właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#2


Kurwowała pod nosem bardzo często odkąd przeprowadziła się na starą farmę po dziadkach. Nie żeby wcześniej same aniołkowe rzeczy wychodziły z jej ust, bo tak oczywiście nie było. Gin od zawsze była pyskata i mogła się wydawać wulgarna, ale po prostu to wszystko była wina ludzi dookoła, bo jej tak ostro działali na nerwy, że nie była w stanie się opanować. Debile. W barze miała do czynienia z takimi prawie na każdym kroku. Można, by pomyśleć, ze praca we własnym sadzie sprawi, że trochę wyluzuje i jej humor się nagle w magiczny sposób poprawi, a charakter stanie się bardziej łagodny, Gówno prawda. Chodziła wściekła jak osa, bo nie miała pojęcia jak w ogóle czymś takim zarządzać. Dziadkowie nie zostawili jej żadnej instrukcji obsługi, a bardzo nie chciała żeby przez nią owoc życiowej pracy jej dziadka, popadł w ruinę. Irytowała się więc na siebie, że nie miała pojęcia od czego powinna tu zająć. Dodatkowo stara farma dziadków wymagała remontu, a na to niestety obecnie Blackwell nie mogła sobie pozwolić, co też sprawiało, że się niepotrzebnie denerwowała.
Całe szczęście nie była idiotką i wiedziała, że jak jabłka są czerwone to powinno się je zerwać... chyba. Ja się na tym absolutnie nie znam, ale obstawiam, że tak to działa. No więc zakasała rękawy do pracy i zmęczyła się samym przytaszczeniem drabiny do sadu. Debilne drzewa. Nie mogły być mniejsze? Po napełnieniu trzech skrzynek pięknymi jabłkami już miała dość, a przed nią było jeszcze o wiele, wiele, wiele więcej. Skrzynki były dość ciężkie, ale Gin jakoś sobie radzić musiała więc po prostu starała się je przepchać do pomieszczenia gospodarczego po prostu je kopiąc nogą. Nie chciała sobie zniszczyć kręgosłupa targając je w rękach. Teraz już wiedziała, że będzie musiała pakować jabłka w jakiś mniejszych ilościach żeby móc to jakoś przenosić.
Targała sobie te ciężary, gdy ogarnęła, że najwyraźniej ma gościa. - Nawet nic nie mów - ostrzegła go wskazując na mężczyznę palcem. Musiała sobie poradzić z tymi ciężarami, to była kwestia jej dumy i honoru.

Elias Rowbottom
towarzyska meduza
catlady#7921
lorne bay — lorne bay
38 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej bokser, dzisiaj właściciel siłowni i instruktor boksu, który wciąż miewa problemy z agresją, choć naprawdę stara się panować nad swoimi emocjami, by nieco ułożyć swoje życie
1
Doskonale wiedział, jak wygląda sytuacja u Gin — z czym się musi teraz mierzyć, ile ma roboty, ile spraw na swojej głowie, odkąd odziedziczyła po dziadkach sad. Nie tylko dlatego, że każdego dnia z nią o tym rozmawiał, ale sam prowadzi swoją działalność i wie dokładnie ile czasu, energii, wiedzy i cierpliwości potrzeba, aby to wszystko ogarnąć. On na początku też podążał trochę na ślepo, co rusz musiał pytać o wszystko różnych ludzi i upewniać się, że nie popełnia błędu kolejnymi decyzjami. Z czasem jednak, na całe szczęście, wszystkiego się nauczył i na ten moment prowadzenie siłowni nie wymaga już od niego tyle czasu i cierpliwości, co na początku. Wierzy więc, że i Gin z czasem do wszystkiego dojdzie, choć zawsze powtarza jej, że nie powinna wszystkiego robić sama i poprosić kogoś o pomoc. Nie raz nawet oferował się, że do niej przyjedzie i pomoże jej w sadzie albo chociaż ogarnie parę papierów, które na pewno piętrzyły się gdzieś na jakimś biurku. Gin jednak zawsze była małą Zosią Samosią, co zauważył już na samym początku ich znajomości. Początkowo to tolerował, a raczej pozwalał jej robić wszystko samej, gdy tego chciała, ale widząc, jak w ostatnich dniach się męczy, postanowił wreszcie wkroczyć do akcji bez pytania jej o zgodę.
Wiedział, że dzisiejszego dnia również będzie w sadzie, próbując po raz kolejny coś w nim zrobić. Nawet nie musiał dzwonić i pytać, więc po prostu wsiadł w swojego pick-upa i ruszył w stronę farmy, którą odziedziczyła Blackwell, podśpiewując pod nosem piosenkę, która akurat leciała w radiu.
Podróż na szczęście nie zajmuje mu zbyt wiele czasu — półtorej piosenki później jest już na miejscu, parkując tuż przy bramie wjazdowej. Już z oddali widzi, jak Gin kręci się wokół drzewek, prawdopodobnie zbierając jabłka do plastikowych skrzynek, które same w sobie są lekkie, jak piórko, ale załadowane owocami potrafiły ważyć cholernie dużo. Kręci głową z niedowierzaniem, ruszając w jej kierunku z dłońmi wciśniętymi w przednie kieszenie swoich spodni i rozbawionym uśmieszkiem na ustach.
Ależ nic nie mówię — stwierdza grzecznie, po czym wykonuje gest przekręcania kluczyka przy swoich wargach. Zaraz potem jednak wywraca teatralnie oczami i, oczywiście bez pytania, podchodzi do załadowanej jabłkami skrzynki, by z łatwością ją podnieść i ruszyć z nią do pomieszczenia gospodarczego. Nie zamierza bowiem patrzeć, jak biedna ledwo co targa te nieszczęsne skrzynki — czy tego chce, czy nie, zamierza jej pomóc.

Gin Blackwell
ambitny krab
nonsens#5543
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin nie miała pojęcia z czym przyjdzie jej się zmierzyć, gdy dostała ten sad. Myślała, że to będzie coś przyjemnego. Pozbiera sobie trochę jabłek, trochę z nich zje i jakoś tak będzie. Może nauczy się piec zajebistą szarlotkę? A tu nic z tego, bo nie mogła już na te owoce patrzeć, taka była zła. Gdyby miała chociaż trochę pojęcia, że tak to będzie wyglądać to dalej pracowałaby za barem oddając sad w ręce brata, który być może był bardziej przedsiębiorczy niż Ginevra. No ale słowo się rzekło i teraz musiała sobie radzić. Sama. Taka już była, że jak za coś się brała to musiała, po prostu musiała, robić wszystko sama. Nie chciała nikogo prosić o pomoc i nie lubiła tego robić. Czuła sie wtedy taka... bezbronna i słaba, a to chyba były dwa najgorsze uczucia jakie mogły wystąpić u panienki Blackwell.
- Widzę w Twoich oczach, że coś chcesz powiedzieć - rzuciła, bo tylko czekała na jakiś komentarz i całe szczęście, że się nie doczekała. Pokręciła tylko lekko głową i nawet się pod nosem zaśmiała widząc jego gest zamykania buzi na kłódkę. Doceniała to, bardzo. - Ej weź... co Ty robisz? - Ona miała to zrobić sama. Już sobie nawet w głowie nudziła All by myself. - Ja to wezmę, zostaw to - starała się na spokojnie na początek. To były jej ciężary, jej zmartwienie i nie chciała żeby sobie nadwyrężył u niej plecy, w końcu był sportowcem więc musiał sprawnie działać. Miałaby wyrzuty sumienia, gdyby coś mu się stało i nie mógł wtedy nikogo nauczyć jak się poprawnie bić. - Elias serio mówię, nie musisz mi pomagać - bo ona sobie świetnie sama radziła! Może, by jej to trochę dłużej zajęło, ale przynajmniej zrobiłaby wszystko sama i nie miałaby sobie nic do zarzucenia. Skoro słowa nie dawały jednak rezultatów to postanowiła przejść do czynów i lekko już zdenerwowana postanowiła wskoczyć przyjacielowi na plecy zawieszając swoje ręce na jego szyi. - Zostaw te cholerna jabłka - Gin była uparta jak osioł. Ładny, ale jednak osioł. Pewnie ktoś kto jej nie zna powiedziałby, że jest jakaś pojebana i w sumie miałby trochę racji.

Elias Rowbottom
towarzyska meduza
catlady#7921
lorne bay — lorne bay
38 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej bokser, dzisiaj właściciel siłowni i instruktor boksu, który wciąż miewa problemy z agresją, choć naprawdę stara się panować nad swoimi emocjami, by nieco ułożyć swoje życie
I to właśnie jest jej największy, jeśli nie jedyny, błąd — nie chce przyjąć od nikogo pomocy, bo jest święcie przekonana, że wszystko musi zrobić sama. Ale jej dziadkowie też na pewno musieli mieć kogoś do pomocy, prawda? Dlatego naprawdę nie rozumie dlaczego musi być tak cholernie uparta i nie może zatrudnić chociaż jednej osoby; kogoś, kto dźwigałby te ciężkie skrzynki z jabłkami, bo jak tak dalej pójdzie, to dziewczyna nabawi się przepukliny. On zaś był do takich ciężarów już przyzwyczajony, nie mówiąc o tym, że wiedział, jak prawidłowo takie rzeczy podnosić, by przypadkiem nie zrobić sobie krzywdy. Także jeśli ktoś miałby sobie nadwyrężyć plecy, to prędzej byłaby to ona, jako że wzięła się za ciężary, które są dla niej zdecydowanie za duże. I, gdyby był pewien, że w międzyczasie nie zrobi sobie żadnej krzywdy, może nawet i uszanowałby jej decyzję i pozwolił jej zrobić wszystko samej, ale naprawdę nie chce, aby Gin potem cierpiała. Jest jego przyjaciółką, a to oznacza, że się o nią martwi, a także stara się poniekąd o nią dbać, gdy ma taką możliwość. Dlatego nawet nie odpowiada na jej protesty, wywraca jedynie oczami, cały czas zmierzając ze skrzynką w kierunku pomieszczenia gospodarczego. W końcu obiecał, że nic nie powie, tak? Więc nic nie mówi, ale tego, że jej nie będzie pomagał, już nie obiecywał.
Nie spodziewa się tylko, że w pewnym momencie Gin postanowi skoczyć mu na plecy. Zatrzymuje się więc na moment, łapiąc równowagę z dodatkowym ciężarem, a potem, jak gdyby nigdy nic, rusza w dalszą drogę, kręcąc tylko głową z niedowierzaniem.
Zachowujesz się, jak mała, rozkapryszona dziewczynka — stwierdza, wchodząc wreszcie do pomieszczenia gospodarczego, gdzie odstawia skrzynkę z jabłkami pod ścianą, po czym się prostuje i poprawia Ginevrę na swoich plecach, aby przypadkiem nie spadła i nie potłukła swojego tyłka. — Zamierzasz tak wisieć przez cały ten czas? Bo wiesz, mi to w ogóle nie przeszkadza, przynajmniej odhaczę sobie z listy dzisiejszy trening — rzuca z rozbawieniem, ruszając z powrotem na pole po kolejną skrzynkę. — Daj spokój, Gin. Im szybciej się z tym uwinę, tym szybciej będziemy mogli pójść do ciebie i spędzić jakoś miło czas — dodaje po chwili, zatrzymując się przy niewielkim stosie skrzynek, czekając na to, aż jego przyjaciółka pójdzie po rozum do głowy.

Gin Blackwell
ambitny krab
nonsens#5543
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Ginevra nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś o nią dba, szczególnie ktoś kto nie należał do ej rodziny. Nie miała zbyt wielu bliskich przyjaciół, głównie dlatego, że nie każdy był w stanie znieść jej charakter. Koleżanek zresztą nie miała prawie wcale, bo kobiety po prostu w dużej mierze ją irytowały i nie potrafiła być taką typową psiapsią, jaką większość babek by chciała. Nie nadawała się na babskie wieczory, bo chociaż lubiła pić wino, to już paznokietki i plotki o chłopakach zupełnie nie były w jej stylu. Była trochę bardziej jak taki kumpel-facet i to właśnie dlatego się lepiej dogadywała z mężczyznami. No i przez to też nie chciała żeby ktoś jej pomagał, miała swoją męską dumę, której lepiej było nie naruszać.
- Jak co? Sam jesteś dziewczynka, uparta na dodatek - prychnęła, oczywiście ignorując fakt, że sama teraz była najbardziej upartym osłem w całej Australii. To się zdarzało zresztą bardzo często. - Jak to możliwe, że Cię to nie rusza - no nie była przecież jakoś wybitnie gruba, ale też nie należała do szkieletów, coś tam ważyła, a ten sobie szedł jakby nigdy nic. Lubiła silnych mężczyzn, aczkolwiek w tej chwili ją to trochę denerwowało. Wywróciła w końcu oczami i puściła go na spokojnie stając już na własnych nogach. - Poradzę sobie z tymi skrzynkami Elias, nie musisz mi pomagać naprawdę. Nie jestem małą dziewczynką - starała się go w ten sposób przekonać i nawet mu położyła dłonie na klatce piersiowej. - Widzisz, to ja mam lepszy pomysł - mruknęła wpatrując się mu prosto w oczy i trochę też stanęła na palcach żeby być bliżej jego twarzy. - Możesz to zostawić i teraz pójdziemy do mnie żeby spędzić jakoś miło czas - zaproponowała przygryzając lekko dolną wargę. Próbowała tu coś ugrać korzystając ze swojego kobiecego uroku. Bardzo często jej się to udawało, szczególnie przy policjantach i anulowaniu mandatu. Miała nadzieję, że i tym razem sie powiedzie, bo była zbyt dumna żeby pozwolić komuś załatwiać jej sprawy. Poza tym w tej chwili to już zdecydowanie bardziej wolała być w domu i robić inne rzeczy niż stać tutaj i martwić się jakimiś pieprzonymi jabłkami. - To jak? - uniosła brew z nadzieją, że Elias dał się przekonać.

Elias Rowbottom
towarzyska meduza
catlady#7921
lorne bay — lorne bay
38 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej bokser, dzisiaj właściciel siłowni i instruktor boksu, który wciąż miewa problemy z agresją, choć naprawdę stara się panować nad swoimi emocjami, by nieco ułożyć swoje życie
Patrząc na niego, zapewne mało kto by przypuszczał, że jest kimś, kto pomaga na prawo i lewo i opiekuje się każdym, kto zajmuje ważne miejsce w jego życiu. Większość mieszkańców zazwyczaj widzi go pewnie ze skwaszoną miną, kilku innych niewątpliwie było świadkami wybuchów jego agresji, ale nieliczni wiedzą, jaki naprawdę jest. Ginevra również bardzo dobrze go zna, więc powinna wiedzieć, że będzie chciał jej pomóc — nawet jeśli twierdzi, że tej pomocy nie potrzebuje. Bo Elias jest poniekąd tak samo uparty, jak i panna Blackwell — poniekąd, bo jednak Gin zajmuje to zaszczytne pierwsze miejsce. I, chociaż zazwyczaj stara się iść jej na rękę, z tymi skrzynkami zdecydowanie się nie podda, bo naprawdę nie chce, aby kobieta zrobiła sobie krzywdę przez własną głupotę.
Chyba mówisz o sobie. — Znowu wywraca oczami i chyba naprawdę musi jej kiedyś uświadomić, że jest największym uparciuchem, jakiego w życiu widział. Choć wątpi, aby mu to przyznała, bo winni zawsze się wypierają, nawet nieświadomie. — Jakbyś ćwiczyła co drugi dzień i podnosiła ciężary, to też by cię takie rzeczy nie ruszały. I może nawet bez trudu podnosiłabyś te skrzynki — stwierdza, odwracając się do niej przodem, gdy już staje o własnych siłach na ziemi. — Mam pomysł. Pozwolę ci nosić wszystkie te skrzynki w pojedynkę, pod warunkiem, że zaczniesz ze mną ćwiczyć. Trochę wzmocnimy tę rączki — tu delikatnie ściska jej mały biceps — [/b] nauczę cię, jak podnosić tego typu rzeczy i wtedy nie będę musiał się bać, że się połamiesz, co ty na to?[/b] — Posyła jej szeroki uśmiech, domyślając się, że ten pomysł może nie przypaść jej do gustu. — Nie uważam cię za małą dziewczynkę, Gin, ale pewne rzeczy nie są dla wszystkich. Oczywiście mogą, ale trzeba popracować — dodaje, wzruszając lekko ramionami. Zapewne zaraz znowu się zezłości, ale przecież naprawdę chce dla niej dobrze.
Wzdycha cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową, gdy widzi, jak robi do niego ładne oczka. Doskonale zna tę taktykę, bo w końcu to nie pierwszy raz, kiedy kobieta chce coś od niego, a wtedy zawsze używają swojej sekretnej broni, którą zazwyczaj jest urok, czasem coś innego.
To może kompromis i najpierw spędzimy miło czas, a potem dasz mi dokończyć robotę i schować wszystkie te jabłka, co? Nie mogą stać za długo na słońcu, bo inaczej się szybciej zepsują — mówi, krzyżując ramiona na piersi. — To jak? — Spogląda na nią spod uniesionych brwi, czekając na jej decyzję. Dla niego mogą najpierw odpocząć, a później popracować, nie ma problemu, aby tylko pozwoliła mu pomóc.

Gin Blackwell
ambitny krab
nonsens#5543
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Jestem egoistką, to prawda, ale tym razem nie mówię o sobie - stwierdziła i nawet pokazała mu język. Z Gin już tak było, że potrafiła znaleźć w swojej głowie odpowiedź na wszystko i zawsze chciała mieć ostatnie zdanie, no i najwyraźniej była też hipokrytką. Wiedziała, że pomoc Eliasa wiele, by ułatwiła i dla niego to oczywiście nie był żaden problem, ale i tak czuła sie głupio i nie za bardzo wiedziała nawet dlaczego. Sądziła, że to wszystko jest na jej głowie, było jej obowiązkiem, z którym musiała sobie poradzić na własną rękę, a jeżeli rozwali sobie przy tym kręgosłup, to już trudno. Doceniała jednak to z jaka determinacją Elias chciał jej pomóc. Naprawdę! Było jej milutko na sercu, ale nigdy, by się do tego nie przyznała. - A jakbym miała 194 centymetry wzrostu to bym była wysoka - wywróciła oczami, bo rzucał jej tu jakimiś oczywistościami. Regularne ćwiczenia zapewne wiele, by jej ułatwiły, ale cóż... robienie czegokolwiek regularnie już na wstępie skreślało Blackwell. Nie potrafiła wyrobić u siebie jakiejś konkretnej rutyny dnia, a czasem bardzo, by chciała, bo pewnie dzięki temu byłaby o wiele bardziej zorganizowana. Słysząc ten jego wybitny pomysł od razu wybuchła śmiechem, bo była pewna, że sobie tu teraz z niej robi jakieś żarty. - Dobre - rzuciła, gdy przestała sie śmiać i spojrzała na przyjaciela. - Ohh... Ty tak na poważnie? - No, bo dopiero do niej dotarło, że jednak sobie nie żartował. - Prędzej wytnę te drzewa w pień - mówiła całkowicie poważnie. To nie tak, że Gin nie lubiła ćwiczyć, no bo lubiła, tylko nie siłowo. Przez lata była tancerką więc fizycznie była dość sprawna i wytrzymała... w bieganiu, skakaniu, pływaniu i tego typu rzeczach. Z podnoszeniem ciężarów było już gorzej. - Albo nie, w sumie okej, pójdziemy na trening, nauczysz mnie podnosić ciężary, a w zamian za to ja nauczę Cię jak kręcić tyłeczkiem do latynoskiej muzyki? Co Ty na to? Zrobimy StepUp Taniec Zmysłów Australian Edition - zaproponowała, bo chętnie, by zobaczyła jak Elias wygina śmiało ciało. Na samą myśl, aż jej się gorąco zrobiło.
Może i zna tą taktykę, ale Gin robiła ładne oczka o wiele lepiej niż większość kobiet, bo była po prostu ładniejsza, tak sądziła i proszę jej tu nie wyprowadzać z błędu. - Jesteś taki mądry - mruknęła trzepocząc rzęsami, bo oczywiście, że sama wcześniej wpadła na to, że jabłka nie mogą stać na słońcu bo się zepsują. Dlatego chciała je schować! - Zróbmy inaczej, pomogę Ci ze skrzynkami, razem je ponosimy, a później zapraszam na do domu na drinka - wydawało jej się to być bardzo fair! Może i wiele swojej siły nie wniesie w noszenie, ale przynajmniej nie będzie mogła sobie zarzucać, że wszystko zrobił za nią. - A robię naprawdę dobre drinki po tylu latach praktyki w barze - chociaż jej ulubione to czysta whisky, albo czysty rum.

Elias Rowbottom
towarzyska meduza
catlady#7921
lorne bay — lorne bay
38 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej bokser, dzisiaj właściciel siłowni i instruktor boksu, który wciąż miewa problemy z agresją, choć naprawdę stara się panować nad swoimi emocjami, by nieco ułożyć swoje życie
Jeszcze zanim na dobre wyrzucił z siebie propozycję wspólnego ćwiczenia, domyślał się, jaka będzie jej reakcja. No ale jeśli faktycznie chce być w stanie podnosić te skrzynki własnoręcznie, to naprawdę przydałoby się, aby zdobyła trochę siły, jak i nauczyła się techniki, jeśli przy okazji nie chce się połamać. Wtedy może nawet byłby w stanie odpuścić swoją pomoc i pozwoliłby ogarnąć jej to samej, chociaż, nawet jeśli faktycznie zechciałaby z nim ćwiczyć, to i tak trochę czasu by minęło, zanim byłaby gotowa.
Niemniej jego przypuszczenia się spełniają, gdy słyszy jej odpowiedź. No ale mało kto lubi ćwiczenia siłowe — on sam na początku za nimi nie przepadał, zdecydowanie bardziej woląc uderzać w worek, ale z czasem je polubił. To właśnie dzięki nim ma jeszcze lepszą kondycję, nie mówiąc o całkiem niezłych mięśniach, których się przy okazji dorobił.
Twoja decyzja. Weź tylko pod uwagę, że wtedy tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — mówi z uśmiechem, bo to na pewno nie jest ostatni raz, gdy chce jej pomóc. O wiele łatwiej byłoby, gdyby nie była takim uparciuchem, ale to i tak go nie powstrzyma. Pewnie machnąłby na nią ręką, gdyby nie byli przyjaciółmi, ale, jako że Ginevrę uważa za bliską osobę, nie zamierza się poddać. — Ty tak na serio? — Spogląda na nią z powątpiewaniem, bo teraz nie wie, czy Gin mówi na serio, czy tylko sobie żartuje. Po niej naprawdę można się spodziewać wszystkiego, a po jej minie stwierdza, że mówi poważnie i to nie jest żaden kawał. Uśmiecha się więc zadziornie, bo niech sobie nie myśli, że można go tak łatwo wystraszyć. Poza tym lubi wyzwania, a to konkretne nie wydaje mu się być nie do zrobienia. — Dobra, wchodzę w to. Tylko uważaj, bo jeszcze pękniesz z zazdrości, gdy zobaczysz moje ruchy — śmieje się, przy okazji wykonując kilka podstawowych kroków cha-chy. Nigdy się tym jej nie chwalił, ale trzeba przyznać, że całkiem dobry z niego tancerz. Oczywiście daleko mu do zawodowców, ale na rodzinnych weselach często wywijał z kuzynkami na parkiecie. I, jeśli miałby być szczery, nie będzie miał nic przeciwko nauce kilku nowych kroków. Nie mówiąc o tym, że może to być całkiem dobra zabawa, jak i idealna okazja, aby wreszcie zobaczyć, jak Gin tańczy, bo chyba jeszcze nie miał takiej okazji.
A ty jesteś taką kokietką — mówi, odrobinę ją przedrzeźniając i, tak jak ona, trzepocze przez moment swoimi rzęsami. Pewnie wygląda w tej chwili komicznie, ale właśnie o to chodzi. — Ale dobra, niech ci będzie. Im dłużej będziemy się kłócić, tym gorzej dla jabłek, a tak to może szybciej się uwiniemy — wzdycha w końcu, stwierdzając, że może pójść na taki kompromis. Jeśli dobrze pójdzie, to i tak on wniesie większość skrzynek, bo zanim ona doniesie jedną, on już zdąży schować w tym czasie dwie. — Jeśli tym drinkiem może być whisky z lodem, to zdecydowanie w to wchodzę. — Bo i on woli whisky od kolorowych i słodkich drinków, które według niego zarezerwowane są dla kobiet. Są słabe, często mdłe albo za słodkie, a on zazwyczaj pije alkohol, aby go czuć. — Ale istnieje ryzyko, że będziesz musiała mnie wtedy przenocować na kanapie — dodaje ostrzegawczo, bo jeśli na jednej szklance się nie skończy, lepiej, aby nie wracał do domu tak, jak tu trafił, czyli swoim samochodem.

Gin Blackwell
ambitny krab
nonsens#5543
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Zaśmiała się i poklepała go po ramieniu. - Kto powiedział, że chcę się Ciebie pozbywać? Za kogo Ty mnie masz Elias? - Zapytała unosząc brew, bo bez przesady! Blackwell taka nie była. Jak już kogoś polubiła to raczej chciała z nim spędzać czas i się widywać. Także w tym akurat problemu nie było, no chyba, że facet nagle zacząłby ją niemiłosiernie wkurwiać jakimiś ckliwymi akcjami, ale wiedziała, że na to się nie zanosi więc nie było problemu. – Yhym, jasne. Chciałbyś – ciężko było sprawić żeby Ginevra była zazdrosna, bo żeby tak było to musiałoby jej na czymś zależeć, a Blackwell dobrze znała swoją wartość, wiedziała, że jest dobrą tancerką, może nie wybitną, ale dobrą. – Ty lepiej uważaj, żebyś się we mnie nie zakochał jak zobaczysz moje kocie ruchy – oko za oko, ząb za ząb. Każdy kto znał brunetkę to doskonale sobie zdawał sprawę, że ma ona odpowiedź na wszystko. Ciężko było sprawić, by Gin się po prostu zamknęła i siedziała cicho. To w ogóle nie wchodziło w grę.
- Jeszcze nie wiesz do czego jestem zdolna – stwierdziła unosząc brew, bo to był tylko przedsmak. Gin jak chciała to potrafiła być naprawdę dobrą kokietką i sprawić, że człowiek poczują się kimś o wiele lepszym niż jest w rzeczywistości. Była dobra we flirty i wszystko co wiązało się z brakiem stałości. One night stand? Nie ma sprawy. Przelotny romans? Spoko. Związek? Hell no! Chyba jeszcze do tego nie dorosła, albo po prostu po tylu niepowodzeniach miłosnych, zdała sobie sprawę, ze to nie jest dla niej. – Wspaniale – i to było idealne rozwiązanie, w którym żadna ze stron nie była zadowolona. Kompromisy były piękną sprawą. – Może być i taki drink, nie ma sprawy – ona takie też lubiła, więc się zgrali smakami idealnie. – Na kanapie? Stary. Mam całą farmę. Możesz się kimnąć w sypialni gościnnej… czaisz, że mam sypialnię gościnną? – To było dla Gin niespotykane, bo do tej pory miała tylko wynajmowane, dość małe i przytulne mieszkanko. A teraz? Dość sporą, rozwalającą się farmę. Duża zmiana! – A jak będziesz niegrzeczny to Cię wygonię na siano do stodoły – prawda była jednak taka, że nie miała ani stodoły ani siana.- Dobra ogarnijmy jabłka – zarządziła i w końcu wrócili do przenoszenia tych owoców, Ginevra dzielnie pomagała przyjacielowi, chociaż zdawała sobie sprawę, że sam odwalił większość roboty. Po pewnym czasie było już po wszystkim i mogli iść się napić.
- Rozgość się – powiedziała prowadząc mężczyznę do salonu. Sama podeszła do barku, z którego wyciągnęła ładną, szklanką karafkę przepełnioną whisky oraz dwie szklaneczki, które po chwili położyła na stole. – Możesz teraz być mężczyzną i czynić honory – niech się wykaże, może ma miarkę w oku i uda mu się nalać równe porcje!

Elias Rowbottom
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ