźwy, a to bez sensu… – zmarszczyła śmiesznie nos i weszła do środka – Rozgość się – a sama wyciągnęła im te szklanki i faktycznie je napełniła. Ale po same brzegi – tylko jego. Jej była skromniejsza – Nie patrz tak… jesteś parę kolejek do tyłu. – zauważyła, wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu i uniosła szklankę w powietrze w geście toastu – Za spotkania! Nawet te przypadkowe. – dokończyła i umoczyła wargi w alkoholu – Co słychać, Wes? – zapytała jakby… poważniej? Trzeźwiej? I uważniej wbiła w niego spojrzenie.


wesley buchanan
sumienny żółwik
nie#5225
ODPOWIEDZ